Moi drodzy
Z uwagi na sporo zajęć w dniu jutrzejszym wstawiam ostatni rozdział nieco wcześniej. Miłej lektury.
Pozdrawiam. :)
ROZDZIAŁ
11
ostatni
Skrzyp zawiasów oderwał Alexa od pracy.
Podniósł zmęczony wzrok i zamarł. W drzwiach stała Paulina. Przeleciało mu
przez głowę, że nic się nie zmieniła. Jej wzrok ciskał pioruny a zaciśnięte
usta niemal zbielały z wściekłości.
-
Paulina? Co ty tutaj robisz? – wyrzucił niemal szeptem. – O ile wiem…
-
Co, myślałeś, że gniję nadal w mediolańskim więzieniu? – przerwała mu
brutalnie. - Jak mogłeś?! Jak mogłeś na to pozwolić, by mnie tak upokorzono?!
- O
nie, nie, nie. Nie pozwolę na to, żebyś oskarżała mnie o takie rzeczy. Sama
jesteś sobie winna. O ile pamiętam, to nie ja zdemolowałem najlepszą knajpę w
Mediolanie, nie ja się upijałem, nie ja się łajdaczyłem z facetami, którzy mają
żony. Nie sądziłem, że możesz być do tego stopnia głupia. To była nauczka dla
ciebie, chociaż widzę, że mimo iż miałaś mnóstwo czasu na przemyślenia, to
jednak nie wyciągnęłaś z niej żadnych wniosków. Zapamiętaj sobie raz na zawsze,
że już nigdy nie pomogę ci w niczym, bo na to nie zasługujesz. Ty potrafisz
tylko żerować jak najgorszy pasożyt na kimś i wyciągać od niego pieniądze.
Najpierw Marek stał się twoją ofiarą a potem ja. Nie sądziłem, że to kiedyś
powiem, ale w świetle ostatnich wydarzeń zdecydowanie wolałbym nie mieć
siostry. Splugawiłaś nasze nazwisko, babcia przez ciebie płacze, a rodzice
przewracają się w grobie. Nie mam pojęcia, dlaczego tu jesteś. Marek wyraźnie
chyba dał ci do zrozumienia, że nie chce cię więcej widzieć w firmie.
-
Jesteś podły. Zamiast mnie wspierać stajesz przeciwko mnie i to w dodatku po
stronie Marka. Ale właściwie mam to już gdzieś. Przez ciebie jestem kompletnie
spłukana. Zapłaciłam horrendalne odszkodowanie i wyzerowałam konto. Potrzebuję
pieniędzy i dlatego chciałam sprzedać ci swoje udziały.
Alex spojrzał na nią kpiąco.
-
Jeszcze pół roku temu chciałaś mi je dać w prezencie – przypomniał jej niedawną
deklarację.
-
Owszem, bo myślałam, że jesteś inny, ale sytuacja się zmieniła.
- Przykro
mi, ale nawet gdybym policzył poniżej kursu nie mam takich pieniędzy, które pokryłyby
ich zakup. Jedyne wyjście, to pójść do Marka i jemu zaproponować kupno. Nawet
jeśli nie dysponuje taką gotówką, to Dobrzańscy mu pożyczą.
Paulina podniosła się z krzesła. Nie
przypuszczała, że brat odmówi kupna jednej czwartej udziałów F&D. Kiedyś dla
niego ten pakiet był łakomym kąskiem. Czyżby priorytety mu się zmieniły?
-
Nie bardzo mam ochotę widzieć się z nim, ale nie mam wyjścia. Idę.
W przeciwieństwie do Alexa Marek uprzedzony
przez Violettę nie był zdziwiony, gdy Paulina weszła do jego gabinetu. Ba,
nawet trafnie podejrzewał w jakim celu zawitała do firmy. Złożył dwa do dwóch i
jak nic mu wyszło, że ona jest bez kasy i przyjechała sprzedać udziały.
Bezceremonialnie usiadła na kanapie zakładając nogę na nogę i wypluła z siebie.
-
Interesuje cię mój pakiet udziałów? Są na sprzedaż. – Uśmiechnął się szeroko
widząc, że nie owija w bawełnę i od razu przystępuje do rzeczy.
- A
gdybym ci powiedział, że nie mam takich pieniędzy, które mógłbym wydać na twój
pakiet?
- Ty
nie masz pieniędzy? Słyszałam, że sprzedałeś dom więc chyba nie jest tak źle.
-
Masz rację. Jest nawet znakomicie, ale nie kupię ich po kursie. Przez te
wszystkie lata nie wniosłaś do tej firmy nic, nie zabiegałaś, żeby pięła się do
góry. Nie robiłaś tutaj kompletnie nic. Mogę zaoferować dwa i pół miliona i ani
grosza więcej.
-
Oszalałeś?! Dobrze wiesz, że są warte trzy razy tyle.
-
Oczywiście, że wiem. Mam nadzieję, że pamiętasz aneks do umowy dotyczący
sprzedaży kapitałowi obcemu? Doskonale wiesz, że nie wolno ci tego zrobić, więc
albo przyjmiesz moje warunki, albo zostaniesz z tymi udziałami i będziesz
czerpać z nich dywidendy, które jednak nie zapewnią ci życia na odpowiednim
poziomie.
Widział jak gotuje się w niej, jak wrze.
Była na granicy wybuchu, ale opanowała się jednak. Zrozumiała, że krzykiem już
nic nie wskóra i że to on ma rację.
-
Dobrze. Niech będzie moja strata. Możesz to jakoś zorganizować?
-
Jutro o jedenastej tutaj w gabinecie podpiszemy akt notarialny. To wszystko co
mogę dla ciebie zrobić. Liczę na to, że jutrzejszego dnia będę cię widział po
raz ostatni.
-
Bez obawy. Nie mam zamiaru wracać tu nigdy więcej. Ty i Alex jesteście siebie
warci – zerwała się z kanapy i stukając wysokimi obcasami wymaszerowała z
gabinetu Marka. On natychmiast zadzwonił do rodziców i opowiedział o całej
sprawie.
-
Nie mam takiej sumy i potrzebuję pożyczyć przynajmniej siedemset tysięcy.
Możecie pomóc? To jedyna okazja, żeby siedemdziesiąt pięć procent udziałów
znalazło się w naszych rękach.
-
Nie ma sprawy synu. Ja zaraz przeleję pieniądze na twoje konto. Cieszę się, że
zbiłeś cenę o niemal dwie trzecie – pochwalił go Krzysztof. – Dobra robota.
Wieczorem przy kolacji opowiedział Uli całą
historię Pauliny. Była wstrząśnięta zwłaszcza tym mediolańskim epizodem i tym,
że Paulina podrywała z premedytacją żonatych mężczyzn z zasobnym portfelem. – W końcu się doigrała. Nie wszystkie żony
wierzą w zdradę mężów, a jeśli mają dowody, to mszczą się najpierw na ich
kochankach, a potem na nich samych. A co by było, gdyby Irena okazała się taka
asertywna i taka mściwa? Gdyby za wszelką cenę chciała wierności Piotra? Czy
byłaby w stanie mnie pobić? Byłabym drugą Pauliną…
-
Kochanie słuchasz mnie?
-
Tak, tak… Przepraszam, zamyśliłam się.
-
Jutro definitywnie kończę z Pauliną. Zamówiłem notariusza. Podpiszemy akt i
przeleję jej pieniądze. Niech znika z mojego życia. W końcu trzeba skupić się
na pokazie. To teraz priorytet.
Pokaz okazał się wielkim przebojem. Pshemko
triumfował, a Marek wciąż zawierał nowe kontrakty na sprzedaż kolekcji. Wszyscy
byli zachwyceni Pomarańczarnią. Zwłaszcza seniorzy nie kryli podziwu dla
pomysłowości Uli i gratulowali Markowi wspaniałej organizacji.
To był jeden z tych pięknych, ciepłych,
słonecznych dni, kiedy wiosna stała w pełnym rozkwicie mamiąc soczystą zielenią
młodych liści i barwnymi klombami różnokolorowych kwiatów. Ula idąc obok Marka
przymknęła oczy i wystawiła twarz do słońca.
-
Pięknie tu. Te wszystkie zapachy przyprawiają o zawrót głowy. Pokochałam ten
park, choć wcześniej kojarzył mi się wyjątkowo źle. Chodźmy do kaczek.
Usiądziemy na tej ławce blisko stawu – ściągnęła apaszkę i do końca rozpięła
cienki płaszczyk. Pomyślała, że jeszcze tak niedawno była wrakiem człowieka,
strzępem nerwów obsesyjnie myślącym o utraconej miłości. Jak mogła się wtedy
tak zadręczać? Piotr nie był wart ani jednej jej łzy. Niemal popadła przez
niego w depresję. Dorota okazała się o wiele silniejsza i lepiej to zniosła.
Obie spotkała nagroda, chociaż wcale na nią nie liczyły. Obie są już na innym
etapie. Ona kocha Marka nad życie. Ta miłość jest inna niż ta do Piotra. Jest
uczciwa, szlachetna i czysta. Jest też niezwykle silna. Marek odpłaca jej tym
samym. W jego oczach znajduje ogromne pokłady tej miłości. A Dorota zakochała
się w Alexie. Oboje świata poza sobą nie widzą. Powiedziała jej kiedyś, że nie
rozumie, jak mogła zadurzyć się w Piotrze. Ula też tego nie rozumiała. Marek i
Alex w porównaniu do niego, to dobrzy, opiekuńczy faceci, a przede wszystkim zupełnie
pozbawieni obłudy, uczciwi do szpiku kości.
Marek ujął jej dłoń i przycisnął do ust.
Nie mógł oderwać oczu od jej ładnego profilu.
-
Kocham cię Ula – wyszeptał. – Wiesz, że jesteś dla mnie wszystkim i nie
wyobrażam już sobie, że miałoby cię przy mnie nie być – wyjął z kieszeni
aksamitne pudełko i uniósł wieczko. Na czerwonym atłasie spoczywał najpiękniejszy
pierścionek, jaki kiedykolwiek w życiu widziała. Jej oczy zrobiły się ogromne.
– Nie chcę już tracić czasu. Nie chcę dłużej czekać. Wyjdź za mnie Ula i
zacznijmy razem dzielić życie. To przecież takie naturalne, że jeśli dwoje
ludzi tak bardzo się kocha jak my, to pragną być razem, pragną założyć rodzinę
i mieć dzieci. Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, gdybyś się
zgodziła.
-
Oczywiście, że się zgadzam – zalśniły jej w oczach łzy. – Nie mogłabym się nie
zgodzić, bo jesteś miłością mojego życia.
Uszczęśliwiony wsunął jej to jubilerskie
cacko na palec a na jej ustach wycisnął słodki pocałunek.
-
Musimy powiedzieć rodzicom i szybko zacząć planować ślub. Mam też dla ciebie
niespodziankę. Jutro jestem umówiony z pośrednikiem. Pokaże mi dom, który sobie
upatrzyłem i bardzo bym chciał, żebyś mi towarzyszyła. Nie ukrywam, że kupno
uzależniam od twojej opinii.
-
Pojadę. Bardzo jestem ciekawa, co to za dom.
Wracali. Wysiadając z windy na piątym
piętrze Marek zauważył przy recepcji Alexa.
-
Dobrze, że cię widzę. Mam sprawę, ale nie tutaj. Chodźmy do ciebie. - Marek
przyjrzał mu się z ciekawością. Febo był ewidentnie podekscytowany i sprawiał
wrażenie, jakby nie mógł sobie znaleźć miejsca. Zanim przysiadł na kanapie
wyjął z kieszeni mały pakunek i rozwinął go. – Spójrz. Widziałeś kiedyś takie
cudo?
-
Widziałem wiele takich cudów, ale to cudo jest chyba dość stare.
- To
prawda. Należał do mojej matki. Myślisz, że będzie w sam raz dla Doroty?
-
Aaa, teraz rozumiem. Chcesz się oświadczyć…
- No
chcę. Kocham ją, na co mam czekać? Na pierwszą siwiznę? Poza tym do dla nas
chyba już najwyższy czas, prawda?
-
Prawda. Ja oświadczyłem się przed chwilą i zostałem przyjęty. Wyciągnij Dorotę
do parku i zrób to samo. Dzisiejszy dzień jest idealny na oświadczyny, wierz
mi.
Alex zrobił wielkie oczy.
-
Nie wiem, czy rzeczywiście tak uważasz, czy jaja sobie robisz. Naprawę
oświadczyłeś się?
-
Naprawdę. Wyszedłem z podobnego założenia, że dość już się naczekałem.
- W
takim razie i ja tak zrobię i to zaraz.
Po jego wyjściu Marek roześmiał się na całe
gardło. Lubił takiego spontanicznego Alexa. Kiedyś takie zachowanie było nie do
pomyślenia. Po raz drugi pomyślał, że Dorota dokonała cudu.
Dorota jak burza wpadła do Uli gabinetu.
Miała rozwiane włosy, czerwone policzki i załzawione oczy.
-
Stało się coś? – widok koleżanki nieco przeraził Ulę.
-
Stało się, ale coś bardzo dobrego i wyjątkowego – Dorota ciężko opadła na
fotel. – Wyobraź sobie, że Alex mi się oświadczył! – Ula roześmiała się
serdecznie.
- No
to witaj w klubie, bo przed dwoma godzinami Marek zrobił to samo. Spójrz –
podsunęła jej przed oczy dłoń uzbrojoną w pierścionek. Dorota wyciągnęła swoją.
-
Mój podobno należał do mamy Alexa, ale pasuje idealnie. Wychodzimy za mąż moja
droga i to w dodatku z miłości. Ale jestem szczęśliwa!
Piętnastego sierpnia odbyły się dwa śluby.
Tak postanowili. Skoro do tej pory szli łeb w łeb, to i ślub powinni wziąć w
tym samym dniu. Gości nie było zbyt wielu. Seniorzy Dobrzańscy reprezentowali
obu swoich synów, a dodatkowo Krzysztof prowadził do ołtarza Ulę w zastępstwie
jej nieżyjącego ojca. Doroty rodzina też nie była zbyt liczna, ale oboje
rodzice żyli, a jej ojciec z dumą wiódł córkę pod sam ołtarz. Uroczystość była
bardzo wzruszająca. Obie panny młode miały zalane łzami policzki a i panom
młodym zwilgotniały oczy. Obie wyglądały zjawiskowo w pięknych, białych
sukniach wybranych w najbardziej ekskluzywnym salonie w mieście. Obaj panowie
prezentowali się niezwykle przystojnie wzbudzając ogólny zachwyt. Po
zaślubinach już przed kościołem składano im życzenia. W pewnym momencie
podeszła do Doroty elegancko ubrana kobieta. Dorota z trudem rozpoznała w niej
Irenę Sosnowską.
-
Dziękuję pięknie za życzenia pani Ireno. Wspaniale pani wygląda.
- To
głównie dzięki pani. To pani otworzyła mi oczy. Zostawiłam tego drania i po raz
drugi rozwiodłam się z nim już definitywnie. Wywalczyłam możliwie największe
alimenty dla dziecka. Nie będzie żadnych powrotów do przeszłości. Zmieniłam
pracę na lepiej płatną w prywatnej klinice i zwyczajnie odżyłam. Już nigdy
więcej Piotra w naszym życiu.
-
Amen – roześmiała się Dorota. – Bardzo dziękuję za życzenia. Wszystkiego
najlepszego i dla pani.
Kiedy opowiadała Uli o tej metamorfozie
Ireny obie nie mogły uwierzyć, że ta kobieta przyszła podziękować. Dorota
wstrząsnęła nią i chyba faktycznie otworzyła jej oczy na to, że nie musi żyć z
nie potrafiącym dotrzymać wierności dupkiem.
- Ja
też życzę jej jak najlepiej. Ona także zasłużyła na szczęście i porządnego
faceta – podsumowała Ula.
Wesele odbywało się w jednym z lepszych
hoteli. Nie oszczędzali na niczym. To miał być dla całej czwórki wyjątkowy
dzień i koszty podzielili po połowie.
Na szczęście nie było żadnych przykrych
niespodzianek, chociaż Alex obawiał się nalotu Pauliny, ale chyba nie dotarły
do niej wieści o ślubie. On zawiadomił babcię, ale prosił staruszkę o
dyskrecję. Obiecał też, że odwiedzi ją wraz z Dorotą już po ślubie, zanim rozpoczną
miesiąc miodowy na południu Włoch. Marek i Ula postanowili spędzić trochę czasu
nad polskim morzem. Marek po zakupie domu i urządzeniu go musiał nieco spasować
z wydatkami. Obiecał sobie jednak, że w następnym roku zabierze żonę w jakieś
egzotyczne miejsce.
Pobyt nad morzem zaowocował ciążą i wkrótce
rodzina Dobrzańskich powiększyła się o nowego członka – małą, słodką Zuzię. Dwa
lata później i Alex przywitał na świecie potomka, z którego był bardzo dumny.
Potem jeszcze Dorota urodziła córkę podobnie jak Ula. Alex naśmiewał się czasem
z Marka, że ma w domu babiniec, ale on uparcie twierdził, że nieprzytomnie
kocha wszystkie swoje dziewczyny i nie zamieniłby tego na nic.
Obie przyjaciółki były kiedyś tymi
trzecimi, ale teraz ich mężczyźni wynieśli je na piedestał i traktowali tak,
jak na to zasługiwały otaczając szacunkiem, wielkim przywiązaniem i ogromną
miłością.
K O N I E C