ROZDZIAŁ 11
ostatni
To lato było wyjątkowe. Słoneczne, niemal
bezdeszczowe. Kończył się sierpień a Ula znowu gościła w chatce nad jeziorem.
Rzeczywiście związek z Markiem nie był długi, ale intensywny. W porównaniu z
inercją, jakiej doznawała przez poprzednie lata ten rok wręcz eksplodował
wydarzeniami, które wywróciły jej życie do góry nogami. Zakochała się. Wreszcie
znalazła prawdziwą miłość. Miłość odwzajemnioną i bezwarunkową. Marek na każdym
kroku dawał jej dowody swojego wielkiego przywiązania a Zosia niezmiennie
zadawała jej to samo pytanie, „czy wyjdzie za mąż za jej tatusia”. Marek
właśnie ją usypiał i chciał jej przeczytać bajeczkę na dobranoc, ale odmówiła.
-
Dzisiaj bajki nie tatuś. Muszę ci coś powiedzieć.
Trochę zaskoczył go ten poważny ton córki.
Dzieci w jej wieku raczej nie mówią w tak poważny sposób.
- A
o czym chcesz mi powiedzieć?
- O
cioci Uli. Ona jest ładna i bardzo mądra. Kocha nas. Ożeń się z nią. Ja chcę,
żeby była moją mamusią. Ona jest najlepsza na mamusię.
-
Tak uważasz? Powiem ci w tajemnicy, że właśnie dzisiaj mam zamiar poprosić ją o
rękę.
Zosia przylgnęła do niego i przytuliła
twarz do jego szorstkiego policzka.
-
Bardzo cię kocham tatusiu.
Marek stanął na progu chaty i uśmiechnął
się do swoich myśli. Jego córka zachowywała się czasem jak mała-stara. Teraz,
gdy tak bardzo pokochała Ulę najwyraźniej jej tęsknota za posiadaniem matki
jeszcze bardziej się wzmogła.
-
Usnęła? – dobiegł go głos Uli siedzącej na werandzie.
-
Usnęła. Możemy napić się wina – rozlał czerwony płyn do kieliszków, z których
jeden podał Uli. Przyklęknął przy niej i zapatrzył się w jej błękitne oczy.
-
Wiesz jak bardzo cię kocham. Jesteś spełnieniem wszystkich moich marzeń i
pragnień. Jesteś ideałem, którego szukałem przez całe lata. Dlatego teraz
klęczę przed tobą i pytam, czy zechcesz zostać moją żoną na dobre i na złe, czy
zechcesz wraz ze mną się zestarzeć i czy zechcesz zastąpić matkę mojemu
dziecku. Już nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Stałaś się jego
najistotniejszą częścią i nadałaś mu sens.
Ta przemowa wywołała u Uli drżenie serca i
wielkie wzruszenie. Oto koniec jej samotności. Koniec monotonii i stagnacji.
-
Jesteś miłością mojego życia, – odpowiedziała drżącym głosem – cudownym
lekarstwem na moją samotność. Kocham ciebie i kocham Zosię. Zostanę twoją żoną.
Przywarł do jej ust i całował je długo i
namiętnie. Wreszcie oderwał się od niej, by mogła zaczerpnąć tchu i ujął
kieliszek w dłoń.
- Za
naszą szczęśliwą przyszłość kochanie.
Siedzieli niemal do północy i wypili całą
butelkę wina. Ta noc jednak miała jeszcze trwać. Marek podniósł się z ławy i
wziął Ulę na ręce. Wolno wchodził na schody do jej pokoju obiecując sobie w
myślach, że ta noc będzie wyjątkowa i niezapomniana dla nich obojga. Dotarł do
łazienki i postawił Ulę na posadzce. Patrząc jej w oczy rozbierał ją wolno
pieszcząc przy okazji jej delikatną skórę. Nie pozostawała bierna. I ona
pomogła ściągnąć mu koszulkę i rozpięła zamek od spodni. Wkrótce stali
naprzeciwko siebie kompletnie nadzy podziwiając nawzajem swoje ciała.
-
Jesteś piękna …
-
Jesteś piękny…
Podał jej dłoń i wprowadził do kabiny.
Puścił natrysk. Namydlił gąbkę i delikatnie masował nią ciało Uli. Jej piersi
sterczały wdzięcznie z przyjemnością przyjmując te zabiegi. Przywarł do nich
całując na przemian to jedną, to drugą. Uklęknął, by tych pocałunków mógł
doświadczyć jej płaski brzuch i łono. Pogładził je z miłością, a zaraz potem
posmakował. Zadrżała i jęknęła przeciągle. Nie potrafiła objąć rozumem, co się
z nią w tej chwili działo. Marek obrócił ją tyłem do siebie i przywarł do jej
pleców znacząc pocałunkami szyję i barki. Poczuła najpierw jego palce w sobie a
następnie jego twardą męskość. Wszedł w nią najgłębiej jak mógł i przez moment
zastygł w takiej pozycji pozwalając jej się przyzwyczaić. Potem zaczął się
delikatnie i wolno poruszać nadając ich ciałom stały rytm. Objął jej piersi
dłońmi gładząc je i lekko ugniatając. Niemal zgięła się wpół, gdy nagle
gwałtownie przyspieszył. Jego ruchy stały się zdecydowane i silne. Oparła
dłonie o ścianę kabiny. Odpłynęła. Zacisnęła mocno powieki i otworzyła usta w
niemym krzyku. Nie czuła nic, żadnych zewnętrznych bodźców, a jedynie ogromną
rozkosz i nieziemską przyjemność z tego zbliżenia. Odniosła wrażenie, że to
już, że za chwilę to wielkie napięcie, które zawładnęło jej ciałem znajdzie
ujście. Krzyknęła osuwając się na dno kabiny i pociągając Marka za sobą.
Wszystko w niej pulsowało wprawiając jej ciało w drżenie. Marek też szczytował.
Objął ją mocno ramionami, by wraz z nią wrócić do rzeczywistości.
-
Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem. Byłaś wspaniała – wyszeptał jej wprost do
ucha.
Ona też doświadczyła takiego zbliżenia po
raz pierwszy. Nigdy wcześniej nie zakosztowała niczego podobnego. Młodzieńcza
miłość, którą przeżywała w przeszłości, była nieporadna, wstydliwa, nie
pozostawiająca w pamięci dobrych wspomnień.
Marek zakręcił wodę i sięgnął po wielki
frotowy ręcznik. Wytarł nim Ulę i siebie, a następnie ruszył w stronę łóżka.
Nie zamierzał dzisiaj spać u siebie. Chciał przeżyć tę noc do końca i zasnąć
dopiero nad ranem.
Zerwała się ze snu przestraszona. Zegarek
wskazywał kilka minut po ósmej. Miała nadzieję, że Zosia jeszcze śpi i nie
zastanie ich w jednym łóżku. Z miłością spojrzała na Marka. Wczoraj po raz
pierwszy przeżyła z nim coś naprawdę wyjątkowego. Coś, o czym marzyła od tak
dawna. Mogła powiedzieć, że spełniła się w tej miłości. Zarzuciła na siebie
szlafrok i cicho zeszła na dół. Zajrzała do pokoju Zosi, ale ta spała w
najlepsze. Nastawiła expres i zabrała się za szykowanie śniadania.
Marek zszedł pół godziny później. Przytulił
się do jej pleców.
-
Kocham cię.
Odchyliła głowę i uśmiechnęła się do niego.
- Ja
ciebie też. Ubierz się. Zaraz będzie śniadanie.
Siedziała z dziewczynami w bufecie i
słuchała ich relacji z weekendu, kiedy do środka wszedł Marek. Zauważywszy Ulę
ruszył w jej kierunku.
-
Dzień dobry paniom – przywitał się. – Kochanie możesz zajrzeć do mnie, jak tu
skończysz? Chciałbym ci coś pokazać.
-
Będę za piętnaście minut.
Kiedy opuścił bufet wszystkie oczy
skierowały się na Ulę.
- No
nie patrzcie tak… - wystękała zażenowana.
- A
jak mamy patrzeć? On powiedział do ciebie „kochanie”. Czy jest coś o czym nie
wiemy?
- No
dobra powiem wam, bo nie dacie mi żyć. Od jakiegoś czasu jesteśmy ze sobą, a w
weekend mi się oświadczył – na potwierdzenie tych słów wystawiła dłoń, na
której błyszczał pierścionek z małym brylantem.
-
Jaki piękny – zachwyciły się. – Z ciebie to jednak cicha woda jest. Nawet
słowem nie pisnęłaś.
- A
o czym miałam mówić jak sama niczego nie byłam pewna? Teraz wszystko już
wiecie, a ja idę na górę.
Usiadła przy biurku Marka a on rozłożył
przed nią zaproszenia na ślub.
-
Byłem w drukarni i wziąłem trochę, żebyś mogła wybrać. Orientowałem się też w
Urzędzie Stanu Cywilnego jakie są najbliższe terminy. Możemy wziąć ślub choćby
jutro, bo nie mają obłożenia. Zarezerwowałem termin na ostatniego września.
-
Tak szybko? Ja nie wiem, czy my zdążymy ze wszystkim.
-
Zdążymy. Nie będziemy wynajmować sali i urządzimy wesele w ogrodzie moich
staruszków. Nawet gdyby padało, to jest ta wielka oranżeria i w niej można
ustawić stoły. Catering załatwię bez problemu. Pozostaje tylko wybrać
zaproszenia i wypisać je. Obrączki też kupiłem po drodze. Mam nadzieję, że ci
się spodobają, a jak nie to zawsze mogę je wymienić. Spójrz.
Podobały jej się. Proste i płaskie bez
żadnych zdobień. Idealne. Sukienkę na pewno zdąży kupić. Ślub ma być cywilny,
więc nie będzie się stroić w białą suknię ślubną.
Wieczorem siedzieli u niej w mieszkaniu i
sporządzali listę gości. Okazało się, że nie będzie ich tak wielu. Ula nie
miała przecież żadnej rodziny, a Marek zaledwie kilku krewnych spoza Warszawy.
Resztę gości mieli stanowić najbliżsi współpracownicy firmy. Świadkami mieli
być Sebastian i Ania Szymczykowa.
-
Tak naprawdę, to nie mam pojęcia, co zrobić z Olszańskim. Wiem, że nadal
prowadza się z Violettą a tę wywaliłem na zbitą twarz.
- No
trudno. Skoro on ma być twoim świadkiem, to nie wypada, żeby przyszedł sam, ale
lojalnie go uprzedź, że żadnych rozmów na temat powrotu do firmy Violetty nie
będzie. Poza tym Ania to też nic pewnego. Przecież ona za chwilę rodzi. Ma
termin na pierwszy tydzień września, a to już za chwilę. Muszę z nią pogadać,
bo być może dojdzie do siebie przez te trzy tygodnie. Jutro jestem umówiona z
Jolą. Wiesz…, tą moją koleżanką z banku. Ona też jest w ciąży i nie mam
pojęcia, czy będzie mogła przyjść na ślub i być na weselu. Te rzeczy trzeba
jeszcze dograć. To ile w sumie wyszło osób?
-
Już liczę. Czwórka Szymczyków starzy i młodzi, Jola z mężem, Pshemko, Alex z
Julią, Seba z Violą, moi staruszkowie i ośmiu moich krewniaków, to razem
dwadzieścia jeden osób nie licząc nas. Bardzo się cieszę, że liczba gości
będzie tak niewielka. Paulina naspraszała siedemset osób, z których dwóch
trzecich nie znałem w ogóle. Chyba że chcesz zaprosić jeszcze dziewczyny. Ja
nie mam nic przeciwko temu.
- No
skoro tak, to dolicz jeszcze pięć osób. Ela z Władkiem, Iza z mężem i Ala,
która przyjdzie sama. Moje pracownice przyjdą na pewno tylko na ślub.
Jolka od razu jej powiedziała, że nie przyjdzie.
-
Rodzę pod koniec listopada. Nie dam rady Ula, bo więcej leżę jak chodzę. Jestem
przewrażliwiona na punkcie tej ciąży, ale bardzo się cieszę, że wreszcie
odnalazłaś swoją prawdziwą miłość. Wróżka nie myliła się. Ty wychodzisz za mąż,
a ja będę miała swojego upragnionego maluszka. Sprawdziło nam się.
Dziewczyny natomiast bardzo się ucieszyły i
wydawały się trochę zaskoczone, bo nie spodziewały się zaproszenia na wesele.
Sądziły, że tak jak Matylda i Beata przyjdą tylko do urzędu, żeby młodym złożyć
życzenia. Natomiast Ania zapewniła Ulę, że będą na sto procent i jak
najbardziej zostanie jej świadkową.
Tak naprawdę to Ula niewiele się angażowała
w sprawy wesela. Marek wszystko wziął na siebie. Ona miała tylko zadbać o kupno
sukienki i miała wyglądać pięknie w tym dniu.
W połowie września wróciła na dobre do
Polski miłość Alexa. Był tak szczęśliwy, że niemal całował ślady jej stóp.
Przyprowadził ją do Marka i przypomniał mu obietnicę, którą ten kiedyś złożył.
-
Pamiętam, pamiętam. Możesz zacząć choćby zaraz Julio. Zadzwonię po Ulę. Koniecznie musisz poznać
moją narzeczoną. Mam nadzieję, że Alex przekazał ci nasze zaproszenie na ślub?
-
Jak najbardziej. Dziękuję i gratuluję. Nie obraź się Alex, ale twoja siostra
nie była dobrym materiałem ani na żonę, ani na matkę.
-
Nie obrażę się, bo sam tak uważam. Natomiast Ula, to prawdziwy anioł a Zośka ją
uwielbia. Świetnie się dogadują.
Ula wsunęła się cicho do gabinetu i
przywitała się ze wszystkimi. Julia zrobiła na niej bardzo pozytywne wrażenie i
od razu poczuła sympatię do tej eterycznej blondynki.
- A
kiedy wasz ślub? – zapytała. - Mam nadzieję, że już wkrótce. Chyba nie chcesz
tracić kolejnych lat Alex. Bierz przykład z Marka. Gdyby mógł, to ożeniłby się
tuż po oświadczynach. Czasem zachowuje się tak jakby siedział na rozżarzonych
węglach.
-
Nic kochanie na to nie poradzę. Tak już mam, chociaż muszę przyznać, że ślub z
Pauliną opóźniałem jak tylko mogłem.
- Ja
nie będę nic opóźniał. Za długo czekałem na swoje szczęście. Mam nadzieję, że
pobierzemy się w grudniowe święta.
Ania urodziła drugiego września ślicznego
chłopczyka. Miał ciemne włoski i niemal czarne oczy. Był skórą zdjętą z matki.
Maciek szalał ze szczęścia i mówił, że jak Piotruś trochę okrzepnie to wyprawią
chrzciny a na chrzestnych wybiorą Ulę i Marka.
Ich ślub zbliżał się wielkimi krokami.
Właściwie wszystko było już dopięte na ostatni guzik. Marek zainwestował w
modny garnitur a Uli udało się kupić śliczną, niezwykle elegancką sukienkę i
odpowiednie buty do niej. Również dla Zosi kupili sukieneczkę. Ona też musiała
wyglądać pięknie w tym ważnym dniu. Zamówili fryzjera do domu, który uczesał je
obie i makijażystkę, która wyczarowała Uli delikatny make-up.
Ubrany w świetnie skrojony garnitur Marek z
zachwytem patrzył na swoje dziewczyny. Jego przyszła żona wyglądała zjawiskowo,
a córka jak mała księżniczka.
Zjechali na parter i wsiedli do czekającej
na nich limuzyny. Przed Urzędem Stanu Cywilnego wyglądał ich tłumek
zaproszonych gości. Zosia podbiegła do Heleny i chwyciła ją za rękę. Marek
podał ramię Uli i dumnie wkroczył do wnętrza budynku, Tuż za nimi szedł
Sebastian z Anią a potem cała reszta.
Sama uroczystość była krótka i z pewnością
nie tak podniosła jak ślub kościelny. Mimo to i tak niektórym popłynęły łzy
wzruszenia.
Kiedy przysięgi zostały złożone i wszystkie
dokumenty podpisane wyszli z sali do ogromnego holu, gdzie częstowano
szampanem. Do Uli podeszła Zosia i kazała się wziąć na ręce. Objęła Ulę za
szyję i przytuliła się mocno.
- Teraz
już będziesz moją prawdziwą mamusią? – szepnęła jej do ucha.
- A
ty chcesz być moją małą córeczką?
-
Chcę. Kocham cię mamusiu.
- I
ja cię bardzo kocham Zosieńko.
Szczęśliwy i uśmiechnięty Marek objął Ulę
ramieniem. Nie miał wątpliwości, że ta anielskiej dobroci kobieta wniesie w jego
życie miłość, radość i spokój. Wszystko to, czego brakowało mu w poprzednim
małżeństwie. Zaczęli podchodzić goście z życzeniami. Najpierw seniorzy
Dobrzańscy, którzy pokochali Ulę jak własną córkę, po nich Julia z Alexem,
który w Uli odnalazł bratnią duszę i najlepszego przyjaciela. Potem familia
Szymczyków i Pshemko, który wzruszony pięknem pary młodej wciąż ocierał łzy. Po
nim gdańscy krewni Dobrzańskich, a za nimi pracownicy F&D. Z nadmiaru
emocji i wzruszeń Ula też się popłakała a i Marka oczy podejrzanie lśniły od
łez.
-
Kochani – zabrał głos. – Jesteśmy wam niewymownie wdzięczni za życzenia i mamy
nadzieję, że wszystkie się spełnią. Teraz jednak chciałbym zaprosić was do
posiadłości moich rodziców, gdzie czeka na was pyszne jedzenie, znakomite trunki
i zespół muzyczny.
Marek usadowił się w limuzynie obok żony.
Między nich wcisnęła się Zosia, która nie chciała jechać z dziadkami.
-
Jesteście szczęśliwe? Bo ja bardzo.
- Ja
też. Wreszcie mam mamusię.
- Ja
także. Mam obok człowieka, którego kocham nad życie i córeczkę, za którą
dałabym się pokroić.
Marek uśmiechnął się szeroko.
- To
teraz pomyślcie, że jest to pierwszy szczęśliwy dzień naszego nowego życia i
przysięgam wam, że zrobię wszystko, by kolejne były dla nas równie szczęśliwe. Bardzo
was kocham dziewczyny – zamigotały mu w oczach łzy. – Bardzo…
K O N I E C
Szczęśliwy koniec czyli to co lubię najbardziej. Marek znalazł w Uli to czego brakowało mu u Pauliny natomiast Ula przy nim spełniła swoje marzenia o wielkiej miłości i dziecku. Choć myślałam że wspomnisz coś o ich wspólnym potomstwie. Mimo to jest pięknie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Marzycielka
UsuńPosiadanie ich wspólnego dziecka pozostawiam wyobraźni czytelników. Skoro się tak kochają, to na pewno się pojawi, tym bardziej, że w poprzedniej części Marek w obecności Alexa mówił, że nie chce, by Zosia była jedynaczką.
Bardzo dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam. :)
Wreszcie spełniła się przepowiednia wróżki albo marzenie Uli. I bardziej skłaniam się ku temu drugiemu. Bo co ma być to będzie i żadne przepowiednie nie są potrzebne.
OdpowiedzUsuńUla znalazła miłość, szczęście, a skończyła się ta jej monotonia i samotność. Marek również odnalazł to czego tak bardzo pragnął. No i chyba najważniejsze mała Zosia zyskała mamę, za którą jak widać tęskniła. A z czasem może i jeszcze jakieś rodzeństwo.
Dziękuję za to opowiadanie i czekam na kolejne.
Gorąco pozdrawiam
Julita
Julita
UsuńJa też nie wierzę w takie przepowiednie, ale musiałam Ulę wysłać do wróżki, żeby miała choć nadzieję na szczęśliwy związek. Niby też w to nie wierzyła, ale po cichu liczyła i miała nadzieję na spotkanie kogoś, kto ją pokocha a ona jego. Udało się i wszyscy są szczęśliwi.
Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za wpis. :)
Piękne zakończenie, nic tylko dodać żyli długo i szczęśliwie. Może czasami warto wierzyć wróżkom...a może nie, ja sama nie wierzę.Ale fajnie to skończyłaś Małgosiu,dziękuję i Pozdrawiam Agata
OdpowiedzUsuńAgata
UsuńTo ja bardzo dziękuję za to, że wchodzisz na blog, czytasz i zostawiasz ślad.
Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Poznanie Marka uchroniło Ulę przed życzeniem w pojedynkę i samotności dające się ,aż za bardzo we znaki. Ulka ma o czym marzyła i jest szczęśliwą spełnioną kobietą ,a i Aleks odzyskał utracą miłość. Czekam na kolejne piękne happyendowe historie. Pozdrawiam serdecznie :).
OdpowiedzUsuńJustyna
UsuńPoznanie Marka spełniło to, o czym mówiła wróżka, a Ula wreszcie odczarowała rzeczywistość.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiam. :)