ROZDZIAŁ
7
Ula obeszła z aparatem okolice schroniska.
Wróciła koło osiemnastej. Kupiła im herbatę i grillowane kiełbaski, bo
pomyślała, że Marek już zgłodniał a i ona sama czuła w żołądku ssanie.
Ostrożnie weszła z tacą do pokoju. Marek leżał z otwartymi oczami wgapiając się
w sufit. Poczuł zapach kiełbasy i przeniósł wzrok na Ulę. Podniósł się do
pozycji siedzącej i pociągnął nosem.
-
Kolacja?
-
Tak – postawiła tacę na krześle. – Wcinaj.
Z chęcią zabrał się do jedzenia. Wyglądał
nieco lepiej i nie był już taki blady.
-
Jak nogi?
-
Chyba dobrze. Nie wiem jak będzie kiedy założę buty.
-
Przed snem wysmaruję je jeszcze maścią i z powrotem zawinę bandażem, ale dość
luźno. Rano to powtórzymy. Prześledziłam na mapie ponownie niebieski szlak.
Piszą, że w porównaniu z tym zielonym jest łatwiejszy, ale są miejsca, gdzie
trzeba będzie iść ostrożnie. Teoretycznie powinniśmy być na Polanie Włosienica
w przeciągu dwóch godzin. Ja zakładam o godzinę więcej. Gdybyś był sprawny
poszlibyśmy stamtąd już drogą do parkingu, ale to jest około siedmiu kilometrów
i chyba byś nie podołał. Na tej polanie zatrzymują się bryczki i od tego
miejsca turyści idą nad Morskie Oko już pieszo. Nie jestem zwolenniczką
męczenia zwierząt i żal mi tych biednych koni, ale to sytuacja wyjątkowa. Po
prostu zjedziemy bryczką aż do parkingu. Tak to sobie wymyśliłam.
-
Dobry plan i mam nadzieję, że dojdę. Jest mi głupio, bo nie sądziłem, że moje nogi
tak źle zareagują na Tatry.
-
Nie ty pierwszy i nie ostatni. Idę po miskę z wodą.
Ponownie wysmarowała mu stopy i owinęła je
bandażem. Zrzuciła na podłogę poduszkę i koc. Marek widząc to przesunął się pod
ścianę.
-
Nie wygłupiaj się Ula i chodź tutaj. Zmieścimy się. Nie będzie tak źle.
Poduszka z powrotem wylądowała na łóżku.
Ściągnęła buty i ułożyła się plecami do Marka nakrywając się szczelnie kocem.
Była zmęczona, ale jak mówiła Markowi wcześniej, tak przyjemnie zmęczona.
Przymknęła oczy. Zasnęła natychmiast jak kamień.
Kiedy następnego ranka obudziła się
stwierdziła, że leży przytulona do Marka piersi a jej głowa spoczywa na jego
ramieniu. Lewą ręką obejmował ją w pasie. – No
nieźle – pomyślała. Delikatnie wyswobodziła się z jego objęć i cichutko,
starając się go nie obudzić ruszyła do łazienki. Umyła się na ile to było
możliwe i wytarła papierowymi ręcznikami. Napełniła miskę ciepłą wodą i
zabrawszy mydło i garść ręczników wróciła do pokoju. Potrząsnęła lekko
ramieniem Marka.
-
Obudź się. Przyniosłam ci wodę – szepnęła, kiedy otworzył oczy. – Tu masz
ręczniki i mydło. Umyj się, a ja idę zamówić nam śniadanie.
Ze smakiem wsunęli obłędnie pachnącą
jajecznicę popijając gorącą, mocną kawą. Ula odniosła tacę i zabrała się za
zmianę opatrunków. Wysmarowane maścią stopy okleiła solidnie plastrami i
naciągnęła skarpety. Rozsznurowała buty i podsunęła mu je.
-
Spróbuj je włożyć i przejść kilka kroków.
Nie było tragicznie. Opatrunki na plastrach
stworzyły pod odparzonymi stopami coś w rodzaju miękkiej podkładki a grube,
wełniane skarpety dodatkowo amortyzowały nacisk stóp.
-
Chyba dam radę – ucieszył się.
- W
takim razie chodźmy. Usiądziesz sobie jeszcze przy stoliku, a ja poszukam kierowniczki
i zapłacę za pokój. Kupię też wodę mineralną w razie, gdyby chciało nam się
pić.
Kierowniczka urzędowała już w swoim biurze.
Ula jeszcze raz podziękowała jej za nocleg, uiściła zapłatę i pożegnała się z
kobietą. Zapakowawszy dwie duże butelki wody do plecaka zarzuciła go sobie na
ramiona. Powoli wyszli ze schroniska kierując się na niebieski szlak. Ula
dostosowała się do tempa Marka, który szedł podpierając się laską. Trochę
utykał, ale konsekwentnie posuwał się do przodu. Początkowo droga była równa,
ale po kilkunastu minutach zaczęli łagodnie piąć się w górę idąc zakosami. Tak
dotarli do Świstowej Kopy. Widok z niej był zniewalający i Ula nie omieszkała
go sfotografować.
Zaczęli schodzić w dół łagodnym trawersem.
Natknęli się na spore kamienisko i tu musieli być ostrożni. Kiedy je minęli,
Marek odetchnął z ulgą. Dość mocno odczuły te kamienie jego stopy. Na szczęście
dalej droga była dość równa. Szli między kępami kosodrzewiny i zarośli wygodnym
„chodnikiem” aż wreszcie ujrzeli przed sobą gładką powierzchnię asfaltu.
-
Udało się Marek! Udało! – krzyknęła Ula. – Dałeś radę! Jeszcze troszeczkę i
dotrzemy do bryczek. Tak jak przewidywałam, szliśmy prawie trzy godziny.
Na wyłożonym granitowym brukiem placu stały
dwie bryczki. Podeszli do pierwszej z nich i zapytali siedzącego na koźle
górala ile kosztuje przejazd. Wymienił kwotę sześćdziesięciu złotych za dwie
osoby. Ula wcisnęła mu pieniądze do ręki i zajęli miejsce na długiej ławce.
Musieli czekać, bo właściciel bryczki chciał mieć komplet pasażerów. W końcu
uzbierało się piętnaście osób i mogli ruszać. Po czterdziestu minutach byli na
dole.
Marek otworzył pilotem drzwi i ciężko
usiadł na siedzeniu. Był wykończony. Czuł jak prawa stopa ślizga mu się w bucie
i był prawie pewien, że krwawi. Rozsznurował buty i ostrożnie ściągnął je z
nóg. Prawa skarpeta była przesiąknięta krwią. Ula z przerażeniem patrzyła na to
wszystko. Nie miała pojęcia, że finał tej eskapady okaże się dla Marka taki
nieszczęśliwy. Miała wyrzuty sumienia, że wyciągnęła go na tę długą wycieczkę.
Gdyby wiedziała, że jest taki wydelikacony i mało odporny, nigdy by mu tego nie
zaproponowała.
-
Ula otwórz bagażnik. Powinien być w nim jakiś ręcznik i klapki. Daj mi też
butelkę z wodą i plastry.
Pomogła mu obmyć rany i poprzyklejała
świeże opatrunki. Założyła mu klapki na stopy, ale on już wiedział, że nie
będzie w stanie prowadzić.
-
Nie dam rady. Jedyne wyjście to zostawić tu samochód i złapać taksówkę. Tylko
tak dostaniemy się do pensjonatu.
Spojrzała na niego niepewnie.
-
Daj mi kluczyki…
-
Co?
-
Daj mi kluczyki. Spróbuję pojechać.
-
Jak to pojechać? Potrafisz? Masz prawo jazdy?
-
Mam, ale dawno nie jeździłam. Parę lat. Nie mam przecież samochodu. Jeśli
będziesz mi mówił co mam robić, postaram się nas dowieźć w jednym kawałku.
Z ogromną obawą podał jej kluczyki i zajął
miejsce pasażera. Przekręciła je w stacyjce i zapięła pasy. Samochód zapalił od
razu.
-
Wycofaj ostrożnie i na lewo. Powoli.
Słuchała go manewrując autem. Z parkingu
wyjechała bez problemu i włączyła się do ruchu. Jechała nie więcej niż
czterdzieści kilometrów na godzinę.
-
Możesz trochę przyspieszyć, bo za chwilę zaczną na nas trąbić. Dobrze ci idzie.
Jak dojedziemy do Chochołowa to podjedź pod restaurację. Zjemy obiad i dopiero
po nim pojedziemy do pensjonatu. Może po drodze będziemy mijać jakiś sklep, to
zrobimy zakupy na kolację.
Trafili nie tylko na sklep, ale i na
aptekę. Ula zaopatrzyła się w środki opatrunkowe i poprosiła o jakąś skuteczną
maść na odparzenia i rany po pęcherzach. Przez dwa kolejne dni Marek nie ruszał
się z pokoju. Schodził tylko na śniadania. Ula samotnie zjadała obiad w
restauracji i przynosiła w styropianowym pudełku posiłek mężowi. W drugim dniu
jego niemocy wsiadła w autobus i pojechała do Zakopanego. Pochodziła po
Krupówkach, nakupowała oscypków, zjadła placki ziemniaczane ze śmietaną a ponieważ
były pyszne kupiła też porcję dla Marka. W plecaku znalazło się pachnące,
chrupiące pieczywo i świeże masło. Czekała na autobus siedząc na ławce, gdy
rozdzwonił się jej telefon. Dzwoniła Helena.
-
Wszystko w porządku Uleńko?
- No
nie tak do końca. Drugiego dnia pobytu poszliśmy w góry i Marek poranił sobie
stopy do krwi. Z biedą wróciliśmy. Teraz leży w pokoju z oplastrowanymi nogami,
a ja wybrałam się do Zakopanego na zakupy i właśnie wracam.
-
Nic mu nie będzie kochanie. On po prostu nie jest przyzwyczajony do
jakiegokolwiek wysiłku, bo nie lubi się przemęczać. I tak plus dla niego, że
dał się wyciągnąć na tę wycieczkę. Wracacie pojutrze tak?
-
Tak i mam nadzieję, że on będzie mógł prowadzić. Z parkingu, na którym
zostawiliśmy samochód wracałam ja. Nie czuję się pewnie za kierownicą, bo dawno
nie jeździłam i na pewno nie odważyłabym się wracać do Warszawy. Liczę, że
jednak jego nogi wygoją się na tyle, że podoła. A u was wszystko dobrze?
-
Jak najbardziej. Trochę odetchnęliśmy jak Marka nie ma w Warszawie, bo do tej
pory żyliśmy w ciągłym napięciu i strachu, czy on znowu nie wywinie jakiegoś
numeru. Wciąż liczymy na to, że małżeństwo jednak go zmieni na lepsze.
-
Muszę kończyć, bo autobus podjeżdża. Serdecznie pozdrawiam was oboje. Do
zobaczenia.
Tymczasem Marek od pół godziny dzielił się
wrażeniami ze swoim przyjacielem Sebastianem.
-
Dałem się wyciągnąć na tę wycieczkę jak jakiś idiota. Jeszcze w dodatku
powiedziałem jej dzień wcześniej, że to długa i trudna trasa i nie chcę słyszeć
jej narzekań, że nogi ją bolą, bo nie mam zamiaru jej nieść. Nawet nie wiesz
jak było mi wstyd, kiedy okazało się, że to ja wymiękłem. Ona dotarła do
schroniska bez najmniejszego problemu w dodatku podtrzymując mnie, bo ledwo się
wlokłem. Opatrzyła mi stopy, które zdarłem do krwi i cudem udało jej się
wynająć pokój. Kiedy ja dogorywałem ze zmęczenia ona jeszcze poszła na szlak,
obfotografowała stawy, wróciła z kolacją i na noc znowu wysmarowała mi nogi
maścią. Lepszej opieki w życiu nie miałem. Nie przestaje mnie zadziwiać i chyba
trochę czuje się winna, że namówiła mnie na tę marszrutę. Jest niesamowicie
wytrzymała i wbrew temu co każdy mógłby pomyśleć o niej, nieprawdopodobnie
silna. Sam się zastanawiam jak ona to robi. Wspinając się na górę nawet się nie
spociła i nie zadyszała. Drugi raz zaskoczyła mnie jak już dotarliśmy do
samochodu. Okazało się, że jednak nie będę mógł prowadzić, bo prawą stopę
miałem we krwi. Wtedy ona kazała mi oddać kluczyli i powiedziała, że spróbuje
nas dowieźć, choć dawno nie prowadziła. Poszło jej naprawdę dobrze. Wolno, bo
wolno, ale dowiozła nas do pensjonatu.
-
Naprawdę pozwoliłeś jej prowadzić Lexusa? Nie poznaję cię bracie, przecież
nawet mnie nie pozwalasz.
- To
prawda, ale sytuacja była nieciekawa i nie miałem wyjścia.
- A
tak już z innej beczki, to twój ojciec pojawił się w firmie i rozmawiał z
Alexem na twój temat.
- To
znaczy? – Marek nagle zrobił się czujny.
- No
pytał jak stoisz z robotą, ale Alex tylko machnął ręką, co było bardzo wymowne.
Nie słyszałem wszystkiego, ale ojciec coś mówił, że najwyższy czas zrzucić z
Alexa część odpowiedzialności i że on tego dopilnuje. Nie chcę cię straszyć,
ale podejrzewam, że dostaniesz szerszy zakres obowiązków. Inna rzecz, że Febo
jest totalnie zajechany. Niemal nie wychodzi z biura. Chyba jednak za dużo ma
na głowie. Sam przyznasz, że nie jesteśmy zbyt pomocni a on zajmuje się
finansami, twoim działem promocji, kontrahentami, szwalniami i użera się z
Pshemko, który nie pała do niego miłością.
-
Brzmi to przerażająco i chyba zaczynam się bać, bo nie wiem, co kombinuje
ojciec. Pewnie po powrocie się dowiem i aż mi skóra cierpnie. No nic
przyjacielu będę kończył, bo za chwilę Ula się zjawi. Na razie.
W przedostatni dzień pobytu wybrali się na
Słowację do Štrbskiego Plesa. Położone było niedaleko granicy a w Chochołowie istniało
przejście graniczne. Miejscowość okazała się bardzo urokliwa a Tatry po drugiej
stronie o wiele bardziej malownicze.
Nie chodzili za dużo, bo Marek jeszcze
utykał, ale pospacerowali trochę wzdłuż pięknego, polodowcowego jeziora i
posiedzieli na wygodnej ławeczce chłonąc to piękno. Ula poczytała trochę w
przewodniku, że stąd można pójść na Gerlach i Rysy. Trochę żałowała, że Marek
jest w takiej kiepskiej formie, bo chętnie skusiłaby się na taką wspinaczkę. Mimo
to dzień upłynął im bardzo przyjemnie. Po powrocie spakowali rzeczy. Chcieli
wyjechać zaraz po śniadaniu, żeby dotrzeć do Warszawy jeszcze za dnia. Ula
pamiętała, że Marka lodówka świeci pustkami i muszą zatrzymać się gdzieś po
drodze, żeby zrobić zaopatrzenie.
Wieczorem zadzwonił do Marka ojciec.
Zaprosił ich na niedzielny obiad i zapowiedział, że muszą porozmawiać o
firmowych sprawach. Marek po telefonie od Sebastiana już wiedział, że tego nie
uniknie. Przekazał pozdrowienia od ojca Uli i poinformował ją o zaproszeniu na
obiad.
- To
nawet dobrze się składa, bo w sobotę zaplanowałam wielkie porządki. Mamy cały
dzień, żeby doprowadzić twoje mieszkanie do stanu używalności. Będzie sporo
pracy, ale przekonasz się jakie to przyjemne nie mieć wokół siebie bałaganu.
Wbił w nią wzrok nie wyrażający niczego.
Nie wiedzieć czemu poczuł się jak szamoczące we wnykach zwierzę. Poczuł się
osaczony.
Marek jest zdziwiony że Ulka się nim tak opiekuje ale on też powinien pamiętać o tym że ona także czasem może potrzebować pomocy. Szykują się wielkie zmiany w jego życiu i niech się przygotuje że wcale nie będzie miał już tak łatwo. Rodzice i Ulka mu nie odpuszczą i musi się w końcu wziąć do roboty. Ja także czekam aż na jego drodze znowu stanie jakaś była kochanka. ;-)
OdpowiedzUsuńG.
UsuńNa razie podejście Marka do wszelkich przejawów pomocy ze strony Uli jest dość egoistyczne. Przecież do tej pory był wyłącznie adorowany przez kobiety więc uznaje, że pomoc i opieka żony jest czymś w tym rodzaju, chociaż oczywiście docenia to wszystko, co dla niego robi. Zmiany się szykują i to całkiem poważne. W przeciwieństwie do Tatr, gdzie są góry i doliny, będzie miał wyłącznie pod górkę.
Pięknie dziękuję za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Oj biedny ten nanasz Mareczek. Niby podziwia Ulę za jej charakter. Ale jak ona nie przystopuje to on zacznie się buntować.
OdpowiedzUsuńOjciec również ma plany wobec syna. Ciekawe co takiego wymyślił senior. Lecz myślę, że po tym Marek zacznie się buntować. A Sebastian będzie mu w tym pomagał.
Pozdrawiam serdecznie
Julita
Julita
UsuńBunt na pewno będzie, bo jak jest akcja, jest i reakcja. On nie pokazał jeszcze swojego prawdziwego "ja". Senior nic nie planuje z wyrachowaniem. Po prostu sytuacja w firmie wymaga natychmiastowego działania i zebrania wszystkich dostępnych sił. To po prostu wymóg chwili a nie planowane działanie ze strony seniora.
Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Ostatnie zdanie nakierowuje czytelnika, że Marek już za chwilę pokaże swoją prawdziwą naturę. Jestem ciekawa jaki skandal z tego powstanie. Jak to odbije się na wszystkich bohaterach. Dodatkowo co najważniejsze do jakich wniosków dojdzie Marek.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i ściskam cieplutko.
Gosia
UsuńMasz rację. Ostatnie zdanie zwiastuje burzę a nawet rewolucję. Na razie to jej niewielki pomruk, który powoduje mały atak paniki u Dobrzańskiego. Najpierw złe wiadomości od Sebastiana a teraz jeszcze Ula ma wobec niego jakieś oczekiwania przy sprzątaniu mieszkania, ale czyż przed wyjazdem nie obiecywał jej pomocy w tym względzie?
Bardzo się cieszę, że zajrzałaś. Przesyłam serdeczności. :)
Nie wrócili jeszcze do Warszawy a zaczynają się schody. Marek zapewne też nie podoła tak szybkim zmianom. A Ula chyba za szybkie tempo narzuciła mu. Jeszcze trochę a stanie się tak zaborcza jak Helena. Ostatni fragment może o tym świadczyć. Zarządziła porządki a on może miał w planach co innego.
OdpowiedzUsuńPrzypomina mi się tutaj taka scena z serialu Alternatywy 4,gdy nauczycielka po nocy spędzonej z doceniam Furmanem chce zmienić jego życie i wystrój mieszkania. Mina Marka w chwili gdy Ula opowiadania o planach musiała być taka sama jak śp. Pokory gdy słyszy Teodor do kuchni. Mam nadzieje, że wiez o co mi chodzi. 😃☺
Pozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńPrzypomnij sobie rozdział, w którym opisywałam mieszkanie Marka i Ulę je oglądającą. Marek wtedy przepraszał ją za bałagan i obiecywał, że po powrocie tym właśnie się zajmie. Ula nie wywiera żadnych nacisków. Przypomina niejako o dotrzymaniu przez niego słowa, bo uczciwi ludzie tak właśnie postępują. Ona przecież nic na nim nie wymusza, nie zarządza jego czasem. Mówi mu tylko o swoich planach na sobotę z nadzieją, że przyłączy się do niej i pomoże sprzątać jakby nie było, własny brud.
Akurat ten fragment z "Alternatywy 4" pamiętam doskonale i to w dodatku w kontekście ostatnich doniesień o śmierci jednego z moich ulubionych aktorów, który grał docenta Furmana i grał znakomicie. Ostatnio odchodzą sami najlepsi, a W.Pokora należał do elity.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Marek ładnie się zachował. Schował dumę do kieszeni i przyznał, że jest mu głupio, bo myślał, że ma lepszą kondycję. Ula też zachowała się dobrze, bo nie naśmiewała się z niego. Gorąco pozdrawiam Teresa
OdpowiedzUsuńTeresa
UsuńKurtuazja i uprzejmość w relacjach jest ważna, ale to wszystko do czasu, bo w miarę jego upływu Marek będzie się czuł z tym coraz gorzej. Już następna część przyniesie zmiany.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz. :)
Biedaczek z tego Mareczka. Wszyscy i wszystko się sprzysięgło przeciwko niemu. Myślą za niego i organizują mu życie, a on nie ma nawet możliwości ucieczki czy zaprotestowania. Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira
UsuńMarek nie jest jedyną ofiarą własnych poczynań. Do tej pory żył tak jak chciał raniąc przy okazji najbliższe mu osoby. Pozwolenie mu na kontynuację tych poczynań zmarnowałoby mu życie, a do tego seniorzy dopuścić nie chcą. Chcą go ratować przed nim samym. Czasami tak trzeba.
Dziękuję bardzo za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Ojojoj! Chyba przed nimi wielka burza z piorunami i z trzaskaniem drzwi?! Ciekawe, kto będzie wiódł prym w zbliżającej się awanturze? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚpieszę uspokoić, że żadnego trzaskania drzwi nie będzie tudzież innych działań o charakterze destrukcyjnym. Nie będzie kłótni, żadnego podnoszenia głosu w celu przegłosowania własnych racji. Nie będzie awantury. Będzie natomiast coś w rodzaju żalu, rozczarowania i przykrości, ale to już w następnej części.
UsuńDziękuję za komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńmuszę stwierdzić, że nawet rozumiem dlaczego Marek czuje się jak w potrzasku. To chyba zbyt wiele zmian jak na taki krótki okres. Nie ma co się dziwić, że zaczyna się bać. Strach nigdy nie jest dobrym doradcą, często pod jego wpływem robimy irracjonalne rzeczy, których byśmy nie zrobili, gdybyśmy mieli chwilę na zastanowienie. Poza tym, wydaje mi się, że jak się na kogoś naciska, to naturalną rzeczą jest odruch obronny. A jak wiemy, najlepszą obroną jest atak. Szkoda, że ten nadchodzący wybuch Marka skupi się zapewne na Uli, no bo przecież nie na rodzicach, od których jest zależny. Ula wiedziała w co wchodzi i jaki ma cel w przeciwieństwie do Marka. On tylko miał się zgodzić na małżeństwo i to zrobił, stara się być miły więc na pewno nie rozumie o co chodzi? Dlaczego raptem stracił kontrolę nad własnym życiem? Nie jest głupi i widzi a nawet docenia cechy charakteru Uli. Zawsze mógł trafić gorzej. Ale od wielu lat sam decydował co, kiedy i jak ma robić, a teraz właściwie o niczym nie decyduje. Myślę, że dużo czasu upłynie zanim zrozumie, że to wszystko dla jego dobra. A na razie przed Markiem i Ulą trudne chwile. Mimo wszystko wierzę w rozsądek ich obojga. Dziękuję za dzisiaj i czekam na ciąg dalszy. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo uścisków:) Gaja
Gaja
UsuńMuszę Cię odesłać do mojej odpowiedzi na komentarz powyżej. Do tej pory Marek był uprzejmy i w zasadzie ugodowy. Teraz zbliża się czas ich wyjazdu do domu. Przed nim obiecał Uli, że jak wrócą on z kopyta weźmie się za sprzątanie, bo w chałupie ma chlew, a skoro tak to dlaczego poczuł się osaczony? Przecież ona przypomina mu niejako pośrednio tę obietnicę, bo sama lubi ład i porządek. Całym sercem jest za partnerstwem w związku a znając jego słabość do lenistwa nie chce odwalać roboty za niego. Przecież to żaden kierat, w którym musiałby harować, a zwyczajna rzecz, którą robią schludni ludzie. On już o tej obietnicy zapomniał, mimo że Ula deklarowała mu wtedy swoją pomoc. W jednym masz rację, że przed nimi trudne chwile a zwłaszcza przed Markiem.
Dziękuję i przesyłam same serdeczności. :)
Ulka to sama słodycz, bardzo dba o męża. Zachowuje się jak kochająca żona. Marek jak na razie potrafi to docenić, podziwia ją, ale traktuje chyba jak znajomą, z którą poprzez zbieg okoliczności przyszło mu mieszkać i żyć. Coś tam z tego co ona mu mówi dociera do niego, ale chyba większość słów jednym uchem wpuszcza a drugim szybko wypuszcza. Chyba wydaje mu się, że ta sytuacja jest chwilowa, a jak wrócą do Warszawy, to wszystko wróci do normy? Konfrontacja z rzeczywistością może być bolesna dla obu stron. Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńUla - to Marka memento na najbliższy rok. Nie może jej skrzywdzić ani zlekceważyć. Musi się też liczyć z jej zdaniem, jeśli chce zrobić wrażenie na seniorach. Widmo bezrobocia i stałego zastrzyku pieniędzy jest dość ponure i on wcale nie chce do tego dopuścić. Z drugiej strony lubi hulaszczy tryb życia, w którym nie ma miejsca na jakiekolwiek obowiązki. To go zaczyna trochę uwierać, bo boi się sytuacji, w której narzucano by mu cokolwiek. Plan sprzątania mieszkania nie wyszedł od Uli. To on jej to obiecał przed wyjazdem w góry a teraz ona chce wyegzekwować od niego dotrzymanie słowa.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz i serdecznie pozdrawiam. :)
No to fajnie chyba już było? Teraz koniec laby i wracamy do codzienności, a więc i do pracy i do sprzątania! Mimo wewnętrznych oporów wierzę w mądrość Marka. Przesyła pozdrowienia
OdpowiedzUsuńTo prawda. Koniec przyjemności i zaczną się za chwilę schody. Póki co Dobrzańskiemu nie bardzo wychodzi rozsądek i logika, ale to przyjdzie z czasem. :)
UsuńPięknie pozdrawiam i dziękuję za wpis. :)
O Boże, to co Marek chce zrobić? Chyba jej nie zdradzi? Ma jeszcze chyba jakiś instynkt samoobrony? Przecież taki krok przekreśliłby wszystko! Chce być wydziedziczony? Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńNa razie jedyny instynkt jaki posiada Marek, to instynkt samczy. Od przynajmniej kilkunastu dni nie miał kobiety, Ula nie jest chętna, bo mało go zna i jeszcze nic do niego nie czuje więc Marek musi zrozumieć, że szykują mu się czasy postu i wstrzemięźliwości. Jak sobie poradzi? O tym wkrótce.
UsuńBardzo dziękuję za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Tak samo jak Sebastian i ja jestem w ciężkim szoku, że Mareczek pozwolił Ulce prowadzić jego najcenniejszą zabaweczkę! Wiem, że nie bardzo miał wyjście, ale i tak jestem w szoku. Mógł uprzeć się przy tej taksówce. Jak oddał jej Lexusa, to wydaje mi się, że mimo wszystko ufa jej i może wcale nie będzie tego buntu, że pozostanie on tylko w jego głowie. Do następnego czwartku Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńBunt będzie niestety. Nie będzie natomiast żadnych spięć słownych, żadnych pyskówek i awantur. Ula ma zbyt łagodny charakter. Nie wiem, czy oddanie jej w ręce Lexusa to kwestia zaufania, czy akt desperacji. Ja postawiłabym na to drugie.
Bardzo Ci dziękuję za wpis i cieplutko pozdrawiam. :)
Chyba by się przydało stosowanie kija i marchewki, bo sam kij nic nie zdziała zwłaszcza na taki trudny przypadek, jakim jest Marek. A on właśnie tak może się czuć. Poza tym jakoś mu nie idzie jako facetowi, zawiódł na całej linii w górach, ciągle jęczy i marudzi. To Ula forsuje swoje pomysły, bo nie bardzo jej się podobają jego pomysły. Do tego niby niczego od niego nie oczekuje. Takie odstawienie, takie lekceważenie jego uroku osobistego musi boleć. Przecież nie będzie nim rządziła jakaś baba?! Czekam kolejny odcinek. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńByć może masz rację, chociaż ja nie uważam, żeby Ula stosowała tu metodę wyłącznie kija. Wali prawdę prosto w oczy, prawdę, która może go zaboleć lub zawstydzić, ale jednocześnie niweluje to łagodnym podejściem, spokojnym głosem, wielką opiekuńczością i empatią. Nie stara się nim rządzić, ale uświadomić kilka oczywistości i to wcale w nienachalny sposób. On odbiera to może trochę gorzej niż powinien, ale to już jego sprawa.
Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
No właśnie, Marek chyba jest pierwszy raz w takiej sytuacji, że właściwie z Ulą śpią na "łyżeczkę" a on nic z tego nie ma?!! Dla takiego faceta, dla takiego zdobywcy, dla takiego konesera ciała kobiety musiało to być ciężkie i traumatyczne przeżycie. A pomocy znikąd, w zasięgu wzorku brak chętnych panienek. Do tego nawet nie może wziąć studzącego zmysły prysznica. Biedactwo jedne, ktoś musi mu pomóc. Żeby chociaż mógł strzelić jakiegoś drinka, a tu nic. Nie ma co się dziwić, że dzwoni do karetki pogotowia, czyli do Sebastiana. Ciekawe co obaj wymyślą? Ale chyba coś głupiego. Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńOlszański to kompletny dureń i naprawdę szkoda, że bardziej inteligentny Marek zniża się do jego poziomu. Niby się przyjaźnią i wspólnie popełniają różne głupstwa, a jednak Sebastian mocno ciągnie go w dół i to głównie z jego przyczyny Marek popada w skandale towarzyskie i obyczajowe. Sytuacja jednak trochę się zmieni i Marek wreszcie zacznie myśleć, ale to za jakiś czas.
Brak seksu jest dokuczliwy i Dobrzańskiemu jako nałogowcowi ciężko wytrzymać taki post. Tęsknota za klubowym życiem też jest ciężka do zniesienia, a to nie wróży zbyt dobrze.
Pięknie dziękuję Ci za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Dla Marka zaczyna się normalne życie, normalne obowiązki a to dla niego nieznany grunt. Chrzest bojowy, a i bunt zrozumiały. Mam nadzieje że kiedyś powie, że poznanie Uli to najlepsze co go w życiu spotkało ... Również mnie zastanawia jedno. Wiem, że Ula ma swoją pracę, ale Krzysztof widzi jak wiele jest pracy w FD, Aleks nie daje rady ... czy może Ula zmieni pracę i zacznie karierę w firmie z Markiem? to byłby prawdziwy cios dla niego, a dla niej wielka szansa na pokazanie na co ją stać!
OdpowiedzUsuńSzkoda że już opuszczają malownicze Tatry, tutaj nie było aż tak wiele pokus, inne miejsce, inne środowisko i brak starych znajomych. Ciekawe czy Sebastian będzie próbował pomóc Markowi wykręcić się z nowych "wyzwań" i czy nie będzie prowodyrem złych zachowań.
A tak z innej "beczki". Wpisałam dziś w Google: kontynuacja brzydula 2018 i pojawił się cały stos artykułów. Podobno ruszają prace nad kontynuacją. Aż jestem ciekawa czy to prawda ... Może Gosiu któreś z Twoich opowiadań scenarzystów zainspiruje ... a jest w czym wybierać :)
pozdrawiam i wszystkiego najlepszego
Kasia
Kasia
UsuńKtóregoś dnia Julka Kamińska ogłosiła konkurs na opowiadanie mające być niejako kontynuacją BrzydUli. Wysłałam dwa i zajęłam drugie lub trzecie miejsce. Nie pamiętam dokładnie, bo to było dość dawno, ale niewykluczone, że gdyby mieli kręcić ciąg dalszy, to coś mojego tam by się znalazło. Ucieszyłabym się. Informacje o BrzydUli nie są do końca potwierdzone i tak naprawdę nie wiadomo, czy to prawda z tą kontynuacją, czy nie. Ja osobiście mocno wątpię, choć radość byłaby ogromna.
Jeśli chodzi o pierwszą część Twojego komentarza, to muszę napisać, że nie potwierdzam i nie zaprzeczam. Masz jakieś przeczucia i niewykluczone, że znajdą potwierdzenie w opowiadaniu. Póki co nic więcej napisać nie mogę.
Bardzo dziękuję za długi komentarz i najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Opowiadania konkursowe zostały opublikowane na blogu? chętnie bym przeczytała
UsuńKasia
UsuńOpowiadania, które przesłałam Julce to:
"Jeśli kiedyś się spotkamy" - zakładka - grudzień 2015
"Pokochaj mnie tato" - zakładka - grudzień 2015.
Na szczęście dodawałam je w tym samym miesiącu więc łatwo znajdziesz.
Obydwa opowiadania są na blogu podobnie jak wszystko, co do tej pory napisałam. Życzę miłej lektury i pozdrawiam. :)
Coś mi się wydaje, że te Tatry, to pikuś, pan pikuś w porównaniu z tym co go czeka w Warszawie. Jeszcze będzie tęsknił do tych otarć nóg. Mam nadzieję, że w realu nie poniesie takiej klęski jaką popisał się na szlaku. Już wie jak smakuje wstyd więc do roboty. Powinien postawić sobie za cel utarcie wszystkim nosa i pokazanie na co go stać. Pozdrawiam AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńZadziwiasz mnie swoją przenikliwością, bo faktycznie Tatry to tylko mały przedsmak tego, co Marka jeszcze czeka. Żeby stało się tak jak piszesz Marek musiałby wykrzesać z siebie choć trochę ambicji a tej na razie brak. To dokładnie tak jak powiedziała Dobrzańskim Ula, że jeśli Marek choć trochę zrozumie, choć trochę się przejmie, wtedy odkryje w sobie szansę na przemianę.
Bardzo dziękuję za komentarz i cieplutko pozdrawiam. :)
Gdyby nie bryczki, to nie wiem by jak oni wrócili? Nic, tylko płakać. Też mi żal koni ciągnących te bryczki, ale jak widać są potrzebne. Śmiechy śmiechami, ale takie otarcie stóp jest okropne. Musiało boleć jak cholera. I tak dużo wytrzymał. Oczywiście nic go nie usprawiedliwia, że początkowo naśmiewał się z kondycji Uli, że wątpił w nią. Sam jak się okazało ledwo szedł, ale to jedna sprawa, a druga, to złe obuwie. Nauczka, że w klapeczkach albo bez odpowiednich skarpet nie można pokonać gór. Jestem pewna, że tę nauczkę zapamiętają oboje do końca życia. Przesyłam ciepłe pozdrowienia Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńTo wszystko prawda o czym piszesz, ale trzeba tez pamiętać o tym, że młody Dobrzański przez trzydzieści lat nie zmęczył się nigdy. Nigdy nie pracował fizycznie i nawet rzadko bywał na kortach, czy na boisku do koszykówki, bo nie lubił się pocić. To wydelikacony, metroseksualny, zupełnie pozbawiony ambicji facet, zupełnie nieodporny na życiowe kopniaki. Dostał mocno w kość i na pewno długo tej nauczki nie zapomni.
Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Podziwiam Ulę, że odważyła się prowadzić taki samochód. On tyle kosztuje, że szok. Gdyby go obtarła lub gdyby ktoś wyjechał jej w tył, to Marek by jej tego nigdy nie darował. Maluchem, to co innego. Co prawda z jazdą samochodem jest tak jak z jazdą na rowerze, bo podobno się tej umiejętności nie zapomina, ale ja w coś takiego bym nie wsiadła po takiej przerwie. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńJa miałabym podobnie, bo to drogie i ekskluzywne auto, ale trzeba wziąć pod uwagę, że oboje działali w wielkim stresie. Pewnie gdyby było inaczej Ula nigdy nie odważyłaby się zasiąść za kierownicę tego cacka.
UsuńPozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Ula bardzo dba o Marka. Myśli o nim nie tylko jak są razem, ale nawet z Zakopanego wiezie mu placuszki, że tez jej się chciało? Ona chyba tak robi nie tylko dlatego, że ma dobre, współczujące serca, ale może już się w nim zakochała? Serdecznie pozdrawiam Regina
OdpowiedzUsuńRegina
UsuńPisałam już wcześniej, że Marek pociąga Ulę fizycznie, ale do miłości jeszcze daleko. Zanim to nastąpi oboje będą musieli przejść ciężki, życiowy egzamin, chociaż to Marek bardziej się namęczy. To, że Ula troszczy się o niego wynika z jej charakteru i zwykłej, ludzkiej dobroci.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Kurcze, siedzieć samemu dwa dni w pokoju i to nie we własnym domu!? Słabe! Co on robił, przecież można umrzeć z nudów. Szkoda, że nie wykorzystali tego czasu na wspólne poznawanie się. Ulka miał niepowtarzalna okazję i ją zmarnowała. Mogła mu zrobić pranie mózgu, a o nie miałby gdzie i jak uciec. Albo mogli poznać się z innej strony. Od razu im byłoby lepiej;) Do czwartku;) Pozdr
OdpowiedzUsuńPrzecież Marek uwielbia nic nie robić. Dla niego to żaden problem przeleżeć nawet cały dzień, czy dwa. To go w ogóle nie męczy, łóżko nie źga w tyłek i gdyby nie przykra sytuacja ze stopami, on mógłby śmiało powiedzieć, że jest bosko. Na poznanie się wzajemne mają mnóstwo czasu, a musisz przyznać, że dwa dni, to jednak za mało, żeby poznać człowieka.
UsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za wpis. :)
Dobrze, że Marek ma przyjaciela, na którego może liczyć. Szkoda tylko, że Sebastian jest taki beznadziejny. Wszyscy tak uważają, tylko nie Marek. Ciekawe czy jak Marek wreszcie się zmieni, to i Sebastian przejdzie równoczesną przemianę? Jak na razie rozumie, że Marek ma żonę i im nie przeszkadza. To Marek do niego dzwoni. Do następnego czwartku Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOla
UsuńCóż mogę powiedzieć...? Dwaj przyjaciele z boiska dostaną niezły wycisk, ale czy Sebastian się zreformuje, to już inna bajka.
Pozdrawiam Cię cieplutko i bardzo dziękuję za wizytę na blogu. :)
Wow! Po pierwsze Lexus. Oddał kluczyki? Szacun! Po drugie bardzo cierpliwie znosił ten przymusowy dwudniowy areszt. Nie miałczał, nie marudził, nie narzekał, że zostaje sam, bez przerwy nie wydzwaniał i nie żalił się Sebastianowi. Drugi szacun! Szkoda, że wyjeżdżają, bo gdyby jeszcze trochę Marek miał odwyk, to na pewno przyniosłoby to oczekiwane efekty. Choćby z nudów, może zacząłby się zastanawiać nad swoim życiem? Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńTo jeszcze nie ten etap, kiedy on będzie się zastanawiał nad sobą. Pamiętajmy, że tkwią w nim mocno zakorzenione ciągoty do nocnych klubów i rozrywkowego życia i przez to na pewno nie wytrzymałby dłużej w tym odciętym od atrakcji, które lubi, miejscu.
Ukochana zabawka juniora została potraktowana z należytą pieczołowitością i szczęśliwie dotarła do pensjonatu bez żadnych otarć i zadrapań i szacun należy się tu raczej Uli.
Dziękuję pięknie za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Marek chyba nigdy by się nie przyznał przed Ulą, że ją tak bardzo podziwia? Dobrze, że chociaż przed Sebastianem jest szczery. Do tego jest dobrym obserwatorem. Zauważył, że Ula czuje się winna, że go wyciągnęła w góry. Czyżby ją powoli rozgryzał? Żeby tylko nie wykorzystał tej sytuacji. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńUla niczego przed Markiem nie ukrywa. Jest szczera w tym, co robi i nie tak trudno poznać jej charakter. Marek ma sporo do ukrycia i nie jest wylewny. Nie zwierza się jej, bo i po co, a ona nie naciska. Będzie jeszcze dużo momentów, w których ona go zadziwi. To zmieni jego optykę postrzegania kobiet i jego stosunek do nich.
UsuńPozdrawiam najpiękniej i dziękuję za wpis. :)
Fajnie zareagowała Helena na ich przygodę w górach. Ula mogła poczuć, że cały czas ma w nich poparcie i mogła pozbyć się wyrzutów sumienia, że go namówiła na tę wędrówkę. Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda
UsuńTo prawda. Seniorzy w ogóle się nie przejęli synem. On do tej pory też nie myślał o nich, kiedy ładował się w kolejne skandale. Seniorzy uważają, że taka lekcja pokory i nonszalanckie podejście do gór tylko dobrze mu zrobi i może czegoś nauczy.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i pięknie dziękuję za wpis. :)
No i chociaż w rozmowie pojawiła się Alex. Trochę mi go brakuje, tym bardziej, że teraz jest pozytywnym bohaterem. A Alex i Paula w ogóle wiedzą, że Marek ma żonę? Może Alex będzie pomagał Uli w resocjalizacji Marka? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAlex i Paulina pojawią się jeszcze kilka razy. w zasadzie oboje są postaciami pozytywnymi i nie knują przeciwko Markowi. Co do jego ślubu, to oprócz Olszańskiego i rodziców na razie nikt w firmie o tym nie wie. Febo dowiedzą się o tym od seniorów, chociaż nie opisuję tego.
UsuńBardzo dziękuję za wizytę na blogu i serdecznie pozdrawiam. :)
Nie wiedziałam, że tak blisko Zakopanego są takie fajne miejsca na Słowacji. Podobno na naukę nigdy nie jest za późno;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSą i to o rzut beretem. Pozdrawiam. :)
Usuń