Łączna liczba wyświetleń

sobota, 15 października 2016

MOŻE JESZCZE KIEDYŚ, GDZIEŚ...? - rozdział 6



Moi drodzy
Z uwagi na to, że mój stan zdrowia gwałtownie się pogorszył i będę musiała poddać się leczeniu szpitalnemu wstawiam wyczekiwany przez Was rozdział 6.
Niestety nie mam pojęcia kiedy wstawię kolejne. Po prostu zaglądajcie.
Pozdrawiam wszystkich.

PS.
Wybaczcie, że nie odpowiedziałam na wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem.



ROZDZIAŁ 6


Do dziesiątego września czas wlókł mu się niemiłosiernie. Nie mógł skupić się na pracy. W końcu poprosił Sebastiana, żeby zajął się poważniejszymi rzeczami, które wymagały uwagi i skupienia.
 - Jestem kompletnie rozkojarzony i czytam po dziesięć razy to samo. Nie potrafię się skoncentrować, bo moje myśli błądzą wokół tego spotkania. Jednocześnie cieszę się i boję, jak ona na mnie zareaguje. Pomóż mi z tym, co?
 - Nie ma sprawy, a ty weź może kilka dni urlopu i jakoś odreaguj, bo jak widać tu mi się nie przydasz.
 - A co niby miałbym robić w domu? Też będę o niej ciągle myślał. To jak obsesja. Tu przynajmniej złożę kilka podpisów na dokumentach.
 - A może dopilnowałbyś dostawy? Właśnie dzisiaj mają przyjść te laminatory i dwie złociarki do tłoczenia napisów i nabłyszczania ich na okładkach książek. Sprawdziłbyś, czy są sprawne. Nie kosztowały mało, bo to japońskie i nie chcielibyśmy żadnych niespodzianek.
 - OK, mogę się tym zająć. O której ma być ta dostawa?
 - O jedenastej.

Jakoś wypełnił sobie dzień. Przed nim były jeszcze cztery. Przyłapał się na tym, że wracając z pracy zbacza z utartej drogi i krąży wokół bloku, w którym mieszka Ula. – To jakaś paranoja. Chciałbym mieć tę rozmowę już za sobą i wiedzieć na czym stoję.
Innego dnia nogi poniosły go do parku niedaleko F&D. To tu przychodził wraz z nią, żeby odbyć rozmowy na sto procent. Na sto procent szczerości. To tu karmili wspólnie kaczki zadomowione w niewielkim stawie. To tu mieli swoją ulubioną ławkę, na której siadywali i omawiali firmowe sprawy. Coraz więcej wspomnień… Im dłużej spacerował po urokliwych alejkach parku, tym więcej sobie przypominał.


Dwa dni przed spotkaniem zawędrował nad Wisłę w to wyjątkowe dla nich obojga miejsce. Właściwie trudno powiedzieć na co liczył. Być może na to, że do spotkania dojdzie wcześniej niż w księgarni? Ona też ukochała sobie ten zakątek, a w nim nieśmiało tliła się iskierka nadziei, że też tu przyjdzie. Zawsze rozumieli się bez słów jakby między nimi istniał jakiś telepatyczny most. Usiadł na ściętym pniu trzymając w ręku torebkę z krówkami. Ula bardzo je lubiła. Odetchnął i rozejrzał się dookoła. Nic właściwie się tu nie zmieniło. Nadal było spokojnie, a ciszę od czasu do czasu przerywał skrzek dreptających po piasku mew. Może tylko krzaki bardziej porosły i zgęstniały. Siedział przez kilka godzin. Dzień był ciepły i słoneczny. Uli się nie doczekał, ale miał czas, żeby powspominać i pomyśleć.



Był ciekawy jak teraz wygląda. W książce napisała, że trochę się zmieniła, a Thomas nazwał ją piękną kobietą. On zapamiętał ją jako skromną dziewczynę, niewyszukanie ubraną w dużych czerwonych okularach i aparacie na zębach. Nie była atrakcyjna, ale gdyby miał wybierać między modelkami a nią, bez wątpienia wybrałby ją, bo miała mózg, według niego najbardziej seksowną część ciała u kobiety. Była wyrozumiała, dobra i mądra. Miała kawał dobrego charakteru. Teraz po przeczytaniu jej książki podziwiał ją jeszcze bardziej.
Poczuł chłód i zorientował się, że jest dość późno i zapada zmierzch. Zebrał się z pnia i ruszył w kierunku samochodu. To czekanie było nie do zniesienia. Nienawidził czekać. Pocieszał się tylko myślą, że niedługo ją zobaczy.

Do tego spotkania przygotował się niezwykle starannie. Przede wszystkim rano przed wyjściem do pracy wyjął z sejfu pamiętnik Uli i traktując go niemal jak świętość zapakował do teczki. Wyjątkowo zrezygnował z garnituru na rzecz jeansów i sportowej koszuli. Wziął też okulary przeciwsłoneczne i czapkę bejsbolówkę. Nie chciał rzucać się za bardzo w oczy.
Do księgarni dotarł grubo przed czasem. Trzymając w ręku książkę Uli przeszedł na zaplecze. Salka była niewielka. Dla autorki stał już przygotowany stolik, a przed nim stały rzędy ustawionych krzeseł. Zajął miejsce w ostatnim zaraz z brzegu. Był spięty.
Powoli zaczęli napływać inni. Wkrótce salka wypełniła się do ostatniego miejsca. Nawet nie potrzebował czapki i okularów, bo zasłaniały go plecy innych. Punktualnie o osiemnastej weszła kierowniczka księgarni prowadząc autorkę. Marek zamienił się niemal w kamień. Ubrana była na czarno. Jedynym akcentem rozjaśniającym jej ubiór była biała lamówka wokół kołnierza żakietu i mankietów. Wyglądała zupełnie inaczej niż zapamiętał. Żałoba dodawała jej jakiegoś majestatu. Bladą, subtelną twarz podkreśloną delikatnym makijażem okalały długie wijące się włosy w miedzianym kolorze. Zauważył, że nie miała okularów. – Pewnie założyła soczewki – pomyślał. – Wygląda zjawiskowo i pięknie. Thomas nie przesadził ani trochę. Jest prześliczna.
 - Dzień dobry państwu – przywitała się cichym, łagodnym głosem. – Czuję się zaszczycona móc się dzisiaj z państwem spotkać. Zakładam, że każdy z was jest już po lekturze książki i ma być może jakieś pytania związane z jej treścią. Proszę więc pytać. Ja postaram się odpowiedzieć na każde.
Wstała młoda dziewczyna, ale zanim otworzyła usta Ula poprosiła ją, żeby pytała na siedząco.
 - Tak będzie wygodnie dla pani. Proszę mówić.
 - Powiem szczerze, że przeczytałam tę książkę niemal jednym tchem. Nie byłam w stanie się od niej oderwać. Bardzo panią podziwiam. To, co pani zrobiła dla Thomasa… Nie wiem, czy któraś z kobiet zdobyłaby się na takie poświęcenie.
Ula uśmiechnęła się smutno.
 - A ja myślę, że wiele jest takich kobiet, które posiadają w sobie tak mocne poczucie empatii, że bez wahania podejmują takie trudne wyzwania. Ja nie miałam z tym problemu, bo uważałam to za coś zupełnie oczywistego. Chyba chęć pomagania mam zapisaną w genach.
Odezwał się mężczyzna.
 - Pisze pani, że ta choroba bardzo wyniszczyła Thomasa. Widok tak niesamowicie znękanego człowieka i wycieńczonego człowieka nie jest przyjemny. Większość raczej nie może się pochwalić tak silną psychiką, by móc to wszystko znieść. Czy opieka nad nim nie odstręczała czasem pani? Czy nie budziło niesmaku podczas pielęgnacji jego wychudzone ciało? To na pewno nie było miłe.
 - No niestety nie było, – westchnęła ciężko. – ale ja nie patrzyłam na niego w taki sposób. Był kimś dla mnie bardzo ważnym. Wtedy najważniejszym. Jedyny cel jaki mi wówczas przyświecał, to ulżyć mu w cierpieniu i zaopiekować się nim najlepiej jak potrafię.
 - Z tekstu książki możemy się dowiedzieć, że w jakiś sposób kochała go pani. Inaczej nie wyszłaby pani za niego za mąż. Czytamy o pani obiekcjach po usłyszeniu propozycji Thomasa i możemy się domyślać, że jest pani osobą z gruntu uczciwą – odezwała się kobieta w średnim wieku.
 - Bardzo nie chciałam, żeby ktoś posądził mnie o to, że czyham na majątek śmiertelnie chorego człowieka. Proszę mi wierzyć, że gdyby znalazł się ktoś i postawił mi taki zarzut, oddałabym ten majątek bez wahania. Thomas mnie wręcz błagał, żebym go przyjęła, że to jest jego ostatnia wola, którą powinnam uszanować. A odpowiadając na pierwszą część pani pytania, to tak, myślę, że obdarzyłam tego mężczyznę uczuciem, ale jednocześnie uważam, że ono było zupełnie inne niż to, które żywiłam wobec innego mężczyzny. Nie było ani gorsze ani lepsze, było inne i myślę, że gdyby Thomas mógł wyzdrowieć, zestarzałabym się przy nim, bo był wspaniałym człowiekiem, dobrym mężem i fantastycznym przyjacielem.
 - W książce na początku pisze pani o swojej miłości do niejakiego Marka. Muszę przyznać, że czytając o nim i o tym jak panią potraktował byłem zbulwersowany. Dokonał w stosunku do pani zwykłej, ohydnej manipulacji. Jak w ogóle tak można? Nie zdziwiłem się, że właściwie następnego dnia uciekła pani jak najdalej. Na pani miejscu chyba nie postąpiłbym inaczej.
 - Tak, to prawda. Byłam bardzo rozczarowana, bardzo zawiedziona i bardzo zraniona. To co odkryłam przekraczało granice mojego pojmowania. Można powiedzieć, że działałam w afekcie i nie myślałam wówczas racjonalnie. To wszystko było całkowicie spontaniczne i dzisiaj, gdy z perspektywy lat wspominam tamten okres to myślę sobie, że nie zachowałam się zbyt mądrze. Teraz zupełnie inaczej postrzegam tę sytuację i pewnie inaczej bym się zachowała, ale cóż… czasu nie cofnę.
 - Czy w końcu doszło do szczerej rozmowy na temat Marka z Thomasem? Czy powiedziała mu pani o wszystkim?
 - Uznałam, że jestem mu to winna zwłaszcza, że poprosił mnie o rękę. On nie był o Marka zazdrosny. Nie był zazdrosny w ogóle. Nawet o to, że wciąż kochałam tamtego.
 - Nie chcieliście państwo mieć dzieci? Przynajmniej one zostałyby po Thomasie.
 - To trudny dla mnie temat. Thomas nie mógł mieć dzieci. Chemia zniszczyła w nim dosłownie wszystko – powiedziała to z wyraźną przykrością. Spuściła głowę i wytarła ukradkiem łzy. Kierowniczka księgarni podała jej szklankę z wodą, z której upiła łyk.
 - Ostatnie pytanie – zwróciła się do zgromadzonych osób – a potem autorka będzie podpisywać książki. Bardzo proszę.
 - Ta historia jest bardzo poruszająca. Płakałam wniebogłosy czytając o cierpieniu pani męża i o wielkim poświęceniu pani dla niego. Mimo to chciałam, żeby pani odpowiedziała szczerze, czy kocha nadal tego tajemniczego Marka? Czy po powrocie do Polski kontaktowała się pani z nim? Spotkaliście się?
 - Marek był moją pierwszą, wielką miłością. Bardzo mnie zawiódł, chociaż miałam świadomość, że ta miłość nigdy się nie spełni, bo przecież miał narzeczoną. Mimo to myślę, że zawsze będę go kochać, bo przecież nie można tak po prostu przestać nawet wtedy, gdy osoba, którą obdarzamy uczuciem, robi świństwa, kłamie i wykorzystuje do swoich celów to i tak ją kochasz. Ja przynajmniej tak mam. Nie kontaktowałam się z Markiem. Nie wiem, co się z nim dzieje. Minęło ponad pięć lat i byłoby dużym nietaktem z mojej strony, gdybym ponownie chciała wejść z butami w jego życie. Pewnie sobie je ułożył. Może ma żonę i dzieci? Jak mogłabym zburzyć coś takiego? To nie w moim stylu. A teraz bardzo chętnie podpiszę państwu książki.
Marek ustawił się na samym końcu kolejki. Chciał zostać z nią sam na sam. Powoli przesuwał się do przodu. W końcu człowiek stojący przed nim odszedł, a on podsunął Uli swój egzemplarz książki.
 - Komu zadedykować? – spytała nie podnosząc głowy.
 - Markowi… - wykrztusił niemal szeptem. Jej ręka uzbrojona w długopis zamarła nad kartką papieru. Wolno podniosła głowę i spojrzała Markowi prosto w oczy.
 - Mój Boże… To ty…
Nawet się nie zastanawiał. Runął przed nią na kolana wyrzucając z siebie nerwowo słowa niczym z karabinu maszynowego.
 - Błagam Ula, wybacz mi. Nie odtrącaj. Pozwól wszystko wyjaśnić. Tak bardzo cię przepraszam za moją głupotę i tchórzostwo. Nie ożeniłem się z Pauliną, nie mógłbym. Przecież kochałem ciebie… Daj mi szansę na oczyszczenie. Nie chcę, żeby tkwiły między nami jakiekolwiek niedomówienia. Chodź ze mną na kolację jeśli możesz. Tam wszystko ci opowiem – głos mu zadrżał a oczy zaszły łzami, które potoczyły się po jego policzkach. Kompletnie ją zaskoczył. W życiu nie spodziewałaby się, że on przyjdzie na jej wieczór autorski. Przełknęła nerwowo ślinę.
 - Już dobrze, już dobrze… Uspokój się i wstań. Pójdę z tobą na tę kolację, bo mocno zgłodniałam.
 - Mam coś dla ciebie. Spójrz – wyjął delikatnie z teczki zielony zeszyt.
 - Mój pamiętnik? Gdzie go znalazłeś?
 - Przysięgam ci, że nie czytałem go. Zauważyłem, że spadł pod biurko. Ty uciekłaś i nie miałem szans, żeby ci go zwrócić. Zabrałem go i do tej pory leżał w domowym sejfie. Mój Boże Ula… tyle rzeczy muszę ci opowiedzieć. O wielu nie wiesz, o wielu myślisz inaczej niż było w rzeczywistości.
 - Myślę, że to będzie długa kolacja – popatrzyła na niego przeciągle. – Bardzo się zmieniłeś… Trochę posiwiałeś.
 - To z tęsknoty za tobą…
 - A jak rodzice? – zmieniła temat. – Zdrowi?
 - Szczerze powiedziawszy to nie wiem… - odpowiedział zakłopotany. - Nie mam z nimi kontaktu od kiedy ojciec wyrzucił mnie z firmy. Zaraz wszystko ci opowiem. Zamówiłem stolik w „Książęcej” licząc na to, że jednak zgodzisz się na rozmowę. To niedaleko i możemy przejść pieszo.
Ruszyli przez pustoszejące o tej porze ulice. Wieczór był ciepły choć w powietrzu czuć było pierwsze oznaki jesieni. Dotarli na miejsce i zasiedli przy zarezerwowanym stoliku. Wkrótce pojawił się kelner i szybko zamówili potrawy.
 - Na początek jednak poproszę dobrze zmrożonego szampana. Musimy coś uczcić.
Kiedy kelner napełnił kieliszki Marek podał jeden z nich Uli.
 - Za nasze spotkanie Ula. Mam wielką nadzieję, że nie ostatnie.
Początkowo jedli w milczeniu. W końcu Marek zebrał się w sobie i postanowił opowiedzieć Uli wszystko od początku.
 - Bardzo chcę, żebyś miała jasność, żebyś wysłuchała mnie do samego końca i wtedy osądziła. Pamiętasz nasz wyjazd do SPA? Nie, nie… Zacznę od intrygi. Nigdy nikomu nie ufałem tak jak tobie. Byłaś zawsze szczera, uczciwa i lojalna wobec mnie. Kiedy wzięłaś drugi kredyt nie miałem pojęcia jak mam cię zabezpieczyć. Traf chciał, że rodzice przekazali mi swoje udziały. Nawet się nie zastanawiałem i dałem ci weksel na nie. Nie miałem wątpliwości, że nie zrobisz z niego użytku, ale cierpliwie poczekasz aż spłacę cały dług. Zwierzyłem się Sebastianowi. Byłem szczęśliwy, że nie muszę rezygnować z prezesury i będziemy mieć środki, żeby ruszyć ze Sportivo. On jednak nie podzielił mojej radości. Wręcz zrugał mnie za ten weksel mówiąc, że teraz możesz przejąć dzięki niemu całą firmę. Nie dałem temu wiary. Mówiłem, że jesteś najuczciwszą osobą jaką znam, ale on nie przyjmował tego do wiadomości. Od tej pory praktycznie nachodził mnie każdego dnia i wciąż gadał jaki to ze mnie lekkomyślny facet. W końcu powiedział mi, że jeśli chcę mieć kontrolę nad udziałami, muszę się koło ciebie zakręcić. Muszę zacząć cię adorować, zabierać w różne miejsca, żeby trzymać rękę na pulsie. No i zaczęło się. On tylko nie przewidział w tej intrydze jednej rzeczy, a mianowicie takiej, że zakocham się w tobie bez pamięci. Te świecidełka wcisnął mi któregoś dnia. Nie chciałem ich wziąć. Wiedziałem, że nie obwieszasz się czymś takim, bo jesteś zbyt skromna. W ogóle mnie nie słuchał i wrzucił mi to do szuflady. Potem pojechaliśmy do SPA. Firma miała fatalne wyniki i jedynym wyjściem było podrasowanie raportu. Zgodziłaś się na to chociaż nie od razu. To było wbrew zasadom, których się trzymałaś. Było nieuczciwe i podłe. W tym SPA było mi cudownie. Nie pamiętałem kiedy ostatni raz byłem taki szczęśliwy. Ty byłaś wspaniała i taka moja… Nigdy w życiu nie przeżyłem czegoś równie pięknego.




Wiedziałem, że to przeżycie jedyne w swoim rodzaju i wiedziałem też, że muszę odbyć poważną rozmowę z Pauliną.

19 komentarzy:

  1. Małgosiu przede wszystkim dużo zdrowia i szybkiego powrotu do zdrowia.
    Z padnięciem na kolana zgadłam. Bardzo przyjaźnie odbywa się te spotkanie, wszystko sobie wyjaśniają i oby tak dalej.Widać że Uli zależało na rozmowie tak samo mocno jak Markowi.
    Pozdrawiam miło. RanczUla.

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga Małgosiu,
    ja też przede wszystkim życzę szybkiego powrotu do zdrowia:) Wierzę, że wszystko będzie dobrze:) I że w miarę prędko wrócisz do nas pełna wigoru:) Przecież nie z takimi sprawami dawałaś radę:)
    Natomiast odnośnie do opowiadania, to chciałbym powiedzieć, że w piękny sposób opisałaś niecierpliwe czekanie Marka na spotkanie z Ulą. Z jednej strony nie może się tego doczekać, odlicza dni i godziny. Nie może się na czymś innym skupić, nie może normalnie pracować. Jego zachowanie, wspominanie, odwiedzanie ich miejsc, krążenie wokół mieszkania Uli, dobitnie świadczy o tym, że Marek naprawdę ją bardzo kocha. Czytając o tym mam pewność również, że Marek nigdy już nie skrzywdzi Uli, nie oszuka jej i nie zawiedzie, bo się zmienił i wie co jest dla niego jest najważniejsze - to miłość do Uli:) Z drugiej strony bardzo się obawia tego spotkania. Zresztą na jego miejscu chyba tylko głupi by się nie bał:) Jednak pragnienie wyjaśnienia wszystkiego, spotkania jej zwycięża ten strach. Sama mam taką panikę przed czekającym mnie ważnym zadaniem. I tak jak Marek powinnam stwierdzić, że strach ma wielkie oczy:) Dobrze, że nie stchórzył, że zdecydował się tam jednak pójść. Dostał niepowtarzalną szansę nie tylko na wyjaśnienie nieporozumień, ale przede wszystkim na możliwość odzyskania miłości swojego życia. Fizycznie nieźle się przygotował, ten pomysł z kamuflażem był zaskakujący i bardzo dobry:) I chyba był potrzebny tylko po to aby dodać mu odwagi?! Przecież nikt by go nie rozpoznał jako TEGO Marka, a Ula jest na tyle odpowiedzialna, że nawet jakby go zauważyła, to nie dałaby nogi ze spotkania:) Zastanawiam się czy mentalnie też tak dobrze był przygotowany? W końcu miał dużo czasu aby przemyśleć co powie Uli? Jednak nieraz nawet jak mamy wszystko wyuczone, zapięte na ostatni guzik, to z jakiegoś powodu, wszystko potrafi nam ulecieć z głowy w jednej minucie:) I wówczas jest różnie, zamiast coś wyjaśnić, jeszcze bardziej to komplikujemy:) Początek spotkania uspakaja mnie, że jednak Marek da radę, że się nie spali:) Wszystko zależy teraz od Uli. A propos Uli. Jaka ona jest dojrzała, jaka spokojna, jak ma wszystko przemyślane!!! Jak wspaniale, szczerze i w prostych słowach odpowiada na pytania czytelników. Niczego nie ukrywa, nie odpowiada wymijająco - super!!! Po tym jak ją "słuchałam" jestem spokojna o ich przyszłość, wiem, że się dogadają:) Bardzo dziękuję za ten cudowny, spokojny rozdział:) Oczywiście czekam na kolejną odsłonę, ale tym razem będę bardzo, ale to baaardzo cierpliwa:) Serdecznie Cię pozdrawiam i przesyłam uściski:) Spokojnie zdrowiej nam i wracaj, będziemy czekać - ja na pewno:)
    Gaja

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Tak się kręciłam, tak się wierciłam czekając na kolejny rozdział i co? I masz babo placek! Ta część rewelacyjna;) Ale smutno mi, że jesteś chora. Pozdrawiam i czekam na powrót;)Kara

    OdpowiedzUsuń
  4. Wracam do domu, a tu niespodzianka. Powinnam się cieszyć, ale powód dodania kolejnej części nie jest miły:( Szpital to często poważna sprawa. Sam rozdział super!!! Marek na kolanach - bezcenny widok;) Pozdrawiam i życzę zdrowia;) Nina

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka! Bo w tym cały jest ambaras aby dwoje chciało na raz! Marek chce, Ulka chce - świetnie;) Oby później też byli tacy zgodni;) Za dzisiaj thanks. Spokojnie - poczekam, poczekam. Wracaj do nas zdrowa! Pozdrowienia. AB

    OdpowiedzUsuń
  6. Wracaj szybko do zdrowia! Część świetna, długo wyczekiwana ale było warto czekać, a teraz musi być tylko lepiej. Będę często zaglądać i wyczekiwać kolejnej części a ty odezwij się czasem i napisz jak tam zdrowie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak mi przykro! Wiem co to choroba:( Uciekaj szybko przed chorobą;) Będę czekać, bo uwielbiam czytać Twoje opowiadania. Przynoszą mi dużo radości;)To jest świetne! Życzę duuużo zdrowia i serdecznie pozdrawiam. Wierna czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  8. Na samym początku dużo, dużo zdrowia. Trzymaj się cieplutko, bo wszyscy w Ciebie wierzą!
    Mimo, że ten rozdział nie jest tak smutny jak poprzedni, ja po przeczytaniu tego mam podobne uczucia. Łapię egzystencjalnego doła, ale to dla Ciebie tylko pozytyw, bo tym sposobem pokazujesz jak dobrze przekazujesz emocje w swoich opowiadaniach. Ula byla kompletnie zdezorientowana, kiedy zobaczyła Marka. Gdyby spostrzegła go wcześniej, jestem na 100% pewna, że nie przyznałaby się czytelnikom, że go dalej kocha. Widać, że nie zgodziła się na kolację z aprobatą. Wręcz niechętnie poszła z Markiem. Zobaczymy jak to dalej się potoczy.
    Serdecznie Cię pozdrawiam, duże buziaki ode mnie i życzę dużo zdrowia, Andziok :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję, że w trudnym momencie pomyślałaś o nas;) Głowa do góry, będzie dobrze! Rozdział wspaniały! Marek taki kochany, a Ula taka dojrzała;) U nich też będzie dobrze? Nic się nie zmieniło? Pozdrawiam i dużo zdrowia! Jolka

    OdpowiedzUsuń
  10. Dużo ,dużo zdrowia. Abyś jak najszybciej w pełni sił mogła wrócić tutaj.
    Odnośnie opowiadania to wszystko przedstawiłaś tak realnie ,że nie miałam problemu nawet wyobrazić sobie Marka padającego przed Ulką na kolana.Nie tchórzył tylko powiedział to co chciał. Ona taka dojrzała i ten jej wewnętrzny spokój. Jestem pewna ,że da Markowi drugą szansę ,ale będzie potrzebować trochę czasu by poukładać sobie to co on jej powiedział i przekonać się do wiarygodności jego słów. ( przecież w przeszłości wiele mówił i nie koniecznie było to prawdą ) A ktoś jak raz oszuka trudno na nowo komuś takiemu zaufać . Aczkolwiek widać jak Dobrzański przez te lata zmienił się i nie ma wątpliwości ,że ją naprawdę kocha. Mimo ,że w pod poprzednim rozdziałem wspomniałam o Thomasie i ,że Marek blado wypada w porównaniu do niego. ( chociaż nie powinnam porównywać ,bo obaj są różni)Thomas był dobrym człowiekiem ,kochającym człowiekiem i szkoda ,że był w życiu Uli tak krótko ,ale wiem ,że jej przeznaczeniem jest być z Markiem i założyć rodzinę. Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz szybkiego powrotu do zdrowia życzę .

    OdpowiedzUsuń
  11. Ojejku! To się narobiło:( Współczuję! Na pewno będzie OK.;) Rozdział super!!! Reakcja Uli mnie zaskoczyła. Myślałam, że mimo wszystko nie zgodzi się na spotkanie, a tu miła niespodzianka. No Mareczek musi się bardziej wysilić, aby przekonać Ulę do tego, że tym razem mówi prawdę, szczerą prawdę i tylko prawdę;) Ciekawi mnie jak to się dalej potoczy, bo tak łatwo chyba jednak nie będzie? Czekam na next. Pozdrowienia Ola

    OdpowiedzUsuń
  12. opowiadanie genialne i bardzo mi się podoba czekam na cdn życzę zdrowia pozdr

    OdpowiedzUsuń
  13. Witaj w klubie! Sama od jakiegoś czasu wiecznie wycieram szpitalne korytarze;) Zobaczysz wszystko będzie dobrze;) Weteranka Ci to mówi! Jeśli to pomoże, to wiedz, że nie jesteś sama - jestem z Tobą;) Musisz wrócić. Piszesz fantastycznie!!! Trzymam kciuki i pozdrawiam. Ada

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie zdążyłam jeszcze skomentować poprzedniej części, a tu już kolejna!? Z jednej strony fajnie, ale z drugiej to nie ma się z czego cieszyć:( Sympatyczna rozmowa Uli z czytelnikami. Jakoś tak myślałam, że Ula nie była z mężem, bo on już był za słaby, ale zupełnie nie połączyłam tego z tym, że przez chorobę on nie mógł być już ojcem. Smutne. Los nie oszczędził mu niczego. Może gdyby Ula pojawiła się u niego trochę szybciej, to miałaby już malutkie bobo? Myślę nawet, że Markowi zupełnie by to nie przeszkadzało. Fajnie, że Ula zgodziła się na kolację, ale chyba nie ma co się cieszyć przedwcześnie? Z Uli to twarda sztuka, już nie da się zbajerować na czułe słówka. Chyba Marek będzie musiał wymyślić jeszcze inną drogę do jej serca? Zdrowia, zdrowia, zdrowia!!! Czekam na więcej i pozdrawiam Iza

    OdpowiedzUsuń
  15. Marek z krówkami są bardzo ok.;) Szkoda, że Ula tego nie widziała. Serce by jej zmiękło. Pozdrawiam M tym razem bez E (silne przeziębienie) I oczywiście życzę szybkiego powrotu do zdrowia;)

    OdpowiedzUsuń
  16. no właśnie kiedy? dzisiaj już czwartek;)Ada

    OdpowiedzUsuń
  17. ja też zaglądam, zaglądam i ... nic? Iza

    OdpowiedzUsuń
  18. Hej! Czekam;) Jest jakaś szansa na dzisiaj? AB

    OdpowiedzUsuń