ROZDZIAŁ 7
Po wizycie w banku Marek niezwłocznie udał się do Komendy Głównej Policji na Wolską. Tam w Wydziale do Walki z Przestępczością Gospodarczą złożył doniesienie i zostawił komplet dokumentów obciążających Alexa. Tuż przed południem wrócił do biura i z miejsca zadzwonił do Alicji prosząc ją, żeby do niego przyszła. Zamówił dwie kawy i usadziwszy Cieplakową na wygodnej kanapie podsunął jej jedną z nich.
- Muszę ci opowiedzieć Alu co zdziałaliśmy, bo pewnie o niczym nie wiesz.
- Ula nie puściła pary z ust, że byliście u niej, więc i ja nie zabierałam głosu.
- Tak chyba jest lepiej. Generalnie mogę powiedzieć, że miałaś znakomity pomysł i jeszcze raz chcę ci za niego podziękować. Dobrze znasz Ulę i zdawałaś sobie od początku sprawę z tego, że jeśli ktokolwiek może zaradzić tej dramatycznej sytuacji w firmie, to tylko ona. Nie zawiodła nas Alu. Zrobiła analizę finansową i ułożyła plan działania. Doradziła jak odciąć Alexa od firmowej kasy. Dzisiaj dowiedziałem się od niej, że wyprowadził z firmy prawie pięć milionów złotych. Przelał je na własne konto. Mamy dowody, że knuł razem z braćmi Scacci chcąc pozbawić nas udziałów. Przed chwilą wróciłem z komendy, gdzie złożyłem doniesienie. Lada dzień spodziewam się aresztowania Alexa. Oby jak najszybciej. Mówię ci to wszystko w tajemnicy, bo póki co nie chcę reszcie pracowników nic ujawniać. Jak tylko Alex zwróci zawłaszczone pieniądze zaczniemy działać. Przeczytaj proszę zalecenia Uli i powiedz, co o nich myślisz.
Alicja przebiegła wzrokiem po kartce papieru i uśmiechnęła się. Te pomysły były takie typowo ulowe.
- Najprostsze rozwiązania są zawsze najlepsze. Z tych zaleceń wychodzi praktyczność Uli, jej pragmatyzm i najlepsza użyteczność proponowanych zmian. Typowe podejście inteligentnego ekonomisty. To świetne propozycje Marek i powinieneś się ich trzymać.
- Taki właśnie mam zamiar. Powiem ci coś jeszcze. Za każdym razem, kiedy się z nią widziałem, błagałem ją o spotkanie i rozmowę. Dzisiaj wyraziła zgodę. Zaprosiłem ją w sobotę na obiad i spacer w Łazienkach. Wreszcie przyznała mi rację, że wszystkie niejasności i niedopowiedzenia powinniśmy wyjaśnić raz na zawsze. Jestem szczęśliwy Alu. Prosto stamtąd przyjedzie do Rysiowa. Proszę cię, żeby ta rozmowa została tylko między nami. Nic jej nie mów, że wiesz cokolwiek. Może sama się przed tobą otworzy? Mówiłaś ostatnio, że wasze stosunki uległy ochłodzeniu. Mam nadzieję, że to szybko się zmieni i będzie jak dawniej. Nie chciałbym, żeby firma poróżniła waszą rodzinę.
- O to się nie martw. Byłam na nią trochę zła i rozczarowana, gdy odmówiła mi pomocy, a raczej odmówiła pomocy firmie. Teraz już mi przeszło, a jej zaangażowanie jest dowodem na to, że wciąż jej zależy i na firmie, i na ludziach tu pracujących a przede wszystkim na tobie. Mam nadzieję, że szczerze wszystko jej wyjaśnisz. Wiesz, że szczerość ceni sobie najbardziej. Nie owijaj więc w bawełnę, tylko opowiedz jej jak to było naprawdę. Zasłużyła na to.
- Wiem Alu i na pewno nie zawiodę.
Spotkali się na parkingu przy Manufakturze Krakowskiej i stamtąd spacerkiem podeszli do restauracji. Marek pomógł zdjąć jej płaszcz i wraz ze swoim oddał do szatni. Ula wyglądała pięknie. Jego zachwycony wzrok omiatał ją od stóp do głów. Pomyślał, że ma ogromne szczęście, bo rzadko kiedy można oglądać tak zjawiskową urodę.
- Marek… oglądasz mnie jak rasową klacz – powiedziała cicho z wyrzutem.
- Przepraszam… Trudno oderwać od ciebie wzrok. Wyglądasz zjawiskowo.
Podszedł do nich kierownik sali i potwierdziwszy ich rezerwację zaprowadził wprost do stolika podając im menu.
- Na co masz ochotę? Świetnie tu karmią i wszystko jest pyszne.
- Wezmę krem z krewetek, bo bardzo je lubię i może jagnięcinę z ziemniakami i marchewką.
- Poprosimy dwa razy to samo – Marek oddał karty kelnerowi – a po daniu głównym kawa espresso dla nas obojga.
Czekając na dania przez chwilę taksowali się wzrokiem. W końcu Ula przerwała milczenie.
- Czas na wyjaśnienia i pozwól, że zacznę pierwsza. Dlaczego mnie oszukałeś? Dlaczego mamiłeś, zwodziłeś i kłamałeś? Wiedziałeś, że nie znoszę kłamstwa, a jednak każdego dnia brnąłeś w nie coraz bardziej.
- Nie wszystko było kłamstwem Ula, choć przyznaję, że w kluczowych kwestiach takich jak zerwanie zaręczyn z Pauliną okazałem się zwykłym tchórzem. Sądziłem, że to będzie takie proste. Nie było… Wszystko zaczęło się od tego nieszczęsnego kredytu i weksla na udziały. Sebastian dowiedziawszy się o tym wyzwał mnie od idiotów. Przyłaził każdego dnia i ciosał mi kołki na głowie jaki to ja jestem nieodpowiedzialny, że przehandlowałem firmę, że w każdej chwili jak tylko spóźnię się z ratą możesz przejąć jej połowę i wiele jeszcze innych bzdur. Wyśmiałem go, nie dałem wiary temu, co mówił o tobie. Tłumaczyłem, że nie zna cię wcale, że jesteś najuczciwszą osobą na świecie. Nie chciał mnie słuchać. Przywlókł któregoś dnia torbę pełną świecidełek razem z tą idiotyczną kartką, którą odkryłaś w moim biurku. Nie chciałem tego wziąć. Powtarzałem, że jesteś inna, że nie obwieszasz się świecidełkami, ale on twierdził, że każda kobieta lubi błyskotki i że ty nie jesteś wyjątkiem. Doradzał, że jeśli chcę odzyskać ten cholerny weksel muszę się koło ciebie zakręcić, trochę pouwodzić. To był najgłupszy pomysł pod słońcem, a jednak mu uległem jakbym nie miał własnego rozumu. Nie chciałem cię zwodzić i dawać złudnej nadziei. Byłem przecież zaręczony i za chwilę miałem brać ślub. Wszystko szło nie tak. Im częściej obiecywałem sobie, że porozmawiam z tobą i wszystko wyjaśnię, tym bardziej mi nie wychodziło i brnąłem w tę intrygę jak ostatni kretyn. Czułem się podle. Sebastian wciąż plótł głupstwa a ja nie miałem już nawet ochoty go słuchać. On nie przewidział w tym wszystkim jednej i najważniejszej rzeczy a mianowicie tego, że zakocham się w tobie. Kiedy mu w końcu powiedziałem, że w dupie mam ten cały weksel, bo kocham cię i zależy mi wyłącznie na tobie, wprawiłem go w prawdziwy szok. Nie mógł i nie chciał w to uwierzyć. Po zerwaniu zaręczyn wychodził ze skóry, żebym wrócił do Pauliny. Nie mogłem wrócić. Przecież kochałem ciebie. Kiedy odeszłaś niewiele brakowało, żebym oszalał. Szukałem cię wszędzie. Alicja nie chciała mi nic powiedzieć tłumacząc, że obiecała ci dyskrecję. Pojechałem do Rysiowa, ale twój ojciec był na mnie wściekły i też nie udzielił mi żadnych informacji poza tą jedną, że wyjechałaś. Sytuacja w firmie była fatalna a ja nie miałem pojęcia w co ręce wsadzić. Alex knuł, ciebie nie było a ja coraz bardziej czułem się jak śmieć. Z upływem czasu zrozumiałem, że nie wrócisz i nigdy mi nie wybaczysz tej krzywdy jaką ci wyrządziłem. Nie mogłem się z tym pogodzić. Rzuciłem się w wir pracy, żeby nie myśleć, żeby zapomnieć. Nic to nie dało. W ciągu dnia zaharowywałem się na śmierć a w nocy tuliłem do twarzy poduszkę wyobrażając sobie, że to twoja twarz. Wyrzuty sumienia jakie czułem wtedy i jakie czuję do tej pory podsuwały mi różne rozwiązania. Byłem tak zdesperowany, że najchętniej podciąłbym sobie gardło, żeby już nie cierpieć i nie tęsknić tak desperacko. Nie wiedziałem gdzie jesteś, martwiłem się, czy jesteś bezpieczna i czy odzyskałaś spokój. Kocham cię Ula. Jeśli dasz nam szansę, każdego dnia do końca mojego życia będę udowadniał ci, że zasługuję na twoją miłość i wybaczenie. Zrobiłem ci wielkie świństwo, ale wierz mi, że nigdy w życiu bym już tego nie powtórzył – zamilkł a po jego policzkach toczyły się łzy. Patrzyła na nie czując, że jej oczy wilgotnieją coraz bardziej. Skrzywdził ją bez wątpienia, ale czyż nie wyraził skruchy? Ewidentnie żałował tego, co się stało i desperacko czepiał się nadziei, że mu wybaczy.
- Dokąd ty uciekłaś Ula? Co się z tobą działo? Od razu ruszyłaś do Stanów?
- Nie od razu. Wyjechałam najpierw na Mazury. Musiałam odreagować. Czułam się tak bardzo nieszczęśliwa, oszukana i zraniona, że nie wytrzymałabym w domu ani dnia dłużej. Tam poznałam pewnego lekarza. Był kardiologiem i robił specjalizację z kardiochirurgii. Przyjechał tam odpocząć. Zaprzyjaźniliśmy się. Potrafił wyciągnąć ze mnie wszystkie tajemnice, a może tylko tak mi się wydawało? Może potrzebowałam się wygadać? Te rozmowy z nim przynosiły ulgę. Wróciliśmy do Warszawy razem. Z biegiem czasu poznawaliśmy się lepiej, co nie znaczyło, że traktowałam go jako swojego chłopaka. Nie chciałam mieć nikogo, kogo mogłabym tak nazywać, bo kochałam ciebie i nienawidziłam jednocześnie. Zaczęłam porównywać was obu i on zawsze wypadał blado. Wciąż powtarzał, że powinnam zapomnieć i bardziej zaangażować się w związek z nim. On traktował mnie jak swoją dziewczynę a ja wciąż pozostawałam z nim na stopie przyjacielskiej. Kiedyś przyjechał z wiadomością, że wysyłają go do Bostonu na staż. Usilnie namawiał mnie do tego wyjazdu. Przedstawił mi wizję wspaniałego miasta, w którym każdy może się realizować jak chce. Uwierzyłam. Niestety rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Wytrzymałam z nim siedem miesięcy. Częściej go nie było jak był a ja siedziałam sama jak więzień w pustym domu i nie miałam do kogo ust otworzyć. Z każdym dniem łączyło nas coraz mniej aż w końcu mieliśmy tylko wspólny adres. Znalazłam pracę w Santander Banku w dziale analiz finansowych. Pod tym względem miałam naprawdę szczęście. Powiedziałam wtedy Piotrowi, że odchodzę, bo nie przywykłam do nudy i bezczynności. Powiedziałam mu, że zbyt wiele ode mnie oczekuje, a ja nic ponad przyjaźń nie mogę mu zaoferować. Znalazłam mieszkanie i wyniosłam się stamtąd. W banku przepracowałam ponad dwa lata. Chciałam trochę zarobić, żeby nie wracać do Polski z pustymi rękami. Nie miałam zamiaru zostawać tam na stałe. O moim powrocie do kraju dowiedział się mój dyrektor generalny i to on zaproponował mi stanowisko zastępcy dyrektora w warszawskiej filii banku. Za zarobione tam pieniądze wyremontowaliśmy dom w Rysiowie i mieszkanie Ali, w którym teraz mieszkam. Zainwestowałam w małe autko, żeby mieć czym dojeżdżać do pracy i do Rysiowa. W sumie jestem zadowolona. Dobrze zarabiam, pomagam rodzinie i już nie klepię biedy tak jak kiedyś. I to by było wszystko. Wracając z Ameryki obiecałam sobie, że już nigdy nie zaangażuję się uczuciowo w żaden związek. Byłam pewna, że wyleczyłam się z mężczyzn, a raczej z jednego mężczyzny. Kiedy pojawiłeś się w moim gabinecie wszystko wróciło jak bumerang. Nie mogę się w tobie znowu zakochać Marek, bo nigdy cię kochać nie przestałam. Bardzo mnie zraniłeś, a mimo to nie potrafiłam znienawidzić cię tak do końca. Nie mogę związać się z innym mężczyzną, bo żaden nie wytrzymuje porównania z tobą, więc albo będziemy razem, albo… - położył jej dłoń na ustach.
- Nie kończ proszę. Nie kończ. Dobrze wiesz, że o niczym innym nie marzę. To pierwszy szczęśliwy dla mnie dzień od bardzo dawna.
- Z mojej strony to poważna decyzja Marek. Boję się powtórki z rozrywki, bo nie chcę kolejny raz przechodzić przez to piekło. Jeśli znowu mnie zawiedziesz, nie dam ci kolejnej szansy.
- Nie zawiodę cię Ula. Już nie. Ty musisz spróbować mi tylko zaufać i uwierzyć.
Przyniesiono aromatyczne espresso. Przy nim Ula zapytała o ludzi z firmy.
- Właściwie to nic się nie zmieniło. Nadal pracują ci sami, no może poza Violettą.
- Zwolniłeś ją?
- Nie… Urodziła dziecko i jest na urlopie wychowawczym. Wyszła za mąż za Olszańskiego i teraz wychowują syna Tomasza. Ma półtora roku i jako żywo przypomina pucołowatego Sebastiana.
- A to dopiero nowina. Viola matką. Jest taka chaotyczna, że naprawdę nie wiem, jakie to dziecko przejmie wzorce.
- Zdziwiłabyś się. To już nie ta sama Viola co kiedyś. Teraz to poważna, odpowiedzialna i bardzo opiekuńcza matka – Marek dopił kawę i zerknął na zegarek. – Przejdziemy się trochę?
- Dobrze, ale nie za długo. Już po siedemnastej a nie chcę za późno dojechać do Rysiowa.
To nie była dobra pora na spacery. Było dość chłodno. Listopadowy wiatr wciskał się we wszystkie zakamarki wywołując niemiłe ciarki na ciele. Po zaledwie pół godzinie oboje porządnie zmarzli.
- Wracajmy…, - Ula przystanęła na środku alejki trzęsąc się z zimna – bo nabawimy się jeszcze jakiejś choroby.
Wrócili na parking. Nie pozwolił jej wsiąść do samochodu. Pochylił się i przylgnął do jej ust. Tyle lat o tym marzył. Oddała ten pocałunek rumieniąc się przy tym mocno. Sen stał się jawą.
- Muszę już jechać Marek… - wyszeptała.
- Wiem, choć najchętniej zatrzymałbym cię na zawsze. Jedź ostrożnie a jak już dotrzesz wyślij mi chociaż sms-a, że dojechałaś szczęśliwie. Kocham cię…
Usiadła za kierownicą i ostrożnie wycofała samochód z parkingu. Pomachała mu jeszcze na pożegnanie. On stał przez jakiś czas obserwując ciemne niebo i uśmiechając się do swoich myśli. Bez wątpienia był szczęściarzem. Wybaczyła mu te wszystkie świństwa i w dodatku chce z nim być. To nagroda za długie cierpienie i tęsknotę. Nie zmarnuje tej szansy na szczęśliwe życie i zrobi wszystko, żeby udowodnić Uli, że nie rzuca słów na wiatr. Był pewien, że z nią u boku uda mu się wszystko.