KOCHANI
Dziękuję pięknie za kolejne sto tysięcy
wejść na blog.
Pozdrawiam wszystkich najserdeczniej.
ROZDZIAŁ 8
Paddy dotrzymał słowa i znalazł
jej jednopokojowe mieszkanie w jednym z bloków na Ursynowie. Dał kontakt do
właściciela i uznał sprawę za zamkniętą. Iwona tak jak nagle pojawiła się w
domu Paddy’ego, tak nagle znikła. Paddy żałował, bo rzadko się zdarzało, żeby
trafił na piękną i w dodatku tak pojętną dziewczynę. Wciąż napędzała mu sporo
gotówki, bo klienci najchętniej korzystali właśnie z jej usług.
Miała pięć miesięcy do
rozwiązania. Uregulowała płatność za mieszkanie za osiem miesięcy z góry.
Sądziła, że po tym okresie uda jej się wrócić do swojego „pracodawcy”. Póki co
szperała po internecie chcąc załatwić sprawę adopcji. Nie miała zamiaru
zatrzymać tego dziecka. Nie miała pojęcia jak się nim zająć. Nie czuła żadnego
instynktu macierzyńskiego. To dziecko trafiło się przypadkiem, było skutkiem
nieuwagi i zwyczajnego braku czujności. Ona wiedziała, że nie nadaje się na
matkę. Nie tego pragnęła w życiu. Chciała nadal pracować dla Paddy’ego, żyć w
luksusie i korzystać z pieniędzy, jakie zarabiała na zleceniach. Mimo wszystko
starała się, aby ta ciąża przebiegała prawidłowo. Założyła sobie kartotekę w
przychodni i regularnie chodziła się badać. Dbała o swoje ciało. Wcierała w nie
tony kremów zapobiegających rozstępom. Nie mogła dopuścić, żeby wyglądała
gorzej po porodzie niż przed nim.
Staszek siedział u brata w
mieszkaniu i rozmawiał z bratową. Nie przyszedł tu bez wyraźnego powodu, ale
nie bardzo wiedział jak ma powiedzieć Wandzie, co leży mu na wątrobie.
- No wyduś to wreszcie – Wanda popatrzyła na
niego z uśmiechem. – Przecież widzę, że od paru tygodni chodzisz jak struty. Co
się dzieje?
- No dzieje się, dzieje, ale tylko w mojej
głowie i sercu – mruknął.
Bratowa spojrzała na niego z
błyskiem w oczach.
- W sercu? To ani chybi zakochałeś się mój
drogi! Kim jest szczęśliwa wybranka?
- Nie kpij Wandziu, bo nie jest mi lekko. To
Ewa…
- Ewa? O mój Boże…, a ona o tym wie?
- No skąd!? – obruszył się. – Nie miałem
odwagi jej tego wyznać. Jeszcze pomyślałaby, że zwariowałem na starość. To taka
uczciwa, dobra i porządna kobieta, a przy tym pracowita i lubi porządek tak jak
ja. Pasujemy do siebie, tylko nie mam pojęcia, czy ona uważa podobnie.
- No to bracie masz niezły zgryz. Ja za ciebie
tego nie załatwię. Ty sam musisz zdobyć się na odwagę i powiedzieć jej o tym,
bo inaczej będziesz usychał z tej miłości. Kup ładny bukiet kwiatów i idź do
niej wieczorem. Wyznaj jej co czujesz. Może i ty nie jesteś jej obojętny. Na
pewno lubi twoje towarzystwo i ma dla ciebie wiele sympatii, to widać.
Posłuchawszy rady bratowej
kupił wielki bukiet czerwonych róż i wieczorem niepewnie zapukał do drzwi Ewy.
Kiedy otworzyła uśmiechnął się do niej nieśmiało.
- Wpuścisz mnie?
- Pewnie, wchodź – otworzyła szerzej. – A co
tam ukrywasz za plecami?
Wyciągnął zza nich to wielkie
naręcze kwiatów i wręczył jej.
- Proszę, to dla ciebie.
Patrzyła zaskoczona na te
ogromne, czerwone, cudnie pachnące róże.
- A z jakiej okazji?
- Tak bez okazji. Chciałbym porozmawiać.
- No dobrze. Siadaj w takim razie, a ja zrobię
kawy.
Wlewając ją do filiżanek
ukradkiem zerkała na Staszka. – Jakiś
dziwny jest dzisiaj i nie zachowuje się tak jak zwykle. – Postawiła przed
nim aromatyczny płyn i cukierniczkę. – To o czym chciałeś porozmawiać?
Początkowo nie miał pojęcia, od
czego ma zacząć. Kilka razy brał głęboki oddech, aż w końcu przemówił.
- Chciałbym ci coś wyznać. Wiem, że możesz się
zdziwić, ale proszę wysłuchaj mnie do końca zanim cokolwiek powiesz. Odkąd się
pojawiłaś u nas pokochaliśmy cię wszyscy. Jesteś taka cicha, skromna, niezwykle
uczynna. Prawdziwy anioł. Od razu wzbudziłaś moją sympatię. Bardzo cię
polubiłem. Uwielbiam nasze poranki przy kawie i wieczorne, długie rozmowy z
tobą. Z biegiem czasu ta sympatia przekształciła się w coś znacznie głębszego.
Pokochałem cię całym sercem. Jesteśmy do siebie podobni. Oboje owdowieliśmy.
Pochowaliśmy nasze pierwsze miłości, ale myślę, że jesteśmy jeszcze
dostatecznie młodzi, by móc urządzić sobie życie od nowa. Moglibyśmy być ze
sobą szczęśliwi Ewa.
Zaskoczył ją zupełnie. Nie
miała pojęcia, że ten dobry, spokojny mężczyzna ją kocha. A przecież i jej
zależało na nim bardzo i nawet kiedyś pomyślała, że gdyby miała wychodzić drugi
raz za mąż to właśnie za niego. Zalśniły jej w oczach łzy. Jego słowa poruszyły
ją do głębi.
- Trochę mnie zaskoczyłeś Staszku, –
powiedziała drżącym głosem – ale muszę powiedzieć, że i ty jesteś dla mnie
bardzo ważny. Nie wiem, czy to jest miłość, ale na pewno wiem, że przy tobie
mogłabym być szczęśliwą kobietą.
Twarz Staszka rozpłynęła się w szerokim
uśmiechu. Nie spodziewał się takich słów. Spodziewał się raczej delikatnej,
taktownej odmowy. Ucałował jej dłonie.
- Pobierzmy się Ewa, nie czekajmy z tym. Czas
i tak pracuje przeciwko nam – wyjął z kieszeni małe puzderko i wysupłał z niego
złoty, skromny pierścionek. Ukląkł przed nią i patrząc jej w oczy poprosił o
rękę. Wyciągnęła dłoń w jego kierunku na znak zgody. Po chwili na jej palcu
błyszczało zaręczynowe cacko.
- Nawet
nie wiesz jaki jestem szczęśliwy – wyszeptał Staszek. – Szedłem tu z duszą na
ramieniu, bo nie wiedziałem jak na to wszystko zareagujesz. Tak się cieszę, że
się zgodziłaś. Podjadę po ciebie jutro do pracy i załatwimy termin w urzędzie.
Moglibyśmy wziąć ślub kościelny, ale ja nie jestem jakoś specjalnie religijny i
chyba głupio bym się czuł biorąc kościelny ślub w wieku czterdziestu sześciu
lat. Zgadzasz się, żeby to był tylko ślub cywilny?
- Zgadzam.
- Co powiesz na pierwszą sobotę lipca?
Potarła czoło rozbawiona.
- Ty naprawdę chcesz to załatwić w ekspresowym
tempie, ale niech będzie lipiec.
Rano idąc spacerkiem do pracy
zadzwoniła do mamy informując ją o tej radosnej nowinie. Zofia nie była wcale
zdziwiona. Za każdym razem jak przyjeżdżała do Legionowa widziała tę szczególną
relację między swoją córką a Koteckim.
- Bardzo się cieszę Ewuniu. Staszek, to
wspaniały człowiek. Myślę, że będziesz z nim szczęśliwa.
- Też tak uważam mamusiu. Szykuj się więc na
początek lipca.
Staszek już skoro świt nie
omieszkał powiadomić reszty rodziny o swoim szczęściu. Gratulowali mu, a Mirek
upewnił go, że postępuje słusznie.
- Pani Ewa na pewno będzie dobrą żoną. Ja od
dawna traktuję ją jak matkę, do której zawsze mogę pójść i zwierzyć się z
kłopotów. Nigdy jeszcze mi źle nie poradziła. To super kobieta tato.
W krótkim czasie załatwili
wszystko. Uiścili w urzędzie stosowne opłaty i wynajęli małą knajpkę na
przyjęcie. Uznali, że huczne wesele już im nie przystoi. Zresztą nawet nie mieliby
skąd wziąć tylu gości. Mama Ewy, Wanda z Władkiem, Mirek z żoną i jego
teściowie, a z pracy tylko Krysia Wolska z mężem, to byli wszyscy uczestnicy
tej uroczystości. Wanda i Władek byli świadkami.
Pierwsza, wspólna noc była dla
nich obojga odkrywaniem siebie. Ani jedno, ani drugie nie uprawiało seksu przez
lata. Oboje byli skrępowani i mocno zażenowani, jednak pokonali nieśmiałość.
Gorące, pełne namiętności pocałunki rozpaliły ich oboje. Ten akt był
niespieszny, jakby chcieli celebrować każdą minutę, ale w końcu spełnili się w
nim.
Ewa przeniosła się do Staszka.
Zaczęli wspólne życie w harmonii i poszanowaniu. Byli zgodni i razem
podejmowali wszystkie decyzje. Ewa ponownie bardzo doceniła stan małżeński.
Wreszcie nie musiała być zdana wyłącznie na siebie, bo miała oparcie w mężu.
Swoje mieszkanie zostawiła w stanie nienaruszonym. Pomyślała, że to dobre
rozwiązanie w razie, gdyby mama chciała odpocząć i przyjechać tu na dłużej.
Była już na ostatnich nogach.
Brzuch wyraźnie się opuścił dając tym samym znak, że zbliża się termin
rozwiązania. Była sama. Na nikogo nie mogła liczyć. Nie mogła więc dopuścić do
sytuacji, żeby bóle złapały ją w czasie snu. Umówiła się z lekarzem, że dwa dni
przed rozwiązaniem położy ją na oddział. Zanim się na nim znalazła, poczyniła
już pewne kroki. Przede wszystkim napisała wniosek do sądu opiekuńczego, że nie
chce zatrzymać córki i dołączyła do niego wszystkie niezbędne dokumenty. Miała
świadomość, że dopiero po wyjściu ze szpitala taki wniosek może złożyć, ale
wolała być przygotowana. Że to będzie dziewczynka wiedziała już od co najmniej
trzech miesięcy. Jeszcze w domu przeszukując internet natrafiła na coś, co
bardzo jej odpowiadało. Przy swoim mało empatycznym charakterze odczuwała opór
przed oddaniem dziecka byle komu. Wpadło jej najlepsze jej zdaniem oczywiście
rozwiązanie tej sytuacji. Adopcja ze wskazaniem. Procedura była dość szybka.
Jej matka na pewno nie będzie oponować przed wzięciem tego malucha. Dobrze
pamiętała, jak bardzo zależało jej na dobrym wychowaniu jej samej, jak bardzo
się starała, jak bardzo zabiegała, żeby ta miała wszystko. – Ze mną ci się nie udało, ale może z wnuczką
ci się powiedzie. Przecież to też twoja krew. To taka mała zemsta z mojej
strony, ale jak zobaczysz maleństwo to na pewno mi wybaczysz.
Nie znała jej adresu, ale
podała adres babki. – Znajdą cię. Babka
nie może zataić przed sądem twojego adresu zamieszkania – myślała z
satysfakcją. – Już widzę twoją minę. Ależ
się zdziwisz mamusiu.
Poród przebiegł prawidłowo i
bez powikłań. Ją wypisano po trzech dniach. Dziecko zatrzymano na oddziale do
wyjaśnienia sprawy. Było podobne do Iwony. Te same chabrowe oczy i te same
czarne włosy, które dość gęsto porastały główkę dziewczynki.
Iwona odetchnęła. Teraz
wreszcie będzie mogła zająć się sobą. Zrzucić trochę kilogramów, zaliczyć kilka
razy SPA i osiągnąć dzięki temu wymarzoną sylwetkę. Pewnie będzie musiała
odciągać mleko, ale to już drobnostka.
Sześć tygodni po porodzie udała
się do sądu i tam złożyła orzeczenie o zrzeczeniu się praw rodzicielskich do
córki. Zostawiła wszystkie dokumenty. Teraz musiała tylko czekać na reakcję
matki, ale tak naprawdę była w stu procentach przekonana, że ona nie będzie
miała sumienia odmówić.
Staszek wyprostował się i otarł
pot z czoła. Od dwóch godzin pielił wraz z Ewą grządki w ogrodzie.
- Chyba twój telefon dzwoni Ewuniu.
Wytarła dłonie w fartuch,
którym była przepasana i podeszła do ogrodowego stolika.
- Halo. Witaj mamuś. Co słychać?
- Oj słychać kochanie i to całkiem sporo.
Jednak mój wzrok mnie nie mylił. To Iwonę widziałam wtedy na mieście. Pamiętasz
jak ci opowiadałam o eleganckiej kobiecie w ciąży? To była ona. Iwona. Przed
chwilą wyszła stąd kobieta, która pracuje w sądzie opiekuńczym. Okazało się, że
nasza Iwonka urodziła dziecko, dziewczynkę i zrzekła się do niej praw. W
dodatku złożyła wniosek o adopcję ze wskazaniem. I wiesz kogo wskazała? Ciebie.
Musiałam tej kobiecie podać twój adres zamieszkania i powiedzieć, że nie
nazywasz się już Zakrzewska, tylko Kotecka. Jestem pewna, że dostaniesz
wezwanie do tego sądu. I co ty na to? Wywinęła ci kolejny numer.
Zszokowana Ewa nie mogła wykrztusić
słowa. Jej córka do wszystkich swoich wad mogła doliczyć jeszcze jedną. Była
wyrodną matką. Jak można zrzec się praw do własnego dziecka? To w ogóle nie
mieściło się w granicach jej pojmowania.
- Ewa jesteś tam? – dobiegł do niej głos
matki.
- Jestem, jestem. Zastanawiam się co zrobić,
ale chyba nie mam wyjścia. Mam pozwolić, żeby moja wnuczka wychowywała się w
obcej rodzinie? Wyrażę zgodę na tę adopcję. Muszę o wszystkim powiedzieć
Staszkowi. On w końcu też ma coś do powiedzenia, prawda?
Do Warszawy pojechali razem.
Staszek nie chciał jej zostawiać samej w tej stresującej sytuacji, a ona bardzo
się obawiała, że będzie musiała stanąć oko w oko ze swoją córką. Iwona jednak
nie pojawiła się. Rozprawa była formalnością. Ewa podpisała stosowne dokumenty
i dowiedziawszy się, że dziecko może odebrać z ośrodka adopcyjnego niezwłocznie
tam pojechała.
Widok tego maleństwa kompletnie
ją rozczulił. Była taka podobna do Iwony. Staszek pospieszał ją. Widział jak
bardzo emocjonalnie zareagowała i nie chciał, żeby rozkleiła się zupełnie. Po
drodze do Legionowa zrobili jeszcze niezbędne zaopatrzenie dla takiego maluszka
łącznie z wózkiem i łóżeczkiem.
Przed świętami Bożego
Narodzenia ochrzcili dziewczynkę biorąc za chrzestnych Mirka i jego żonę. Dali
jej na imię Magda.
Ewa nie chciała rezygnować z
pracy. Długo rozmawiała na ten temat ze Staszkiem.
- Lubię tę robotę i teraz z powodu Madzi mam z
niej zrezygnować?
- Ja znalazłem wyjście i to najlepsze z
możliwych. Ściągniemy do Legionowa twoją mamę. Świetnie się trzyma i jak to
mówią, jeszcze by diabłu łeb urwała. Ona posiedzi z dzieciakiem do twojego
powrotu z pracy, a potem ty się nią zajmiesz. Przecież może mieszkać w twoim
mieszkaniu i tak stoi puste. Trzeba ją tylko zapytać, czy zgodzi się tu przenieść.
Ewa podeszła do męża i
wycisnęła na jego ustach słodkiego buziaka.
- Jesteś genialny. Dlaczego ja na to nie
wpadłam? Zaraz do niej zadzwonię i zapytam.
Zofia z entuzjazmem przyjęła
ten pomysł. Była jeszcze pełna werwy i zapału. - Poradzimy sobie córuś –
pocieszała Ewę. – Nie takie bryły przed nami były, a ja z ochotą zajmę się
maleństwem. To kiedy mam się pakować?
Czas przystopował. Ewa
spokojnie mogła pracować, bo mama zajmowała się małą. Potem ona przejmowała
pałeczkę a nierzadko i Staszek włączał się do niańczenia. Uwielbiał dzieci.
Swojego wnuka Macieja kochał nad życie, chociaż nie widywał go zbyt często.
Magdę też pokochał równie mocno i mógł się nią cieszyć każdego dnia.
Stanęła nago przed lustrem i z
satysfakcją omiotła wzrokiem swoją sylwetkę. Nikt by nie powiedział, że przed
trzema miesiącami urodziła dziecko. Była znowu szczupła, ponętna i warta
grzechu. Ubrała się elegancko robiąc przed tym staranny makijaż. Czekała na
właściciela mieszkania. Dzisiaj upływał termin umowy jaką z nim zawarła.
Usłyszała dzwonek do drzwi i poszła otworzyć. Stojący przed nimi mężczyzna
obrzucił ją pełnym podziwu spojrzeniem.
- Proszę wejść i sprawdzić, czy wszystko jest
tak jak powinno.
- O, jestem o tym przekonany. Proszę tylko o
klucze i jest pani wolna.
Wręczyła mu je dziękując za
wynajem. Złapała za uchwyt walizki i podeszła do windy. Na dole czekała już na
nią zamówiona wcześniej taksówka. Kazała się wieźć pod dom Paddy’ego.
Nacisnęła na dzwonek u bramy.
Po chwili ukazał się Henryk.
- Dzień dobry Henryku. Pamiętasz mnie jeszcze?
- Oczywiście Iwono. Idziesz do Paddy’ego?
- Tak, jeśli jest w domu.
- Jest. Na razie nigdzie się nie wybiera –
otworzył bramę i wpuścił ją. – Wiesz, dokąd iść. Na razie.
Weszła do znajomego wnętrza. W
salonie ujrzała Paddy’ego rozmawiającego z jakąś dziewczyną.
- Witaj Paddy – Iwona przerwała tę
konwersację. – Kupę lat. Zrobisz mi sesję?
Paddy zerwał się z kanapy jak
oparzony i podbiegł do niej.
- Iwona? Mój Boże! Iwona… Jesteś jeszcze
piękniejsza niż wtedy, gdy opuszczałaś ten dom – zlustrował ją od stóp do głów.
– No, no… Jestem pod wrażeniem. Zadbałaś o siebie dziewczyno. Chcesz wrócić do
pracy? Na pstryknięcie palca mam dla ciebie stałych klientów. Tęsknili za tobą.
- Ja za nimi też. Może nie za wszystkimi, ale
za większością. Będę mogła zająć jeden z pokoi? Opuściłam przed chwilą
mieszkanie, które pomogłeś mi wynająć i nie bardzo mam się gdzie podziać.
- Możesz zająć swój dawny pokój. Czeka na
ciebie. Rozgość się. Zanim jednak pójdziesz na górę chcę ci przedstawić nasz
nowy nabytek. To Monika, – przedstawił dziewczynę – a to Iwona. - Podały sobie
ręce. – Jestem umówiony na obiad z kilkoma przyjaciółmi w restauracji „Stary
Dom” i było by miło, gdybyście zechciały mi towarzyszyć. Będą dwaj twoi dobrzy
znajomi Iwono. Na pewno twój widok ich ucieszy.
- Z wielką przyjemnością Paddy. Pójdę się
rozpakować i wybrać coś ładnego na ten obiad.
Znowu poczuła, że jest na swoim
miejscu. Wspaniała, znana restauracja oferowała pyszne jedzenie. Towarzystwo
było przemiłe, prawiło niezliczoną ilość komplementów. Z jednym z mężczyzn
spędziła tę noc. To był człowiek, którego dobrze znała, bo był jej pierwszym
klientem, wyjątkowo ułożony i sympatyczny. Lubiła seks z nim, bo był delikatny,
pozbawiony brutalności i przyjemny. Rano zameldowała się u Paddy’ego bogatsza o
dziesięć tysięcy. Nareszcie wróciła do gry.