ROZDZIAŁ 7
Już nie mógł się doczekać tej wizyty. To podekscytowanie nie
pozwalało mu się skupić przez całą dniówkę. Godzinę przed jej końcem wyszedł z
biura i postanowił jeszcze kupić małej jakiś prezent. Nie chciał jechać z
pustymi rękami. Nie miał pojęcia w czym gustują małe dziewczynki, a zwłaszcza
jego córka więc zdał się częściowo na instynkt, a częściowo na sugestie
ekspedientki, która poleciła mu całkiem sporą lalkę z wmontowanym urządzeniem
mówiącym. Mijając kwiaciarnię wszedł i do niej zaopatrując się w bukiet
herbacianych róż.
Zanim ruszył ustawił jeszcze GPS, żeby nie błądzić. Za minutę
szesnasta nacisnął przycisk domofonu i po chwili usłyszał jego brzęczenie. Z
treści sms-a wiedział, że to ostatnie piętro. Denerwował się. Pragnął, żeby ta wizyta
naprawdę się udała, a Pola przekonała się do niego.
Wysiadł z windy i od razu zauważył otwarte drzwi, a w nich Ulę z
małą. Uśmiechnął się uszczęśliwiony.
- Witajcie, moje kochane
dziewczyny – wyrzucił z siebie półgłosem. – To dla ciebie Ula, a to dla mojej
kochanej córeczki – przykucnął przed małą wręczając jej wielkie pudło. Pola
podeszła i zarzuciła mu ręce na szyję.
- Dziękuję, tatusiu. Nie
chciałam żadnych prezentów. Chciałam tylko, żebyś przyjechał i z nami był.
- Ja też niczego bardziej
nie pragnąłem. Od teraz wszystko się zmieni. Obiecuję.
- Wejdźmy do środka.
Zapraszam. Tu możesz powiesić płaszcz – Ula wskazała na wieszak. – Trafiłeś bez
problemu?
- Najmniejszego…
Pola schwyciła go za rękę ciągnąc do salonu.
- Pokażemy ci nasze
mieszkanko. Mamusia sama je urządzała. Najładniejszy jest mój pokoik.
Pola mówiła o pomieszczeniach zdrobniale, ale on już na pierwszy
rzut oka ocenił, że to wielki lokal urządzony nowocześnie i ze smakiem. Kiedy
obejrzał już wszystko i zasiadł przy stole, Ula natychmiast zaczęła podawać
obiad. Z przyjemnością wciągnął w nozdrza te boskie aromaty.
- Już nie pamiętam kiedy
jadłem prawdziwy, domowy obiad. To musiało być strasznie dawno. A wracając do
mieszkania, to jest naprawdę imponujące i pięknie urządzone, a jednak
zastanawiam się, czy nie wolałaś kupić domu? W końcu sama wychowałaś się w domu
jednorodzinnym…
- Nie miałam takich
zakusów, choć to też była jakaś alternatywa. Wolałam blok. Tu nie muszę się
martwić o nic, na przykład o opał, jakiś koks, czy coś… Tata przed każdą zimą
musi kupować i tak było od zawsze. Wprawdzie tata chciał, żebyśmy zostały w
Rysiowie, bo mamy tam swój pokój, ale nie zamierzałam mu siedzieć na głowie.
- Dziadek wyremontował
cały dom – wtrąciła się Pola. – Teraz jest ładnie. Nasz pokoik też jest ładny,
prawda mutti?
- Prawda.
- Der Vati, a dlaczego
tak długo cię nie było?
Ula zmartwiała. Wiedziała, że nie zamknie córce ust i obawiała
się z jej strony pytań tego rodzaju. Jednak nic nie mogła zrobić, bo jej
dziecko było rezolutną i ciekawską pięciolatką. Marek pogładził małą po głowie.
- Najpierw nie
wiedziałem, że się urodziłaś. Mama była bardzo daleko ode mnie i nie mieliśmy
kontaktu. Potem przeniosłyście się do Niemiec, a ja nadal nie miałem pojęcia, że
jesteś na świecie. Na szczęście niedawno mama i ja spotkaliśmy się tu w Polsce
i zapewniam cię, że już nigdy nie dopuszczę do sytuacji, żebym miał was stracić
z oczu. Bardzo bym chciał cię lepiej poznać i jeśli się zgodzisz, chciałbym
zabierać cię w różne, ciekawe miejsca. Mam nadzieję, że i mama nie będzie miała
nic przeciwko temu.
- Oczywiście, że nie.
Mówiłam ci przecież, że nie mam zamiaru zabraniać ci kontaktów z Polą.
- Dziękuję. To dla mnie
naprawdę ważne. Pomyślałem nawet, żeby wziąć urlop do końca tygodnia i codziennie
robić jakieś wypady za miasto. Mam do nadrobienia ponad pięć lat, Ula…
Zadzwoniłbym do ojca i poprosił go o zastępstwo na te kilka dni.
Seba na pewno pomoże, bo ojciec trochę narzeka na serce, choć ostatnio jakby
mniej. A może mi się tylko tak wydaje, bo nie mam z nim częstych kontaktów? W
każdym razie zapytam. Może i ty wybrałabyś się z nami? Jest wprawdzie
październik, ale pogoda dosyć ładna. Trzeba to wykorzystać. Pomyślałem nawet,
żebyśmy wybrali się do Kampinosu.
- Co to Kampinos? –
zapytała Pola.
- Kampinos, to taki
rezerwat przyrody. Sporo tam lasów mieszanych i bagien. Żyją też tam łosie,
sarny, dziki, a nawet bobry. Niestety nie będziemy mogli ich zobaczyć, ale
możemy podziwiać inne rzeczy. Wybierzemy sobie jakiś łatwy szlak i obejrzymy
kilka atrakcyjnych miejsc. To co, Ula, pojedziesz z nami?
- Mogłabym pojechać.
Nigdy tam nie byłam.
- W takim razie podjadę
po was jutro o dziesiątej.
Ta pierwsza wizyta skończyła się dość późno, bo Pola chciała,
żeby ojciec poczytał jej przed snem, a kiedy usnęła, Marek rozmawiał jeszcze z
Ulą. Dotarłszy na Sienną wykonał telefon do seniora. Krzysztof trochę się
zdziwił usłyszawszy w słuchawce głos syna i pytanie o zdrowie.
- Dobrze się czuję. Nie
narzekam – brzmiała odpowiedź.
- Muszę wziąć kilka dni
wolnego, a konkretnie do końca tygodnia. Mam do załatwienia coś bardzo ważnego
dla mnie, dlatego dzwonię z pytaniem, czy byłbyś w stanie zastąpić mnie przez
ten czas. Sebastian pomoże…
- Nie ma sprawy. W domu i
tak nudzę się jak mops. Chętnie odwiedzę firmę.
- Dziękuję, tato.
Naprawdę to doceniam.
Następnego dnia wstał dość wcześnie i wcześnie wyszedł z domu.
Zapakował do bagażnika przenośny grill i dwa duże termosy zawierające herbatę i
kawę. Po drodze wstąpił jeszcze do prywatnej jatki zaopatrując się w niej w
dobrego gatunku kiełbaski, a w warzywniaku wybrał kilka papryk i parę kolb
kukurydzy. Zadzwonił do Uli, że będzie u nich za dziesięć minut i że mogą już
schodzić.
To była prawdziwa wyprawa. Zostawili samochód na parkingu, a
sami posługując się mapą powędrowali jednym ze szlaków. Koło trzynastej
zatrzymali się w specjalnym miejscu, w którym można było rozpalić ognisko lub
grill i spokojnie napić się kawy. Pola była zachwycona i nie odstępowała taty
na krok.
Wrócili do domu dobrze po osiemnastej. Mała była zmęczona. Ula
wykąpała ją i położyła do łóżka. Marek przysiadł na jego brzegu gładząc ciemne
włosy dziewczynki.
- A jutro gdzie
pojedziemy? - zapytała sennym głosem. Marek uśmiechnął się i pochyliwszy
ucałował jej policzek.
- Coś wymyślimy, a teraz
śpij dobrze. Dobranoc, kochanie.
Od tej pory Marek ciągle gdzieś zabierał swoje dziecko. Uczył
się bycia odpowiedzialnym ojcem i uczył się kreatywności. Było więc kino,
teatrzyk kukiełkowy i teatr dla dzieci. Często były wypady w plener, które
oboje lubili najbardziej. Włóczyli się wtedy po nadwiślańskich łąkach
obserwując przyrodę i zachodzące w niej zmiany.
Pola coraz silniej związana była z Markiem i coraz częściej
zadawała Uli pytanie „dlaczego tata z nami nie mieszka”? To nie było jedyne
pytanie, bo dziewczynkę chyba zaczęła męczyć taka sytuacja, że tata wciąż do
niej dojeżdża. Były więc pytania z gatunku: „Mamusiu, a ty nie chcesz, żeby
tatuś zamieszkał z nami”?, „Kochasz tatusia? Jeśli tak, to dlaczego nie chcesz,
żeby został twoim mężem”?
Ula nie wiedziała, jak ma się opędzać od tych pytań córki.
Czasami udawało jej się zbywać małą jakimiś wykrętami, ale najczęściej musiała
się nieźle gimnastykować, żeby zaspokoić ciekawość dziewczynki. Co znamienne,
mała zadawała takie same pytania Markowi, który podobnie, jak Ula nie wiedział,
jak z tego wybrnąć.
Którejś wiosennej soboty wybrali się do Łazienek. Pola pobiegła
zaraz nad jeziorko pokarmić kaczki, a Ula i Marek usiedli nieopodal na ławce
przyglądając się poczynaniom dziewczynki. Po dłuższej chwili milczenia Marek
ujął dłoń Uli i złożył na niej delikatny pocałunek.
- Jestem bardzo
szczęśliwy – wyszeptał. – Moje życie wreszcie nabrało sensu. Byłoby jeszcze
pełniejsze, gdybyś zechciała wyjść za mnie. Wiesz, że kocham cię całym sercem. Pola
zadaje bezustannie niewygodne pytania, a ja już sam nie wiem, co mam jej
odpowiedzieć.
Ula uśmiechnęła się lekko.
- Mam to samo. Jest
dociekliwa i nie odpuszcza.
Marek sięgnął do wewnętrznej strony marynarki wyciągając z niej
czerwone puzderko. Otwarł wieczko i podsunął w stronę Uli.
- Ula, jeśli i w tobie
uczucie do mnie nie wygasło, stwórzmy pełnoprawną rodzinę. Jeśli nadal mnie
kochasz, zostań moją żoną. To naturalna kolej rzeczy, a ja bez was już nie
potrafię żyć, bo jesteście dla mnie całym światem – wyjął z pudełka pierścionek
czekając aż coś powie. Zaczął się niepokoić, gdy dłuższą chwilę milczała. W
końcu jednak podsunęła mu palec mówiąc, że na tę chwilę czekała całe życie, a
jej miłość do niego nie wypaliła się mimo tych długich lat spędzonych osobno.
- Trzeba powiedzieć Poli.
Ona będzie najbardziej szczęśliwa, że się pobierzemy.
Marek pochylił się wyciskając na ustach Uli delikatny pocałunek.
- Dziękuję, że się
zgodziłaś. To jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Zawołajmy małą. Niech
i ona się dowie.
Pola przybiegła natychmiast, jak tylko usłyszała swoje imię. Ula
usadziła ją na ławce mówiąc:
- Tata właśnie poprosił
mnie o rękę. Marzyłaś, żeby został moim mężem i zamieszkał z nami, prawda? No
więc teraz to marzenie się spełnia.
- Naprawdę? – Oczy
dziewczynki niemal wyszły z orbit. Objęła ich oboje za szyję. – Nawet nie
wiecie, jak bardzo was kocham.
Marek zerwał się z ławki i podniósł ją do góry.
- Ależ wiemy. My także
kochamy cię najmocniej na świecie.