ROZDZIAŁ
3
Obudziła się dość
wcześnie, ledwie niebo szarzało za oknem. Wsunęła stopy w kapcie i ruszyła do
łazienki. Po drodze zajrzała do ojca, ale spał jeszcze. Najwyraźniej środki,
które podano mu wczoraj zawierały jakiś składnik na spanie, bo pochrapywał
cicho. Zwykle o tej porze już oboje byli poza domem.
Weszła pod prysznic i z
przyjemnością poddała się ciepłym strumieniom wody. Nie traciła czasu. Tylko
tyle, żeby namydlić ciało i je spłukać. Otulona grubym, frotowym szlafrokiem
przetarła zaparowane lustro i spojrzała na swoje w nim odbicie. Gęste, mocno
kręcone włosy spadały mokrą kaskadą aż do jej pośladków, a długa, dawno nie
przycinana grzywka, równie skręcona jak reszta, zasłaniała jej twarz. – Jestem beznadziejna. Jak mogłam się tak
zapuścić? Tata poleży, a ja wyskoczę na godzinkę do fryzjera. – Próbowała
je rozczesać, ale grzebień ledwo wchodził w tę gęstwinę. Z westchnieniem go
odłożyła. – To bez sensu. Daremny trud.
Była w trakcie
szykowania śniadania, gdy rozdzwoniła się jej komórka. Zerknęła na wyświetlacz
i natychmiast odebrała.
- Cześć Bruno. To przecież ja miałam dzwonić.
Lekarki jeszcze nie było, bo dopiero będę zamawiać wizytę domową. Rejestracja
wprawdzie jest od ósmej, ale telefoniczne przyjmują od dziewiątej.
- Wiem, że jest jeszcze dość wcześnie, ale
dzwonię, żeby zapytać, czy czegoś nie potrzebujesz. Może trzeba załatwić coś w
aptece? Mam luzy i mógłbym podjechać.
Dopiero jego słowa
przypomniały jej o receptach, które dostała od lekarza na SOR-rze. Wczoraj nie
miała już siły, żeby pójść i je wykupić.
- To trochę krępujące, ale faktycznie mam do
wykupienia recepty. Po południu i tak będę wychodzić, więc przy okazji zrobię
jakieś zakupy i załatwię sprawę apteki.
- Zuzka, nie wygłupiaj się. Będziesz w rękach
tachać ciężkie siaty? Dla mnie to żaden problem. Napisz na kartce, czego
potrzebujesz, a ja wszystko załatwię. Będę za pół godziny.
Rozłączyła się. Nie
sądziła, że on aż tak się przejmie. Wiedziała wprawdzie, że ma dobry charakter
i zawsze jest gotów pomóc w potrzebie, ale do tej pory ona sama nigdy z tego
nie korzystała. Nawet jeśli była w trudnej sytuacji nigdy nie ośmieliła się go
prosić o jakąkolwiek pomoc. W końcu był jej szefem a nie chłopcem na posyłki.
Delikatnie potrząsnęła
ramieniem ojca.
- Tato obudź się. Śniadanie na stole.
Otworzył powieki i
chciał się przeciągnąć, ale obolałe kości i mięśnie sprawiły, że krzyknął.
- Myślałem, że dzisiaj będzie już lepiej – wystękał
zmartwiony i mocno rozczarowany. – Bardzo mnie boli, a nogę mam kompletnie
zdrętwiałą, jakby pod skórą chodziły mi mrówki.
- Wiem, że cię boli, ale musisz coś zjeść. Za
chwilę będzie tu Bruno i wykupi recepty. Leki są silne i nie możesz ich brać na
pusty żołądek. Spróbujesz usiąść? Pomogę ci – podała mu rękę i pociągnęła
ostrożnie. Syknął z bólu, ale w końcu usiadł. Podsunęła mu taboret, na którym
leżał talerz z kanapkami i kubek z herbatą. Ojciec najwyraźniej był słaby.
Trzęsły mu się ręce do tego stopnia, że pobiegła do kuchni po słomkę, przez
którą mógłby wypić herbatę.
- Tak będzie ci łatwiej. Jedz spokojnie, a ja
pójdę się przebrać. Nie chcę, żeby mój własny szef zastał mnie w piżamie.
Kilkanaście minut
później usłyszała dzwonek. Otworzyła drzwi na całą szerokość i blado
uśmiechnęła się na widok Dębskiego.
- Wejdź proszę. Niestety nie zrobiłam listy
zakupów, bo nie miałam czasu. Musiałam ojcu naszykować śniadanie. Jeśli nie
masz nic przeciwko temu chciałabym się zabrać z tobą. Wtedy lista nie będzie
potrzebna.
- W porządku. W takim razie zbieraj się, a ja
przywitam się jeszcze z twoim tatą - wszedł do jego pokoju i z uśmiechem
wyciągnął do mężczyzny dłoń. Poznali się już jakiś czas temu i nawet polubili.
- Dzień dobry panie Henryku. Nieźle pana wzięło.
Majewski machnął ręką i
wykrzywił usta w grymasie.
- Witaj Bruno. Przyjmij kondolencje z powodu
śmierci ojca. To takie przykre. Powinieneś teraz pielęgnować rozpacz, a nie
zawracać sobie głowy taką ofiarą losu jak ja.
Bruno przysiadł obok
niego na łóżku.
- Niech pan nawet tak nie mówi. Ojciec
ogromnie cierpiał i śmierć w jego przypadku była wybawieniem. Panu to nie
grozi, ale musi się pan stosować do zaleceń lekarzy. Zaraz pojedziemy z Zuzką
do apteki. Może pan w ogóle dojść do łazienki?
- Z wielkim trudem, ale dostałem kule i dzięki
nim jakoś sobie radzę.
Gotowa do wyjścia Zuza
stanęła w progu.
- Możemy jechać. Zamknę tato mieszkanie i tak
nie byłbyś w stanie nikomu otworzyć. Będziemy za jakąś godzinę.
Odpalił samochód i
ostrożnie włączył się do ruchu. O tej porze był już znacznie mniejszy niż
wcześnie rano, gdy ludzie spieszyli się do pracy.
- To dokąd najpierw?
- Może do przychodni. Zamówię wizytę i potem
możemy podjechać do apteki. Na samym końcu zakupy.
- W porządku. Ja też zrobię dla siebie i dla
mamy.
- Jak ona się trzyma? Na pewno nie jest jej
łatwo. Kochała twojego ojca, inaczej nie dbałaby o niego i nie poświęcała się. Dla
mnie to było takie przykładne małżeństwo, chociaż widziałam ich tylko raz jak
przyszli do pracowni na samym początku mojej pracy w niej. Ojciec nie wyglądał
już wtedy dobrze, a mimo to trzymał fason i żartował z nami.
- Jest załamana. Koniecznie musi odreagować i
choć na chwilę wyjechać z Warszawy, w przeciwnym razie i ona popadnie w jakąś
chorobę. Dzwoniłem do niej rano i mówiła, że nie spała za dobrze i budziła się
w nocy kilkakrotnie. Obiecałem, że zajrzę i przywiozę jej zakupy, chociaż
jestem pewien, że nawet nie ma ochoty naszykować sobie cokolwiek do jedzenia.
Lekarka miała przyjść
między dwunastą a pierwszą w południe. Zuzka miała więc dość czasu, żeby
pozałatwiać wszystkie sprawy. Wykupiła recepty i już bez przeszkód pojechali na
zakupy. Po powrocie do domu Majewskich Bruno został jeszcze chwilę, bo Zuza nie
chciała go wypuścić bez kawy. Potem pożegnał się i odjechał, a ona ogarnęła
trochę mieszkanie. Nie chciała, żeby lekarka od razu po wejściu do niego
poczuła tę charakterystyczną woń werniksu, więc użyła sporych ilości
odświeżacza powietrza.
Zjawiła się parę minut
po pierwszej i od razu przeszła do rzeczy. Zbadała Henryka i przeczytała wyniki
badań.
- Tu najskuteczniejsze będą zastrzyki o
działaniu przeciwbólowym i przeciwzapalnym. One najszybciej postawią pana na
nogi. Na pewno nie wróci pan do pracy wcześniej niż za jakieś półtora miesiąca,
lub nawet dwa i proszę się na to nastawić. Ma pan poważne zwyrodnienia
kręgosłupa. Wprawdzie na to się nie umiera, ale one powodują ogromny dyskomfort
w poruszaniu się i ból. Tu zostawiam skierowanie do neurologa. Jak pan już
trochę stanie na nogi, proszę do niego pójść. On z pewnością przepisze stosowną
rehabilitację, chociaż moim zdaniem najlepiej by było, gdyby mógł pan pojechać
do jakiegoś uzdrowiska, gdzie wszystkie zabiegi są w jednym miejscu i nie
trzeba dojeżdżać. Taka kuracja potrafi zdziałać cuda. Można by się starać o
taki pobyt w ZUS-ie i wtedy ma go pan za darmo, ale terminy są odległe, a pan
potrzebuje pomocy już. Jeśli stać was, żeby wykupić chociaż trzy tygodnie lub
nawet miesiąc takiej kuracji, to powinniście zrobić to niezwłocznie. Ja polecam
Ciechocinek. Znakomita baza rehabilitacyjna, profesjonalni lekarze, doskonała
opieka i klimat. No i nie jest tak daleko. Zostawiam jeszcze recepty na
cocarboxylazę i witaminę B12 w zastrzykach, zlecenie dla pielęgniarki, która
będzie je podawać i leki osłonowe. To co przepisano panu w szpitalu ma trochę
skutków ubocznych, bo to bardzo silne specyfiki i przy ich zażywaniu należy
chronić żołądek i wątrobę. To chyba wszystko. Gdyby działo się coś
niepokojącego, proszę dać znać.
Po wyjściu lekarki Zuza
miała o czym myśleć. Szczególnie to, co mówiła o sanatorium było bardzo
przekonywujące i na pewno tacie by pomogło. Postanowiła, że załatwi to. Przez
ten rok uskładała nawet niezłą sumkę, bo Bruno wynagradzał uczciwie jej
wysiłki. Nie miała pojęcia ile może kosztować taki pobyt, ale postanowiła, że
sprawdzi to wieczorem w internecie. Teraz jeszcze raz musiała wyjść z domu do
apteki i ponownie pojawić się w przychodni, żeby oddać zlecenie na zastrzyki.
Postanowiła też zaliczyć fryzjera. Nie miała zamiaru użerać się ani dnia dłużej
z tymi kudłami.
Podgrzała ojcu zupę i
zaniosła mu talerz do pokoju informując go, że jeszcze musi wyjść i zostawia go
samego na jakieś dwie godzinki. Nie miała pojęcia, jak długo przyjdzie jej
siedzieć u fryzjera. Kiedy weszła do salonu okazało się, że jest jedyną
klientką. Zarówno dwaj fryzjerzy jak i pani od poprawiania urody nudzili się
jak mopsy. Jednemu z mężczyzn wyjaśniła, że chciałaby pozbyć się przynajmniej
połowy z długości włosów. Podszedł do niej i schwycił w dłonie te długie,
kręcone pasma.
- Samo obcięcie nie wystarczy. Koniecznie
trzeba zmniejszyć ich objętość, bo ma ich pani strasznie dużo. To nie wygląda
dobrze.
Uśmiechnęła się do niego
nieco złośliwie.
- Myśli pan, że o tym nie wiem? Gdyby było
inaczej, nie przyszłabym tutaj. To co, podejmie się pan?
- Oczywiście. Proszę siadać – odsunął jej
fryzjerski fotel i okrył ją jakąś peleryną ze śliskiego materiału. – Na jakiej
długości mam skrócić?
- Co najmniej do połowy pleców, a nawet nieco
krócej.
Fryzjer zabrał się do
dzieła. Bez żalu patrzyła na spadające na podłogę kędziory. Nie pamiętała już
nawet kiedy ostatnio ścinała włosy. Pewnie musiało być to dawno temu. Facet powinien
się bardzo postarać, bo loki nie tak łatwo było obciąć w sposób, aby wszystkie
włosy były równej długości. Potem zaczął cieniować dość mocno boki i czubek
głowy. W niedługim czasie zaczęła dostrzegać wreszcie ładny kształt fryzury.
- Powinna pani zrobić coś z brwiami. Są
szerokie i gęste. Nie pasują do pani drobnej twarzy i nadają jej dziwny wyraz.
Nie uwierzy pani jak taki zabieg potrafi odmienić człowieka. Jeśli pani chce,
to koleżanka chętnie się tym zajmie. To nie potrwa długo, a ja zaraz kończę
strzyc.
Pomyślała, że nie ma nic
do stracenia i jeśli ma już się zmieniać to całkowicie. Pewnie na początku
będzie bolało, ale jak chce się wyglądać, to trzeba trochę pocierpieć.
Rzeczywiście bolało, ale
kosmetyczka zapewniła ją, że za drugim razem będzie znacznie łagodniej. Na
próbę pociągnęła jej delikatnie rzęsy tuszem, rzuciła nieco podkładu na
policzki i usta potraktowała błyszczykiem. Kiedy odwróciła ją wreszcie do
lustra Zuza nie mogła uwierzyć w to, co w nim zobaczyła. A zobaczyła śliczną
dziewczynę o kruczoczarnych, ładnie ułożonych włosach i subtelnym owalu twarzy,
który podkreślał dyskretny makijaż. Jej oczy wreszcie mógł zobaczyć każdy, bo
nie przesłaniała ich gęsta burza loków. Uśmiechnęła się najpierw do siebie, a
potem do fryzjera.
- Wyszło świetnie. Naprawdę nie spodziewałam
się takiego efektu. Dziękuję – wstała z fotela i sięgnęła po portmonetkę.
Zapłaciła należność i bardzo zadowolona opuściła salon.
Ojcu na jej widok
zalśniły łzy w oczach. Teraz jako żywo przypominała mu do bólu jego zmarłą
żonę. To po niej odziedziczyła urodę i te zielone oczy.
- Tak mi żal, że mama nie żyje. Byłaby z
ciebie taka dumna.
- Też bardzo tego żałuję. Nawet jej nie
pamiętam i gdyby nie zdjęcia… - nie dokończyła. Widziała, że ojciec z każdym
jej słowem coraz bardziej się wzrusza i przywołuje w pamięci zmarłą małżonkę.
Pomyślała, że on naprawdę obdarzał ją wielką miłością i chyba nadal kochał,
choć minęło od jej śmierci ponad dwadzieścia jeden lat. Przez ten cały czas
nigdy nie zdarzyło się, żeby przyprowadził do domu jakąś kobietę i chyba nigdy
z żadną się nie spotykał, a przynajmniej Zuza o niczym takim nie wiedziała. Jak
na pięćdziesięciosześciolatka wyglądał całkiem dobrze. Był dość przystojny,
wysoki i postawny. Mógł się podobać kobietom. Wprawdzie odczuwał już brzemię
tych lat i cierpiał na różne przypadłości, ale one w niczym go nie ograniczały
i nie były uciążliwe aż do teraz. Widząc w jego czach łzy postanowiła zmienić
temat. Tak było najbezpieczniej.
- Zaraz zrobię nam kolację a jutro uprzątnę
pracownię. Trochę zaniedbaliśmy dom, a właściwie to ja go zaniedbałam. To się wkrótce
zmieni. Obiecuję. Aha. Jutro o ósmej przyjdzie pielęgniarka i poda ci pierwszy
zastrzyk. Za chwilę też dam ci leki.
Następnego dnia rano
zadzwoniła do Bruna. Poinformowała go, że jednak weźmie jeszcze jeden dzień
urlopu.
- Ojciec jest bardzo niemrawy i nadal odczuwa
silny ból. Przynajmniej przez te pierwsze dni chciałabym być w domu. Zresztą
dzisiaj jest piątek i myślę, że do poniedziałku poprawi mu się na tyle, że
będzie mógł sobie poradzić.
- Nie ma sprawy Zuzka. Pozdrów go ode mnie i
życz zdrowia. Do poniedziałku zatem.
- Do poniedziałku.
Zastrzyki okazały się
bolesne. Ojciec jednak trzymał się dzielnie zaciskając zęby. Pielęgniarka
podawała bardzo powoli.
- Mam świadomość, że to nic przyjemnego –
mówiła. – Sama je kiedyś brałam i wiem, że niemal rozrywają pośladek, ale są
też skuteczne i choćby z tego względu warto pocierpieć. Jutro przyjdę o tej
samej porze. Do zobaczenia.
Po wyjściu kobiety
przebrana w domowe ciuchy Zuza wzięła się za sprzątanie. Trzeci z pokoi
zaanektowała już dawno na pracownię malarską i teraz z wielkim uporem i
determinacją szorowała sprzęty upaćkane różnymi kolorami olejnych farb. Łatwo
nie było, ale znalazła odpowiednie środki, które pomogły w usunięciu
wielobarwnych plam. Przyrzekła sobie, że już nigdy nie dopuści, żeby pokój
ponownie miał się znajdować w takim stanie. Wszystkie obrazy, które namalowała
do tej pory umieściła w drewnianej, wielkiej skrzyni, którą kiedyś zrobił dla
niej tato w tym właśnie celu. Sztalugi przesunęła bliżej okna, bo nagle zrobiło
się przy nim więcej miejsca. Powyrzucała puste tuby po farbach, których były
dziesiątki o ile nie setki. Te jeszcze pełne posegregowała i wsadziła do
kartonu. Pędzle powędrowały do wielkiego słoja wypełnionego w jednej trzeciej
wodą po to, żeby nie zaschły na amen pod wpływem farby. Była z siebie naprawdę
dumna. Sprzątanie zajęło jej dobrych kilka godzin, ale pokój wyglądał wreszcie
porządnie i czysto. Rozochociła się do tego stopnia, że postanowiła w sobotę
dokończyć dzieła sprzątania w pozostałych pomieszczeniach łącznie z myciem
okien. - A to ojciec się zdziwi –
uśmiechnęła się do własnych myśli.
Wieczorem usiadła
jeszcze do laptopa i wyszukała sanatoryjne oferty w Ciechocinku. Za
czterotygodniowy pobyt musiałaby zapłacić dwa tysiące osiemset złotych.
Pomyślała, że to i tak niewiele w porównaniu z tym, co przez te wszystkie lata
zrobił dla niej ojciec. Zasługiwał na to, bo był najlepszym tatą na świecie.
Jak tylko poczuje się lepiej i jak tylko załatwi wizytę u neurologa, który wyda
zaświadczenie o jego stanie zdrowia, ona natychmiast zarezerwuje mu miejsce w
takim sanatorium.