ROZDZIAŁ
4
W sobotni poranek zanim zabrała
się za porządki wybrała się jeszcze do Złotych Tarasów, żeby zainwestować w
jakieś odpowiednie do jej wieku ciuchy. Nagle zaczęły jej przeszkadzać te
workowate swetry i kiecki na wyrost i spuchliznę. Buty też by się przydały.
Glany, w których chodziła miały już swoje lata. Skóra się wytarła na piętach i
czubkach odsłaniając białe, brzydkie plamy. Tak nie ubierają się
dwudziestosześciolatki.
Będąc już na miejscu po prostu
zaszalała. Nagle z rozmiaru czterdzieści dwa przeszła na rozmiar trzydzieści
sześć. Była zdziwiona, że bluzki przylegające do ciała wcale nie cisną i są
wygodne, chociaż do tej pory miała zupełnie odmienne zdanie. Nakupiła tych
bluzek całą furę, a do nich kilka ołówkowych spódnic, jeansów i spodni z
materiału. Do tego trzy pięknie odszyte sukienki na szczególne okazje, półbuty,
botki długie aż po kolana, porządną puchową kurtkę i jeszcze jedną, lżejszą,
jesienną. Pamiętała też o twarzowej czapce i szaliku. Tak naprawdę to wymieniła
praktycznie całą garderobę. Obładowana do granic możliwości, ale szczęśliwa
ledwo dotarła do domu. Uradowana chwaliła się ojcu świeżym nabytkiem.
- Koniec ze stylem lumpiarskim. Od jutra
ubieram się porządnie jak na dobrze wychowaną pannę przystało.
Ojciec roześmiał się słysząc tę
deklarację.
- Myślałem córeczko, że nie dożyję tego dnia i
że przez następnych dwadzieścia lat będziesz chodzić w moim płaszczu i tych
okropnych butach.
Przez resztę dnia ogarniała
dom. Pomyła okna i zmieniła firanki. Przebrała pościel i nastawiła pranie.
Wieczorem zadowolona z siebie siedziała u ojca w pokoju pijąc kawę i podjadając
sernik.
- Jak tylko odzyskasz pion tato i przejdzie
trochę ten ból, pójdziesz do neurologa, a potem wykupię ci kurację.
- Nie trzeba, naprawdę. Wystarczy jak będę
chodził na zabiegi tutaj.
Pokręciła przecząco głowa.
- Nie ma takiej opcji. Ludzie czekają na
terminy nawet pół roku, a tam pomogą ci od razu. Pojedziesz do Ciechocinka, tak
jak sugerowała lekarka. Już wszystko sprawdziłam. Stać nas na ten pobyt. Zresztą
na zdrowiu nie powinno się oszczędzać, prawda?
W poniedziałek rano Bruno
zaparkował samochód przed pracownią. Właśnie naciskał guzik od pilota, gdy
dostrzegł wchodzącą do budynku dziewczynę w krótkiej spódniczce i kozakach.
Przyspieszył kroku. Wszedł na schody i omiótł spojrzeniem to zjawisko od stóp
do głów. – Niezła jest. Ciekawe czy
ładna, bo nogi ma boskie – oblizał się na samą myśl. – Idzie do nas, czy wyżej? – Kobieta zatrzymała się przed szklanymi
drzwiami do pracowni i odwróciła się. Widząc wchodzącego po schodach mężczyznę
uśmiechnęła się szeroko.
- Cześć Bruno.
Stanął jak wryty w połowie
schodów i wytrzeszczył oczy.
- Zuzka? To ty? – wystękał. – Ja pierniczę! To
ty! Gdzie się podziały glany? Gdzie ten workowaty płaszcz i ta upstrzona farbą
czapka?
Miał tak komiczną minę, że
roześmiała się na całe gardło.
- Dawna Zuzka odeszła w niebyt szefie. Teraz
masz przed sobą nową Zuzkę.
- Noo… i muszę powiedzieć, że bardzo mi się ta
nowa Zuzka podoba. Wyglądasz zjawiskowo – przełknął nerwowo ślinę. – Jak cię
reszta zobaczy, to chyba z krzeseł pospada.
Faktycznie nowy look wprawił
jej kolegów i koleżanki w głęboki szok. Żaden z nich nie spodziewał się, że pod
tymi obszernymi ubraniami, które ciągle nosiła, ukrywa się taka śliczna
dziewczyna. Bruno na samą myśl o niej czuł za każdym razem niezdrowe
podniecenie. - To dlatego, że od dawna
nie miałem żadnej kobiety – tłumaczył sobie. – Ależ ona piękna… - wyszedł z gabinetu i podszedł do jej biurka.
- Wracamy na Solec maleńka. Trzeba sprawdzić,
czy dokonali poprawek i pogonić ich trochę.
- O której chcesz jechać?
- Koło trzynastej i nie będziemy już tu
wracać. W piątek byłem w Wawrze, ale tam wszystko w porządku. Trzymają się
planów.
Czuł przyjemne podekscytowanie,
że całe popołudnie spędzi z nią. Coraz bardziej pociągała go ta teraz niezwykle
ponętna brunetka. W końcu była w jego typie. Zganił się za te myśli. Lubił ją
od kiedy pojawiła się w firmie, ale też musiał przyznać, że nigdy nie traktował
jej jak kobiety dla siebie, raczej jak dziecko, które zawsze wykonywało jego
polecenia i nigdy nie narzekało. Różnica wieku była zaledwie sześcioletnia, ale
nie wiedzieć czemu on czuł się przy niej jak czterdziestoletni facet. Może
wynikało to z tego, że był jej szefem, znacznie bardziej doświadczonym w zawodzie
i że to ona uczyła się od niego a nie odwrotnie? Tak, czy owak ona się zmieniła
a on był porażony tą spektakularną przemianą, bo podziałała na jego zmysły.
Wracali zadowoleni, bo usunięto
wszystkie usterki. Bruno ponownie zaproponował wspólny obiad. Nie oponowała.
Była naprawdę głodna. Tym razem wybrał inną, bardziej ekskluzywną restaurację.
Teraz nie musiała się niczego krępować, bo wyglądała jak milion dolarów, ale
miała obiekcje co do cen.
- Tu jest strasznie drogo. Nie mogliśmy
pojechać tam, gdzie ostatnio?
- Zuza, nie marudź. To przecież ja cię
zaprosiłem i ja płacę. Wybieraj co tylko zechcesz.
Wybrała z karty to, co było
najtańsze. Nie chciała go naciągać na Bóg wie jakie wydatki. Wziął jednak
sprawy w swoje ręce i już po chwili kelner stawiał przed nimi talerze z gęsiną
faszerowaną kaszą gryczaną i zestaw surówek. Zuza spojrzała bezradnie na talerz
a potem na swojego szefa.
- Bruno, ale ja tego nie zamawiałam. Miało być
risotto.
- Risottem nawet byś się nie najadła, bo dają
tego mikroskopijne porcje, a gęsina jest znakomita. Już jadłem ją tutaj.
Spróbuj.
Po obiedzie podjechali jeszcze
do cukierni po francuskie rogaliki, za którymi przepadał ojciec Zuzy. Już pod
domem zapytała
- A może wejdziesz na kawę i ciacho? Tata się
ucieszy, bo lubi towarzystwo.
Chciał odmówić, ale jej oczy
mamiły go za każdym razem jak tylko w nie spojrzał.
- No dobrze, ale tylko na chwilę. Muszę
jeszcze zajrzeć do mamy.
Od tego dnia minęły dwa
tygodnie. Zuza rzuciła się w wir kolejnego zlecenia. Było bardzo nietypowe i
Bruno wiedział, że jeśli ma je komuś powierzyć, to tylko jej, bo tylko ona
posiadała niesamowitą wyobraźnię i była nietuzinkowo kreatywna w porównaniu z
resztą zespołu. Wykonanie projektu zlecił ktoś, kto musiał być bajecznie bogaty.
Ten ktoś precyzyjnie określił swoje wymagania, a Zuzka miała to przenieść na
papier. Dom miał być niekonwencjonalny, pełen krzywizn zarówno ścian jak i
dachu. Czekało ją sporo obliczeń, żeby sensownie powiązać ze sobą wszystkie łuki
w spójną całość. Lubiła wyzwania, które uruchamiały jej kreatywność.
Majewski radził już sobie
całkiem nieźle. Wprawdzie nadal poruszał się o kulach, ale ból zdecydowanie
zelżał i nie był już tak dokuczliwy. Któregoś dnia trafił wreszcie do
neurologa, który przepisał mu dodatkowe leki, by miał co zażyć, gdyby ból znowu
się pojawił. Dowiedziawszy się, że jego pacjent chce sam opłacić kurację był
jak najbardziej za tym i od ręki wypisał mu zaświadczenie o stanie zdrowia.
Następnego dnia Zuza już dzwoniła do Ciechocinka i zabukowała ojcu
czterotygodniowy pobyt od trzeciego listopada. Sprawdziła też połączenia
autobusowe. Postanowiła, że odwiezie ojca na miejsce. Bruno na pewno nie będzie
miał nic przeciwko temu, gdy poprosi go o jeden dzień urlopu.
Bruno wszedł raźnym krokiem do
salonu matki i przywitał się z nią. Nadal była osowiała i nie potrafiła się
pozbierać po śmierci męża. Usiadł obok niej i zapytał z troską.
- Jak się czujesz?
- Słabo synku. Jakoś nic mi nie idzie i
wszystko wypada z rąk. Nie potrafię się na niczym skupić.
- Mam dobre wieści. Załatwiłem ci miesięczną
kurację w Ciechocinku. Tam na pewno odżyjesz. Może poznasz jakichś fajnych
ludzi, z którymi będziesz mogła porozmawiać i oderwać trochę myśli od ojca.
Odwiozę cię na miejsce, a potem jak skończy się turnus, przyjadę po ciebie. Nie
jest tak daleko, bo to jakieś dwie i pół godziny jazdy. Powinniśmy się stawić
trzeciego listopada z kompletem badań i opinią lekarską. Musisz więc się o nią
postarać. Nawet internista może to wypisać. Załatwiaj więc jak najszybciej, bo
niewiele czasu zostało. Dasz radę tak?
- Mam nadzieję i dziękuję ci. Może masz rację
i ten wyjazd okaże się pozytywny? – pogładził jej dłoń.
- Jestem tego pewien mamo, tak jak tego, że
koniecznie musisz wyrwać się z Warszawy i przynajmniej postarać się nie myśleć.
Tydzień przed wyjazdem ojca
Zuza weszła do gabinetu Bruna z wielkim rulonem pod pachą.
- Bardzo jesteś zajęty? Mam gotowy projekt i
chciałam go jeszcze z tobą omówić.
- Ależ się uwinęłaś – powiedział patrząc na
nią z podziwem. Wstał od biurka i podszedł do niej. – Daj, rozłożymy to na
desce kreślarskiej.
Przez pół godziny objaśniała mu
wszystkie szczegóły, potem on zadawał pytania. Wreszcie na jego twarz wypełzł
szczęśliwy uśmiech.
- Jestem naprawdę pod wrażeniem. Nie
zaniedbałaś niczego. Rzuty pionowe całej konstrukcji też zdążyłaś zrobić? –
Potaknęła. – W takim razie nie pozostaje nam nic innego jak zaprosić naszego
zleceniodawcę i pokazać mu to. Być może on sam będzie miał jeszcze jakieś
uwagi. Umówię nas na piątek. W poniedziałek mnie nie będzie, bo odwożę mamę do
sanatorium.
- No właśnie a’propos poniedziałku, to ja też
chcę odwieźć tatę do sanatorium i w związku z tym chciałam cię prosić o dzień
urlopu.
- Serio? Załatwiłaś to sanatorium, a gdzie?
- W Ciechocinku.
Oczy Bruna zrobiły się ogromne.
- Co za zbieg okoliczności, bo ja też wywożę
mamę do Ciechocinka. A w którym sanatorium rezerwowałaś?
- W Klinice Uzdrowiskowej „Pod Tężniami”.
- Niewiarygodne! Zrobiliśmy oboje dokładnie
tak samo! Przeglądałem wszystkie oferty i ta zdecydowanie była najlepsza.
Tam jest jak w raju! Wiesz co?
To może zabierzecie się z nami? Po co będziesz tłukła się z ojcem autobusem? W
samochodzie o wiele wygodniej.
Zaskoczył ją tą propozycją.
Mówił z takim entuzjazmem, że i ona mu uległa.
- Byłoby wspaniale, ale czy to nie będzie za
duży kłopot? – zapytała z obawą.
- Najmniejszy. Samochód jest wygodny i bez
problemu pomieścimy się w nim wszyscy. Dodatkowy plus to taki, że mama
przynajmniej pozna twojego ojca i nie będzie się tam czuła tak całkiem obco.
Jest pełna obaw przed tym wyjazdem, a to doda jej pewności siebie. Co za
niesamowita historia! – Bruno pokręcił głową jeszcze nie dowierzając. – W takim
razie w poniedziałek o ósmej rano stawiam się u was w domu, a potem podjedziemy
po mamę. A teraz przynieś jeszcze te przekroje poprzeczne. Muszę się im
przyjrzeć.
W piątkowe popołudnie siedzieli
wraz z inwestorem i omawiali ten specyficzny projekt. Zuza dodatkowo wykonała
makietę budynku, by unaocznić zleceniodawcy, jak to będzie wyglądało w rzeczywistości.
- Miałam trochę za mało czasu, żeby wykonać
wszystko do końca, ale i to, co tu mamy pozwala wyobrazić sobie jak dom będzie
wyglądał po zakończeniu prac. Oczywiście pamiętamy o basenie, zewnętrznym jacuzzi
i kortach tenisowych. Będą posadowione na tyłach budynku. Otoczeniem zajmie się
nasz architekt krajobrazu. Jeśli ma pan jakieś uwagi, to proszę powiedzieć.
Mężczyzna uśmiechnął się z
sympatią do Zuzy.
- Wytłumaczyła pani wszystko rzeczowo i bardzo
zrozumiale. Projekt bardzo mi się podoba i na razie żadnych uwag nie mam. Być
może pojawią się one w trakcie budowy, ale na tym etapie jest bez zarzutu.
- Zdaje pan sobie sprawę, że jakiekolwiek
poprawki do projektu generują dodatkowe koszty? – odezwał się Bruno. – Już
wykonanie tak karkołomnych rysunków i obliczenie krzywizn nie będzie tanie. To
specyficzny projekt, w dodatku indywidualny i nie możemy policzyć go po
kosztach projektu z katalogu, bo jest nietypowy. Jego cena w przybliżeniu to
jakieś czterdzieści pięć tysięcy i może wzrosnąć, jeśli będzie miał pan
dodatkowe życzenia.
- Doskonale to rozumiem i jestem przygotowany.
Tak naprawdę cena nie gra roli. Bardzo pragnę mieć ten dom w takim właśnie
kształcie i nie będę oszczędzał na niczym.
Bruno podniósł się z fotela i
podszedł do mężczyzny z wyciągniętą ręką.
- W takim razie od przyszłego miesiąca
zaczniemy działać. Przypuszczam, że latem lub wczesną jesienią budynek będzie
gotowy do zamieszkania. Na początku listopada prześlemy gotowy już egzemplarz
projektu i szczegółowy kosztorys.
Po wyjściu zleceniodawcy stanął
na wprost Zuzy i uśmiechnął się do niej uszczęśliwiony.
- Jesteś genialna, a ten projekt, to prawdziwy
majstersztyk. Dostaniesz za to solidną premię, bo zasłużyłaś na nią jak diabli.
No metamorfoza Zuzki trwa. Teraz postawiła na nowe ubrania. Bruno jak zobaczył te nogi... no powaga hah Aż jak sobie wyobraziłam jego minę też wybuchłam śmiechem. Szczęka mu opadła totalnie aż było słychać huk, jak spadła na podłogę. Zuza jest bardzo zdolna, nie ma co, taki projekt wow :)
OdpowiedzUsuńSuper część.
Pozdrawiam serdecznie, Andziok :)
Dzięki Andziok za komentarz.
UsuńCzasami mężczyźni potrafią zachowywać się jak prawdziwe matołki widząc piękną kobietę. Ręce się trzęsą, sucho w gardle, oczy wychodzą z orbit, a nóżki jak galareta. Tak mniej więcej zareagował Bruno na widok Zuzki. Zresztą szok przeżyli i inni, bo przecież kojarzyła im się wyłącznie z wizerunkiem kolorowego lumpa. Hahaha.
Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńfajna ta Zuzka. Nie dość, że piękna, mądra, zdolna i kreatywna, to do tego jeszcze pracowita i dojrzała oraz bardzo kochająca ojca. Nic nie robi po łebkach, na odwl i oby tylko szybko. Wręcz przeciwnie, do wszystkiego zabiera się z pasją i rzetelnością. Chyba na dobre jej wyszło, to że nie miała zbyt wielu znajomych i żyła we własnym świecie. Zapewne, dzięki temu, pomimo młodego wieku, zachowuje się nad wyraz odpowiedzialnie. Ma na wszystko czas, bo nie pociągają jej imprezy czy też wspólne wypady z grupą znajomych. Niezły zbieg okoliczności z tym sanatorium:) Czyżby Bruno i Zuzka zaczęli czytać sobie w myślach? Może być ciekawie, bo wreszcie faceci zauważyli w niej kobietę, a nie tylko zdolnego i pracowitego kumpla z pracy:) Chyba w tym przypadku, trochę zazdrości o Zuzkę przyniosłoby dobre efekty dla Bruna:) Nie poprzestałby tylko na podziwianiu jej, ale może wziąłby się w garść i zawalczył o swoje szczęście? Nie wiem czy ewentualne wtrącanie się rodziców w ich wzajemne relacje nie przyniesie więcej złego niż dobrego. Podobno dobrymi chęciami, piekło jest wybrukowane:) Niech lepiej skupią się na wzajemnych relacjach, oni też potrzebują jakiejś bratniej duszy. A nóż pomogą sobie nawzajem? Wydaje mi się, że młodzi poradzą sobie świetnie sami:) Dziękuję za dzisiaj i czekam na dalszych rozwój ich historii:) Serdecznie pozdrawiam i życzę samych przyjemności:)
Gaja
Gaju
UsuńTu nie chodzi o to, że skoro już nastąpił taki zbieg okoliczności i rodziciele jadą do tego samego sanatorium, to Bruno i Zuzka zaczną ich swatać. Raczej w ogóle nie będą się wtrącać w to, co mogłoby się ewentualnie między nimi wydarzyć. Miłość jest dobra w każdym wieku, jednak tu chodzi o to, żeby matka Bruna nie czuła się taka samotna i miała do kogo usta otworzyć bez skrępowania i mieć z kim chodzić na spacery. Oboje uznali to za szczęśliwe zrządzenie losu.
Zuzka raczej nie da Brunowi powodów do zazdrości, bo jak pisałam już wcześniej, nie ma takiego towarzystwa i grona adoratorów, o których on mógłby być zazdrosny. A co będzie dalej - przeczytasz za tydzień.
Bardzo dziękuję Ci za wpis i przesyłam uściski. :)
W końcu znalazłam chwilę aby przeczytać i coś napisać.
OdpowiedzUsuńInaczej niż w Brzyduli. Tam przynajmniej Marek zaczął od wnętrza Uli. A tu Bruno zobaczył piękne nogi i już myśli o podbojach.Tak łatwo nie powinno mu jednak iść.Powinien trochę potrudzić się żeby zdobyć uczucia Zuzy.Ona łatwa nie jest i może będzie ciekawie. Z ich rodzicami pewnie będzie łatwiej. Wyjadą, wrócą i pewnie będą kontynuować znajomość choćby dla zwykłego towarzystwa i aby nie byś samotnym i całkiem nie pogrążyć się w smutku.Bądź co bądź ojciec Zuzy jest wdowcem parę lat i czas aby wyjść z żałoby. Chociaż zdarza się, że po śmierci współmałżonka z żałoby nie nie wychodzi się nigdy.
Pozdrawiam miło.
Mimo pewnych podobieństw, opowiadanie musi się różnić. Bruno to nie Marek, a Zuza nie Ula. Bruno jak większość facetów jest nieco powierzchowny. Zanim zwróci uwagę na wnętrze, bardziej pociąga go zewnętrze. Trzeba pamiętać, że Zuzka nie ma doświadczeń z facetami. Do tej pory nie spotykała się z żadnym i w zasadzie na żadnego nie zwracała uwagi. Bruna postrzega wyłącznie w kategoriach swojego szefa i poniekąd przyjaciela biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia. Ja mogę powiedzieć tylko tyle, że jeszcze długo pozostanie w takiej relacji, chociaż Bruno będzie wychodził ze skóry. Jeśli chodzi o starszych państwa, to na pewno będą się wspierać i stanowić dla siebie odpowiednie towarzystwo.
UsuńSerdecznie dziękuję za wpis i gorąco pozdrawiam. :)
Ojciec Zuzy po śmierci żony nie związał się z inną kobietą. A to świadczy ,że wciąż kocha żonę i nie potrafi się otrząsnąć po jej śmierci. Pomimo upływu tylu lat. Może kobieta ,którą poznał pomoże mu w tym. Znajdzie w niej bratnią duszę. Trochę inaczej jest z młodymi. Zuzka wprawiła w osłupienie Bruno swoją przemianą. Nie dość ,że zdolna ,kreatywna ,inteligentna to na dodatek piękna. Mam nadzieję ,że Bruno dostrzeże w jej piękno wewnętrzne nie tylko zewnętrzne. Dziewczyna żyła do tej pory w swoim świecie i nie obracała się w kręgu towarzyskim i pewnie teraz również to się nie zmieni. Ten projekt robi wrażenie.Czekam na cd. Świetny rozdział. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńOjciec Zuzy faktycznie bardzo kochał żonę i jej śmierć była dla niego ciosem. Została mu jednak mała Zuza, o którą trzeba było zadbać i dopilnować jej wykształcenia. On poświęcił się temu całkowicie. Nie miał specjalnie czasu na jakieś randki, bo pracował i zajmował się dzieckiem. Teraz Zuza jest dorosła i mógłby zacząć się z kimś spotykać, ale tego nie robi, bo przywykł do takiej sytuacji, jaka wytworzyła się po śmierci żony. Może właśnie matka Bruna to zmieni?
UsuńWielkie podziękowania za komentarz. Pozdrawiam i życzę słonecznego weekendu.
Małgosiu,
OdpowiedzUsuńNie wiem czy mnie jeszcze pamiętasz, ale jestem i czytam Twoje przepiękne opowiadania. Kolejna cudowna historia, która rozpoczęła się co prawda ciężkimi wydarzeniami dla obojga bohaterów, ale to tylko po to, aby potem mogło być tylko lepiej - takie życiowe :) czekam na kolejne części i pozdrawiam serdecznie :***
Iza (Orchid)
Iza
UsuńJestem w głębokim szoku. Zachodziłam w głowę, co też się dzieje z Tobą. Nie dawałaś znaku życia od chyba trzech lat. Shabii czasem skrobnie jakiegoś sms-a na święta, to wiem przynajmniej, że żyje. Obie zostawiłyście swoje opowiadania niedokończone, a ja wciąż żyję nadzieją, że wrócicie do swoich blogów. Jak widzisz one nadal są tutaj u mnie w ulubionych. Cieszę się bardzo, że tu zaglądasz i czytasz, bo po większości starych blogerek ślad zaginął. Liczę też na to, że będziesz odzywać się częściej i że nie był to tylko jednorazowy wpis.
Gdybym mogła, to bym Cię uściskała, czynię to więc wirtualnie i ślę buziaki. Pozdrawiam Cię najserdeczniej i odzywaj się czasem. :)
O ja jaki ten Bruno płytki. Wcześniej wydawał się być taki jakiś inny niż standardowi faceci a tu proszę zobaczył trochę nagiego ciała i już chciałby się zakręcić koło jego właścicielki. To takie typowe. Ale Zuzka mam dobrze poukładane w głowie i nawet jeśli Bruno jej się trochę bardziej podoba to ma inne priorytety i na tym się skupia. Poza tym wydaje się, że ona bardziej traktuje go jak kumpla czy pomocną dłoń niż potencjalnego partnera. Jak mnie ciekawi co się jeszcze wydarzy między nimi zanim odkryją, że są sobie przeznaczeni (sugierując się tytułem). Chyba, że to ich rodzice są sobie przeznaczeni. Chociaż szczerze w to wątpię. Wydaje mi się, że każde z nich przeżyło już miłość swojego życia i nie będzie między nimi jakiegoś głębszego uczucia. Ale mogą być napewno wsparciem i pocieszeniem w trudnych chwilach. Uwielbiam Twoją twórczość, bo w każdej części dostarczasz czytelnikom tylu emocji i okazji do przemyśleń. Dziękuję Ci za to i proszę o więcej. Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam:-) M
OdpowiedzUsuńM.
UsuńMężczyźni to zazwyczaj wzrokowcy i Bruno pod tym względem nie odbiega tu od normy. Ocenia najpierw oczami, a dopiero potem do głosu dochodzą inne zmysły. Poza tym z całą pewnością nie spodziewał się właśnie takiej Zuzki. Ona rzeczywiście traktuje go jak swojego kumpla i tu masz rację. Jej kompletny brak doświadczeń randkowych i relacji z mężczyznami jeszcze bardziej czyni z niej kobietę - lilię, taką nieskazitelną i czystą. To rzecz jasna żadna premedytacja z jej strony, bo taka już jest. Ta niewinność w jakimś stopniu pociąga Bruna, bo on do tej pory kierował się zupełnie czymś innym wybierając sobie partnerki, które wyglądem przypominały plastikowe lalki Barbie i tak jak one były puste w środku.
Tytuł opowiadania dotyczy przede wszystkim młodych, a jeśli chodzi o rodziców... Na razie nic zdradzać nie będę.
Bardzo dziękuję Ci za słowa pochwały, które bez wątpienia są dla mnie motywacją i zachętą do dalszego pisania.
Najserdeczniej Cię pozdrawiam i zapraszam na jutrzejszą część. :)