ZMANIPULOWANE ŻYCIE
ROZDZIAŁ 1
- Ulka, zaczekaj! - Przystanęła przy szklanych, wyjściowych drzwiach oglądając się za siebie. Agata zbiegła ze schodów rozkładając parasolkę. - Odprowadzę cię na przystanek. Pewnie znowu nie zabrałaś parasola a leje jak z cebra.
Ula uśmiechnęła się do przyjaciółki nieśmiało.
- To tylko deszcz. Nic mi nie będzie, a ty się spieszysz. Pobiegnę to mniej zmoknę. Najlepiej między kroplami – zażartowała. - Do jutra.
Zanim dotarła do przystanku przemokła do suchej nitki. Zbyt obszerny sweter w trudnym do określenia kolorze ociekał wodą podobnie jak ciemnoszara, letnia sukienka. Mokre pasma włosów przykleiły się do głowy, twarzy i okularów w niemodnych oprawach. Wbiegła pod wiatę i stanęła w kącie ściągając z siebie ociekające wodą swetrzysko. Ważyło chyba z dziesięć kilo więcej niż normalnie. Próbowała je wykręcić, ale nie miała aż tyle siły. Wyciągnąwszy z torebki reklamówkę wrzuciła je tam chociaż najchętniej wyrzuciłaby je do pierwszego napotkanego kosza na śmieci. Nienawidziła tych wszystkich ciuchów, które jej matka kupowała zawsze „okazyjnie” w second handach wmawiając jej, że są świetne i praktyczne a w dodatku w kolorach, w których jest jej do twarzy. Nie było jej do twarzy. Kolory były albo szaro bure, albo ciemno brązowe lub dla kontrastu tak pstrokate, że oczy ledwie mogły je znieść. Nigdy nie miała odwagi sprzeciwić się matce. Nawet nie zdawała sobie sprawy do jakiego stopnia jest przez nią tłamszona a każdy jej sprzeciw tłumiony w zarodku. Im była starsza tym lepiej rozumiała, że dokładnie w taki sam sposób jej rodzicielka traktowała ojca. Kiedy zmęczony takim życiem postanowił odejść Ula miała zaledwie sześć lat, ale doskonale pamiętała tę kłótnię, która przesądziła sprawę o rozwodzie. Siedziała wtedy w swoim pokoju, a rodzice prowadzili ostrą wymianę zdań w kuchni. Matka błagała ojca, żeby został. Obiecywała, że się zmieni, ale Józef tylko kręcił głową z powątpiewaniem.
- Obiecywałaś mi to rok temu, trzy lata temu i kilka miesięcy po ślubie. Przysięgałaś na życie naszego dziecka, że przestaniesz ingerować w to jak się ubieram, co lubię i jakich mam mieć znajomych. Twoje słowa są nic nie warte, bo nie potrafisz dotrzymywać obietnic. Wtrącasz się we wszystko, w każdy aspekt mojego życia, bo uwielbiasz mieć kontrolę nad wszystkim. Nawet ustalasz dni, w których mamy uprawiać seks. Oszalałaś? Kto dzisiaj tak żyje pod dyktando drugiej osoby? Gdybym wiedział wcześniej to co o tobie wiem dzisiaj, nigdy bym się z tobą nie ożenił. Żal mi tylko Uli, że będzie dorastała w takim domu, bo będzie czerpać złe wzorce. Postaram się to zmienić i być może wystąpię o pozbawienie cię praw.
Na te słowa matka zacietrzewiła się. Już nie prosiła, ani nie błagała, ale krzyczała tak głośno, że połowa miasteczka ją słyszała. Wyzywała ojca od najgorszych.
- Po moim trupie! Nigdy jej nie dostaniesz, rozumiesz?! Nigdy! To ja wystąpię do sądu o zakaz dla ciebie widywania się z córką. Już nigdy jej nie zobaczysz! - przerwała widząc wbiegającą do kuchni zapłakaną Ulę. Mała przytuliła się do nóg Józefa i szlochając prosiła go, żeby nie odchodził, że będzie już grzeczna. Józef podniósł ją i przygarnął do piersi. - Nie płacz kochanie, bo niedługo się zobaczymy – wycisnął na jej buzi dwa słodkie całusy.
Nie zobaczyli się, a Ula - mały brzdąc od tej pory poddawana była przez matkę praniu mózgu. Tęskniła za tatą i popłakiwała z tej tęsknoty za nim, a jednocześnie kilkanaście razy na dzień wysłuchiwała jaki to on był niedobry, że nie kochał ich obu, że nadużywał alkoholu do tego stopnia, że już nie mógł bez niego żyć. W końcu matka zmęczona wiecznymi pytaniami córki wyssała z palca najcięższy argument, że ojciec uciekł do innej kobiety i spłodził jej dziecko. Z czasem jego obraz zacierał się w pamięci Uli do tego stopnia, że zaczęła go nienawidzić tak jak matka. Zanim osiągnęła pełnoletniość odbyło się kilka rozpraw sądowych dotyczących pozbawienia matki praw i o wysokość alimentów. Na jednej z nich zapytano ją wprost, czy woli zostać z mamą czy z tatą. Bez wahania odpowiedziała, że z rodzicielką. Sąd nie pozbawił matki praw stwierdzając, że dziecko emocjonalnie bardziej związane jest z nią niż z ojcem.
W miarę dorastania coraz trudniej było jej znosić zaborczość matki i manipulowanie jej życiem. W swoim przekonaniu była od niej psychicznie słabsza i dlatego nie buntowała się przeciwko jej decyzjom w kwestii nauki, czy ubioru. Matka ubierała ją na swoją modłę i sprawiała, że dziewczyna wyglądała nie na osiemnaście, ale na pięćdziesiąt osiem lat. Koleżanki w jej wieku używały życia, prowadzały się z chłopakami a ona tylko żałośnie patrzyła we własne odbicie w lustrze i myślała, że z takim wyglądem nigdy nie wyjdzie za mąż i nie założy rodziny. Nie miała pojęcia, że „kochająca” ją rodzicielka miała już plan na jej życie, w którym nie było miejsca dla żadnego narzeczonego, czy męża. Chowała ją wyłącznie dla siebie, by móc się nią wysługiwać na stare lata i mieć w niej wyrękę. Nie miała nic przeciwko, gdy Ula po celująco zdanej maturze oznajmiła jej, że chciałaby studiować ekonomię w Szkole Głównej Handlowej. Miała świadomość, że dopóki córka się uczy ojciec nadal co miesiąc będzie przysyłał jej alimenty. To z nich się utrzymywały i z niewielkich zasiłków otrzymywanych sporadycznie z opieki społecznej. Ula nawet nie wiedziała, że na jednej z rozpraw matka wniosła pozew o płacenie alimentów również na siebie, ale sąd to odrzucił uznając, że jest jeszcze młoda, zdrowa i w pełni sił, żeby podjąć pracę. Drugim argumentem był fakt, że Józef nie zarabiał zbyt wiele i po zapłaceniu alimentów na córkę zostawała mu reszta z grosza, żeby przeżyć. O tym jednak Ula dowiedziała się znacznie później i to nie od matki. Ona nie zmieniła się i tak jak wcześniej manipulowała życiem swojego męża, tak teraz robiła dokładnie to samo względem córki.
Kiedy Ula dostała się na ekonomię dowiedziała się, że może zamieszkać w akademiku, żeby nie dojeżdżać. Opowiedziała o tym matce, ale ta ku jej zdziwieniu ostro zaoponowała.
- Jak ty sobie to wyobrażasz? Zostawisz mnie tu samą na pastwę losu? Wszystko ci poświęciłam, całe moje życie, a ty teraz tak mi się odwdzięczasz? – usiłowała wzbudzić w Uli poczucie winy. – Skąd weźmiemy na to pieniądze? Alimenty są takie małe, że ledwie nam starcza na życie a przecież musisz opłacać co miesiąc akademik.
- Pomyślałam sobie, – odezwała się Ula po skończonej tyradzie matki – że mogłabyś pójść do pracy. Czytałam ogłoszenie, że w sklepie potrzebują kobietę do pomocy… Ja też postaram się o korepetycje. Mogłabym ich udzielać choćby z matematyki…
- Ty naprawdę oszalałaś? Jak ja mogłabym pójść do pracy, kiedy jestem taka słaba i schorowana?
- Jesteś chora? – Ula spojrzała na matkę niemile zaskoczona. Wyglądała świetnie. Cera zadbana, wypielęgnowane paznokcie i jak na jej wiek gładkie dłonie, które nigdy nie skalały się ciężką pracą. – A na co?
- Mało ważne, na co – odburknęła zirytowana. – Nie musisz o wszystkim wiedzieć. Jedno jest pewne. Ja nie zgadzam się na ten akademik. Nie możesz mnie tak zostawić bez opieki. Byłabyś bez serca – rozszlochała się głośno, chociaż po jej policzkach nie popłynęła ani jedna łza.
- No już dobrze, nie denerwuj się. Będę dojeżdżać – powiedziała cicho zrezygnowana.
Ta dyskusja z matką wytrąciła ją kompletnie z równowagi. Nie miała pojęcia, że matka na coś choruje, bo nigdy na nic się nie skarżyła. Nigdy też nie widziała, żeby zażywała jakieś leki.
Następnego dnia ruszyła do ośrodka zdrowia. Wyciągnęła kartę swoją i matki. Kilka minut po ósmej weszła do gabinetu witając się z lekarką. Przedstawiła swój problem, ale lekarka patrzyła na nią dziwnie.
- Ula ja nie mam pojęcia, co dolega twojej mamie. Nie pokazywała się tutaj od co najmniej trzech lat a i wtedy przyszła z jakimś przeziębieniem. Gdyby doskwierało jej coś poważnego jestem przekonana, że zrobiłaby przynajmniej podstawowe badania i zaopatrzyła się w leki. Wypiszę ci zlecenie na badanie krwi i moczu, także na EKG i rentgen kręgosłupa. Jak to zrobi niech się tu pokaże i wtedy być może coś ustalimy. Ja byłabym mocno zdziwiona, gdyby okazało się, że nosi w sobie jakąś potencjalnie śmiertelną chorobę. Niedawno widziałam ją z daleka. Trzyma się świetnie jak na swój wiek a chodzi szybciej niż dwudziestolatka. Jednak nie zakładajmy z góry, bo może rzeczywiście coś ją nęka.
Wyszła z przychodni zupełnie skołowana. Czyżby matka ją okłamywała? Może robiła to przez całe życie stwarzając jej jakiś wyimaginowany świat? Dotarłszy do domu pokazała matce skierowanie na badania, które podziałało na rodzicielkę jak płachta na byka.
- Po jaką cholerę tam poszłaś? Dlaczego się wtrącasz?
- Ty też się wtrącasz – wykrztusiła. – Od kiedy pojawiłam się na świecie ustawiasz mi życie po swojemu. Tak jak tacie…
Tego było już Magdzie za wiele. Zamachnęła się i uderzyła córkę w twarz zostawiając na jej policzku pięć odciśniętych palców.
- Jak śmiesz…, jak śmiesz mi to wszystko mówić. Poświęcam się dla ciebie, staram się jak mogę, żebyś wyszła na ludzi a ty płacisz mi taką monetą? Do grobu mnie wpędzisz! – chwyciła się teatralnym gestem za piersi. – Jesteś wyrodną córką! Zwykłą niewdzięcznicą! – wybiegła z kuchni trzaskając z całej siły drzwiami.
Ula przyłożyła rękę do policzka. Parzył jak diabli. Było jej przykro. Przełykała łzy i zaczynała żałować, że w ogóle poszła do przychodni. - A jak teraz mamie się coś stanie? Jak zasłabnie, albo zemdleje? – Znowu do głosu doszły wyrzuty sumienia. Poszła do pokoju matki i niemal na kolanach przepraszała ją za ten niemądry pomysł z przychodnią.
- Powinnam się była z tobą porozumieć w tej sprawie, ale mówiąc, że jesteś chora wystraszyłaś mnie. Może skoro już mamy to zlecenie na badania dobrze byłoby je zrobić. Przynajmniej wiedziałabyś na czym stoisz i jakie ewentualnie zażywać lekarstwa. Pomyśl o tym, dobrze? Martwię się o ciebie…
- Czemu nie chcesz skorzystać z akademika? – pytała w takich razach Agata. – Tam miałabyś przynajmniej spokój i niezależność.
Na te argumenty Ula tylko kręciła głową.
- To niemożliwe. Nie mogę zostawić mamy samej. Nie poradzi sobie beze mnie.
- Bzdura! Przecież to jeszcze młoda kobieta. Ubezwłasnowolniła cię i manipuluje twoimi uczuciami. A mówiąc prościej po prostu cię wykorzystuje. Wracasz po całym dniu z uczelni i nie możesz odpocząć, bo albo każe ci sprzątać, albo szykować obiad. Co ona robi po całych dniach? Założę się, że nudzi się śmiertelnie.
- Nie mów tak… To moja matka… - broniła się słabo Ula.
- Pomyślałam sobie, że mogłybyśmy zamieszkać razem. Wiesz, że niedawno zmarła moja babcia. Tata teraz robi remont w jej mieszkaniu z myślą o mnie. Tam są jak wiesz dwa pokoje, wprawdzie nieduże, ale dla nas dwóch wystarczające. Podzieliłybyśmy koszty na pół. – Widziała jak Uli na samą myśl zabłyszczały oczy, ale po chwili ten radosny ognik zgasł.
- To niemożliwe Aga… To naprawdę niemożliwe…
Któregoś dnia nazwłóczyła tego dwie torby i wysypała je na łóżko Uli. Traf chciał, że była też tam Agata, która z przerażeniem lustrowała te stosy. Wszystkie szaro bure, znoszone, zmechacone i wytarte. Kiedy Magda opuściła pokój Agata z politowaniem popatrzyła na przyjaciółkę.
- Dlaczego się na to godzisz, dlaczego na to pozwalasz? Ona ubiera cię tak jak siebie, jak kobietę w wieku emerytalnym. Czy nie widzisz, że to same śmieci? Naprawdę ci się podobają?
- Nie są takie złe. Dobrze się w nich czuję. Mamy z mamą podobny gust.
- Nieprawda. Nie rozumiem dlaczego się nie zbuntujesz. W tych ciuchach wyglądasz jak uboga krewna z jakiegoś zaścianka. Przecież ona ewidentnie tobą manipuluje, narzuca ci swoją wolę, tłamsi cię i nie pozwala żyć własnym życiem. Ciągle jest umierająca. Odkąd się znamy wciąż umiera na jakąś bliżej nieokreśloną chorobę. Nie widzisz tego, że ona udaje byleby zatrzymać cię przy sobie? Nie sądzisz, że odstawiając tę szopkę permanentnej agonii zdecydowanie przesadza?
Ula spojrzała na przyjaciółkę z zaciętym wyrazem twarzy.
- Dość Agata. Nie powinnaś była tego mówić. To nie jest twoja sprawa. Nawet jeśli to manipulacja ze strony mojej matki, to nadal nie jest twoja sprawa. Uważam, że powinnaś już sobie pójść.
Agata w milczeniu pokiwała głową. Zarzuciła torebkę na ramię i opuściła mało gościnny dom Cieplaków.