Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"STRATA" - rozdział 4

 

26 styczeń 2014
ROZDZIAŁ 4



Przykucnął przy Miłoszu i przytulił go do siebie. Obaj mieli mokre policzki. Obaj odczuwali brak Pauliny. – Ciężko nam i bardzo nam ciebie brakuje kochanie – mówił w myślach. – Łóżko bez ciebie jest takie zimne i puste. Staramy się funkcjonować normalnie, ale nie zawsze nam to wychodzi. Miłosz rozpaczliwie tęskni i płacze. Bardzo chce do mamy… Szczególnie poranki są trudne. Dałem mu twoje zdjęcie. Zawsze je całuje i mówi ci „dzień dobry”. Mam nadzieję, że to słyszysz. Zatrudniłem opiekunkę dla niego. To miła i dobra dziewczyna. Polubił ją. Zbliżają się święta. Po raz pierwszy nie będziemy w komplecie. Rodzice wyjechali. Alex też wyjeżdża. To już nie będzie to samo. Nie usłyszymy twojego radosnego śmiechu i kolęd, które tak ładnie śpiewałaś. Tęsknimy za tym. Tęsknimy za wszystkim, co dotyczy ciebie. Wierzę, że patrzysz na nas z góry i czuwasz nad nami. Kochamy cię. – Podniósł się i spojrzał na Miłosza.
- Pożegnaj się synku. Musimy już iść – powiedział cicho. Mały otarł z policzków łzy.
- Do widzenia mamusiu – jego głos drżał od ciągle gromadzących się w oczach łez. – Bardzo cię kocham.
Marek przetarł mu buzię chusteczką. Sam też wytarł oczy. Podał synowi rękę i wolnym krokiem poszli w stronę stojących nieopodal dziewczyn.
W samochodzie ustawił GPS. Ula nie znała dokładnie trasy i mogli błądzić. Po dwudziestu minutach zaparkował pod bramą rysiowskiego cmentarza. W porównaniu z czerniakowskim był maleńki. Typowy wiejski cmentarzyk otulony zewsząd smętnymi brzozami. Ula zabrała niewielkie wiadro i znicze, a Marek doniczkę z kwiatami.
Grób Cieplaków istotnie był zaniedbany. Zwiędłe i zmarznięte bratki aż się prosiły o wyrwanie. Zabrała się za to z pomocą Beatki. Marek stał z boku z Miłoszem i przyglądał się temu w milczeniu odczytując napis na kamiennej płycie. „Magdalena Cieplak lat trzydzieści dziewięć. Józef Cieplak lat pięćdziesiąt jeden - zginął tragicznie. Jan Cieplak lat osiemnaście - zginął tragicznie”. Ten napis poruszył go. Co takiego się stało, że ich ojciec i brat zginęli tragicznie? W jakich okolicznościach? To musiało być straszne dowiedzieć się jednego dnia o śmierci dwóch ukochanych osób. Jak one to przeżyły? Ile siły i determinacji musiała mieć w sobie Ula, że nie załamała się po tym wszystkim. On czasami był u kresu.
Umyła płytę i delikatnie przetarła wtopione w nią zdjęcia najbliższych. Zapaliła znicze i na środku umieściła chryzantemy. Widział jak dużo ją to kosztuje. Spuściła głowę i płacząc, bezgłośnie odmawiała modlitwę. Podobnie mała Betti. Po kilku minutach odwróciła się do niego i wyszeptała.
- Bardzo ci jestem wdzięczna, że nas tu przywiozłeś. Możemy wracać. Robi się coraz zimniej i Miłosz chyba ma już dość. Bardzo zmarzłeś kochanie?
- Tylko troszeczkę.
- Wracajmy…
Podjechał pod „Baccaro”. Tę restaurację on i Paulina lubili najbardziej. Często tu bywali, kiedy jeszcze cieszyła się dobrym zdrowiem. Lokal był bardzo przytulny, a przede wszystkim oferował smaczne dania. Ula nie była przekonana, czy w ogóle mogą tu wejść.
- To trochę krępujące Marek. My nie jesteśmy odpowiednio ubrane, a to ekskluzywna i bardzo droga restauracja. Nie pasujemy tutaj. Może zróbmy tak. Wy zamówcie i spokojnie zjedzcie, a my pójdziemy z Betti na zapiekanki. To niedaleko. – Zdziwiony spojrzał na nią.
- To największy nonsens jaki w życiu słyszałem. Ubranie nie ma tu nic do rzeczy, a na obiad to ja was zapraszam, prawda? Nawet nie chcę słyszeć o takich pomysłach. Jakby nie patrzeć jestem twoim pracodawcą, a to polecenie służbowe. Wchodzimy. - Zrobiła się czerwona jak burak, ale już nie protestowała.
Zajęli stolik, przy którym po chwili jak duch pojawił się kelner i wręczył im menu. Otworzyła je i zaczęła studiować, głównie ceny. Nie chciała go narażać na dodatkowe wydatki. W końcu wybrała risotto z pieczarkami i warzywami. Było najtańsze.
- Beatko na co masz ochotę? – Marek zwrócił się do dziewczynki. – Miłosz zawsze zamawia tu naleśniki z bitą śmietaną i czekoladą. Twierdzi, że są pyszne. – Mały aż podskoczył podekscytowany.
- Tak Betti weź naleśniki. Pycha! – Spojrzała nieśmiało na Marka.
- Dziękuję. Poproszę.
- A ty Ula, co wybrałaś?
- Dla mnie warzywne risotto.
Obrzucił ją krytycznym spojrzeniem.
- Tym to się nie najesz. Wybierz coś jeszcze. Nie krępuj się.
- Nie…, nie…, dziękuję, to w zupełności mi wystarczy. – Pokręcił głową i przywołał kelnera. Złożył zamówienie i poprosił o dwie espresso i dwie herbaty z cytryną.

Po wyjściu z restauracji pojechali do galerii. Rozdzielili się. One poszły do sklepów z ubraniami. Marek z zabawkami. Najpierw kupiła Betti kurtkę. Jej stary płaszczyk podszyty był wiatrem i nie chronił przed zimnem. Kurtka była w dogodnej cenie. Dokupiła małej wełnianą czapkę, szalik i rękawiczki a także dwie pary spodni. Oprócz tego trochę ciepłej bielizny i najważniejszą rzecz – porządne, zimowe buty. Dla siebie też dostała puchową kurtkę, spodnie, kilka bluzeczek i bieliznę. W „CCC” udało się jej tanio nabyć długie, ocieplane kożuszkiem kozaczki. Zerknęła na zegarek. Umówiła się z Markiem za trzy godziny przy małej pizzerni obok galerii handlowych. Miała jeszcze dwie. Pomyślała, że powinna Miłoszowi kupić jakiś prezent i Markowi też. Z Markiem nie było problemu. U jubilera wybrała ładną, srebrną spinkę do krawata ozdobioną ametystem. Od sprzedawczyni usłyszała, że to kamień, który łagodzi stres, działa uspokajająco i chroni przed negatywnymi myślami. – W sam raz dla niego. Może odgoni tę rozpacz szalejącą w jego sercu.
Zupełnie nie miała pomysłu na prezent dla swojego podopiecznego.
- Pomóż mi Betti. Ty lepiej wiesz, co on lubi. Jak myślisz, co ucieszyłoby takiego malca?
- Najbardziej to żeby jego mama żyła, ale to niemożliwe. – Ula westchnęła.
- No niestety… Kupmy mu jakiegoś ładnego pluszaka i może duży album. Będzie mógł do niego wklejać wszystkie rysunki dla mamy.
Betti wybrała dla niego misia coala. Był naturalnej wielkości i wyglądał jak żywy. Album dostały bez problemu. Przechodziły właśnie obok salonu fryzjerskiego. Był pusty. Ludzie gonili za prezentami i nie było chętnych do układania fryzur. Fryzjer najwyraźniej się nudził, bo kręcił się bezczynnie na fotelu. Zdecydowała się w jednej chwili. Miała jeszcze półtorej godziny. Powinno wystarczyć. Fryzjer zaproponował jej zmianę koloru na ciemniejszy, czekoladowy. Zgodziła się. Poprosiła go tylko, żeby zrobił to szybko. Powiedziała, że ma tylko godzinę. Uspokoił ją, że da radę. Farbę nałożył błyskawicznie i po pół godzinie zaczął strzyc. Kiedy wysuszył już włosy nie poznała samej siebie. Teraz sięgały zaledwie ramion. Miały piękny kolor, a sposób w jaki ją ostrzygł, umożliwiał ich ułożenie sprawnie i szybko. Pomyślała, że zdąży jeszcze do optyka. Ciężkie, masywne okulary nie pasowały do nowej fryzury. Kiedy dotarły do pizzerni wyglądały już całkiem inaczej. Stare rzeczy wylądowały w reklamówkach i miały być wyrzucone na śmietnik. Obie były w nowych kurtkach, a Uli twarz ozdabiały teraz nowe, modne i nieduże okulary. Wydała na to wszystko trzy czwarte zaliczki, ale nie żałowała. Potrzebowała zmiany i jej siostra też. Od razu poczuły się lepiej. Zauważyła Marka i Miłosza siedzących przy stoliku. Podeszły do nich.
- No jesteśmy. Trochę to trwało, ale załatwiłyśmy wszystko, a wy?
Zaskoczony Marek wpatrywał się w jej twarz. Musiał przyznać, że wyglądała pięknie.
- Dobry Boże, ale się zmieniłaś. Obie się zmieniłyście. Spójrz synku jak Ula nam wypiękniała, prawda? – Mały pokiwał głową.
- Ulcia zawsze była ładna - stwierdził najnormalniej na świecie. Marek pogładził go po głowie. - Masz rację synku, to tylko ja tego nie dostrzegłem. Przepraszam. Słuchajcie. Jesteśmy przy pizzerni. Zamówimy na wynos. W ten sposób załatwimy sobie kolację, co wy na to? - Nikt nie wniósł sprzeciwu.

Do świąt było coraz bliżej. Zintensyfikowała prace porządkowe w domu. Nie zaniedbywała też, żeby Miłosz każdego dnia zażył spaceru i dobrze się odżywiał. Spadł pierwszy śnieg. To była dla dzieciaków prawdziwa frajda. Z ochotą zabrały się za lepienie bałwana przed domem. Co chwilę któreś wbiegało do środka prosząc ją a to o marchewkę, a to o węgielki. Węgielków nie było, ale w zamian podarowała im dwa małe selery. Właśnie po raz kolejny wpadł do domu Miłosz i z głośnym krzykiem - Ulciaaa!!! – zatrzymał się w przedpokoju. Wyszła z kuchni wycierając ręce i kucnęła przy nim.
- No skarbie, czego ci jeszcze brakuje? – Z przyjemnością patrzyła na jego zarumienione od mrozu policzki. Bladą cerę odziedziczył po matce, a teraz z tymi rumieńcami wyglądał ślicznie.
- On nie ma czapki Ulcia. On powinien mieć czapkę, bo zmarznie.
Przyszedł jej do głowy stary kaszkiet, który nosiła jeszcze do niedawna.
- Mamy czapkę kochanie. Będzie mu ładnie. – Ściągnęła ją wieszaka i podała malcowi. – Proszę. Daj Betti, niech ją założy, bo ty nie dosięgniesz.
Kiedy wybiegł na zewnątrz dokończyła mycie w kuchennych szafkach i ubrawszy się wyszła na podwórko. Dzieci podbiegły do niej i schwyciły ją za ręce.
- Prawda, że piękny Ulcia? Prawda, że piękny? – Miłosz podskakując w miejscu mówił jak nakręcony. – Ciekawe, czy tatusiowi się spodoba. Dzisiaj narysuję mamusi bałwanka.
- Tata będzie zachwycony. Jestem pewna, że nigdy nie widział takiego ładnego bałwana. A teraz chodźcie, bo macie mokre rękawiczki. Napijecie się herbatki i trochę rozgrzejecie. Niedługo wróci tata.
Pół godziny później wszedł otrzepując w przedpokoju buty. Mały jak zwykle podbiegł do niego, a on wziął go na ręce.
- A co to za bałwanek stoi przed domem. Sami go ulepiliście?
- Ja i Betti. Ulcia dała marchewkę, selery i czapkę. Podoba ci się?
- Bardzo. Nigdy nie widziałem ładniejszego bałwanka. Brawo dzieci. A teraz umyję ręce i zjemy coś smacznego, bo czuję boskie zapachy. Co to będzie Ula?
- Dzisiaj pierogi z mięsem. Mam nadzieję, że będą wam smakować. Chciałabym też porozmawiać po obiedzie jeśli masz czas.
- Nie ma sprawy. Zaraz będę.
Po posiłku dzieci rozłożyły się na dywanie i z zapałem rysowały zimę. Oni zostali w kuchni.
- To o czym chciałaś rozmawiać?
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że skończyłam gruntowne porządki. Od teraz będzie już na bieżąco. W garderobie masz poprasowane koszule, a skarpety i bieliznę w szufladach. Twoją część sprzątnęłam i poukładałam ubrania. Nie miałam odwagi bez twojej zgody zrobić porządku w garderobie Pauliny... – Spojrzał niepewnie w jej oczy jakby zastanawiając się nad czymś.
- Na razie niech tak zostanie Ula. Ja nie jestem jeszcze gotowy…, rozumiesz… Nie potrafiłbym się pozbyć jakiejkolwiek z jej rzeczy. To zbyt trudne. – W jej oczach dojrzał wielkie współczucie i żal.
- Rozumiem… Nie będę nawet się tam zbliżać. Jest jeszcze jedna rzecz. Sprzątałam dzisiaj twój gabinet i przez nieuwagę strąciłam duży brulion leżący na biurku. Wysypały się z niego dwie koperty. Jedna z napisem „Dla Miłosza” a druga z napisem „Dla Marka”. Odłożyłam je na biurko i chcę cię zapewnić, że nie zaglądałam do nich.
Zaskoczyła go. Wprawdzie wiedział, że Paulina pisała list do Miłosza, ale prosiła, żeby wręczył mu dopiero wtedy, gdy on skończy piętnaście lat. Tak naprawdę to zupełnie o tym zapomniał. Nawet nie przyszło mu do głowy, że listy leżą w jej notesie. Gdyby nie Ula pewnie wcale by do niego nie zajrzał. Nie miał pojęcia, że Paula napisała list również do niego.
- Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. Zaraz przeczytam list do mnie. Nic o nim nie wiedziałem. Wiedziałem tylko o liście do Miłosza. Dziękuję za obiad. Był pyszny.
Wstał od stołu i poszedł do gabinetu. Zasiadł za biurkiem i sięgnął po kopertę przeznaczoną dla niego. Z czułością pogładził tekst napisany kształtnym i starannym pismem Pauliny. Otworzył kopertę i wyciągnął z niej list.

Kochany.
Jeśli czytasz ten list, ja jestem już po tamtej stronie, gdzie nie ma cierpienia i wszystko wydaje się prostsze. Nie dane nam było razem dożyć późnej starości. Nie wiem czym zasłużyliśmy sobie na to. Tym że tak bardzo się kochaliśmy? Tym, że za bardzo byliśmy szczęśliwi? To takie niesprawiedliwe, ale nie pozostaje mi nic innego jak tylko pogodzić się z tym co nieuniknione. Najbardziej mi żal, że nie będę świadkiem dorastania Miłosza. Gdybym była zdrowa na pewno nie poprzestalibyśmy na jednym dziecku. Ja pragnęłam, żebyśmy mieli co najmniej dwoje.
Kiedy odejdę wszystko spadnie na Ciebie, ale wierzę w to mocno, że wychowasz naszego synka na dobrego, wrażliwego i uczciwego człowieka. Takiego, jakim jesteś ty sam. Tak bardzo was kocham, że ta świadomość śmierci przytłacza mnie z każdym dniem coraz bardziej. Tak bardzo nie chcę umierać, tak bardzo nie chcę was zostawiać, a jednak muszę to zrobić z wielkim bólem serca.
Wiem, że będziesz cierpiał. Być może nigdy nie będziesz się chciał pogodzić z moją śmiercią, ale proszę Cię przynajmniej się postaraj. Zasługujesz na szczęście kochany i nie byłoby dobrze, gdybyś do końca swoich dni został sam poświęcając się całkowicie dla Miłosza. On rośnie i ani się obejrzysz jak będzie już dorosły i zacznie układać sobie życie. Samotność nigdy nikomu nie wychodzi na dobre. Jesteś jeszcze młody z wielkimi szansami na szczęśliwe, spełnione życie. Nie zamykaj się w bólu i rozpaczy, ale spróbuj wyjść do ludzi. Może poznasz któregoś dnia kobietę, która poruszy Twoje serce i która pokocha nasze dziecko jak swoje własne. Nie zastanawiaj się wtedy i nie broń przed uczuciem. Nie myśl o mnie, bo ja daję Ci zielone światło kochany. Ty tylko żyj i kochaj. Ja naszą miłość zabieram ze sobą, a także pamięć o naszych najszczęśliwszych chwilach. Zabieram obraz Twój i naszego synka. Zawsze pozostaniecie w moim sercu i zawsze będę was kochać. Byłeś i na wieki pozostaniesz największą miłością mojego życia. Żegnaj kochany i bądź szczęśliwy.
Paulina.


Ukrył w dłoniach twarz, a z jego piersi wydobył się rozdzierający panującą w domu ciszę, płacz.
bewunia68 (gość) 2014.01.26 10:43
Miłosz powiedział "Ulcia zawsze była ładna". Małe dzieci widzą inaczej. I list Pauliny. Przyzwolenie na nową kobietę. Ciekawe ile Marek będzie potrzebował czasu aby dostrzec Ulę dla siebie, a nie dla syna.
Pozdrawiam.
lectrice (gość) 2014.01.26 11:14
No skarbie, co ci jeszcze brakuje? brakuje kogo? czego? wiec " No skarbie, czego ci jeszcze brakuje ?

Ula zabrała niewielkie wiadro i znicze. Marek doniczkę z kwiatami. Nie lepiej zrobic z tego jedno zdanie ? : "Ula zabrała niewielkie wiadro i znicze,,,, Marek doniczkę z kwiatami. (Tu, przyznaje troche sie czepiam, ale tylko ociupinke).

Znowu nieurodzaj !!! Jest zima, o byczki na pastwisku coraz trudniej, nawet trawa posiniala z zimna !!!



Kanaly lzowe czyste i piekne jak odsniezona autosrada w niedzielny poranek !!!

Dlaczego Marek wybiera restauracje do ktorej chodzil z Paulina, katuje sie podswiadomie, czy zyje jeszcze starym rytmem i robi to bezwiednie ?

A dlaczego Marek nie otrzepuje butow przed domem tylko w przedpokoju? Oj, nieladnie!

Skoro dostrzegl, ze nie jest jedyna cierpiaca osoba to moze otworzy sie nieco na inych i sprobuje zrozumiec cierpieie Uli, tym bardziej, ze ona sie z nim nie afiszuje, wiec aby to zrozumiec trzeba sie do niej zblizyc.

Bylo smuuuuutniasto, ale moze do nastepnego odcinka im sie te smutne mysli przewala.... choc niewiele wiemy o odczuciach Uli, ona je skrywa. Poznamy je dlatego, ze Marek zacznie drazyc, czy niestety znow moje mysli bladza bez sensu ?

Nie piszesz czy Marek zaczal czytac synkowi na dobraoc czy nadal sie wysluguje Ula. -:)))))

Ula dostala 1500 zl, az tyle mozna zdzialac za te sume? (botki, kurtki, bizuteria, fryzjer.... i jeszcze jej troche zostalo). Dobrze, ze spontanicznie pomyslala o sobie, w serialu nie czesto to robila.

Pozdrawiam
MalgorzataSz1 2014.01.26 11:17
Bewuniu

Masz rację. Dzieci w zupełnie inny sposób postrzegają rzeczywistość. Miłosz jest mądrym dzieciakiem. Mówiąc, że Ulcia zawsze była ładna, być może nie miał na myśli jedynie jej zewnętrza. Tym między innymi dzieci różnią się od dorosłych, że nie są powierzchowne i dostrzegają więcej niż ich rodzice.
W tym opowiadaniu Paulina jest bardzo pozytywną postacią. Rozsądną kobietą i bardzo konkretną. Umiera w momencie, gdy jej mąż jest jeszcze bardzo młodym człowiekiem. Ma dopiero 28 lat. Niektórzy mężczyźni w jego wieku dopiero zastanawiają się nad założeniem rodziny, a on ją już ma. Paulina zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że on nie powinien wiecznie nosić po niej żałoby, że ma prawo ułożyć sobie życie z inną kobietą. Jedyny warunek to taki, by ta kobieta pokochała ich dziecko. Oczywiście nie będzie tak, że to przyzwolenie Pauliny Marek wykorzysta natychmiast. On nadal ją bardzo kocha i tęskni, bardzo cierpi, że jej już nie ma. Z czasem będzie się to zmieniać, ale to proces długi i powolny.

Bardzo dziękuję Ci za opinię i serdecznie pozdrawiam. :)
MalgorzataSz1 2014.01.26 11:30
Lectrice

Błędy poprawione.

Wybór ulubionej restauracji przez Marka całkowicie przypadkowy. Kiedy żyła Paula, chodzili tam bardzo często, więc wracając z cmentarza podjechał tam zupełnie bezwiednie.

Marek otrzepuje buty tam, gdzie mu wygodnie.

Z całą pewnością to cierpienie ich do siebie zbliży. Ula przeżywa to wszystko skrycie i nie jest zbyt wylewna. Nastąpi jednak moment, kiedy otworzy się przed Markiem.

Marek po to dał Uli pracę, żeby opiekowała się Miłoszem. W zakresie obowiązków ma też usypianie go a to najczęściej wiąże się z czytaniem bajek. To nie jest uciążliwy obowiązek, bo czytała już wcześniej Betti. Marek całuje zwykle małego przed snem i idzie do siebie, lub siedzi w salonie przeglądając dokumenty.

Ula zawsze była bardzo oszczędna. Zawsze szukała promocji i ubierała się za niewielkie pieniądze. Ja sama przed świętami kupiłam trzy pary butów (w tym dwie pary zimowych) za niecałe dwieście złotych, bo też skorzystałam z promocji. Jak się dobrze poszuka, to naprawdę można dostać fajne ciuchy za przyzwoitą cenę. Rozpiętość cen usług fryzjerskich jest bardzo różna. Zakładam, że miała szczęście, podobnie u optyka.

Dzięki Lectrice. Miłej niedzieli. :)
marit (gość) 2014.01.26 11:44
Czekałam z niecierpliwością i zaciekawieniem na ten odcinek co w nim przeczytamy.No cóż, po części granda odczytała w nim swoje marzenia i cieszę się,że tak świetnie odgadnęli twoje zamiary.Sądzimy,że Marek bardziej się zaprzyjaźni z Ulą.Ona ma dobre serce jest kobietą, pokocha Miłosza tak samo jak kocha swoją Beti,Ula pokocha Marka , a obcowanie na co dzień zbliży ich jeszcze bardziej do siebie.Z czasem Marek będzie chciał wypełnić długie wieczory u boku Uli,Bo nie wierzę,że będzie dla niego obojętną wiedząc ,że jest dobrą opiekunką,jest piękna co zauważył,a on jako mężczyzna ma też swoje pragnienia,spełnienie się. Z dnia na dzień będzie się oddalać smutek na twarzy Marka.Domyślam się,że Ula już podkochuje się w Marku ale ty nie piszesz jeszcze o tym,Czekam na Wigilię,chodź będzie ona trochę smutna,dzieci ją rozweselą.Poza tym podejrzewam,że w przyszłości planujesz zaangażowanie się Uli w cyferki Marka,a on będzie nią zachwycony.Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.Wspaniale czyta się twoje opowiadania Gosiu.Grandziarze wypowiedzieli się,iż czyta się je z zaciekawieniem,czułością, płynnością, z uśmiechem na ustach,ze łzami w oczach,a to już jest najwyższy szczyt smaku i eliksiru.Gosiu życzymy Ci miłej niedzieli i miłego tygodnia.Pozdrowionka.
Marcysia (gość) 2014.01.26 12:08
Małgosiu,
rozdział określiłabym mianem "na smutno". Mimo tego przejmującego smutku zauroczył mnie niezmiernie. Marek stara się żyć normalnie, bez Pauliny, ale nie wychodzi mu to. Widać, jak bardzo musiał ją kochać. I kocha nadal - śmierć żony tego nie zmieniła. Poza tym zaczyna go interesować kwestia śmierci ojca i brata Uli. Bardzo interesuje mnie, kiedy dziewczyna zdecyduje się przed nim otworzyć.
Przemiana Cieplakówny uświadamia Dobrzańskiemu to, co było oczywiste dla jego syna - że Ula jest ładna. Przełomowe odkrycie? :D
Wzruszył mnie list, który Paula zostawiła swojemu mężowi. Przekazała w nim masę emocji, ogromne pokłady miłości... Naprawdę, podoba mi się "Twoja Paulina", tak bardzo różna od tej serialowej.
Dziękuję Ci serdecznie za tą część :)
MalgorzataSz1 2014.01.26 12:18
Marit

Twoje komentarze zawsze wywołują potężnego "banana" na mojej twarzy, a wspomnienie o Twojej "Grandzie" jeszcze bardziej go pogłębia. Musisz częściej pisać tu u mnie, bo to zawsze poprawia mi nastrój.Ale Ad rem.

Twoje "granda" prawidłowo odczytuje, że Marek zaprzyjaźni się z Ulą, ale do bliższej zażyłości jeszcze daleko. Serce Uli nadal jest uśpione i nie otwiera się na miłość. Serce Marka nadal należy do Pauliny.
Zajdą pewne okoliczności, dzięki którym Marek zacznie doceniać charakter i piękno Uli. Można nawet powiedzieć, że będzie tym nieco wystraszony, ale to w pewnym sensie będzie przełomem i czymś odkrywczym w jego życiu.
Wigilia będzie dość smutnym świętem, bo i strata jest jeszcze zbyt świeża, ale Ula i Marek postarają się ze wszystkich sił, żeby przynajmniej dzieci miały trochę radości.
Ula nie za bardzo zaangażuje się w Febo&Dobrzańskie cyferki, przecież Marek nawet nie ma pojęcia, że ona skończyła dwa kierunki studiów i jest kompetentną ekonomistką. To wyjaśni się z czasem. Jedno jest pewne, że Ula zostanie zatrudniona w firmie, ale nigdy w niej nie będzie pracować. Przekorne? Mam nadzieję.

Grandziarze mocno przesadzają z tymi komplementami, chociaż nie ukrywam, że one sprawiają mi mnóstwo przyjemności i ciepełka w okolicy serca. Za to dziękuję Wam wszystkim i całą zgraję mocno ściskam. Zapraszam na czwartek. Buziole. :)
MalgorzataSz1 2014.01.26 12:26
Marcysiu

Generalnie całe opowiadanie nie bardzo jest przesycone optymizmem i takie właśnie było założenie. Miało opisywać proces przemiany w sytuacji, gdy traci się najbliższe sercu osoby i początkowo tonie się wręcz z rozpaczy i bardzo za nimi tęskni. Potem nadchodzi moment opamiętania, że są jeszcze inni, którzy wymagają naszej uwagi i troski. potem następuje moment, w którym czas powoli zasklepia rany i otwiera nam oczy na różne, inne aspekty życia, by w końcu pozwolić odetchnąć, pozwolić znormalnieć i żyć teraźniejszością. Przez te wszystkie etapy przejdzie zarówno Marek jak i Ula. Przed Wami jeszcze sześć rozdziałów, w których sporo się wydarzy i dobrego i złego, ale bez wątpienia będzie miało to wpływ na zakończenie tej historii.
List od Pauliny miał wzruszyć i jeśli stało się tak w Twoim wypadku, to punkt dla mnie.
Dziękuję, że wpadłaś i zostawiłaś ślad. Serdecznie pozdrawiam. :)
Aniula (gość) 2014.01.26 12:48
Małgosiu,
Znowu wzruszasz mnie kolejnym smutnym, ale zarazem przepięknym rozdziałem. W szczególności list od Pauliny jest wzruszający. W Twoim opowiadaniu jest ona taka inna niż w serialu. Widać, że kocha Marka. A Marek też ją kocha i nie potrafi o niej zapomnieć, mimo że jej już nie ma.
Dobrzański też zaczyna interesować się tym co się stało z rodziną Uli. Ciekawa jestem kiedy ona będzie gotowa z nim o tym porozmawiać.
Jakie dzieci są spostrzegawcze. Miłosz zauważył od razu piękno Uli, a Marek dopiero dokonała przemiany. Wiem, że chyba wszystkie dzieci w takim wieku, w jakim jest Miłosz zauważają wszystko szybciej niż dorśli ludzie. Ja mam na codzień styczność z takim dzieckiem, moim siostrzeńcem i on nieraz mi coś pokazywał czego ja nie widziałam. Też byn chciała mieć taką wyobraźnię jak te dzieci, ale cóż. trudno.
Jestem ciekawa jak Ula i Marek spędzą święta i czy w tym czasie zbliżą się do siebie.
Czekam z niecierpliwością na kolejną część. Jak do czwartku strasznie daleko.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Ania.
MalgorzataSz1 2014.01.26 12:58
Aniu

Święta nie zbliżą Marka i Uli do siebie, jeśli miałaś na myśli bliższą zażyłość. To nadal będzie relacja podwładna - szef. Opisuję tu wiele smutnych momentów, ale od samego początku miał być to wyciskacz łez.
Mimo, że nie znosiłam serialowej Pauliny, postanowiłam zrobić z niej osobę bardzo pozytywną już od samego początku. Chociaż przekornie na samym początku uśmierciłam ją. Jej duch jednak ciągle jest obecny w domu Marka, we wspomnieniach Miłosza i w zdjęciach Pauli porozwieszanych w całym domu.
Te cztery rozdziały były dość przygnębiające. Może piąty coś zmieni? Do czwartku wcale nie daleko i zleci piorunem.

Bardzo dziękuję Ci za komentarz i pozdrawiam najcieplej. :)
lectrice (gość) 2014.01.26 15:32
Z twoich komentrzy do komentarzy wynika, ze najgorsze mamy za soba i teraz moze byc tylko weselej (nie mowie, ze wesolo). Dobra nowina dla wrazliwych czytelniczek sklonnych do zalewania sie (bynajmniej nie jestem kandydatka do klubu AA !) bo przeciez odwilzy nie ma to skad brac te potoki lez (mi juz zaczyna sie rozum odwadniac, bo przeciez woda splywa z gory).

A z tym otrzepywaniem butow to mam nadzieje, ze Ula go odpowiednio wychowa...

Nie chcesz publikowac od konca to musze sie uciekac do takich sposobow bo ciekawosc mnie zrzera... i jeszcze to zatrudnienie bez efektywnej pracy.... co to takiego ? Przychodzi mi do glowy tylko ciaza ale to chyba za prosto ... jak widzisz moj wysuszony rozum idzie na latwizne ! I czyja to wina ?

No pozdrawiam i milego dnia zycze dreczycielko spragnionych ciagu dalszego dusz.

MalgorzataSz1 2014.01.26 16:51
Lectrice

Nie napisałam, że od teraz będzie już sielanka, bo nie będzie. Trochę lepiej będzie z pogodzeniem się ze stratą, powrotem do normalności, ale to nie znaczy, że oni zbliżą się do siebie i będzie to można nazwać miłością, a jeśli nawet, to prędzej Marek tego doświadczy.

"Nie chcesz publikowac od konca to musze sie uciekac do takich sposobow bo ciekawosc mnie zrzera...". Lectrice! "zrzera przez "rz"? Pisze się "zżera" od żreć. Wiem, że nie masz polskich znaków, ale jakbyś napisała "zzera" to byłoby do przyjęcia. I proszę, teraz byczek znaleziony przeze mnie nawet w tej zsiniałej trawie.

Niestety ciekawość będzie musiała Cię jeszcze trochę pozżerać, bo nie napiszę nic więcej prócz tego, co przeczytałaś w jednym z komentarzy.
Ula będzie zatrudniona w firmie, ale nigdy nie będzie w niej pracować.
Pozdrawiam. :)
Amicus (gość) 2014.01.26 17:48
No i po metamorfozie. Dobrze, że Ulki nikt nie musiał namawiać. Sceny na cmentarzach bardzo przejmujące. Oni wciąż bradzo przeżywają tą śmieć, a przez to lepiej siebie rozumieją. Choć tak naprawdę jeszcze nigdy nie rozmawiali o swoim bólu. Miłosz się pierwszy poznał na Ulce! :) Jest jednak bystrzejszy od ojca.
Piękny list od Pauliny. Febo ma świadomość, że jej mąż jest jeszcze bardzo młody i że powinien ułożyć sobie życie. Tak samo, jak ma świadomość, że Miłosz potrzebuje kobiety, która choć w niewielkim stopniu zastąpi mu matkę. Ogromny plus dla Pauliny za ten list i za słowa w nim zawarte. Niejako otwiera Markowi oczy.
I ogromny plus dla Ciebie w tej części za neleśniki. Jakoś mam ostatnio fazę na te z domowej roboty konfiturą wiśniową. Nie mam ostatnio za grosz wolnego czasu przez sesję, ale nie mogłam się powstrzymać i naleśniki musiały się pojawić ;)
i tym kulinarnym akcentem kończę dzisiejszy komentarz dziękując Ci za tą część i czekając na kolejne. Tak swoją drogą ile części ma to opowiadanie? Długa jeszcze droga przed nimi, a zwłaszcza przed Markiem, który wciąż kocha żonę?
Pozdrawiam Cię! :)
MalgorzataSz1 2014.01.26 18:03
Amicus

Cieszę się, że wątek kulinarny przypadł Ci do gustu. Restauracja była elegancka, a co mogą w niej zjeść dzieci? Przecież nie polędwiczki cielęce. To dlatego wpadły mi do głowy te naleśniki. Może nie tylko Tobie narobiłam na nie ochoty.

Tym listem Paulina rzeczywiście otwiera Markowi oczy, chociaż on reaguje po przeczytaniu go zupełnie inaczej niż można było się tego spodziewać. On nie wyobraża sobie życia u boku innej kobiety. Nie wyobraża sobie, że mógłby kogoś jeszcze pokochać, a tu nagle jego zmarła żona otwiera przed nim takie perspektywy. Po jej śmierci zamierzał być do końca sam. Z czasem przyzna, że Paulina przewidziała wszystkie jego reakcje i nawet przeczuła kobietę, którą obdarzy uczuciem.
Rozmowy na pewno będą. Przyniosą trochę ulgi, bo przecież tak naprawdę żadne z nich nie chce dusić w sobie tego żalu. To jest też niezbędne do oczyszczenia myśli i nabrania dystansu do tych dramatycznych rzeczy.
Opowiadanie jest standardowe i liczy dziesięć rozdziałów.
Bardzo dziękuję, że mimo natłoku zajęć wpadasz i czytasz. Trzymam kciuki za pomyślne zdanie sesji. Pozdrawiam. :)
lectrice (gość) 2014.01.26 18:20
Ja juz nic nie chce wiedziec bo im bardziej mi tlumaczysz tym mniej wiem. Wiem, ze nic nie wiem - to juz polowa sukcesu !

A co do "zrzerac", to po pierwsze mi rozum odwodnilo i juz nie powiem czyja to wina, a po drugie ja juz nie mam miejsca w wirtualnej zagrodzie na to co nalowilam tu i owdzie i postanowilam oddac pare sztuk ! Strzal w dziesiatke bo Ty z lowow bylas bardzo zadowolona ! Dzieki temu lepiej zrozumiesz mnie i moze cos znow podrzucisz w czwartek ?
Musisz przyznac, ze byczek w moim wydaniu byl dobrze wypasiony, czyli krzywda sie im u mnie nie dzieje - z tego wniosek, ze mozesz bez obaw je popelniac, u mnie im jak u pana Boga za piecem (wedza sie - wedzone tez dobre).

A tak serio to ciekawe jak dlugo rozciaga sie w czasie twoje opowiadanie. Bo po takiej traumie nikt nie podnosi sie w kilka miesiecy ! To czasem trwa latami, oczywiscie dotyczy to Marka. Z Pauina byla to prawdziwa i szczera milosc, swiadczy o tym list jaki zostawila.
Ula jest troche w innej sytuacji bo nie stracila wielkiej milosci i spokojnie moze rozpoczac jakis zwiazek, trzeba jej tylko wrazliwego i madrego partnera.

P.S. Od dzisiaj bede unikac "zarcia, zzerania, podzerania i wyzerania", zajme sie raczej "jedzeniem, podjadaniem i wyjadaniem" - zdecydowanie bezpieczniej !!!
MalgorzataSz1 2014.01.26 19:00
Lectrice

Przedział czasowy od początku opowiadania do jego zakończenia to mniej więcej roki osiem miesięcy lub trochę ponad. Ja tego nie definiuję i nie obliczam ile potrzeba czasu, żeby się pozbierać lub zaangażować w nowy związek. Dla jednych rok, czy półtora, to wystarczający czas, dla innych i dziesięć lat, to mało. Wszystko zależy od okoliczności, obecności i wsparcia rodziny, wreszcie od psychiki człowieka w żałobie. W przypadku Marka ten czas może się wydawać za krótki, jednak i on nie podejrzewa, że sprawy przybiorą tak zaskakujący nawet dla niego samego obrót.
MalgorzataSz1 2014.01.26 19:01
Miało być "rok i osiem miesięcy".
lectrice (gość) 2014.01.26 19:10
To ja juz nie marudze ! Bo jak ty nam serwujesz osiemnascie miesiecy w piec tygodni to znaczy, ze jestes litosciwa autorka.

A co do Marka, czasami wydaje nam sie, ze nic juz nigdy nie bedzie mozliwe ale zycie jest zaskakujace tez w pozytywny sposob i cale szczescie !!!


P.S. Wylowilas wlasnego byczka, ciezko sie z nimi rozstac, oj ciezko...
MalgorzataSz1 2014.01.26 19:32
Lectrice

Nie przesadzaj. Takie rozstania sprawiają ulgę, bo pozbywasz się paskudnego byczka. Ja tam zawsze odczuwam ulgę, kiedy poprawię według Twojej listy, a tekst wygląda tak jak powinien.
marit (gość) 2014.01.26 21:14
Ach, jak przyjemnie kołysać się wśród fal,-chce się zanucić /szkoda że to zima/Tak wiele pochlebnych słów,że aż duma rozpiera.Gosiu bardzo mi miło,że cieszy cię nasza obecność na Twojej stronie i cieszy fakt, że moje bandziory /wnuki/ marząąąą słodko o sielankowym życiu Uli,Marka,Miłosza i Beti.Układają je bez trudów życie bez przeszkód uwikłań.Na jedną rzecz muszę zwrócić Ci uwagę,otóż gdy miałam 27 a mój mąż 29 lat,odpłynął na niebieskim obłoku/jak to tłumaczyłam w tym czasie swojej 2 dzieci/ z biletem w jedną stronę,do bozi bo potrzebowała u siebie taką kochaną jak tatuś zdolną duszyczkę.Fakt ciężko mi było przez 2lata i to był błąd,że nikt mi nie pomógł wyjść z tego letargu rozpaczy i tęsknoty.Do czego zmierzam? Nie wydłużaj rozpaczy i tęsknoty Marka,bo im dłużej to trwa, tym bardziej zagłębia się rozpacz i rozdziera ból w sercu / 1.IV już minie 36 lat i dalej tęsknię/. Druga sprawa to Ula,-uważam w dalszym ciągu, że powinnaś w którymś momencie/może w Wigilię/ wprowadzić taką delikatną luźną rozmowę,między Ulą i Markiem na temat ukończonych jej studiach.W końcu szukała tą pracę już obojętnie jaką.Skąd Marek ma wiedzieć o jej ukończonych studiach,skoro nigdy nie było takiej rozmowy i nawet momentu w którym Ula mogła by ujawnić swoje zdolności.Może jakaś praca którą będzie Marek wykonać w domu i nie będzie mieć pomysłu lub coś się nie będzie zgadzało w raporcie,on przymyka oczy,a Ula dokonuje cudu. Poza tym Ula może pracę wykonywać dla Marka w domu./No cóż mamy gotowy scenariusz///. Tak wiem,że już masz inną koncepcję,ale szkoda byłoby zmarnować i pogrzebać jej wieloletni trud i wysiłek ,nie przespanych nocy w czasie studiów..- Przyjaźń o której wspominasz też powinna zakołatać troszeczkę /no w miarę/ szybciej.Lata lecą, a jeżeli zaplanowałaś dla tych dwojga w przyszłości dzieci to jednak ten mały pośpiech byłby wskazany.- Uśpione serce Uli,nie bardzo rozumiem,ale właśnie ona mając u swego boku 2dzieci powinna właśnie być bardziej radosna,bo to one są w nieprzemyślanych swoich zabawach,wypowiedziach najbardziej otwarte i radosne.One właśnie powinny pobudzić to jej uśpione serducho od zadumy i rozpaczy po tym jak utraciła Józefa i Jaśka. Daj jej trochę kopa do życia,bo na tej swojej wsi za bardzo go nie miała. No to na zakończenie grandziarze będą Ci słodzić bo Ty im słodzisz i każą przekazac buzialki z usteczkami w rurkę i wielgaśnego bałwaniola z wielką marchewą,którego ulepiły na wysokość 2m.No i co Ty na to???/ Mają bekę że to Ci napisałam,a ja przesyłam Ci serdeczne pozdowienia.
lectrice (gość) 2014.01.26 21:27
Wpadlam do Ani a jej ani, ani...

Widze, ze tez sie gubisz w znakach zapytania co do jej aktywnosci i nieaktywnosci... przepadla gdzies miedzy kuroszowymi tomiskami !

A jakie rejony ona grzeje (jesli je grzeje) ?
Pewnie wyjde na jedna czwarta polglowka co daje nam jedna osma calej glowy, wiem, wiem, to zupelny wstyd ale nie znam tego powiedzonka...

Prosze o przeslanie kaganka leksykalnej oswiaty...

Z gory dziekuje i przepraszam za ignorancje, (do trzech razy sztuka : byl juz zbuk i "rz"arcie)
ADRIANCREVAN (gość) 2014.01.26 21:32
jestem , jestem,
zabawne, nic dziś mądrego nie wymyslę , bo byłam u znajomych i oblewalismy zdane egzaminy
troszke mi szumi w głowie :-)))
jutro wpadne i sklece coś sensownego '
dobranoc :-)
MalgorzataSz1 2014.01.26 21:39
Marit

To już druga dzisiejszego dnia niespodzianka dla mnie z Twojej strony. To bardzo smutne i przykre, co piszesz o swoim mężu. To prawdziwy dramat, kiedy ludzie, których kochamy odchodzą za wcześnie. Ty poświęciłaś się dzieciom i jak mówisz, minęło tyle lat, a Ty nadal tęsknisz za mężem. Czy wiesz, że po takiej tragedii to częściej kobiety postanawiają poświęcić się potomstwu i nie angażują się w drugi związek? U wdowców to prawdziwa rzadkość, że nie żenią się powtórnie.

Twoje wnuki marzą o sielance, ale niestety to opowiadanie nią nie będzie, chociaż jak to zwykle u mnie, skończy się pozytywnie. Napisałaś scenariusz na całe opowiadanie, ale muszę Cię zmartwić, bo ono jest już dawno napisane i nic nie będę w nim zmieniać. Mogę Cię jedynie pocieszyć, że wszystko, o czym piszesz będzie w tym opowiadaniu. Musisz zrozumieć, że gdybym chciała przyspieszać akcję, to wtedy nie byłoby to opowiadanie, ale jakaś mocno skrótowa miniatura, a ja nawet miniatury mam trzyrozdziałowe.
Wbrew pozorom otrząśnięcie się Marka z tej tragedii nie będzie trwało długo. Okres żałoby musi przejść, a to trwa co najmniej rok. Jak pisałam w komentarzu wyżej ja zamknęłam ten czas w przestrzeni roku i ośmiu miesięcy. To nie tak długo, musisz przyznać.
Ula na pewno da się poznać jako uzdolniona ekonomistka, co bardzo zaskoczy Marka. To, że będzie wolała opiekować się Miłoszem zamiast pracować w swoim zawodzie, będzie wyłącznie jej decyzją, choć Marek będzie ją do tego namawiać.
Piszę o uśpionym sercu Uli w kontekście miłości do mężczyzny, bo w tym opowiadaniu ona nigdy nie miała chłopaka, nigdy nie chodziła na randki. Nawet z żadnym się nie całowała. Sprawy damsko - męskie są jej zupełnie obce. To wynika głównie z faktu, że bardzo wcześnie musiała się usamodzielnić i zająć siostrą. Za dużo spoczęło na jej głowie. Jednak nic straconego, bo zapewniam Cię, że ta przyjaźń przerodzi się w naprawdę coś pięknego.

A wracając do grandy, to bałwany zawsze u mnie mile widziane, szczególnie jeśli zamiast nosa mają wielkie marchewy, a zamiast ręki zwyczajną miotłę. Sam urok.
Życzę Wam udanego tygodnia i wszystkich serdecznie pozdrawiam. :)
MalgorzataSz1 2014.01.26 21:41
Aniu

A ja już martwiłam się o Ciebie, ale takiej okazji nie mogłaś zmarnować i w końcu należało Ci się za te wszystkie piątki. Mam nadzieję, że jutro poczujesz się na tyle dobrze, żeby tu zawitać. Miłych snów. :)
MalgorzataSz1 2014.01.26 21:42
Lectrice

Jeśli ktoś tak namiętnie sprząta jak nasza Ania, to wtedy mówi się, że grzeje rejony. Ot i wszystko. :)
lectrice (gość) 2014.01.26 21:51
To jak ona teraz tak grzeje rejony to oszczedza na prawdziwym ogrzewaniu, musi byc wyjatkowo cieplo u niej i to teraz, mimo powrotu zimy...
Choc z tego co zrozumialam to sie zwyczajnie ubzdryngolila... to tez rozgrzewa ! :-DDD
marit (gość) 2014.01.26 23:23
Gosiu! Bałwanisko ma wielki mój kapelusz słomkowy z wielką kokardą powiewającą z tyłu.Patyki oblepione śniegiem,a na końcu dziurawe rękawice.Nie miały dzieciaki węgla założyły wielkie okulary żółte. Stare trepy na nogach.Walaliśmy się ze śmiechu bo super to wygląda.No ale frajda dla dzieciaków na całym osiedlu. Szkoda że nie mogę zdjęcia przesłać.Sama popłakałabyś się. A teraz do II części tematu. Wiedziałam że masz już gotowca,ale nieraz takie sugestie przydają się do innych opowiadań.Cieszy mnie bardzo wiele zbieżnych przemyśleń i to,że mamy doświadczenie z życia. Po odejściu do świata zmarłych najbliższych,znajomych przeżywamy bardzo długo rozstania,w moim przypadku w chwili obecnej wspomnienia.Tak jest w przypadku Marka.Cieszy mnie fakt,że do czwartku już nie długo.Dziękuję Ci Gosieńko za tak cenne wiadomości.Buziale/ muszę Ci posłodzić/
ADRIANCREVAN (gość) 2014.01.27 17:13
to ile Ty tych rozdziałów przewidujesz ? :-))
MalgorzataSz1 2014.01.27 17:16
Rozdziałów będzie dziesięć. To u mnie od jakiegoś czasu standard, chociaż nie zawsze.
MalgorzataSz1 2014.01.27 17:57
Marit

Opisałaś tego bałwana tak sugestywnie, że stanął mi przed oczami jak żywy odziany w ten kapelusz ze wstążką i żółte okulary. Żółty to jeden z moich najbardziej ulubionych kolorów. Mam nadzieję, że mrozik trochę potrzyma, a bałwan dzięki temu postoi dłużej, żeby cieszyć Wasze oczy. U mnie zapowiadają ocieplenie od piątku. Ma być na plusie. Będzie odwilż.
Pozdrawiam. :)
lectrice (gość) 2014.01.27 19:05
Co do balwanow, to nie ma sie co dziwic, ze on jak zywy, przeciez nie jeden balwan przechadza sie po tym swiecie !
Ja codziennie mijam ich pare, zywe jak diabli... i niestety nie topia sie nawet w lato, odporne bestie !
No ale balwan balwanowi nierowny ! To czysta prawda !
MalgorzataSz1 2014.01.27 19:22
Lectrice

Uderz w stół... itd. Uspokój się, bo kolejny raz mam rechotanie pępka. Gdzieś wraz z Twoimi komentarzami przebija się kumkanie zielonych płazów. A jak u Ciebie z lepieniem bałwanów i żeby była jasność - nie mam na myśli Tych durnot, których namnożyło się ostatnio, a które śmiało można nazwać bałwanami. Twoje dzieciaki ich nie lepią? No chyba, że nie ma u Ciebie śniegu?
lectrice (gość) 2014.01.27 19:53
Moje dzieci maja 16, 18 i 24 lata, nie po drodze im lepic balwany... bo sniegu nie ma, chociaz w kumkajacym kraju wyjatkowy urodzaj na te stwory... I to jest cud zachodu, sniegu nie ma, a ludki z garem na glowie i miotla w garsci lataja w dobrym zrdowiu i do tego grupami !!!
Ostanio ja sama w domu opiekuje sie dwoma takimi, zapewniam pierwsza jakosc, przedni gatunek (to te dwa pierwsze), trzeciej latorosli, do bialego stworka daleko, nawet bardzo i dzieki Bogu (tu moje podziekowania i inne modly dziekczynne sa jak najbardziej szczere !).
Moje balwanki sa zupelnie zielone w dziedzinie nauczania (tak ich naszlo jakos ostatnio) i zielono im na codzien ze szczescia co zupelnie nie pasuje do ich zewnetrznego koloru... No coz, ja mam wielokolorowa rodzine, doslownie (i to nic nie szkodzi) i niestety w przenosni (co jest znacznie bardziej niepokojace).
Czasami zastanawiam sie czy glupota ludzka ma jakis przypisany kolor czy nie - no chyba pstry - jedym slowem mam czarne balwanki ktorym zielono i pstro w glowie - i jak ja mam byc normalna ?
MalgorzataSz1 2014.01.27 20:21
Lectrice

To Ty masz już stare dzieci tak jak ja. Ja mam wprawdzie jedno takie prawie dwudziestoośmioletnie i już dawno usamodzielnione i wydane za mąż. Bałwanów już nie lepi, ale bałwani się ze swoją drugą połówką bez żadnych efektów. Rozumiesz, stawianie na karierę. Ach dzieci...
lectrice (gość) 2014.01.27 21:00
Moja najstarsza (juz doksztalcona i samodzielna) stwierdzila, ze dzieci sa fuj i ona sama sie dziwi jak ja moglam miec takie jedno male tzn ja, chociaz twierdzi, ze wlasciwie to ona jest slodkim wyjatkiem ! (Pozostala dwojka jest z odzysku... :-))) )
Do tego gdzies wyczytala, ze dzieci sa o 25 procent madrzejsze od rodzicow i ona nie chce miec malego zarozumialca !!! Rece opadaja... Moja corka jest intelektualnie bardziej niz sprawna wiec jej odbija... za glupie dzieci to klopot ale takie za madre to tez pewien problem !
Oczywisce zaden slub sie nie szykuje bo wolne zwiazki gora, tu nawet moge zrozumiec... ze swoja polowa planuja calosciowo jakies wyjazdy ale na pewno nie odjazdy pieluchowe. Mi sie chwilowo nie spieszy do babciowania bo mam jeszcze moje zbuczki na miejscu i ostatnio funduja mi same odjazdowe akcje... oni niestety starja sie ukryc jak moga swoje poklady inteligencji... ostatnio im sie nawet udaje !

Nie miala baba klopotu to ma dzieci :-DDD
MalgorzataSz1 2014.01.27 21:14
Lectrice

Już nawet nie chce mi się tego komentować, bo wychodzi na to, że te dzieciory teraz to wszystko wiedzą lepiej, a wapniaki (rodzice) o niczym nie mają pojęcia. Niech im będzie...
lectrice (gość) 2014.01.27 21:18
Wiem kto to wapniak, to ta w lustrze...
MalgorzataSz1 2014.01.27 21:19
Ha, ha, ha, ha, ha. Też ją widzę. :)
lectrice (gość) 2014.01.27 21:35
Pozdrow ja serdecznie ode mnie, chyba nie jest taka zla jesli cie znosi na codzien i jeszcze nie dala nogi !



Ania ma problem, publika jej sie poszerza !!!
MalgorzataSz1 2014.01.27 21:58
Lectrice

Pozdrawiam tę twarz w lustrze. Niestety nie ma wyjścia i musi mnie znosić. Całe szczęście, że klonowanie nie jest jeszcze tak bardzo powszechne. :)
lectrice (gość) 2014.01.27 22:02
A moje dzieci by mnie nie sklonowaly bo podobno i pojedynczo jestem za bardzo upierdliwa !
No i dom starcow by kiedys musialy placic podwojnie...
MalgorzataSz1 2014.01.27 22:06
A to wredoty.
lectrice (gość) 2014.01.27 22:11
Nooooooo
marit (gość) 2014.01.28 12:00
Ale Was dziewczyny wzięło na bałwanki i wspomnienia. Jesteście debeściary jak cholerka,a ja przy Was babcia /41,38/. Gosiu u mnie na północy zawsze mróz jak na Syberii,wiec jak chcesz mieć dłuższą zimę,zapraszam Cię do siebie.Chociaż wątpię czy za bardzo nie dłużyła by Ci się i nie znudziła.Bałwanków w sumie mamy przed blokami a 12 ,małe duże średnie.Koledzy artyści polepili takie bałwany,że mają spodenki do kolan pozakładane.okularki tak dla jaj.Dwa pozostałe wycieruchy z dziurami i glany,rondelki dziurawe,a w ustach fajki. No a odwilży nie marzymy ma być zima dla dzieci i ferie są na Pomorzu.BAJ........
MalgorzataSz1 2014.01.28 12:15
Marit

Ja lubię zimę, kiedy siedzę w ciepłym domu i patrzę na nią przez okno. Tak naprawdę jestem stworzeniem ciepłolubnym i nawet na sam widok sypiącego z nieba śniegu dygotam. Na Pomorze za daleko. To dokładnie przeciwny koniec Polski od moich Siemianowic. Poza tym już zdrowie nie to co kiedyś. Stare kości powinno się grzać przy piecu, a nie wystawiać na chłód.
Dbaj o siebie w to mrozisko i o Twoją grandę też. Pozdrawiam. :)
lectrice (gość) 2014.01.28 18:16
No i nam sie zabalwanil swiat...
Ja zime uwielbiam ale tam gdzie mnie nie ma ...
Ewentualnie jak juz mam byc na zimowo to tylko w Koscieliskiej, Chocholowskiej lub innej tym podobnej, z wielkimi czapami na choinach, nieskalanym sniegiem na lakach, szumem strumyka gdzies za bialym murem.
O ! Taka zime to ja moge...

W zabim kraju chwilowo zimy nie ma i cale szczescie bo zabki do sniegu nie przyzwyczajone, lapki im sie slizgaja i ogolnie sobie nie poskacza...
marit (gość) 2014.01.28 20:39
Jak na gg piszemy i do czwartku z górki i Gosi odcineczek będzie. Gosiu,Ty mówisz o starych kościach,wygrzewaniu? No zmiłuj się, moja babcia mając90-92 lata /92 jak z nami się żegnała, prowadząc nas z pełną świadomością przez całą drogę do przepięknego ciepłego światła/ ciągle nam wnukom powtarzała" a wy buby grube zadki koło pieca wygrzewacie,zamiast się rozgrzewać świeżym powietrzem? Na starość kości wam się pokruszą".Tak więc ja jestem zahartowana i uwielbiam zimę.Jak jest za długo to marzę o Hiszpanii i winogronach,od razu mi cieplej. A dzieci mi wtedy mówią,a czy tobie nie marzą się tak przypadkiem Karaiby,może tam byś pofrunęła, ?"pomarzyć dobra rzecz w niedzielę po południu"/.Oj marzą,marzą!! Tak więc drogie paniusie,nie stare gnaty i stare kości tylko karnawał trwa,na balety czas się ruszyć. Właśnie u mnie przed blokiem teraz gra muzyka i dzieciarnia w koło bałwanów tańczy. Miłego wieczorku. Narka idę balować ze starymi!!!!!!!!!!
MalgorzataSz1 2014.01.28 20:54
Marit

To bardzo piękne, co piszesz i wierz mi, że niejednokrotnie marzyłam o takiej beztroskiej zabawie, na której śmieję się do rozpuku i tańczę do upadłego. Niestety, to wszystko pozostaje w sferze marzeń. Los miał względem mnie inne plany i zafundował mi coś, co lekarze określają tetraparezą spastyczną, a po polsku - spastycznością czterokończynową. Żeby się poruszać potrzebuję kul. Bez nich kiepsko mi idzie i mocno utykam. Do tego dochodzi jeszcze kilka chorób współtowarzyszących, z których najgorszą jest cukrzyca. We mnie tylko duch jedynie młody, bo ciało już dawno odmówiło posłuszeństwa. Najważniejsze jednak to zachować optymizm, a tego mi nie brakuje, bo staram się w życiu dostrzegać jego pozytywne strony, a nie tylko patrzeć na nie przez pryzmat choroby.
Dzięki temu, że tak bardzo plastycznie wszystko opisujesz w swoich komentarzach z łatwością mogę sobie wyobrazić i te bałwany za oknem i uwijającą się wokół nich gromadę roześmianych dzieciaków. Wtedy sama się do takich myśli uśmiecham. Bardzo doceniam też to, co pisze Lectrice. Ona ma takie ogromne poczucie humoru, że zaraża mnie nim niemal przy każdym wpisie. Bardzo sobie to cenię i zawsze czekam na te Wasze perełki.
Pozdrawiam. :)
lectrice (gość) 2014.01.28 23:21
No i sie zastanawiam gdzie Marit mieszka (to, ze na Pomorzu to wiem), ale to musi byc jakis skansen towarzyski (w pozytywnym zbaczeniu) bo kto teraz przy muzyczce kolo balwanow podryguje ! Ta to ma szczescie ! Ja balwanow unikam bo z braku sniegu sa tylko prawdziwe... , a zabki, jak na zabki przystalo w mule spedzaja czas tzn. sa raczej zamulone niz odmulone...
A jak sa mrozone ( w koncu zima zobowiazuje, chociaz w dziale mrozonek) to zostaja same udka - nawet dobre, delikatne miesko jak kurczak. No ale coz z samym udkiem sobie nie za bardzo potancujesz - do tego trzeba calej nogi !
Pozno jak diabli, moze sobie troche pogadam z Morfeuszem ?
marit (gość) 2014.01.29 01:39
Gosiu,przepraszam Cię bardzo za mój nietakt ,ale niewiedza o drugim człowieku może postawić w trudną sytuację.Ja co prawda też mam spastyczność łydek właśnie przez cukrzycę typ 1 Lada,gdzie zdrowe komórki zabijają się na wzajem.6 razy dziennie szprycuję się co 2,5 godz od 11lat.Moje dzieci ciągle mi przypominały,zabrałaś koleżankę? /insulinę/ Te wredne choróbska zwalają wszystkich z nóg,ale my baby musimy jak zwykle być na piedestale i wara komu by nas z nich zwalić.Co te chłopy bez nas by zrobili.Przyznam Ci się,że zaczęłam jak to młodzi mówią ,olewać ją i żyję chwilą,nie myśląc co będzie za chwilę.Przez pół roku tyle się wypłakałam,że nie mam zamiaru wyć teraz,bo po co? Co ma być to będzie. Leczę się w Gdańsku i mój doktorek za każdym razem jak jestem na wizycie powtarza mi," wiesz co symulantko,jak ja bym chciał być chociaż w 1/10 tak asertywny jak ty.Wiem,że przeszłaś szok w swoim wieku i tą chorobą,ale jak ty to robisz,że nigdy się nie rozbeczysz jak ci mówię,że to się pogorszyło, tego za mało,że z dnia na dzień będzie gorzej,lepiej? Jak ty to robisz? A na dodatek ja zawsze gadam,gadam.ty się śmiejesz i tylko słuchasz? Na koniec mi dowalasz i za każdym razem pytasz,to wszystko?ależ się doktorku nagadałeś" No i co ja mam z tobą zrobić?" Wiesz Gosiu co mu za każdym razem mówię? Piękną mamy pogodę/mimo że leje/ no to co doktorku idziemy na kawencję z mlekusiem,bo zaschło w gardełku. Tak więc kochana mimo naszych niedociągnięć zdrowotnych muszę ci jeszcze jedno powiedzieć,że mój doktorek wręcz nakazał mi kupić koniaczek i raz dziennie dla zdrowotności na krążenie wypić,a raczej sobie sączyć drinka.Tak więc od czasu do czasu poprawmy sobie humorki i za nasze porąbane zdrowie,oby nie było gorzej powalone. A co do Lectrice,Gosiu ona z żabami gada ? Czy ona ma tam księcia zaczarowanego takiego ropuszona .No to ja ci zazdroszczę bo od 36 lat nie ma kto mi nóg ogrzać.Ty tak głośno lepiej nic nie mów bo stado babsztyli się zleci i będzie sabat czarownic!!!!!!!! A ja tak naprawdę mieszkam w Prabutach między Iława i Malborkiem. Tu jest zawsze kochana Syberia nosy odpadają. Miłych snów dziewczyny. Buziale.
MalgorzataSz1 2014.01.29 08:26
Lectrice, to już wiesz, gdzie mieszka Marit, bo określiła to bardzo precyzyjnie. Ty Marit domyślasz się pewnie, że nasza kochana Lectrice mieszka we Francji i na pewno ma tam księcia, ale czy ropuszona, to mocno wątpię. Sama Lectrice nazywa ten kraj żabim krajem i stąd te żabki.

Marit, absolutnie nie popełniłaś żadnego nietaktu, bo skąd miałaś o tym wiedzieć. Ja mimo swoich ułomności staram się żyć i funkcjonowac w miarę normalnie, chociaz właśnie dzisiaj jestem już ostatni dzień w pracy, bo od jutra idę na
L-4 i będę na nim przez 182 dni. Nie daję sobie już rady i neurolog będzie kierował mnie na rentę.
Ty musisz mieć cukrzycę typu II-go, skoro dopiero od jedenastu lat masz zdiagnozowaną. Cukrzyca tyypu I-go występuje tylko u dzieci i od razu jest insulinozależna. II-go typu dostają ludzie w średnim wieku. Ja jestem nią genetycznie obciążona, bo oboje rodzice cierpieli na nią.
Ale już dość o chorobach. Jutro czwartek i następny rozdział. Powiem tylko, że w szóstej części znajdą się te wszystkie rzeczy, o których pisałaś Marit. Przeczytasz o nich w niedzielę.
Pozdrawiam dziewczyny i życzę miłego dnia. :)
kawi ;) (gość) 2014.01.29 11:25
Gosiu!
Piękna notka.
Ula w końcu pomyślała o sobie i zmieniła swój wygląd. Marek od razu zauważył, ze jest bardzo ładna. Mam nadzieję, że z czasem również doceni jej inne atuty.
W twoim opowiadaniu Paulina jest... była? bardzo dobrą osobą. W liście do Marka pisze, żeby znalazł sobie inna kobietę i znów zaczął kochać.
Tą właściwą osobą dla Marka jest Ula.
Serdecznie pozdrawiam i zapraszam do mnie na nn ;)
Kawi ;)
MalgorzataSz1 2014.01.29 11:56
Kawi

Jeśli chodzi o piękno Uli, to najpierw docenił je Miłosz, ale nic straconego, bo z biegiem czasu i Marek zauważy w niej i doceni, i piękno, i inne cechy, składające się na jej łagodny charakter.
Jak wynika z listu, Paulina okazała się bardzo wyrozumiałą i trzeźwo myślącą kobietą. Wie, że Marek ma całe zycie przed sobą i nie będzie przecież żył jak mnich, chociaż on sam właśnie tak zakładał. Fajnie, że wpadłaś, a ja zaraz przenoszę się na Twój blog.
Serdecznie Cię pozdrawiam i dziękuję. :)
lectrice (gość) 2014.01.29 11:59
Kilka wyjasnien dla tych co mnie posadzaja o gadanie z zabami...
Niestety, w zabim kraju ksiecia nie posiadam, bo potencjalny ksiaze nigdy tak do konca ksieciem nie byl i trudo. Jestem jak Marit, sama bo moj malzonek odplynal na obloczku...
Zab, ropuch wokol pelno, ale juz sie nie zastanawiam w ktora sie ksiaze przemienl bo zaczelam podejrzewac, ze prawdopodobnie w zadna...

Wystarczy mi, ze mieszkam z dwoma zabiskami nastoletnimi, ktore mimo, ze powinny pozostac plazami zamieniaja sie powolutku w gady, zeby nie powiedziec gadziska !
Kazdy o zdrowych zmyslach wie, ze zaby wytresowac bardzo trudno, no i wlasnie stad te problemy...

Mam jeszcze jedna slodka zabke ale ta juz jest duza i daleko, w zabiej stolicy wiedzie przykladny, zabi pracowity zywot choc jak juz gdzies pisalam kijanki jej nie w glowie.

Ja tez niedlugo stane sie zabka jak inne zabki mnie otaczajace, tylko, ze ja zielenieje ze zlosci, ze tkwie w tym zachodnim stawie i chwilowo nie moge na to nic poradzic !

Ot i cala moja zabia historia. Przy tym jestem przekonana, ze w polskich stawach woda jest przejrzystrza i dlatego mi sie ckni... nie pisze nic o trawie bo u Malgosi wszystko posinialo wiec teoria, ze trawa jest gdzie indziej jest zielensza bierze w leb !

Pozdawiam, mimo wszystko zadowolona z mojego zamulonego stawu, ja tez tak jak Wy staram sie zauwazac, ze szklanka jest raczej do polowy pelna niz pusta...
marit (gość) 2014.01.29 12:24
Gosieńko,nie wiem czy Wiesz,że miesiąc przed upływem Twojego zwolnienia,Twój zakład musi wystąpić do ZUS z wnioskiem o ustalenie niepełnosprawności, Komisja powinna dać Ci do 9 m-cy okres na rehabilitację,a po tym okresie dopiero określić rentę stałą czy okresową. Twoja kadrowa powinna udzielić Ci bardzo szczegółowych informacji na ten temat.I jeszcze jest bardzo ważna rzecz,weź od swojego lekarza zaświadczenie do kadr o rokującym Twoim zdrowiu to jest bardzo ważne,aby mogła kadrowa wysłać to z wnioskiem do ZUS. o tym bardzo podkreślała moja koleżanka.Jeżeli Wiesz o tym to sorki,ale właśnie mam koleżankę która prowadzi działalność księgową i mnie w tym uświadomiła.Moja kumpela mówi,że mogłabyś pójść na odział na jakiś czas i lekarz powinien Cie wysłać na poszpitalną rehabilitację na uzdrowisko z osobą towarzyszącą.Ja tak robię,ale że jeszczę chodzę więc jeżdżę sama.Ostatnio byłam w Busku Zdroju w Markonim. Kuruj się,wypoczywaj Gosieńko życzę Ci zdrówka nieustającego.Pozdrawiam.
marit (gość) 2014.01.29 12:52
Letrice kochana, cosik mi się wydaje,że ci książęta o których mówiłam,warci są tylko ich skonsumowania,aniżeli snucia marzeń o nich. Letrice moje dzieciaki też są na obczyźnie i ckli im się bardzo,ale jakoś pokonują tą rozłąkę od 11 i 4 lat,aby za zarobionę ciężko pieniądze w późniejszym okresie funkcjonować. Gdy oj pan odpłynął na obłoczku dostawałam w kość od swoich wampirków,oj dostawałam.Piekiełko to delikatne określenie dla moich już dorosłych dzieci,ale zawsze używałam słowa ognista odchłań przy ich wychowywaniu. Musisz zawsze pozytywnie każdego dnia,tak jak jak gdy rano wstaję mówię sobie - o udało się przeżyć czas na radość,mimo trudności dnia codziennego.A Twoje żabiątka też dorosną i będą takie kochane jak myyyyyyyy.Życzę Ci pozytywnego myślenia i wiele radości z tych kochanych żabiątek. Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę miłego ciepłego dnia.
MalgorzataSz1 2014.01.29 13:19
Marit

Ja mam już orzeczenie o stopniu niepełnosprawności. A z wnioskiem nie występuje mój dział kadr, ale mój lekarz neurolog. Do tego wniosku mam mieć jeszcze opisy od specjalistów, którzy leczą moje choroby współtowarzyszące. O tym miesiącu przed wiedziałam, bo właśnie to lekarz mi o tym powiedział i to on miesiąc wcześniej wypisze wniosek, a ja będę musiała osobiście zawieźć go do ZUS-u. Tyle wiem na dzień dzisiejszy.
Pozdrawiam. :)
marit (gość) 2014.01.29 14:23
dobrze,że lekarz poprowadzi Cie,bardzo się cieszę.Dzięki za odpowiedź.Pozdrawiam.
magdam91 (gość) 2014.08.10 19:50
Jestem pod wrazedniem opowiadania, a list po prostu piekny :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz