ROZDZIAŁ
2
Wróciła do domu kompletnie przemoczona.
Czapka smętnie ociekała wodą, której ciężar deformował to wełniane cudo. Szalik
był w podobnym stanie. Najgorzej wyglądał płaszcz. Nie miała pojęcia, czy uda
się go jeszcze uratować. Brudne plamy błota pod wpływem lejącego wciąż deszczu
rozmazały się i teraz trudno było określić nawet kolor płaszczyka. Otworzyła
drzwi i weszła do przedpokoju natykając się na Piotrka, który na jej widok
zaniemówił i tylko wytrzeszczał oczy. W końcu wykrztusił
- O
rany… Przewróciłaś się w jakiejś kałuży?
-
Samochód mnie ochlapał. Pomóż mi zdjąć te ciuchy. Przemokłam do suchej nitki.
Rzeczywiście nawet biustonosz miała mokry.
Pośpiesznie rozebrała się i weszła do brodzika puszczając na siebie strumień
gorącej wody. Czuła się słabo. Bolała ją głowa i miała wrażenie, że ciało pali
ją od środka. Opatuliła się grubym, frotowym szlafrokiem i wyjęła z apteczki
blistr aspiryny. Od razu zażyła dwie i zapakowała się do łóżka. Zanim zasnęła
pomyślała jeszcze o nieznajomym, z którym umówiła się na kawę. – Miał takie ładne oczy i przepraszał
szczerze. Może do jutra mi przejdzie? Nie miałabym nic przeciwko temu, żeby
poznać go lepiej. Szkoda, że nawet nie wiem jak ma na imię.
Następnego dnia rano było jednak znacznie
gorzej. Po niespokojnej nocy była mokra od potu jak szczur. Piotrek z
niepokojem patrzył na jej czerwone policzki. Bez wątpienia miała gorączkę.
Podał jej termometr, by po chwili odczytać na nim trzydzieści osiem stopni i
pięć kresek.
-
Dzisiaj siostra to ty nigdzie nie pójdziesz. Zaraz zrobię ci herbatę z sokiem
malinowym i syrop z cebuli. Domowe sposoby są najlepsze.
- A
ty nie masz zajęć dzisiaj? – wychrypiała.
-
Mam, ale dopiero od dwunastej. Zdążę.
-
Głowa mnie boli i mam katar. Rozłożyło mnie na amen – wygramoliła się z łóżka.
– Wezmę prysznic, zmienię piżamę i położę się. Co za pech…
Najbardziej żałowała, że nie spotka się z
intrygującym nieznajomym. Już dawno nikt jej tak nie zafascynował i nigdy oczy
żadnego z mężczyzn nie uwiodły jej tak bardzo. Może będzie miała jeszcze okazję
go spotkać, chociaż nie było to zbyt prawdopodobne. Warszawa to jednak
metropolia i czasem można mieszkać blisko siebie i nigdy się nie spotkać. Ot,
takie zezowate szczęście.
Nawet nie wiedziała kiedy przysnęła.
Obudził ją Piotrek, który wrócił z apteki przynosząc jej jakieś leki na
przeziębienie.
-
Stawiam wszystko na stole. W kuchni masz syrop z cebuli. Już nie znajdę czasu,
żeby przygotować ci coś do jedzenia. Muszę lecieć.
-
Dzięki Piotruś. Poradzę sobie. Zresztą nie mam nawet apetytu.
Przechorowała okrągły tydzień zanim
pojawiła się na uczelni. Na szczęście to był dopiero październik i zajęć nie
miała zbyt wiele. Przyłapywała się na tym, że gdziekolwiek by nie poszła wciąż
rozglądała się za mężczyzną z deszczu. Tak nazywała go w myślach. Niestety nie
spotkała go. Z czasem odwykła od myśli o nim. Powoli zacierał się w pamięci
obraz tych dobrych, poczciwych oczu. Miała sporo zajęć i to one pochłaniały jej
czas. Teraz skupiała się głównie na pisaniu pracy i na projekcie, który miał
stanowić integralną część bardzo rozbudowanej treści. Ambicjonalnie wybrała
temat naprawdę trudny, wymagający ogromnej kreatywności i wyobraźni, a także
sporego wysiłku przy obliczaniu wszystkich parametrów projektowanej inwestycji.
Na czwartym, ostatnim roku studiów
zajmowała się głównie chodzeniem na seminaria i skupianiem się na pracy
dyplomowej, a raczej na wnoszonych do niej poprawkach, które uzgadniała ze
swoim promotorem. Obronę wyznaczono jej na czerwiec i chciała się solidnie do
niej przygotować. Sporo czasu spędzała też w bibliotece. Zwykle wracała późno
obładowana notatkami, z którymi siadała do komputera czytając nie wiadomo który
już raz napisany tekst. Na ogromnej desce kreślarskiej rozciągnięta była ogromna
płachta białego brystolu, na którym powstawała koncepcja projektu. Oprócz tego
kilka nakładek z folarexu - przeźroczystej folii kreślarskiej, zawierających
przebieg urządzeń podziemnych, projektowanej małej architektury, układu
poszczególnych pomieszczeń i ciągów pieszych na poszczególnych piętrach. Pracy
było mnóstwo, ale Ania była systematyczna i krok po kroku realizowała swój
projekt.
Był piątek. W sobotę wraz z Piotrkiem miała
zamiar pojechać do rodziców. Wracała właśnie kolejny raz z biblioteki. Była
zmęczona, bo niemal pół dnia ślęczała nad książkami. Przeszła przez przejście
dla pieszych i dotarła do przystanku. Naprzeciwko przystanął autobus jadący w
przeciwnym kierunku. Była zamyślona, ale kątem
oka dostrzegła mężczyznę machającego
gwałtownie rękami. Przyjrzała się uważniej i oczy rozszerzyły jej się ze
zdumienia. To był on. Jej mężczyzna z deszczu. Rzucił się do drzwi chcąc
wysiąść, ale autobus powoli ruszył z przystanku. Chłopak z powrotem dopadł
szyby i wykonał gest jakby chciał sobie wyrwać serce. W końcu podniósł dłoń do
ust i posłał jej całusa. Pomachała mu patrząc ze smutkiem jak autobus oddala
się od miejsca, w którym stała. – Kolejny
pech – przemknęło jej przez głowę. – Przecież
nic by się nie stało, gdyby kierowca zgodził się otworzyć te cholerne drzwi.
Teraz pewnie przyjdzie mi czekać kolejne dwa lata, żeby spotkać go ponownie
– pomyślała z żalem.
Powroty do rodzinnego domu zawsze były
przyjemne. Mama gotowała im ulubione potrawy. Siadywali zazwyczaj przy
kuchennym stole i opowiadali o swoich studiach.
-
Już wiesz córcia, co będziesz robić jak się obronisz? - dopytywał się ojciec.
-
Pewnie dalej będę studiować. Te studia dają mi tytuł inżyniera architektury.
Chcę zrobić jeszcze magisterskie, ale już zaocznie. To tylko cztery semestry.
Jednak po skończeniu tych poszukam jakiejś pracy, żeby móc na nie zarobić. Marzy
mi się porządna pracownia architektoniczna, ale nie wiadomo, czy będą jakieś
wakaty. Mam nadzieję, że tak. Najpierw jednak przyjadę tu po obronie, żeby
chociaż przez miesiąc odpocząć i nabrać sił.
Obrona wyczerpała ją i psychicznie i
fizycznie. Trwała dość długo. Pytano ją bardzo szczegółowo, zadawano
podchwytliwe pytania, ale nie dała się podejść. Dzięki swojej pilności była
przygotowana na każdą ewentualność. Jej projekt analizowano i rozbierano na
czynniki pierwsze, pytano dlaczego takie rozwiązania a nie inne, dociekano skąd
wzięła pomysł, by zaprojektować sporą inwestycję tak ekonomicznym kosztem i z
materiałów, które nie są standardem. Wybrnęła ze wszystkiego. Na koniec promotor
pogratulował jej i szepnął, że jak do tej pory to jest najlepszy projekt na
roku i ma zamiar wysłać go na konkurs. Ania puchła z dumy. Uścisnęła mu dłoń i
podziękowała. Zdała celująco. Kiedy odbierała swój dyplom wręczono jej również
list pochwalny od samego rektora. Po uroczystości rozmawiała jeszcze chwilę ze
swoim promotorem. Już wiedziała, że jej praca na pewno trafi na konkurs.
- To
nie wszystko pani Aniu – mówił profesor. – Przedstawiłem pani pomysł moim
przyjaciołom architektom. Zwłaszcza jeden z nich zapalił się do niego i bardzo
chętnie widziałby panią w swoim zespole. Zna pani pracownię architektoniczną
Budzyński, Badowski i Kowalewski?
Ania wytrzeszczyła oczy i przełknęła ślinę.
-
Profesorze, a kto jej nie zna? Przecież to same sławy. Cały Ursynów, to dzieło
pana Marka Budzyńskiego, wiele projektów wykonał do spółki z panem Badowskim, na
przykład gmach biblioteki uniwersyteckiej… Długo mogłabym wymieniać.
- W
takim razie nie pozostaje mi nic innego jak dać pani wizytówkę. Proszę
skontaktować się z panem Budzyńskim i umówić na rozmowę. Życzę powodzenia.
Wybiegła z uczelni i zatrzymała się dopiero
na pobliskim skwerze. Nie mogła uwierzyć we własne szczęście. W życiu by się
nie spodziewała, że może pracować dla takiej sławy jak Budzyński. Postanowiła,
że jutro rano zadzwoni do pracowni i umówi się w sprawie pracy. Chciała to
załatwić jeszcze przed wyjazdem do domu. Najlepiej jakby zgodził się ją
zatrudnić od września. Byłoby wspaniale.
Budzyński okazał się niezwykle miłym i
pełnym klasy starszym panem. Przyjął ją bardzo serdecznie i przyznał, że jej
projekt wywarł na nim ogromne wrażenie.
-
Serce mi rośnie, kiedy pomyślę, że jednak zdarzają się w tym zawodzie prawdziwe
perełki, ludzie niesamowicie kreatywni i obdarzeni bogatą wyobraźnią. Tylko z takimi
chcę pracować i będę szczęśliwy jeśli zgodzi się pani na moją propozycję.
Profesor Stępniewski dużo mi o pani opowiadał i zapewniał, że świetnie pani
rokuje na przyszłość. Ja na początek proponuję pięć tysięcy pensji i premie w
zależności od efektów. Myślę, że jak na pierwszą pracę to warunki są całkiem
przyzwoite.
-
Warunki są wspaniałe – Ania uśmiechnęła się do niego z sympatią – i
postąpiłabym lekkomyślnie, gdybym ich nie przyjęła. Czy to byłby kłopot, gdybym
zaczęła pracować od września? Nie ukrywam, że ten ostatni rok studiów wyczerpał
mnie trochę i chciałabym odpocząć. Poza tym chciałabym się zapisać na studia
zaoczne drugiego stopnia, żeby zdobyć tytuł magistra, a to wiąże się z
załatwianiem formalności.
- Na wszystko się zgadzam - zapewnił Budzyński
– i doskonale rozumiem potrzebę odpoczynku po takim ogromnym wysiłku
intelektualnym. Widzimy się w takim razie pierwszego września. Bardzo się
cieszę – pożegnał ją uściskiem dłoni.
Pobyt w domu był błogim lenistwem,
wysypianiem się do woli i zbijaniem bąków, ale tylko do czasu. Potem już sama
szukała sobie roboty. Lubiła to miłe zmęczenie po całym dniu spędzonym w polu
przy zbiorach, czy przy pieleniu przydomowego ogródka. Piotrek pomagał przy
naprawie dachu stodoły, bo za chwilę mieli zwozić siano i dach musiał być
szczelny.
Ania została niemal do końca sierpnia. Tuż
przed wyjazdem mama wcisnęła jej pieniądze mówiąc, żeby opłaciła za nie
pierwszy semestr studiów magisterskich.
-
Trochę minie czasu nim zarobisz jakieś pieniądze a czesne trzeba zapłacić już –
mówiła.
Pierwszego września pojawiła się w
pracowni. Podpisała umowę a Budzyński przedstawił jej cały zespół i pokazał
biurko, przy którym miała pracować.
Najbardziej przylgnęła do Haliny,
trzydziestodwulatki z paroletnim stażem małżeńskim. Halina była niezwykle
towarzyska, zarażała dobrym humorem i perlistym śmiechem. Szybko się okazało,
że jest duszą towarzystwa. Lubiła imprezować, co Ani raczej nie odpowiadało i
bardzo rzadko ulegała namowom koleżanki na jakieś wspólne wyjścia, ale poza tym
była zupełnie w porządku. Na pewno nie można było powiedzieć, że zostały
przyjaciółkami. Ania skryta z natury nigdy nie wywnętrzała się przed gadatliwą
Haliną. Były po prostu koleżankami z pracy.
Po nowym roku okazało się, że
rozstrzygnięto konkurs, na którym wystawiono projekt Ani. Zajął drugie miejsce,
co wiązało się z dość pokaźną nagrodą pieniężną. O wszystkim powiadomił cały
zespół Budzyński. Nie wypadało tego nie uczcić tym bardziej, że wszyscy jej
gratulowali. Dzięki tej wygranej ugruntowała swoją pozycję w pracowni, koledzy
nabrali do niej szacunku, a przełożeni zaczęli doceniać i zlecać jej całkiem
poważne projekty.
Dzięki wygranej i zaoszczędzonym pieniądzom
stać ją było na zakup dość dużego, bardzo wygodnego mieszkania i urządzenie go.
Piotrek pomógł jej w przeprowadzce a na jej miejscu wylądował jego kolega z
roku.
Ania żyła pracą i dla pracy. Zaangażowała
się w nią w stu procentach. To był jej żywioł i pasja. Nie myślała o życiu
osobistym, nie interesowali ją faceci. Czas dzieliła między pracownię i dom. A
jednak w pewnym momencie poczuła się zmęczona tą gonitwą za pieniądzem. Dwa
lata wcześniej ukończyła studia magisterskie i od tamtej pory soboty i
niedziele miała wyłącznie dla siebie. Tak było w teorii, bo naprawdę wciąż
ślęczała w domu nad projektami zwłaszcza wówczas, kiedy goniły ją terminy, bądź
nalegało na to szefostwo. Nie chciała zawieść ani ich ani siebie. Tylko czasem
zastanawiała się nad swoim życiem kiedy gościła u rodziców na wsi i spotykała
się z koleżankami, które miały już mężów i gromadkę dzieci. Ona była
atrakcyjną, zadbaną kobietą, a jednak nie miała szczęścia do stałych związków.
Ba, nie miała szczęścia do żadnych związków. Mężczyźni, którzy jej się podobali
zwykle wybierali kobiety niezbyt urodziwe, zdecydowanie mniej inteligentne niż
ona, takie szare myszki. Pytała wtedy samą siebie co z nią jest nie tak, ale
nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.
Ale się załatwiła, biedaczka. Nie ma co się dziwić, że jej brat tak zareagował, jak ją zobaczył. Nie dość, że ubranie zniszczone, to do tego jeszcze tydzień w łóżku. Współczuję. Na razie jeszcze nie znalazła drugiej połówki, ale jest młoda, więc wszystko przed nią. Serdecznie pozdrawiam Regina
OdpowiedzUsuńRegina
UsuńNiestety wszystko przepadło przez przeziębienie. Ania sama tego żałuje, bo oczy tego człowieka uwiodły ją i pluje sobie w brodę, że nawet nie zapytała go o imię i nazwisko.
Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za wpis. :)
Szkoda. Może przez przeziębienie Ania i nieznajomy stracili jedyną miłość. Nawet po dwóch latach pamiętali o sobie. Ania powinna o nim zapomnieć i poszukać sobie nowego faceta. Praca ważna ale miłość jest bardzo ważna. Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńMogło być i tak, bo przecież taka sytuacja nie jest hipotetyczna i wielce prawdopodobna. Czy Ania zapomni i zaangażuje się w jakiś związek, o tym w następnych częściach.
Pozdrawiam pięknie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
W nauce i w pracy Ania ma szczęście i doskonale sobie radzi. Zupełnie inaczej jest z życiem osobistym. Jeden wielki pech! Pierwszy z chorobą, drugi z kierowcą autobusu! Ale może się jeszcze spotkają? Co prawda trochę już czasu minęło, ale może jednak? Do następnego czwartku. Pozdrawiam Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńCzasami mówią, kto nie ma szczęścia w miłości, to ma je w kartach. Ania w karty nie gra wiec szczęście ma w pracy zawodowej. Rzeczywiście do tej pory miała pecha najpierw nie mogąc się spotkać z tym mężczyzną a potem po prostu się minąć. Czy będą mieli szansę się spotkać o tym trochę później.
Bardzo dziękuję za wizytę na blogu. Serdecznie pozdrawiam. :)
Podziwiam i zazdroszczę. Własne mieszkanie w Warszawie i to bez kredytu?! Marzenie. Musiała nieźle zasuwać, ale przynajmniej się opłaciło. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńAnia dobrze zarabia. Dostaje też nagrody za projekty, a ich wysokość nie jest mała. Poza tym niewiele wydaje na siebie, więc dała radę kupić porządne lokum. Jest garstka szczęściarzy, którzy nie muszą brać kredytu, bo stać ich na płacenie gotówką, zwłaszcza ostatnio trochę ich się uzbierało. To wynik "dobrej zmiany". Niech ją szlag.:)
UsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za wpis. :)
Ania radzi sobie wspaniale. Teraz musi zadbać o takie same sukcesy w miłości. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŻeby istniał przepis na udane życie miłosne, lub poznanie kogoś wartościowego już z samego założenie i zakochanie się w nim, Ania na pewno by z tego skorzystała. Na pewno będzie próbować, ale czy z tego coś wyjdzie, zobaczycie.
UsuńBardzo dziękuję za komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)
Ania musi być naprawdę piękną kobietą skoro wyglądając jak półtora nieszczęścia zrobiła na nieznajomym takie wrażenie, że zapomniał prawie języka w buzi;) Jej brat prawie jej nie poznał. Trochę żal, że nie dane mi jest spotkanie. Może jednak coś by z tego wyszło, zrobili na sobie duże wrażenie? Ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, trzeba szukać wokół siebie. Może w pracy Ania znajdzie godnego siebie partnera? Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńCzasami tak bywa, że ludzie natykają się na siebie i stają jak rażeni piorunem, bo jedno na drugim robi takie wrażenie. Na razie się mijają, widują przypadkiem i bardzo rzadko. Czy to się zmieni, o tym wkrótce.
Pozdrawiam pięknie i dziękuję za komentarz. :)
Dziewczyna idzie jak burza. Robi karierę. Dobrze jej się wiedzie. Jak poradziła sobie z pracą i ze studiami jednocześnie, to i bez trudu znajdzie faceta. Teraz wreszcie może trochę zwolnić, bo już dużo osiągnęła. Oczywiście czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńAnia od zawsze miała cel w życiu i tym celem nie było posiadanie męża i dzieci, ale zostanie kimś. Oczywiście nigdy nie wykluczała założenia rodziny, ale to i tak schodziło na dalszy plan. Bez wątpienia jest pracoholikiem, ale będzie starała się to zmienić.
Pozdrawiam Cię serdecznie i bardzo dziękuję za wpis. :)
Fajnie, że napisałaś kolejne opowiadanie, w którym dziewczyna ma olej w głowie. Ania wybrała trudne studia. A najważniejsze jest to, że nikt jej na to nie namawiał, spełnia swoje marzenia. Niewiele osób ma takie szczęście. Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira
UsuńLubię kobiety inteligentne i mądre, twardo stąpające po ziemi realistki. Takie, które radzą sobie w życiu nawet wtedy, gdy są same bez wsparcia męskiego ramienia. Czasem o takich właśnie piszę siłaczkach, które czasem porywają się z motyką na słońce i dają radę. Naprawdę nie mam pojęcia, kto wymyślił dla kobiet określenie "słaba płeć". Musiał być idiotą.
Pozdrawiam najserdeczniej i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńnie wiem, czy Ania wie, że ma wielkie szczęście. Znaleźć pracę w takiej firmie zaraz po studiach, to naprawdę rzadkość. Szefów ma niezwykle otwartych na młodzież i uczciwych. Potrafią ją docenić nie tylko słownie, czy w postaci trudniejszych zleceń, ale również finansowo. Młoda osoba, którą samodzielnie stać na mieszkanie dzięki ciężkiej pracy, to też wyjątek. Ania powinna być z siebie dumna, bo to, że rodzice są, to w to nie mam wątpliwości. Dzięki swojej pracowitości i ambicji osiągnęła bardzo dużo. Jest młodą i piękną kobietą. Do tej pory nie dała sobie i chłopakom szansy na jakikolwiek związek. Pewnie dlatego dotychczas jest sama. Miała inne priorytety. Ale w jej życiu trochę się zmieniło. Nie musi już tak mocno się starać i poświęcać pracy czy nauce każdą chwilę. Gdyby teraz tylko chciała i znalazła czas na wspólne wyjścia z Haliną oraz okazała chociaż minimalne zainteresowanie facetami, to na pewno dość szybko znajdzie, może nie od razu miłość, ale chociaż partnera. Jak nie spróbuje, to może być ciężko, bo będzie sama. Nawet największe sukcesy tak nie smakują, jak wtedy, gdy mamy z kim je dzielić:). Oczywiście czekam na kolejny czwartek. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam uściski:) Gaja
Gaja
UsuńFirma należąca do tych trzech panów wymienionych w tekście istnieje naprawdę i ma na koncie mnóstwo sukcesów. To jedna z najlepszych firm architektonicznych w kraju. Nie chciałam Ani umieszczać byle gdzie, a jej projekt okazał się godny uwagi. Co do partnera, to na pewno mieć go będzie, ale czy to będzie wielka miłość i ten właściwy człowiek, to dopiero się okaże.
Pozdrawiam pięknie i bardzo dziękuję za komentarz. Przesyłam uściski. :)
Co się dzieje facetami, gzie oni są? Taka piękna dziewczyna chodzi luzem? Boją się jej, czy o co chodzi? No chyba, że Ania gryzie? Do następnego. Pozdrawiam;) AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńSama się nad tym czasem zastanawiałam, a już zupełnie nie rozumiem tego częstego zjawiska, gdzie naprawdę przystojni faceci wybierają na żony kobiety zupełnie przeciętne pozwalając tym pięknym i w dodatku mądrym pałętać się samym po świecie.
Bardzo dziękuję, że zajrzałaś. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Ale niefart, serce Ani wreszcie drgnęło na widok faceta, a złośliwy los nie dopuścił do ich spotkania. Kolejny złośliwiec, to kierowca autobusu. Dlaczego się nie zatrzymał? A może nie był taki zły, jak go podejrzewam? Może nie widział jak pasażer się szamoce albo już nie mógł się zatrzymać? Szkoda ich obojga, bo wyraźnie widać, że ich ciągnęło do siebie. Ciekawe jak szybko Ania zapomni i znajdzie inną osobę bliską sercu. Może tak miało być? Życzę jej wszystkiego dobrego i trzymam kciuki za kolejne porywy serca. Serdecznie pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńAnia najwyraźniej ma pecha i on jej nie opuści jeszcze długo. Ania raczej nie zapomni pięknych oczu nieznajomego, ale jakichś wielkich porywów serca nie należy się spodziewać.
Pozdrawiam serdecznie i pięknie dziękuję za wpis. :)
Szkoda, że Ania nie jest tak przebojowa w życiu osobistym, jak w pracy. No bo w pracy robi karierę jak się patrzy;) Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńKażda kobieta pragnie, żeby jej potencjalny partner dorównywał jej przynajmniej inteligencją. Ania też trzyma się tej zasady, choć nadejdzie moment, że się z niej wyłamie. Tak naprawdę to jej życie osobiste nie istnieje przynajmniej na razie.
Dziękuję za wizytę na blogu. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Szkoda mi tej Ani. Tak bardzo poświęciła się najpierw nauce później pracy, że zapomniała o sobie. I gdy w końcu przyszły refleksje może okazać się za późno. Za późno na cokolwiek Na miłość, własną rodzinę, dzieci.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Julita
Julita
UsuńAnia jest stosunkowo młoda. Nie ma jeszcze trzydziestki więc ma jakieś szanse na szczęście. Rzecz w tym, żeby trafić na właściwego faceta, a to nie zawsze jest takie proste.
Pozdrawiam Cię serdecznie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Taka trochę romantyczna miłość. W sam raz na miesiąc miłości i na początek majówki;) Ładnie go nazwała - mężczyzna z deszczu. A on też jej nie zapomniał - mało nie wyskoczył z autobusu. Ciekawe czy ta miłość od pierwszego spojrzenia będzie miała okazję się spełnić? Pozdr
OdpowiedzUsuńWłaśnie na to ostatnie pytanie odpowie ta historia. Cel jest piekielnie trudny do osiągnięcia, bo przecież nie znają nawet swoich imion i nic o sobie nie wiedzą. Sytuacja wydaje się beznadziejna.
UsuńBardzo dziękuję za wpis i serdecznie pozdrawiam. :)
Ania powinna raczej wiedzieć, że nie ma co czekać na księcia z bajki, bo życie bardzo szybko mija. Niech przestanie żyć wspomnieniami o nieznajomym i rozejrzy się wokół siebie. Może tym jedynym okaże się sąsiad? Intryguje mnie ten próg;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAnia jest realistką i doskonale zdaje sobie sprawę z beznadziejności tej sytuacji. Będzie na pewno próbować być z kimś, ale czy ten ktoś okaże się tym docelowym, trudno powiedzieć. Na pewno nie będzie to jej sąsiad.
UsuńPozdrawiam pięknie i równie pięknie dziękuję za wizytę na blogu. :)
O rany! Nieznajomy dokonał niezłego spustoszenia. Nie tylko pozbawiła Ani drogich ciuchów, przyczynił się do choroby, to jeszcze chyba skutecznie skradł jej serce? A teraz Ania nawet nie ma gdzie zgłosić reklamacji, bo nic o nim nie wie;) Gorąco pozdrawiam Teresa
OdpowiedzUsuńTeresa
UsuńHahaha to prawda, że straty są całkiem pokaźne. Rzeczy materialne łatwo nabyć, natomiast z uczuciami to gorsza sprawa. Reklamacja wykluczona.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za wpis. :)
Szkoda, że jednak do spotkania nie doszło. Chociaż można się było tego spodziewać, jak się czytało o ulewie i ochlapaniu. Takie sprawy zazwyczaj kończą się chorobą. Oboje siebie wypatrują w tłumie mijanych ludzi. Ania może mieć rację, że go jeszcze spotka, ale jeśli minęło tyle lat, to on pewnie będzie żonaty i dzieciaty. Zresztą z Anią może być podobnie. No i znowu ze spotkania nic nie wyjdzie. Nauczka - przedstawiać się sobie od razu, a jak się już z kimś umawiamy, to zawsze brać numer telefonu;) Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda
UsuńPo prostu oboje mieli pecha i to dwukrotnie, ale masz rację. Nie można tak rozstać się bez słowa i trzeba się przedstawiać i łapać jakiś kontakt. Wtedy można uniknąć wielu kłopotów.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za wpis. :)
Super szefowie, których poznała dzięki super promotorowi. To dzięki profesorowi i jego znajomościom Ania dostała niepowtarzalną okazję do rozwoju zawodowego. Świetnie, że nie zawiodła i robi taką karierę. Może dzięki takiej postawie profesor załatwi kolejnej zdolnej osobie pracę. Bo z fajną pracą dalej jest problem, mimo małego bezrobocia. Do następnego czwartku. Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOla
UsuńAnia nie była jednak przeciętną studentką. Okazało się, że ma talent, który został doceniony. Wszystkie jednostki wybitne powinny tak mieć.
Bardzo Ci dziękuję za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Ania powinna częściej się widywać z koleżankami ze szkoły. Może właśnie dzięki opowieściom o dzieciach, mężach, teściach itp., zatęskni za swoją rodziną i w końcu coś z tym zrobi? Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńPóki co ona tylko wysłuchuje tych opowiastek i raczej nie zazdrości pieluch. W porównaniu ze swoimi koleżankami ona wygląda na zadbaną kobietę i bardziej marzy jej się mężczyzna u boku niż mężczyzna i gromadka dzieci.
UsuńPozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za wizytę na blogu. :)
A ja mam nadzieję, że Halina jednak rozrusza Anię. Dziewczyna jest młoda a wiedzie żywot staruszki. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHalina to rozrywkowa kobitka więc nie jest wykluczone, że w końcu namówi Anię na jakąś imprezę. Anka wiedzie żywot singielki. Staruszki hodują koty i robią robótki ręczne, więc takie porównanie raczej odpada. :) :) :)
UsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz. :)
Ania ma fajnego brata. Widać, że znaczą dla siebie dużo. Mojemu nie przyszłoby do głowy aby zrobić mi herbatę. Co najwyżej skoczyłby do apteki po leki. Ale dobre i to;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie narzekaj, bo Twój brat równie dobrze mógłby odmówić pójścia do tej apteki, a że nie robi herbaty, to może dlatego, że woda mu się przypala?
UsuńPozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję, że zajrzałaś.:)
No to Anka się zaprawiła na szczęście ma Piotra. Życie osobiste ustabilizowane, sukcesy na polu zawodowym na uczuciowym niestety porażki ,ale i tu może wszystko się zmienić , chociaż na prędkie zmiany się nie zapowiada. Intrygująca historia o silnej bohaterce walczącej o swoje marzenia, gnającej ciągle naprzód i jednocześnie o cechach ,które bardzo się ceni tylko nie znalazła kogoś ,kto dostrzeże jej przymioty charakteru i doceni też jej urodę. Czekam na cd. Pozdrawiam serdecznie :).
OdpowiedzUsuńJustyna
UsuńAnia to silna kobieta i wie czego chce. Nie zawsze jednak udaje się wszystko, co sobie zamierza. Takich jak ona jest na świecie mnóstwo, choć Polska to szczególny poligon dla takich siłaczek. Nagrodą za wszystkie wysiłki powinno być rodzinne szczęście, ale czy tak będzie?
Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za wpis. :)
Szkoda Ani. Ale do trzech razy sztuka i może jeszcze raz spotka NN. Myślałam, że będzie to któryś z tych trzech współwłaścicieli, ale skoro minęło tyle czasu to raczej poznała ich. Tytuł ciągle intryguje i może spotka go przy okazji projektowania czegoś i wdepnie do jej pracowni. Ale też po tak długim czasie może być już zajęty. Z ostatniego akapitu można wywnioskować, że Ania zaczyna myśleć jak kobieta i chcieć czegoś więcej niż pracy. Sukces sukcesem, ale rodzina jest też ważna. Oby tylko dobrze trafiła z wyborem. Nie mając dużego doświadczenia z facetami może trafić na kogoś nieodpowiedniego. Wracając do NN to gdyby ponownie pojawił się w jej życiu w co wierzę i był wolny i czekający na nią to Ania powinna go brać i lepszego nie szukać, bo nie znalazłaby. Kochać nieznajomą tyle czasu to musi być coś pięknego i wyjątkowego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńMasz na myśli współwłaścicieli pracowni architektonicznej? Jeśli tak, to od razu wyjaśnię, że pracownia istnieje naprawdę a jej założyciele, to ludzie autentyczni, naprawdę wybitni i utytułowani. Niestety mogliby być dziadkami dla Ani, bo są już w zaawansowanym wieku, wiec kandydatem na partnera dla niej nie może być raczej żaden z nich.
Z wyborami bywa różnie i Ania też będzie popełniać błędy. Czy spotka jeszcze pana NN, to się okaże.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)
Pani Małgosiu.
OdpowiedzUsuńWiem, że piszę nie na temat ale po zalogowaniu się na mojego bloggera to pojawiły mi się napisy w języku angielskim po lewej stronie. Dla mnie to problem bo nie znam angielskiego a nie pamiętam tak na pamięć.
Pozdrawia serdecznie Hania. Za ewentualną pomoc dziękuję.
Niestety nie mam pojęcia dlaczego tak się stało, bo i u mnie jest dokładnie tak samo. być może to tylko jakiś chochlik, który jutro się wyniesie i będzie normalnie.
UsuńPozdrawiam. :)