Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 25 lutego 2021

ZMANIPULOWANE ŻYCIE - rozdział 5

 ROZDZIAŁ 5

 

Wyszła z budynku, przystanęła na chwilę i zaczerpnęła porządny haust powietrza. Dopiero teraz poczuła jak dygoce na całym ciele ze zdenerwowania. Przez cały czas starała się zachować spokój i nie pozwolić ponieść się emocjom, ale to, co miało dzisiaj miejsce, po prostu ją przerosło. Nie miała pojęcia skąd wzięła tyle siły, by rozmawiać po angielsku i po włosku. Już dawno nie rozmawiała w żadnym ze znanych sobie obcych języków, a tu nagle z marszu urządzono jej egzamin. Pozytywne było to, że docenili jej wykształcenie a ona o zagadnieniach ekonomicznych i finansowych mogła rozmawiać godzinami, bo czuła się w tym jak ryba w wodzie. Znacznie mniej pewnie przyjęła tę oszałamiającą informację o pieniądzach jakie będą jej płacić. Potraktowano ją z wielkim szacunkiem i podziwem. Chwalono jej kompetencje. Wciąż nie mogła uwierzyć, że jest naprawdę taka świetna.

 



Ciągłe poniżanie przez matkę trwające całe jej życie skutecznie zabiło w niej pewność siebie i poczucie własnej wartości. W duszy dziękowała opatrzności, że nie rozpłakała się w gabinecie Marka, bo ani on, ani Alex pewnie nie zrozumieliby tak gwałtownej reakcji. Sama czuła, że psychicznie jest jednak słaba. Matka wykorzystywała to do własnych celów notorycznie pogłębiając w niej to poczucie własnej niepewności. Pomyślała, że być może powinna trafić do jakiegoś przytulnego gabinetu i poddać się terapii psychologa. Po tym wszystkim, co przeszła, ktoś powinien pomóc jej się pozbierać, bo sama sobie nie poradzi. Gdyby jeszcze wiedziała, gdzie szukać taty, byłoby jej lżej. Adres, który spisała z dokumentów rozwodowych okazał się nieaktualny, a sąsiedzi nie mieli pojęcia dokąd się wyprowadził. Jedyne czego się dowiedziała, to to, że nie pracuje już na kolei, a w jakimś warsztacie samochodowym. Zawsze miał smykałkę do mechaniki a matka ciągle narzekała, że po całych dniach zbija bąki w garażu.

 

Do domu wróciła pieszo. Dzień był ciepły i słoneczny a ona musiała ochłonąć. Po drodze zrobiła niewielkie zakupy w warzywniaku z myślą, że nagotuje jarzynówki, której dawno nie jadły.

Agata wpadła do mieszkania jak burza. Nie mogła się doczekać nowin. Stanęła w przedpokoju i wbiła wzrok w wychodzącą z kuchni Ulę.

 - No i…?!

 



- Dostałam tę pracę…

Agata rzuciła się na nią na przemian cmokając ją i ściskając.

 - Wiedziałam! Wiedziałam, że nikt lepiej nie nadaje się na to stanowisko! Jesteś najlepsza! Ale opowiadaj.

 - Chodź na zupę. Opowiem przy obiedzie.

Jedząc gorącą jarzynówkę Ula opowiadała Agacie przebieg tego dnia.

 - Przyjmował mnie ten Olszański, ale powiem ci szczerze, że nie kojarzę go jakoś za bardzo. Wiem, że oni trzymali się zawsze razem, ale gdybym spotkała go na ulicy nie wiedziałabym, kto to jest. Zaprowadził mnie do Dobrzańskiego a tam był jeszcze niejaki Febo, ponoć współwłaściciel firmy. Zadawali trochę pytań dotyczących ekonomii i to na przemian raz po angielsku, raz po włosku. Powiedzieli, że mam za wysokie kwalifikacje na asystentkę, ale chcą mnie zatrudnić na trzymiesięczny okres próbny na tym stanowisku a potem dadzą mi samodzielne jako specjalista do spraw ekonomiczno-finansowych. Jak oznajmili mi ile będę zarabiać, to prawie zemdlałam z wrażenia. Na początek osiem tysięcy plus premia, a potem o dwa tysiące więcej. Z nerwów ścisnął mi się żołądek i nie mogłam wykrztusić słowa. W porównaniu z tym, co zarabiam w banku, to ogromna suma. Najbardziej jednak zaskoczył mnie ten Dobrzański, bo powiedział, że moje nazwisko nie jest mu obce, że pamięta z uczelni dziewczynę, która tak właśnie się nazywała, ale wyglądała zupełnie inaczej niż ja. Przyznałam mu się, że pamiętam go z tamtych lat, i że to ja jestem tą Ulą. Zdziwił się, ale i ucieszył, choć nie wiem dlaczego. Tak czy owak mam osiem dni na załatwienie wypowiedzenia i nadzieję, że zgodzą się na porozumienie stron.

 - Na pewno się zgodzą. Nie jesteśmy tam aż takie ważne. Bardzo się cieszę Ula, że poszło tak wspaniale. Może jak już okrzepniesz w tej firmie, to i dla mnie znajdzie się jakaś praca? Nie mam wprawdzie tak świetnych papierów jak ty, ale na ekonomii przecież się znam.

Ula popatrzyła uważnie na przyjaciółkę, jakby się nad czymś zastanawiała.

 - To wcale nie jest taki głupi pomysł. Przecież jak przeniosą mnie po trzech miesiącach na to nowe stanowisko, to Marek nadal będzie bez asystentki. Wiesz co? On dał mi swój numer telefonu tak na wszelki wypadek, gdybym miała jeszcze jakieś pytania. Nawet nie będę czekać, tylko zadzwonię od razu. Co mi szkodzi zapytać?

Agata z niedowierzaniem pokręciła głową.

 - Przeżywasz efekt odstawienia od matki. Coraz częściej podejmujesz decyzje, które mnie zadziwiają. Jakiś bojowy duch w ciebie wstąpił, ale masz rację. Co nam szkodzi zapytać?

Nie zwlekała dłużej. Sięgnęła po telefon i wyszukała w nim numer Dobrzańskiego. Odebrał niemal natychmiast i chyba był zdziwiony, co dało się wyczuć w jego głosie.

 - Ula? Jak miło, że dzwonisz. Masz jakieś pytania, czy wątpliwości?

 - Przede wszystkim przepraszam, że zawracam ci głowę. Wątpliwości nie mam żadnych natomiast mam pytanie. Powiedziałeś, że najpierw przyjmujesz mnie na okres próbny, ale jak on się skończy to ty nadal nie będziesz miał asystentki, bo ja przejmę inne stanowisko. Ja wiem, że zawsze można dać ogłoszenie, mimo to zapytam, czy nie przyjąłbyś na to miejsce Agatę Barańską. Nie wiem, czy będziesz ją kojarzył. Tak jak ty trzymałeś się zawsze z Sebastianem, tak my od zawsze trzymamy się razem. Razem kończyłyśmy ekonomię i razem pracujemy w banku. Ona tak jak ja ma dość tej roboty i najchętniej rzuciłaby ją w diabły. Poza tym spełnia wymagania, które zamieściliście w ogłoszeniu. Zna dwa języki i ma dwa certyfikaty te angielskie, bo obydwie poszłyśmy na te kursy po studiach. Nie chcę, żebyś pomyślał, że cię naciskam, ale czy wziąłbyś pod uwagę jej kandydaturę?

 - Ula, niestety nie kojarzę nazwiska, ale być może skojarzę, jak ją zobaczę. Znacznie lepszą mam pamięć wzrokową - roześmiał się. – Poza tym, to rzeczywiście dobry pomysł. Jeśli chce pracować w F&D, to ja ją chętnie przyjmę. Może załatwiać wypowiedzenie razem z tobą i zacząć od pierwszego. Widziałaś, że w sekretariacie stoją dwa biurka więc pomieścicie się.

 - Jesteś naprawdę wspaniałym człowiekiem i gdyby nie moja wrodzona nieśmiałość z radości rzuciłabym ci się na szyję i mocno uściskała. Bardzo, bardzo ci dziękujemy obie i już nie przeszkadzamy. Do zobaczenia.

 - Do zobaczenia Ula, a z tym rzucaniem się na szyję, to może będzie jeszcze okazja. Bardzo lubię takie dowody wdzięczności. Hahaha. Pozdrawiam was obie i czekam na was.

Ula rozłączyła się i z tryumfem spojrzała na Agatę.

 - Od jutra obie bierzemy urlopy do końca miesiąca i załatwiamy wypowiedzenia. Właśnie zostałaś nową asystentką dyrektora Dobrzańskiego.

Agata poderwała się z krzesła i z piskiem rzuciła się Uli na szyję.

 

Wbrew ich obawom faktycznie nie robiono im żadnych trudności i zgodzono się na porozumienie stron. Pod koniec miesiąca obie odebrały świadectwa pracy i szczęśliwe wybiegły z banku żegnając go raz na zawsze.

 - Koniecznie musimy to uczcić – podekscytowana Agata ciągnęła Ulę do położonej nieopodal przytulnej kafejki. – Zaszalejemy dzisiaj. Obowiązkowo latte i wielki kawał czekoladowego tortu.

Wieczorem usiadły jeszcze do laptopa Agaty wpisując w wyszukiwarkę firmę Febo&Dobrzański. Ula kliknęła w zdjęcia zarządu.

 - O, to właśnie ten Febo, o którym ci mówiłam. Wspólnik Marka.

 - Przystojny, – oceniła Agata – ale strasznie poważny i jakiś chmurny. Ma ładne oczy i takie smutne. On chyba też musiał przeżyć coś niemiłego, bo jego spojrzenie jest całkiem podobne do twojego.

 - Jak to do mojego? Co masz na myśli?

 - Ty tego nie widzisz i nie zdajesz sobie sprawy, mimo że każdego dnia patrzysz w lustro. Twoje oczy też świadczą o tym, że nosisz w sobie wielki smutek. Trudno mi to określić i wyrazić słowami, ale i ty, i on patrzycie bardzo podobnie. Uśmiechacie się, ale ten uśmiech nie obejmuje oczu. One są zupełnie nieruchome.

 



Nie reagują. Myślę, że to jest takie typowe dla ludzi z jakąś traumą. Dla ciebie i tak jest jeszcze za wcześnie, by powiedzieć, że twoja przeszłość odeszła w niepamięć, bo ona nadal w tobie siedzi i dręczy cię. Zawodowo radzisz sobie świetnie, ale poza pracą wszystko jest dalekie od ideału. Przecież często widzę jak się zamyślasz, jak analizujesz, co by w danej sytuacji zrobiła twoja matka. To jest złe Ula, bo ona jest złym przykładem. Cały czas mieszała ci w głowie i najzwyczajniej skrzywdziła cię. To nie z jej doświadczeń powinnaś czerpać, ale ze swoich własnych. Możesz zastanawiać się dziesiątki razy czy podjęłaś słuszną decyzję w jakiejś sprawie, ale najważniejsze jest to, że nie była to decyzja twojej matki, ale twoja własna i bez względu na to czy jej konsekwencje będą dobre czy złe, to ty je poniesiesz a nie ona, bo tak mają ludzie w dorosłym życiu. Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek uwolnisz się z tego matczynego koszmaru, ale pomyślałam, że może pomógłby ci jakiś psycholog. Tu w przychodni przyjmuje psychoterapeutka i słyszałam, że jest naprawdę dobra. Poza tym największy plus, to ten, że nie musisz płacić za wizyty. Praca, którą dostałaś jest odpowiedzialna i wymagająca. Ty musisz być silna i odporna na stres, bo inaczej nie zapanujesz nad własnym życiem. Pomyśl o tym, dobrze?

 - Już pomyślałam. Nie uwierzysz, ale po wyjściu z F&D byłam tak roztrzęsiona, że nie mogłam nad sobą zapanować. Stanęłam przed budynkiem i dygotałam jak w febrze, bo emocje we mnie szalały. Szłam spacerkiem do domu i myślałam sobie, że te moje reakcje nie są do końca normalne i powinnam znaleźć kogoś, kto pomoże mi się z nimi uporać, bo sama tego nie udźwignę. Po raz pierwszy pomyślałam o psychologu. Okazało się, że nie wystarczy uciec od toksycznej matki, bo jeszcze czeka mnie walka z własnymi demonami. W poniedziałek po pracy wejdę do przychodni i zapytam o terminy.

 

Weekend spędziły dość intensywnie. Żeby nie myśleć o stresie związanym z pierwszym dniem pracy przez większość soboty robiły w mieszkaniu gruntowne porządki, natomiast w niedzielę włóczyły się po Starym Mieście, by w końcu wylądować na Bulwarze Karskiego nad Wisłą.

 



W porze obiadowej dotarły do ulubionej budki z zapiekankami i zamówiły po długiej, chrupiącej bułce z pieczarkami i serem.

Wieczorem Agata spakowała wszystkie dokumenty niezbędne do przyjęcia a także świadectwa pracy ich obu. Pomyślała, że właśnie jutro zaczynają obie nowy etap w swoim życiu. Miała przeczucie, że to zmiana na lepsze. Ona sobie poradzi, ale dla Uli te zmiany były rewolucyjne. Była znakomitym fachowcem i nawet Dobrzański nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości, ale też wrażliwą, kruchą i z nadszarpniętą psychiką kobietą.

czwartek, 18 lutego 2021

ZMANIPULOWANE ŻYCIE - rozdział 4

 ROZDZIAŁ 4

 

Dobrzański przysiadł na kanapie obok Olszańskiego i wyciągnął dokumenty z teczki zagłębiając się w ich czytanie. Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy to zdjęcie pięknej kobiety o niesamowicie błękitnych, dużych oczach i jędrnych, pełnych ustach. Odniósł wrażenie, że ta delikatna i niezwykle subtelna twarz spowita jest jakimś smutkiem. To wydało mu się intrygujące i pomyślał, że to jest twarz kogoś, kto nosi w sobie jakąś tajemnicę.

 

 

 - Urszula Cieplak… - mruknął. - Ja już słyszałem to nazwisko, ale kojarzę je z zupełnie inną osobą – potarł czoło i spojrzał na Sebastiana. – Na uczelni była taka jedna o tym nazwisku. Widziałem ją kilka razy, ale nie rozmawiałem nigdy. Poza tym wyglądała zupełnie inaczej niż ta tutaj. To nazwisko utkwiło mi w pamięci dlatego, że ona ciągle dostawała nagrody dziekańskie i rektorskie za jakieś projekty i symulacje, z których potem korzystała uczelnia i miała z tego profity. Poza tym ona też udzielała korepetycji z matmy i w ten sposób dorabiała. Aż dziwne, że nie kojarzysz tego nazwiska. Rzecz w tym, że tamta Ula Cieplak była skromną i raczej biedną dziewczyną, ale genialnie uzdolnioną i przede wszystkim wyglądała zupełnie inaczej. Raczej nie powalała urodą a ta jest prawdziwą pięknością. Spójrzmy co skończyła – znowu zagłębił się w tekst. – Ekonomię i zaocznie Zarządzanie i Marketing na SGH. Ta uczelnia to był warunek konieczny, o ile dobrze pamiętam. Cztery języki obce. Angielski, niemiecki i rosyjski biegle. Włoski na średnim poziomie. Alex by się ucieszył. Sześć certyfikatów z kursów… Co my tu mamy… Giełda, bankowość, globalny biznes, finanse i rachunkowość, również dwa angielskie: International Economics – Ekonomia Międzynarodowa i Quantitative Methods in Economics and Information Systems - Metody ilościowe w ekonomii i systemach informatycznych. Cholera, jestem pod wrażeniem! Jeśli ją przyjmiemy, to będzie najlepiej wykształconą osobą w tej firmie. Nikt nie ma takich kwalifikacji a w dodatku stanowisko mojej asystentki jest znacznie poniżej jej możliwości. Z drugiej strony bylibyśmy ostatnimi kretynami, gdybyśmy jej nie przyjęli. Dzwoń do niej. Może jeszcze nie odeszła zbyt daleko. Poproś, żeby wróciła do firmy na rozmowę kwalifikacyjną. Ja idę do Febo.

 

Zastał Alexa konferującego z księgowym Turkiem, ale to z czym przyszedł było o wiele ważniejsze.

 - Muszę wam przerwać. Mam naprawdę coś pilnego i wyjątkowego. Chcę, żebyś wyraził swoją opinię. - Turek wyszedł a Marek zajął jego miejsce. – Wiesz, że dałem ogłoszenie na stanowisko mojej asystentki, bo mam wakat? – Febo kiwnął głową. – Dzisiaj przyszła dziewczyna. To są jej dokumenty. Po prostu mnie zamurowało. Czytaj.

Alex wpatrzył się w tekst, a potem przejrzał resztę papierów. I on był pod wrażeniem. Sam uważał się za świetnego finansistę, ale ta kobieta stała znacznie wyżej.

 



- Nie ma mowy, żebyśmy wypuścili ją z rąk. 

 - O tym samym pomyślałem. Ona niedawno wyszła z firmy, ale Sebastian już do niej dzwoni z prośbą, żeby wróciła. Koniecznie musimy z nią porozmawiać i przekonać się, czy wszystko jest zgodne z prawdą. Chciałbym, żebyś był przy tej rozmowie. Jeśli wszystko się zgadza to nie mogę jej dać stawki jak dla asystentek, bo zwieje nam po miesiącu. Ewentualnie zwiększymy jej trochę zakres obowiązków. Ile byś zaproponował?

 - Co najmniej osiem, dziesięć tysięcy. Może i dla mnie mogłaby czasem popracować?

 - Nie miałbym nic przeciwko temu.

 - Zaproponuj osiem tysięcy plus kwartalna premia. Po trzech miesiącach okresu próbnego podniesiemy jej do dziesięciu. A gdzie do tej pory pracowała?

 - Nadal pracuje. W banku. Ciekawe dlaczego szuka innej pracy. Zapytam ją o to. Dam ci znać jak się pojawi. Na razie.

 

Dochodziła już do przystanku, gdy usłyszała dźwięk swojej komórki.

 

 

Wyciągnęła ją z torebki patrząc na wyświetlacz, ale numer był jej zupełnie obcy. Wciąż obawiała się, że matka wykombinuje coś i jednak do niej zadzwoni z numeru, którego nie rozpozna. – A jak to ktoś inny? – Zdecydowanie nacisnęła guzik z zieloną słuchawką.

 - Halo… - odezwała się niepewnym głosem.

 - Pani Urszula Cieplak?

 - Tak. Słucham pana.

 - Sebastian Olszański z tej strony. Mam pytanie. Czy jest pani jeszcze w pobliżu firmy? Jeśli tak, czy mogłaby pani przyjść raz jeszcze?

 - Brakuje jakichś dokumentów, tak?

 - Nie, nie. Z dokumentami jest wszystko w porządku. Wprawdzie mówiłem pani, że odezwę się najdalej do dwudziestego drugiego, ale po pani wyjściu poszedłem z teczką do dyrektora Dobrzańskiego i nie ukrywam, że obaj jesteśmy pod ogromnym wrażeniem pani kompetencji. To stąd prośba o ponowne przyjście, ponieważ chcemy z panią porozmawiać na temat przyjęcia do pracy bez żadnych eliminacji.

 - Bardzo miło mi to słyszeć. Nie odeszłam daleko więc za pięć minut powinnam dotrzeć.

 - Ja będę czekał na panią przy recepcji na piątym piętrze. Do zobaczenia.

Olszański rozłączył się. Wyszedł na korytarz, na którym dojrzał wracającego od Alexa Marka. Dobrzański podszedł do niego pytając - i co? Dodzwoniłeś się? Przyjdzie?

 - Nie odeszła daleko. Będzie tu za pięć minut. Przyprowadzę ci ją, bo obiecałem, że zaczekam na nią przy recepcji.

 - Super. Ja w takim razie idę do siebie. Poinformuję Alexa, bo chcę, żeby był obecny przy tej rozmowie. On lepiej się zna na finansach ode mnie.

 



Wyszła z windy nieco zdyszana z zaróżowionymi od szybkiego chodu policzkami. Olszański oderwał się na jej widok od lady recepcji i dziękując jej za przyjście poprowadził do gabinetu Marka. Weszła tam bardzo onieśmielona i obrzuciła pełnym wahania spojrzeniem dwóch obecnych tam mężczyzn.

 - Dzień dobry… - przywitała się.

 - Dzień dobry – odpowiedzieli chórem.

 - To pani Urszulo jest Marek Dobrzański dyrektor do spraw zarządzania i marketingu, a to Alexander Febo dyrektor finansowy – przedstawił obu panów Olszański i dyskretnie opuścił pokój.

 - Proszę spocząć – Marek wskazał jej wygodny fotel po czym, gdy już usiadła, zajęli miejsce i oni. – Muszę przyznać, że zarówno CV jak i pozostałe dokumenty a zwłaszcza certyfikaty zrobiły na nas ogromne wrażenie. Kiedy pani zdążyła zrobić te wszystkie kursy? – ostatnie pytanie zadał w języku angielskim. Zrozumiała, że ją testuje i powinna również odpowiedzieć w tym języku.

 - Większość udało się zrobić na ostatnim roku studiów. Dwa ostatnie anglojęzyczne zrobiłam po ich ukończeniu – odparła płynną angielszczyzną.

 - Jestem od pani trzy lata starszy a ponieważ też skończyłem SGH zakładam, że przez blisko dwa lata mijaliśmy się na uczelni. Przyznaję, że pani nazwisko nie jest mi obce, bo przez jakiś czas często je słyszałem. Było głośno o pewnej Uli Cieplak, która była bardzo utalentowana w zakresie ekonomii. Dostawała liczne nagrody za swoje symulacje i za publikacje w Forbes’ie. Co za dziwny zbieg okoliczności, prawda? Tamta Ula jednak w niczym nie przypominała pani. Mam tu na myśli wygląd. Była niezwykle skromną dziewczyną unikającą raczej towarzystwa. Ja sam nie rozmawiałem z nią nigdy.

Ula wzięła głęboki wdech. Nie spodziewała się, że Dobrzański będzie pamiętał ją z nazwiska.

 - Ma pan rację. Ja pana dość dobrze pamiętam z tamtego okresu. To ja jestem tą Ulą, o której pan mówi – powiedziała cicho. Marek uśmiechnął się z sympatią.

 - Bardzo się pani zmieniła a ja sądziłem, że pamięć płata mi figle. Ale przejdźmy do konkretów. Alex?

Febo poprawił jedwabny szaliczek zawiązany pod szyją i zapytał po włosku.

 - Jaki zakres pracy najbardziej by pani odpowiadał? W czym jest pani najlepsza?

 - Myślę, że sprawdziłabym się dobrze w planowaniu budżetu. Zwykle chodzi o to, żeby był jak najbardziej optymalny i pozwolił zaoszczędzić na wydatkach. Sądzę, że potrafię być dość kreatywna i przepraszam, że to powiem, posiadam chyba szósty zmysł, lub jak panowie wolą, intuicję, która jak do tej pory jeszcze mnie nie zawiodła. Mogę prowadzić negocjacje biznesowe w czterech językach, mogę pomóc w załatwieniu najkorzystniejszego kredytu nawet walutowego, jeśli firma by takiego potrzebowała. Nie wiem, czy firma weszła na giełdę, jeśli tak, to mogę zrobić symulację zainwestowanych pieniędzy i przewidzieć potencjalne zyski, jeśli nie, będę pomocna, żeby firmę na tę giełdę wprowadzić. Dobrze znam mechanizmy nią rządzące i po prostu ją czuję.

 - Dlaczego chce pani zrezygnować z dotychczasowej pracy? O ile wiem pracuje pani w banku.

 - To prawda. Niestety nie mam tam perspektyw rozwoju. Od prawie dwóch lat zatrzymałam się na pewnym etapie, a to bardzo frustrujące. Opowiadanie klientom w kółko, na czym polega wzięcie kredytu i przybijanie na umowach pieczątek, to nie jest szczyt moich marzeń. Mam mnóstwo pomysłów, które z powodzeniem mogłabym zrealizować. Pomysłów, które w niedalekiej perspektywie dałyby realne zyski jakiejkolwiek firmie, ale nie bankowi, którego system jest skostniały i mało elastyczny. Podjęcie pracy w tej instytucji okazało się pomyłką niestety.

 - Pani Urszulo – odezwał się Dobrzański – zdaje sobie pani sprawę, że pani kwalifikacje znacznie przewyższają te, które są wymagane na stanowisku mojej asystentki? W związku z tym mamy pewną propozycję. Przyjmiemy panią na trzymiesięczny okres próbny z pensją osiem tysięcy brutto plus premia kwartalna. Po tym okresie obejmie pani samodzielne stanowisko specjalisty do spraw ekonomiczno-finansowych. Ponieważ do tej pory nie mieliśmy takiej funkcji w firmie, Alex wpadł na pomysł, żeby utworzyć takie stanowisko i powołać na nie właśnie panią. Wraz z tą zmianą zmieni się też pani stawka i będzie wynosić dziesięć tysięcy brutto plus rzecz jasna kwartalna premia w wysokości trzydziestu procent. W tej firmie mamy także system nagród i jeśli pani się wykaże, to z całą pewnością nie będziemy skąpi. Stanowisko do spraw ekonomiczno-finansowych jest taką trochę hybrydą a zakres obowiązków będzie nieco poszerzony, bo zajmować się pani będzie stroną ekonomiczną mojego działu i finansową działu Alexa. Wprawdzie on ma własną komórkę finansową liczącą kilka osób, ale tu bardziej chodzi o sprawy naprawdę trudne, skomplikowane, wymagające zastanowienia się i czasem świeżego spojrzenia na zagadnienie. Myślę, że nie powinna mieć pani z tym żadnego problemu i doskonale sobie poradzi, bo obydwa działy ściśle ze sobą współpracują a przepływ informacji jest świetny. I co pani na to? Odpowiadają pani warunki? Oczywiście jesteśmy też zainteresowani, od kiedy mogłaby pani zacząć.

Siedziała kompletnie oszołomiona wytrzeszczając swoje błękitne oczy na Dobrzańskiego. Pomyślał, że mógłby w nich utonąć, bo nigdy piękniejszych nie widział. Jej przedłużające się milczenie trochę go zaniepokoiło więc ponowił pytanie.

 - Pani Urszulo, zgadza się pani na nasze warunki?

Otrząsnęła się jak z ciężkiego snu.

 - To najwspanialsza propozycja jaką kiedykolwiek dostałam – powiedziała niemal szeptem. – Z radością ją przyjmuję i obiecuję, że ze swojej strony dam z siebie wszystko, żebyście panowie byli ze mnie zadowoleni. Myślę, że mogłabym zacząć z początkiem miesiąca.

Marek uśmiechnął się szeroko. Alex też zdobył się na uśmiech i wstał z kanapy wyciągając do Uli dłoń.

 - Witamy więc na pokładzie. Bardzo się cieszymy. Bardzo. Ja już się pożegnam, bo obowiązki wzywają, a Marek wyjaśni jeszcze pani kilka spraw. Zanim jednak wyjdę, to powiem, że w tej firmie bez względu na zajmowane stanowisko wszyscy mówią sobie po imieniu. Tak więc ja jestem Alex.

 - Ula – odwzajemniła silny uścisk Febo. Potem uścisnęła dłoń Markowi. Kiedy za Alexem zamknęły się drzwi Marek wyjaśnił jej, że pracują od ósmej do szesnastej trzydzieści z półgodzinną przerwą na lunch.

 - Kiedy przyjdziesz pierwszego do pracy, odbierzesz u ochroniarza identyfikator. Musisz też donieść świadectwo pracy. Nie wiem, czy się zwolnisz z banku, czy przejdziesz za porozumieniem stron. Ta druga opcja byłaby lepsza, bo nie stracisz wtedy urlopu.

 - Jeszcze nie wiem, co uda mi się załatwić. Jeśli będą bardzo oponować, to po prostu złożę wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym. Jeżeli to wszystko, to pójdę już. Jestem oszołomiona całym dzisiejszym dniem.

 - To prawie wszystko. Na razie będziesz siedziała w sekretariacie, a po okresie próbnym urządzimy ci mały gabinecik. Widzimy się w takim razie pierwszego. Do zobaczenia.

 - Do widzenia i bardzo dziękuję. Za wszystko.

czwartek, 11 lutego 2021

ZMANIPULOWANE ŻYCIE - rozdział 3

 ROZDZIAŁ 3

 

Nie traciły czasu. Następnego dnia po pracy wybrały się na targowisko. Ula na zbyt wiele nie mogła sobie pozwolić, bo przecież część pieniędzy zostawiła matce, a część przeznaczyła na opłaty za czynsz i media. Jednak Agata miała dryg do wyszukiwania rzeczy modnych i dosyć tanich.

 - Nie musimy kupować od razu wszystkiego. Skupimy się na rzeczach podstawowych. Przede wszystkim porządny i schludny kostiumik najlepiej granatowy lub czarny. Taki, w którym nie będziesz się wstydzić rozmawiając z petentami, lub współpracownikami. Do niego kupimy trochę jasnych, cienkich bluzeczek z krótkim rękawem. Są tanie i w różnych kolorach na przykład takie – wskazała na jeden ze straganów, na którym piętrzyły się równe stosiki barwnych bluzek. – Kupimy ze dwie białe, ze dwie błękitne i tę kremową. Ta bladożółta też się nada. A jak u ciebie z bielizną? Tu obok mają niezłe komplety i niedrogie. Trzeba kupić ze dwa, żebyś miała na zmianę. No i jeszcze buty. Najlepiej czółenka w kolorze czarnym, bo pasują do wszystkiego i jakieś lekkie sandałki. Po następnej wypłacie trzeba też będzie tu przyjechać po jakąś kurtkę jesienną i zimową. Przydadzą się też kozaczki. Ale to wszystko następnym razem. Póki co jest ciepło i nie musimy się tym martwić. Na jutro zmówiłam ci fryzjerkę na godzinę dziesiątą. Nie będziemy musiały nigdzie jechać, bo salon jest na osiedlu.

Ula była oszołomiona tempem w jakim dokonywały zakupów. Musiała przyznać, że Agata jest w tym naprawdę dobra. Ona sama nie wiedziałaby, co wybrać i pewnie wyszłaby z targowiska z niczym.

Kiedy wróciły do domu i już na spokojnie Ula poprzymierzała wszystkie rzeczy musiała stwierdzić, że wreszcie wygląda jak człowiek. Po raz pierwszy w życiu miała coś nowego. To jednak dość upokarzające, kiedy zdziera się ubrania po kimś. Matka kupując te rzeczy z drugiej ręki kierowała się wyłącznie ceną a nie ładnym wyglądem odzieży. Ula nie pamiętała, żeby kiedykolwiek kupiła jej jakąś nową sukienkę czy spódnicę choćby na bazarze. Agata przerwała te rozmyślania.

 - Załóż jeszcze buty. - Kiedy Ula to zrobiła, przyjaciółka zlustrowała ją od stóp do głów. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo te ciuchy cię odmieniły. Jutro zrobimy porządek z włosami i idę o zakład, że okażesz się prawdziwą pięknością w dodatku z naprawdę świetną figurą. Jesteś taka szczuplutka, że aż ci zazdroszczę. Te nieforemne ubrania skutecznie zasłaniały wszystkie twoje największe atuty. Już nigdy więcej ciuchów ze szmateksu.

 

Agata miała rację. Kiedy fryzjerka skończyła Ulę strzyc, ta nie przypominała już tej biednej, szaro-burej dziewczyny. Włosy zostały znacznie skrócone i ufarbowane na ciemny brąz. Nigdy nie sądziła, że może tak wyglądać.

 

 

Zmiana była bardzo radykalna i dla niej wręcz porażająca. Agata pochyliła się nad Ulą i wraz z nią spoglądała w lustro.

 - Wiedziałam, że tkwi w tobie wielki potencjał i wystarczyło tak niewiele, żebyś stała się prawdziwą pięknością. Jesteś naprawdę śliczna i trudno będzie znaleźć mężczyznę, który się za tobą nie obejrzy.

 - Na tym akurat mi nie zależy. Teraz najważniejsze jest znalezienie jakiejś pracy.

 - Znajdziemy i pracę. Bez obaw. Wracamy do domu ślicznotko.

 

 Magda Cieplak wysiadła z zatłoczonego pociągu i stanęła na peronie rozglądając się z uwagą. Wprawdzie podróż z Konstancina trwała zaledwie godzinę, ale to i tak był niezły powód do narzekań, że za długo, że za tłoczno, że walizka za ciężka i że na pewno tę jazdę przypłaci jakąś chorobą… Od paru dni w dodatku nie mogła się skontaktować ze swoją córką. Dzwoniła kilkanaście razy, ale bez powodzenia. Zdesperowana napisała jej w końcu sms-a, że wraca i w Warszawie będzie koło dziewiętnastej. „Masz na mnie czekać, – brzmiała druga część wiadomości – bo bagaż jest ciężki i nie poradzę sobie”.

Tłum zrzedniał i peron w końcu opustoszał, ale Uli nigdzie nie było.

 - Co za głupie dziewuszysko – pomyślała wściekła. – Cholera wie, gdzie się szwenda i z kim. Pewnie z tą beznadziejną Barańską.

Postała jeszcze chwilę aż w końcu złapała rączkę walizki i ruszyła na przystanek autobusowy. Do Rysiowa wróciła już nabuzowana jak butelka z gazem. W myślach obiecywała Uli, co z nią zrobi jak wreszcie ją dorwie. Od nieumiejętnego kierowania walizką miała poobijane nogi, ale to było nic w porównaniu z rosnącym wciąż poziomem furii.

 



Wytargała walizkę po nierównych schodkach i nacisnęła klamkę. To była kolejna niemiła niespodzianka. Z nerwów zaczęła kopać niczemu winne drzwi. Wreszcie wygrzebała z samego dna torebki klucze. W mieszkaniu panowała głucha cisza i lekki zaduch, jakby przez cały czas jej nieobecności córka zapominała o otwieraniu okien. Magda zmełła przekleństwo w ustach. Zostawiła walizkę w przedpokoju i przeszła do kuchni zapalając światło. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to zapisana kształtnym pismem Uli kartka i trzy stuzłotowe banknoty. Założyła wiszące na rzemyku okulary i zaczęła czytać. Z każdym zdaniem jej twarz traciła kolor a zęby zaciskały się coraz bardziej. W końcu wydała z siebie nie krzyk, ale ryk wyrażający jej wściekłość i kompletną bezsilność.

 - Jak ona mogła, jak mogła… Dałam jej wszystko, poświęciłam się dla niej… Głupia, beznadziejna dziewucha… Niech cię szlag kochana córeczko, niech cię szlag… - nerwowo złapała się za lewą pierś, ale przypomniała sobie, że jest sama i nie ma dla kogo wykonywać tych teatralnych gestów. – Beze mnie jesteś nikim, niedorajdą, niedojdą nie mającą pojęcia o prawdziwym życiu. Wrócisz tu do mnie na kolanach i będziesz błagać i skamleć jak pies, żebym przyjęła cię pod swój dach. Niedoczekanie… Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie.

 

A jednak znalezienie pracy okazało się wcale nie takie proste i łatwe. Popołudniami wciąż przeszukiwały internet i wertowały gazety niestety z marnym skutkiem. Na te kilka ciekawszych ofert, na które zareagowały wysyłając Uli CV, nawet nie dostały odpowiedzi. Ula była coraz bardziej sfrustrowana i zniechęcona. Agata jednak uparcie wierzyła, że w końcu coś znajdą.

Któregoś dnia podczas przerwy na lunch podekscytowana Agata trzymając w ręce jakiś wydruk zbiegła na drugie piętro do działu Uli.

 - Znalazłam! – zdyszana przysiadła na krześle obok biurka. – Jest dla ciebie robota! – z tryumfem potrząsnęła kartką. – Kojarzysz ze studiów Marka Dobrzańskiego?

 - Z naszego roku? Chyba nie było takiego.

 - Nie z naszego… On jest ze trzy lata od nas starszy. Skup się i wróć pamięcią do tamtego okresu. Było na uczelni dwóch bardzo popularnych facetów: Marek Dobrzański i Sebastian Olszański. Przyjaźnili się, ale to mało ważne. Ten Dobrzański uchodził za prawdziwe ciacho. Zawsze elegancko ubrany, z dobrej rodziny, pozornie o nienagannych manierach i w dodatku nieziemsko przystojny. Wysoki brunet z wdzięcznymi dołeczkami w policzkach i długimi rzęsami jak u kobiety. Olszański nie był aż tak przystojny, ale też podobał się płci żeńskiej. Latały za nimi wszystkie baby ze starszych roczników, a oni podobno wykorzystywali je i traktowali przedmiotowo.

 - No dobrze, ale co to ma wspólnego z moją pracą?

 - Ano ma. Właśnie wygrzebałam w internecie ogłoszenie, że firma Febo&Dobrzański poszukuje kobiety na stanowisko asystentki dyrektora do spraw marketingu. Spójrz na wymagania. Ukończone studia ekonomiczne najlepiej w Szkole Głównej Handlowej, mile widziana znajomość co najmniej dwóch języków, znajomość mechanizmów giełdowych, kreatywność i umiejętność nawiązywania kontaktów interpersonalnych, praktyka w zawodzie. Ulka ty posiadasz to wszystko. Znasz cztery języki, masz pojęcie o giełdzie. Wiele razy robiłaś symulacje giełdowe i zawsze z powodzeniem. Masz wiedzę o systemach sterujących polskim rynkiem walutowym. Posiadasz certyfikaty ukończonych ważnych kursów. Same plusy. Jeśli oni tego nie docenią, to są idiotami. I jeszcze jedna ciekawostka. Dokumenty należy składać w dziale kadr u Sebastiana Olszańskiego. Oni nadal trzymają się razem. To godne podziwu, że ta przyjaźń przetrwała tyle lat. Jest tylko jedno „ale”. Dokumenty należy złożyć osobiście do dwudziestego. To już za dwa dni. Wypisz sobie urlop. Nie można dopuścić, żeby taka okazja przeszła ci koło nosa.

Agata dopingowała i zachęcała do działania, co przyniosło spodziewany efekt, bo Ula faktycznie wypisała urlop asekuracyjnie nie na dwa, ale na trzy dni, choć robiła to z dużym powątpiewaniem i niewiarą, że to w ogóle wypali. Nie bardzo kojarzyła Dobrzańskiego a Olszańskiego to już wcale. Zazwyczaj przemykała uczelnianymi korytarzami ze spuszczoną głową i nie wyróżniała się wśród studenckiej braci.

Po wyjściu Agaty zerknęła do internetu wpisując nazwę firmy. Kiedy otworzyła się strona z ogromnym logiem F&D kliknęła w zdjęcia zarządu. Na pierwszych widnieli założyciele firmy, a już na następnych pojedyncze osoby według zajmowanych stanowisk. Prezesem był Krzysztof Dobrzański, jeden z założycieli. Po nim ukazało się zdjęcie głównego projektanta firmy Pshemko. Pomyślała, że to trochę dziwne, i że facet działa pewnie pod jakimś pseudonimem. Dalej był dyrektor finansowy Alexander Febo i dyrektor do spraw zarządzania i marketingu Marek Dobrzański. Na nim zatrzymała się dłużej. Rzeczywiście kojarzyła go jako zawsze obleganego przez dziewczyny faceta. Trochę zarozumiałego i chełpliwego, ale generalnie dość sympatycznego. Nigdy nie miała z nim żadnego kontaktu, nigdy nie rozmawiali ze sobą. To nie była jej liga. Kliknęła w kolejną fotografię przedstawiającą dyrektora HR Sebastiana Olszańskiego. Tak, przypomniała sobie. On stanowił zawsze satelitę tego Dobrzańskiego. Takie papużki nierozłączki. Na końcu figurowało zdjęcie naprawdę ładnej kobiety Pauliny Febo, ambasadora firmy, cokolwiek miało to znaczyć. Pewnie była siostrą tego Alexandra, bo byli bardzo podobni.

Wynotowała sobie jeszcze adres i sprawdziła na mapie dojazd. Nie było tak źle.

 

Następnego dnia uzbrojona w teczkę pełną dokumentów ruszyła na Lwowską, przy której mieściła się siedziba F&D. Bez trudu odnalazła właściwy budynek. Weszła przez szklane drzwi i zapytała ochroniarza, na którym piętrze mieści się gabinet pana Olszańskiego. Uprzejmy człowiek wskazał jej drzwi windy, poinformował, że to piąte piętro i podał numer pokoju.

Zapukała cicho i kiedy usłyszała „proszę” nieśmiało weszła do środka. Olszański wstał, zapiął guzik marynarki i gapił się na Ulę jak na nadprzyrodzone zjawisko.

 - Czym mogę pani służyć? – wydukał wreszcie.

 - Nazywam się Urszula Cieplak i przyszłam w sprawie ogłoszenia o pracę dla asystentki dyrektora. Czy jest jeszcze aktualne? – podeszła do HR-owca i uścisnęła mu dłoń.

 - Jak najbardziej. Termin składania CV mija jutro więc jeszcze nie rozstrzygnęliśmy…

 - Ja także chciałabym złożyć dokumenty, jeśli pan pozwoli – podała Olszańskiemu białą teczkę. - Kiedy będziecie ogłaszać wyniki?

 


- Będziemy informować każdego z kandydatów i kandydatek indywidualnie, ale z całą pewnością będzie pani znała rozstrzygnięcie do dwudziestego drugiego.

 - Bardzo panu dziękuję – podniosła się z krzesła – i czekam na wiadomość – ponownie uścisnęła mu dłoń i szybkim krokiem wyszła z gabinetu. Kiedy zamknęły się za nią drzwi Olszański poluzował krawat i wypuścił powietrze z płuc.

 - O jasna cholera! Ależ ona piękna! Piękniejszej chyba nie widziałem – otworzył teczkę i zaczął czytać dokumenty przyniesione przez Ulę. – O ja pierniczę! Nie dość, że piękna to jeszcze gruntownie wykształcona. Musi być piekielnie zdolna… Koniecznie trzeba pokazać tę teczkę Markowi. – Zerwał się z fotela i złapawszy dokumenty pognał z nimi do przyjaciela. W sekretariacie nikogo nie było więc nie zwlekając wparował do pokoju Marka. – Nie uwierzysz chłopie! Ja sam nie mogę się jeszcze opamiętać.

 - A co się stało?

 - Przed chwilą była u mnie kobieta w sprawie pracy na stanowisku twojej asystentki. Człowieku, to nie była kobieta, to było zjawisko. Śliczne, delikatne, nieśmiałe, kruche, skromne, a przy tym tak zdolne i świetnie wykształcone, że czytając jej CV po prostu oniemiałem. Nikt z ludzi, którzy do tej pory się zgłosili nic podobnego nie posiada. Zresztą sam zobacz – podał Dobrzańskiemu teczkę i rozparł się wygodnie na białej kanapie.