Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 27 października 2016

MOŻE JESZCZE KIEDYŚ, GDZIEŚ...? - rozdział 7



Moi drodzy
Dzisiaj wreszcie wróciłam do domu. Dziękuję serdecznie za cierpliwość i zaglądanie na blog. Dziękuję za półtora miliona odsłon. Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem i za słowa wsparcia tak bardzo dla mnie ważne. Już nie zwlekając dodaję kolejną część.
Miłej lektury.




ROZDZIAŁ 7

 - Nawet nie wiesz jak wiele razy żałowałem, że nie potrafiłem stawić czoła tej nieprzyjemnej sytuacji, jak bardzo byłem tchórzliwy, że nie powiedziałem od razu Paulinie jak sprawy się mają. Widziałem w twoich oczach wielkie rozczarowanie i nie potrafiłem się przemóc, żeby wyznać jej prawdę. Zrobiłem to dopiero po zarządzie. Raport przyjęli wszyscy, ale ojciec nie był zachwycony. Po nim Paulina zrobiła mi nalot, bo chciała porozmawiać o ślubie. To był ten właściwy moment, żeby wszystko jej wyjaśnić.


Najgorsze było to, że ona mi nie uwierzyła kiedy mówiłem jej, że ślubu nie będzie, bo kocham ciebie i mam nadzieję, że to ciebie kiedyś poślubię a nie ją. Nie uwierzyła mi kiedy mówiłem, że nie pojawię się w kościele. Była tak pewna swego, że w sobotę przyjechała do katedry wystrojona w białą suknię a za nią przyjechał tłum gości. Ona wcale nie odwołała tego ślubu. Po dwóch godzinach zrozumiała wreszcie, że jednak mówiłem prawdę i żadnego ślubu nie będzie. W poniedziałek przyszedłszy do pracy zastałem w gabinecie moich rodziców i ją. Ojciec był wściekły, że upokorzyłem Paulinę. Wyjaśniałem, że sama upokorzyła się na własne życzenie, bo tydzień przed ślubem poinformowałem ją, że nie przyjdę do kościoła i nie ożenię się z nią. To jednak dla rodziców nie był żaden argument. Ojciec powiedział, że poniosę wszelkie konsekwencje tej decyzji, że od dzisiaj nie jestem już prezesem, a stanowisko przejmuje Alex. Kazał mi zwrócić wszystkie udziały. Wtedy też dowiedziałem się, że wie o kredytach, które wzięłaś. Przyznał, że uratowały firmę i że spłaci je do końca. Mnie kazał się pakować i wynieść. Od tego czasu nie wiem, co się tam dzieje. Nic nie wiem o rodzicach i o Febo. Z firmy odszedłem wraz z Sebastianem. Nie chciał zostać mówiąc, że wcześniej czy później Febo i tak go wyrzuci. Violetta też odeszła z nami. Wkrótce zainwestowaliśmy w małe wydawnictwo, które teraz dość mocno się rozrosło. Parę lat temu zmieniliśmy siedzibę i pracujemy tu w centrum. Wykupiliśmy cały parter jednego z tych oszklonych na zielono biurowców. Dobrze prosperujemy, mamy bardzo dużo zleceń i dobrze nam się powodzi. Koniecznie chciałem udowodnić sobie i ojcu, że bez jego firmy i pieniędzy też sobie poradzę. Wydawnictwo nazwałem „Iskierka” na twoją część. Kiedy przeczytałem w książce, że wahałaś się między moim a „Znakami czasu” i wybrałaś to drugie, poczułem się rozczarowany, bo być może spotkalibyśmy się trochę wcześniej. I to właściwie wszystko. Nie ożeniłem się. Nie mam dzieci i byłbym zachwycony, gdybyś zechciała wejść z butami w moje życie. Czy wiesz, że od czasu SPA nie miałem żadnej kobiety? Przez te wszystkie lata miałem takie odium do innych kobiet, że nie potrafiłem zbudować relacji z żadną z nich, bo żadna nie była tobą. Teraz na pewno wiem, że tylko z tobą mógłbym być jeszcze w życiu szczęśliwy.
Ula siedziała cicho słuchając jego słów. Była wstrząśnięta. Nie miała pojęcia, że to jednak trochę z jej powodu musiał odejść z F&D.
 - Przepraszam Marek. Teraz wiem, że to przeze mnie. Gdybym nie narobiła tego zamieszania, ty mógłbyś poślubić Paulinę i nadal być prezesem.
Ujął w dłonie jej szczupłą dłoń i przycisnął do ust.
 - Niczemu nie jesteś winna. Ja nigdy nie byłbym szczęśliwy z Pauliną. Okazało się, że to jej rodzice uwierzyli nie mnie. To boli Ula, kiedy uświadamiasz sobie, że własny ojciec nie ma do ciebie zaufania. Początkowo byłem załamany nie tym, że ślub się nie odbył, ale tym, że stawaliśmy na głowie, żeby firma utrzymała się na powierzchni, a mój ojciec nie potrafił tego docenić. Przez te pięć lat ich nie widziałem. Nie mam pojęcia, co z jego sercem. Prasa nic nie pisze na ten temat. Czasem tylko wydrukują notatkę bez znaczenia o firmie. Nie wiem jaka jest jej kondycja i jak radzi sobie Alex i właściwie od dawna mnie to nie obchodzi. Mam przecież własną, której oddany jestem sercem i duszą. A tak z innej beczki, to wiem, w którym miejscu mieszkasz. Wyczytałem to w książce i byłem zdumiony, że to tak blisko mnie.
 - Blisko ciebie? Przecież ja byłam w twoim domu. To na drugim końcu miasta.
 - Adres nieaktualny. Dom w ramach rekompensaty przepisałem na Paulinę. Sam od pięciu lat mieszkam na Siennej niedaleko Żelaznej i nawet podejrzewam, że nasze mieszkania są identyczne. Tak przynajmniej wywnioskowałem z opisu.
 - Nie do wiary…
 - Prawda? Bardzo zależało mi na tej rozmowie Ula. Wiem, że masz jeszcze żałobę po Thomasie. Nawet nie wiesz jak bardzo podziwiałem tego człowieka. Ja też płakałem nad tą książką, bo było mi potwornie żal was obojga. Wiem też, że nawet w połowie nie jestem taki dobry i szlachetny jak on. On nigdy by cię tak nie skrzywdził. Bardzo się boję, ale odważę się i zadam to pytanie. Czy jesteś w stanie wybaczyć mi tę złą przeszłość? Odciąć wszystko grubą kreską i kiedyś wrócić do mnie? Czy dasz nam jeszcze szansę na szczęście? Ja nigdy nie przestałem cię kochać. Kiedy odeszłaś, myślałem, że oszaleję. Szukałem cię. Wynająłem nawet detektywa, ale dobrze się ukryłaś, bo nic nie wskórał. Odpowiedz mi. Ja muszę wiedzieć…
 - Dużo pytań zadajesz. Myślę, że zmieniłeś się. Widzę, że jesteś innym człowiekiem. Lepszym. Ja też już inaczej postrzegam tamten czas. Nie żywię urazy. Było, minęło. Mam dość walki i dość zamartwiania się o wszystko. Chcę wreszcie trochę pożyć bez trosk i wiecznych problemów. Bardzo przeżyłam śmierć Thomasa. Umarł na moich rękach. To trauma, której długo nie będę mogła zapomnieć. Mam jeszcze jak widzisz żałobę po nim i zamierzam przeżyć ją do końca. Mimo to nie chcę się zamykać w czterech ścianach i zasklepiać w smutku. Thomas wcale by tego nie chciał. Kilka dni przed jego śmiercią siedzieliśmy na werandzie i rozmawialiśmy o mojej przyszłości. On uważał, że ja nie zaznam spokoju jeśli nie porozmawiam z tobą. Mówił, że to bez znaczenia czy będziesz nadal wolny, czy żonaty. Twierdził, że atmosferę trzeba oczyścić, bo tak naprawdę nie wiem, co stało się po mojej ucieczce. „Jeśli uznasz, że on zasługuje na drugą szansę, daj mu ją” – powiedział. Uważam, że zasługujemy oboje na drugą szansę i nie zamierzam jej zmarnować.
Marek miał łzy w oczach.
 - Thomas był bardzo mądrym człowiekiem. Nawet nie wiesz jak dobrze się poczułem. Jakby stutonowy głaz spadł mi z serca. Dziękuję. Jesteś wspaniała. A teraz jeśli pozwolisz odprowadzę cię do domu. Trochę już późno i nie chcę, żebyś wracała sama.
Wyszli z restauracji i ruszyli spacerkiem w kierunku Żelaznej. Marek wciąż zadawał pytania.
 - A jak tata Ula? Wszystko w porządku z jego sercem?
 - Nie uwierzysz, ale czuje się jak nowonarodzony. Ta operacja sprawiła cud. Bardzo mi pomógł po śmierci Thomasa i wtedy jak kupiłam mieszkanie. Sprawy wciąż trzymały mnie w Poczdamie, a on razem z Jaśkiem i Betti urządzał mi mieszkanie. Ja zamawiałam meble przez internet, a oni czekali na dostawy i skręcali je w mieszkaniu. Jak wróciłam, wszystko było pięknie umeblowane, kafelki zmienione w łazience i kuchni. Nowe podłogi. Dosłownie wszystko. Teraz dopieszczają dom w Rysiowie, bo on wymagał generalnego remontu. Jest już nowy dach, ogrodzenie, odremontowany garaż i nowe umeblowanie w pomieszczeniach. Teraz nie poznałbyś tego domu. Przedtem wyglądał jak niewielki kurnik, a teraz to taka mała willa. Cieszę się, że na stare lata tata będzie mógł cieszyć się tym wszystkim. To już zupełnie inne warunki niż kiedyś. Jasiek chyba niedługo będzie się żenił. Ciągle podejrzanie szeptają z Kingą jakby dogrywali jakieś szczegóły. Jeśli moje przeczucia się sprawdzą, to on na pewno wyniesie się z domu i zamieszka u niej. Tata zostanie sam z Betti… Wiesz, że Jasiek skończył studia? Jest informatykiem. Kinga zresztą też. Na razie oboje pracują w małych firmach, ale pewnie jak już się pobiorą to założą coś własnego. Będę mogła im pomóc finansowo. Dzięki Thomasowi. To bardzo pokrzepiająca myśl. O, jesteśmy na miejscu.
Przystanęli nieopodal wejścia do bloku.
 - Masz jakieś plany na weekend?
 - Mam. Jadę do Poczdamu już w piątek. Wracam w niedzielę wieczorem. Muszę pójść na cmentarz… Rozumiesz…
 - Rozumiem doskonale Ula. Czy byłoby wielkim nietaktem z mojej strony, gdybym pojechał z tobą? Ja słyszę jak to brzmi, ale uwierz mi, że mam dla Thomasa wiele szacunku i bardzo go podziwiam za to jak dawał sobie radę z tą straszną chorobą. Chciałbym złożyć kwiaty na jego grobie i chociaż w taki sposób wyrazić swój podziw i wielką atencję, bo dla mnie to prawdziwy bohater.
Zaskoczył ją tą propozycją. Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy, w których wyczytała błaganie.
 - No cóż… Myślę, że chyba nie ma w tym nic złego. Jeśli masz ochotę mi towarzyszyć, to nie będę się sprzeciwiać.
 - W takim razie daj mi jeszcze swój numer telefonu – wyciągnął komórkę. Podyktowała mu a on gorliwie go zapisał. – Odbierzesz jak zadzwonię w tygodniu?
 - Odbiorę. A teraz pożegnam się już. Jest naprawdę późno. Do zobaczenia – podała mu dłoń, którą skwapliwie ucałował.
 - Dobranoc Ula i do zobaczenia.
Stał jeszcze czekając aż zamkną się za nią wejściowe drzwi. Potem odwrócił się na pięcie i skierował kroki na Sienną. Czuł się tak, jakby skrzydła urosły mu u ramion. Ona nie czuje urazy. Wybaczyła mu. Dała jeszcze jedną szansę, a on tej szansy na pewno nie zmarnuje. Co za wspaniała kobieta. Najwspanialsza.

Przekręciła w zamku klucz i weszła do przedpokoju zapalając mały kinkiet nad lustrem. Nadal nie mogła uwierzyć w to spotkanie i tę szczerą do bólu rozmowę. Marek ewidentnie się zmienił. Spoważniał, ważył każde słowo, ale pewnie to dlatego, że bał się ją urazić. Zauważyła, że był spięty, mimo to powiedział jej wszystko to, co chciała wiedzieć. Wybrał ją nie piękną Paulinę. Nie przestał jej kochać. Zależy mu na niej. Nie miała pojęcia, że wydawnictwo „Iskierka” należy do niego. Jednak wbrew temu, co myślał o nim senior Dobrzański, doskonale poradził sobie. Pracuje, zarabia i na pewno nie klepie biedy. Nie bardzo rozumiała postawę rodziców Marka. Przecież mieli go tylko jednego i zamiast stać za nim murem wzięli stronę urażonej Pauliny. Mogłaby mieć pretensje, gdyby Marek nie uprzedzał jej, że na ślub nie przyjdzie, ale skoro powiedział to wprost, dlaczego uważała nadal, że ślub się odbędzie? Tym, że odwołał ten ślub wzbudził Uli podziw. Jednak się odważył. Późno, bo późno, ale jednak. Cena jaką zapłacił była wysoka. Utrata stanowiska, zero kontaktów z rodzicami… Ciężko po czymś takim przejść do porządku dziennego, a jednak podźwignął się. Propozycja towarzyszenia jej do Poczdamu trochę ją zaskoczyła, ale właściwie dlaczego nie… Przecież to nic złego…
Weszła pod prysznic a potem przebrana w lekką koszulkę wskoczyła do łóżka. Usłyszała tylko jeszcze dźwięk przychodzącego sms-a. „Słodkich snów kochanie.” Uśmiechnęła się i wystukała odpowiedź „Dobranoc Marek”. Przytuliła twarz do poduszki i zasnęła kamiennym snem.

Dochodził już do biurowca, gdy zauważył stojącego przy parkingu Sebastiana.
 - A ty co? – przywitał się wyciągając dłoń. – Nie wchodzisz?
 - Czekam na ciebie, bo umieram z ciekawości, czy udało ci się porozmawiać z Ulą.
Marek uśmiechnął się szeroko pokazując garnitur śnieżno białych zębów i te charakterystyczne dołeczki w policzkach.
 - Udało się bracie. Pozwoliła się nawet zaprosić na kolację. Długo rozmawialiśmy. Opowiedziałem jej wszystko jak na świętej spowiedzi niczego nie ukrywając. Potem odprowadziłem ją do domu. Wymieniliśmy telefony. Żebyś ją widział Sebastian… Jest powalająco piękna. Książkę czytałeś?
Przyjaciel przecząco pokręcił głową.
 - Jeszcze nie dotarłem do księgarni.
 - W takim razie nie wiesz, że ona wyszła za mąż i owdowiała kilka miesięcy temu. Nie będę się wdawał w szczegóły, bo koniecznie musisz to przeczytać jeśli chcesz je znać. Sprawa z tym zamążpójściem jest bardziej skomplikowana, a ja nie potrafię tego streścić w kilku słowach. Tak czy owak nadal nosi żałobę. W piątek rano jadę z nią do Poczdamu. Tam mieszkała przez te ostatnie pięć lat razem z mężem. Ma tam dom. Wracamy w niedzielę.
 - A to ci dopiero… - Sebastian był w lekkim szoku. – To ten jej mąż młody musiał być jak zmarł.
 - Miał raka i trzydzieści dziewięć lat. Więcej nic nie powiem. Przeczytaj książkę.

W czwartek wieczorem zadzwonił do niej. Musiał uzgodnić z nią szczegóły tego wyjazdu.
 - O której chcesz wyjechać?
 - Koło dziesiątej. Drogę doskonale znam. Prosta jak drut. Pojedziemy około sześciu godzin. To trochę ponad sześćset kilometrów. Po drodze zatrzymamy się na jakąś kawę i obiad.
 - Jedziemy twoim samochodem, czy moim?
 - Wolałabym swoim. Przywykłam do niego. Jest duży, wygodny i bezpieczny.
 - W takim razie o dziesiątej przed twoim blokiem tak?
 - O dziesiątej…


Dochodził do bloku Uli, gdy ujrzał ją samą wyprowadzającą samochód z garażu. Podszedł bliżej. poczekał aż wyjedzie i wtedy zamknął bramę. Wyskoczyła zgrabnie zza kierownicy i przywitała się z nim.
 - Nie wiedziałem, że masz „Picassa”.
 - To samochód Thomasa. Musiał być duży, bo woziłam w nim jego wózek inwalidzki i mnóstwo innych rzeczy. Masz coś do włożenia do bagażnika?
 - Tylko tę niewielką torbę.
 - To wrzucaj i ruszamy – ponownie zasiadła na miejscu kierowcy. – Jak dojedziemy do Poczdamu zrobimy jakieś zakupy, bo w domu nic nie ma.
Nie miał pojęcia, że tak dobrze potrafi prowadzić. Wiedział z jej CV, że posiada prawo jazdy, ale przecież nie miała samochodu i nie jeździła. Przypomniał sobie, co pisała w książce, że to ten ogrodnik Uwe ponownie uczył ją jeździć.
 - Miałaś dobrego nauczyciela – powiedział z uznaniem. – Uwe naprawdę się spisał. Jeździsz jak zawodowiec.
 - Musiałam się nauczyć. Przecież trzeba było wozić Thomasa na chemię i na badania.
Kiedy wjechała na A-2 dała upust prędkości. Mogła sobie pozwolić, bo ruch nie był duży. O trzynastej zatrzymała się przed jakimś zajazdem. Zapewniła Marka, że mają tu świetne, domowe jedzenie i takie było w istocie. Solidna porcja zupy ogórkowej i talerz gołąbków w sosie pomidorowym nasycił ich żołądki.
 - Weźmiemy kawę na wynos. Dwa duże kubki proszę – zamówiła. – Szkoda mi czasu na wypicie jej na miejscu.
Reszta drogi przebiegła bez problemu. Kilka minut po szesnastej wjechali do Poczdamu. Pierwszy raz był tutaj i tak jak Ula po przyjeździe tak i on podziwiał tę wszechobecną zieleń. Samochód zatrzymał się przed wielką halą targową.
 - Tu dostaniemy dosłownie wszystko.
Jak się okazało te zakupy wcale nie były małe, bo Ula nabyła towaru na całe trzy dni. Wypełnili nim niemal cały bagażnik.
Nie minęło kilka minut, gdy Ula podjechała pod dom. Pilotem otworzyła bramę i wolno wjechała na podjazd.
 – Dojechaliśmy. To mój dom, a raczej Thomasa i mój. Zapraszam.


sobota, 15 października 2016

MOŻE JESZCZE KIEDYŚ, GDZIEŚ...? - rozdział 6



Moi drodzy
Z uwagi na to, że mój stan zdrowia gwałtownie się pogorszył i będę musiała poddać się leczeniu szpitalnemu wstawiam wyczekiwany przez Was rozdział 6.
Niestety nie mam pojęcia kiedy wstawię kolejne. Po prostu zaglądajcie.
Pozdrawiam wszystkich.

PS.
Wybaczcie, że nie odpowiedziałam na wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem.



ROZDZIAŁ 6


Do dziesiątego września czas wlókł mu się niemiłosiernie. Nie mógł skupić się na pracy. W końcu poprosił Sebastiana, żeby zajął się poważniejszymi rzeczami, które wymagały uwagi i skupienia.
 - Jestem kompletnie rozkojarzony i czytam po dziesięć razy to samo. Nie potrafię się skoncentrować, bo moje myśli błądzą wokół tego spotkania. Jednocześnie cieszę się i boję, jak ona na mnie zareaguje. Pomóż mi z tym, co?
 - Nie ma sprawy, a ty weź może kilka dni urlopu i jakoś odreaguj, bo jak widać tu mi się nie przydasz.
 - A co niby miałbym robić w domu? Też będę o niej ciągle myślał. To jak obsesja. Tu przynajmniej złożę kilka podpisów na dokumentach.
 - A może dopilnowałbyś dostawy? Właśnie dzisiaj mają przyjść te laminatory i dwie złociarki do tłoczenia napisów i nabłyszczania ich na okładkach książek. Sprawdziłbyś, czy są sprawne. Nie kosztowały mało, bo to japońskie i nie chcielibyśmy żadnych niespodzianek.
 - OK, mogę się tym zająć. O której ma być ta dostawa?
 - O jedenastej.

Jakoś wypełnił sobie dzień. Przed nim były jeszcze cztery. Przyłapał się na tym, że wracając z pracy zbacza z utartej drogi i krąży wokół bloku, w którym mieszka Ula. – To jakaś paranoja. Chciałbym mieć tę rozmowę już za sobą i wiedzieć na czym stoję.
Innego dnia nogi poniosły go do parku niedaleko F&D. To tu przychodził wraz z nią, żeby odbyć rozmowy na sto procent. Na sto procent szczerości. To tu karmili wspólnie kaczki zadomowione w niewielkim stawie. To tu mieli swoją ulubioną ławkę, na której siadywali i omawiali firmowe sprawy. Coraz więcej wspomnień… Im dłużej spacerował po urokliwych alejkach parku, tym więcej sobie przypominał.


Dwa dni przed spotkaniem zawędrował nad Wisłę w to wyjątkowe dla nich obojga miejsce. Właściwie trudno powiedzieć na co liczył. Być może na to, że do spotkania dojdzie wcześniej niż w księgarni? Ona też ukochała sobie ten zakątek, a w nim nieśmiało tliła się iskierka nadziei, że też tu przyjdzie. Zawsze rozumieli się bez słów jakby między nimi istniał jakiś telepatyczny most. Usiadł na ściętym pniu trzymając w ręku torebkę z krówkami. Ula bardzo je lubiła. Odetchnął i rozejrzał się dookoła. Nic właściwie się tu nie zmieniło. Nadal było spokojnie, a ciszę od czasu do czasu przerywał skrzek dreptających po piasku mew. Może tylko krzaki bardziej porosły i zgęstniały. Siedział przez kilka godzin. Dzień był ciepły i słoneczny. Uli się nie doczekał, ale miał czas, żeby powspominać i pomyśleć.



Był ciekawy jak teraz wygląda. W książce napisała, że trochę się zmieniła, a Thomas nazwał ją piękną kobietą. On zapamiętał ją jako skromną dziewczynę, niewyszukanie ubraną w dużych czerwonych okularach i aparacie na zębach. Nie była atrakcyjna, ale gdyby miał wybierać między modelkami a nią, bez wątpienia wybrałby ją, bo miała mózg, według niego najbardziej seksowną część ciała u kobiety. Była wyrozumiała, dobra i mądra. Miała kawał dobrego charakteru. Teraz po przeczytaniu jej książki podziwiał ją jeszcze bardziej.
Poczuł chłód i zorientował się, że jest dość późno i zapada zmierzch. Zebrał się z pnia i ruszył w kierunku samochodu. To czekanie było nie do zniesienia. Nienawidził czekać. Pocieszał się tylko myślą, że niedługo ją zobaczy.

Do tego spotkania przygotował się niezwykle starannie. Przede wszystkim rano przed wyjściem do pracy wyjął z sejfu pamiętnik Uli i traktując go niemal jak świętość zapakował do teczki. Wyjątkowo zrezygnował z garnituru na rzecz jeansów i sportowej koszuli. Wziął też okulary przeciwsłoneczne i czapkę bejsbolówkę. Nie chciał rzucać się za bardzo w oczy.
Do księgarni dotarł grubo przed czasem. Trzymając w ręku książkę Uli przeszedł na zaplecze. Salka była niewielka. Dla autorki stał już przygotowany stolik, a przed nim stały rzędy ustawionych krzeseł. Zajął miejsce w ostatnim zaraz z brzegu. Był spięty.
Powoli zaczęli napływać inni. Wkrótce salka wypełniła się do ostatniego miejsca. Nawet nie potrzebował czapki i okularów, bo zasłaniały go plecy innych. Punktualnie o osiemnastej weszła kierowniczka księgarni prowadząc autorkę. Marek zamienił się niemal w kamień. Ubrana była na czarno. Jedynym akcentem rozjaśniającym jej ubiór była biała lamówka wokół kołnierza żakietu i mankietów. Wyglądała zupełnie inaczej niż zapamiętał. Żałoba dodawała jej jakiegoś majestatu. Bladą, subtelną twarz podkreśloną delikatnym makijażem okalały długie wijące się włosy w miedzianym kolorze. Zauważył, że nie miała okularów. – Pewnie założyła soczewki – pomyślał. – Wygląda zjawiskowo i pięknie. Thomas nie przesadził ani trochę. Jest prześliczna.
 - Dzień dobry państwu – przywitała się cichym, łagodnym głosem. – Czuję się zaszczycona móc się dzisiaj z państwem spotkać. Zakładam, że każdy z was jest już po lekturze książki i ma być może jakieś pytania związane z jej treścią. Proszę więc pytać. Ja postaram się odpowiedzieć na każde.
Wstała młoda dziewczyna, ale zanim otworzyła usta Ula poprosiła ją, żeby pytała na siedząco.
 - Tak będzie wygodnie dla pani. Proszę mówić.
 - Powiem szczerze, że przeczytałam tę książkę niemal jednym tchem. Nie byłam w stanie się od niej oderwać. Bardzo panią podziwiam. To, co pani zrobiła dla Thomasa… Nie wiem, czy któraś z kobiet zdobyłaby się na takie poświęcenie.
Ula uśmiechnęła się smutno.
 - A ja myślę, że wiele jest takich kobiet, które posiadają w sobie tak mocne poczucie empatii, że bez wahania podejmują takie trudne wyzwania. Ja nie miałam z tym problemu, bo uważałam to za coś zupełnie oczywistego. Chyba chęć pomagania mam zapisaną w genach.
Odezwał się mężczyzna.
 - Pisze pani, że ta choroba bardzo wyniszczyła Thomasa. Widok tak niesamowicie znękanego człowieka i wycieńczonego człowieka nie jest przyjemny. Większość raczej nie może się pochwalić tak silną psychiką, by móc to wszystko znieść. Czy opieka nad nim nie odstręczała czasem pani? Czy nie budziło niesmaku podczas pielęgnacji jego wychudzone ciało? To na pewno nie było miłe.
 - No niestety nie było, – westchnęła ciężko. – ale ja nie patrzyłam na niego w taki sposób. Był kimś dla mnie bardzo ważnym. Wtedy najważniejszym. Jedyny cel jaki mi wówczas przyświecał, to ulżyć mu w cierpieniu i zaopiekować się nim najlepiej jak potrafię.
 - Z tekstu książki możemy się dowiedzieć, że w jakiś sposób kochała go pani. Inaczej nie wyszłaby pani za niego za mąż. Czytamy o pani obiekcjach po usłyszeniu propozycji Thomasa i możemy się domyślać, że jest pani osobą z gruntu uczciwą – odezwała się kobieta w średnim wieku.
 - Bardzo nie chciałam, żeby ktoś posądził mnie o to, że czyham na majątek śmiertelnie chorego człowieka. Proszę mi wierzyć, że gdyby znalazł się ktoś i postawił mi taki zarzut, oddałabym ten majątek bez wahania. Thomas mnie wręcz błagał, żebym go przyjęła, że to jest jego ostatnia wola, którą powinnam uszanować. A odpowiadając na pierwszą część pani pytania, to tak, myślę, że obdarzyłam tego mężczyznę uczuciem, ale jednocześnie uważam, że ono było zupełnie inne niż to, które żywiłam wobec innego mężczyzny. Nie było ani gorsze ani lepsze, było inne i myślę, że gdyby Thomas mógł wyzdrowieć, zestarzałabym się przy nim, bo był wspaniałym człowiekiem, dobrym mężem i fantastycznym przyjacielem.
 - W książce na początku pisze pani o swojej miłości do niejakiego Marka. Muszę przyznać, że czytając o nim i o tym jak panią potraktował byłem zbulwersowany. Dokonał w stosunku do pani zwykłej, ohydnej manipulacji. Jak w ogóle tak można? Nie zdziwiłem się, że właściwie następnego dnia uciekła pani jak najdalej. Na pani miejscu chyba nie postąpiłbym inaczej.
 - Tak, to prawda. Byłam bardzo rozczarowana, bardzo zawiedziona i bardzo zraniona. To co odkryłam przekraczało granice mojego pojmowania. Można powiedzieć, że działałam w afekcie i nie myślałam wówczas racjonalnie. To wszystko było całkowicie spontaniczne i dzisiaj, gdy z perspektywy lat wspominam tamten okres to myślę sobie, że nie zachowałam się zbyt mądrze. Teraz zupełnie inaczej postrzegam tę sytuację i pewnie inaczej bym się zachowała, ale cóż… czasu nie cofnę.
 - Czy w końcu doszło do szczerej rozmowy na temat Marka z Thomasem? Czy powiedziała mu pani o wszystkim?
 - Uznałam, że jestem mu to winna zwłaszcza, że poprosił mnie o rękę. On nie był o Marka zazdrosny. Nie był zazdrosny w ogóle. Nawet o to, że wciąż kochałam tamtego.
 - Nie chcieliście państwo mieć dzieci? Przynajmniej one zostałyby po Thomasie.
 - To trudny dla mnie temat. Thomas nie mógł mieć dzieci. Chemia zniszczyła w nim dosłownie wszystko – powiedziała to z wyraźną przykrością. Spuściła głowę i wytarła ukradkiem łzy. Kierowniczka księgarni podała jej szklankę z wodą, z której upiła łyk.
 - Ostatnie pytanie – zwróciła się do zgromadzonych osób – a potem autorka będzie podpisywać książki. Bardzo proszę.
 - Ta historia jest bardzo poruszająca. Płakałam wniebogłosy czytając o cierpieniu pani męża i o wielkim poświęceniu pani dla niego. Mimo to chciałam, żeby pani odpowiedziała szczerze, czy kocha nadal tego tajemniczego Marka? Czy po powrocie do Polski kontaktowała się pani z nim? Spotkaliście się?
 - Marek był moją pierwszą, wielką miłością. Bardzo mnie zawiódł, chociaż miałam świadomość, że ta miłość nigdy się nie spełni, bo przecież miał narzeczoną. Mimo to myślę, że zawsze będę go kochać, bo przecież nie można tak po prostu przestać nawet wtedy, gdy osoba, którą obdarzamy uczuciem, robi świństwa, kłamie i wykorzystuje do swoich celów to i tak ją kochasz. Ja przynajmniej tak mam. Nie kontaktowałam się z Markiem. Nie wiem, co się z nim dzieje. Minęło ponad pięć lat i byłoby dużym nietaktem z mojej strony, gdybym ponownie chciała wejść z butami w jego życie. Pewnie sobie je ułożył. Może ma żonę i dzieci? Jak mogłabym zburzyć coś takiego? To nie w moim stylu. A teraz bardzo chętnie podpiszę państwu książki.
Marek ustawił się na samym końcu kolejki. Chciał zostać z nią sam na sam. Powoli przesuwał się do przodu. W końcu człowiek stojący przed nim odszedł, a on podsunął Uli swój egzemplarz książki.
 - Komu zadedykować? – spytała nie podnosząc głowy.
 - Markowi… - wykrztusił niemal szeptem. Jej ręka uzbrojona w długopis zamarła nad kartką papieru. Wolno podniosła głowę i spojrzała Markowi prosto w oczy.
 - Mój Boże… To ty…
Nawet się nie zastanawiał. Runął przed nią na kolana wyrzucając z siebie nerwowo słowa niczym z karabinu maszynowego.
 - Błagam Ula, wybacz mi. Nie odtrącaj. Pozwól wszystko wyjaśnić. Tak bardzo cię przepraszam za moją głupotę i tchórzostwo. Nie ożeniłem się z Pauliną, nie mógłbym. Przecież kochałem ciebie… Daj mi szansę na oczyszczenie. Nie chcę, żeby tkwiły między nami jakiekolwiek niedomówienia. Chodź ze mną na kolację jeśli możesz. Tam wszystko ci opowiem – głos mu zadrżał a oczy zaszły łzami, które potoczyły się po jego policzkach. Kompletnie ją zaskoczył. W życiu nie spodziewałaby się, że on przyjdzie na jej wieczór autorski. Przełknęła nerwowo ślinę.
 - Już dobrze, już dobrze… Uspokój się i wstań. Pójdę z tobą na tę kolację, bo mocno zgłodniałam.
 - Mam coś dla ciebie. Spójrz – wyjął delikatnie z teczki zielony zeszyt.
 - Mój pamiętnik? Gdzie go znalazłeś?
 - Przysięgam ci, że nie czytałem go. Zauważyłem, że spadł pod biurko. Ty uciekłaś i nie miałem szans, żeby ci go zwrócić. Zabrałem go i do tej pory leżał w domowym sejfie. Mój Boże Ula… tyle rzeczy muszę ci opowiedzieć. O wielu nie wiesz, o wielu myślisz inaczej niż było w rzeczywistości.
 - Myślę, że to będzie długa kolacja – popatrzyła na niego przeciągle. – Bardzo się zmieniłeś… Trochę posiwiałeś.
 - To z tęsknoty za tobą…
 - A jak rodzice? – zmieniła temat. – Zdrowi?
 - Szczerze powiedziawszy to nie wiem… - odpowiedział zakłopotany. - Nie mam z nimi kontaktu od kiedy ojciec wyrzucił mnie z firmy. Zaraz wszystko ci opowiem. Zamówiłem stolik w „Książęcej” licząc na to, że jednak zgodzisz się na rozmowę. To niedaleko i możemy przejść pieszo.
Ruszyli przez pustoszejące o tej porze ulice. Wieczór był ciepły choć w powietrzu czuć było pierwsze oznaki jesieni. Dotarli na miejsce i zasiedli przy zarezerwowanym stoliku. Wkrótce pojawił się kelner i szybko zamówili potrawy.
 - Na początek jednak poproszę dobrze zmrożonego szampana. Musimy coś uczcić.
Kiedy kelner napełnił kieliszki Marek podał jeden z nich Uli.
 - Za nasze spotkanie Ula. Mam wielką nadzieję, że nie ostatnie.
Początkowo jedli w milczeniu. W końcu Marek zebrał się w sobie i postanowił opowiedzieć Uli wszystko od początku.
 - Bardzo chcę, żebyś miała jasność, żebyś wysłuchała mnie do samego końca i wtedy osądziła. Pamiętasz nasz wyjazd do SPA? Nie, nie… Zacznę od intrygi. Nigdy nikomu nie ufałem tak jak tobie. Byłaś zawsze szczera, uczciwa i lojalna wobec mnie. Kiedy wzięłaś drugi kredyt nie miałem pojęcia jak mam cię zabezpieczyć. Traf chciał, że rodzice przekazali mi swoje udziały. Nawet się nie zastanawiałem i dałem ci weksel na nie. Nie miałem wątpliwości, że nie zrobisz z niego użytku, ale cierpliwie poczekasz aż spłacę cały dług. Zwierzyłem się Sebastianowi. Byłem szczęśliwy, że nie muszę rezygnować z prezesury i będziemy mieć środki, żeby ruszyć ze Sportivo. On jednak nie podzielił mojej radości. Wręcz zrugał mnie za ten weksel mówiąc, że teraz możesz przejąć dzięki niemu całą firmę. Nie dałem temu wiary. Mówiłem, że jesteś najuczciwszą osobą jaką znam, ale on nie przyjmował tego do wiadomości. Od tej pory praktycznie nachodził mnie każdego dnia i wciąż gadał jaki to ze mnie lekkomyślny facet. W końcu powiedział mi, że jeśli chcę mieć kontrolę nad udziałami, muszę się koło ciebie zakręcić. Muszę zacząć cię adorować, zabierać w różne miejsca, żeby trzymać rękę na pulsie. No i zaczęło się. On tylko nie przewidział w tej intrydze jednej rzeczy, a mianowicie takiej, że zakocham się w tobie bez pamięci. Te świecidełka wcisnął mi któregoś dnia. Nie chciałem ich wziąć. Wiedziałem, że nie obwieszasz się czymś takim, bo jesteś zbyt skromna. W ogóle mnie nie słuchał i wrzucił mi to do szuflady. Potem pojechaliśmy do SPA. Firma miała fatalne wyniki i jedynym wyjściem było podrasowanie raportu. Zgodziłaś się na to chociaż nie od razu. To było wbrew zasadom, których się trzymałaś. Było nieuczciwe i podłe. W tym SPA było mi cudownie. Nie pamiętałem kiedy ostatni raz byłem taki szczęśliwy. Ty byłaś wspaniała i taka moja… Nigdy w życiu nie przeżyłem czegoś równie pięknego.




Wiedziałem, że to przeżycie jedyne w swoim rodzaju i wiedziałem też, że muszę odbyć poważną rozmowę z Pauliną.