ROZDZIAŁ 8
Paulina postanowiła zostać tytanem pracy. Nie dlatego, żeby
jakoś bardzo się jej poświęcać, ale po to, by inni ją tak postrzegali. Jeśli
miała dokonać zemsty na Marku i jego flamie, a także na firmie, musiała
poświęcić temu celowi znacznie więcej i znacznie więcej dać z siebie. Przede
wszystkim powinna odbudować dobre relacje z pracownikami, a zwłaszcza z tymi,
którzy mieli coś do powiedzenia. To nie było łatwe zwłaszcza w przypadku
Pshemko, który już wcześniej był do niej uprzedzony, by nie powiedzieć -
zrażony. Trochę teraz żałowała, że była aż tak bardzo krytyczna wobec jego
kolekcji dla pospólstwa, ale wtedy sytuacja była inna, a ona nie mogła inaczej
zareagować mając świadomość, że mistrz przeszedł całkowicie na stronę BrzydUli.
Jednak, jak mówił Marek, to z nim miała najwięcej współpracować i pomyślała, że
może by go przeprosić i ponownie wkraść się w jego łaski. Musiała przecież
zdobyć jego zaufanie. Nabrawszy więc pewności co do słuszności przeprosin,
następnego dnia po podpisaniu umowy udała się do pracowni Pshemko. Widok jaki
zastała był dobrze jej znany. Mistrz siedział w swoim ulubionym, czerwonym
fotelu i z zapałem coś szkicował zatopiony we własnym świecie.
- Witaj, przyjacielu –
powiedziała cicho nie chcąc go zbyt brutalnie oderwać od zajęcia, któremu
poświęcał się z taką pasją. Pshemko podniósł zmęczony wzrok i otworzył usta ze
zdumienia.
- Bella? Wróciłaś?
Sądziłem, że wyjechałaś do Milano na dobre.
- Też tak myślałam, ale
rok to długo, a ja zdążyłam zatęsknić. Jak się masz, przyjacielu. Wyglądasz na
zmęczonego.
- Dużo pracy, kochana. Za
dużo. Ty za to kwitniesz. Ale ad rem. Co cię do mnie sprowadza? – Pshemko
ukrócił te wylewności chcąc zawęzić tę rozmowę do niezbędnego minimum.
Paulina przysiadła na krześle i splotła dłonie.
- Przede wszystkim chcę
abyś przyjął moje przeprosiny za to, że przed wyjazdem powiedziałam tyle
przykrych słów odnośnie kolekcji dla mas. Przyznaję i biję się w piersi, że nie
miałam racji, a ty udowodniłeś ponad wszelką wątpliwość, jak wielkiej klasy
jesteś projektantem.
Komplementy to była słabość Pshemko. Jako wielki artysta, nieco
próżny, był na nie łasy, bo mile łaskotały jego wybujałe ego. Teraz słysząc je
od Pauliny łaskawie pokiwał głową.
- Przeprosiny przyjęte,
choć muszę przyznać, że faktycznie niesprawiedliwie oceniłaś nasze starania.
Urszula i ja mieliśmy misję do wykonania. Misję ratowania firmy i to był nasz
główny cel. Jak wszyscy wiemy, kolekcja została przyjęta z entuzjazmem, a firma
wyszła na prostą. Czasem nie warto się kierować własnymi ambicjami, gdy dobro
wspólne jest zagrożone.
- Masz całkowitą rację –
przyznała gorliwie chcąc zakończyć ten niezbyt wygodny temat. - Bardzo tego
żałuję. Od wczoraj zaczęłam pracę w firmie na stanowisku specjalisty kreowania
wizerunku i zanosi się na to, że będziemy ściśle współpracować. To właściwie
wszystko, o czym chciałam cię poinformować. Pójdę już. Nie będę ci
przeszkadzać.
Kiedy tylko zamknęły się za nią drzwi mistrz prychnął pogardliwie.
- Nie wierzę w ani jedno twoje słowo,
Bella. Jesteś tak samo fałszywa jak te przeprosiny, które usłyszałem z twoich
ust. Poza tym od kiedy jestem znowu
twoim przyjacielem?
Z pracowni mistrza udała się na trzecie piętro do księgowości.
Musiała jeszcze obłaskawić Adama. On zobaczywszy ją w drzwiach niemal udławił
się własnym językiem. Po wyjeździe Alexa wreszcie się trochę uspokoił. Przestał
być taki znerwicowany i drżeć na samą myśl o Febo, a tu nagle pojawia się ta
włoska Harpia i sprawia, że cały spokój Turka szlag trafił. Nerwowo przetarł
spocone czoło i wzrokiem pełnym strapienia popatrzył na Paulinę. Ta uśmiechnęła
się słodko wyrzucając z siebie powitanie.
- Witaj, Adamie. Świetnie
zrobił ci ten pobyt we Włoszech, bo wyglądasz znakomicie. Tamten klimat
najwyraźniej ci służy.
- Najbardziej służy mi
klimat w Polsce. Z Włoch wróciłem dziesięć miesięcy temu i już zdążyłem
zapomnieć. Na szczęście…
Tymi słowami zbił Paulinę nieco z pantałyku i trochę
zdenerwował. Do kogokolwiek zwróciłaby się w tej firmie, każdy traktował ją
nieuprzejmie i obcesowo. To zaczynało ją drażnić i gdyby była w innej sytuacji
już ona by pokazała tym wszystkim szmaciarzom, kto tu rządzi.
- Przyszłam cię tylko
uprzedzić, że od wczoraj znowu pracuję w firmie i będę zmuszona często
korzystać z twoich segregatorów, zwłaszcza tych, które zawierają dokumenty
dotyczące dodatków. Mam nadzieję, że nie będziesz miał nic przeciwko?
- Przeciwko…? Nie…, no
skąd. Materiały każdy może pożyczyć pod warunkiem, że potem wrócą na właściwą
półkę. To nie są dokumenty tajne, nawet nie poufne, ale wolałbym, żeby zwrócić
tak samo ułożone jak przed wypożyczeniem. Nie lubię bałaganu w papierach.
- O to możesz być
spokojny. Ja na pewno o to zadbam.
Załatwiwszy u Adama zeszła jeszcze do informatyków prosząc o
zainstalowanie komputera i podłączenie go do firmowego serwera. Może nie była
zbyt biegła w sprawach technicznych, ale z komputerem potrafiła sobie poradzić.
Zadowolona wróciła do sali konferencyjnej. Pozostało jej jeszcze zorientowanie
się nad czym pracuje Pshemko, Marek i Violetta. Co do Uli, to nie sądziła, by
mogła się rozeznać w tych finansowych zawiłościach więc ją na razie odpuściła.
Od tej pory zawsze siedziała w pracy przynajmniej godzinę
dłużej. Czekała aż wszyscy opuszczą firmę i wówczas systematycznie przeglądała
dokumenty oceniając je według kryterium ich przydatności do własnych celów. Nie
gardziła też sprawianiem drobnych trudności i uprzykrzaniem życia ludziom,
których nienawidziła całym sercem.
Marek musiał wrócić do pracy. Z Ulą było już nieco lepiej i sama
wyganiała go do firmy. Często wpadali „Olszańscy”. Wieczór panieński Violetty
zbliżał się wielkimi krokami i zarówno ona jak i Ula spędzały mnóstwo czasu na
omawianiu menu i atrakcji, które miały urozmaicić ten wieczór.
- To w końcu ile nas
będzie?
- Chyba siedem. Ja, ty, Gośka
Poznahowska, Ela, Iza, Dorota i Ania. Wystarczy. Nie będę spraszać połowy
firmy. Zamówiłam striptizerów. To cały zespół. Będzie gorąco, – roześmiała się
- bo panowie przystojni i warci grzechu.
- Ja się martwię, że te
siniaki nie zejdą mi do tego czasu i będzie widać bliznę. Nadal mam tam małe
strupki, choć szwy przecież ściągnięto już jakiś czas temu.
- Tym się nie przejmuj.
Zrobimy maskujący makijaż. On załatwi sprawę.
Trzy dni po tej rozmowie tuż przed południem pojawiła się Viola
z Sebastianem. Ponieważ ten ostatni nie urządzał żadnego wieczoru kawalerskiego
Marek zaprosił go na Sienną.
- Posiedzimy, wypijemy
piwko, może obejrzymy jakiś meczyk, a dziewczyny niech się bawią. Mam tylko
warunek, że najpierw je zawieziemy na miejsce, a potem odbierzemy. Nie chcę
ryzykować. Wciąż boję się o Ulę.
- To zrozumiałe. Ja
bardzo chętnie do ciebie dołączę.
Viola z mety wzięła się do roboty. Wyciągnęła potężny arsenał
swoich kosmetyków i zaczęła pracować nad siniakami Uli. Po pół godzinie nie
było ich widać w ogóle.
- Naprawdę masz dryg do
robienia makijażu - pochwaliła Ula. – A teraz wkładamy sukienki.
Wszyscy zapakowali się do Lexusa Marka, który obrał kierunek na
ulicę Kolejową, gdzie mieścił się jeden z najmodniejszych klubów stolicy
„Space”. Ten klub nazwano tak nie bez kozery, bo jego powierzchnia była
ogromna. Obaj mężczyźni odprowadzili swoje kobiety pod same drzwi wejściowe.
- Pamiętajcie, gdyby
działo się coś złego macie dzwonić. Przyjedziemy natychmiast.
- Nie martw się Marek.
Trzymam rękę na pulsie – zapewniła Violetta.
Na miejscu zastały już Izę, Elę i Gośkę. Brakowało Ani i Doroty,
ale i one wkrótce dołączyły. Było sporo śmiechu, żartów i alkoholu. Drinki
serwowano wybitne i wszystkie dziewczyny nie żałowały sobie. W końcu nadszedł
czas na striptizerów. Na scenę wyszło ich sześciu. Wszyscy w maskach a’la
Zorro, pelerynach i sombrerach. Zaczęli przedstawienie, które rozgrzało
atmosferę do czerwoności. Rozochocone drinkami dziewczyny tańczyły wraz z nimi,
a potem zaprosiły ich do stolika. Do siedzącej z brzegu Uli przykleił się jeden
z nich. Najpierw tańczył naprzeciw niej markując uprawianie seksu, ale niezbyt
jej się to podobało. Przerwała więc proponując mu drinka. Już dobrze szumiało
jej w głowie, ale bawiła się świetnie. Nawet nie przeszkadzało jej, że siedzący
obok niej mężczyzna jest jakiś podejrzanie milczący. W pewnym momencie panowie
zaprosili dziewczyny na parkiet. Nawet się nie zorientowały, że Ula gdzieś
zniknęła. Tymczasem w małej salce na zapleczu rozgrywał się prawdziwy dramat.
Ula ledwie kontaktowała. Czuła się tak, jakby jej głowa miała za chwilę
eksplodować. Z biedą zarejestrowała, że mężczyźni nagle rozmnożyli się. Zamiast
jednego Zorro stało przed nią trzech. Próbowała wstać, ale kompletnie nie miała
sił. W końcu straciła przytomność.
Minęła ponad godzina, gdy Violka oderwała się od swojego
partnera i rozejrzała po parkiecie. Poczuła mrowienie na całym ciele i paniczny
strach.
- Ula! Ula! – zaczęła
histerycznie wołać przyjaciółkę. – Widziałyście Ulkę? – pytała dziewczyn, ale
każda przecząco kręciła głową. – Koniecznie trzeba ją znaleźć. Szukamy! –
zarządziła.
Przetrząsnęły wszystkie zakamarki klubu, ale bezskutecznie.
Ponownie zebrały się przy stoliku, który zajmowały. Nie było tylko Gośki. Po
chwili usłyszały jej ogłuszający krzyk. Wszystkie pobiegły w stronę, z której
dochodził.
- To okropne…, to
okropne… - Poznahowska powtarzała w kółko. – Tyle krwi… W życiu nie widziałam
tyle krwi. Ma zmasakrowaną twarz.
Violetta rozsunęła koleżanki i wbiegła do salki. Ula leżała rozebrana
do naga. Jej twarz przypominała krwawą maskę. Violetcie serce podeszło do
gardła.
- Nie upilnowałam…,
zawiodłam na całej linii…, Marek mnie zabije – sięgnęła po telefon i najpierw
wybrała numer policji i pogotowia. Zupełnie roztrzęsiona mówiła równie
roztrzęsionym koleżankom, że trzeba zawiadomić właściciela klubu. Kiedy się
rozeszły, wybrała numer do Marka. Nie czekała długo. Odebrał natychmiast. To
nie była jeszcze pora, o której dziewczyny miałyby wracać do domu.
- No jak tam, Viola,
dobrze się bawicie?
- Przyjeżdżajcie. Obaj.
Nieszczęście…, nie upilnowałam jej… Nie wiem, czy żyje… Wezwałam już pogotowie
i policję. Pośpieszcie się.