08 wrzesień 2013 |
Część 3
ostatnia
Zdezorientowany jej wybuchem Marek stał przed drzwiami łazienki i prosił. - Kochanie otwórz. Strasznie cię przepraszam. Jeśli nie masz na to ochoty do niczego nie będę cię zmuszał. Bardzo cię pragnę, ale uszanuję fakt, że nie jesteś jeszcze gotowa. Im dłużej prosił tym bardziej zanosiła się płaczem. Miała świadomość jak bardzo krzywdzi Marka. Marka, dla którego była całym światem i który ją kochał. Nie potrafiła przezwyciężyć w sobie tego lęku i wstydu. Obwiniała swoje ciało, że tak po prostu, bez żadnego ostrzeżenia zachorowało i to tak ciężko. Nienawidziła go. Ono nie było już czymś, co należało do niej, to już nie była ona. Przekręciła klucz w zamku i stanęła przed nim z opuszczoną głową. Wciąż płakała. Odgarnął jej włosy z twarzy i przytulił ją. - Nie możesz się tak zadręczać skarbie. Musisz nabrać do tego dystansu. Musisz to zaakceptować, bo w przeciwnym razie to cię zniszczy psychicznie. Chodź. Idziemy spać. Wzięła pierwszą serię zabiegów. Jej organizm nie potrafił przyzwyczaić się do chemioterapii. Wyniki badań miała dobre, ale za każdym razem wymiotowała i była słaba. Przybyło jej ładnych parę kilogramów, jednak ta nadwaga była spowodowana chemią. Nie utyła od jedzenia, bo po każdym zabiegu przez kilka dni nie potrafiła nic przełknąć. To był obrzęk, który zaatakował całe jej ciało. Nie mogła na siebie patrzeć. Wszystkie lustra w domu zasłoniła ręcznikami. Zostawiła tylko jedno małe w łazience, żeby Marek miał się jak ogolić. Czuła do siebie wstręt. Marek zdawał się tego nie zauważać, ale czasem przyłapywała go jak jej się przygląda i jak bardzo przerażony jest tym widokiem. Którejś nocy obudziło go światło sączące się z salonu przez niedomknięte drzwi sypialni. Spojrzał na zegar wskazujący pierwszą w nocy. Zarejestrował brak Uli obok siebie. Wstał i cicho otworzył drzwi. Była w salonie. Pośpiesznie pakowała sporą walizkę. Stanął przerażony. - Ula…, co ty robisz? Po co pakujesz te wszystkie rzeczy? Jest środek nocy… - Wyprowadzam się – rzuciła krótko. - Jak to wyprowadzasz się? Dokąd? - Do Rysiowa. – Wrzuciła jakąś bluzkę do walizki i spojrzała mu w oczy. – Przepraszam cię Marek, ale nie mogę już dłużej z tobą być. Jestem ci wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobiłeś, ale ja nie nadaję się już ani na dziewczynę, ani na żonę dla żadnego mężczyzny. Ty zasługujesz na same dobre rzeczy. Zasługujesz na zdrową, silną kobietę, która obdarzy cię zdrowym potomstwem. Ja nie mogę ci tego dać. Czuła, że ta choroba ją zmieniła. Zamiast miłej, uprzejmej i zawsze łagodnej Uli wyrastał w niej potwór. Bezpardonowy, obcesowy, nieznośny, gruboskórny potwór, który coraz bardziej zamykał się w sobie i mroczniał. Bliskość Marka niczego nie ułatwiała. Im bardziej jej pragnęła, tym bardziej starała się zdusić w sobie tę chęć. Miała wrażenie, że nie zasługuje na jego miłość, nie zasługuje na jego poświęcenie. Powinna być sama tylko ze swoim wstrętnym ciałem, którego nikt nie powinien oglądać i dotykać. Marek był zbyt dobry, zbyt wrażliwy, zbyt piękny. Nie zasłużył sobie na taki los. Nie mogła dłużej męczyć go swoim widokiem dlatego postanowiła odejść. - Na litość boską, Ula. Przecież za niespełna dwa miesiące mamy się pobrać. Wszystko jest już ustalone i załatwione. Nie możesz odejść. Nie miała pojęcia, dlaczego tak bardzo obstaje przy tym ślubie. Dlaczego jest taki uparty. Jej klatka piersiowa wyglądała jak dzieło jakiegoś szalonego nożownika i z pewnością nie była miłym widokiem dla żadnego mężczyzny. Ciągle w głowie kołatały jej wielokrotnie wypowiadane słowa Marka "moje dwa cudowne skarby, moje śliczności”. On rzeczywiście uwielbiał te piersi. Jeśli teraz pozostała tylko jedna z nich, to tak jakby nie pozostało nic. A skoro nic, to po co nalega na ten ślub… - Kocham cię – doszły do niej jego cicho wypowiedziane słowa. – Za dwa miesiące całkiem wydobrzejesz i pobierzemy się. - Po co? Po co chcesz się ze mną ożenić? Jeśli robisz to z litości, to daruj sobie. Nie potrzebuję jej. Stał naprzeciw niej z opuszczonymi bezradnie rękami. W oczach lśniły mi łzy. - Jesteś niesprawiedliwa Ula. Ja już nie daję rady. Zmieniłaś się. Stałaś się złośliwa, nieprzystępna i zrzędliwa. Jestem bezsilny, bo czegokolwiek nie zrobię, wszystko jest źle. To nie może tak być. - No jasne. Co ty możesz wiedzieć o bezsilności, o niemocy, o stracie i o wstręcie jaki można czuć do samego siebie – wyrzuciła z siebie jednym tchem i kolejny raz rozpłakała się. – Nic o tym nie wiesz! Złapał ją za ramiona i silnie potrząsnął. - Ula! Do jasnej cholery! – Krzyknął. – Przecież jesteś mądrą kobietą! Czy ty naprawdę nie rozumiesz, że świat nie kręci się wokół ciebie i nieszczęścia, które przeżywasz?! Świat nie kręci się wokół twoich piersi?! Jednej z nich nie masz. To potworne i nie będę zaprzeczał, ale mimo, że były śliczne, jędrne i kształtne, to nie w nich się zakochałem. Pokochałem ciebie, bo masz piękną duszę. Pokochałem ciebie za twoje wspaniałe wnętrze, za twoją spontaniczność, mądrość i wielkie serce zdolne wybaczyć największe świństwo. Kocham cię nadal mocno i szczerze, ale muszę mieć pewność, że i ty czujesz podobnie. Jeśli spojrzysz mi w oczy i powiesz otwarcie, że mnie nie kochasz, pomogę ci się spakować i zawiozę do Rysiowa, a potem skończę ze sobą. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w jego oczy. Była wstrząśnięta tym, co usłyszała na końcu. Osunął się przed nią na kolana i przytulił się do jej nóg. - Nie opuszczaj mnie Ula. Nie dam rady bez ciebie żyć. Pójdziemy do psychologa. On ci pomoże uporać się z tymi lękami. Pozwól sobie pomóc. - Wstał z kolan i otulił ją ramionami. – Nie zamykaj się dla świata. Nie zamykaj się przede mną, bo ja nie wiem jak z tym walczyć. To zaczyna mnie przerastać. - Przytulił się do jej ust i nie przestając jej całować odpinał powoli guziki piżamy. Delikatnie dotknął blizn i przeniósł na nie usta. Płakała. Nie miała siły protestować. Pozwoliła mu na wszystko mimo, że nadal czuła ogromny wstyd. To był jednak pierwszy krok do uleczenia własnej duszy. Ta noc była przełomowa dla nich obojga. Nie był jej potrzebny psycholog, bo Marek okazał się najlepszym psychologiem na świecie. Wierzyła, że od teraz będzie już wszystko dobrze. Jej ciało oszukało ją, ale dzięki Markowi zapanowała nad nim. Z biegiem czasu blizna mocno zbladła i chociaż nadal była widoczna, to nie wprawiała jej już w taki przygnębiający nastrój. Lustra w mieszkaniu lśniły blaskiem odbijając jego wnętrze, bo pościągała z nich ręczniki. Wyglądała i czuła się znacznie lepiej. Wreszcie powrócił jej dawny wizerunek. Znowu była szczupła i zgrabna. Opuchlizna zniknęła a włosy odrosły gęściejsze i z miedzianym połyskiem. Teraz nosiła krótką, twarzową fryzurkę. Często jeździli na kontrolę do kliniki. Wyniki badań potwierdzały, że wszystko jest już w porządku, jednak leki brała nadal. Lekarz, który ją operował uświadomił jej, że dopiero po pięciu latach można mieć prawie całkowitą pewność, że rak nie powróci. Czuła się świetnie i nie dopuszczała nawet takiej myśli do głowy. Wróciła do pracy. Brakowało jej tego gwaru i szumu na korytarzach firmy. Brakowało jej koleżanek. Wbrew jej obawom przyjęły ją bardzo serdecznie. O nic nie pytały i zachowywały się względem niej normalnie. Była im wdzięczna. Na razie nosiła protezę, ale coraz częściej myślała o implancie piersi. Proteza nie była wygodna. Czasem ją uwierała. Wracała do domu i pierwsze co robiła, to pozbywała się jej. Któregoś dnia wszedł do jej gabinetu Marek z ogromnym pudłem. Przekręcił w zamku klucz i uśmiechnął się do niej tajemniczo. Zdziwiona spojrzała na niego a potem na pudło, które dzierżył w dłoniach. - A co ty się tak skradasz i po co zamykasz drzwi na klucz? - Mam coś dla ciebie. Musisz przymierzyć, dlatego zamknąłem drzwi. Spójrz. - Otworzył wieko. Jej oczom ukazało się mnóstwo biustonoszy w różnych kolorach. - To od Pshemko. Bał się tu przyjść osobiście, bo nie chciał, żebyś poczuła się skrępowana. Zaprojektował dla ciebie idealny biustonosz. Jedna z miseczek jest tak usztywniona, że nie będziesz potrzebowała nosić już tej niewygodnej protezy. Wyściółka jest mięciutka i na pewno nie porani ci skóry. Rozmiar jest twój, bo dałem mu na wzór jeden z twoich staników. Przymierzaj. Nikt nie przyjdzie, bo uprzedziłem też Dorotę. Pasowały jak ulał. Nic jej nie uwierało. Nic nie gniotło. Uśmiechnęła się do niego promiennie. - Zaraz pójdę i osobiście podziękuję mu za tą niespodziankę i za jego delikatność. - A ja mam jeszcze jedną dobrą wiadomość. Załatwiłem wizytę w klinice doktora Szczytniewskiego. Zrekonstruuje ci pierś, ale już po naszym ślubie. To inwazyjny zabieg i mogłoby się nie zdążyć wygoić. Potem jak wszystko będzie w porządku to zrobią jeszcze brodawkę. Byłem zdziwiony, gdy okazało się, że ją wytatuują. Będziesz miała obie piersi kochanie. Przytuliła się do niego mocno. - Bardzo cię kocham. Jesteś najlepszym człowiekiem jakiego znam. Chodźmy do Pshemko razem. Ucieszy się. Tydzień po tej rozmowie pojechali do Wilanowa, gdzie mieściła się klinika doktora Szczytniewskiego. On sam przywitał się z nimi serdecznie i poprosił, żeby usiedli. - Z rozmowy telefonicznej wiem, że chodzi o rekonstrukcję piersi po mastektomii. Mają państwo ze sobą wypis ze szpitala? - Ula podała mu plik kartek. - Tu jest wszystko od diagnozy po opis zabiegu. Proszę. Lekarz przestudiował dokumenty i poprosił, by Ula rozebrała się do połowy. Zbadał ją dokładnie i rzekł. - Zwykle kobiety decydują się na sztuczny implant, ale zdarzają się powikłania typu, że może się przemieścić lub pęknąć. Jest też metoda, która pozwala wypełnić przestrzeń pod przyszłą pierś własną tkanką tłuszczową. Pobieramy ją z fałdów brzucha. Pani jest jednak dość szczupła i nie za bardzo jest z czego pobrać. W takich wypadkach wykorzystujemy mięsień najszerszy grzbietu i skórę z pleców. Przenosimy go na miejsce usuniętej piersi a przestrzeń między nim a klatką piersiową uzupełniamy sztucznym implantem lub własną tkanką pacjenta. Pani nie ma dużych piersi. To rozmiar duże „B” i myślę, że niewiele trzeba będzie pobrać tkanki tłuszczowej, żeby osiągnąć symetrię w stosunku do lewej piersi. Pobierzemy ją z pośladków. Ta metoda jest idealna dla szczupłych kobiet. Charakteryzuje się małą ilością komplikacji, stosunkowo szybką rekonwalescencją i bardzo dobrymi wynikami kosmetycznymi. Co pani o tym myśli? - Myślę, że zdecyduję się na tę drugą metodę. Bardzo się wycierpiałam po mastektomii i mam nadzieję, że nie będę przeżywać już takiego bólu jak wtedy. - Wie pani, ból jest zawsze. Na pewno przez co najmniej siedemdziesiąt dwie godziny po zabiegu, ale wspomożemy panią. Mamy środki przeciwbólowe najnowszej generacji, które doskonale uśmierzają ból. Będzie dobrze. Ja wpisuję panią na koniec września. Dwudziesty ósmy września. Proszę przyjść na siódmą rano i być na czczo. Dzień wcześniej do godziny dwunastej w południe można zjeść ostatni posiłek przed zabiegiem. Tu na miejscu zrobimy jeszcze szybciutko podstawowe badania i będziemy operować. Wyszła z gabinetu lekarza szczęśliwa. Już niedługo nie będzie musiała się wstydzić tej szpecącej jej ciało blizny. Koniec jej męki. Przytuliła się do ramienia Marka. Uśmiechnął się. - Zadowolona? - Nawet nie wiesz jak bardzo. Pójdziemy na zapiekanki? Głodna jestem. - Pójdziemy. Może do czasu zabiegu trochę przytyjesz, żeby mieli skąd pobrać ci trochę tłuszczu. - Rozchichotał się na widok jej miny. – No rozchmurz się. To był tylko żart. Zapiekanki pachniały bosko. Z przyjemnością wbiła zęby w chrupiącą, ciepłą bułkę szczodrze polaną keczupem. - Mmm… pycha. Dawno ich nie jedliśmy. Jestem taka głodna, że chętnie zjadłabym dwie. - Mówisz serio? – Pokiwała twierdząco głową. – W takim razie wrócę i kupię jeszcze jedną. Zjemy w parku. Pochłonęła obie buły bez mrugnięcia okiem. Cieszył się, że dopisuje jej apetyt. Po tej chemii nie miała go wcale i tylko od czasu do czasu skubnęła coś z talerza. Jednak wieczorem poczuła się źle. Zebrało ją na wymioty. Zaniepokoił się. Dawno już się nie zdarzały. Wymęczyły ją te torsje. - Chyba jednak nie powinnam była zjeść aż tyle. Może one były nieświeże? - Ula, przecież też je jadłem a mnie nic nie jest. Następnego dnia rano znowu wymiotowała. Kręciło jej się w głowie i była słaba. Nie zbagatelizował tych objawów i zawiózł ją do kliniki, w której przeszła mastektomię. Zabrano ją na badania. Kiedy zasiedli w gabinecie lekarza, który miał ich wyniki, on uśmiechnął się do nich i rzekł. - Proszę odetchnąć, to nie nawrót raka. Jest pani w drugim miesiącu ciąży. Gratuluję. Zatkało ich. Nie spodziewali się takich wiadomości. Wreszcie Marek wstał i wzruszony uścisnął lekarzowi dłoń. - Bardzo panu dziękujemy. To najlepsza wiadomość jaką mogliśmy otrzymać, prawda kochanie? Już po wyjściu z kliniki porwał ją w ramiona. - Czy to nie cud skarbie? Prawdziwy cud? Będziemy mieli maluszka. Jestem taki szczęśliwy, – spojrzał na nią – ale ty chyba nie bardzo, co? - Cieszę się Marek. Bardzo. Nie wiem tylko, czy zgodzą się zrobić tą rekonstrukcję piersi, gdy dowiedzą się o ciąży. Przecież nie ukryję tego przed nimi. - Nie martw się. Zadzwonię tam i wszystkiego się dowiem. To będzie dopiero koniec trzeciego lub początek czwartego miesiąca. Najpierw jednak ślub. To już za tydzień. Nie mogę się doczekać. Rodzice oszaleją, jak dowiedzą się, że zostaną dziadkami. Ślub nie był wystawny. Nie chcieli takiego. Na weselu bawiło się zaledwie pięćdziesięciu gości. Najbliższa rodzina i trochę ludzi z firmy. Marek nie utrzymał języka za zębami. Koniecznie musiał się podzielić ze światem wiadomością, że zostanie ojcem. Gratulowano im. Dobrzańscy ze łzami w oczach ściskali swoją synową. - Udało ci się dziecko. Zwyciężyłaś. Pokonałaś to draństwo i zrobiłaś nam największy prezent w życiu. Tak się cieszymy kochanie i bardzo ci dziękujemy. Józef też był wzruszony i długo trzymał swoją najstarszą latorośl w ramionach. - Tak się cieszę córcia. Tak się cieszę. Teraz najważniejsze, żeby to maleństwo urodziło się zdrowe. Musisz koniecznie o siebie dbać i dobrze się odżywiać. Jesteś taka szczupła. - Nie martw się tato. Dam radę. Poradziłam sobie z rakiem to i z ciążą poradzę. Już wiedzieli, że będzie mogła przejść rekonstrukcję piersi. To był dopiero początek ciąży. Doktor Szczytniewski zapewnił Marka, że zachowają wszelkie środki ostrożności a na sali będzie lekarz ginekolog monitorujący stan płodu. Punktualnie o godzinie siódmej stawili się w klinice. Ulę zaraz poproszono na badania. Po godzinie lekarz miał już wszystkie wyniki. Zabrano ją a jemu pozostało tylko cierpliwie poczekać. Nie przewidywał żadnych komplikacji. Bardziej bał się wtedy, gdy usuwano jej guz. Czas się dłużył. Operacja trwała niemal dwukrotnie dłużej niż ta pierwsza. Po niespełna czterech godzinach wywieziono ją z sali operacyjnej i jak za pierwszym razem ujął jej dłoń i cicho szeptał jej imię. Za pchającym łóżko pielęgniarzem wyszedł doktor Szczytniewski. Uśmiechnął się do Marka. - Może pan odetchnąć. Z żoną wszystko w najlepszym porządku. Poszło lepiej niż się spodziewałem. Ciąża jest niezagrożona, a żona spisała się bardzo dzielnie. Piersi są symetryczne. Ta nowa jeszcze będzie jakiś czas opuchnięta, ale to minie. Z fałdów skórnych wymodelowaliśmy brodawkę sutkową. Jak się wszystko ładnie zagoi pokryjemy ją tatuażem. Wykorzystaliśmy tą starą bliznę. Teraz ukryta jest pod piersią. Jak zblednie, nawet nie będzie jej widać. To chyba wszystko. Żona zaraz się wybudzi. Ja zajrzę do niej później. Był bardzo wdzięczny chirurgowi. Uścisnął mu mocno dłoń i podziękował. Zostali sami. Kiedy już oprzytomniała przekazał jej wszystko, co usłyszał od lekarza. Na koniec ucałował jej usta i rzekł. - Będziesz miała dwie najpiękniejsze piersi kochanie. Lekarz już jest bardzo zadowolony, a ty będziesz jak zejdzie opuchlizna. Z naszym maleństwem wszystko w najlepszym porządku. Szedł szybkim krokiem szpitalnym korytarzem poganiając swoich rodziców i teścia, któremu towarzyszyła dwójka rodzeństwa jego żony. Był taki podekscytowany. Wczoraj Ula urodziła mu zdrowego, ślicznego chłopca. Był przy porodzie i przecinał pępowinę. Był też bardzo dumny ze swojej słodkiej dziewczynki. Przeszła tak wiele, ale zwyciężyła smoka i teraz podarowała mu ten cud w postaci synka. Dotarli do sali, w której leżała i przywitali się z nią. Pochylili się nad maleństwem. - Jaki on śliczny i całkiem podobny do Marka. Karmisz go butelką Ula? – Uśmiechnęła się do swojej teściowej. - Nie mamo. Okazało się, że lewa pierś produkuje wystarczająco dużo pokarmu, żeby nie był głodny. To dobra wiadomość, prawda? - Jesteś bardzo dzielna kochanie. Wycierpiałaś się, ale ten maluszek wynagradza wszystko. Nie zostali zbyt długo. Świeżo upieczona matka musiała odpocząć. Został tylko Marek. - Podaj mi go kochanie. Trzeba go nakarmić. Uniósł dziecko i położył jej przy piersi. Wyciągnęła ją i podała małemu. Zaczął ssać, a Marek przyglądał się temu jak urzeczony. Odchylił połę szlafroka odsłaniając jej drugą pierś. - Marek… - szepnęła karcąco. - Nie broń mi. Masz najpiękniejsze piersi na świecie. Najpiękniejszy atrybut kobiecości jaki w życiu widziałem. Jesteś stuprocentową kobietą, stuprocentową żoną i stuprocentową matką a ja kocham cię nad życie. Kocham was nad życie. - A ja ci je zawdzięczam i kocham cię równie mocno. K O N I E C |
Ania (gość) 2013.09.08 11:13 |
Gosiu Piękna wzruszająca a za razem smutna historia konczy się szczęsliwie. Zal mi Uli załamana chorobą była przybita mimo tego ,że miała wsparcie Marka. Nie dziwie się jej ,że miała dość bo ja też bym pewnie tak sie zachowywała. Ciesze się ,że wyzdrowiała została zoną Marka i urodziła ślicznego synka :) Dziękuję za to piękne krótkie opowiadanie. Czekam na kolejne. |
MalgorzataSz1 2013.09.08 11:22 |
Aniu A ja bardzo Ci dziękuję za komentarz i wizytę na moim blogu. Historia zapowiadała się tragicznie, ale jak widać przezwyciężyć można wszystko nawet potencjalnie śmiertelną chorobę, dzięki miłości, determinacji i samozaparciu. Obyśmy tego mieli w sobie jak najwięcej. Serdecznie pozdrawiam. :) |
Ania (gość) 2013.09.08 12:04 |
zapraszam nowa notka www.filip-bobek.blogspot.com |
Marcysia (gość) 2013.09.08 12:57 |
Małgosiu, istotnie notka wzruszająca. Ula nie radzi sobie ze sobą, ze swoim nowym ciałem i nie chce obarczać sobą Marka. Jej samoocena jest równa niemal zeru. Chce odejść, ale Dobrzański staje na wysokości zadania i dobitnie przekonuje ją, że kocha ją jako Ulę, jej duszę, a nie jej ciało. Jego zachowanie jest idealnym ukazaniem tego, za co powinno się kochać, co jest w życiu najważniejsze. I jak widać, ta rozmowa była naprawdę bardzo, bardzo potrzebna. Reszta notki nakierowywała nas na happy end. Udana operacja, ciąża, nowy członek ich rodziny. Cud, miód i orzeszki. Dziękuję Ci za te short story. Buziaki!!! :) |
MalgorzataSz1 2013.09.08 13:19 |
Marcysiu Ja już nie będę rozwodzić się nad treścią. Mam nadzieję, że tym opowiadaniem przekazałam ból, strach i wielkie obawy kobiet, którym zrobiono mastektomię. Pokazałam, jak bardzo nie można się pogodzić z życiem o jednej piersi, lub bez piersi w ogóle. Moim celem było zmuszenie niektórych do myślenia i wskazanie jak bardzo ważne są takie badania w każdym wieku tzn. przynajmniej od 18 do 100 lat. Dzięki nim można uniknąć wielu przykrych niespodzianek. Bardzo dziękuję za notki pod każdym rozdziałem i pozdrawiam cieplutko. Buziole. :) |
Natalia (gość) 2013.09.08 14:03 |
Wspaniale, że wszystko skończyło się dobrze. Super, że Ula po tej rekonstrukcji piersi czuła się wreszcie kobietą. mam nadzieję, że szybko uraczysz nas klolejnym opowiadaniem. Ja pracuję nad kolejną notką, więc jeszcze dzisiaj może się pojawić. Pozdrawiam Cię serdecznie i ściskam! :) |
MalgorzataSz1 2013.09.08 14:21 |
Natalia Wreszcie dobre wiadomości od Ciebie. Na blog na pewno zajrzę. Cieszę się, że choć to opowiadanie nie zniechęciło Cię do czytania i już obawiam się, co będzie z następnym, bo kolejny raz mogę nie trafić w Twój gust, ale zobaczymy. Bardzo dziękuję za wpis. Pozdrawiam. :) |
mentalista23 (gość) 2013.09.08 14:26 |
pięknie przeczytałam już dwa razy i naprawdę jestem pod wrażeniem bardzo mi się podoba jak piszesz i każde twoje opowiadanie czytam po kilka razy |
MalgorzataSz1 2013.09.08 15:16 |
Mentalista23 Jak miło powitać Cię na stronach mojego bloga. Chyba po raz pierwszy komentujesz i sprawiłaś mi tym ogromną niespodziankę. Mam nadzieję, że równie chętnie będziesz śledzić następne moje historie, do czego szczerze Cię zachęcam. Bardzo dziękuję, że tu zajrzałaś i zostawiłaś ślad. Serdecznie Cię pozdrawiam. :) |
Amicus (gość) 2013.09.08 15:38 |
Małgosiu, cudownie zakończyłaś tą trudną i generalnie rzecz ujmując smutną historię. Ukazałaś w niej wszystkie emocje, które towarzyszą kobiecie z nowotworem. Strach, ból, brak akceptacji siebie i sytuacji, pretensja do całego świata. Ukazałaś emocje, które towarzyszą najbliższej osobie. Zachowanie Marka było wzorowe. Wielu mężów i partnerów powinno przeczytać tą historię by wiedzieć, jak wspierać, jak się zachowywać, jak akceptować. W poprzedniej notce Marek zdecydowanie zbyt mocno naciskał, krytykowałam jego zachowanie, ale wyciągnął wnioski i stanął na wysokości zadania. Dziękuję Ci za tą historię, za wszystkie emocje i refleksje. Wyczekuję czwartku i nowego opowiadania. Pozdrawiam Cię serdecznie. :) PS. Jak będziesz miała czas, to wpadnij wieczorem na skrzynkę ;) |
MalgorzataSz1 2013.09.08 17:27 |
Amicus Bardzo dziękuję za wszystkie miłe słowa. Historia, którą napisałam to trochę taka bajka z morałem, ale tak właśnie miało to wyglądać. Miało wzbudzić niepokój i refleksję. Jeśli to się mi udało, to nic więcej nie potrzebuję do szczęścia. Nie wiem, czy od czwartku zacznę publikować nowe opowiadanie. Szykuje mi się ciężki tydzień, ale nie wykluczam niczego. Oczywiście powiadomię. A na skrzynkę zajrzę z wielką ochotą. Bardzo, bardzo dziękuję, że zawsze jesteś i dzielisz się ze mną swoimi odczuciami po przeczytaniu każdego rozdziału. Serdecznie Cię pozdrawiam. :) |
Abstrakt (gość) 2013.09.09 10:51 |
Witaj Małgosiu :-) To short story skutecznie odbierało mi mowę... Każdorazowo. Oczywiście ze względu na temat oraz, niewątpliwie, ze względu na formę. Już wcześniej wspomniałam, że język, którego użyłaś, forma dialogów pomiędzy obojgiem bohaterów, opisy zdarzeń są wyjątkowo sugestywne. Tak było i tym razem, szczególnie sceny intymne. Z tą różnicą, że ta scena, jednak przełomowa w relacjach U&M, była naładowana swego rodzaju zaskoczeniem. Zrobiłaś niesamowity zwrot w akcji. Nic nie zapowiadało się, że Marek będzie, i nie wiem czy to mogło być przemyślane czy jednak bezwiedne i spontaniczne, tak śmiało agresywny w zbliżeniu, i że to będzie też przełom. Dodatkowo, fakt jego bezbrzeżnego żalu, bezsilności, zwątpienia, i wybuch tych uczuć, który poprzedził zbliżenie zbudował tą akcję. Małgosiu, zebranie myśli w kontekście tej smutnej tematyki zajęło mi chwilę, to krótkie opowiadanie na pewno zostanie w mojej pamięci. Ze względu na różne prywatne wspomnienia. Szkoda, że nie mogłam się tak szczerze uśmiechnąć na koniec jak to uczyniłam czytając Twoje opowiadanie. Bo naprawdę cudownie się skończyło :-) Podsumowując, trudny temat, przerażający w kontekście tu i teraz. Niestety, czasem nie pozostawiający złudzeń, w szczególności w kontekście przyszłości. Niezwykle ważne, dla mnie, jest to wsparcie osób bliskich, które idą razem, ramie w ramię, z wszelkimi konsekwencjami, ranami i odrzuceniem. Wielowarstwowość tego tematu jest tutaj niepodważalna. I jednocześnie jest to trudne. Wszyscy, którzy kiedyś zetknęli się z tym tematem w realu wiedzą co to za sprawa :-) Oby się zawsze tak kończyło, jak u Ciebie Małgosiu :-) Na koniec jak zawsze czekam na nowe otwarcie, na nową publikację. I jak zwykle niecierpliwie :-) Tymczasem pozdrawiam Cię Małgosiu dziękując za tą przygodę, która w formie wywarła na mnie naprawdę duże wrażenie. |
MalgorzataSz1 2013.09.09 14:04 |
Abstrakt Naprawdę nie spodziewałam się, że tak bardzo emocjonalnie odbierzesz tę historię. To opowiadanie zostało napisane w bardzo dużym uproszczeniu, bez zagłębiania się w medyczne zawiłości. Można nawet powiedziec, że ja prześlizgnęłam się jedynie po powierzchni tematu, bo i czas od diagnozy do wyleczenia był bardzo krótki, chociaż tak naprawdę nie trwa to tak błyskawicznie, a dramat rozgrywa się znacznie dłużej. Ja sama zetknęłam się dwukrotnie z przypadkami mastektomii. Jeden z nich nie zakończył się szczęśliwie. Mastektomia była podwójna i przeprowadzona u kobiety w czwartym miesiącu ciąży. Urodziła szczęśliwie, ale przeżyła tylko dwa lata po porodzie, bo rak dał przerzuty na narządy wewnętrzne. To prawdziwy dramat, gdy umiera osoba młoda i w dodatku zostawia malutkie dziecko. To dramat też dla męża, bo to nagle on musi zastąpić dziecku oboje rodziców. Drugi przypadek był łagodniejszy. Po usunięciu piersi kobieta nawet nie musiała przechodzić chemii i dzięki temu urodzić zdrowe dziecko. Dzisiaj jest szczęśliwa i cieszy się życiem. Jakkolwiek by na to nie spojrzeć diagnoza stwierdzająca nowotwór za każdym razem wywołuje negatywne emocje, płacz i myśl, że to już koniec, że nia ma już szans na wyzdrowienie. Zawsze w takiej sytuacji zakładamy najgorsze, dopiero znacznie później przychodzi chęć walki, często nierównej. Mam nadzieję, że większość osób, które przeczytały to opowiadanie (a są to osoby przeważnie młode) weźmie sobie do serca powagę i znaczenie badań. Bardzo Ci dziękuję za wspaniałe komentarze pod rozdziałami i wiele przychylnych dla mnie słów. Serdecznie Cię pozdrawiam. :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz