ROZDZIAŁ
2
Zuzka weszła do
pomieszczenia socjalnego i wyciągnąwszy z lodówki dwa szampany otworzyła je z
taką łatwością, jakby nic innego nie robiła w życiu. Ustawiła wysokie kieliszki
na tacy i rozlała do nich trunek. Niosąc go ostrożnie dotarła do niewielkiej
salki służącej zespołowi do zebrań i położyła na stoliku. Gestem dała znać
Brunowi, że wszystko gotowe. Po chwili salka wypełniła się ludźmi. Bruno ujął w
dłoń kieliszek i poinformował resztę, z jakiej okazji piją szampana.
- To sukces całego zespołu. Piję za wasze
zdrowie kochani i za następne sukcesy. Oby nam się dalej tak szczęściło–
stuknął kieliszkiem w kieliszek Zuzy. – A teraz bieżące sprawy. Stefan w
Rembertowie byłeś? Jak postępują prace w tych szeregowcach?
- Zgodnie z planem. Byłem i dopilnowałem
wszystkiego. Kończą partery. Nie ma opóźnień.
- To dobre wieści. Ja koło jedenastej
trzydzieści będę jechał do ministerstwa. Zabieram Zuzkę, bo trzeba obejrzeć te
dwie wille na Solcu i być może zdążylibyśmy podjechać jeszcze na Wawer sprawdzić,
jak idą roboty przy tym pawilonie handlowym. Jak z budową w Ciechanowie? Był
ktoś?
- Ja jutro jadę zaraz z rana – odezwał się
Robert Lipski. – Umówiłem się już z kierownikiem budowy. Zabieram Marka i
Michała.
- Czyli wszystko ogarnięte, tak?
- Myślę, że tak.
- W porządku. Przypominam jeszcze, że w
przyszłym miesiącu zamykamy trzy indywidualne projekty i mam nadzieję, że
nastąpi to w przewidzianym terminie. Macie tego dopilnować. To tyle. Wracajcie
do pracy.
Ludzie rozeszli się. W
pomieszczeniu został tylko Zagórski. Był przyjacielem i prawą ręką Bruna.
- Jak się trzymasz bracie – zapytał z troską.
– Dajesz jakoś radę?
- Staram się Stefan. Naprawdę staram się nie
myśleć, ale to nie takie proste. Szkoda, że prosto z pogrzebu musiałeś wracać
do pracowni. Na stypie po prostu się wściekłem, bo zrozumiałem, że ta cała
rodzinka, a przynajmniej jej niektórzy przedstawiciele potraktowali ten pogrzeb
jak dobrą okazję do nażarcia się. Nikt w knajpie nawet nie wspomniał ojca. Mama
poczuła się bardzo rozczarowana. Ja zresztą też. Oni zapewne pojawią się
jeszcze, jak będą w trudnej sytuacji, lub będą chcieli za moim pośrednictwem
coś sobie załatwić. Potraktuję ich wtedy podobnie. Ojciec zawsze im ulegał, ale
ja nie będę taki wspaniałomyślny jak on. Banda obiboków. Wisieli na nim jak psy
ciągle czegoś od niego żądając lub prosząc o coś. Ładnie mu podziękowali, nie
ma co – zerknął na przegub dłoni. – Będę się zbierał i raczej dzisiaj już nie
wrócę. Dopilnujesz wszystkiego, tak?
- Nie ma sprawy. Trzymaj się.
Zanim jednak wyszedł z
biura zadzwonił do matki i upewniwszy się, że u niej wszystko dobrze wraz z
Zuzą ruszył do ministerstwa. Na parkingu przed budynkiem, w którym się
mieściło Zuzka uparła się, że zostaje.
- Chyba nie chcesz, żebym przyniosła ci wstyd?
Spójrz na mnie. Raczej nie wyglądam jak dama. Idź sam, a ja poczekam w
samochodzie.
- Ale to może potrwać nawet godzinę - próbował protestować.
- W takim razie ja idę na spacer, a ty zamknij
auto. Jak wrócę i ciebie jeszcze nie będzie, to zaczekam obok.
Bruno pokręcił głową.
Zamknął samochód i dał Zuzie klucz.
- Nie będziesz mi tu marzła. Jak wrócisz to
przynajmniej ogrzejesz się w środku.
Wsadziła klucz do
przepastnej kieszeni płaszcza i postawiwszy na sztorc kołnierz, ruszyła przed
siebie. Przeglądając się w szybach wystawowych chyba po raz pierwszy spojrzała
na siebie krytycznie. – Faktycznie
ubieram się jak ostatnie dziecko ciecia. Jak w ogóle ktokolwiek może mnie
traktować poważnie? Chyba zatrzymałam się na etapie piętnastolatki.
Zdecydowanie powinnam coś zmienić. Najlepiej obciąć te kudły. Już nawet nie
potrafię porządnie ich rozczesać. I jeszcze te workowate ciuchy. Kocham luz,
ale przecież mam już dwadzieścia sześć lat, który facet zechce się mną
zainteresować?
Tak naprawdę nie myślała
poważnie o płci przeciwnej. Uważała się za osobę niezależną, artystkę czasem
kompletnie oderwaną od rzeczywistości. Ojciec miał jej za złe, że nie podchodzi poważnie do
życia.
Ciągle zrzędził, że ich
mieszkanie bardziej przypomina malarskie atelier niż zwyczajny dom. Wszędzie
walały się farby, blejtramy i zawsze śmierdziało werniksem. Malowanie
traktowała jak hobby. Czasami udało jej się coś sprzedać, ale nie zdarzało się
to za często. Gdyby kazano jej powiedzieć, co uważa za ważniejsze, czy
projektowanie, czy malowanie, nie potrafiłaby powiedzieć, bo jedno i drugie
było dla niej równie ważne. Mimo to jej tata kochał bezgranicznie swoją
jedynaczkę. Owdowiał bardzo wcześnie, bo Zuza miała zaledwie pięć lat, gdy
musiał zastąpić jej matkę. Spełniał tę rolę najlepiej jak potrafił. Trochę ją
rozpieścił, ale nie na tyle, żeby miało przewrócić się jej w głowie. Mimo
dziwacznych ubrań, które nosiła i pewnego rodzaju niedbalstwa w ogólnym swoim
wizerunku sugerującym trzpiotowatość ona zawsze wiedziała czego chce, a on popierał każdą jej decyzję. Był z
niej bardzo dumny, gdy ukończyła trudne studia i znalazła dobrze płatną pracę.
Utrzymanie się z jednej pensji bywało czasem trudne zwłaszcza wtedy, gdy trzeba
było wyszarpać się na drogie podręczniki, ale na to nigdy nie żałował grosza.
Ciężko pracował i wciąż brał nadgodziny, żeby jego Zuzi nie zabrakło niczego.
Praca kierowcy nie była łatwym kawałkiem chleba. Od wstrząsów i wiecznego
kręcenia kółkiem cierpiał na dolegliwości kręgosłupa. Jak mocniej bolało, to
brał silniejsze tabletki, ale tak naprawdę nigdy nie korzystał z żadnego
zwolnienia chorobowego, bo to zawsze odbijało się na wysokości pensji.
Zuzka była duchem
niezależnym. Nie znosiła ograniczeń, swobodnie wyrażała myśli i uparcie dążyła
do wyznaczonego celu. Swoją asertywnością mogłaby obdzielić parę osób. Na
studiach uważano ją za dziwaczkę. Nie zaprzyjaźniła się tam z nikim, nawet nie
miała dobrych koleżanek, czy kolegów. Raczej stroniła od towarzystwa. Była na
tyle zdolna, że nie potrzebowała ani ich obecności, ani ich pomocy. Po studiach
nic się pod tym względem nie zmieniło. Kiedy podjęła pracę, siłą rzeczy stała
się częścią zespołu, ale prawda była taka, że jedynym facetem, którego
tolerowała i z którym dogadywała się świetnie, był Bruno. Jej serce niezmiennie
przepełniało uczucie wdzięczności za to, że przyjął ją do pracy. Był wymagającym,
ale dobrym i sprawiedliwym szefem. Przez ten rok zdążyła go już dość dobrze
poznać. Jednego, czego nie potrafiła zrozumieć, to tych jego ciągot do kobiet
wyglądających jak plastikowe lalki Barbie, z obfitym biustem i tonami tapety
nałożonej na twarz. Czasem myślała, że gdyby ją zedrzeć to nie zostałoby
kompletnie nic, bo ich iloraz inteligencji raczej nie był powalający.
Ostatni raz rzuciła
okiem na swoją sylwetkę odbijającą się w wystawowej szybie. Westchnęła ciężko.
Chyba już najwyższy czas coś zmienić. Zerknęła na zegarek i postanowiła wrócić
do samochodu. Może Bruno już czeka?
Wrócił dziesięć minut po
niej i nie tracąc czasu obrał kierunek na Solec. To tam budowano dwie
sąsiadujące ze sobą wille będące projektem autorskim Zuzy i to do niej należał
nadzór i dopilnowanie zgodności budowy z zamysłem.
Przywitali się z
kierownikiem kontrolującym oba projekty i zażądali dziennika budowy. Zawsze
uzupełniali wpisy o postępach prac przy każdej wizycie na placu budowy. Żeby
było szybciej podzielili się. Bruno ruszył na sąsiednią parcelę, Zuza skupiła
się na pierwszej. Sama bryła budynku była gotowa i zadaszona. Zaczęły się prace
wnętrzarskie. Projekt znała na pamięć więc od razu dostrzegła niezgodności w
instalacji wodno - kanalizacyjnej.
- To nie może tak zostać. Proszę poprawić, bo
w przeciwnym razie obciążymy was dodatkowymi kosztami. Rury mają być
maksymalnie zakryte a nie „zdobić” ściany. Jak chcecie w takim stanie kłaść
glazurę? Będziecie robić dodatkowe murki? Ja się na to nie zgadzam. To wszystko
ma być schowane. Przyłącza gazu też poprowadziliście po ścianach? Jeśli tak, to
także musicie to zmienić. Macie trzymać się ściśle projektu. Pan jako
doświadczony kierownik budowy powinien o tym wiedzieć i tego dopilnować, a nie
zgadzać się na jakąś samowolkę podwładnych. W tej drugiej willi też tak jest?
Mężczyzna miał
niewyraźną minę i niepewnie kiwnął głową.
- Chyba też…
- Nie chcę być złośliwa, ale jeśli nie
wywiążecie się z terminów nasi klienci pourywają wam głowy. Płacą ciężkie pieniądze,
więc robota ma być wykonana solidnie, a nie odwalona fuszerka. Mam nadzieję, że
jak przyjedziemy tu następnym razem wszystko będzie już tak jak należy.
Obeszła resztę
pomieszczeń wytykając jeszcze kilka usterek. Zrobiła stosowny wpis w dzienniku
budowy i ruszyła do samochodu. Po chwili zjawił się i Bruno. Nie miał zbyt
szczęśliwej miny.
- Już nic nie mów. Ja też to zauważyłam i
dałam ultimatum. Mają poprawić wszystkie niedociągnięcia i usterki.
-A ty co? W myślach mi czytasz?
Roześmiała się.
- Tak jakby. Jedziemy jeszcze do Wawra? Już
dosyć późno…
- Zaryzykujemy. Może zastaniemy kogoś na
budowie.
Tym razem jednak nie
mieli szczęścia. Plac budowy był zamknięty na solidną kłódkę. Bruno zawrócił z
powrotem do Warszawy.
- Zgłodniałem. Dasz się namówić na jakiś
obiad? Nie lubię jeść sam. Ja stawiam.
- OK. Mnie też burczy w brzuchu, ale nie
wybieraj jakiejś ekskluzywnej knajpy. Nie czułabym się tam dobrze.
- Bez obaw – mruknął i skupił się na drodze.
Restauracja była dość
przeciętna, jeśli chodzi o wystrój, natomiast jedzenie tutaj było znakomite, bo
domowe. Zuza takie preferowała najbardziej. Bruno nie wybrzydzał. I on lubił
domową kuchnię. Zamówili po porcji ogórkowej zupy i po schabowym z surówką i
ziemniakami.
Zuza z biedą ogarnęła
swoje długie, kręcone włosy i związała je apaszką, żeby nie wchodziły jej do
talerza. Dopiero teraz zauważył jak subtelną ma twarz. Pomyślał, że gdyby nie
ubierała się w takim łachmaniarskim stylu byłaby naprawdę śliczną dziewczyną.
Nie wiedzieć czemu ukrywała swoje wdzięki i w tak karygodny sposób
deprecjonowała swoją urodę. Zauważyła, że jej się przygląda.
- O co chodzi? Mam coś na twarzy?
Bruno się zmieszał.
- Nie…, wszystko w porządku. Mówił ci już
ktoś, że masz śliczne oczy? Rzadko się spotyka taki zielony kolor. Oczywiście
nie widać ich, bo skrzętnie ukrywasz je pod tą lwią grzywą, a szkoda.
- Ta lwia grzywa i mnie daje się już we znaki.
Właśnie dzisiaj postanowiłam, że znacznie skrócę włosy. Są za długie i
przeszkadzają mi.
- No wreszcie – złożył ręce jak do modlitwy. –
Panna Majewska przyszła po rozum do głowy.
Zuza rozchichotała się.
- Najwyższy czas panie Dębski. Lepiej późno
niż wcale.
Po obiedzie odwiózł ją
pod sam dom. Wyskoczyła zgrabnie z auta i pobiegła na pierwsze piętro.
- Już jestem – krzyknęła z przedpokoju.
Odpowiedział jej przeciągły jęk. Wystraszyła się. – Tato?! Co ci jest? -
pobiegła do jego pokoju. Ojciec leżał na łóżku i zwijał się z bólu. – Rany
boskie… Wzywam pogotowie – szybko wybrała numer. – Długo tak leżysz?
- Chyba od trzech godzin. Nie mogłem się
ciebie doczekać - wystękał.
- Halo, dzień dobry. Zuzanna Majewska z tej
strony. Bardzo proszę o przyjazd karetki. Mój ojciec zwija się z bólu.
Prawdopodobnie kręgosłup. Adres? Już podaję. Jak długo trzeba będzie czekać?
Dziękuję. Czekamy.
Pogotowie przyjechało po
dziesięciu minutach. Lekarz podał ojcu jakiś zastrzyk przeciwbólowy i
postanowił zabrać go do szpitala na badania.
- Tu konieczne jest prześwietlenie i być może
tomografia lub rezonans. Inaczej nie ustalimy przyczyny bólu.
Zabrała się razem z
nimi. Niemal dziurę wysiedziała w fotelu na SOR-rze. Wydawało jej się, że
badania trwają całe wieki. Wreszcie ujrzała ojca siedzącego na wózku
inwalidzkim, który pchała pielęgniarka. Obok szedł lekarz. Zatrzymali się koło
niej.
- Tu daję pani wyniki prześwietlenia i
rezonansu wraz z opisem. Są duże zmiany zwyrodnieniowe w części lędźwiowej
kręgosłupa. Ból spowodowało wysunięcie się krążka międzykręgowego i jego ucisk
na nerw kulszowy prawej nogi. Stąd drętwienie od pośladka aż po paluch.
Zaaplikowaliśmy ojcu środki przeciwzapalne i przeciwbólowe na tyle silne, że w
ciągu kilku dni ból powinien ustąpić. Niezależnie od tego proszę jutro zgłosić
wizytę domową u lekarza rodzinnego. On wypisze zwolnienie i da skierowanie do
neurologa. Od teraz musi pan być pod jego stałą kontrolą. Tu jeszcze recepty i
kule, żeby pan nie obciążał nóg. Za chwilę powinna podjechać karetka. Odwiezie
państwa do domu.
Podziękowała lekarzowi.
Najwyraźniej nie było tak źle i wszystko miało niedługo ustąpić.
Dzięki sanitariuszom
ojca szybko udało się wnieść na pierwsze piętro. Była im naprawdę wdzięczna, bo
gdyby miał wchodzić o kulach, trwało by to wieki. Pomogła przebrać mu się w
piżamę i zapakowała go do łóżka. Wyjęła z torby telefon i wybrała numer do
Bruna.
- Już zdążyłaś się za mną stęsknić? –
usłyszała jego niski, ale miły dla ucha głos.
- Przepraszam cię Bruno, że dzwonię tak późno,
ale resztę dnia spędziłam w szpitalu. Ojca zabrało pogotowie, bo zwijał się z
bólu. Okazało się, że to od kręgosłupa. Jutro rano muszę zamówić wizytę domową
i zaczekać na lekarkę, bo tata leży i nie mógłby jej otworzyć. W związku z tym
chciałam cię prosić o dzień urlopu.
- Nie ma sprawy Zuzka. Jeśli będzie trzeba,
weź i dwa. To co najważniejsze załatwiliśmy dzisiaj. Daj znać, jak będziecie
już po wizycie. Trzymaj się i pozdrów tatę.
- Dzięki Bruno. Jutro się odezwę. Dobranoc.
Rozłączył się. – Biedna Zuzka – pomyślał. Wiedział, że ma
tylko ojca i żadnej innej rodziny. W takich sytuacjach jak ta, nawet nie ma
kogo poprosić o pomoc. Z całą pewnością takie chucherko nie da sobie rady z
wysokim i ciężkim mężczyzną. Postanowił, że jutro zadzwoni już rano i być może
okaże się pomocny.
Zuzka wypisz wymaluj Ula Cieplak. Brak koleżanek na studiach, dogadywanie się z szefem, piękne oczy, nieodkryte piękno i te niemodne ciuchy. I jeszcze ten brak matki. Bruno natomiast to wykapany Marek z tą masą pięknych kobiet i zatrudnieniem nieatrakcyjnej pracownicy. Jest coraz ciekawiej i brzydulowo. Dla mnie opowiadanie numer jeden z trzech dotychczasowych opowiadań.
OdpowiedzUsuńOjciec Zuzy wdowiec, to może dwie pary się szykują. Niczym Ala i Józef.
Pozdrawiam Cię miło.
RanczUla
UsuńMówiłam kiedyś, że każda z Was z łatwością może wyobrazić sobie zamiast moich wymyślonych bohaterów właśnie Marka i Ulę. Powiem więcej, to jeszcze nie koniec podobieństw, chociaż... może niekoniecznie będą to podobieństwa, ale pewne nawiązanie. Trudno jest mi to określić.
Ostatnio jakoś udaje Ci się być pierwszą w komentarzach. Tym razem nie jest inaczej.
Bardzo dziękuję i pozdrawiam najcieplej. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńjaka miła niespodziewajka:) Fajnie, że czwartek jest już dzisiaj:) Myślę, że takim osobom jak Zuzka, takim "dziwakom" musi być ciężko w życiu, chociaż może nie? Sama już nie wiem. Podobno każdy sądzi według siebie i może dlatego, że ja chyba jednak nie potrafiłabym żyć tak zupełnie w samotności, bez znajomych, przyjaciół, bez kontaktów z rodziną, to z jednej strony nie potrafię zrozumieć takich "odludków", a z drugiej strony trochę ich podziwiam. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że bardzo pomocne jest tutaj posiadanie pasji. Zuzka maluje i temu poświęca mnóstwo czasu, ale mi to chyba by nie wystarczyło, ja jednak potrzebuję ludzi:) Niemożliwie to zagmatwałam, prawda? Mam jednak nadzieję, że mnie zrozumiesz:) Zuzka jest bardzo fajną dziewczyną, aż dziw, że nikt do tej pory nie poznał się na niej. I nie chodzi mi tutaj tylko o kontakty damsko-męskie. Myślę, że jej znajomi ze studiów mogą tylko żałować, bo byłaby z niej rewelacyjna przyjaciółka. Po części doświadcza tego Bruno, nie tylko ma zdolnego i pracowitego podwładnego, ale do tego chyba znalazł bratnią duszę? Może właśnie dlatego postanowił pomóc Zuzce z tatą? Sama już kiedyś pisałaś, że w wyglądzie można zmienić prawie wszystko. Trzeba tylko chcieć. I Zuzka dojrzała sama do zmian. Nie wiem tylko czy będzie zadowolona, bo ma wyrobiony swój styl i szkoda by było aby źle się czuła we własnej nowej skórze. Ale skoro sama chce, to musi być dobrze:) Jeszcze chcę coś wspomnieć o firmie. Czytając o atmosferze tam panującej, sama chętnie bym tam chciała pracować. Każdy wie co ma robić, nikt się nie obija, nikt na nikogo nie wrzeszczy, nikt nie żeruje na cudzej pracy, nikt nie kopie dołków - aż miło się czyta, po prostu rewelacja. Bruno jest dobrym szefem, skoro potrafił zbudować taki zespół. Jestem bardzo ciekawa dalszych losów bohaterów tego opowiadania. Z niecierpliwością czekam na kolejną odsłonę. Za dzisiaj dziękuję. Serdecznie pozdrawiam i oczywiście życzę samych przyjemności:)
Gaja
Małgosiu,
OdpowiedzUsuńto jeszcze raz ja:) Zupełnie zapomniałam Ci pogratulować! Ty dobrze wiesz czego:) Buziaki,
Gaja
Gaju
UsuńZrobiłam tutaj z Zuzki odludka, ale ona już po prostu taka jest. Nie przepada za towarzystwem i najlepiej czuje się w swoim własnym. Ma dwie pasje: malowanie i projektowanie i temu poświęca się bez reszty i to nie dlatego, że jest jakimś pracoholikiem, ale dlatego, że potrafi się w tych pasjach zatracić.
Zuzka jest też ekstrawagancka. Faktycznie ma swój styl, chociaż to raczej dziwna maniera wynikająca być może z chęci wyróżniania się na tle szarego tłumu. Czas jednak nieco się wylaszczyć. Włosy są jej utrapieniem, bo nie dość, że długie, to jeszcze skręcone. Ciężko o takie zadbać, a do Zuzki dotarło, że czas stać się zadbaną kobietą.
Jeśli chodzi o firmę, to po prostu duża pracownia projektowa. W takich zawsze panuje nastrój skupienia, bo praca jest dość skomplikowana i trzeba uważać, co się robi. Nie ma czasu na jakieś scysje, wyścig szczurów i podkładanie sobie świni, bo liczą się efekty. Każdemu z załogi zależy na pracy i na dobrych zarobkach.
Zupełnie zgłupiałam przeczytawszy ten drugi komentarz i nic nie przychodzi mi do głowy. Może chodzi o licznik, bo przekroczyłam magiczną liczbę 130 tysięcy wejść? Tyle było na starym blogu. A może chodzi o coś zupełnie innego? Tak czy owak dziękuję i najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Małgosiu,
Usuńbingo! Pamiętam, jak żal Ci było tych wejść, no to teraz już niczego nie musisz żałować! Uściski:)
Gaja
Zuzka to taki outsider, ale dzięki temu jest silną kobietą mimo, że ma artystyczną duszę, Bruno natomiast jest przystojny, pewny siebie, zwracający uwagę płci przeciwnej. Można się doszukać podobieństw do Brzyduli, ale każda historia jest inna. Postanowienie zmian już jest, teraz tylko czekać na efekty, które mam nadzieję już niedługo opiszesz w kolejnej części. Czekam na cd, pozdrawiam ;) M
OdpowiedzUsuńM.
UsuńŚwietnie określiłaś Zuzkę. To faktycznie outsider i nie dlatego, że od początku taka jest, ale dlatego, że ukształtowały ją warunki w jakich żyła. Mamę straciła bardzo wcześnie, a owdowiały ojciec zajął się dzieckiem tak jak potrafił najlepiej, chociaż bardziej chował ją jak chłopca niż dziewczynkę. Zaszczepił w niej też wolę walki o siebie i radzenie sobie w życiu bez pomocy z zewnątrz, chociaż teraz to się zmieni, ale tylko dlatego, że Bruno jest bardzo uczynnym człowiekiem i bardzo chce Zuzie pomagać.
Oczywiście metamorfoza będzie i to już o ile pamiętam w następnej części.
Serdecznie dziękuję za komentarz i pozdrawiam cieplutko. :)
Coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie. Sam wątek architektoniczny już robi na mnie duże wrażenie. Mam nadzieję, że moje marzenia w tej dziedzinie urealnią się. A co do pary bohaterów to zauważyłam, że Bruno dość szybko, bo już w drugim rozdziale, dostrzegł to coś w Zuzie. Będę śledzić jak zawsze i już nie mogę doczekać się kolejnego czwartku.
OdpowiedzUsuńGosiu
UsuńAle mnie zaskoczyłaś. Studiujesz architekturę, czy masz zamiar? Studia bardzo trudne, ale też arcy ciekawe. Ja wprawdzie architektem nie jestem, ale od lat wykonuję zawód, można powiedzieć - pokrewny.
Nic dziwnego, że Bruno dostrzegł urodę Zuzy. Każdy by dostrzegł, gdy odsłoniła z twarzy tę burzę bujnych loków. Ona sama doszła do wniosku, że należy się pozbyć tego nadmiaru, bo już nie ogarnia i nie potrafi o nie właściwie zadbać.
Metamorfoza ją zmieni całkowicie.
Bardzo dziękuję za wpis i najserdeczniej Cię Gosiu pozdrawiam. :)
Jestem na drugim roku. I mogę się podpisać i ręką i nogą, że łatwo nie jest. Czasochłonne zajęcia. Jednak jeżeli z wyboru studiuje się architekturę, a nie z przypadku, to można sobie wszystko wytłumaczyć. I dać radę i być zadowolonym. Jednak jeżeli ktoś nie wie co z sobą zrobić to architektura nie jest takim kierunkiem, aby był z przypadku.
UsuńRównież pozdrawiam.
Zuza artystka żyjąca w swoim świecie .Nie wyróżniająca się z tłumu, stroniąca od ludzi. Za to Z Brunem nawiązała nić porozumienia. Za to on dostrzegł w niej coś czego nie dostrzegli inni.Zuza chcę zmienić coś w swoim wygładzie. Postanowienie już jest. Teraz czas na realizacje . mam nadzieję ,że opiszesz jej mała ,a może większą metamorfozę. W tym opowiadaniu faktycznie można doszukać się podobieństw ,ale ja trochę inaczej sobie ich wyobraziłam. Czekam na cd. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńZuza nie czuje potrzeby poklasku i wyróżniania się, chociaż jej dotychczasowy "styl" z całą pewnością zwracał uwagę w negatywnym sensie, a już na pewno męski, długi płaszcz i upaprana farbami czapka. Zuzka nie znosi nakazów. Lubi mieć wolną rękę zarówno w projektowaniu domów jak i w malowaniu obrazów. Bruno doskonale o tym wie, że jej najlepsze projekty powstają wtedy, gdy nie czuje żadnych ograniczeń. Ma dziewczyna sporą wyobraźnię i wykorzystuje ją w pełni.
UsuńOczywiście jej przemianę opiszę, a jeśli chodzi o analogie do "BrzydUli", to znalazło by się kilka.
Wielkie dzięki za komentarz. Pozdrawiam najpiękniej :)
Postacie są typami "everymana". Można tu wyobrazić sobie także Ulę i Marka. Jestem jak najbardziej na tak jeśli chodzi o takie opowiadania ;) Zuza wiele wycierpiała. Ma ciężkie życie i aż dziwne, że nie załamała się. Śmierć matki, brak znajomych na studiach to mogło przywalić ją.... Ale jakoś się trzyma.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Andziok :)
Andziok
UsuńMatka Zuzy zmarła, kiedy ona miała pięć lat. Takie dziecko chyba niewiele rozumie z tego, co się dzieje, chociaż zapewne tłumaczy mu się, że mama już nie wróci i odtąd będzie musiało polegać wyłącznie na ojcu.
Zuzka to typ odludka. Nie pociągało jej nigdy towarzystwo kolegów i koleżanek, nie trzymała z nimi, nie chodziła na imprezy, bo nie utożsamiała się z ich stylem bycia. Było jej dobrze samej ze sobą i wcale nie cierpiała z tego powodu. Jej życie było o tyle ciężkie, że dość wcześnie musiała radzić sobie sama. Oczywiście obok zawsze był ojciec, który ją wspierał, ale wychowywał ją raczej jak chłopca a nie jak delikatną dziewczynkę. Teraz, gdy dorosła to zaprocentowało, bo jest twarda i nie poddaje się łatwo. Potrafi walczyć o swoje i zazwyczaj jej się udaje.
Bardzo dziękuję za komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)