Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 6 października 2016

MOŻE JESZCZE KIEDYŚ, GDZIEŚ...? - rozdział 4

ROZDZIAŁ 4


Zerknął na wiszący na ścianie zegar wskazujący dwudziestą drugą piętnaście. Wiedział, że nie oderwie się od tej książki choćby miał czytać ją do rana. Poczuł głód. Cały w zasadzie dzień był tylko o kawie. Wstał i zrobił sobie herbaty, a do niej kilka kanapek z szynką, które zjadł z apetytem. Zamienił szlafrok na wygodny dres i ponownie zasiadł do lektury.


„Thomas skończył chemię. Jest jeszcze słaby, ale z dnia na dzień jest poprawa. Więcej mówi i nawet żartuje. Zmodyfikowałam dietę, którą wcześniej skonsultowałam z lekarzem. Postawiłam na produkty zawierające najwięcej żelaza. Robię obiady mające w zestawie wyłącznie czerwone mięso lub wątróbkę. Przyrządzam tony szpinaku, sałatki z zielonej pietruszki, jaj, pomidorów i papryki. Codziennie na dzień dobry Thomas dostaje szklanicę soku z buraków. Krzywi się, bo sok nie jest smaczny, ale wypija bez protestu. Zamiast herbaty i kawy parzę napar z pokrzywy. Wyczytałam, że ona ma silne właściwości krwiotwórcze. Kiedy po miesiącu patrzę na niego i widzę lekkie rumieńce na twarzy przynoszę mu lustro.
 - Spójrz, czyż nie wyglądasz zdrowiej? Kiedy miałeś taką rumianą twarz? Teraz mam pewność, że postępuję właściwie i ta dieta działa cuda. Koniecznie musimy pojechać do laboratorium. Wprawdzie lekarz nie zlecił badań, ale zrobimy je. Chcę wiedzieć, czy polepszyły się wyniki z krwi.
Thomas nie ma nic przeciwko temu. Widzi moje podekscytowanie, które i jemu się udziela. Dawno nie czuł się tak dobrze. Nawet włosy zaczęły mu odrastać. Twierdzi, że są gęstsze i ciemniejsze niż wcześniej. To pewnie skutek chemii.
Wyniki znacznie się poprawiły. Lekarz jest bardzo zadowolony. Mam pewien pomysł i pytam go, czy Thomas może podróżować. Tłumaczę, że chciałabym go wyrwać choć na trochę z domu, żeby pooddychał innym powietrzem niż to poczdamskie. Lekarz się zgadza. Wypisuje mi jeszcze plik recept na leki i kroplówki, żebym miała czym wzmacniać męża, gdy będzie się czuł słabiej. Po drodze do domu zatrzymuję samochód przy aptece i wykupuję wszystkie leki. Thomas trochę się dziwi, bo jeszcze nie zna moich planów. Mówię mu, że zabieram go w długą podróż co najmniej trzytygodniową i muszę mieć większą ilość medykamentów.
 - Naprawdę jedziemy w podróż? A dokąd? – dopytuje się podekscytowany.
 - Tego jeszcze nie wiem. Możemy usiąść po obiedzie i ustalić trasę. Lekarz uznał, że czujesz się lepiej i nic ci nie będzie.
Wodząc palcem po mapie dochodzimy do wniosku, że moglibyśmy pojechać do Świnoujścia i tam spotkać się z moją rodziną. Thomas zna ich dzięki moim częstym rozmowom z nimi przez skypa.
 - Załatwię nam dwutygodniowy pobyt w jakimś hotelu nad polskim morzem i potem powiadomię tatę. Dzieciaki na pewno się ucieszą. Morskie powietrze dobrze ci zrobi. Co ty na to?
Thomas uśmiecha się szeroko a w jego oczach migotają wesołe iskierki.
 - Bardzo dobry pomysł. Już się cieszę na ten wyjazd.
Nie tracę czasu. Obdzwaniam hotele i załatwiam pokój dwuosobowy dla nas i trzyosobowy dla taty. Przy okazji wysyłam im pieniądze na podróż. Wieczorem rozmawiam z nim jeszcze i uzgadniam szczegóły. Za dwa dni wyjeżdżamy.
Droga nie zmęczyła Thomasa, bo jechałam tylko trzy i pół godziny. Czekamy na moją rodzinę, która wciąż jest w drodze. Oni mają tu znacznie dalej niż my.
Radość ze spotkania jest ogromna. Tata niezwykle serdecznie traktuje Thomasa, a Betti przykleiła się wręcz do niego. Podczas całego pobytu korzystamy ze wszystkiego, co oferuje to miejsce. Thomas poddany zostaje zabiegom wzmacniającym jego ciało i odprężającym. Dużo spacerujemy, opalamy się i pływamy, choć dla mojego męża opalanie nie jest wskazane. Dbam o to, żeby nie wystawiał się zbytnio na słońce, a mimo to jest trochę opalony i już nie taki blady jak wcześniej.
Rozstanie z tatą i rodzeństwem jest bolesne. Przytulam Betti i obiecuję jej, że powtórzymy to w przyszłym roku. Oni wracają do Rysiowa, a my jedziemy jeszcze do Rostocku i stamtąd do domu. Thomas czuje się jak nowonarodzony. Ma lekko smagniętą słońcem twarz i burzę gęstych włosów. Wygląda naprawdę dobrze, a mnie aż serce rośnie. Myślę sobie, że nie poddam się łatwo i może uda mi się wyrwać go z zachłannych łap śmierci.
 - Ona walczy o niego tak jak o mnie kiedyś. On jest słaby z powodu choroby. Ja miałem słaby charakter. Jej determinacja w przypadku Thomasa wcale nie jest mniejsza od tej, którą przejawiała w stosunku do mnie. Jak mogłem wypuścić tę kobietę z rąk? Byłem idiotą.
Pomyślał, że ona urodziła się wojowniczką. Walczy w nieswojej sprawie, ale zawsze dla kogoś. Sprawia wrażenie, jakby kochała Thomasa nad życie, a przecież tak nie jest. Ile więc była by w stanie poświęcić dla kogoś, kogo kocha? Chyba nigdy nie przestanie jej podziwiać. Nie zna drugiej takiej kobiety. Trzymał w dłoniach prawdziwy skarb i wypuścił go z nich. Poczuł, że zazdrości Thomas’owi. Mógłby zachorować na jakąś śmiertelną chorobę byle by doświadczyć tej słodkiej opieki z jej strony i choć przez krótki czas móc się nią nacieszyć. – Nie… Nie możesz tak myśleć człowieku. Nie możesz zazdrościć komuś, kto nie ma szans na życie. Przecież chciałeś się przy niej zestarzeć, wychować dzieci
„Tego lata mieliśmy powtórzyć ten szalony wyjazd z zeszłego roku, ale Thomas czuje się gorzej niż wtedy. Jest bardzo słaby. Wmasowuję w jego ciało tony kremów ujędrniających, ale ono jest już tak wyniszczone, że to nic nie daje. Łzy same cisną mi się do oczu. Jest mi go strasznie żal. Gdybym mogła wzięłabym część jego cierpienia na siebie. Wciąż powtarza, że to wielkie szczęście, że zjawiłam się na progu jego domu.
 - Bez ciebie umarłbym już dawno – mówi w kółko. – Dziękuję ci, że nie zostawiłaś mnie i wciąż tu jesteś.
 - Nie mogłabym cię zostawić. To nie leży w mojej naturze zostawiać człowieka bez pomocy. Jesteś dla mnie kimś naprawdę ważnym, jesteś moim mężem, a obowiązkiem żony jest wspierać męża, prawda?
 - Gdybym był zdrowy… - w jego oczach migotają łzy. Pochylam się nad nim i całuję jego blady policzek.
 - Ciii… Już nic nie mów, bo to cię męczy. Spróbuj zasnąć.”
Ze zdziwieniem skonstatował, że i on ma mokre policzki. Przetarł je nerwowym ruchem. I jemu było żal Thomasa. Nie miał pojęcia, że choroba, na którą cierpiał, to nie był typowy rak, który w szybkim tempie potrafi wyniszczyć organizm człowieka i doprowadzić go do śmierci. Ten rodzaj białaczki rozwija się w człowieku latami i nawet jeśli się ją zdiagnozuje, to nie podejmuje się leczenia, a jedynie monitoruje jej przebieg, żeby we właściwym czasie podać stosowne i bardziej agresywne leki. Chorzy na tę chorobę przeżywają najwyżej dziesięć lat, a Thomas od czasu diagnozy żyje dziewięć. Jego czas dramatycznie się kurczy. A co będzie jeśli on umrze? Jak Ula sobie z tym poradzi? Na swój sposób być może go kocha i czuje się z nim silnie związana. To będzie dla niej ogromna trauma.
„Pojechałam dzisiaj do lekarza Thomasa. Błagałam go, żeby przepisał mu jakieś mocniejsze leki, coś na wzmocnienie.
 - Ta druga chemia kompletnie nic nie dała. Wycieńczyła go jeszcze bardziej. Już nie wstaje z łóżka, bo jest taki słaby. Błagam, niech mu pan pomoże… Myśleliście o przeszczepie szpiku? Może znalazłby się dawca? Ja sama chętnie poddam się badaniom… - rozpłakałam się rozpaczliwie. Lekarz bezradnie rozkłada ręce i patrzy na mnie ze współczuciem.
 - Pani Ditmar, ja nie jestem Bogiem. Gdybym tylko znał cudowny lek na to paskudztwo przepisałbym mu niezwłocznie. Przeszczep szpiku nie wchodzi w grę, bo choroba jest bardzo zaawansowana a w tym stadium nie wykonuje się przeszczepów, bo się nie przyjmują. On zna doskonale przebieg tej choroby i wie, że kończy się zgonem. Nie ukrywałem przed nim nic, bo prosił mnie o szczerość. Jest przeraźliwie świadomy tego, co go czeka. Ja wiem, że dla pani to bardzo trudna i dramatyczna sytuacja, ale proszę mi wierzyć, że my od strony medycznej zrobiliśmy wszystko, żeby przeżył jak najdłużej. On przez zmienione nowotworowo limfocyty ma już zaatakowaną wątrobę, śledzionę, szpik kostny, krew i węzły chłonne, a przecież proces wciąż trwa i atakowane są inne narządy. Nie mamy jeszcze dostatecznej wiedzy, jak z tym walczyć. Możemy jedynie ulżyć choremu w cierpieniu. Naprawdę bardzo mi przykro.
Opuszczam szpital zdruzgotana. Zrozumiałam, że dla Thomasa nie ma już ratunku. To straszne. Wracam do domu i idę wprost do jego sypialni. Kładę się obok niego i przytulam mocno. Tak bardzo nie chcę go stracić, a tymczasem jego życie wymyka mi się z rąk.
 - Już wróciłaś? – Thomas otwiera leniwie oczy i uśmiecha się do mnie. – Miałem wrażenie, że dopiero wyszłaś. Co mówił lekarz?
 - Nic szczególnego. Nadal będziesz musiał brać kroplówki i pić moje soki buraczane. Może jutro będziesz silniejszy, to pójdziemy nad rzekę. Potrzebujesz świeżego powietrza. – Cmokam go w policzek i idę do kuchni przygotować jakiś obiad. Thomas nie ma apetytu, ale stara się zjeść cokolwiek, żeby nie sprawić mi przykrości. Jestem tak zdruzgotana rozmową z lekarzem, że w zaciszu swojego pokoju wtulam twarz w poduszkę i łkam żałośnie. Tak bardzo nie chcę, żeby umarł. Wobec tej całej sytuacji czuję się straszliwie bezradna i tak przytłoczona, że ledwie oddycham.
Nie mógł powstrzymać łez. Było mu żal i Thomasa i Uli. Wstał z kanapy i otworzył na oścież okno. Musiał zaczerpnąć świeżego powietrza. Chłodny wiatr omiótł mu twarz.


Zastanawiał się ile ona jeszcze potrafi znieść. Przecież nie takie życie sobie wymarzyła. To wszystko przez niego. Gdyby nie jego tchórzostwo ona nie musiałaby przechodzić tej drogi przez mękę. Nie musiałaby uciekać, nie poznałaby nigdy Thomasa i nigdy nie cierpiałaby z powodu jego strasznej choroby. To poczucie winy dobijało go. Gdyby tylko miał taką możliwość zamknąłby ją w swoich ramionach i odgrodził od świata, żeby mogła odetchnąć, odgonić wszystkie złe myśli i odciąć się od przykrych wspomnień.
„Z Thomasem coraz gorzej. Nie wiem jak długo da jeszcze radę trzymać się tak kurczowo życia. Całymi dniami siedzę przy nim i jeśli tylko nie śpi rozmawiamy sobie cicho, lub czytam mu jego ulubione książki. To nie do zniesienia, gdy człowiek jest świadkiem męczarni drogiej sercu osoby.
 - Nie bój się, kiedy odejdę – mówi szeptem. – Na wszystko cię przygotowałem. Wiesz, gdzie są dokumenty. Jesteś taka dzielna, że na pewno dasz sobie radę.
Ukrywam twarz w dłoniach i szlocham głośno.
 - Nie chcę dawać sobie rady. Chcę, żebyś żył…
 - Kochanie wiesz, że i ja tego pragnę, ale to niemożliwe. Teraz bardziej niż przedtem zależy mi na tym, żeby żyć. Gdybym był zdrowy, moglibyśmy mieć dobre i szczęśliwe życie Ula. Tego żal mi najbardziej. Na pogrzebie na pewno się zjawi Klaus Meyer, to jak wiesz mój wspólnik. Niewykluczone, że zaproponuje ci sprzedaż udziałów. Sprzedaj je bez żalu. One nie są ci potrzebne, bo z informatyką niewiele masz wspólnego. On jest uczciwy i na pewno uczciwie wyceni ich wartość. Znasz się na giełdzie. Pakiety akcji, które kiedyś kupiłem nieźle procentują i dają dobry dochód. Te zachowaj podobnie jak lokaty. Zasługujesz na wszystko co najlepsze, a ten kapitał pozwoli ci się utrzymać i nie klepać biedy. Z domem zrobisz, co zechcesz.
 - Nigdy go nie sprzedam. Tu będzie mieszkać pamięć po tobie, a ja zawsze będę tu wracać, bo zostawię tu część mojego serca. Nie chcę już rozmawiać na temat schedy po tobie. To brzmi tak jakbym czekała na twoją śmierć.”
Ukrył w dłoniach twarz. Czytanie o cierpieniu tego człowieka i o cierpieniu Uli zaczynało go przerastać. Jak długo jeszcze…? Czy Bóg nie istnieje, by mógł się ulitować nad tym nieszczęśnikiem?
„Ta noc jest straszna. Thomas nie może już mówić. Leżę obok niego i nasłuchuję w ciszy jego oddechu. Mała lampka stojąca przy łóżku rzuca cień na jego wymizerowaną twarz. Oddałabym wszystko, żeby cofnąć potworne skutki tej podstępnej choroby. Podciągam się na łokciu, bo Thomas zaczyna oddychać ciężko łapiąc łapczywie hausty powietrza.
 - Thomas? Otwórz oczy, proszę… - głos mi drży od płaczu. – Ocknij się kochanie i oddychaj, oddychaj… - podtykam mu maskę tlenową, żeby mu ulżyć. Jego na wpół otwarte oczy patrzą na mnie z wielkim bólem.
 - Kocham cię Ula, zawsze będę cię kochał. Pamiętaj… - głos grzęźnie mu w gardle. Jeszcze jeden ciężki oddech a potem już nic. Kompletnie nic. Zbliżam usta do jego ust i całuję je delikatnie.
 - Spoczywaj w spokoju kochanie – szepczę wprost w nie. Układam głowę na jego piersi i płaczę głośno, bo nie potrafię nad tym zapanować. Odszedł najlepszy człowiek jakiego znałam, najlepszy mąż, chociaż nasze małżeństwo nie zostało nigdy skonsumowane. Z czasem pokochałam go, ale nie była to taka miłość jaką obdarzyłam Marka. Ta miłość nosiła piętno śmiertelnej choroby i umarła wraz z nią. Czuję się tak jakbym nosiła w sercu ogromny kamień. Zaczyna świtać, gdy odrywam się od ciała Thomasa. Odpinam mu kroplówkę. Nie będzie już potrzebna. Ogarniam się trochę i dzwonię na pogotowie. Lekarz musi stwierdzić zgon. Drugi telefon jest do domu pogrzebowego. Jego pracownicy zabiorą ciało.
O szóstej rano już nie ma Thomasa w domu. Dzwonię do taty. Muszę im powiedzieć, że zostałam wdową. Kiedy słyszę zaspany głos taty nie owijam w bawełnę i od razu mówię, o co chodzi.
 - Dziś w nocy umarł Thomas tatusiu. Bardzo ciężko znoszę jego śmierć. Możecie przyjechać? Zamówię na jutro lot. W Poczdamie nie ma lotniska, ale dolecicie do Berlin-Tegel. To dwadzieścia pięć kilometrów ode mnie. Przyjadę po was. Dam jeszcze znać, o której wylot, a bilety odbierzecie na Okęciu.
Tata jest wstrząśnięty tymi hiobowymi wieściami, ale zapewnia mnie, że przyjadą jak najszybciej. Nerwowo szukam w internecie połączeń. Najbliższy lot z Warszawy jutro o siódmej trzydzieści. Na szczęście są jeszcze wolne miejsca. Bez wahania je bukuję. Jeszcze tego samego dnia dzwonię do Klausa Meyera, przedstawiam się i informuję go o śmierci Thomasa. Obiecuję zadzwonić jak już będę znała datę pochówku. On oferuje mi pomoc, ale odmawiam.
 - Thomas jeszcze za życia wszystko pozałatwiał, ja muszę tylko dopilnować kilku rzeczy.
Kolejny telefon jest do prawnika Thomasa. On mówi mi, że Thomas spisał testament a jego otwarcie nastąpi tydzień po pogrzebie w jego kancelarii notarialnej.
 – Ja wiem o tym testamencie, bo mi mówił...
 - To pewnie wie pani także, że jest jedyną spadkobierczynią?
 - Tak, wiem…
 - W takim razie do zobaczenia.
W końcu ruszam do domu pogrzebowego. Thomas spocznie na tutejszym cmentarzu obok swoich rodziców. Mają tu spory, marmurowy grobowiec. Rozmawiam jeszcze o szczegółach takich jak wieniec na trumnę i kwiaty dla żałobników. Nie będzie ich zbyt wielu, bo jak zawsze powtarzał Thomas, nie miał żadnych znajomych ani przyjaciół. To smutne, ale on już jest w lepszym świecie i nie musi się o nic troskać. Ma mnie, a ja zawsze będę wracać na jego grób. Pogrzeb odbędzie się za dwa dni o dziesiątej rano. Dzwonię jeszcze do Tani i Uwe, żeby ich powiadomić. Jutro Tania i tak przyjdzie sprzątać. Zamierzam zamówić jakiś catering. Żałobników wprawdzie będzie mało, ale wypada im dać jeść.
Był wstrząśnięty tym opisem śmierci Thomasa. Oczami wyobraźni widział znękaną, opuchniętą od płaczu Ulę tulącą jego wychudzone ciało. Małżeństwo nie zostało skonsumowane. Tak napisała. Nie wiadomo, czy ona nie chciała, czy też Thomas wycieńczony chorobą po prostu nie był zdolny do seksu. Podejrzewał, że raczej to drugie. Nie był jej tak do końca obojętny i coś jednak do niego czuła. Byli przecież małżeństwem prawie półtora roku.

23 komentarze:

  1. O ja! Aż się popłakałam czytając ten rozdział. Wychodzi na to, że wszyscy tu cierpią. Thomas z powodu choroby, Ula z bezsilności, a Marek? Marek nie może sobie wybaczyć, że wypuścił z rąk taki skarb, jak Ula. Czytając jej pamiętnik czuje zazdrość, że jednak Ula w pewnym stopniu pokochała Thomasa, no ale sama mówi, że miłość rozpadła się wraz z chorobą jej męża.
    Nie mogę doczekać się spotkania Dobrzańskiego z autorką pamiętnika.
    Pozdrawiam serdecznie, Andziok :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andziok
      Wiesz, że u mnie zazwyczaj tak jest, że najpierw trochę cierpienia, a potem sielanka. Ula mocno dostała w kość nawet nie tak fizycznie jak psychicznie. Sama przyznaje, że kochała Thomasa, ale inaczej niż Marka. Cierpienie tego pierwszego już na zawsze odcisnęło piętno na jej życiu. Dużo mu zawdzięcza, ale też pozostanie w niej żal, że była z nim tak krótko.
      Spotkanie z Dobrzańskim już niebawem.
      Bardzo dziękuję Ci za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  2. Witaj Małgosiu,
    dłuższą chwilę zbierałam się do napisania tego komentarza, bo po przeczytaniu czułam się, tak jakbym dostała obuchem w łeb! Okropnie smutna i poruszająca część:( Bardzo sugestywnie opisałaś cierpienia całej trójki. Łzy same cisną się do oczu:( Żal mi ich wszystkich, począwszy od Thomasa, poprzez Ulę kończąc na Marku. Będąc na miejscu Marka, chyba umarłabym z wyrzutów sumienia. Zresztą Twój Marek właśnie tak ma. Już nie tylko cierpi z powodu utraty ukochanej, ale teraz jeszcze przekonał się co ją spotkało z powodu ucieczki od niego. Gdyby nie to zamieszanie pomiędzy nimi, prawdopodobnie Ula nie musiałaby tak cierpieć!? Może byłaby szczęśliwą żoną i mamą? Nie wiem czy na jego miejscu znalazłabym siłę aby spojrzeć jej prosto w oczy. Płacz nad rozlaną szklanką mleka nic tutaj nie da. Marek musi się zastanowić co zrobić aby ta niesamowicie dzielna i szlachetna kobieta nigdy już nie musiała cierpieć. Postawiłaś przed nim nie lada wyzwanie. Marek chyba (zresztą tak jak ja) rozpoczynając czytać pamiętnik Uli nie spodziewał się aż tak ciężkich wiadomości. Ula prawdopodobnie napisała go aby odzyskać równowagę po tych traumatycznych przeżyciach?! Teraz słówko o Thomasie. Taki fajny, na wskroś dobry, młody człowiek. Całe życie stało przed nim otworem. I co? I nie wiadomo skąd, nie wiadomo dlaczego, przyplątała się ta wstrętna, nieuleczalna choroba! Jakie to niesprawiedliwe! Jak on niesamowicie dzielnie zmagał się z tą chorobą! Dobrze chociaż, że miał obok siebie takiego prywatnego anioła, który dbał, opiekował się, współczuł i wreszcie po prostu go kochał. Jedyne pocieszenie, że nie odchodził w samotności! I wreszcie Ula. Jej to mi najbardziej żal! Musi mieć charakter ze stali! Czego ona już w swoim młodym życiu nie doświadczyła?! Niestety były to zazwyczaj niezbyt miłe historie. Począwszy od śmierci mamy, choroby taty, złamanego serca przez Marka, bezsilnego przyglądania się na cierpienie bliskiej osoby a skończywszy na śmierci męża! Czy można więcej wytrzymać? Czym ona sobie zasłużyła na tyle bólu i przykrości? Kiedy wreszcie będzie tak po prostu szczęśliwa? Do tego jeszcze nie wiemy co się u niej działo przez kolejne co najmniej dwa lata?! Mam tylko nadzieję, że już więcej tak ciężko nie miała? Dziękuję za ten rozdział. Pomimo, że taki smutny, to bardzo mi się podobał:) Czekam na kolejną odsłonę. Może przyniesie lepsze i milsze wiadomości:) Serdecznie pozdrawiam i przesyłam uściski:)
    Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaju
      Jeśli uroniłaś łezkę, lub choćby zaszkliły Ci się oczy, to uważam zadanie za wykonane.
      Pamiętnik Uli faktycznie był formą terapii. W Poczdamie czuła się samotna po śmierci Thomasa i gdzieś musiał znaleźć ujście ten ogromny żal po jego śmierci. Los ciężko ją doświadczył i nie ma tu co rozpatrywać, czym sobie zasłużyła na to wszystko. Taka karma i już. Nieszczęścia zawsze chodzą parami, albo trójkami. Ona nadal cierpi i próbuje złagodzić w sobie ten ból i stratę. Z czasem odnajdzie spokój, ale o Thomasie nie zapomni nigdy.
      Masz rację, że Marek nie spodziewał się czegoś takiego, gdy kupował książkę Uli. On cierpiał i tęsknił ponad pięć lat, ale to co przeczytał wywołało w nim ogromny szok. Czuje się winny całej sytuacji i ma wyrzuty sumienia.
      Właściwie wszystko rozstrzygnie się na tym wieczorze autorskim , ale to chyba w szóstej części.
      Serdecznie dziękuję za wyczerpujący wpis. Pozdrawiam najpiękniej i przesyłam buziaki. :)

      Usuń
  3. Czekałam, czekałam i się doczekałam. Jestem smutna:( To co ich spotkało jest okropne! Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu
      To istotnie smutna część, bo śmierć nie jest niczym przyjemnym. Mogę Ci obiecać, że pd teraz będzie bardziej pozytywnie.
      Pozdrawiam Cię serdecznie. :)

      Usuń
  4. Podziwiam Ulę! Jej walka o zdrowie męża jest niesamowita! Martwię się jak ona sobie teraz z tym wszystkim poradzi? Przecież jest sama w obcym państwie i nie ma żadnego wsparcia. Nina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nino
      Rzeczywiście zafundowałam Uli bardzo ciężkie momenty, ale przecież ona jest wojowniczką i nie poddaje się tak łatwo. Poradzi sobie ze wszystkim, bo w Niemczech mieszka już na tyle długo, że jest obeznana z tamtejszymi urzędami.
      Dziękuję Ci za komentarz i cieplutko pozdrawiam. :)

      Usuń
  5. Rozstanie Uli i Marka nie było takie nadaremne i przyniosła Tomaszowi radość w smutku i cierpieniu. Teraz jest już w lepszym świecie bez bólu.To dobrze, że zmarł wiedząc, że Ula jest przy nim czuła coś więcej niż litość i chwała jej za to. Teraz potrzebuje czasu na zagojenie ran tak jak kiedyś po Marku. Może pisanie pamiętnika będzie tym ukojeniem.
    Czekam niecierpliwie na ich spotkanie a po okresie żałoby na więcej.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsze zdjęcie super.

      Usuń
    2. RanczUla
      Wiem. To zdjęcie jest boskie. Zrobione w camperze, który Filip dzielił razem z Anną Muchą podczas kręcenia "Prosto w serce".

      Ja mam wrażenie, że cokolwiek robimy i cokolwiek w konsekwencji nas spotyka, zawsze jest po coś i nawet jeśli nie ma ukrytego w tym celu, to jesteśmy bogatsi w nowe doświadczenia. Dlatego uważam, że rozstanie Marka i Uli też było po coś. Mimo, że późniejsze lata były dla niej bardzo ciężkie, to jednak w jakiś sposób ją uwrażliwiły, pogłębiły empatię i szacunek nie tylko do człowieka, ale też do śmierci. Jak już pisałam Gai pamiętnik był formą terapii. Ona musiała z siebie wykrzyczeć cały ten ból. Nie miała nikogo, komu mogłaby o tym powiedzieć, więc zaczęła pisać.
      Obiecuję, że będzie i spotkanie i nawet nieco sielanki.
      Dziękuję i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  6. Nie mogę się przez Ciebie uczyć Ciągle mam w głowie to opowiadanie. To musi być straszne uczucie jak patrzymy na powolną śmierć bliskiej osoby i jak nie możemy jej w żaden sposób pomóc. Czekam na weselszy next. Pozdrawiam Kara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kara
      Wiesz, że nie miałam takich intencji, żeby odrywać Cię od nauki. To priorytet, a moje opowiadania nigdzie nie uciekają. Ta część była przygnębiająca, ale od teraz będzie lepiej.
      Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za wpis. Trochę sobie odpuść, za chwilę mamy weekend. :)

      Usuń
  7. Piękny rozdział Czekamy na cd Pozdrawiamy M i E

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M i E
      Dziękuję bardzo dziewczyny. Obie serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  8. z niecierpliwością czekam na ich spotkanie;)Pozdrawiam i czekam na więcej. AB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AB
      Spotkanie chyba w szóstej części. Dzięki za wizytę na blogu. Cieplutko pozdrawiam. :)

      Usuń
  9. Opowiadanie super;) U Ciebie chyba Ula i Marek będą dobrymi przykładami na tezę, że cierpienie uszlachetnia - uczyni ich lepszymi, doda sił i ich wzmocni, nauczy cieszyć się życiem i dostrzegać to czego wcześniej nie widzieli (zwłaszcza Marka). Jeśli mam rację, to fajnie, bo niekiedy jednak długotrwałe cierpienie potrafi totalnie wyniszczyć człowieka i uczy jedynie nienawiści do ludzi i świata, a tego nie chciałabym dla nich obojga. Pozdrawiam Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza
      To prawda co piszesz. Nadmiar nieszczęść może kompletnie zrujnować życie psychiczne człowieka. U mnie tak się nie stanie, bo Ula ma jednak mocny charakter i duszę wojowniczki. Mimo jej wielkiej wrażliwości psychicznie jest bardzo silna i przetrwa wszystko.
      Bardzo dziękuję Ci za komentarz i pozdrawiam najpiękniej. :)

      Usuń
  10. Okrutny los nie oszczędził twojej bohaterce cierpienia i bólu. Wiele przeszła w swoim życiu. Straciła tych ,których kochała.Doświadczyła nieszczęśliwej miłości ,która ją zniszczyła.Zepchnęła w przepaść ,a na domiar złego nadal kocha. Mówią ,że miłość wszystko wybaczy (tylko prawdziwa) ,lecz są rzeczy nie do wybaczenia. Walczyła o rzeczy na których jej zależało ,ale także o ludzi.Silny charakter ,duch walki i wiara w rzeczy niemożliwe pozwoliła jej iść dalej i nie poddać się. Nie schowała głowy w piasek i nie załamała się. Chociaż na jej miejscu wielu znosiło by to wszystko znacznie gorzej. Cierpiała w skrytości . Dopiero wydanie pamiętnika było odkryciu prawdziwych uczuć ,skrytych myśli.
    A Marek nareszcie zdał sobie sprawę jaki był głupi. No cóż ,każdy popełnia błędy ,a on płaci za tą głupotę pięć lat rozłąki ,tęsknoty ,a teraz jeszcze męczą go wyrzuty sumienia i słusznie. Gdyby nie postąpił tak jak postąpił Ula by nie uciekła i nie spotkała by ją ta tragedia.Jednak można gdybać co by było gdyby. Równie dobrze inny mógł ją skrzywdzić lub stać mogłoby się innych milion rzeczy i też by cierpiała. Mniej lub więcej. A swoją drogą to szkoda mi Thomasa jakoś polubiłam go i od początku mu współczułam mu ,że musi tyle cierpieć i ,że w młodym wieku dopadła go ta paskudna choroba.Ula była taki jego osobistym aniołem stróżem. Jestem ciekawa co wydarzyło się potem no i jak będzie wyglądać spotkanie Dobrzańskiego i Ulki po latach. Pozdrawiam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyś
      Czasem tak jest, że pasmo nieszczęść każe myśleć ludziom, że urodzili się pod nieszczęśliwą gwiazdą. Ula nie pomyślała tak nigdy, choć miała wiele powodów. Dzięki swojemu nastawieniu do życia i świata była silna i potrafiła dać odpór kolejnym nieszczęściom.
      Każdy z nas dźwiga swój krzyż i nie znam człowieka, który nie miałby żadnych problemów lub żeby nie przytrafiały mu się w życiu pechowe chwile. Dzięki nim i walce z nimi przeważnie wychodzimy z takich sytuacji silniejsi i pozytywnie nastawieni, że jednak daliśmy radę, że nie załamaliśmy się. Tak właśnie postrzega to Ula. Zawsze stara się znaleźć wyjście z wydawałoby się patowej sytuacji.
      Marek żałuje ogromnie tego, co stało się w przeszłości. Dręczą go wyrzuty sumienia. On jeszcze nie wie, że Ula już inaczej podchodzi do swojej spontanicznej ucieczki do Niemiec. Z perspektywy lat ocenia to jak rodzaj szaleństwa, czy też działania w afekcie. Teraz bogatsza w doświadczenia postąpiła by zupełnie inaczej.
      Bardzo Ci dziękuję za tak długi komentarz. Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę udanego weekendu. :)

      Usuń
  11. O rany ile w tej części cierpienia, a walka Ulki o każdy dzień dla męża taka wzruszająca, tym bardziej, że wiadomo, że cud się nie zdarzy. Ulka darzy męża wielką miłością, ale jest ona oparta na wzajemnym zrozumieniu, wsparciu i wdzięczności. Miłość do Marka była (a właściwie jest nadal) pełna przeróżnych emocji, gwałtownych niczym letnia burza. Jak to mówią miłość nie jedną ma twarz. Marek od dawna wiedział, że przez własną głupotę stracił wspaniałą kobietę, ale dopiero z tego pamiętnika widać jak bezcennym skarbem jest Ula. Ciekawi mnie jak rozwiniesz to dalej, no i kiedy w końcu się spotkają (i jak na siebie zareagują), pozdrawiam ;) M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M.
      Do spotkania jeszcze dwa rozdziały, bo o ile pamiętam zobaczą się w szóstym. Jak czytam znowu te rozdziały to myślę sobie, że faktycznie zafundowałam Uli koszmarnych kilka lat. Jednak z drugiej strony przeciwności losu w jakiś cudowny sposób nas wzmacniają zwłaszcza wtedy, gdy uda nam się je pokonać. Ula to mimo wszystko twarda sztuka, która nie poddaje się tak łatwo. Z czasem ból po śmierci Thomasa minie, a ona zacznie wracać do normalności.
      Bardzo Ci jestem wdzięczna za komentarz i najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)

      Usuń