ROZDZIAŁ 10
ostatni
Poszczęściło się im. Wprawdzie Witek
wydzwaniał całe przedpołudnie do potencjalnych sprzedawców wypytując o detale
dotyczące samochodów i za każdym razem uznawał, że samochód jest zbyt
„wiekowy”, ale w końcu rozmawiając z jakimś facetem z Miałów odzyskał nadzieję
na udany zakup. Po południu wraz z Bożenką wybrali się na oględziny auta.
Okazało się, że to sześcioletni fiat, nieduży i zupełnie wystarczający na ich
potrzeby. Witka dodatkowo przekonały wpisy w książce wozu rzetelne i regularne.
Dogadał się z właścicielem co do ceny i podpisał z nim umowę.
Z
powrotem on jechał nowo zakupionym samochodem a Bożenka prowadziła jego
wypasione autko. Przy kolacji doszli zgodnie do wniosku, że postawią niewielką
wiatę, żeby samochód stał przynajmniej pod dachem.
- Jutro popytam w Kruczu. Może ktoś będzie
chętny do zarobienia paru złotych.
W
sobotę pan Jeziorski przywiózł ubitą świnię. Była poporcjowana, co ucieszyło
Bożenkę, bo nie musiała już sobie tym zawracać głowy. Zresztą na pewno zrobiłaby
to nieudolnie i nie tak fachowo jak sąsiad. Poczęstowała go kawą i drożdżowym
ciastem chcąc się z nim przy okazji rozliczyć.
- Nie będę z was zdzierał i policzę po cenach
w skupie. Robociznę macie gratis. Razem to będzie sześćset złotych. Jak już
wszystko przygotujesz i zapeklujesz to uwędzę za stówkę.
- Bardzo jesteśmy panu wdzięczni panie
Jaworski.
- A na jakim drewnie będzie pan wędził? –
zapytał Witek. – Pytam dlatego, że ścieliśmy w sadzie dwie jabłonie i być może
przydałoby się panu takie drewno.
- Do wędzonek najlepsze drewno sosnowe, ale do
drobiu jabłoń jest idealna, bo nadaje ładny, złoty kolor. Ja będę wędził
kurczaki i bardzo chętnie wezmę, jeśli z niego nie będziecie korzystać.
- Na pewno nie będziemy. Drewno jest pocięte w
szczapy i powiązane w wiązki. Jak będzie pan jechał, to je zapakujemy.
Po
wyjściu Jeziorskiego Bożenka zabrała się za peklowanie. Przygotowała sobie
jedną zalewę z soli, ziela angielskiego, kolendry i pieprzu a drugą z peklosoli
i posiekanego czosnku. W nich marynowały się mięsa. Z pozostałości tusz
powycinała podgardle, słoninę, tłustszy boczek i wyjęla podroby, które sasiad
przywiózł w osobnym worku. Z tego miał powstać pasztet. W wielkim słoju dostała
również krew, z której miała przyrządzić kaszankę.
Wrócił
Witek i pomógł jej mielić mięso przeznaczone na kiełbasę. Wielkie miski
zapełniały się półproduktami. Jutro koniecznie musieli pojechać po trzewia.
Wędzonki
Bożenka przygotowała bardzo starannie i zgodnie z posiadanymi przepisami.
Trzymała się ich ściśle, bo nie chciała niczego zepsuć. W drodze do Wronek
podrzuciła wszystko Jeziorskiemu, który kazał się jej pokazać po odbiór za
pięć, sześć dni.
W
sobotę rano Witek szykował się do drogi. Najpierw mieli grać we Wrocławiu, a we
wtorek w Poznaniu. Obiecal Bożence, że zjawi się tego dnia wieczorem.
- Bardzo nie lubię zostawiać cię tu samą i
ledwo stąd wyjadę to zaraz tęsknię. Żałuję tylko, że zostawiam cię kolejny raz
z całą masą roboty.
- Nie będzie tak źle. Wujek pomoże. Lubi się
krzątać w kuchni. Ja może jutro rano wybiorę się na opieńki. Widziałam, że już
się pokazały. Szkoda byłoby nie zebrać, bo marynowane są pyszne.
- No dobrze…, ale nie przemęczaj się za
bardzo. I tak mam już wyrzuty sumienia i wciąż się o ciebie martwię – pochylił
się i przylgnął do jej ust. – Jeszcze tylko dwa wyjazdy na krótko i potem będę
cały twój. Do zobaczenia kochanie.
Po
wyjeździe Witka zajęła się robieniem kiełbasy. Początkowo nie szło jej zbyt
dobrze, ale z czasem nabierała wprawy. Karol stał obok. Zwijał i dzielił
wypełniony farszem flak na małe odcinki. Bożenka obserwowała go z podziwem. Bez
watpienia musiał to już kiedyś robić. Ręce miał nie do końca sprawne a jednak
spod nich wychodziły bardzo udane kiełbaski.
- Świetnie ci idzie wujku. Jestem pod
wrażeniem. Jak skończymy zapakuję to wszystko i zaniosę do Jeziorskich. Niech i
je uwędzą. Przynajmniej dłużej wytrzymają. Zrobimy też trochę salcesonu. Na
targu udało nam się kupić wieprzowe kątnice* idealne do takich wyrobów. Jak wrócę, namoczę je i
przygotujemy farsz.
Kiedy
przyjechał Witek zastał kuchnię zapełnioną słoikami zawierającymi zamarynowane
opieńki, pasztetową, wątrobiankę i smalec. Nad piecem podsuszała się kiełbasa,
szynki, boczki, schaby i karkówka.
- Narobiliśmy się, – pochwaliła się Bożenka -
ale wszystko udało się nadzwyczajnie. Będziemy mieć naprawdę sute święta. Dla
ciebie jest zadanie bojowe, żebyś powynosił to wszystko do komórki. Weźmiemy
ten wielki kosz do prania. Będzie nam łatwiej nosić.
- Naprawdę przerobiliście tego całego
świniaka?
- Naprawdę i jestem z tego dumna. Jak na
pierwszy raz to wyszło całkiem nieźle. A tobie jak poszło?
- Dobrze. Bardzo dobrze. Mieliśmy bisy. Od
Piotrka dowiedziałem się, że już zadomowili się w mieszkaniu i świetnie im się
żyje. Są wreszcie szczęśliwi, bo od dawna zamierzali zamieszkać razem.
Na
początku grudnia Witek wyjechał na cały tydzień do Hamburga. Najchętniej
zabrałby Bożenkę ze sobą, żeby zwiedziła trochę świata, ale wciąż nie było to
możliwe, bo ona nie chciała zostawić Karola samego na tak długo. W filharmonii
hamburskiej mieli cykl koncertów poświęconych niemieckim kompozytorom, który
miał trwać pięć dni. Sporo czasu mieli też i dla siebie. Witek skrzętnie z tego
korzystał.
Każdego
dnia do południa chodził po mieście szukając prezentów dla swojej ukochanej i
dla reszty rodziny. Przy okazji kupił też sporo świątecznych smakołyków w
postaci słodyczy, puszek z kawiorem i dobrej marki alkoholi, głównie win, które
oboje lubili. Nie omieszkał też zajrzeć do jubilera. Już od jakiegoś czasu
nosił się z zamiarem zdeklarowania Bożence i uznał, że wigilia będzie do tego
czasem idealnym. Nie chciał już dłużej czekać. Był w dwustu procentach pewien
swoich uczuć do niej. Od dawna wiedział, że tylko z nią może spędzić resztę
życia i tylko z nią będzie mógł budować jej i swoje szczęście. Wybór precjozów
był ogromny, ale on wiedział, że Bożenka jest bardzo skromna i nie obwiesza się
złotem więc i pierścionek musi taki być. Miała długie i szczupłe palce. Nie
znał rozmiaru jaki nosi i kupując to zaręczynowe cudo miał nadzieję, że będzie
pasował. Idąc za ciosem nabył też dwie proste obrączki. Wiedział, że wkrótce
się przydadzą, bo nie miał zamiaru czekać następnych kilku lat na poślubienie
swojej ukochanej.
Dzień
przed wigilią Bożenka zgodnie z tym, co obiecała ojcu i Bogusi zjawiła się na
Jackowskiego w Poznaniu. Nie rozsiadała się, chociaż Bogusia proponowała jej
kawę.
- Chciałabym jak najprędzej wracać. Jest
jeszcze trochę rzeczy do zrobienia a Witek nie poradzi sobie ze wszystkim.
Nie
tracili więc czasu. Bożenka zapakowawszy ich torby do bagażnika ruszyła nie
zwlekając. Już na miejscu ojciec po prostu zaniemówił. Wiedział, że remontują,
że poczynili wiele zmian, ale nie sądził, że ten dom, w którym przyszedł na
świat aż tak bardzo się zmieni. Bogusia była zachwycona. Ona przyjechała tu po
raz pierwszy i nie miała pojęcia jak to wyglądało wcześniej. Wysiedli z
samochodu i przywitali się z Witkiem i Karolem, który długo ściskał dawno nie widzianego
brata.
- Spójrz Mieciu jak tu teraz pięknie – mówił
ocierając łzy. – Bożenka i Wituś włożyli serce, żeby doprowadzić tę ruinę do
stanu używalności. Bardzo się oboje napracowali, ale efekty są piękne.
Chodźcie. Zobaczycie w środku. Prawdziwe cudo – ruszył wolniutko przodem a za
nim podreptała reszta gromadki. Witek od razu powiódł ich na piętro.
- Proszę bardzo. To wasz pokój rozgośćcie się
i rozpakujcie. Ja idę pomóc Bożence z obiadem. Będzie za godzinkę.
Ojciec
Bożenki wraz z Bogusią i Karolem obeszli całą zagrodę. Ten ostatni pokazał im
wszystko i wyjaśniał, co się tutaj działo od przyjazdu młodych.
- Nawet nie wiecie jak bardzo są pracowici
oboje a szczególnie nasza mała dziewczynka. Gotuje tak dobrze jak mama i
gospodarzy tak jak ona. Nie tak dawno kupiła całego świniaka i narobiła z niego
szynek, mięs, pasztetów i mnóstwo innych pysznych rzeczy. Cała komórka pęka w
szwach od zapraw. Do niedawna jeszcze chodziła na opieńki. A przecież oprócz
tego wciąż ślęczy nad tłumaczeniami i zajmuje się mną. Jaka szkoda, że ja nie
mam córki, tylko dwóch niewdzięczników. Ech… szkoda gadać – machnął ręką z
rezygnacją.
Przy
obiedzie ustalali plan na następny dzień. Witek miał jeszcze dzisiaj kupić
choinkę w szkółce leśnej i przywieźć ryby, które zamówił w przedsiębiorstwie
hodowlanym. Hodowano tu głównie karpie, ale były też szczupaki, liny i amury.
- My Bogusiu zajmiemy się ciastami i
przygotujemy wszystko do jutrzejszej kolacji. Wituś, ty musisz oskrobać nam
ryby i wypatroszyć je, chyba że tata to zrobi. Nie chcę, żeby Witek pokaleczył
palce, bo po świętach ma koncert – wyjaśniła ojcu. – Wujek Karol robi pyszne
śledzie w oleju więc to jemu zostawiam. Ja jeszcze dzisiaj zmielę mak i ser,
żeby jutro nie tracić już czasu. To chyba wszystko. Zabieramy się do roboty.
Dom
pachniał choinką, smażoną rybą i zupą grzybową, pieczonym ciastem i makówkami.
Witek nakrywał wielki stół w salonie białym obrusem, na którym Bogusia
ustawiała talerze i kładła obok nich sztućce. Zgodnie z tradycją nie zabrakło
sianka pod obrusem, białych opłatków i talerza dla zbłąkanego wędrowca. Bożenka
zaczęła wnosić specjały, które wraz z Bogusią przygotowała. Podzielili się
opłatkiem i złożyli sobie życzenia. Wzruszający to był moment, bo każdy z nich
uronił łezkę i każdy z innego powodu. Po kolacji Witek wziął skrzypce i zaczął
grać znane kolędy. Przyszedł także czas na prezenty. Kiedy każdy już został
obdarowany Witek wstał od stołu i rzekł
- Kochani. Ja mam jeszcze jedną niespodziankę.
Już od jakiegoś czasu nosiłem się z tym zamiarem i dzisiaj jest ten właściwy
dzień, żeby oznajmić wam wszystkim, że kocham Bożenkę nad życie i nie wyobrażam
już sobie tego życia bez niej – uklęknął przed nią otwierając czerwone,
aksamitne puzderko. – Dlatego przy was wszystkich pytam cię kochanie, czy
zostaniesz moją żoną na dobre i na złe, w szczęściu i nieszczęściu do końca
naszych dni.
Była
bardzo wzruszona i to wzruszenie spowodowało, że nie mogła początkowo
wykrztusić słowa. Odetchnęła głęboko i wytarła mokre policzki.
- Przecież wiesz, że jesteśmy sobie pisani.
Oboje to wiemy, a babcia Emilia wiedziała to już wtedy, gdy byliśmy dziećmi.
Tylko ty możesz zostać moim mężem nikt inny. Zostanę twoją żoną.
Witek
podniósł się i założył jej pierścionek na palec. Pasował. Ucałował jej dłoń i usta.
- Bardzo cię kocham – szepnął jej do ucha.
- Ja ciebie też.
Gratulowali
im wszyscy pozostali. Witek oznajmił jeszcze, że ślub odbędzie się w Wielkanoc
i będzie skromny, bo rodzina jest nieliczna i wszyscy jej członkowie są tu
obecni.
- Będzie jeszcze trzech moich przyjaciół
grających ze mną w zespole wraz ze swoimi dziewczynami.
Ślub
i wesele odbyło się we Wronkach. Witek wynajął salę weselną w hotelu „Wartosław”
wraz z pokojami dla swoich gości. Świadkami zostali Piotrek i Agnieszka. Mimo,
że osób było niewiele, to bawiono się świetnie. Wynajęty zespół muzyczny spisał
się doskonale, a menu było znakomite. Nawet wujek Karol wytrzymał niemal do
drugiej w nocy. Następnego dnia po sytym śniadaniu wszyscy rozjechali się do
domów, a świeżo poślubieni państwo Zastawny zabrali swoją rodzinę do Hamrzyska.
Dla
Witka i Bożenki noc poślubna była dość krępująca. Ani on, ani ona nigdy
wcześniej nie mieli żadnych życiowych partnerów. Chcąc sprostać obowiązkom
małżeńskim oboje działali raczej instynktownie. Rozebrawszy siebie nawzajem
stanęli naprzeciwko zupełnie nadzy i przyglądali się sobie.
- Jesteś piękna – Witek omiótł sylwetkę
Bożenki pożądliwym spojrzeniem. Podszedł do niej i przytulił ją do swojego
nagiego ciała. Oswajali się ze sobą. Poczuł pożądanie i nie potrafił tego
ukryć. Zaczął całować ją namiętnie i pieścić. Wziął ją na ręce i zaniósł do
łóżka. Miał świadomość, że jest bardziej nieśmiała i wstydliwsza od niego i to
do niego będzie należała inicjatywa. Pogładził jej łono. Była wilgotna.
Rozchylił jej nogi i ułożył się między nimi. Wchodził w nią najdelikatniej jak
potrafił nie chcąc jej sprawić bólu. Kiedy poczuła go w sobie westchnęła i
szerzej rozłożyła nogi. Zaczął się w niej poruszać początkowo trochę
asekuracyjnie a potem coraz szybciej. Pod wplywem jego rytmicznych ruchów
jęczała poddając się im. Uklęknął i podłożył dłonie pod jej pośladki. Pchnięcia
stały się silniejsze. Poczuła nagle błogą rozkosz rozlewającą się po jej ciele.
Przymknęła powieki i przygryzła wargi. Jej ciało wpadło w przyjemny dygot a na
twarzy rozlało się wielkie szczęście. Witek zastygł nagle napinając mięśnie.
Poczuła jak jej podbrzusze wypełnia się ciepłem pochodzącym z jego trzewi. Odetchnęła
głęboko i otwarła powieki. Uśmiechnęła się do niego.
- To było bardzo przyjemne i niesamowite.
Kocham cię.
- Jestem prawdziwym szczęściarzem – szepnął.
Następnego
dnia wybrali się do Roska na cmentarz. Bożenka wysiadła z samochodu z ogromnym
naręczem kwiatów. Oboje stanęli przy grobie babci Emilii.
- Jesteśmy już po ślubie babciu – powiedziała
na głos Bożenka. – Ty jedna wiedziałaś, że kiedyś będziemy razem i że się
pobierzemy. Wróciliśmy do korzeni babciu, bo tu jest nasze miejsce na ziemi i nigdy
stąd nie odejdziemy. Tu wychowamy nasze dzieci. Jeśli urodzi nam się córka damy
jej twoje imię, by pamięć o tobie trwała również w niej. Nie rozmieniliśmy
naszej miłości na drobne i dzięki temu jesteśmy teraz szczęśliwi. Spoczywaj w
pokoju babciu i czuwaj nad nami.
Witek
wyjął z futerału skrzypce i zagrał fragment „Glorii” Vivaldiego.
https://www.youtube.com/watch?v=RMHguvZPcqQ
To
miał być rodzaj podziękowania i hołdu dla kobiety, która poświęciła im
absolutnie wszystko i za to byli jej oboje wdzięczni.
K
O N I E C
*kątnice
wieprzowe – naturalne jelita wieprzowe
Piękne zakończenie. Oboje szczęśliwi. Babcia Emilia patrząc na nich z góry również zapewne szczęśliwa, że jej nauki nie poszły na marne.
OdpowiedzUsuńA tym opisem przygotowań do świąt jak dla mnie najpiękniejszych spowodowałaś, że zatęskniłam już za nimi.
Dziękuję za dzisiaj.
Gorąco pozdrawiam.
Julita
Julita
UsuńŚwięta już niedługo a ta historia nie mogła zakończyć się negatywnie.
Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Jak zwykle bardzo pozytywne zakończenie opowiadania. Miło coś takiego przeczytać zwłaszcza w taki dzień. Przesyłam pozdrowienia
OdpowiedzUsuńTo zupełny przypadek, że zakończenie opowiadania przypadło na ten szczególny dzień, dzień smutny i pełen zadumy. Mam jednak nadzieję, że optymistyczna końcówka nastroi tak jak Ciebie optymistycznie.
UsuńPozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za wpis. :)
Wreszcie się doczekali i oni i ja;) Tak jak napisałaś ich zbliżenie było trochę nieporadne, ale przy tym piękne. Dzięki;) Oczekując na kolejny czwartek i kolejną opowieść serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńWiem, że lubisz "momenty", ale wierz mi, że nie tak łatwo jest opisać intymne zbliżenie. Nie wiem z czego to wynika, ale im jestem starsza tym jest mi trudniej. Gdyby było inaczej, takich scen w każdym opowiadaniu byłoby więcej. Zbliżenie Bożeny i Witka było nieporadne, dla nich krępujące i wstydliwe. Znali się przecież od dziecka, byli najlepszymi przyjaciółmi aż tu nagle stali się małżeństwem z wszelkimi tego konsekwencjami. Na pewno było ciężko, ale jakoś dali radę.
Dziękuję Ci serdecznie za komentarz i cieplutko Cię pozdrawiam. :)
Musieli być nieźle zestresowani przed nocą poślubną i tym wymarzonym pierwszym razem;) Ale wyszło fajnie. Do następnego razu, ciekawe co to będzie? Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńTo prawda. Było zawstydzenie i zażenowanie. Było niezręcznie i nieporadnie, ale wyszło jak trzeba.
Następne opowiadanie zacznę publikować jak zwykle w czwartek. Tytuł to "Podróż przedślubna". Mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu.
Bardzo dziękuję Ci za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńz góry przepraszam, że dzisiaj późno i krótko, ale taki dzień i do tego goście itd. Dopiero co zaczęła się ta historia i już się z nią żegnamy. Morał jaki ciśnie mi się na usta z opisanej historii, to przede wszystkim taki, że należy dokładnie słuchać starszych i doświadczonych bliskich, którzy chcą dla nas jak najlepiej:) Bo jak widać tutaj się opłaciło i to bardzo. Miło, że Bożenie i Witkowi się udało dogadać i doszli do tych samych wniosków co babcia Emilka. Ich powrót do domu, w którym się wychowywali przyniósł też same dobre zdarzenia dla ich bliskich i trochę też dla sąsiadów. Dziękuję za dzisiaj. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo uścisków:) Oczywiście czekam na kolejne opowiadanie:) Gaja
Gaja
UsuńDokładnie! Starsi mają większe doświadczenie życiowe, z niejednego pieca chleb jedli i mogą mądrze doradzić. Niestety młodzież uważa inaczej, uważa, że wszystko wie najlepiej. nikt za nikogo życia nie przeżyje. Każdy z nas uczy się na błędach, ale tylko nieliczni wyciągają z nich naukę. Tu na szczęście dobrało się dwoje młodych, którym chciało się dociekać znaczenia słów babci Emilii i okazało się, że nieźle na tym wyszli.
Dzięki, że znalazłaś czas na komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)
Witek idzie jak burza. Oświadczyny w czasie świąt bardzo romantyczne, pierścionek bardzo ładny. Mam nadzieję, że będą żyć szczęśliwie i może chociaż mniej pracowicie;) Czekam na next i na kolejną historię. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńNie mogło być inaczej. Ta historia musiała skończyć się happy endem. To co najgorsze mają już za sobą. Odbudowali swoje dziedzictwo a teraz będą zbierać plony tej ciężkiej pracy i już naprawdę razem jako mąż i żona.
Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
No i fajnie, jakby powiedział klasyk;) Wszystko znalazło szczęśliwy finał. Nie ma to jak rodzinny dom i rodzina. Dobrze, że Bożena i Witek to zrozumieli. Są bardzo pracowici, więc jestem pewna, że na wsi dadzą sobie radę. Dziękuję za tę opowieść. Czekam na kolejną historię. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńJuż teraz moi bohaterowie na pewno będą mieli z górki choć w gospodarstwie robota nigdy się nie kończy zwłaszcza, że mają zamiar hodować zwierzęta. Mimo to ten czas już nie będzie tak intensywny jak przy remoncie domu. Wrócili do swoich korzeni i zrozumieli przekaz babci Emilii. Pozostaje im tylko pielęgnować to szczęście i nie rozmieniać go na drobne.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za wpis. :)
Powinnaś dostać jakiś medal za promowanie wyrobów własnej roboty. Udowodniłaś, że to nie jest jakieś bardzo trudne. Bożena przecież też nie potrafiła a doskonale dała sobie radę. Teraz mają nie tylko co jeść, ale też powinna mieć też ogromną satysfakcję. To samo tyczy się Witka, który dzielnie jej pomagał. Żeby tak było już zawsze;) Serdecznie pozdrawiam Regina
OdpowiedzUsuńRegina
UsuńNa medale nie liczę, bo tak naprawdę nigdy w życiu nie robiłam własnoręcznie kiełbas i nie wędziłam szynek. Był czas, że na krótko zajęłam się produkcją salcesonu, ale to był zaledwie epizod w moim życiu wynikający z tego, że świńskie łby były łatwo dostępne. Potrafię zrobić dobry pasztet, ale na produkcję poważniejszych wyrobów nie miałabym odwagi. Jednak mówią, że dla chcącego...itd. itd.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Coś czuję, że dzięki Witkowi Bożena rzeczywiście zwiedzi trochę świata. To bardzo miłe, że chciał ją zabrać do Hamburga. Na razie nic z tego nie wyszło, ale wszystko przed nimi;) Tylko żeby Bożena zbyt mocno go nie rozkojarzała;) Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńWszystko jest przed nimi. Jeśli tylko znajdą opiekunkę dla Karola na czas ich wspólnego wyjazdu, to nic nie stoi na przeszkodzie. Na razie moszczą swoje gniazdko i dopieszczają. Są młodzi a przed nimi całe życie.
Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za wpis. :)
Piękne zakończenie. Młodzi podziękowali babci, poszli do niej na grób. To tak trochę jak my dzisiejszego dnia odwiedzaliśmy bliskich żeby im podziękować i dać znać, że o nich ciągle pamiętamy. Dziękuję. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńWizyta na cmentarzu była trochę symboliczna. Emilia oboje wychowała, ukształtowała ich charaktery, zadbała, żeby się uczyli i żeby wyszli na ludzi. Wykonała ogromną robotę wychowawczą, więc na pewno mają jej za co dziękować. Poza tym obdarzyła ich czymś naprawdę wyjątkowym, a mianowicie swoją wielką i bezgraniczną miłością wychowując ich na dobrych, porządnych, niezmanierowanych ludzi. Musieli tu przyjechać i z pokorą pochylić się nad jej grobem a przede wszystkim oddać jej hołd.
UsuńBardzo dziękuję za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Na przykładzie Bożeny i Witka pokazałaś, że żadna kariera czy pieniądze nie są ważne. Najważniejszy w życiu jest spokój, druga osoba, z którą fajnie jest nie tylko szaleć, ale również pomilczeć, czy wieść normalne, zdawałoby się nudne życie. Zwykłe szczęście jest bezcenne;) Pozdrawiam AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńUważam, że bogactwa nie determinują pieniądze, ale wnętrze człowieka, to jaki jest. Dzięki pracy zawsze można dojść do majątku pod warunkiem, że ma się żelazną konsekwencję, jest się zdeterminowanym i silnym psychicznie. Bożena i Witek pasują do siebie jak ulał. Myślą podobnie i większość spraw postrzegają w identyczny sposób. Komuś patrzącemu z boku może się to wydawać nudne, ale na pewno nie samym zainteresowanym. Oni zbudowali swój własny, szczęśliwy świat i nie uważają go za nudny. Najważniejsze jest zrozumienie, tolerancja i miłość, a to wszystko posiadają.
Bardzo dziękuję za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Dość spokojnie dochodzili do swojego szczęścia. Niczego nie przyspieszali, niczego nie wymuszali, a i tak udało im się połączyć. Znają się bardzo dobrze, więc myślę, że przed nimi same dobre dni. Już planują potomstwo i myślę, że im się uda. Fajna opowieść ale oczywiście czekam na następne opowiadanie. Teraz o U i M? Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira
UsuńAni Bożena ani Witek nie mają nerwowego zacięcia a raczej łagodne i spokojne charaktery. To głównie dlatego są tacy zgodni. Są młodzi więc i planowanie życia przed nimi. Dzieci, które przyjdą na świat tylko wzmocnią ich związek i scementują rodzinę.
Następne opowiadanie oczywiście o Uli i Marku, na które już Cię zapraszam.
Pozdrawiam cieplutko i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Takie małe, kameralne wesela są bardzo fajne. Ja miałam na ponad 140 osób i niestety z ponad połowa gości nie zdążyliśmy nawet zamienić parę słów. Gdybym teraz miała wybierać, to nigdy bym się nie zgodziła na tak dużą imprezę. Ale rozum przychodzi niestety z czasem;) Pozdrawiam i czekam na następną historię.
OdpowiedzUsuńWesele nie było duże, bo i rodzina nieliczna i zaledwie kilku przyjaciół. Osobiście też wolę skromne takie imprezy.
UsuńBardzo dziękuję za wizytę na blogu i przesyłam serdeczności. :)
Należy mieć nadzieję, że w dalszym ciągu będzie wiodło się tak bez przeszkód. Od kiedy wrócili do domu rodzinnego wszystko zaczęło się im wspaniale układać. Do tego czasu i tak dość mocno dostali po głowie, więc szczęście im się należy jak mało komu. Do czwartku i następnej historii;) Pozdr
OdpowiedzUsuńZ dala pd siebie nie byli szczęśliwi i nie potrafili zbudować żadnej bliższej relacji z potencjalnymi partnerami. Teraz wszystko wróciło na swoje miejsce. Są bogatsi o mądrość Emilii i wiedzą, co mają robić.
UsuńPozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za wpis. :)
Cały czas czytałam, tylko niekiedy nie miałam pomysłu na posta. Liczę na to, że mi wybaczysz, postaram się poprawić;) I jak zwykle czekam na kolejną opowieść o mojej ulubionej parze. Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOla
UsuńW ogóle się nie przejmuj. Ja jestem szczęśliwa, że zaglądasz i czytasz. Nie ma przecież obowiązku komentowania a poza tym każdy z nas ma własne priorytety i nie zawsze czas, żeby skreślić nawet kilka słów komentarza.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i jestem wdzięczna za Twoją obecność na blogu. :)
Wspaniałe rodzinne święta. Ich wspólna praca została doceniona. Tata Bożeny miał prawo być w szoku, bo inaczej zapamiętał dom rodzinny. Bogusia jest zachwycona. Pewnie będą w tym domu częstymi gośćmi zwłaszcza jak się pojawi potomstwo;) Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńJa opowieść doprowadziłam do szczęśliwego końca. Resztę historii pozostawiam Waszej wyobraźni. Mimo wszystkich zawirowań i niesprzyjających okoliczności stało się tak jak chciała Emilia. Jej wnuki wróciły do środowiska, w którym wyrosły, zrozumiały sens słów babci i są szczęśliwe.
Bardzo dziękuję za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Dopięli swego i w sprawie domu, i w sprawie samochodu, i w sprawie zalegalizowania ich związku. Ich nieśmiałość, spokój jest rozczulający. Oby im nie przeszło i żeby byli tacy uważni na siebie nawzajem już do końca;) Gorąco pozdrawiam Teresa
OdpowiedzUsuńTeresa
UsuńNajważniejsza jest konsekwencja w działaniu a oni na pewno ją mają. Gdyby było inaczej nie wyremontowaliby tego domu w tak krótkim czasie. Teraz będzie im jeszcze łatwiej pokonywać trudności, bo są razem i to na pewno się nie zmieni.
Pozdrawiam pięknie i bardzo dziękuję za wpis. :)
Moja ukochana kuzynka, mieszkanka dość dużego miasta w bloku cztery lata temu kupiła domową wędzarnię. Z mężem w wieku przed czterdziestką uznali, że nie będą kupować wędlin w sklepach, tylko sami będą robić. I do tej pory im nie przeszło. Większe wyroby, typu szynki wędzą na działce u znajomych, a kiełbasy, schab itp. wędzą w domu najczęściej na balkonie. Jak na razie nie było żadnej skargi od sąsiadów. Opowiadanie mi się podobało, ale z utęsknieniem czekam na wieści o Uli i Marku;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona tym o czym piszesz i bardzo zazdroszczę Twojej kuzynce. U mnie nie wolno nic takiego robić na balkonie. Mamy zakaz grillowania a wędzenia tym bardziej. Zawsze żałowałam, że nie posiadam jakiegoś małego ogródka, bo to dałoby mi spore możliwości.
UsuńW następny czwartek zaczynamy egzotyczną podróż z Ulą i Markiem więc nastaw się na ponad dwumiesięczną historię o podróży przedślubnej.
Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Dwoje nieszczęśliwych osób w ciągu niespełna kilku miesięcy radykalnie zmieniło swoje życie. Na początku Bożena nie była zbytnio przekonana ale później już tego posunięcia nie żałowała. Opłaciło się im obojgu. Widać czasami nie ma się czego bać. Czekam na kolejną opowieść. Pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda
UsuńMasz rację. Czasem trzeba też zaufać i zrozumieć przesłanie staruszki, która kochała ich oboje nad życie i chciała dla nich wyłącznie szczęścia.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za wpis. :)
Równie dobrze tytuł mógł brzmieć Wakacyjna miłość, bo jeśli dobrze pamięta większa część ich dojrzewania do miłości i dochodzenia co ich łączy miała właśnie miejsce w lipcu i sierpniu. A temu uczniowi, który tak bezczelnie zachował się wobec Bożeny powinna być wdzięczna. Gdyby nie on to dalej byłaby sflustrowaną nauczycielką. Bardzo piękny gest ze strony nowożeńców nad grobem babci.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńTrudno żywić wdzięczność do kogoś, kto bezczelnie nas obraża i w dodatku jest wypieszczonym synkiem prominenta. To przecież nie z jego powodu Bożena pojechała w rodzinne strony. Poza tym od dawna czuła się wypalona i rozczarowana pracą w szkole. Ten incydent dolał tylko oliwy do ognia a pogłębiła reakcja dyrektorki szkoły, która zdawała się go bagatelizować.
Emilii mają za co dziękować, a teraz kiedy nie żyje, mogą uczynić to tylko w jeden sposób odwiedzając jej grób.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz i serdecznie pozdrawiam. :)
Kiedyś musiało to nastąpić... Twoje piękne opowiadanie dobiegło końca. Na marginesie miałam dobre przeczucia co do ich zbliżenia. Subtelnie to opisałaś. Dziękuję Małgosiu. Agata
OdpowiedzUsuńAgata
UsuńBardzo dziękuję. Coś się kończy i coś się zaczyna. Ja zapraszam Cię w czwartek na "Podróż przedślubną" będącą opowiadaniem "serialowym".
Cieszę się, że dotrwałaś do końca tego, które się właśnie skończyło.
Pozdrawiam Cię cieplutko i przesyłam serdeczności. :)