ROZDZIAŁ
8
Zuza i Bruno stali się
nierozłączni. Stali się parą. Ich zażyłość nie umknęła uwadze reszty zespołu.
Tak naprawdę to nie wywołała we współpracownikach ogromnego zdziwienia, bo
Zuzka w tej chwili w niczym nie przypominała dziecka lumpenproletariatu i stała
się piękną kobietą. W dodatku znali preferencje swojego szefa i wiedzieli, że
gustuje w drobnych brunetkach, nic więc dziwnego, że przylgnął do Zuzy. Bruno
nie ukrywał się ze swoimi uczuciami. To było dla Zuzki nieco krępujące i czasem
rumieniła się jak pensjonarka, ale powoli zaczęła się przyzwyczajać.
Stefan dowiedział się
jako pierwszy. Od lat Bruno i on stanowili zgodny tandem dobrych i wiernych
przyjaciół. Po tych rewelacjach Stefan uśmiechnął się szeroko.
- Chyba trochę zmieniłeś swój gust. Zawsze
wybierałeś panny kochające tony makijażu i wyglądające jak lalki Barbie, a
Zuzka? Przecież to totalne ich przeciwieństwo. Nie maluje się prawie wcale.
- Bo nie musi. Ma piękną, naturalną urodę i mocne
podkreślanie jej kosmetykami byłoby nieporozumieniem. Może właśnie to mnie w
niej pociąga? Ta niczym niezmącona naturalność? Myślę jednak, że to głównie jej
charakter bardzo mi odpowiada. Pierwszy raz spotykam kogoś, kto niczego ode
mnie nie chce, niczego nie oczekuje i na nic nie liczy. Kogoś, kto w żaden
sposób nie jest męczący, nie ma wymagań, zachowuje się wobec mnie bardzo
naturalnie i po prostu zwyczajnie, bez tej całej otoczki roszczeń, pretensji i
sprzeczek nie wiadomo o co. Nigdy nie podnosi głosu i jest przeraźliwie
rozsądna. Myślę, że takiego kogoś właśnie szukałem. Możesz mi nie wierzyć, ale
z każdym dniem pogrążam się coraz bardziej zakochując się w niej bez pamięci i
dobrze mi z tym.
- A ona? Ona czuje to samo?
- Tak naprawdę to nie wiem. Myślę, że nie, że
to ja jestem bardziej zaangażowany. To może wynikać też z faktu, że ona nigdy
nie była w związku. Nie ma żadnych doświadczeń z mężczyznami. Nie
miewała chłopaków. Ja jestem jej pierwszym. Trochę jeszcze jest nieporadna, ale
pomału oswajam ją. Ona jest jak nieoszlifowany diament bracie, a ja zrobię
wszystko, żeby zaczęła lśnić.
Stefan podniósł się z
fotela.
- W takim razie będę trzymał za was mocno
kciuki. Cieszyłbym się przyjacielu, gdyby wam się udało. Powodzenia.
Przez kolejne dwa
tygodnie nie było dnia, którego nie spędziliby razem. Zabierał ją do
najciekawszych miejsc w Warszawie, pokazywał projekty autorstwa jego ojca.
Dwukrotnie odwiedzili jego grób i grób matki Zuzy. Najbardziej jednak lubił
spacerować z nią obejmując ją ramieniem i tuląc do swojego boku. Początkowo te
intymne gesty nieco ją onieśmielały, ale to nie trwało długo, bo któregoś dnia
poczuła, że uwielbia się w niego wtulać, a jego pocałunki są takie przyjemne.
To wszystko sprawiało, że rozkwitała i stawała się stuprocentową kobietą.
Zaczęła przywiązywać baczniejszą uwagę do swojego wyglądu, ale nie dlatego,
żeby przypodobać się Brunowi, raczej dla własnego, dobrego samopoczucia. Gdzieś
zacierał się w niej ten wizerunek wiecznie niesfornej dziewczynki z kręconymi
włosami, a wychodził na światło dzienne obraz świadomej swojej urody kobiety.
W kolejny weekend znowu
gościła u niego w domu. Pogoda była koszmarna. Deszcz siekł niemiłosiernie i
wiał silny wiatr. O spacerze nie było mowy. Przywiózł ją w sobotnie
przedpołudnie z Warszawy i gdy już przekroczyli próg domu ruszyła do garderoby.
Poznała już dość dobrze rozkład pomieszczeń w tym domu. Bruno szedł tuż za nią.
Przekroczywszy próg potknęła się i uderzyła o coś boleśnie. Syknęła z bólu.
- Zaświeć światło, bo nic nie widzę. Co ty tu
trzymasz pod nogami? Zabić się można.
Światło rozbłysło, a ona
ujrzała sześć opartych o ścianę obrazów. Momentalnie zbladła. Przykucnęła przy
nich nerwowo je przekładając.
- Co to jest Bruno? Coś ty zrobił? Dlaczego je
kupiłeś? Zrobiłeś to z litości tak? Żebym nie poczuła się zdołowana, gdyby
okazało się, że tylko moje nie poszły prawda? – wstała i stanęła naprzeciw
niego patrząc mu z żalem w oczy. – Jak mogłeś mi to zrobić? – wyszeptała ze
smutkiem. – W życiu bym się tego po tobie nie spodziewała. A ja w swojej
naiwności myślałam, że komuś jednak te bohomazy przypadły do gustu, że komuś
się spodobały… Ależ byłam głupia.
- Nic nie rozumiesz. Wybrałem te obrazy
wyłącznie dla siebie już u ciebie w domu. Pomyślałem, że u mnie będą pasować
idealnie. Są pełne życia, piękne i świeże. Urzekły mnie jak tylko je
zobaczyłem. Nie mogłem pozwolić, żeby nabył je ktoś inny i sprzątnął mi te
cudeńka sprzed nosa. Nie miałem zamiaru zranić cię w taki sposób. Być może
zachowałem się egoistycznie, ale pragnienie ich posiadania było silniejsze od
czegokolwiek. Nie działałem z tak niskich pobudek jakie mi zarzucasz, a już na
pewno nie nabyłem ich z litości – przygarnął ją do siebie i zamknął w
ramionach. – Proszę cię nie płacz, bo serce mi pęka. To dlatego nalegałem na
ten weekend tutaj. Chciałem ci o tym powiedzieć i poprosić, żebyś pomogła mi
wybrać miejsca, w których mógłbym je powiesić. Zuza spójrz na mnie.
Oderwała się od jego
mokrej koszuli i spojrzała mu w oczy. Jej własne wciąż były pełne łez, które
spływały po policzkach.
- Nigdy w życiu bym cię nie zranił ani nie
skrzywdził. Za bardzo cię kocham i za bardzo mi na tobie zależy. Jedyne czego
żałuję to tego, że mogłem powiedzieć ci o tym wcześniej, być może nie
zareagowałabyś tak emocjonalnie – starł kciukami łzy z policzków i musnął jej
usta. – Wybaczysz mi? Uśmiechnij się do mnie i powiedz, że tak i pomóż mi
wybrać odpowiednie ściany, żebym mógł te śliczności właściwie wyeksponować.
Po pół godzinie po łzach
nie było śladu. Twarz Zuzki wypogodziła się. Krążyła teraz po domu i wskazywała
mu miejsca, w których miał wiercić dziury pod kołki. Uporał się z tym
błyskawicznie i w końcu obrazy zawisły. Oglądał je z prawdziwą przyjemnością.
- Widzisz kochanie teraz ten dom dopiero ożył.
Po południu zalegli na
wygodnej kanapie w salonie oglądając jakiś film i sącząc dobre, czerwone wino.
Zuza z przyjemnością patrzyła na ładny profil Bruna. Był naprawdę przystojny i
na pewno miał wielkie powodzenie u kobiet. Przecież widywała go z nimi.
Odwrócił do niej twarz i uśmiechnął się.
- Obserwujesz mnie?
- Nie… Zastanawiam się tylko nad tym co
powiedziałeś w garderobie. Powiedziałeś, że mnie…
-Że cię kocham. Powiedziałem prawdę.
Najszczerszą. Nigdy wcześniej nie czułem czegoś podobnego do żadnej kobiety.
Znamy się dość długo, ale jesteśmy ze sobą krótko, a ja już wiem, że jesteśmy
sobie przeznaczeni. Mam tego wielką pewność i chociaż ty pewnie nie podzielasz
tego zdania, to liczę, że może z czasem jak poznasz mnie lepiej, to dojdziesz
do podobnych wniosków.
Nie odpowiedziała. On
miał rację. Dla niej zdecydowanie było za wcześnie na takie wyznania. Nie była
pewna swoich uczuć. Nawet niektórych nie potrafiła nazwać. Ona musiała nauczyć
się powoli tej miłości i dojrzeć do niej. Na razie nie licząc tego zgrzytu w
garderobie wszystko układało się pomyślnie. On chyba faktycznie ją kochał.
Udowadniał to każdego dnia. Był dla niej dobry, odgadywał w lot jej myśli,
szanował ją, troszczył się o nią i martwił. Takie zachowanie nie mogło wynikać
jedynie z przyjaźni. Dopiła swoje wino i odstawiła kieliszek na ławę.
- Gdzie będę spać? To wino sprawiło, że
powieki mi się kleją.
- Przygotowałem ci pokój tu na dole. Jeśli
chcesz skorzystać z łazienki, to masz tam ręcznik i twój ulubiony żel pod
prysznic. Ja pokręcę się jeszcze trochę i uprzątnę kuchnię.
Kończył zmywać, gdy
wyszła ubrana w piżamę i otulona szlafrokiem. Podszedł do niej i przytulił.
- Spokojnych snów Zuzka i zapamiętaj, co ci
się przyśni, bo taki sen w nowym miejscu podobno się spełnia – wycisnął na jej
ustach słodkiego całusa i patrzył jak wolno idzie w kierunku pokoju. Westchnął
ciężko. Od tak dawna nie miał już kobiety, że bliskość Zuzy mąciła mu umysł.
Nie miał zamiaru niczego przyspieszać, ani niczego na niej wymuszać. Ta
znajomość była jeszcze zbyt krótka, a Zuzka miała swoje zasady. Szanował je, choć
pragnął jej wszystkimi zmysłami.
Była siódma trzydzieści,
gdy otworzył oczy i smętnie spojrzał za okno. Nie padało, ale dzień zapowiadał
się pochmurny. – Może jakieś kino?
Przecież nie będziemy się kisić cały dzień w domu – pomyślał. Narzucił na
siebie szlafrok i cicho zszedł z piętra. Równie cicho uchylił drzwi od pokoju,
w którym spała Zuza. Uśmiechnął się. Leżała zwinięta w kłębek i nawet nie było
widać jej twarzy, a jedynie tę wielką burzę kręconych włosów, których nadal
miała bardzo dużo mimo solidnego wycieniowania ich przez fryzjera. Niemal
parsknął śmiechem, bo ten widok sprawiał wrażenie, że na poduszce nie leży
głowa Zuzki lecz jakiś dość sporych rozmiarów pudel. Chichocząc zamknął
pośpiesznie drzwi. Nie chciał jej obudzić. Niech sobie jeszcze pośpi, a on
przygotuje im śniadanie.
Sokowirówka pracowała na
pełnych obrotach wyciskając świeży sok z ponad kilograma pomarańczy. Bruno
upiekł kilka tostów, przysmażył wąskie paski bekonu i usmażył jajecznicę.
Ustawiwszy wszystko na sporej tacy i pamiętając o dzbanku z kawą wolno
przemieścił się korytarzem pod pokój Zuzy. Łokciem pomógł sobie otworzyć drzwi
i postawił tacę na nocnym stoliku. Usiadł na brzegu łóżka odgarniając te długie
włosy i usiłując zlokalizować jej śliczną buzię. Wreszcie ją ujrzał. Wyglądała
tak słodko, że nie mógł się powstrzymać od pocałowania jej rozchylonych warg.
Przeciągnęła się rozkosznie, otworzyła oczy i rozchyliła usta w szczęśliwym
uśmiechu widząc nad sobą przystojną twarz Bruna. Pociągnęła nosem.
- Ale coś pięknie pachnie. Zrobiłeś śniadanie?
– wymruczała.
- Mhmm – przytaknął. – Dzisiaj serwujemy
śniadanie do łóżka. Usiądź, a ja zaraz podam – sięgnął po tacę i ustawił ją na
kolanach Zuzy. – Mam nadzieję, że będzie ci smakować.
Zajadali w milczeniu.
Zuzka pochłaniała drugiego tosta popijając aromatyczną kawę.
- Już dawno nikt mnie tak nie rozpieszczał.
Właściwie to nikt nigdy mnie nie rozpieszczał może tylko za wyjątkiem taty,
chociaż i on nie robił tego za często. To było pyszne – wytarła usta serwetką.
– Jakie masz plany na dzisiaj?
- Nie mam kompletnie pomysłu na dzisiejszy
dzień. Wprawdzie nie pada, ale może zacząć w każdej chwili. Nie za bardzo mam
ochotę na kino czy teatr, a w domu pewnie będziemy się nudzić. Może ty masz
jakiś koncept?
Oplotła rękami
podkurczone kolana i oparła na nich podbródek wlepiając zamyślony wzrok w
Bruna.
- A co byś powiedział na kręgle? Nigdy nie
byłam w kręgielni a zawsze chciałam spróbować rzucać tą kulą.
Roześmiał się, gdy
zwizualizował sobie Zuzkę miotającą ciężką kulą po parkiecie.
- Ja już wiem, że nie dasz rady. To ciężkie
kule a z ciebie prawdziwe chuchro. Nawet jej nie podniesiesz.
Popatrzyła na niego z
wyrzutem w oczach.
- Ja nie dam rady? Nie takie bryły przede mną
były. Poradzę sobie – wyskoczyła żwawo z pościeli i pomknęła do łazienki. Bruno
kręcąc z niedowierzaniem głową zabrał tacę i ruszył do kuchni. Pomysł wydawał
mu się absurdalny, ale skoro ona chciała spróbować, to postanowił się nie
sprzeciwiać.
Podjechał na
Jagiellońską, gdzie mieściła się jedna z popularniejszych kręgielni w stolicy
„7club”. Wypożyczyli buty i zamówili po bezalkoholowym drinku. Najpierw Bruno
spróbował. To nie był jego pierwszy pobyt w takim miejscu, ale nie był zbyt
dobry w te klocki.
Strącił zaledwie kilka kręgli. Zuzka była pewna, że jej pójdzie o wiele lepiej. Z zapałem schwyciła kulę. Faktycznie poczuła jej ciężar, ale nie zrażona stanęła na rozbiegu. Zamachnęła się solidnie, lecz kula potoczyła się tylko niezgrabnie po torze, natomiast z piersi Zuzy wydobył się przeraźliwy wrzask. Bruno w jednej sekundzie był przy niej. Zrobiło się zbiegowisko. Zuza zalewała się łzami powtarzając w kółko
Strącił zaledwie kilka kręgli. Zuzka była pewna, że jej pójdzie o wiele lepiej. Z zapałem schwyciła kulę. Faktycznie poczuła jej ciężar, ale nie zrażona stanęła na rozbiegu. Zamachnęła się solidnie, lecz kula potoczyła się tylko niezgrabnie po torze, natomiast z piersi Zuzy wydobył się przeraźliwy wrzask. Bruno w jednej sekundzie był przy niej. Zrobiło się zbiegowisko. Zuza zalewała się łzami powtarzając w kółko
- Boże, jak boli, jak boli…
- Co ty zrobiłaś? – oszołomiony Bruno usiłował
złapać ją za bezwładnie zwisającą rękę. Kolejny raz wrzasnęła z bólu.
- Nie dotykaj…! Nie tu…!
- Cholera jasna! Ty chyba wybiłaś bark! –
ostrożnie podniósł ją z podłogi i usadził na krześle. – Spokojnie kochanie,
zaraz zawiozę cię do szpitala. Będzie dobrze…, Będzie dobrze… - pocieszał nie
wiadomo czy ją, czy siebie. Zabrał ich okrycia z szatni i pomógł ubrać się
Zuzce. Płakała cały czas.
- Pospiesz się, to tak okropnie boli… -
szlochała. Nawet się nie zastanawiał, tylko wziął ją na ręce i wybiegł z
budynku na parking. Zapakował ją do samochodu i ruszył z piskiem opon do
najbliższego szpitala.
- Powinienem bardziej zaufać swojej intuicji.
Czułem w kościach, że ta zabawa nie skończy się dobrze.
Na szczęście na SOR-rze
nie było tłoku. Zuzkę natychmiast wzięto na prześwietlenie. Potem w
znieczuleniu ogólnym nastawiono jej bark. Bruno nie mylił się. Faktycznie
został wybity. Zapakowano ją w gips na sześć, długich tygodni. Wyszła po
zabiegu kompletnie załamana. Tuląc się do Bruna płakała mówiąc, że przez jej
głupotę ucierpi jej praca.
- Mam kilka rozpoczętych projektów. Jak mam je
skończyć? Lewą ręką?
Gładził jej włosy i
uspokajał.
- Tym się nie przejmuj. Ja je skończę. Teraz
pojedziemy do ciebie i spakujemy trochę twoich rzeczy. Do powrotu taty będziesz
pod moją opieką. Jutro przywiozę projekty i dokończę pod twoje dyktando. Nie
dramatyzuj. Przecież jesteś silną kobietą. Każdemu mogło się zdarzyć, prawda?
Szkoda tylko, że musiałaś się tak wycierpieć.
Na korytarz wyszedł
lekarz ortopeda, który nastawiał Zuzce przemieszczone kości. Podszedł do nich i
wręczył Brunowi plik recept.
- Proszę to wykupić jeszcze dzisiaj.
Znieczulenie nie będzie działać wiecznie i na pewno znowu zacznie panią boleć.
Proszę wtedy zażyć leki. Widzimy się za sześć tygodni. Tu jeszcze informacja do
lekarza rodzinnego. On wypisze zwolnienie.
Podziękowali mu i wolnym
krokiem wyszli z oddziału. Zuzka z niepewną miną stanęła przy samochodzie.
- Wiesz… - zaczęła cicho – to chyba nie jest
dobry pomysł, żebym u ciebie zamieszkała. Nie chcę być dla ciebie ciężarem. Powinnam
puknąć się w głowę za to, że przyszedł mi do niej tak głupi pomysł z tą
kręgielnią. Może jakoś sobie poradzę… – Bruno popatrzył na nią z
powątpiewaniem.
- Kochanie, nie bądź niemądra. Nawet nie dasz
rady ubrać się za pomocą tylko jednej ręki nie mówiąc już o przygotowaniu
jakiegokolwiek posiłku. Ja też pluję sobie w brodę, że byłem tak mało stanowczy
i nie sprzeciwiłem się temu pomysłowi. To tylko dowód na to, że nie jestem w
stanie niczego ci odmówić. Jedźmy już. Trzeba wykupić te leki i spakować cię.