ROZDZIAŁ 3
Kilka dni po tej rozmowie Ula wraz z Alą i ojcem wybrała się na giełdę samochodową. Ojciec znał się na mechanice i mógł okazać się bardzo pomocny. Długo chodzili oglądając różne marki aż wreszcie natrafili na trzyletnią Toyotę Aygo. Uli od razu spodobał się ten samochodzik. Był nieduży w sam raz dla kobiety i w dodatku w przystępnej cenie. Ojciec próbował się trochę targować, bo sprzedawca i pierwszy właściciel w jednym, wystawił autko za dwadzieścia pięć tysięcy. Stanęło na dwudziestu trzech, komplecie opon zimowych i kilku częściach zapasowych. Cieplak nie byłby sobą, gdyby nie zajrzał pod maskę, ale to co zobaczył spodobało mu się. Ewidentnie pojazd był zadbany.
Do mieszkania Ali jechali już dwoma samochodami. Nowy nabytek prowadził się świetnie a Ula czuła się w nim komfortowo.
- Nie najlepiej to wygląda. Dawno mnie tu nie było, dlatego tyle kurzu. Widzisz, pokój prawie pusty – zwróciła się do Uli. – Tę starą komodę można wyrzucić. Wersalkę także. Józio nie może dźwigać a i my też nie powinnyśmy. Poprosimy chłopaków z ekipy remontowej. Za dodatkową opłatą wyczyszczą całe mieszkanie ze sprzętów. W łazience trzeba koniecznie wymienić płytki. Te są już bardzo stare i niemodne. Tu daję ci schemat całego mieszkania – Ala wyciągnęła z torebki złożony plik kartek. – Każde pomieszczenie rozrysowane jest osobno wraz z wymiarami. To pomoże ci przy kupnie kafelek i podłóg. Kuchnię też trzeba doprowadzić do ładu. Niestety wyboru płytek i paneli podłogowych będziesz musiała dokonać sama, chyba że weźmiesz Jaśka do pomocy.
- Poradzę sobie – zapewniła Ula. – Najbardziej się cieszę, że tak blisko będę miała do pracy. Samochodem to jakieś piętnaście minut. Proponuję, żebyście teraz pojechali do domu. Ja skoczę jeszcze do jakiegoś salonu z glazurą i być może uda mi się coś zamówić. Trzeba też kupić kabinę, bo nie chcę wanny i nową umywalkę. Chodźmy, bo szkoda czasu.
W Rysiowie prace szły już od kilku dni pełną parą. W ciągu jednego dnia pozbyto się toksycznego, eternitowego dachu. Potem wymieniono całą jego konstrukcję, bo padł pomysł, żeby Jaśkowi zagospodarować poddasze. Wycięto otwory na cztery połaciowe okna, żeby strych był dobrze doświetlony. Kiedy wjechała na podwórko i wysiadła z auta aż uśmiechnęła się od ucha do ucha, bo dekarze zaczynali kłaść ogromne arkusze zielonej blachodachówki. – Jak tak dalej pójdzie, to dzisiaj skończą – pomyślała.
Przy późnym obiedzie opowiedziała rodzinie o zakupach jakie poczyniła.
- Ekipa ma być jutro o dziewiątej. Pojutrze przywiozą materiały. Dobrze idzie, aż boję się o tym mówić głośno. Rozmawiałeś tato o kosztach tego dachu? Ile chcą?
- Zgodzili się na trzydzieści tysięcy, ale utargowałem jeszcze, że zrobią wnętrze, to znaczy położą płyty i przygotują je do malowania. Pomalujemy sami. Podłogę też damy radę położyć. Uskładaliśmy trochę pieniędzy i pomyśleliśmy, żeby wymienić jeszcze instalację, bo jest już stara i kaloryfery.
- Zastanów się co jeszcze można byłoby wyremontować. Ja dołożę, jeśli zajdzie taka potrzeba. Pieniędzy na pewno mi wystarczy a poza tym już niedługo zacznę znowu zarabiać, więc nie ma się czym przejmować.
Mieszkanko Uli dość szybko nabierało przytulności. Prace remontowe zakończono i teraz mogła się zająć jego urządzaniem. Z przyjemnością wybierała meble do pokoju, śnieżnobiałe firanki i pastelowe zasłony pasujące do koloru ścian. Na początku września przewiozła swoje rzeczy na Szczęśliwicką. Garderoba w przedpokoju była na tyle pojemna, że zmieściła się ze wszystkim. Nadal była na urlopie więc dość często gościła w Rysiowie. Tam też remont dobiegał już końca. Jasiek przeniósł się na strych. Jego stary pokój na piętrze i pokój Beatki połączono wyburzając dzielącą je ścianę. Teraz i ona miała więcej miejsca dla siebie. Do pomalowania został tylko parter. Z uwagi na to, że Ala nadal była czynna zawodowo i dojeżdżała każdego dnia do F&D Ula godnie zastępowała ją w porządkach po malowaniu a w wolnym czasie wraz z Beatką zbierała jabłka i śliwki w sadzie robiąc z nich przetwory. Takie intensywne życie bardziej pasowało do niej niż bezmyślne próżniactwo. Była szczęśliwa i czuła się potrzebna. Kiedy myślała o tych pierwszych miesiącach w Stanach otrząsała się z niesmakiem. Jak Piotr mógł w ogóle pomyśleć, że będzie jej odpowiadała rola kury domowej? Przecież zdążył ją już dobrze poznać i wiedział, że nie znosi bezczynności. Zabrał ją do Ameryki bez konkretnego planu. Mamił atrakcyjnością Bostonu i wmawiał jak piękne życie będą wiedli. Doszła do wniosku, że zrobił to z czystą premedytacją, bo tak naprawdę wiedział, że rzeczywistość będzie zupełnie inna. Przecież już raz tam był. Wprawdzie tylko miesiąc, ale też pewnie spędził go w szpitalu. Miała mu trochę za złe, że nie powiedział jej prawdy a z drugiej strony gdyby nie ten wyjazd, nie mogłaby sobie pozwolić na to, by opłacić remont domu i mieszkania a kupno samochodu stałoby się tylko pobożnym życzeniem.
Pod koniec września zapakowała w teczkę dokumenty i pojechała do swojego nowego miejsca pracy. Ku jej zdziwieniu robiono jej trudności i nie chciano wpuścić do gabinetu Rogosza mówiąc, że nie może wejść, bo nie jest umówiona.
- Proszę nie nalegać. Dyrektor jest bardzo zajęty – spławiała ją sekretarka. Zaczynała Ulę drażnić. Ewidentnie uważała się tu za drugą po Bogu i mogła wszystko.
- Proszę pani – wyrzuciła z siebie poirytowana. – Proszę natychmiast pójść do pana Rogosza i powiedzieć mu, że przyszła Urszula Cieplak jego zastępca. Jeśli pani tego nie zrobi postaram się jak najszybciej wyciągnąć z tego żałosnego incydentu najdalej idące konsekwencje. Zrozumiała pani?
Kobieta wstała od biurka i wyciągnęła się jak struna. Najwyraźniej pobladła wbijając w Ulę przestraszone spojrzenie.
- Ja bardzo panią przepraszam… Trzeba było tak od razu… Już panią zapowiem.
Wsunęła się do gabinetu jak duch, by po chwili otworzyć drzwi na oścież zapraszając ją do środka. Siedzący za dębowym biurkiem mężczyzna podniósł się, zapiął guzik marynarki i podszedł do niej z wyciągniętą dłonią.
- Czarną z odrobiną mleka bez cukru.
- Zack Robinson bardzo pochlebnie wyrażał się o pani. Wysoce sobie ceni pani umiejętności a ja jestem szczęśliwy, że pozyskaliśmy tak wartościowego pracownika. Mój zastępca odszedł na zasłużoną emeryturę i od kilku miesięcy mieliśmy wakat na tym stanowisku. Podobno zajmowała się pani w Bostonie analizami finansowymi?
- Zgadza się, ale i inne zagadnienia nie są mi obce.
- To świetnie się składa. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie się układała bez zarzutu. Jak wypijemy kawę oprowadzę panią.
- To jest pani gabinet – Rogosz otworzył szeroko drzwi od jednego z pokoi i przepuścił ją przodem. - Wydaje się dość wygodny. Pani poprzednik nie narzekał, chyba że chce go pani urządzić inaczej, to proszę powiedzieć.
- Nie, nie. Nie jestem wymagająca a gabinet zupełnie wystarczający. Skoro wszystko już wiem, to pozwoli pan, że skorzystam jeszcze z tych kilku dni urlopu jakie mi pozostały. Zaczynam, jak pan zapewne wie od pierwszego października.
- Czekamy na panią i do zobaczenia.
Szybko się połapała w swoim zakresie obowiązków. Nie było w nim nic, czego by nie znała lub nie rozumiała. Praca jak zwykle przynosiła jej satysfakcję, bo zaangażowała się w nią całym sercem. W weekendy zazwyczaj jeździła do Rysiowa, żeby pomóc Ali w sprzątaniu. Po remoncie było to znacznie prostsze i nawet sprawiało przyjemność. W sobotnie wieczory pomagała Betti w nauce i prowadziła dyskusje z Jaśkiem. Był na ostatnim roku informatyki i pisał pracę dyplomową.
Którejś soboty zastała rodzinę w minorowych nastrojach a raczej to Ala i Józef nie tryskali jakoś entuzjazmem. Ula od razu wyczuła, że coś się stało i już od progu o to zapytała.
- Martwię się Ula – powiedziała cicho Alicja. – W firmie nie dzieje się dobrze. Krążą plotki o kiepskiej kondycji finansowej i o tym, że będą zwalniać ludzi. Ja jestem tuż przed emeryturą i nie wiadomo czy mnie oszczędzą. W gorszej sytuacji są dziewczyny Ela i Iza. Są młode, ale już mają jakiś staż pracy. Gdzie będą szukać roboty?
- To niemożliwe Ala. Nie zwolnią żadnej z was. Krzysztof nigdy nie zwalniał ludzi, co najwyżej ciął płace, ale zwolnień nie było. Marek też na to się nie odważy.
- Marek może nie, ale nad Krzysztofem mocno pracuje Alex. Przedstawia mu jakieś zestawienia pokazujące bilans zysków i strat, a te ostatnie są ponoć wysokie. Naprawdę tego nie rozumiem… Przecież niedawno był pokaz. Sama wiesz, że po pokazie pojawiają się stali kontrahenci i ci nowi. Są zawierane umowy. Gdzie to wszystko jest? Marek ciągle za czymś goni, coś załatwia, wręcz wychodzi ze skóry. Sądziłam, że podpisuje te umowy właśnie. Nawet Pshemko chodzi jak chmura gradowa.
Ula ze współczuciem patrzyła na Alę. Była w tej firmie od samego początku. Pomagała ją rozwijać i żyła dla niej. A co z pozostałymi? To nie mogło się tak po prostu skończyć. Alex knuł od kiedy pamiętała. Wciąż jakieś nasiadówki z Adamem i szeptanie po kątach. Nie miała pojęcia czy robił świństwa w czasie, gdy ona odeszła już z firmy. Niewykluczone, że teraz wrócił do dawnej gry.
- Ala a jak było przez ostatnie trzy lata? Też robił Markowi pod górkę?
- O dziwo, nie… Kiedy odeszłaś z firmy w niedługim czasie on i Paulina wyjechali do Włoch. Pamiętam to dobrze, bo to było krótko po tej awanturze, o której ci opowiadałam. Paulina nie mogła znieść pogardliwych spojrzeń pracowników i ich chichotu, gdy przechodziła obok. Namówiła brata i wyjechali na bardzo długo. Cztery miesiące ich nie było. Wrócili dopiero na posiedzenie zarządu. Ten czas trochę wyciszył Marka, pomógł mu spokojniej pracować, co było ewenementem, bo jak sama wiesz, on nie lubił się przepracowywać. A jednak od czasu gdy zniknęłaś i jak wyjechali Febo stał się prawdziwym pracoholikiem. Podźwignął wtedy firmę. Znalazł nowych kooperantów i zawarł z nimi korzystne umowy. Było naprawdę dobrze. Po powrocie Alex trochę spasował. Rzadko pojawiał się na korytarzu jakby dążył do całkowitej izolacji. Wtedy na pewno nie knuł.
- Knuł Ala, bo to leży w jego naturze. Firma nie może tak sobie upaść z dnia na dzień. To proces, który trwa dłuższy czas. Alex układał plan przejęcia firmy i właśnie wciela go w życie. Dam głowę uciąć, że prowadzi kreatywną księgowość. Ma świadomość, że Krzysztof ma słabe serce, więc sączy mu wolniutko te złe wieści jak jad. Wieści, które sam spreparował. Marek słabo zna się na finansach. Choćby wyszedł ze skóry, nie jest w stanie nic Alexowi udowodnić. Mimo wszystko szkoda mi i jego, i Krzysztofa. Febo dobrze się przygotował. Co by o nim nie powiedzieć, to z pewnością solidny i drobiazgowy facet. Krok po kroku doprowadzi firmę do ruiny a oni będą musieli na to patrzeć.
- Pomóż mu Ula – wyszeptała Ala a po jej policzkach płynęły łzy. - Pomyśl o tych wszystkich biednych ludziach, którzy mają na utrzymaniu rodziny. Co z nimi będzie?
- To niemożliwe Ala. Ja etap Febo&Dobrzański mam już daleko za sobą i nie chcę wchodzić dwa razy do tej samej rzeki. Krzysztof jest mądry i może sam w końcu się zorientuje, że jego przybrany syn pcha firmę na skraj przepaści. Nie możesz wymagać ode mnie tego rodzaju przysług. Przepraszam, ale nie mogę ci pomóc.