SOBIE
PRZEZNACZENI
ROZDZIAŁ
1
Poczuł na twarzy
pierwsze krople deszczu i szczelniej otulił się płaszczem. Objął wpół idącą
obok niego matkę ubraną w żałobną czerń i ruszył w stronę wyjścia z cmentarza.
Pośpiesznie podeszli do samochodu. Otworzył jej drzwi i wpuścił ją do środka.
Sam usiadł za kierownicą i włączył ogrzewanie. Odwrócił się i omiótł
spojrzeniem rodzicielkę. Wyglądała mizernie. Po bladych, zapadniętych
policzkach wciąż płynęły łzy. Ujął jej dłoń i pogładził.
- Nie płacz mamo, wszystko się jakoś ułoży –
wyszeptał.
- Nic się nie ułoży – odpowiedziała zbolałym
głosem. – Już nic nie będzie takie samo. Jak ja będę bez niego żyć? -
rozpłakała się na dobre.
- Dasz sobie radę. Zawsze dawałaś. Gdyby nie
ty, jego dawno by już nie było. To ty pilnowałaś wizyt lekarskich i to dzięki
tobie brał regularnie leki. Jesteś silną kobietą. On jest już w lepszym
świecie, a my musimy nauczyć się żyć bez niego. Tak jest lepiej, wierz mi. On
przynajmniej nie musi już znosić tego ogromnego cierpienia.
- Wiem, że masz rację, ale tak trudno jest mi
się z tym pogodzić.
- To minie, zobaczysz. Musisz dać sobie tylko
trochę więcej czasu. Jedźmy już. Jakoś musimy przetrwać jeszcze stypę.
Podjechał pod elegancką
restaurację „Signature” mieszczącą się w Śródmieściu. To tutaj zarezerwował
salę na tę smutną uroczystość.
Większość żałobników
czekała już przed wejściem. Głównie byli to członkowie ich rodziny zarówno ze
strony matki jak i ze strony ojca. Podszedł do nich pytając, dlaczego nie
wchodzą.
- Wszystko jest przygotowane, a wy zapewne
głodni. Zapraszam.
Odszukał jeszcze
kierownika sali prosząc go, by dopilnował sprawnego wydawania posiłku. Zajął
miejsce obok matki i rozejrzał się. Jakiś kuzyn domagał się menu.
- Przepraszam wujku, ale obiad zamówiony jest
dla wszystkich taki sam i zapewniam, że będzie smaczny. Trzeba jednak trochę
poczekać. - Skwaszona mina kuzyna nie wróżyła nic dobrego. – Co za cham – pomyślał. – Sądził, że skoro dobrze nam się powodzi, to
zapłacimy za wszystkie zachcianki?
Zaczęto wnosić najpierw
przystawki z siekanej, wołowej polędwicy z suszonymi pomidorami i oliwkami, a
po niej kokile z zupą dyniową. Świetnie nadawała się, na dzisiejszy, chłodny
dzień. Na drugie danie zamówił konfitowane udko kacze z puree ziemniaczanym z
dodatkiem ziół i wytrawne puree z czerwonej kapusty, a do tego smaczny chutney
z buraka i suszonych fig. Miał nadzieję, że goście nie będą wybrzydzać. Sam
wcześniej próbował tych dań i był naprawdę pod wrażeniem. Na deser podano
tiramisu. Był zawiedziony członkami rodziny. Skupili się wyłącznie na jedzeniu,
komentowaniu i żartach, jakby przed godziną nie uczestniczyli w pogrzebie.
Sądził, że przynajmniej wspomną ojca dobrym słowem. Niejeden z nich wiele mu
zawdzięczał. Pamięć ludzka jest wybiórcza i krótka. Niestety.
Matka jadła niewiele.
Ledwie skubnęła udko i zjadła kilka łyżek zupy. Zachęcał ją, ale nadal jej
gardło ściskały łzy.
Po skończonym posiłku
podziękował jeszcze wszystkim za udział w pogrzebie, bo tak wypadało i pożegnał
się. Nie miał zamiaru zostać tu ani minuty dłużej.
Odwiózł matkę do domu.
Postanowił, że dzisiejszej nocy zostanie tutaj, żeby nie czuła się taka
osamotniona. Wieczorem siedzieli jeszcze w salonie przy aromatycznej kawie i
rozprawiali cicho.
- Może powinnaś gdzieś wyjechać i trochę
podreperować zdrowie? Może jakieś sanatorium? Opadłaś z sił zupełnie
poświęcając się opiece nad ojcem. Czas zrobić coś dla siebie. Jeśli chcesz, to
rozejrzę się za jakimś pięknym miejscem.
- No nie wiem synku… Pogoda taka w kratkę. Już
prawie jesień…
- Październik też może być piękny. Chodzi
głównie o to, żebyś odpoczęła, nabrała sił i przede wszystkim dystansu. Przez
ostatnie tygodnie nie odchodziłaś od łóżka taty. Pozwól mi się tym zająć, a na
pewno znajdę coś odpowiedniego.
- No dobrze…, ale niezbyt daleko. Idziesz
jutro do pracy?
- Chyba powinienem. Jutro mamy ważny dzień.
Mają rozstrzygnąć konkurs na projekt tego kompleksu mieszkalnego, o którym ci
opowiadałem. Jeśli wygramy, będziemy mogli spać spokojnie przez co najmniej
rok. Poza tym finalizujemy też kilka koncepcji i chciałbym przy tym być. Stefan
jest świetny, ale się nie sklonuje.
Hanna Dębska pokiwała
głową i spojrzała ze smutkiem na syna.
- Za bardzo poświęcasz się pracy Bruno, a
gdzie czas i miejsce na życie prywatne. Już dawno powinieneś rozejrzeć się za
jakąś porządną kobietą i ożenić się. Młody wiecznie nie będziesz, a czas leci.
- Nie przesadzaj mamo – uśmiechnął się do
niej. – Mam dopiero trzydzieści dwa lata i całkiem sporo czasu na ożenek. Na
razie to ja jestem wyleczony ze związków, po zakończeniu tego ostatniego, który
kosztował mnie mnóstwo nerwów, energii i pieniędzy. Chyba jestem typem, który w
jakiś dziwny sposób przyciąga niewłaściwe kobiety – podniósł się z fotela. –
Idę spać. Ty też się połóż. Oboje mieliśmy ciężki dzień.
Zrzuciwszy z siebie
ubranie wziął jeszcze szybki prysznic i zaległ w łóżku. Przez cały dzień starał
się trzymać fason, ale teraz pomyślawszy o ojcu poczuł pod powiekami łzy. Zawsze
był dla niego wzorem i zawsze mu imponował. Był niesamowicie zdolnym
architektem. Jego projekty zdobywały liczne nagrody i co najważniejsze były
wcielane w życie i to nie tylko w Polsce, ale i za jej granicami. To on
zaszczepił w nim pasję do projektowania, do rysunku i do kreatywnego myślenia. To
on namówił go na studia w słynnym University of Westminster na Wydziale
Architektury i Urbanistyki, które skończył z wyróżnieniem. To od ojca przejął
pracownię architektoniczną, gdy okazało się, że jest chory i nie może pracować.
Jakieś siedem miesięcy temu oprócz problemów z sercem przyplątał się też rak
jelita grubego. Ojciec cierpiał potwornie, bo rak został zdiagnozowany zbyt
późno i rokowania od początku były złe. Dębski senior po prostu gasł w oczach.
Bruno z bólem serca obserwował jego totalne wychudzenie. Pod koniec życia jego
ojciec w niczym nie przypominał człowieka, którego znał od urodzenia. Mimo
świadomości, że niewiele życia mu już zostało informacja o jego śmierci była
dla Bruna szokiem. Musiał jednak wziąć się w garść, bo to na nim spoczęła
sprawa pochówku. Matka rozsypała się zupełnie.
Wstał wcześnie rano.
Miał zamiar wstąpić jeszcze na chwilę do swojego domu i przebrać się. Nadal
miał na sobie wczorajsze ciuchy. Zostawił matce kartkę, że będzie dzwonił w
ciągu dnia i już pędził w kierunku Konstancina-Jeziornej. Znowu wrócił wspomnieniami
do czasów studenckich. Przypomniał sobie jak na dwudzieste pierwsze urodziny
dostał od rodziców akt notarialny mówiący, że jest właścicielem działki
położonej w Jeziornej przy ulicy Skolimowskiej. Pojechał tam wraz z nimi i
wtedy, gdy byli już na miejscu ojciec powiedział mu, że tu powstanie jego
pierwszy dom, który sam sobie zaprojektuje, a on będzie nadzorował budowę.
- Pamiętaj Bruno, – mówił – to ma być dom
przede wszystkim wygodny i funkcjonalny. Taki, który będziesz kochał i do
którego zawsze będziesz miał sentyment. Przemyśl projekt w najdrobniejszych
szczegółach. Jeśli zadbasz o nie teraz i przewidzisz, co będzie ci potrzebne,
to projekt na pewno będzie bardzo udany. W razie jakichkolwiek wątpliwości
służę radą.
Cały rok pracował nad
tym przedsięwzięciem. Po pomyślnie zdanych egzaminach na drugim roku wrócił na
wakacje do Polski i wtedy pokazał ojcu rozrysowany projekt jego własnego domu.
Ojciec pochwalił go. Pownosił jeszcze kilka własnych poprawek i stwierdził, że
może zacząć zbierać fachowców.
Te wakacje miał Bruno
bardzo pracowite, bo właściwie większość czasu spędzał na wyszukiwaniu
odpowiednich materiałów budowlanych lub przesiadywał w pracowni ojca.
Budowa trwała dość
długo, ale Brunowi nie zależało na czasie. Wciąż przecież studiował i tylko w
wakacje mógł ocenić postępy budowy. Ojciec był pedantem i nie pozwalał na
jakiekolwiek fuszerki i odstępstwa od projektu. Dzięki temu budynek wyszedł jak
spod igły. Kiedy Bruno wrócił do Polski jako świeżo upieczony architekt, mógł
od razu się wprowadzać, bo ojciec zadbał nie tylko o wnętrze, ale i o otoczenie
domu. Nigdy też nie wspomniał jak wysokie nakłady poniósł na budowę.
- To nasz prezent dla ciebie i nie pytaj
więcej – mawiał. – Najlepiej nam podziękujesz, gdy zaczniesz pracować w
pracowni i pokażesz na co cię stać.
Zatrzymał samochód na
podjeździe i wysiadł omiatając wzrokiem bryłę budynku. Teraz być może inaczej
by go zaprojektował. Może bardziej nowocześnie? Jednak dom spełniał jego
wymagania. Był bardzo wygodny, uzbrojony we wszystkie nowinki techniczne i
pięknie urządzony.
Być może dla singla
stanowczo za duży, ale przecież wiecznie nie będzie sam i w końcu znajdzie się
jakaś pani Dębska.
Kobiety, z którymi
spotykał się do tej pory prócz urody nie były w stanie mu nic zaoferować.
Raczej przeciwnie, to one od niego wciąż wymagały. Przeważnie było to
finansowanie ich zachcianek. Ostatni związek zakończył się karczemną awanturą.
Dziewczyna była w jego typie. Szczupła, niewysoka brunetka o długich, sięgających
ramion włosach i błękitnych oczach, co rzadko u brunetek spotykane. Pociągała
go i niemal owinęła sobie wokół palca. Namówiła go na krótki urlop. Nie miał
nic przeciwko temu, bo czuł się zmęczony ciągłym ślęczeniem przed komputerem i permanentnym
niepokojem o stan zdrowia ojca. Uznał, że powinien jakoś odreagować. Wyszukał w
internecie przytulny pensjonat w Bieszczadach i przelał zadatek. Umówił się z
dziewczyną, że przyjedzie po nią o siódmej rano następnego dnia. Nie chciał, żeby
w podróży zastała go noc. Nie bardzo lubił prowadzić po ciemku. Najpierw stał
przed jej domem piętnaście minut licząc na to, że wkrótce pojawi się wraz z
bagażem. W końcu zniecierpliwiony zadzwonił. Odebrała zaspana i kazała mu
przyjść na górę. Okazało się, że nawet nie jest spakowana. Zaczęła się pakować
przy nim. Potem przypomniała sobie, że musi zejść jeszcze do apteki i zostawiła
go samego. Zanim ruszyli była godzina jedenasta. Był wściekły. Po przejechaniu
trzydziestu kilometrów zaczęła marudzić, że jest głodna i żeby się gdzieś
zatrzymał. Niestety lokal przy trasie, do którego weszli nie odpowiadał
standardom panny, bo na stolikach leżała cerata i śmierdziało. Miał dość. Kiedy
wsiadali już do samochodu w jednej sekundzie podjął decyzję. Mało się
namyślając zawrócił i odwiózł panienkę do domu. Zrobiła mu taką awanturę, że
słyszała ją cała okolica. Nie zważał już na to. Wyciągnął jej torbę z bagażnika
i z zamachem rzucił na chodnik. Bez słowa zapakował się do auta zostawiając
potencjalną narzeczoną przed klatką schodową. Jeszcze jakiś czas wydzwaniała z
pretensjami, ale już nawet nie odbierał jej telefonów. Chwilowo miał dość
zwłaszcza, że wtedy dowiedział się o raku, którego wykryto u jego ojca. Z
panienkami dał sobie spokój na długie miesiące.
Wszedł do domu i nie
tracąc czasu ruszył do garderoby. Była ogromna. Na wieszakach wisiały
poprasowane koszule i garnitury, a na półkach stało mnóstwo lśniących
czystością półbutów. Tę pedanterię do wszystkiego bez wątpienia odziedziczył po
ojcu. To miało też dobre strony, bo przynajmniej niczego nie musiał szukać i
doskonale wiedział, gdzie co leży. Przebrał się błyskawicznie i po chwili już
pędził w stronę centrum Warszawy. Tam przy ulicy Wilczej mieściła się jego
pracownia. Zaparkował i biegiem pokonał dwa piętra schodów. Ledwie przeszedł
przez oszklone drzwi usłyszał jedną ze swoich pracownic rozmawiającą przez
telefon.
- Ja bardzo pana przepraszam, ale pana Dębskiego
prawdopodobnie nie będzie dzisiaj w pracy. Sprawy rodzinne.
Podszedł do biurka i po
cichu zapytał
- Kto to?
Nakryła dłonią
słuchawkę.
- Stawski… - odebrał jej słuchawkę.
- Dzień dobry panie Stawski. Właśnie wszedłem.
Czym mogę służyć? Naprawdę? To świetna dla nas wiadomość. Oczywiście będę. O
której? Na pewno się zjawię. Do zobaczenia – odłożył słuchawkę i uśmiechnął się
szeroko do dziewczyny. – No Zuzka, szykuj się. Mamy ten konkurs. Wygraliśmy. O
dwunastej mam się zjawić w ministerstwie. Oficjalnie wręczą nam dyplom i dadzą
zielone światło na realizację.
Dziewczyna odwzajemniła
uśmiech.
- Bomba. Trzeba to oblać. W lodówce szampan
się chłodzi. To tak na wszelki wypadek. Otworzyć?
Bruno roześmiał się na
całe gardło. Ta dziewczyna nigdy nie przestanie go zaskakiwać. Już samo jej
pojawienie się rok temu w pracowni wywołało u niektórych spory szok. Wyglądała
niezwykle barwnie. Długi, męski płaszcz niemal do samej ziemi, kolorowa apaszka
pod szyją, dziwna czapka upstrzona plamami farby, naciśnięta na burzę czarnych,
wijących się loków sięgających do połowy pleców i ciężkie glany na nogach.
Blada cera nieskażona żadnym makijażem, niewyregulowane brwi i te oczy tak
bardzo niesamowite, bo intensywnie zielone. Przedstawiła się jako Zuzanna Majewska.
Usiadła bez zaproszenia na fotelu i powiedziała, że wprawdzie ma świadomość, że
w pracowni Bruna nie ma wolnego etatu, ale ona właśnie skończyła studia, jest
bardzo uzdolniona i solidna. Jeśli Bruno ją zatrudni, na pewno nie pożałuje, bo
będzie lojalna, będzie urabiać się po łokcie, a w ogóle, to nie chce być
gołosłowna i może pokazać swoje projekty. Nie czekając na reakcję Dębskiego
otworzyła wielgachną tekę i wyciągnęła z niej plik prac podsuwając Brunowi pod
nos. Najpierw trochę od niechcenia, a potem już z wielkim zainteresowaniem
przeglądał prace Zuzki. Zrobiły na nim ogromne wrażenie. Były niesamowicie
precyzyjne, nowatorskie i z całą pewnością nietuzinkowe. Ta dziewczyna miała
nieprawdopodobny talent.
- To co? Da mi pan szansę? – zapytała nieco
zbita z tropu przedłużającym się milczeniem Bruna.
Popatrzył na nią i
pokiwał głową.
- Myślę, że będzie pani cennym nabytkiem dla
tej pracowni. – Uradowana wyciągnęła do niego dłoń.
- Bardzo panu dziękuję. Nie pożałuje pan. I
proszę się do mnie zwracać po imieniu. Zuza, albo jeszcze lepiej Zuzka.
Uścisnął jej dłoń.
- W takim razie Bruno. Bruno Dębski.
- Bruno! Bruno! – jego imię wykrzyczane przez
Zuzę wyrwało go z zamyślenia. Spojrzał na dziewczynę nieobecnym wzrokiem. – To
mam otwierać tego szampana, czy nie?
- Otwieraj maleńka. Trzeba uczcić ten sukces.
Jak ja lubię te pierwsze części opowiadań.Nikt nic nie wie(prawie jak w czeskim filmie)i można snuć domysły w jakim kierunku pójdzie opowiadanie. Tak jak tu.Mam dwie koncepcje Bruno i Zuza albo mama Bruna i jakiś miły np. wdowiec poznany na cmentarzu. Pewnie będzie o tym pierwszym, bo było więcej na ich temat.Chyba, że pojawi się całkiem nowa kobieta.
OdpowiedzUsuńBruno już mi się podoba jako facet. Bardzo opiekuńczy, miły, pracowity, chyba z poczuciem humoru. Szykuje się kolejny ideał.
Pozdrawiam miło.
Ps1 Może dałabyś radę napisać coś o miłości dwojga starszych ludzi.Zawsze byłby to coś innego.
Ps2.Niezłe żarcie jak na stypę, a kuzyn marudzi. Tam gdzie ja chodzę to tradycyjnie rosół a później ziemniaki na śląsku są również do wyboru kluski śląskie do tego surówki ewentualnie modra kapusta i kotlet z piersi kurczaka albo roladki drobiowe czy wieprzowe a na koniec kawa i ciasto.
RanczUla
UsuńTwoja koncepcja trochę rozmija się z moją, ale tylko trochę. :)
Bruno nie jest ideałem, ale po prostu dobrym i uczynnym człowiekiem, bo tak go wychowano.
Jeśli chodzi o rodzinę, to wiadomo, że z nią zawsze dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach. A miłość między dwojgiem starszych ludzi, to chyba pomysł wart rozważenia.
Bardzo dziękuję za komentarz, serdecznie pozdrawiam i życzę udanego weekendu. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńnowe opowiadanie i nowe kłopoty. Zaczyna się smutno. Przecież śmierć, obojętnie z jakiej przyczyny i w jakich warunkach, jest dla najbliższych szokiem. W życiu bliskich zmarłego zmienia się nagle wszystko. Małżonek, który pozostał czuje się zagubiony jak ma dalej żyć bez kochanej osoby?, jak poradzić sobie z pustką? Dzieci, niezależnie od posiadanych lat nagle stają się sierotami. Uświadomienie sobie tego jest bardzo przykre. A do tego, oprócz bólu i żalu związanego ze stratą kogoś bliskiego, na rodzinę spada mnóstwo pogrzebowych obowiązków. No bo trzeba załatwić sprawy w urzędach, a także wszelkie kwestie dotyczące pochówku oraz niekiedy stypę. Pomimo tego, że zapewne najbliżsi pragnęliby, aby po pogrzebie jak najszybciej znaleźć się w domu i tam w spokoju goić rany zadane stratą najbliższej osoby, to jednak wiele osób decyduje się zorganizować stypę. Taki poczęstunek jest formą podziękowania za uczestniczenie w ostatniej drodze zmarłego. Niestety dość często spotyka się takich żałobników jak w Twoim opowiadaniu. Przychodzą oni na pogrzeb, bo tak wypada albo z ciekawości, a nie po to by się pożegnać, bo okazać szacunek dla zmarłego i dla rodziny, by powspominać zabawne i niekiedy smutne chwile związane ze zmarłym, by o nim porozmawiać oraz aby pocieszyć i wesprzeć w smutku rodzinę. Dobrze, że takie zakłamanie zauważył tylko Bruno. Na pierwszy rzut oka, fajny z niego gość. Jest bardzo dojrzały i troskliwy. Świetnie radzi sobie ze smutkiem mamy. Pomysł na wyjazd do sanatorium może okazać się bardzo zbawienny dla zdrowia fizycznego i psychicznego mamy. Szkoda tylko, że sam nie ma jak i kiedy odpocząć. Ale może właśnie jemu bardziej przyda się praca niż bezczynność. Nie będzie mieć czasu na rozczulanie się i przypominanie sobie jakie fajne relacje łączyły go z tatą. Zainteresowałaś mnie co dalej będzie się działo w życiu zarówno Bruna jak i Hanny. Dziękuję za dzisiaj i czekam na więcej. Serdecznie pozdrawiam i życzę samych przyjemności:)
p.s. śmieszna ta Zuzka:)
Gaja
Gaju
UsuńRodziny wiadomo nikt sobie nie wybiera, a jeśli jeszcze tak jak w przypadku Dębskich zaznaczają się poważne różnice materialne, to ta uboższa zazwyczaj nienawidzi tej lepiej sytuowanej i wiecznie jej zazdrości, chociaż niejednokrotnie korzysta z jej pomocy. Dębski senior niejednokrotnie wspierał większość finansowo i ratował im tyłki. To właśnie tak bardzo ubodło Bruna, bo wiedział o tym i spodziewał się chociaż życzliwego słowa na temat ojca na stypie. Tymczasem oni rzucili się po prostu na jedzenie. To było dość prymitywne zachowanie kompletnie pozbawione taktu i zwykłej ludzkiej przyzwoitości.
Zuzka to taka dziewczyna na luzie. Taki trochę ekscentryczny samotnik, ale zabawny.
Wielkie podziękowania za długi wpis. Miłego weekendu Gaju i dużej dawki odpoczynku.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej.
<3 już mi się podoba za pomysł, za profesjonalne opisy i za ten domek z wiezyczkami
OdpowiedzUsuńMoże nowy rozdział w niedzielę? Tak jam kiedyś?
Gosiu
UsuńBardzo dziękuję za słowa pochwały. Jednak kolejna część będzie w czwartek. Nie jestem ostatnio w dobrej kondycji i czasowo też kiepsko, więc mam nadzieję, że wybaczysz.
Serdecznie Cię pozdrawiam i dziękuję za komentarz.
Trudno coś stwierdzić jaki kierunek obierze opowiadanie po pierwszym rozdziale . Jednak czuję ,że to będzie kolejna bardzo ciekawa historia. Bruno o miłej powierzchowności człowiek ,ale czas pokaże jakim naprawdę jest człowiek . Zakładam jednak ,że dobrym ,miłym i pracowitym ,a nie sztywniakiem z wielkimi ambicjami. Podoba mi się postać Zuzki. Wnioskuję z rozdziału ,że jest zabawna i nie raz jeszcze czymś zaskoczy. Rozdział świetny. Ps. Piękny ten domek =D. Czekam na cd. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńJustyna
UsuńZ oczywistych względów nie mogę zdradzić treści opowiadania, a czy będzie ciekawe, to sama nie wiem. Ot taka banalna historia miłosna. Być może którejś z Was się spodoba.
Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za komentarz. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńDziś właściwie przypadkiem trafiłam na Twój blog co mnie bardzo ucieszyło. Bardzo dawno temu czytałam na bieżąco Twoje opowiadania, ale z tego co pamiętam działałaś wtedy na Interii. Chyba mam całkiem sporo zaległości, ale i czasu nie mało, więc zabieram się do czytania.
Pozdrawiam serdecznie, Natalia
http://herbatazpoziomkami.blogspot.com/
Natalia
UsuńBardzo się cieszę, że tu trafiłaś. Niestety musiałam uciekać z blogiem z interii, bo tam któregoś dnia wszystkie blogi po prostu wyparowały. Nie ma już sekcji blogowej na tym portalu, a ja wszystko przenosiłam tutaj.
Do czytania jest całkiem sporo, więc jeśli masz czas, to serdecznie zapraszam i równie serdecznie Cię pozdrawiam. :)
Witaj! Nawet nie wiesz jak bardzo się stęskniłam. Dwa i pół miesiąca- a ja czuję się tak jakby w tym świecie nie było mnie co najmniej rok :P Dzisiaj właśnie napisałam ostatni egzamin- historię rozszerzoną i mimo ogromnego zmęczenia musiałam dodać kolejną część.
OdpowiedzUsuńNowe opowiadanie nowi bohaterowie, nowe problemy i wiele niewiadomych. Jak to zawsze bywa przy pierwszym rozdziale. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
Serdecznie pozdrawiam i ściskam, Andziok :*
Andziok!
UsuńTy naprawdę dawno się nie odzywałaś. Gratuluję zdanych egzaminów i czy mam przez to rozumieć, że masz już wakacje? Jeśli tak, to zazdroszczę. Ja na pewno też jak co roku, zrobię na blogu przerwę wakacyjną, ale jeszcze nie teraz. Rozdział oczywiście przeczytam i zostawię komentarz. Cieszę się, że mimo ogromnego zmęczenia pamiętasz o nas - czytelnikach. Takie rzeczy i takie gesty ja osobiście bardzo doceniam.
Wielkie dzięki za wpis. Pozdrawiam najserdeczniej i jeszcze raz gratuluję. :)
Dobrze rozumiesz :) pełne 5 miesięcy wakacji- już się boję nudy :D
Usuńczy te egzaminy są zdane dowiem się dopiero 5 lipca...
Ja już jestem tego pewna. Na 100% poszło wszystko jak z płatka. Pięć miesięcy wakacji! Można cudnie wykorzystać ten czas, bo i wyjechać w jakieś piękne miejsce i zregenerować siły, popracować nad weną i uszczęśliwić nas kolejnym pięknym opowiadaniem, czego Tobie i czytelniczkom życzę.
Usuń