ROZDZIAŁ 8
ostatni
Marek wyszedł przed dom i przysiadł na niskim murku czekając aż
Ula i Agata się wyszykują. Mimo leków wziętych tuż po śniadaniu czuł ten
przejmujący strach, który dławił mu gardło. Wciąż był pełen obaw przed
spotkaniem z rodzicami. A jeśli nie da rady i rozsypie się przed nimi
emocjonalnie? Jeśli ojciec spojrzy na niego wzrokiem gniewnym i pełnym wyrzutu,
i tym samym obarczy go wszystkimi niepowodzeniami, które dotknęły firmę? Ukrył
w dłoniach twarz. – Jeśli tak będzie, ja
tego nie wytrzymam.
- Marek? - Oderwał dłonie
od twarzy i spojrzał w kierunku drzwi wyjściowych, w których stała Ula z Agatą.
– Wszystko dobrze? – zapytała z obawą.
- Tak…, tak…
- Kto prowadzi?
- Może ty…
Zapakowali się do samochodu i natychmiast ruszyli. Im byli
bliżej Anina tym większa narastała panika u Marka. Już przed bramą wjazdową
seniorów blady jak ściana wyszeptał: – nie dam rady… To mnie przerasta…
Ula zatrzymała samochód i spojrzała na męża.
- Marek, popatrz na mnie.
Jesteś silny i poradzisz sobie. Przecież to nie są twoi wrogowie. Kochają cię
więc weź kilka głębokich wdechów i spróbuj się uspokoić. Przekonasz się, że
wszystko będzie w najlepszym porządku.
Nie było już czasu na odwrót. Dobrzańscy zauważyli ich samochód
stojący przed bramą i wyszli na zewnątrz. Krzysztof podszedł i pilotem otworzył
ją na oścież.
- Wjedź na podjazd, Ula,
nie parkuj przy ulicy.
Posłusznie skręciła na wjazd i zatrzymała się tuż przed
wejściowymi drzwiami.
- Wysiadaj Marek, ja
wypnę Agatę z fotelika.
Wysiadł z samochodu i stanął bezradnie jakby nie wiedział co ma
robić. Krzysztof podszedł do niego i uścisnął mu dłoń.
- Witaj, synu. Dawno was
u nas nie było. Stęskniliśmy się za wami.
- To prawda – podeszła
Helena i przytuliła Marka. – Ja wiem, że macie dużo pracy, ale o starych
rodzicach też trzeba pamiętać. Chodźcie do środka – złapała Agatę za rękę i
pierwsza ruszyła w stronę wejścia.
Rozsiedli się na miękkich kanapach w salonie czekając aż Zosia,
gosposia Dobrzańskich, poda im wazę z gorącą zupą. Po chwili wniosła ją, a
zaraz potem stos pasztecików z mięsem.
- Częstujcie się –
zachęcała Helena. – Słynny barszczyk naszej Zosi. Nie ma sobie równych.
Zaczęto jeść. Helena pomagała Agacie karmiąc ją łyżką. Marek
otarł usta i nie podnosząc głowy zagaił:
- Chciałbym wam coś
powiedzieć, do czegoś się przyznać… Mam nadzieję, że wysłuchacie mnie spokojnie
i nie zganicie za bardzo.
- Nie mamy za co cię
ganić, synu. Przecież świetnie sobie radzisz.
- Nie radzę sobie, tato.
Nie radzę od dawna. Brakowało naprawdę niewiele, żeby zlicytowano firmę.
Poczyniłem kilka nietrafionych decyzji, a umowy, które zawarłem okazały się
wadliwe i z dużą ilością błędów pracujących na niekorzyść firmy. Zupełnie
straciłem pewność siebie i jasność myślenia. Teraz wiem, że już wtedy byłem
chory. Niedawno zdiagnozowano u mnie depresję i związane z nią stany lękowe.
Prawie trzy tygodnie przebywałem w szpitalu, bo targnąłem się na własne życie
podcinając sobie żyły. Nadszedł moment, że nie widziałem już drogi przed sobą i
uznałem, że śmierć będzie najlepszym rozwiązaniem. Na szczęście Ula znalazła
mnie i zaraz wezwała pogotowie. Przeszedłem dziesięć sesji z psychiatrą i teraz
już wiem, czego się trzymać. Nadal będę się leczył psychiatrycznie i brał leki,
żeby ponownie nie dopuścić do tak dużego załamania nerwowego. Nie jestem wciąż
w dobrej formie. Nadal miewam stany depresyjne i lękowe. To nie zdarza się
codziennie, ale jednak zdarza. Lekarz uprzedzał mnie, że tak będzie. Boję się
życia, tato – podniósł głowę. W jego oczach błyszczały łzy.
- Nie mogę już być
prezesem. To zbyt duża odpowiedzialność, która mnie przerasta. Od początku
prezesem powinna być Ula. Ona sobie świetnie radzi. Już firma zaczyna powoli
wychodzić z zapaści. Ja ciągnąłem ją na dno. Jeśli jesteście w stanie proszę,
wybaczcie mi. Wiem, że zawiodłem na całej linii, ale wtedy nie byłem sobą…
Przez chwilę zaległa głucha cisza. Krzysztof podniósł się ze
swojego miejsca i podszedł do Marka obejmując jego głowę i przytulając do
swojej piersi.
- Nie każdy jest tytanem
pracy, synku i nie każdy ma odporność tytana. Wiedzieliśmy, że jesteś wrażliwym
człowiekiem, ale nie sądziliśmy, że to stanowisko okaże się ponad twoje siły.
Jeśli nie chcesz, nie musisz być prezesem. Możesz pracować na stanowisku o
znacznie mniejszej odpowiedzialności. Dobrze wiemy na co stać Ulę i jesteśmy
pewni, że da sobie radę.
- Więc nie macie mi za
złe…? – zapytał drżącym głosem. Był na granicy płaczu.
- Oczywiście, że nie.
Marek wstał i zamknął ojca w uścisku.
- Dziękuję ci, tato.
Bardzo bałem się tej rozmowy. Ula miała rację. Poczułem ulgę.
- Ula zawsze ma rację,
więc słuchaj się jej, bo masz naprawdę mądrą żonę. A teraz poprośmy Zosię o
drugie danie.
Zostali u seniorów do wieczora. Marek i Ula długo jeszcze
rozmawiali z Krzysztofem. On nie powiedział synowi, że wsparł firmę pokaźnym
zastrzykiem gotówki. To miała być tajemnica o której wiedziały zaledwie cztery osoby.
Było już dość późno, gdy żegnali gościnny dom seniorów. Agata
przysypiała na stojąco.
- A może zostaniesz
Aguniu u dziadka i babci? – zaproponowała Helena. – Oczka ci się kleją i zanim
dojedziesz do domu, uśniesz w samochodzie. Jutro dziadek pokaże ci ogród i
piękne kwiaty.
- Mogę zostać?
- Chyba możesz, chociaż
nie wzięłyśmy żadnego ubrania na zmianę.
- O to się nie martw. Na
pewno coś znajdziemy, a ty Uleńko możesz ją odebrać w poniedziałek wracając z
pracy.
- No dobrze. Tylko bądź
grzeczna i nie uciekaj dziadkowi. Wiesz, że on nie nadąży za tobą.
- Nie martw się. Przecież
jestem już duża – odpowiedziała sennie czym wywołała uśmiech na twarzach
wszystkich.
Po powrocie do domu Ula i Marek usiedli jeszcze w salonie. Marek
ewidentnie był rozluźniony i nawet się uśmiechał.
- Dobrze poszło, prawda
Ula?
- Bardzo dobrze. Mówiłam
ci, że oni nie są z kamienia. Rozumieją, że miałeś prawo się posypać, bo
powodem była twoja choroba. Masz jeszcze miesiąc, zanim zaczniesz pracować więc
wykorzystaj to na pełny relaks. Spaceruj, odpręż się i oddychaj. Nawet, jak
dopadnie cię panika, to oddechem ustabilizujesz swój stan i uspokoisz się.
Pamiętaj co mówił doktor Zabielski. Jutro jest niedziela. Agata u dziadków.
Jeśli chcesz możemy wyskoczyć za miasto, gdzieś do lasu i powdychać trochę
świeżego powietrza zamiast spalin.
- Świetny pomysł. A teraz
chodźmy do łóżka. Tak dawno nie kochaliśmy się. Mam na to wielką ochotę.
Miesięczne, poszpitalne zwolnienie skończyło się, ale Marek nie
wrócił do pracy. Czuł, że to jeszcze za wcześnie. Wziął trzy miesiące
bezpłatnego urlopu i opiekował się przez ten czas córką nie zaniedbując wizyt u
doktora Zabielskiego. Za to Ula pracowała na pełnych obrotach. Tuż po pokazie,
który okazał się wydarzeniem w skali kraju szeroko rozpisywanym w gazetach
zaczęły napływać pierwsze propozycje kontraktów na kolekcje. W szwalniach
urabiano się po łokcie, by nadążyć z zapotrzebowaniem. Ula nie narzekała. Razem
z Sebastianem redagowała umowy i chodziła na spotkania z kontrahentami. Ten
wysiłek musiał w końcu zaowocować realnymi profitami.
Ania rozhulała sprzedaż starszych kolekcji na medal. Ula
zatrudniła jeszcze dziewczynę, by jej w tym pomagała. Dzięki temu, że potrafiła
posługiwać się aparatem fotograficznym można było zwolnić Czarka z tego
zajęcia. Katalogi sprzedawały się świetnie i już wkrótce okazało się, że trzy
tysiące egzemplarzy, to zdecydowanie za mało i trzeba dodrukować więcej. Od
jesieni rozpoczęły się sprawy w sądzie. Dobrzański Fashion wygrała je wszystkie
udowadniając nieuczciwość firm, z którymi współpracowała w zakresie wynajmu
powierzchni sprzedażowej. Podbudowana tym Ula od razu pobiegła do Adama prosząc
go, aby przelewał nadwyżki na konto Krzysztofa Dobrzańskiego. On nawet nie
chciał zwrotu tych pieniędzy, ale Ula uparła się, bo uznała, że to byłoby
nieuczciwe w stosunku do niego.
Wszystko zaczęło się układać. Wracając kiedyś od Olszańskiego
przystanęła na korytarzu tętniącym życiem i pomyślała, że jest tak jak kiedyś.
Modelki biegają, krawcowe przewożą pełne gotowej odzieży wieszaki, a kurier tak,
jak zwykle, gubi się w firmowym labiryncie szukając odbiorców przesyłek.
Pomyślała też, że może trochę odetchnąć i nieco zwolnić tempo
zwłaszcza, że kilka tygodni po pokazie zgłosiły się dwie niemieckie firmy z
ofertą współpracy. Oferty były bardzo korzystne więc po konsultacji z
prawnikami podpisała je już jako prezes DF.
Teraz mogła więcej czasu i uwagi poświęcić Markowi i swojej
córce. Marek w dalszym ciągu nie czuł się gotowy do powrotu do firmowej
rzeczywistości.
- Kochanie, ja wiem, że
się boisz. Boisz się, że choroba dopadnie cię w każdym dowolnym momencie i nie
będziesz wiedział co robić. Przysięgam ci, że zapanujemy nad tym. Poczyniłam
już pierwsze kroki w tym kierunku i zaadaptowałam wielkie pomieszczenie
posiadające dwa niezależne wejścia, które w połowie będzie przedzielone szybą.
Tam przeniesiemy swoje gabinety. Dzięki temu będę cię miała zawsze w zasięgu
wzroku i zareaguję, jeśli będzie trzeba. Pomyślałam też, że mógłbyś powrócić do
swojego dawnego stanowiska dyrektora do spraw PR. Przyjemna, bezstresowa praca,
która kiedyś dawała ci satysfakcję. Tej funkcji na pewno byś sprostał.
- Tak uważasz?
- Jestem tego pewna
zwłaszcza dlatego, że systematycznie bierzesz leki i regularnie chodzisz na
wizyty do doktora Zabielskiego. Od dawna nie miałeś nawrotu stanów depresyjnych
i pogorszenia nastroju. Jest naprawdę dobrze i należy to wykorzystać.
- Kocham cię, wiesz? Nie
mam pojęcia, jak poradziłbym sobie bez ciebie. Słabo pamiętam okres
przedszpitalny, ale był straszny. Był, jak nieprzyjemny spacer po dnie własnego
piekła. Staram się tego nie pamiętać i żyć tym, co tu i teraz.
- I tak trzymaj. Ja nic
więcej nie potrzebuję tylko twojej miłości i twojej obecności przy nas. Reszta
sama się ułoży, tak jak tego pragniemy – zbliżyła do niego swoją twarz i
namiętnie wpiła mu się w usta.
K O N I E C