Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 29 listopada 2018

PODRÓŻ PRZEDŚLUBNA - rozdział 4


ROZDZIAŁ 4

UWAGA: 
Opisy grobowców i rzeźb przedstawianych przez przewodnika nie są moim tekstem, gdyż nie posiadam aż takiej wiedzy o starożytnym Egipcie. Zostały zaczerpnięte z niezastąpionego wujka Google.


Marek czekając w kolejce przeglądał jeszcze przewodnik i mówił do Uli
 - W ciągu pierwszego dnia zobaczymy Dolinę Królów, Karnak, popływamy przez godzinę po Nilu i odwiedzimy Świątynię Luxorską. Drugiego dnia zobaczymy: Kolosy Memnona, świątynię Hatszepsut i manufakturę alabastru. Strasznie napięty program i obawiam się, czy nie będziemy musieli wszystkiego pokonywać biegiem. W takiej temperaturze szybko padniemy. W dalszej kolejności płyniemy do Edfu, Asuanu, na Wyspę Lorda Kitchenera i do Abu Simbel na końcu. Tam czeka nas jazda na wielbłądzie. Dużo tego, ale damy radę.
 - Nie będzie tak źle – pocieszała się Ula.
Dostali dwie sąsiadujące ze sobą kajuty. Nawet się nie rozpakowywali, tylko wyrzuciwszy z plecaków ciuchy i zabrawszy jedynie butelki z wodą i aparaty fotograficzne skierowali się zgodnie ze strzałkami do sporej jadalni. Pożywiali się w pośpiechu co rusz zerkając na zegarek. W końcu zgromadzona na nabrzeżu grupa ruszyła specjalną kolejką w stronę ruin. Ula usiadła wygodnie a tuż obok zajął miejsce Marek. Kolejka zatrzymała się w pewnej odległości od grobowców i drogę do nich musieli przebyć już pieszo. Z uwagą chłonęli słowa przewodnika.


 - Po prawej stronie doliny znajduje się grobowiec Tutanchamona. Grobowiec został odkryty w tysiąc dziewięćset dwudziestym drugim roku przez brytyjskiego archeologa Howarda Cartera. Mumia króla znajdowała się w trzech sarkofagach: pierwsze dwa wykonane były ze złoconego drewna (drugi dodatkowo zdobiony był szkliwem), trzeci został wykonany ze złota. Obecnie skarby z grobowca znajdują się w Muzeum Egiptu w Kairze, między innymi: sarkofag, biżuteria, mniejszy sarkofag zawierający wnętrzności usunięte podczas mumifikacji, oraz słynna złota maska, która stała się symbolem starożytnego Egiptu. Sam grobowiec jest dość mały. Prowadzi do niego wąski i duszny korytarz długości kilkudziesięciu metrów. Na dole nie wolno robić zdjęć i należy zachowywać się bardzo cicho. Grobowiec Tutanchamona nie jest udekorowany w przeciwieństwie do tych, w których spoczęli Ramzes I i III. Oba znajdują się po lewej stronie Doliny. Do grobowców wchodzimy po schodach prowadzących do korytarzy bogato zdobionych malowidłami i hieroglifami.
 - Spójrz jak bardzo jaskrawe są te kolory na malowidłach – szepnęła Ula. - Ma się wrażenie, że zostały namalowane dopiero wczoraj a nie wieki temu.


 - Następnym grobowcem – kontynuował przewodnik - jest grobowiec króla Sipatha pochodzącego z dziewiętnastej dynastii. Jest jednym z najwcześniej odkrytych. Mumia faraona została odkryta w grobowcu króla Amenhotepa II w tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym ósmym roku. W dolinie znajduje się ponad sześćdziesiąt grobowców. Powstanie Doliny Królów datuje się na okres od szesnastego do jedenastego wieku przed naszą erą, kiedy to miejsce stało się nekropolią faraonów pochodzących z dynastii panujących w Nowym Państwie. Uważa się, że Dolina Królów była używana jako miejsce pochówku przez około pięćset lat i spoczywają tu królowie, oraz członkowie ich rodzin od siedemnastego do dwudziestego wieku przed naszą erą.
Marek przetarł spoconą twarz. Miał dość. Temperatura w grobowcu na pewno przekraczała pięćdziesiąt stopni.
 - Jak zaraz stąd nie wyjdziemy, to chyba ugotuję się we własnym sosie.
Ula sięgnęła do plecaka i podała mu paczkę nawilżających chusteczek.
 - Masz. Powinno trochę pomóc.
Ona też już miała dość. Panowała duchota tak ciężka, że można ją było kroić nożem. Kiedy wreszcie znaleźli się na zewnątrz, odetchnęli z ulgą, chociaż temperatura oscylowała już w granicach trzydziestu pięciu stopni. Byli porządnie zmęczeni. Po przybyciu na statek wzięli chłodną kąpiel i ponownie zawitali w jadalni, gdzie przygotowano dla wszystkich solidny obiad. Po nim czekała ich godzinna wycieczka feluką, małą łódką z żaglem. Sporo pływało ich po Nilu i Morzu Czerwonym. Kiedyś służyły rybakom do połowu ryb, dzisiaj korzystali z nich turyści.


Żeglowanie po rzece było czymś przyjemnym i relaksującym. Po powrocie spędzali czas na pokładzie delektując się lekkim wietrzykiem wiejącym od wody i podziwiając krajobrazy. Statek przemieścił się i zacumował na drugim brzegu. Przewodnik oznajmił im, że będą zwiedzać Karnak.


Zwiedzali nieśpiesznie. Obejrzeli świątynię Amona Re, wielki posąg Ramzesa II z Nefertari na wielkim dziedzińcu i kompleks wież nie mówiąc już o licznych, gigantycznych posągach tworzących całe kolumnady.


Oboje byli zachwyceni i oboje uwieczniali wszystko na zdjęciach. Nie chcieli niczego przegapić.
 - To takie fascynujące – mruczał Marek. – Jak Paulina mogła powiedzieć, że to prymitywna kultura? Tak może powiedzieć tylko ktoś, kto nie ma o tym zielonego pojęcia. Ona jest niereformowalną ignorantką.
 - Długo się znacie?


 - Bardzo długo. Chyba za długo. Wychowaliśmy się razem. Jej rodzice i moi w przeszłości założyli polsko-włoską spółkę modową. Dzisiaj państwo Febo nie żyją a Paulina i jej brat Alex przejęli po rodzicach połowę udziałów. Drugą mam ja. Jestem prezesem firmy. Od dziecka wmawiano nam, że jesteśmy sobie przeznaczeni, co uważam teraz za kompletną bzdurę. Plan zakładał, że ona miała zostać moją żoną i chyba wciąż liczy, że po powrocie oświadczę się jej. Niestety mam inne zamiary. Nie kocham jej, a ożenić się tylko po to, żeby zrobić dobrze firmie, to nie w moim stylu. Ja nie jestem gotowy do takich poświęceń. Poza tym nie istnieje nic, co miałoby nas łączyć a raczej jest mnóstwo rzeczy, które poważnie nas dzielą.
 - Ja odkryłam to właśnie tutaj – powiedziała cicho. - Nie znam takiego Piotra. Tam w Polsce jest zawsze skupiony, pracowity, pełen empatii dla pacjentów. Jest po prostu dobrym człowiekiem, a tutaj… - machnęła ręką. – Tutaj jest zupełnie obcym mi facetem. Nie będzie z tej mąki chleba, bo jeszcze przed powrotem do domu mam zamiar zerwać zaręczyny. To już postanowione.
Właśnie dotarli do Muzeum Luksorskiego. Usytuowano je przy promenadzie nad Nilem, w połowie drogi między świątyniami w Karnaku i Luksorze.


To, co zobaczyli w środku niemal zwaliło ich z nóg. Wnętrze kryło największe cuda starożytnej cywilizacji, łącznie ze skarbami znalezionymi w grobowcu Tutanchamona.
 - Tu jest magicznie – szepnęła Ula do Marka. – Można kompletnie zatracić poczucie teraźniejszości i własnej osobowości. Niemal namacalnie czuję potęgę i wielkość tamtejszego dziedzictwa kulturowego. Spójrz tutaj. To złocona głowa bogini Hathor.
Porażające wrażenie zrobiła też na nich aleja, wzdłuż której stały kamienne sfinksy z baranimi głowami.


Tu nie było niczego w normalnej skali. Tu wszystko było gigantyczne. Oboje zastanawiali się, jak ludzie, którzy wieki temu stworzyli takie monumentalne rzeczy, mogli to zrobić używając jedynie prymitywnych narzędzi.
 - To, na co patrzymy to matematyka w czystej postaci Ula. Zauważyłaś jak bardzo wszystko jest tu symetryczne? A Paulina mówi o prymitywnej cywilizacji – prychnął. – Ci ludzie posiedli wiedzę, o której reszta ludzkości mogła tylko marzyć. Znali matematykę, geometrię, fizykę i astronomię. Dzięki temu stworzyli prawdziwe cuda.
Dzisiejszy dzień dostarczył im mnóstwo wrażeń. Byli naprawdę porządnie zmęczeni. Z ulgą wrócili na statek, gdzie czekała na nich kolacja. Po niej wyszli jeszcze na górny pokład. Teraz było o wiele przyjemniej niż wtedy, gdy zwiedzali tebańskie grobowce. Oparli się o reling wciągając w nozdrza tę rześkość wieczoru.
 - Piękne miejsce – mruknął Marek. – Niezapomniane. Nie darowałbym sobie, gdyby miało mnie to ominąć. W ogóle moje wyobrażenia o Egipcie zupełnie rozminęły się z rzeczywistością. Nie rozczarowałem się, a ty?
 - Ja wciąż jestem pod urokiem właściwie wszystkiego. Trudno by mi było wymienić jakąś rzecz, która podobała mi się najbardziej. Myślę, że to jest podróż mojego życia i że drugi raz już nie będę miała takiej okazji. To dlatego robię tak dużo zdjęć, żeby mieć co wspominać na stare lata.
 - Myślę Ula, że jeszcze nie raz przeżyjesz swoją podróż życia. Jesteś młoda. Świat stoi przed tobą otworem.
 - To wszystko ma swoją cenę Marek – westchnęła ciężko. - Wiele wysiłku mnie kosztowało zarobienie na ten raj. Koszty podzieliliśmy z Piotrem po połowie, ale prawda jest taka, że gdyby nie mój bardzo oszczędny tata, ta podróż nigdy nie doszłaby do skutku. Nie powodzi nam się najlepiej, dlatego postanowiłam, że po powrocie oddam mu całą sumę z nawiązką, bo odjął sobie od ust, żebym mogła zobaczyć te wszystkie wspaniałości – ziewnęła przeciągle przykrywając usta dłonią. – Przepraszam cię, ale chyba pójdę się już położyć. Lecę z nóg, a jutro też mamy mnóstwo do zwiedzania.
Zeszli z pokładu i pożegnali się przed drzwiami swoich kajut.
 - Dobranoc Marek.
 - Dobranoc Ula.

czwartek, 22 listopada 2018

PODRÓŻ PRZEDŚLUBNA - rozdział 3


ROZDZIAŁ 3


Piotr pociągnął spory łyk piwa i głośno beknął. – Dobrze, że Ula tego nie słyszy. Pewnie znowu byłaby oburzona i porównała mnie z jakimś bydlęciem – pomyślał. – Nie wiem, co ona sobie myślała? Sądziła, że będę się z nią włóczył po arabskich bazarach, albo na wielbłądzie wytrząsał z siebie to pyszne żarcie? Wprawdzie obiecałem jej, ale skąd mogłem przypuszczać, że trafimy do takiego luksusu, gdzie podają wszystko na pstryknięcie palcami? Ona powinna też uszanować fakt, że lubię odpoczywać w inny sposób niż ona. Ten Marek też nie miał najszczęśliwszej miny, kiedy Paulina mu odmówiła. Przynajmniej jedna normalna w tym towarzystwie.


Wstał z łóżka i ubrał kąpielówki. Na to szorty i cienką koszulkę. Wszak obiecał pannie Febo, że dotrzyma jej towarzystwa na basenie. Nałożył na nos przeciwsłoneczne okulary i zszedł na dół. Rozejrzał się uważnie i uśmiechnął. Bez trudu dostrzegł Paulinę. Leżała wyciągnięta na leżaku w żółtym, dość skąpym bikini odsłaniającym jej szczupłą figurę. Piotr oblizał zaschnięte usta. – Ależ ona zjawiskowo piękna, wręcz posągowa. Nogi ma długie i smukłe. Cudowne. Talia osy a piersi – marzenie. – Wolnym krokiem podszedł do leżaka przesłaniając Paulinie słońce. Podparła się na łokciu i przykładając dłoń do czoła, żeby ochronić oczy przed rażącymi promieniami spojrzała na Piotra.
 - A…, to ty… Zajęłam ci leżak. Ten obok. Siadaj.

  
 - Masz ochotę na drinka? Zamówię nam – nie czekając na jej odpowiedź ruszył do niewielkiego baru przy basenie. Po chwili pojawił się znowu niosąc dwa wielkie kielichy napełnione lodem i jakimś dziwnego koloru alkoholem. – Proszę. Mam nadzieję, że będzie ci smakował.
Paulina pociągnęła łyk i pokiwała głową.
 - Doskonały. Mam ochotę popływać i trochę się schłodzić. Idziesz ze mną? - Pośpiesznie zdarł z siebie spodenki, koszulkę, i wskoczył za nią do basenu. – Woda jest cudowna. Mogłabym wcale z niej nie wychodzić. Nasze połówki niech żałują. Pewnie włóczą się teraz wąskimi uliczkami i oglądają jakieś dziadostwo. Średnia przyjemność musisz przyznać.
 - Zupełnie mnie nie pociągają tego rodzaju wycieczki. Haruję jak wół i takie leniwe wakacje po prostu mi się należą.
 - A co robisz w życiu?
 - Jestem kardiochirurgiem. Pracuję w jednym z warszawskich szpitali. Oprócz tego przyjmuję w przychodni specjalistycznej. Niewiele mamy czasu dla siebie, bo i Ula pracuje zawodowo, choć ona wyłącznie na jedną zmianę. A wy czym się zajmujecie?
 - Mamy wspólną firmę modową Febo&Dobrzański. Kiedyś moi rodzice i Marka założyli spółkę. Moi zginęli w wypadku i po nich schedę przejęłam ja i mój brat, który jest tam dyrektorem finansowym. Ja pełnię funkcję ambasadora firmy a Marek jest prezesem. Po powrocie do kraju urządzamy zaręczyny.
 - My pobieramy się pod koniec czerwca. Ten wyjazd miał odbyć się po ślubie, ale Ula nie miała możliwości dostania urlopu w tym okresie więc to trochę taka podróż przedślubna - wyjaśnił.
Po wyjściu z wody Piotr kolejny raz przyjrzał się Paulinie zachłannie. Jej smukłe, smagłe ciało aż skrzyło się w słońcu od błyszczących, wodnych kropel. Z gracją przysiadła na leżaku i sięgnęła po niedopity drink.
 - Nie obraź się, ale odnoszę wrażenie, że jakoś nie bardzo pasujecie do siebie ty i Ula. Ona ma zupełnie inny ogląd danej sytuacji niż ty. Zresztą ja chyba mam podobnie. Marek zawsze miewał plebejskie ciągoty. Zamiast wyjazdu na przykład do Hiszpanii wolał jechać na zwykłą polską wieś, gdzie bratał się z prostymi chłopami, pomagał w żniwach grabiąc siano, lub je kosząc skazując mnie tym samym na śmiertelną nudę. Zamiast wyjść ze mną do jakiejś eleganckiej restauracji woli sam stać przy garach i coś pitrasić.


Wprawdzie gotuje całkiem nieźle, ale co to za przyjemność jeść w domu, gdy można coś naprawdę pysznego i wykwintnego dostać w restauracji? Pod tym względem różnimy się bardzo. Pod wieloma innymi również.
 - Po co więc te zaręczyny a w przyszłości ślub?
 - Tu nie chodzi o jakieś wielkie uczucie. Po prostu robimy to dla firmy, dla jej przyszłości. Jakoś damy radę. Znamy się bardzo dobrze, bo po śmierci moich rodziców to jego rodzice wychowywali mnie i brata. Z Markiem rośliśmy razem niemal od pieluch.

Taksówka zatrzymała się przed wejściem do hotelu. Marek wyskoczył pierwszy i podał Uli dłoń pomagając jej wysiąść. Pomyślała, że on jest prawdziwym gentlemanem. Piotrowi zdarzało się to niezwykle rzadko. Marek pociągnął ją jeszcze w stronę recepcji.
 - Od razu oddam film do wywołania i zamówię dwa komplety zdjęć dla ciebie i dla mnie. Ponoć robią je ekspresowo. Jutro powinniśmy nieco wypocząć, bo pojutrze czeka nas ciężki dzień. Początkowo sądziłem, że do Luksoru przetransportują nas samolotem. Wyczytałem gdzieś, że Luksor posiada lotnisko, ale nic z tego. Pojedziemy autokarem, a to jakieś cztery do pięciu godzin morderczej jazdy.
 - Tak, wiem o tym. Doczytałam się w przewodniku. Tam zakwaterują nas na statek. Ponoć w Luksorze najwięcej jest do obejrzenia dlatego przeznaczyli na to dwa dni. Już się cieszę na tę eskapadę.
Rozstali się na piętrze. Ula otworzyła pokój, ale nie było w nim Piotra. Z przyjemnością weszła pod prysznic. Do obiadokolacji miała jeszcze sporo czasu i postanowiła pójść posiedzieć na plaży. Widok morza zawsze ją uspokajał.



Usiadła na drewnianym leżaku wyściełanym gąbczastym materacem i zapatrzyła się w błękitną wodę. Większość turystów zeszła już z plaży i skupiła się wokół basenów sącząc drinki i rozmawiając. Idąc przez ten tłum rozglądała się za Piotrem, ale nigdzie go nie dostrzegła. Była niemal pewna, że zastanie go w pokoju nad kolejną puszką piwa, ale on chyba znalazł sobie inną atrakcję. Tak naprawdę było jej wszystko jedno. Spędziła z Markiem fantastyczny dzień i bardzo doceniła jego towarzystwo. On tak jak i ona był ciekawy świata, otwarty na nowe wrażenia i doznania. Fascynowały go nieznane smaki i zapachy. To właśnie tak powinien się zachowywać Piotr. Wtedy oboje mogliby czerpać pełnymi garściami przyjemność z tego pobytu. Trochę zaskoczyło ją jak potrzeba naprawdę niewiele, by zniechęcić się do osoby, na której nam zależy. Piotr swoim zachowaniem, skłonnościami do opilstwa i niczym nieskrępowaną żarłocznością skutecznie wzbudził w niej odrazę. Nie znała go z tej strony. Pomyślała nawet, że ojciec miał rację mówiąc, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, a swojej kierowniczce powinna chyba być wdzięczna, że tak obstawała, by jej tego urlopu nie udzielić. Być może uratowała ją przed popełnieniem największego błędu w życiu. Miała już stuprocentową pewność, że nie wyjdzie za Piotra. To tutaj odarł ją ze złudzeń pokazując swoje prawdziwe oblicze. Teraz musi się tylko psychicznie przygotować na szczerą rozmowę i zwrócenie mu pierścionka, bo ta rozmowa musi odbyć się jeszcze przed wylotem do Polski.
Poczuła chłód ciągnący od wody i zadrżała czując na ciele wykwit gęsiej skórki. Straciła poczucie czasu. Leżaki przy basenach opustoszały. Podniosła się ze swojego i ruszyła w stronę hotelu.
 - Ula? – usłyszała za sobą. Odwróciła się i zobaczyła Marka idącego pośpiesznie w jej kierunku. – Wszędzie cię szukamy. Za chwilę podadzą kolację. Chyba trochę zmarzłaś? – zdjął z siebie sportową, rozpinaną bluzę i zarzucił jej na ramiona. – Pospieszmy się.
Na jej widok Piotr podniósł się od stolika.
 - Na litość boską, gdzieś ty się podziewała? Wszyscy od godziny cię szukamy.
 - Przepraszam. Zasiedziałam się na plaży – ściągnęła bluzę i oddała ją Markowi. – Dziękuję – usiadła nalewając sobie gorącej herbaty. – A wy jak spędziliście dzień? – zwróciła się do Pauliny.
 - Bardzo przyjemnie. Słońce jest tu cudowne. Za parę dni będę wyglądać jak czekoladka. Opalaliśmy się, pływaliśmy w basenie i kosztowaliśmy pysznych drinków. Same przyjemności.
 - My nurkowaliśmy i oglądaliśmy piękną rafę. To podwodne życie to istna magia. Można się zauroczyć. Marek zrobił mnóstwo zdjęć. Jutro będziemy leniuchować, bo pojutrze skoro świt ruszamy do starożytnych Teb. Naprawdę nie chcecie jechać? Tyle pięknych miejsc można zwiedzić. Nie będzie wam żal, że byliście tutaj i nie zwiedziliście nic prócz hotelu?
 - Ani trochę – odpowiedziała Paulina wyniośle. – Nie lubię się wysilać i przy tym pocić, a tam to nieuniknione i jeszcze ten wszędobylski piach i kurz. To nie na moje nerwy.
 - No cóż…, – Marek westchnął ciężko i wytarł serwetką usta – ja już nie będę cię namawiał. Zrobisz jak uważasz. Dla mnie taki pobyt byłby po prostu stratą czasu, ale to twoja decyzja i uszanuję ją.

Nastawiony na godzinę czwartą budzik w telefonie skutecznie wyrwał Ulę ze snu. Zwlekła się z łóżka i otworzyła na oścież balkon. W pokoju unosił się ciężki zapach skwaśniałego piwa. Szarpnęło nią i niemal zwymiotowała. – Co za ohyda – pomyślała gniewnie. Wczoraj Piotr próbował się do niej dobierać, ale uciekła przed nim. Śmierdział jak gorzelniana kadź. Wyciągnęła z szafy spakowany już wcześniej plecak i ubrawszy się cicho wyszła z pokoju. Przy recepcji natknęła się na Marka, który wpakowywał do plecaka dwie dwulitrowe butelki wody mineralnej. Wyciągnęła ze swojego spory termos i ruszyła do restauracji, gdzie napełniła go mocną kawą. Autokar był już podstawiony więc mogli zasiąść na swoich miejscach. Ula była podekscytowana, bo udawała się do zakątków, o których mogła tylko pomarzyć, a przynajmniej do tej pory tak jej się wydawało.

Najpierw krążyli trochę od jednego hotelu do drugiego zabierając chętnych na tę wycieczkę turystów. Zanim opuścili Hurghadę konwój liczył cztery autokary i trzy mini busy. Prawie pięć godzin zajęło im pokonanie tej trasy. Na razie był wczesny poranek i temperatura znośna. Koło siódmej zatrzymali się na jakimś postoju. Część chętnie skorzystała z toalet. Marek i Ula też wysiedli z przyjemnością rozprostowując nogi i opróżniając termos z kawą. Kwadrans po dziewiątej kolumna samochodów zatrzymała się na nabrzeżu przy statku, którym mieli płynąć. Teraz sprawnie przydzielano im kajuty, bo do godziny jedenastej mieli się rozlokować, zjeść śniadanie i ruszyć do Doliny Królów. 




czwartek, 15 listopada 2018

PODRÓŻ PRZEDŚLUBNA - rozdział 2

ROZDZIAŁ 2


Przy stole zapadła niezręczna cisza, którą przerwała Paulina zwracając się do Piotra.
 - Zupełnie się z tobą zgadzam. Naprawdę nie rozumiem ciągot mojego chłopaka do tych wszystkich skamielin, tej prymitywnej kultury i do piachu w sandałach. Ja też zdecydowanie bardziej wolę cywilizowane warunki. Opalanie się na wygodnym leżaku to prawdziwa przyjemność. W dodatku woda w basenie taka krystalicznie czysta… - rozmarzyła się. Marek wyglądał na strapionego i nieco skołowanego. Przed wyjazdem długo rozmawiali i obiecała mu wiele rzeczy, których najwyraźniej nie miała zamiaru spełnić.


 - Mieliśmy dzisiaj zwiedzić miasto pamiętasz? – wykrztusił. Prychnęła głośno jakby sam pomysł wydał jej się kuriozalny.
 - Ty chyba żartujesz - wysyczała. - Mam się ocierać o ten tłum brudnych Arabów? Tych dzikusów, którzy nie potrafią uszanować kobiety? W hotelu przynajmniej jestem bezpieczna w przeciwieństwie do bazaru, który chcesz zaliczyć.
 - Wybierasz się na tutejszy suk? - zapytała cicho Ula. - To podobno w dzielnicy Dahar. Jeśli nie masz nic przeciwko temu chętnie się z tobą zabiorę. Hotelowe taksówki nie są najtańsze więc możemy podzielić koszty dojazdu. To podobno dziesięć minut stąd.
 - Oczywiście. Będzie mi bardzo miło – kurtuazyjnie odparł Marek. - Nie zdecydujesz się jechać? – zwrócił się do swojej dziewczyny. Pokiwała przecząco głową.
 - Myślę, że to nie najlepszy pomysł. Piotr na pewno zechce dotrzymać mi towarzystwa na basenie. Poza tym widziałam, że mają tu SPA i mam zamiar skorzystać.


Po wyjściu z restauracji Marek podszedł do recepcji i zamówił taksówkę na godzinę dziesiątą. Umówił się z Ulą o tej godzinie przed wejściem do hotelu.

Jak tylko zamknęła za sobą drzwi, po prostu wybuchła. Była wściekła na Piotra.
 - Zupełnie cię nie rozumiem. Odkąd tu przyjechaliśmy zachowujesz się tak jakbyś przeszedł lobotomię. Sądziłam, że ten czas, który jest nam dany spędzimy tylko we dwoje, że to nas jeszcze bardziej zbliży, a ty tymczasem fundujesz mi wczasy bez siebie, bo wolisz wylegiwać się z obcą kobietą nad basenem. Czy mnie rozrywkę ma zapewnić facet, którego w ogóle nie znam? Do czego to wszystko zmierza? Zachlewasz się piwem, jesz gorzej niż prosię. To wygląda tak, jakby właśnie w tym miejscu obnażyły się wszystkie twoje najgorsze instynkty. Przecież nie jesteś taki – rozpłakała się. – Jesteś dobrym, wrażliwym i porządnym człowiekiem. Takiego właśnie cię pokochałam. Tymczasem tutaj stałeś się kimś, kogo zupełnie nie znam.
 - Ula, co ty wygadujesz? – Piotr przysiadł na brzegu łóżka. - Czy to takie dziwne, że po całorocznej harówie w szpitalu pragnę spędzić ten wolny czas tak jak chcę i lubię?
 - Obiecywałeś mi coś zupełnie innego – rzuciła z pretensją. – Gdybym wiedziała, że to tak będzie wyglądać, zrezygnowałabym.
 - Naprawdę na twoim miejscu nie miałbym powodu do narzekań. Możesz robić, co tylko chcesz. Daję ci wolną rękę. Zwiedzaj, oglądaj, fotografuj, kupuj pamiątki i takie tam. Spędź ten czas tak jak lubisz.
Popatrzyła na niego tak, jakby zobaczyła go pierwszy raz w życiu. Po jej policzkach płynęły łzy. Przełknęła głośno ślinę.
 - Jak sobie życzysz – wyszeptała. Właśnie doszła do wniosku, że Piotr przestał ją kochać. Czy zakochany człowiek tak właśnie traktuje kobietę, z którą ma spędzić resztę życia? Poczuła się odtrącona i upokorzona. Coś właśnie się kończyło i chociaż czuła w sercu żal, to miała przeczucie, że to coś nieodwracalnego. Włożyła portfel do małej torebki i przewiesiła ją przez ramię. Spojrzała jeszcze ze smutkiem na Piotra, który rozwalony na łóżku przerzucał kanały w telewizorze i cicho wyszła z pokoju.

Marek już czekał na nią na zewnątrz. Uśmiechnął się na jej widok, chociaż nie umknęło jego uwadze to, że jest jakaś przygaszona i smutna.
 - Wszystko w porządku? – zapytał.
 - Tak, tak – odpowiedziała pośpiesznie. – To chyba nasza taksówka – kiwnęła głową widząc podjeżdżający samochód. Zatrzymał się tuż przed wejściem. Marek otworzył tylne drzwi i zapytał kierowcę, czy to z nim mają jechać na suk. Mężczyzna potwierdził. Przepuścił Ulę przodem i sam wsunął się na siedzenie obok. Początkowo jechali w milczeniu, ale Marek nie wytrzymał.
 - Wydajesz się jakaś smutna i przytłoczona, jakby nagle spadł na ciebie stutonowy ciężar. Coś się stało?
Odwróciła do niego twarz i spojrzała mu niepewnie w oczy. Pomyślał, że to najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widział. Duże, nasycone błękitem jak bezchmurne niebo, okolone długimi rzęsami i wyrażające jakąś ogromną bezsilność i rozpacz.
 - Nie, – wyszeptała – zupełnie nic się nie stało poza tym, że czuję się strasznie zawiedziona i rozczarowana, ale z czasem to minie, bo już wiem jak mam sobie z tym poradzić.
 - Rozumiem – bąknął pod nosem spuszczając głowę. – Ja mam tak samo. Co innego mi obiecano, a co innego usłyszałem tutaj. Myślę Ula, że nie zmienimy tego. Jeśli się zgodzisz będę twoim towarzyszem w podróży po egipskich zabytkach, bo sam jestem ich bardzo ciekaw. Po to tu w końcu przyjechaliśmy i wielka szkoda, że nasi partnerzy nie potrafią tego zrozumieć. Aż żal, że będą ubożsi o wspomnienia z miejsc, których nigdy nie zobaczą, – zerknął przez szybę i mruknął na koniec - chyba dojeżdżamy.
Taksówka zatrzymała się przed wejściem na bazar. Wysiedli z niej i momentalnie otoczył ich kolorowy tłum ludzi zmierzających do straganów.
 - Daj rękę. Strasznie tu tłoczno. Nie chcę, żebyśmy stracili się z oczu.
Kiwnęła głową ze zrozumieniem i wsunęła dłoń w jego własną. Szli wolno wdychając liczne zapachy aromatycznych ziół, przypraw i owoców. Tu było wszystko o czym człowiek tylko zamarzył.



 - Za chwilę dostanę zawrotu głowy – Ula przystanęła na moment i otarła pot z czoła. – Poszukajmy czegoś do picia. Potem kupię jakieś pamiątki dla rodziny. Strasznie tu dużo ludzi i czuję się zupełnie stłamszona.
W krótkim czasie natknęli się na stragan, na którym jego właściciel oferował mocną, solidnie spienioną i potwornie słodką herbatę. Nie wybrzydzali, bo obojgu porządnie zaschło w gardłach. Po niej zainwestowali w wielkiego arbuza i to było lepsze od wszystkich herbat na świecie. Zwiedzili jeszcze stoiska z rybami. Podziwiali wielką ich różnorodność. Większości gatunków nawet nie znali.
 - Nurkowałaś kiedykolwiek? – zapytał Marek kiedy opuścili już suk.
 - Nigdy, bo jakoś nie miałam okazji, a co?
 - No bo pomyślałem sobie, że moglibyśmy spróbować. Wyczytałem w przewodniku, że tu gdzieś na nabrzeżu jest wypożyczalnia sprzętu to znaczy nie kombinezonów dla nurków, ale okularów, płetw i fajek. Przy brzegu jest dość płytko i ponoć piękna rafa koralowa. To może być bardzo ciekawe i przyjemne doświadczenie. Potem poszlibyśmy na jakiś lunch.
 - Brzmi intrygująco. Poszukajmy tej wypożyczalni.
Nie krążyli długo. Miejscowi szybko wskazali im właściwy kierunek. Ubrania zostawili w szatni i ruszyli do wody. Marek nie byłby sobą, gdyby dokładnie nie przyjrzał się Uli. Przemknęło mu przez myśl, że ona jest piękną kobietą niezwykle zgrabną i proporcjonalną. – Figurę ma nienaganną. Idealną. Prawdziwy cud natury. – Uśmiechnął się do niej poprawiając jej okulary, które zdążyły już zaparować.
 - Musisz je zamoczyć w wodzie i dopiero założyć. O, właśnie tak. Gotowa?
 - Jak najbardziej gotowa.
Powoli wchodzili do wody oswajając się z nią. Pierwsze zetknięcie wywołało na ich ciałach gęsią skórkę, ale po chwili nie czuli już chłodu wody.
 - Nurkujemy.


Przed ich oczami rozciągała się wielka połać rafy porośniętej koralowcami i ukwiałami, między którymi uwijały się różnokolorowe ryby małe i duże. Ula chłonęła ten widok wszystkimi zmysłami. Nigdy nie sądziła, że może doświadczyć czegoś równie pięknego. Przy Piotrze nie miałaby na to żadnych szans. Prędzej nauczyłaby się rozróżniać poszczególne gatunki piwa niż ryby żyjące na rafie. Podpłynął do niej Marek pokazując coś ręką. Spojrzała w kierunku, który wskazywał i oniemiała. Tuż przed ich oczami przepływał majestatycznie i dostojnie żółw morski. W ogóle się ich nie bał, nie uciekał, jakby był przyzwyczajony do obecności ludzi na rafie. To był niesamowity i niezapomniany widok. Ula żałowała, że nie zabrała ze sobą aparatu. Marek za to cykał zdjęcie za zdjęciem. Liczyła po cichu na to, że podzieli się z nią fotografiami, żeby miała co wspominać.

  
Poprosiła go o to tuż po wyjściu z wody. On uśmiechnął się wdzięcznie ukazując dwa słodkie dołeczki w policzkach.
 - Masz to jak w banku. Nawet nie myślałem inaczej. Jeszcze dzisiaj oddam zdjęcia do wywołania. A teraz ubierzmy się i chodźmy coś zjeść. Nie wiem jak ty, ale ja zgłodniałem. - Trzymając w ręku przewodnik Marek dotarł wraz z Ulą do dzielnicy Sakalla. Trafili tam na uroczą knajpkę El Joker oferującą owoce morza. – Lubisz? – zapytał. - Ja uwielbiam. Mógłbym jeść na okrągło krewetki, mule, albo przegrzebki.
 - Nigdy czegoś takiego nie jadłam i chętnie spróbuję.
Marek zamówił dwa homary. Były ogromne. Pomógł Uli rozgnieść szczypce. Tam są zazwyczaj najsmaczniejsze kąski. Ula uśmiechnęła się błogo. – Ależ to pyszne – mruknęła z zadowoleniem.
Na tym ta uczta się nie skończyła. Spróbowali słodkich przegrzebków i jeżowców. W Polsce zapłaciliby za to majątek. Tu były dość tanie i bardzo smaczne.


Najedzeni wyszli na rozgrzaną słońcem ulicę.
 - Chyba pora wracać – Ula uśmiechnęła się do Marka wdzięcznie. – To był naprawdę wspaniały dzień, za który bardzo ci dziękuję. Mam nadzieję, że i rejs po Nilu okaże się równie udany. To już pojutrze. Jestem taka ciekawa tych miejsc i w ogóle wszystkiego co tam jest. Czuję, że będzie wspaniale i nie będzie nudy.
 - Na pewno nie. A teraz złapmy gdzieś taksówkę.