ROZDZIAŁ
3
Spłukała
zimną wodą twarz i spojrzała w lustro. Wyglądała jak zapędzone w róg,
zaszczute, przerażone zwierzę. W głowie lęgły jej się pytania, których przez te
czternaście lat nie odważyła się nawet wyartykułować. Co będzie, gdy
przypadkowo natkną się na Ninę? Czy nie posunie się do tego, żeby wyjawić
Arturowi prawdę? Jak zareaguje Malwina, gdy dowie się, że to Nina jest jej
matką? Teraz te pytania nabrały rzeczywistego charakteru a Nina obecna ciałem i
duchem popijała sobie kawkę u niej w salonie.
Bała
się. Naprawdę się bała. Ten paniczny strach sprawił, że przestała racjonalnie
myśleć i zaczęła wyobrażać sobie najgorsze. Dlaczego ich szukała? Czyżby w jej
głowie wylęgł się pomysł zniszczenia im życia? Nina była zdolna do wszystkiego.
Przez czternaście lat nie wiedziała co się z nią dzieje. Nie miała pojęcia, czy
skończyła studia, czy wyszła za mąż i czy ma dzieci. Tylko jedno wiedziała o
niej, że mieszka we Wrocławiu i to dlatego, że sama im przecież o tym
powiedziała.
Wytarła
twarz ręcznikiem i cicho wyszła z łazienki. Przeszła spory przedpokój i
zatrzymała się na jego końcu słysząc wymianę zdań między nią i Arturem.
- Mało się zmieniłaś – mówił z uznaniem. –
Minęło tyle lat a ty nadal jesteś piękna i młoda jakby czas ci się zatrzymał.
Wyszłaś za mąż?
- Nie jestem zbyt stała w uczuciach. Nadal
jestem singielką. Jakoś żaden nie zdołał mnie usidlić. Zbyt rogaty mam
charakter – roześmiała się perliście ukazując rząd białych, równych zębów.
– Jednak zdarza się, że wpadam w sentymentalny
nastrój. Tak było przed przyjazdem tutaj. Zupełnie przypadkowo dowiedziałam
się, że Anita wyszła za mąż za ciebie właśnie. To było chyba z jedenaście lat
temu. Byłam w Wałbrzychu i spotkałam się z jej babcią, i to od niej wiem. Moja „przyjaciółka”
dopięła swego – ton Niny stał się nagle zjadliwy.
- Co masz na myśli? – Artur przyjrzał jej się
uważnie.
- No nie udawaj. Wtedy, gdy byliśmy parą
podkochiwała się w tobie skrycie.
Artur
zaczerwienił się i ukradkiem spojrzał na córkę. Siedziała nieruchomo z wbitym w
Ninę wzrokiem. Ta ostatnia uśmiechnęła się ironicznie.
- Myślisz, że nie wiem o tym odwecie za to, że
z tobą zerwałam? Byłeś z nią. W ten sposób chciałeś się zemścić.
- Dzięki tej zemście mam teraz piękną córkę,
którą kocham nad życie.
Nina
roześmiała się szyderczo.
- Uważasz, że to z nią masz córkę? O święta
naiwności. Tak ci powiedziała? Przecież ona nie była w ciąży. Wybacz Malwinko,
ale to ja jestem twoją matką. Nie miałam możliwości i warunków, by móc cię
wychowywać, a Anita zaproponowała adopcję ze wskazaniem. Nieźle namieszała wam
obojgu w głowach, nie ma co.
Stojącej
w przedpokoju Anicie pociemniało w oczach. - To tak sobie to wymyśliła… Podła kłamczucha.
Usłyszeli
głośny huk i zerwali się z foteli. Artur pierwszy wybiegł z pokoju i natknął
się na nieprzytomną Anitę. Wziął ją na ręce i położył na kanapie.
- Anita ocknij się – klepał ją po twarzy.
Wreszcie otworzyła oczy i spojrzała na niego przytomniej. Zebrała siły i
usiadła wlepiając wzrok w Ninę.
- To po to tu przyjechałaś? – zapytała słabym
głosem. – Żeby zniszczyć mi rodzinę? Za co ty mnie tak nienawidzisz? Znowu masz
fazę szukania mocnych wrażeń? Jesteś podła i w dodatku mówisz nieprawdę. Obie
dobrze wiemy jak to wyglądało.
- Jeśli chodzi o łgarstwa, to stałaś się
mistrzynią – odparowała Wojtasik. – Trzeba nie lada sprytu, żeby przez tyle lat
okłamywać dziecko i człowieka, którego zaciągnęłaś do ołtarza tylko dlatego, że
wmówiłaś mu, że Malwina jest córką twoją i jego.
- Artur to nieprawda – spojrzała błagalnie na
męża. – To w ogóle nie tak...
- A jak? – odezwała się Malwina. – Jak mogłaś
ukryć przede mną coś tak ważnego? I nie mów mi tylko, że chciałaś mnie chronić,
bo i tak ci nie uwierzę. Jesteś hipokrytką. Wpajałaś mi od dzieciństwa, jak
ważne jest mówienie prawdy, jak ważna jest szczerość a tymczasem kłamałaś i
mnie, i tacie przez czternaście lat. Nie chcę cię znać – odwróciła się na
pięcie i pobiegła do swojego pokoju. Nina stała z założonymi na piersiach
rękami i z uśmiechem tryumfu na twarzy wpatrywała się w Artura czekając na jego
reakcję.
- Wiesz jak się czuję? – zwrócił się z
pytaniem do żony. – Czuję się jak ofiara oszustwa i zdrady. Czuję się jak
ostatni głupek i naiwniak. Czuję się tak, jakby ktoś wymierzył mi mocny cios w
brzuch. To co zrobiłaś…, czego się dopuściłaś…, było podłe i niegodne.
Sądziłem, że dobrze cię znam, a okazało się, że nie znam cię w ogóle.
- Artur pozwól sobie wytłumaczyć… - próbowała
wyjaśnić tę skomplikowaną sytuację.
- Niczego nie będę słuchał – przerwał jej
gwałtownie. – Mam dość twoich krętactw. Zabieram Malwinę i wyprowadzam się.
- Nie rób tego, błagam… Pozwól mi wyjaśnić i
powiedzieć jak to było naprawdę. Nina kłamie.
- Nie sądzę. Mam tego dość. Idę się pakować.
Zostały
w salonie same. Przez chwilę mierzyły się nienawistnym wzrokiem.
- Ty bezduszna kanalio – syknęła Anita. – Nie
chciałaś tego dziecka, puszczałaś się z kim popadło. Nawet nie wiedziałabyś
czyje ono jest, gdyby tak bardzo nie przypominało Artura. Pomagałam ci ile
mogłam, a ty po latach przychodzisz sobie jak gdyby nigdy nic tylko po to, żeby
zniszczyć to na co tak długo pracowałam, bo zazdrościsz mi rodzinnego
szczęścia? Ty podłoto. Należysz do najgorszego sortu ludzi. Gardzę tobą.
Osiągnęłaś swój cel, więc ciesz się póki możesz, bo jakoś mam dziwną pewność,
że szybko ci się to znudzi. Kolejny raz wbijesz Arturowi nóż prosto w serce i
skrzywdzisz swoją córkę.
- Ja przyszłam tylko po swoje moja droga. To
mnie Artur kochał, nie ciebie i jestem pewna, że ta miłość znowu w nim odżyje.
A jeśli chodzi o Malwinę, to przecież przed chwilą to ty ją skrzywdziłaś, nie
ja.
- Wynoś się! Wynoś się z mojego domu i nigdy
nie wracaj!
- Z wielką przyjemnością zwłaszcza, że chyba
Artur i Malwina są już spakowani.
Opuścili
dom bez słowa pożegnania. Anita wciąż nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą
miało miejsce. Jej życie rozpadło się jak domek z kart. Siedziała odrętwiała na
kanapie przez kilka godzin nie potrafiąc się ruszyć i nie przestając płakać.
Nie
mogła zrozumieć dlaczego Artur tak łatwo dał wiarę słowom Niny. Dlaczego jej córka
odwróciła się od niej? Jak ma teraz bez nich żyć? Przecież byli dla niej
wszystkim. Treścią i sensem jej życia, które poświęciła dla nich. Gdyby to coś
dało, wyrwałaby sobie serce, żeby tylko wrócili do domu.
Artur z
Malwiną i Niną wyszedł z bloku i ruszył w stronę parkingu. Miał pustkę w głowie
i nie bardzo wiedział dokąd ma jechać, ale Nina rozwiała jego wątpliwości.
- Pojedźmy do Wrocławia. Jestem wam to winna.
Mam duże mieszkanie na wrocławskich Krzykach i na pewno wszyscy się pomieścimy.
W poniedziałek zaczniemy załatwiać formalności. Zapiszemy Malwinę do szkoły i
poszukamy ci pracy. Będzie dobrze.
Minęły
dwa miesiące. Przez ten czas usiłowała się do nich dodzwonić, ale zarówno Artur
jak i Malwina odrzucali połączenia od niej. Nie miała pojęcia jak sobie radzą.
Nie miała pojęcia czy zostali w Warszawie, czy pojechali do Wałbrzycha, czy też
z Niną do Wrocławia. Obstawiała to ostatnie. Wielokrotnie żałowała, że podczas
tej ich ostatniej rozmowy nie była bardziej dosadna próbując wyjaśnić całą sytuację.
Żałowała, że pozwoliła się tak stłamsić i zdominować Ninie. Samotność
przytłaczała ją. Funkcjonowała jak automat. Z domu do pracy, z pracy do domu,
czasem jakieś zakupy, żeby nie umarła z głodu.
Jej
koleżanki z firmy nie zwracały uwagi na jej smutek i przygnębienie. Z żadną z
nich nie zaprzyjaźniła się na tyle, by móc jej się zwierzyć z kłopotów.
Któregoś dnia idąc do windy natknęła się na Martę. Nie znała jej dobrze i
niespecjalnie za nią przepadała. Od początku jak tylko zaczęła pracować, Marta
wydała jej się osobą wyniosłą, oschłą, dość surową i zadzierającą nosa. Raczej
z nikim nie utrzymywała stosunków koleżeńskich, bo pewnie pozostałe dziewczyny
odbierały ją tak jak Anita. Marta była singielką i to dosyć urodziwą. Mężczyźni
zwracali na nią uwagę natomiast ona sprawiała wrażenie jakby wcale jej na tym
nie zależało. Po kątach szeptano, że kiedyś miała narzeczonego, ale zginął
tragicznie a ona od tamtej pory stała się odludkiem.
Anita
przystanęła obok niej witając się cicho. Musiały uzbroić się w cierpliwość, bo
biurowiec był stary i posiadał tylko jedną windę. Marta przyjrzała się Anicie
bardzo uważnie marszcząc przy tym brwi. Dostrzegła oznaki zniechęcenia i
depresji u koleżanki, i zaniepokoiła się. Już od kilku tygodni widywała ją taką
zgnębioną jakby przybyło jej dziesięć lat.
- Anita nie poszłabyś ze mną na porządny
obiad? Ja stawiam.
- Na obiad? – zdziwiła się. - Ale dlaczego…?
- Od dawna nie gotuję i czasem muszę się
podeprzeć czymś treściwszym. Tobie też to chyba by dobrze zrobiło. Wydaje mi
się, że ostatnio mocno zrzuciłaś na wadze. Zgódź się. Przy okazji pogadamy i
poznamy się lepiej.
Właściwie
nie miała nic do stracenia. Może Marta zyskuje przy bliższym poznaniu? Jeśli
miała wybierać między rozpamiętywaniem swojej życiowej porażki a obiadem z
Martą, zdecydowanie wolała to drugie. Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Bardzo chętnie zjem obiad w twoim
towarzystwie – powiedziała. – A dokąd chcesz iść?
- Tu za rogiem jest świetna knajpka. Dają
dobrze jeść i gotują po domowemu. Jak już bardzo odczuwam brak domowych obiadów
to chodzę właśnie tam. Mają genialne rolady i kotlety mielone. Pycha.