Lubię zaglądać

Strony

środa, 7 października 2015

"STRATA" - rozdział 5

 

30 styczeń 2014
ROZDZIAŁ 5


Ten rozpaczliwy, głośny płacz poderwał ich wszystkich na nogi i wystraszył. Miłosz zerwał się z dywanu i pobiegł w kierunku gabinetu. Za nim biegła Ula. Dogoniła go w połowie drogi i wzięła na ręce.
- Nie Miłoszku, nie…, nie teraz. Tatuś przeczytał coś smutnego i musi na razie pobyć sam. Jak się uspokoi to do nas przyjdzie. Teraz lepiej zostawić go samego. Wytrzymasz?
- Ulcia, puść. Ja chciałem go tylko pocieszyć i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.
- Wiem skarbie, wiem, ale powiesz mu to jak wyjdzie z gabinetu. On potrzebuje teraz chwili samotności. Damy mu tę chwilę, dobrze?
- No dobrze…, to ja skończę rysować bałwanka.
Odetchnęła. Czuła, że treść listu musiała być wyjątkowo osobista aby wywołać aż tak gwaltowną reakcję Marka. Musiał się wypłakać. Musiał wykrzyczeć i wyrzucić z siebie te wszystkie emocje i ból. Jakże ona dobrze go rozumiała. Sama przeszła przez dokładnie to samo i choć jej nie zostawiono pośmiertnego listu doskonale wiedziała, co on może w tej chwili przeżywać.
Długo nie wychodził z gabinetu. Naszykowała dzieciom kolację, a po niej wykąpała oboje i poszła uśpić Miłosza. Położyła się obok niego i kołysała go w ramionach.
- Ulcia, ja wiem czemu tatuś tak się rozpłakał. On tak samo tęskni za mamusią jak ja. Ja też często płaczę, ale jak nikt nie widzi.
Z czułością pogładziła jego gęstą czuprynę.
- Płacz nie jest niczym złym kochanie. Nie musisz się z tym ukrywać. Razem ze łzami wypływa tęsknota, żal i smutek. Jak się wypłaczesz to zawsze odczujesz ulgę. Nie musisz się wstydzić, że bardzo brakuje ci mamy. Jesteś jeszcze malutki i nic dziwnego, że tęsknisz. Ona byłaby z ciebie taka dumna, bo jesteś bardzo grzecznym i bardzo dobrym chłopcem. Jesteś też do niej podobny. Masz jej oczy i nosek. Usta również. Twoja buzia bardzo przypomina buzię mamy.
- Boję się, że kiedyś o niej zapomnę. Ja nie chcę zapomnieć Ulcia.
- Nie zapomnisz skarbie. Wystarczy, że popatrzysz w lustro i będziesz widział ją. Codziennie patrzysz na jej zdjęcie. Codziennie rysujesz dla niej jeden obrazek. Nie bój się, mamy nigdy nie da się zapomnieć, bo jej obraz jest w twojej głowie i sercu. Spróbuj teraz zasnąć. Dość miałeś wrażeń na dzisiaj. Od jutra zaczniemy myśleć o świętach i choince.
Zanuciła jakąś melodię, która uśpiła malca na dobre. Nie widziała stojącego w półmroku Marka, który przysłuchiwał się tej rozmowie. Był jej wdzięczny, że potrafiła rozwiać w chłopcu obawy związane z pamięcią o matce. Był jej wdzięczny za czułość jaką mu okazywała. Mówiła prawdę. Kochała dzieci. Była też pracowita i niezwykle sumienna. Jednym z prezentów jakie dla niej szykował była umowa o pracę.

Wyszła cicho z pokoju Miłosza i przymknęła drzwi. Było jej żal chłopca. Bez wątpienia bardzo cierpiał z powodu śmierci matki. Marek również. Natknęła się na niego w salonie siedzącego na kanapie i popijającego jakiś trunek.
- Zjesz kolację? Jest naszykowana.
- Już zjadłem. Napijesz się ze mną?
- Nie piję alkoholu Marek. Po prostu nie lubię.
- Mam słabe i słodkie wino. Nie odmawiaj mi. Tylko odrobinkę dla towarzystwa.
- No dobrze, ale tylko trochę.
Podszedł do barku, nalał do kieliszka czerwonego płynu i podał jej.
- Chciałem cię przeprosić za ten wybuch. Pewnie wystraszyłem was wszystkich, ale nie umiałem poradzić sobie sam ze sobą po przeczytaniu tego listu.
- Nie przepraszaj. Ja doskonale to rozumiem. Miłosz wystraszył się trochę, ale uspokoiłam go. Teraz śpi jak aniołek.
- Dziękuję ci za niego. On bardzo przeżywa całą tę sytuację. Jest typem wrażliwca tak jak ja. Paulina potrafiła panować nad emocjami. Nie odziedziczył tego po niej.
- Nie żałuj Marek. On odziedziczył po niej śliczną twarz, a po tobie charakter. Jest wspaniałą mieszanką was obojga. Jest taki kochany i jak na trzylatka bardzo dojrzały i rezolutny. Zadaje mnóstwo sensownych pytań, że czasem zachodzę w głowę, skąd to się u niego bierze. To naprawdę świetny dzieciak. Nie zadręczaj się już. Czas jest twoim sprzymierzeńcem, bo wraz z jego upływem twój ból będzie łagodniejszy, choć nie zapomnisz nigdy. Pójdę się już położyć. Dziękuję za wino. Dobranoc.
- Zaczekaj jeszcze. Jutro piątek. Po pracy chciałbym pojechać na świąteczne zakupy. Kupilibyśmy też choinkę, żeby dzieci miały trochę radości. Dobrze by było, żebyś i ty pojechała. Kobieta najlepiej wie, czego potrzeba do ciasta i innych rzeczy. Pojedziesz?
- Nie ma sprawy. Przecież wigilia już za pięć dni. Spodziewasz się jakichś gości?
- Nie… Rodzice przebywają w Szwajcarii, a brat Pauliny postanowił wyjechać do znajomych do Włoch. Będziemy sami. Może tylko mój przyjaciel Sebastian tu zajrzy w drugi dzień świąt z Violettą, moją sekretarką. To jego dziewczyna. Ale to nic pewnego. Raczej stawiam na to, że spędzimy je we czwórkę.
- W takim razie do jutra. Dobrej nocy.

Zakupy poszły sprawnie. Gorzej było przy kasach, do których musieli odstać w długiej kolejce. Najwięcej radości sprawił dzieciom przy wyborze choinki. Wybrały ją same. Była nieduża, ale bardzo gęsta i rozłożysta. Już w domu osadził ją na stojaku i teraz czekała tylko na wigilijne przedpołudnie, kiedy to mieli ją stroić. Ula już dwa dni wcześniej szykowała wszystko z wielkim pietyzmem. Najpierw przeprowadziła wywiad, które ze świątecznych potraw lubią najbardziej, a potem zabrała się za ich przygotowywanie. Korzenny zapach pierników i innych ciast, a także bigosu i pieczonych mięs unosił się w całym domu. W wigilię Marek z dziećmi ubierał choinkę i wreszcie zaczął trochę się uśmiechać, gdy patrzył na zmagania Miłosza i Betti usiłujących ułożyć na gałązkach kolorowy łańcuch.

Rozłożyła na stole śnieżnobiały obrus i powoli zaczęła wnosić potrawy. Na talerzyku ułożyła opłatki. Zanim zasiedli do wieczerzy, wzięła jeden z nich i powiedziała.
- Pozwól Marek, że to ja zacznę. Wszyscy mamy świadomość, że te święta nie będą już takie jak dawniej. Wszyscy, jak tu stoimy, ponieśliśmy dotkliwe straty. Wszyscy mamy kogo opłakiwać, bo wszyscy nosimy żałobę w sercach. Ja życzę nam wszystkim spokoju i wyciszenia, życzę, by nasz ból wreszcie się ukoił i pozwolił odetchnąć. Życzę nam wszystkim, by nadchodzący nowy rok pomógł nam pogodzić się z odejściem naszych najbliższych i pomógł nabrać dystansu do rzeczy, które nas smucą. Wszystkiego najlepszego dla wszystkich. - Ze łzami w oczach podeszła najpierw do Miłosza, którego przytuliła mocno wyciskając mu na policzkach dwa słodkie całusy. To samo zrobiła z Betti. Podeszła na końcu do Marka i patrząc mu w oczy wyszeptała. – Życzę ci, byś osiągnął równowagę i spokój.
- Ja życzę ci tego samego Ula i cieszę się, że tu z nami jesteście. – Ucałował jej zarumienione policzki.
Po życzeniach rozlała do talerzy zupę i nałożyła pozostałe dania. Siedząc koło Miłosza pomagała mu jeść, bo mały nie zawsze trafiał do buzi. Niemal w ciszy przebiegła ta kolacja. Po niej posprzątała ze stołu. Pokroiła ciasto i zrobiła im kawy, a dzieciom herbaty. Marek włączył cicho kolędy. Miłosz przytulił się do jej kolan. Pogładziła go po główce i spytała.
- Co tam skarbie? Zmęczony jesteś?
- Nie, chciałem tylko zapytać, czy możemy rozpakować prezenty.
- O mój Boże! Całkiem o nich zapomniałam. Oczywiście kochanie, że możecie. Betti pomóż mu. – Spojrzała na Marka. – Wyobrażasz sobie? Zapomniałam o prezentach.
Miłosz z dużym trudem wyciągnął wielką paczkę spod choinki.
- Tatuś co to jest? – Marek podszedł do synka i uśmiechnął się.
- Nie wiem, ale to na pewno dla ciebie. Musisz rozpakować.
Betti, która już samodzielnie potrafiła ułożyć litery w słowa odczytywała kartki na prezentach.
- Ta jest dla pana Marka, a ta dla ciebie Ulcia, a tu jeszcze dwie dla Miłoszka i dla mnie. – Porozdawała wszystkim pakunki i sama zabrała się za zdzieranie papieru.
- Misiek! Zobacz tatuś jaki ładny i miękki. Od ciebie?
- Nie synku to na pewno od Beatki, a ja co tu mam? – Wyjął niewielkie pudełeczko i otworzył je. – Spinka do krawata? Bardzo ładna. Dziękuję dziewczyny.
- To specjalna spinka – odezwała się Ula. Ozdobiona jest ametystem. To kamień, który przynosi ukojenie i równowagę. Pozwala wyciszyć emocje. Łagodzi stresy. Pomyślałam, że czegoś takiego potrzebujesz. Może w jakiś sposób ci pomoże? Oby.
- Będę ją nosił wtedy się przekonam. Jeszcze raz dziękuję.
- Album? – Usłyszeli głos Miłosza. Ula uśmiechnęła się do niego i powiedziała.
- To wyjątkowy album kochanie. Na okładce jest miejsce na zdjęcie. Włożysz tam fotografię swojej mamusi, a w środku będziesz umieszczał wszystkie rysunki, które dla niej narysujesz. W ten sposób będziesz zawsze o niej pamiętał i nie będziesz się bał, że kiedykolwiek zapomnisz. – Mały podszedł do niej i ucałował ją, a potem przytulił się do niej. - Markowi zwilgotniały oczy. Musiał przyznać, że miała dobry pomysł z tym albumem.
- Dziękuje Ulcia. Bardzo mi się podoba. Teraz zawsze będę miał porządek w rysunkach.
- Ulcia! Spójrz jaka śliczna! To najpiękniejsza sukienka jaką w życiu widziałam. – Betti podeszła do Marka i uściskała go. – Bardzo, bardzo panu dziękuję. Jest przepiękna.
- Nie ma za co Betti. Niech ci się dobrze nosi. Mam nadzieję, że i twój prezent Ula przypadnie ci do gustu.
Z namaszczeniem gładziła wełniany, miękki półgolf w rudym kolorze. Musiał kosztować majątek.
- Bardzo ci dziękuję Marek – wyszeptała. – Nigdy nie miałam nic równie pięknego. Wspaniały prezent.
- No dobrze, – wstał od stołu – został tylko prezent ode mnie dla Miłosza, ale będę musiał po niego pójść. Za chwilę wracam. - Wniósł wielki pakunek do środka i zawołał syna. – Musisz osobiście go rozpakować. – Mały z zapałem targał kolorowy papier aż wreszcie ujrzał czerwoną ramę, a po chwili trzy koła i kierownicę.
- Rower! Tatuś to najpiękniejszy prezent na świecie! Od Ulci i od Betti też są fajne, ale tak bardzo chciałem mieć rower, a mamusia obiecywała, że na pewno dostanę pod choinkę.
- I dotrzymała słowa synku. To prezent ode mnie i od mamy. Wsiadaj i wypróbuj go.

Mimo krążącego gdzieś w tyle głowy smutku i żalu po stracie najbliższych ten wieczór był całkiem udany. Dzieci miały radość z prezentów i rozemocjonowane kładły się do łóżek. Marek ucałował synka na dobranoc. Obiecał mu sanki następnego dnia. Ula przeczytała mu jeszcze bajeczkę, po której chłopiec zasnął. Marek czekał na nią. Miał przecież dla niej jeszcze jeden prezent. Kolejny raz poczęstował ją kieliszkiem wina.
- Wiem, że jesteś zmęczona i najchętniej położyłabyś się już. Napracowałaś się dzisiaj, a ja bardzo to doceniam. Dzięki tobie ta wigilia nie była taka bolesna. Miłosz promieniał, a ja byłem szczęśliwy. Mam dla ciebie coś jeszcze. – Wyciągnął z teczki jakiś dokument i podał jej. Była wzruszona, bo już wiedziała co to jest. – To stała umowa o pracę. Wciągnąłem cię na listę pracowników Febo&Dobrzański, w ten sposób będziesz miała regularnie odprowadzane składki do ZUS-u i podatek. Tak będzie najuczciwiej.
- Dziękuję ci Marek. Nawet nie wiesz ile dla mnie znaczy ta praca. Dzięki tobie stanęłyśmy na nogi.
- Stanęłyście na nogi dzięki tobie. Wszystko, co powiedziałaś podczas rozmowy ze mną w firmie okazało się prawdą. Jesteś uczciwa, solidna, dobrze wykonujesz obowiązki i świetnie radzisz sobie z Miłoszem. Nie mógłbym wymarzyć sobie lepszej opiekunki dla niego. Potrafisz go uspokoić, gdy płacze za mamą. Masz na niego bardzo dobry wpływ. Nie rozpieszczasz go, ale uczysz jak ma sobie poradzić ze słabościami. To bardzo cenne. Nie chciałbym, żeby mój syn wyrósł na słabego, nie mającego własnego zdania człowieka. On nadal jest mały i nadal potrzebuje kobiecej ręki. Dzięki tobie coraz rzadziej płacze. Poza tym cieszę się, że nie próbujesz wymuszać na nim, żeby zapomniał o Paulinie. On powinien pamiętać, a ty starasz się w nim to pielęgnować i za to bardzo ci dziękuję. Nie obwarowałem umowy żadnym terminem. Chcę, żebyś została tu jak najdłużej. Tu niedaleko jest szkoła i w przyszłym roku będzie można zapisać do niej Betti. Myślę, że dzięki twojej pomocy wszystko się z czasem ułoży, a i ja zawsze chętnie pomogę, kiedy będzie taka potrzeba.
Wzruszyły ją jego słowa. Poleciały jej łzy. Tyle dobrego zaznała od niego. Uspokoiła się i nie martwiła o byt. Betti też odżyła. Znowu zaczęła się uśmiechać.
- Chcę tylko powiedzieć Marek, że nie miałabym serca wpływać w jakikolwiek sposób na małego i manipulować nim. Ja wiem jak to jest stracić matkę. Wiem jak bardzo się tęskni, jak łaknie jej dotyku, przytulenia i czułości. On nadal tego potrzebuje, a ja nie będę mu tego szczędzić. Jest jeszcze trochę zagubiony i nie zawsze potrafi poradzić sobie z ciężarem jaki na niego spadł. To normalne. Ja nie zastąpię mu matki, ale będę się starała ze wszystkich sił, by aż tak boleśnie nie odczuwał jej braku. Dziękuję raz jeszcze za tę umowę. Pójdę już. Jutro zapowiada się intensywny dzień. Wyśpij się.

bewunia68 (gość) 2014.01.30 15:41
Ten Marek jest zupełnie nieserialowy. Nie wzbudza we mnie emocji. Nie znaczy to, że źle piszesz, tylko, że ja jestem na takiego Marka obojętna. Czekam, aż coś się zacznie dziać.
Pozdrawiam.
MalgorzataSz1 2014.01.30 16:04
bewuniu

Czasem pisuję opowiadania, w których serialowi bohaterowie w niczym nie przypominają samych siebie. to właśnie jedno z nich. Jeśli czekasz na jakieś fajerwerki, lub mega akcje z udziałem Marka, to obawiam się, że możesz się rozczarować i to opowiadanie w ogóle nie przypadnie Ci do gustu.
Ja sama mogłabym je określić dość spokojnym, niemal wyciszonym mimo tylu skrajnych emocji związanych z odejściem najbliższych. To opowiadanie jest żałobą i opłakiwaniem ukochanych osób i nawet jeśli znajdziesz w nim sceny radości, to zawsze gdzieś w tle będzie czaił się smutek. Pod tym względem nie będzie żadnego spontanu ze strony Marka, bo cierpienie nie pozwoli mu na takie zachowania.
Oczywiście nie będzie aż takiej monotonii jak do tej pory. Jednak coś się zadzieje, ale czy to Cię usatysfakcjonuje, to naprawdę nie wiem.
Dziękuję za wizytę i komentarz. Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
Marcysia (gość) 2014.01.30 16:08
Małgosiu,
poproszę o przysłanie mi zapasu chusteczek higienicznych. Znów się wzruszyłam. Tak pięknie opisałaś te święta, o jejku!
Jednak przede wszystkim wzruszył mnie Miłosz. Bardzo wrażliwe i niezwykle rozumne dziecko, które... Często przypomina mi niektórych dorosłych. Boi się, tęskni... Rozczuliło mnie, gdy napisałaś o obawach chłopczyka dotyczących zapomnienia Pauliny. Nie ma opcji, żeby coś takiego się wydarzyło. To jego mama, którą bardzo kocha i o której zawsze będzie pamiętać.
I ten gest Marka o wciągnięciu Uli na listę płac FD. Naprawdę dobrze obmyślone :)
Pozdrawiam Cię serdecznie :))
bewunia68 (gość) 2014.01.30 16:20
Gosiu!
Wiem, że to opowiadanie miało być inne. Nie mam pretensji. Naszło Cię na coś smutnego. Po prostu tym razem z Marka zostało tylko imię. Taką miałaś wizję. Pozostaje mi tylko czekać na kolejną historię z naszymi ulubionymi bohaterami. Czekam dodatkowo marca. Kupiłam bilet na spektakl z udziałem Filipa. Nie lubię czekać!
Cześć!
MalgorzataSz1 2014.01.30 16:48
Marcysiu

Poproszę o adres. Prześlę całą ciężarówkę. Miłosz miał wzruszać. Człowiek nie może pozostać obojętny wobec łez dziecka i jego tęsknoty za matką i na to właśnie liczyłam. Na Waszą wrażliwość.
Proponuję jednak zostawić sobie jakiś zapas łez na później, bo będzie jedna taka scena, która może do nich doprowadzić. Ja pisząc ją ryczałam jak bóbr.
Dzięki Marcysiu za wpis. Buziaki. :)

Bewuniu

Wiem o czym mówisz kochana. Ja też nie znoszę czekać. Ja obejrzę spektakl po raz drugi już jutro, bo właśnie jutro są w Sosnowcu i od niego zaczynają trasę w tym roku. Być może skuszę się jeszcze na Rudę Śląską, bo będą tam w marcu, ale to nic pewnego.
Mam nadzieje, że wyjdziesz z teatru bardzo pozytywnie naładowana i uśmiana do łez.
Buziaczki.
marit (gość) 2014.01.30 17:18
Gosiu. Pisałam już że jesteś wielka.Twoje oddanie w pisaniu tych opowiadań,pozwoliło mi na upust wyobraźni i wczucie się bycia razem z nimi przy stole Wigilijnym.Dziękuję ci za Marka takiego innego, niż w serialu. Teraz jest on bardzo statecznym,poważnym i odpowiedzialnym facetem już za 3 osoby,a nie roztrzepanym filusiem serialowym. Znowu wymiękłąm. Dzięki Ci Gosiu za kolejne przeżycie.Pozdrawiam.
MalgorzataSz1 2014.01.30 17:30
Marit

Cieszę się, że Tobie przypadł do gustu właśnie taki Marek. Bewunia ma inne zdanie i pewnie jeszcze wielu osobom nie spodoba się taki bardzo rodzinny i opiekuńczy. Ja się bardzo cieszę, że akurat jego postać wzbudza w Was takie mieszane uczucia, bo zawsze można wymienić poglądy i wyrazić swoje zdanie.
Następny rozdział będzie już wybitnie pod Twój gust, bo będzie zawierał to wszystko, o czym pisałaś mi w swoich komentarzach pod poprzednim.
Wielkie dzięki, że zajrzałaś. Nic nie piszesz o grandzie. Mam nadzieję, że są zdrowi i nie poprzeziębiali się przy lepieniu tego białego cudaka.
Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
lectrice (gość) 2014.01.30 18:11
No i te "baby-czytelniczki" nie wiedza czego chca !
Marek to chodzacy ideal ! Dobry ojciec, wierny i kochajacy maz, uczciwy, przystojny... ksiaze z bajki !
Wiec nie narzekac bo fajerwerki to on mial ale z Paulina i byl do nich zdolny wiec jest to "pelny" facet, czego juszcze chciec !
MalgorzataSz1 2014.01.30 18:16
Lectrice

A co Ty się tak zeźliłaś? Spokojnie. Przecież każdy ma własny gust i nie każdemu musi się podobać taki Mareczek. W opowiadaniu, które jeszcze nie powstało zrobię z niego psychopatę erotomana. Ciekawe, czy kogoś urzeknie. Ha, ha, ha.
Pozdrawiam. :)
lectrice (gość) 2014.01.30 18:37
yczki wyginely na mrozie...
Jest tylko jeden byczkopodobny bo wlasciwie nie byczek.
To zdanie mi nie lezy, nie bardzo wiem dlaczego ale cos mi nie pasuje : "Czuła, że w tym liście musiało być coś tak bardzo osobistego, że wywołało taką reakcję." (moze zamienic "ze" na "aby" ?)
Ja wole tak :
Czuła, że az tak gwaltowna reakcja Marka byla wywolana bardzo osobista trescia listu.
Albo tak :
Czuła, że tresc listu musiała być wyjatkowo osobista aby wywołac az tak gwaltowna reakcję Marka.
A Ty zrob z tym co chcesz albo nic :-)


Sama nie wiem co napisac bo te ich przezycia i emocje pozostawiaja mnie bez glosu...
lectrice (gość) 2014.01.30 18:46
No... psychopata erotoman, taki bardzo czarny ksiaze, diabelska dusza... no, no, to ja czekam z niecierpliwoscia...
Ale taki to dobry na pare wyskokow, a do zycia sie nie nadaje !

Jak porozmawiasz z facetkami o idealnym facecie to najczesciej ma byc dobry, wyrozumialy, zakochany (nie w innej), wierny, namietny, zarabiajacy, nie sknera, czysty, dobry ojciec itp.
A jak juz sie taki znajdzie (no teoretycznie, w opowiadaniu oczywiscie) to marudza, ze nudno... , a jak maja fajerwerki na codzien (nie zawsze pozytywne) to tez marudza, ze do idealu lubemu daleko...
MalgorzataSz1 2014.01.30 18:50
Lectrice

Stawiam na trzecią opcję tego zdania, bo bardziej mi pasuje jak moje.
A co do ideałów, to nie znalazł się jeszcze taki, co by wszystkim dogodził. Niestety. :)
lectrice (gość) 2014.01.30 18:56
Taka, ktora by wszystkim dogodzila pewnie tez nie ...
marit (gość) 2014.01.30 19:47
Nie zdążyłam Ci o tej grandzie napisać bo czekałam na tych łyżwiarzy,bo byli na jeziorze.Zorganizowali sobie hokej na jeziorze z kolegami z podwórka.Później do desko-rolek poprzywiązywali prześcieradła i zrobili czasówkę,który szybciej z wiatrem w "żagle"/prześcieradło/ doślizga się do mety. Nagrali się na telefonie zgrywają do kompa i powiem ci,że bekę z nich mam.Oni to mają pomysły.Jutro zrobią maszt do sanek i "żagiel'.Gosiu wariatuńcie całą gębą. Przekazuję buziaczki /w rurkę usteczka/. No poduchy poszły w ruch,napirzają się na rozgrzewkę.Pozdrawiam Gosiu i czekam na mojego Marunia.
MalgorzataSz1 2014.01.30 19:59
Marit

Wesoło masz z tym grandziarzami i przynajmniej o nudzie nie ma mowy. Trochę się zaniepokoiłam, gdy przeczytałam o tym łyżwiarstwie na jeziorze. Czy to bezpieczne? Jest na tyle zamarznięte, że utrzyma tę grandę na powierzchni? Mam nadzieję, że nie ryzykują i nie szarżują za bardzo. Ustawiam usta w rurkę i również przesyłam im buziaki. Tobie też. :)
marit (gość) 2014.01.30 20:05
Lectrice ! Ale Cię wzięło jak mnie,obrończynie Mareczka.Nawala Bunia na Marunia jak cholerka,a przecież to inna bajka Gosi bajka,nie serialowa, więc po co na niego czarownice nasyłać.Maruniu to kochany gościu,prawda Lectrice? .Tak na poważnie, co ta Gosia wymyśla Mareczek erotoman. Chociaż nie powiem oglądając ostatnio hotel 52 muszą powiedzieć,że nie złe ciacho. No i nie dziwię się Gosi że cosik kombinuje.Co ty sądzisz Lectrice/
marit (gość) 2014.01.30 20:11
Gosiu??? Rurki to oni Tobie będą cały czas posyłać.No właśnie zwinięte usteczka i śmiech. U nas 14-15 C mrozu a lód gruby bo samochody po nim jeżdżą,a mówiłam Ci,że u mnie jak na Syberii. Bandziory mają poliki czerwone jak wkurzonego indora korale.Zdrowe bandziorki. Pozdrowionka.
marit (gość) 2014.01.30 20:28
Gosiu,moje koleżanka pyta czy wydałaś już swoje piękne opowiadania w małych tomikach?Jeśli tak to gdzie można je nabyć.Bardzo chętnie je kupi.
MalgorzataSz1 2014.01.30 20:31
Marit

Tym opisem pobudzasz moją wyobraźnię i już widzę przed oczami buraczkowe, wyszczypane mrozem policzki i śmiejące się oczy. Ilu masz tych smyków?
A wracając do Marka psychopaty-erotomana, to był tylko luźny pomysł, ale tak naprawdę to nic konkretnego. Rzuciłam tylko hasło, żeby było w kontraście z Markiem, jakiego opisuję tu w opowiadaniu. Jeśli macie jakieś pomysły, to podzielcie się nimi. Być może dzięki Wam powstanie jakieś nowe opowiadanie?
Buziole. :)
MalgorzataSz1 2014.01.30 20:36
Marit

Nie mam takich ambicji, żeby gdzieś to opublikować drukiem. Mnie wystarczy stałe grono czytelników i ich opinie na temat tej grafomanii. Jeśli koleżanka bardzo chce, to może je sama wydrukować z bloga, lub też ze strony www.serialbrzydula. streemo. pl
Tam są zamieszczone wszystkie, chociaż te bieżące dodaję z lekkim poślizgiem, bo najpierw ukazują się na blogu. Tam nie trzeba być ani zarejestrowanym, ani zalogowanym, żeby móc je przeczytać i wydrukować. Wystarczy wejść w górny pasek, w zakładkę FORUM, a potem w LITERATURA. Rozwiną się trzy strony opowiadań a wśród nich i te moje.Tanim kosztem będzie miała wydrukowane je wszystkie.
ADRIANCREVAN (gość) 2014.01.30 20:48
dalej smucisz ?
troszkę się rozkleiłam, ta smutna wigilia itd.
a akcja zwolniła, zamiast nabierać tępa..
ale miło się zrobiło, choć smutno..
trudna taka wigilia, wiem bo sami taki mielismy, mój teść umarł dwa dni przed świętami a pogrzeb był w wigiliję, Gaba miała 3 lata i nie pamieta . ale my tak, co roku ..
tego nie da sie zapomnieć ..
miłej nocy kochana i ...
do jutra !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
MalgorzataSz1 2014.01.30 21:03
Dzięki, że wpadłaś Aniu. Rzeczywiście zwolniłam nieco, ale wkrótce znowu przyspieszę. Jesteśmy na półmetku i trzeba rozwiązać niektóre sprawy.
Dobrej nocy i do jutra. :)
ADRIANCREVAN (gość) 2014.01.30 22:30
na szczęście kończą się ferie i wracam do normalności , jak ja to zawsze mówię :-)
czas zabrac się za pisanie ...
lectrice (gość) 2014.01.31 00:00
Marit
Bronie Mareczka bo mi sie taki podoba, zwykly, normalny facet, nieporabany, niepogibany, niespecjalnie upierdliwy - zwyczajny, normalnosc robi sie rzadkoscia !!!
A poza tym to ja lubie robic cos pod prad, wiec jesli ktos na lewo to ja probuje na prawo...ktos Mareczka krytykowal to przez przekore - chwale go (choc tu uwazam, ze nie trzeba sie specjalnie wysilac aby go chwalic).
W filmach nie pokazuja normalnych ludzi bo chyba by sie to zudzilo widzowi, trzeba mocniejsze i bardziej zwichrowane osobowosci aby zainteresowac i wzbudzic emocje, to normalne. Z perspektywy codziennego zycia normalny czlowiek nadaje sie bardziej na partnera, oryginaly sa meczace na dluzsza mete na chyba, ze sie popadnie w totalne zakochanie i ma sie klapki na oczach.
Ja zylam zdobrym czlowiekiem z dobrymi zasadami ale totalnym oryginalem i po pewnym czasie (np dziesieciu latach) staje sie to meczace i nuzace i malo satysfakcjonujace... niestety.

A Hotelu 52 nie ogladam, sprobuje moze na internecie ale powiem szczerze, ze troche boje sie zaczynac jakis serial bo znow wpadne z kretesem i bede naduzywac, a czasu malo, za malo.

Malgosiu
No jak to, nie bedzie Mareczk erotomana? Ja juz sie nastawilam, myslalam, ze opowiadanie w toku ! A tu takie rozczarowanie !

marit (gość) 2014.01.31 10:54
Lectrice. Fajnie,że myślisz tak jak ja,ale jeszcze jest jeszcze jeden aspekt. Nie lubię facetów którzy są pantoflarzami,nie potrafiącymi używać własnego rozumu.W przypadku Marka, nie mogę powiedzieć o nim jeszcze jaki on jest.Jakie ma oprócz pracy,ma zamiłowanie, pasję.Gdyby się okazało,że będzie tylko domatorem i bamboszniakiem to też mogę zmienić zdanie o nim.Zobaczymy co Gosia wymodzi.Poza tym nie lubię tak do końca melodramatów,a filmy psycholo- -giczne,mimo,że jest w nich ból i tragedia.One mnie zawsze inspirują do poprawy błędów, jeśli jest popełniam,a nie zauważam ich w życiu codziennym.Muszę je na gwałt poprawić bo ciągle potem myślę o nich. Taką małą psychologię zauważam u Uli w stosunku do Miłosza.Jej opanowanie,spokojne tłumaczenie trzylatkowi podekscy-towanemu krzykiem ojca,jej reakcja i obawa ,w jakim stanie zobaczy kochanego tatę, jaki obraz może zastać w tym momencie , gdy otworzy drzwi gabinetu. Ja jak na razie przeżywam tą tragedię razem z nimi,ale Gosia pociesza,że to końcówka moich ryków. Poza tym faceci są do bani jak są za bardzo ą ę ,a co najgorsze przereklamowani swoją dobrocią i nad troskliwością na pokaz.Brrrrrrrr. Więc droga lectrice bądźmy cierpliwe i zobaczmy czym nas ta Gosiunia zaskoczy.W jakim świetle tym razem nam go przedstawi. Miłego dnia.
marit (gość) 2014.01.31 11:44
Gosiu,nie masz takich ambicji?No trochę kochana Ty je masz tylko za bardzo głęboko schowane w szufladzie.Moja koleżanka twierdzi,że na te czasy, nikt nie ma funduszu nawet na czarną godzinę za wiele.A dlaczego Ty nie masz poprawić sobie bytu dzięki swojemu talentowi.Trochę weny i aspiracji Gosiu,a i przyjaciele pomogą.Gosieńko namawiam Cię do tego bo Twoje opowiadania są wspaniałe.Moje koleżanki mają po kserowane wszystkie opowiadani,ale chciały je mieć w małym tomiku na półce. Poczekamy,może kiedyś dasz się skusić na małe co nieco. Jeśli chodzi o moich grandziarzy to nie chciałam za wiele o nich pisać,ale uprzedziłam ich o tym,że napiszę o nich tylko Tobie.Proszę tylko aby to co napiszę pozostało bez uwag.Dzięki. Otóż ja mam jednego wnuka i ma 20 lat, i właśnie go sąsiad na lotnisko odwiózł,bo pofrunął na Niemcy do mamuśki. Dwóch pozostałych chłopców / 16, 18 / wywalczyłam w sądzie po śmierci ich rodziców i dziadków. Otóż mój kolega / Filip / wraz z żoną i rodzicami chłopców pojechali samochodem na pogrzeb brata Filipa. Wracali nocą bo mniejszy ruch i chcieli być koło południa w domu. Czekaliśmy do wieczora następnego dnia i nie przyjechali.Na próżno dzwoniliśmy na komórki przez kolejne dwa dni.Obawialiśmy się najgorszego.Zadzwoniłam do Komendanta Wojewódzkiego o pomoc w ustaleniu zagubionych. W ciągu pół godziny był już sam komendant miasta z informacjami.-" Nie oświetlony samochód osobowy, prowadzony przez Johana .... syna komendanta policji w W...... będącym pod wpływem alkoholu, z nieokreśloną do chwili obecnej prędkością,uderzył w lewy bok pojazdu nadjeżdżającego samochodu osobowego o rejestracji..... pochodzący z kraju Polska.Osoby w ilości 4,znajdujące się w pojeździe nie żyją. Tożsamość jest w trakcie ustalania." Tak więc chłopcy pozostali u mnie.nie chcieli 2 lata temu iść do rodzin zastępczych,Domu Dziecka bo właśnie Filip junior skończył 18 lat 2 stycznia i chce mieć opiekę nad Frankiem prawnie.Złożyliśmy papiery w sądzie,ale oni i tak chcą być z przyszywaną babcią jak najdłużej,bo chcą pokończyć szkoły,matury pozaliczać i iść na studia.Takie były marzenia ich rodziców aby pokończyli studia.Nie mają w Polsce więcej rodziny bo Asia była jedynaczką,a Andrzej z Domu Dziecka.Tak więc radość trzech facetów w moim domu jest na okrągło.Ta radość to od niedawna wkracza powolnymi kroczkami.Pomimo,że jestem samotną osobą sąd przypisał mi prawo opiekuńcze na tych chłopców.Nie wyobrażam sobie ich w innych domach, gdyby zostali rozdzieleni.Oni sami by chyba nie mogli tej rozłąki przeżyć,bo są ze sobą bardzo zżyci od małego. Oni sami twierdzą,że gdy by nie ja to nie wiadomo jak by się potoczyły ich losy.Przeraża ich ta myśl teraz.Jest ok i tak ma do póty do póki nie odejdą i założą swoich rodzin.Jak na razie im to nie grozi, bo dla nich nauka stała się najważniejszą.Chcą spełnić marzenia rodziców. No,dosyć wspomnień. Czekamy na Twoje co nieco Gosiu z wielką niecierpliwością.Jak widzisz dorośli panowie,a jak ciekawi romansów i tragedii życia codziennego.Kiedyś przez przypadek właśnie Filipowi dała do przeczytania "Tabu" i zaczęło się od pierwszego opowiadania czytanie. Dziubki w rurki i miłego dnia Gosiu.Mają jeszcze do soboty ferie i do szkoły.Pozdrawiam.
lectrice (gość) 2014.01.31 18:59
Marit
Docen swoje szczescie bo mozesz pomoc dwojeczce chlonnej zycia... Ja wychowuje tez szesnastolatka i osiemnastolatka, mam ich od dziesieciu lat i dobrze bylo tylko jak byli mali... Na glowie staje a oni i tak chyba na ludzi nie wyjda ! Glowe to juz mam splaszczona jak nalesnik, a oni nic lepiej, powiedzialabym, ze gorzej ! Nie wiem czy to ja czy to takie przeznaczenie ale ze wszystkim jest pod gorke... Nawet ten starszy, dobry uczen, z ktorym nie mialam problemow ostatnio popadl w jakas deprymke, kryzys osobowosci i chyba nawet matury nie zda... rece opadaja !
A ten mlodszy nigdy nic od zycia nie chcial i nadal nie chce...
Cale szczescie, ze mam super corke (wlasnej produkcji) bo bym chyba dostala przyslowiowego kota.

Upajaj sie wiec obecnoscia tych mlodych ludzi u Ciebie bo jest czym, mimo nieszczescia jakie ich dotknelo !
marit (gość) 2014.01.31 19:33
Lectrice,powiem Ci,że początek był bez słów ze strony chłopców tylko spojrzenia i przytulenia. Nie pozwoliłam im się zamknąć w sobie.Dużo z nimi rozmawiałam o byle czym,aby tylko nie postawili w koło siebie muru. Poprosiłam psychologa już na początku o poradę i wiedziałam,że starszy może,ale nie musi dać sonie radę.Gorzej było z młodszym,tęsknota za rodzicami przerosła i mnie. Pozwalałam na płacz,wykrzyczenie się,ale w lesie ,gdzie wyjeżdżaliśmy na bieganie. Im potrzebne to było i dlatego im to może pomagało.Nie chciałam popełnić jakiegoś błędu gdzieś po drodze,a może i popełniła,ale oni nigdy mi nie wyrzucali lub nie mówili jakichś uwag,że źle coś robię. Nawet, gdyby mi zwrócili uwagę byłabym zadowolona,bo błędy trzeba korygować.Jedno co mogę Ci podpowiedzieć, dopóki masz jakikolwiek z nimi kontakt porozumiewania się,usiądź z nimi przy stole i zapytaj co się dzieje i niech powiedzą swoje żale, co im się podoba,a co nie.Zagraj z nimi w szczerość w otwarte karty,to nie tak wiele.Niech Ci powiedzą co ty robisz źle i niech wspólnie z Tobą podejmą decyzję w jaki sposób wyprostować pokręcone ścieżki. Wiem,że łatwo się doradza,ale ja też nie raz popełniałam błędy wychowując swoją dwójkę.Na błędach uczymy się,ale warto zaangażować do rozmów psychologa. Trudno się wychowuje dzieci bez ojca.Wiem doskonale o tym,bo przeżyłam ten rozdział bardzo dotkliwie na własnej skórze. Mam nadzieję,że moi chłopcy bardzo szybko dojrzeli po tej tragedii i nie chcą drugi raz przeżywać innych niespodzianek. Życzę Ci wytrwałości przy swoich dzieciach, mimo okrutnych trudności wychowawczych. Szkoda,że nawet ten starszy bardziej dojrzalszy nie myśli jak dorosły,ale jak pleśniak / u mnie chłopcy mówią tak na bezmózgowców /. któremu ciężko wysilić mózg i dostrzec dobre strony swojej przyszłości,mając na uwadze naukę i wykształcenie. Życzę powodzenia i pozdrawiam wszystkich Twoich domowników.
lectrice (gość) 2014.01.31 21:10
Marit,
Ja nie wiem czy popelnilam blad, pewnie gdzies nie jeden, tez bywalam u psychologow, troche z nimi, sama tez szukalam rady i niestety doszlam do wniosku, ze chyba niewiele moge, jestem bezsilna wobec muru jaki zbudowali. W stosunku do mnie sa bardzo poprawni ale zimni i chyba tego juz nie zmienie. Wiedza, ze moga na mnie zawsze liczyc, zwracaja sie do mnie z wiekszoscia spraw ale zupelnie nie chca uczestniczyc w moim swiecie i chronia dostepu do swojego, mieszkamy w bardzo zimnej zabiej kaluzy... kiedys bylo inaczej ale z wiekiem wszystko sie chrzani.
Kiedys jedna psycholozka mi powiedziala, ze to normalne, ze wzgledu na ich przezycia z dziecinstwa oni nie moga funkcjonowac inaczej, moze to i prawda ale jesli tak to gra niewarta jest nawet ogryzka...
No coz, jest jak jest ale satysfakcji nie ma z tego zadnej !
MalgorzataSz1 2014.01.31 21:28
Obie jesteście wspaniałe, że podjęłyście tak wielki trud wychowania dzieci po przejściach. Szczerze podziwiam Was dziewczyny i życzę wytrwałości i sukcesów wychowawczych.
Pozdrawiam. :)
lectrice (gość) 2014.01.31 21:33
Dziekuje za zyczenia, przydadza sie bo sukcesow nie mam zadnych, wszystko pozostaje wlasnie w sferze zyczen a ten "heroizm" bym raczej nazwala glupota i naiwnoscia... niestety !
marit (gość) 2014.01.31 22:47
No nie,lectrice,pesymizm to najgorsza łajza nękająca żywoty ludzi,którzy nie wierzą we własne możliwości,siłę. Nie wpisuj się na listą pesymistów ,bo tam jest zawsze długa kolejka do spełnienia własnych marzeń,zapamiętaj te słowa -UWIERZ W SIEBIE I WE WŁASNE SIŁY- Tak zawsze moja mama mi mówiła,a ja teraz z dobrym duchem przekazuję je Tobie.Spróbuj, bo jak nie zawalczysz, nigdy nie przekonasz się czy warto było, czy też nie.Głowa do góry. Tak jak robiła to Paulina,co mało o sufit nosem nie przejechała. Wiem,że potrafisz jak każda baba z werwą,no bo takie jesteśmy.Faceci przy nas to pikusie,ale gorzej jak ich nie ma,to wtedy my jesteśmy herszt baby.No i tak trzymaj.Hejka!!
Aniula (gość) 2014.02.01 00:32
Małgosiu,
Piękna część. W tak piękny sposób opisałaś te święta, że aż się wzruszyłam. Zresztą jak zawsze u Ciebie. Choć dla nich wszystkich były to smutne święta, bo nie było już na nich kogoś najbliższego, to Ula i Marek starali się uśmiechać dla dzieci i było troszkę weselej.
Marek taki zapobiegliwy tutaj mi się wydaje. I Ula mu coraz bardziej imponuje. Wiadomo co z tego wyniknie.
A to o to chodziło z tą umową. Myślałam, myślałam i nie wymyśliłam, ale teraz już wiem.
Czekam z niecierpliwością na kolejną część a w międzyczasie zapraszam Cię do siebie, gdzie dodałam kolejny rozdział.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Ania.
lectrice (gość) 2014.02.01 01:52
Marit,
NIe, nie, to nie tak, ja nie jestem pesymistka !
Uwazam, ze sporo mi sie w zyciu udalo ! Wykonuje prace raczej niedostepna dla osoby nie bedacej urodzonej i wychowanej w zabim kraju, przeszlam przez rozne konkursy, kursy i staze i wszystko sie udalo ! Mam super corke. Zyje na wlasny rachunek i rodze sobie ze wszystkim zupelnie sama i nie jestem pesymistka. Niestety uwazam, ze w dziedzinie adopcji cos nie wyszlo i nie jest to calkowicie moja wina... Ja sie bardzo zaangazowalam w te dzieci, jak byly male mielismy bardzo dobry kontakt ale w pewnym momencie zaczely sie dziwnie zamykac i staly sie "niereformowalne". Moze wlasnie za duzo sobie zaplanowalam i wyobrazilam, a one powoli i skutecznie zaczely torpedowac kazdy moj projekt i kazda propozycje ich dotyczaca... Jedna z psycholozek kiedys stwierdzila,ze skoro jeszcze sa ze mna to znaczy , ze im tu dobrze bo nastolatki nie zostaja w miejscu niechcianym... Marne pocieszenie ale zawsze jakies.
I przy tym wszystkim sa probemy, ktorych nie przeskocze i chyba to nie jest pesymizm ale trzezwiejsze spojrzenie na rzeczywistosc. Zupelnie mi opadly z nosa rozowe okulary i juz nie porywam sie z motyka na slonce !

Dziekuje za mily i dodajacy energii wpis.
Pozdrawiam
Amicus (gość) 2014.02.01 09:33
Małgosiu,
bardzo wzruszająca była ta część. Marka bardzo poruszyły słowa Pauliny. Bardzo przeżywa tą stratę. Podobnie jak Ula przeżywa stratę rodziny. W Twoim opowiadaniu widać wyraźnie - im bardziej kochamy, tym trudniej pogodzić się ze stratą, tym bardziej ona boli.
Miłosz jest genialnym dzieckiem. Mimo, iż jest bardzo mały wiele rozumie.
Mimo bólu, mimo trudnej sytuacji piękne były te ich święta. Będąc razem, we czwórkę jest im łatwiej przez nie przejść. Starają się. Starają się dla dzieci i całkiem nieźle im to wychodzi.
Miłoszowi nie mogła się trafić lepsza opiekunka. Paulina bardzo chciała, żeby w życiu małego i Marka pojawiła się kobieta, która pokocha ich synka. Ula już go kocha. Nie stara się zastąpić mu matki, ale stara się dać mu wiele ciepła, uwagi... A Marek zaczyna to dostrzegać i doceniać.
Piękne to Twoje opowiadanie. Mimo, że bardzo smutne, 'wyciszone'.. to jednak piękne w swojej treści i sposobie przedstawienia.
Dzięki za tą część i czekam na kolejną, jutrzejszą.
Pozdrawiam Cię serdecznie :)
MalgorzataSz1 2014.02.01 11:41
Aniula, Amicus

Święta to szczególny czas. Czas wybaczenia, ale także pogodzenia się z kimś (lub czymś), kto (i co) już nigdy nie wróci. To czas pamięci, wspomnień i czas otwierania się nowych możliwości. Ta wigilia była smutna, ale mogło być znacznie gorzej, gdyby Marek miał spędzać ją tylko z Miłoszem, bo nie udźwignąłby ciężaru tej bolesnej straty. Dzięki Uli i Betti wszystko wydało się łatwiejsze i bardziej znośne.
Nadal są zrozpaczeni i tęsknią za bliskimi. Jednak nadejdzie moment, w którym zrozumieją, że tak dłużej nie można, bo czas płynie dalej, dzieci powinny mieć radosne dzieciństwo, a oni normalne życie.

Bardzo Wam dziękuję dziewczyny za komentarze i zapraszam na jutro na rozdział, który nieco rozjaśni Markowi w głowie. Serdecznie Was pozdrawiam. :)
Natalia (gość) 2014.02.01 15:15
O tak, tego potrzebowałam najbardziej. Twoje opowiadanie postawiło mnie na nogi. Od razu wzięłam się w garść i ogarnęłam wiele spraw. Nie komentowałam ostatniego rozdziału, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz :) Nie było mnie cały tydzień w domu. To tłumaczy także zaległości na moim blogu. Miałam co prawda stały dostęp do Internetu i odrobinkę czasu by pozaglądać tu czy tam, ale wolałam się zająć tym, czym aktualnie musiałam się zajmować. Dzieciaki dały mi popalić, oj dały. Dobra, do rzeczy.
To opowiadanie jest chyba najsmutniejszym opowiadaniem jakie przeczytałam u Ciebie. Nawet Paulina-terrorystka tak mną nie poruszyła jak to. Wtedy się bałam, teraz płaczę i nie jest to wywołane alergią. Płaczę, bo czytając to opowiadanie widzę siebie na miejscu Miłoszka, co ja bym zrobiła gdybym straciła chociaż jednego rodzica? Ja się z nimi tak bardzo kłócę, chociaż ostatnio mniej, bo mama się boi, że będę chciała się wyprowadzić, więc coraz częściej idziemy na kompromis lub jedna strona ustępuje. No ale mam ich oboje. Nie wiem co czuje dziecko, które straciło rodziców, nie wiem co czuje współmałżonek po stracie swojej miłości. Mogę jedynie gdybać i zamykać oczy pełne łez gdy widzę cierpienie. Domyślam się, że skończysz to opowiadanie narodzinami wielkiej miłości Uli do Marka i oczywiście Marka do Uli i bardzo dobrze, niech będą szczęśliwą rodziną. Niech dostaną drugą szansę na miłość i niech nie cierpią.
MalgorzataSz1 2014.02.01 15:33
Natalio

Trochę się zdziwiłam, gdy napisałaś, że opowiadanie postawiło Cię na nogi, bo ono jest rzeczywiście jednym z tych smutnych i przygnębiających. Jest też jednym z tych, które uświadamiają nam pewne rzeczy w tym również kruchość i miałkość ludzkiego życia. Tobie niewątpliwie dało do myślenia i chyba wyciągnęłaś słuszne wnioski.
Bardzo się cieszę, że nadal tu zaglądasz. Zapraszam Cię na jutro, bo będę dodawać następną część.
Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
Natalia (gość) 2014.02.01 21:26
Fakt, źle się wysłowiłam. Chodziło mi o to, że po pierwsze jestem wykończona, a po drugie telewizja, radio i cały Internet jest przepełniony sensacjami politycznymi. Nagle cała Polska wie gdzie jest Sieradz i że nie można czuć się tam bezpiecznie. Pff
Wizyta na Twoim blogu to relaks. Chociaż w swoich opowiadaniach zawsze poruszasz jakiś problem i dajesz mocno do myślenia tym co piszesz to wchodząc na Twojego bloga świat przestaje istnieć nie liczy się ulubiony zespół, przyjaciele nic. Tak samo mam z innymi czynnościami, ale mniejsza o to. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale Twoje opowiadania mnie uspokajają.
Pozdrawiam serdecznie, miłego wieczorku :)
MalgorzataSz1 2014.02.01 22:08
Natalio
To bardzo miłe móc przeczytać, że moje opowiadania mimo, iż nie zawsze pozytywne, sprawiają komuś radość i niosą odprężenie. Piszę je z taką właśnie nadzieją, by oderwać ludzi od szarej codzienności i przenieść ich w trochę inny, bajkowy świat. W świat, gdzie niemożliwe staje się możliwe, a miłość zawsze zwycięża.

Byłam u Ciebie na blogu i wysłuchałam sobie piosenki, bo raczej nie jestem na czasie i muszę przyznać, że to była miła odmiana. Teraz wiem przynajmniej co tak rajcuje młodzież. :)))
Dziękuję i życzę miłej niedzieli. :)
Natalia (gość) 2014.02.01 22:34
Małgosiu,
Nie cały świat kocha ten zespół (niestety) ja osobiście ich uwielbiam, jeśli zechcesz to polecam serdecznie ich inne piosenki. "Story of my life" myślę, że przypadnie Ci do gustu:)
Swoją drogą, jestem ciekawa czego Ty słuchasz. Zdradzisz mi tą tajemnicę ?
:)
MalgorzataSz1 2014.02.01 22:42
Natalio

Wstyd się przyznać, ale tak naprawdę to nie słucham z powodu innych zajęć. Jeśli nawet coś mi wpadnie w ucho, to zupełnie przypadkowo. Niestety mam już za sobą wiek ekscytowania się idolami muzycznymi. Moimi był zespół Queen, Abba, Black Sabath z Ozzi Osbornem, Procol Harum, Pink Floyd. Ty pewnie nawet nie znasz niektórych z nich. To wszystko jest kwestią różnicy pokolenia, bo każde zachwyca się czymś innym.
Buziaki. :)
Justynka (gość) 2014.02.03 14:01
Świetny opis świąt .Najbardziej wzruszył mnie ten mały miłosz taki wrażliwy i rozumny chłopiec.Ula pięknie sprawdza się w roli opiekunki i jestem pewna ,że będzie jego zastępczą mamą.Wiadomo ,że nigdy nie zapomni o paulinie i Marek również będzie pamiętał ale myślę ,że z czasem pokocha Ulę i z nią będzie planował swoją dalszą przyszłość. .Betty cieszyła by się ,że ma młodszego brata .Wierzę ,że z czasem nie będą odejścia najbliższych przeżywać tego tak boleśnie nigdy się nie zapomina ale czas leczy rany. Stracić rodzica jest rzeczą trudną i bolesną wiem coś o tym i wiem jakie towarzyszą wtedy emocję. Pięknie to opisałaś i daję to do myślenia. Bardzo fajne opowiadanie .Pozdrawiam
MalgorzataSz1 2014.02.03 14:44
Justynko

Cieszę się, że opowiadanie Ci się podoba. Dziękuję za miłe słowa i zapraszam na kolejne losy Uli i Marka. Serdecznie pozdrawiam. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz