WYBRAKOWANA
Od kiedy pamięta zawsze była wybrakowana. Będąc
dzieckiem nie zdawała sobie tak bardzo z tego sprawy, bo jeszcze wtedy nie
różniła się jakoś specjalnie od rówieśników. Owszem częściej niż innym zdarzały
jej się złamania kości i długie chodzenie w gipsie, ale jakoś zdrowiała i znów
mogła uczestniczyć w beztroskim dziecięcym życiu. Z biegiem lat jej stan tylko
się pogarszał. Zdiagnozowana wrodzona łamliwość kości coraz bardziej
przypominała o swoim istnieniu. Pamięta jak na szpitalnym korytarzu lekarz
ortopeda wyjaśniał jej matce z czym się zmaga.
-
Wreszcie zdiagnozowaliśmy tę chorobę i nie mamy już wątpliwości, że to wrodzona
łamliwość kości, która jest wynikiem zaburzeń w genach odpowiedzialnych za
budowę kolagenu. Polega na często samoistnym łamaniu się kości i zbyt długim
oczekiwaniu na ich zrost nawet do pół roku. Najczęściej w wyniku braku zrostu,
tworzą się stawy rzekome, które są bardzo bolesne i wymagają operacyjnego
zespolenia przy pomocy drutów śródszpikowych. Choroba powoduje, że kości są też
dość plastyczne i przez to powstają liczne deformacje. To dlatego córka tak
niewiele urosła. Ta choroba jest nieuleczalna. Pocieszające jest jednak to, że
jak osiągnie wiek dorosły złamania samoistne się skończą a przynajmniej
powinny. Niestety deformacje są nieodwracalne i tu medycyna jest bezsilna.
Im była starsza tym bardziej uświadamiała
sobie beznadziejność swojej sytuacji. Jej rówieśniczki powychodziły za mąż,
rodziły dzieci i tylko ona tkwiła w miejscu, w którym zatrzymała ją choroba.
Czuła się gorsza, samotna i opuszczona.
Buntowała się, bo było w niej wiele złości.
Nieustannie zastanawiała się, dlaczego jest taka brzydka, taka krzywa, taka połamana.
Dlaczego wszystkie jej koleżanki chodzą na randki, a ją wszyscy traktują tylko
jako tę chorą, a nie jak dziewczynę czy kobietę. Z wiekiem jednak dojrzewa się
do pewnych rzeczy i zaczyna patrzeć z innej perspektywy.
Zaczęła pisać wiersze. Nie takie zwykłe,
liryczne o miłości, ale dogłębnie smutne, pełne bezsilnej rozpaczy i
beznadziei. Były krzykiem o pomoc. Nie potrafiła inaczej. Uważała, że dla niej
wiersze przepełnione tęsknotą za uczuciem, za bliskością drugiego człowieka są
tematem tabu, bo nigdy nie poznała i nie sądziła, że kiedyś pozna miłość
prawdziwego mężczyzny, że doświadczy jego pocałunków, pieszczoty rąk i
zwyczajnej jego obecności. Te myśli działały destrukcyjnie na jej psychikę. W
dni niżu psychicznego funkcjonowała dużo gorzej. Rehabilitacja, na którą trzy razy w
tygodniu zawoziła ją matka nie dawała wówczas ani satysfakcji, ani spodziewanych
rezultatów. Z rozpaczą przeglądała się w lustrze widząc potworne zniekształcenia
swojego ciała. Liczne złamania, do których dochodziło przez całe jej życie
zmieniły kształt jej dłoni, rąk i nóg. Przez nie była bardzo niska. Wyglądała
jak ktoś chory na karłowatość a nie jak dorosła kobieta. Gniew na samą siebie
rodził też bunt.
Od kiedy skończyła osiemnaście lat złamania
zdarzały się coraz rzadziej. Bez wątpienia był to powód do radości, bo ból
wynikający z jej stanu był łatwiejszy do zniesienia. Jednak rzadkość złamań nie
powodowała poprawy jej wyglądu. Kości były bardzo słabe i stabilizowane drutami
śródszpikowymi. Patrząc na swoje odbicie nie wytrzymywała i zalewała się łzami
płacząc nad swoim losem i przeklinając stwórcę. Przed matką ukrywała łzy. Nie
chciała jej dodatkowo ranić. Doceniała jej poświęcenie a także to, że nie
oddała jej do żadnego ośrodka opiekuńczego. Mogła postąpić tak jak ojciec i po
prostu odejść zostawiając ją na pastwę losu.
Coraz rzadziej wychodziła z domu. Matka od
jakiegoś czasu uskarżała się na ostry ból kręgosłupa i nie potrafiła jej już
dźwigać po schodach. Często wieczorami przysiadała na brzegu łóżka córki i
płacząc przepraszała ją, że nie jest w stanie wyjechać z nią na powietrze.
-
Opadłam z sił Zosiu a kręgosłup boli tak mocno, że czasem odbiera mi oddech.
Myślałam nawet, żeby wynająć kogoś, kto przynajmniej trzy razy w tygodniu z
tobą wyjdzie. Jesteś taka blada. Potrzebujesz świeżego powietrza, ale nie stać
nas. Dzwoniłam nawet do ojca licząc na to, że on mógłby przyjeżdżać i wychodzić
z tobą, ale odmówił. Powiedział, że ma swoją rodzinę, którą musi się zająć a
twój widok wpędza go w przygnębienie. Obłudny drań – zakończyła z rozpaczą.
Zosia pogładziła jej dłoń i uśmiechnęła się
smutno.
-
Niepotrzebnie dzwoniłaś do niego. Przecież odkąd odszedł nigdy nam nie pomagał,
dlaczego więc miałby teraz? Poradzimy sobie. Mogę przecież posiedzieć na
balkonie. Oprzemy o próg jakąś deskę, żebym mogła przejechać wózkiem. Będzie
dobrze, nie zadręczaj się już.
A jednak ta rozmowa z matką nie dawała jej
spokoju. Miała wyrzuty sumienia, że to przez nią rodzicielka niedomaga. Do
głosu doszła też jej samotność i wielka potrzeba porozmawiania z kimś innym a
nie tylko z mamą, czy rehabilitantką. Marzyła by znalazł się ktoś, kto mógłby
zaakceptować jej wygląd i stać się jej przyjacielem takim od serca, i nie
chodziło tu bynajmniej o mężczyznę. Sny o wielkiej miłości pogrzebała już jakiś
czas temu wiedząc, że się nigdy nie spełnią. Było jej obojętne, czy to byłaby
kobieta, czy mężczyzna, byleby ten ktoś postarał się ją zrozumieć.
Któregoś dnia odpaliła laptop i weszła na
media społecznościowe. Zredagowała ogłoszenie, w którym napisała szczerze, że
jest wybrakowana. Żeby nikt nie miał złudzeń zamieściła również swoje zdjęcie
na wózku. Napisała, że szuka bratniej duszy, że jest samotna i pragnie kontaktu
z drugim człowiekiem. „Płeć nie ma znaczenia. Chodzi o to, czy znajdzie się
ktoś, kto mógłby się ze mną zaprzyjaźnić, czasem zabrać mnie na spacer i
porozmawiać o życiu”.
Ogłoszenie ukazało się a tuż po nim w
krótkim czasie sporo komentarzy, w których piszący je ludzie po prostu jej
współczuli. Nie o to jej chodziło. Nie oczekiwała od nich litości, mimo to
dziękowała za życzliwe słowa, bo uważała, że tak wypada. W końcu pojawił się
komentarz z konkretną propozycją. Jakiś Kuba pisał, że przedpołudnia ma zajęte,
bo pracuje, ale popołudniami mógłby z nią wychodzić. Zasiał w niej nadzieję.
Odpisała mu już w prywatnej korespondencji, że bardzo chętnie go pozna i umówi
się z nim na pierwszy spacer. Wymienili się telefonami a ona podała mu jeszcze
adres. Gdzieś tam w głowie czaił się niepokój, że być może to jakiś oszust,
który względem niej ma nieczyste intencje, ale wytłumaczyła sobie, że przecież
nie może być aż tak nieufna.
Umówili się na konkretny dzień.
Była podekscytowana. Już nie mogła się
doczekać tego spotkania. Może Kuba okaże się wartościowym człowiekiem i
doskonałym materiałem na przyjaciela? Mama miała bardziej krytyczny stosunek do
tego spotkania, ale nie komentowała widząc na twarzy córki wielką radość.
Kuba zjawił się punktualnie. Jego widok
nieco zaskoczył obie panie, bo chłopak miał na głowie dredy a odziany był w
mocno wytartą jeansową kurtkę i spodnie przetarte na kolanach. W dłoni dzierżył
bukiecik konwalii i jedną samotną różę, którą w progu wręczył mamie Zosi.
-
Dzień dobry – przywitał się. – Jestem Kuba Wojnowski – uśmiechnął się szeroko
wkładając w dłonie Zosi bukiecik. Odwzajemniła ten szczery, szeroki uśmiech.
-
Witaj. Jestem Zosia Bojanowska a to moja mama Krystyna. Masz ochotę na spacer w
Łazienkach?
-
Ogromną. Po to właśnie przyszedłem. Musisz mi tylko powiedzieć, co mam robić.
-
Trzeba znieść na dół wózek a potem mnie. Mam tu samochód więc podjedziemy do
parku. To jednak spory kawałek drogi.
-
Nie wiedziałem, że jeździsz samochodem – stwierdził mile zaskoczony.
- To
specjalny samochód przystosowany do mojego kalectwa, ale mogę zabierać
pasażerów. Jedźmy.
Kuba uwinął się bardzo sprawnie. Kiedy brał
Zosię na ręce wydawała mu się tak krucha i delikatna, że bał się, by jej nie
zrobić krzywdy.
Łazienki okazały się wymarzonym miejscem na
rozmowę i spacer. Wiosna była już w pełnym rozkwicie. Na rabatach królowały
kolorowe tulipany, narcyzy i szafirki. Zosia chłonęła ten obrazek wszystkimi
zmysłami.
-
Czyż nie jest tu pięknie? – zadała retoryczne pytanie nawet nie oczekując
odpowiedzi.
-
Pięknie – potwierdził Kuba. – Można oddychać pełną piersią.
Podjechał z wózkiem do ławeczki otoczonej
różnobarwnym kwieciem i przysiadł na niej odwracając Zosię do siebie. Nawet nie
przypuszczała, że złapie z chłopakiem tak dobry kontakt. Pobyt w Łazienkach
trwał pięć godzin i nie było chwili ciszy ani przerwy w rozmowie. Opowiedzieli wzajemnie
o sobie. Kuba był wstrząśnięty historią Zosi. Nie wyobrażał sobie, że jeden
człowiek może przejść tyle cierpienia. On nie doświadczył takiego nigdy. Był
zwyczajnym chłopakiem zakochanym w komputerach. Skończył studia informatyczne i
pracował w jednej z warszawskich firm.
-
Marzy mi się otworzenie własnej firmy. Byłbym wówczas niezależny. Uwielbiam
projektowanie stron internetowych i tym chciałbym się w przyszłości zająć.
-
Myślę, że ci się uda. Najważniejsze to być konsekwentnym i wytrwałym.
O dwudziestej zadzwoniła mama Zosi, ale ta
uspokoiła ją.
-
Wszystko w najlepszym porządku mamo. Jedziemy jeszcze z Kubą do MacDonalda, bo
zgłodnieliśmy a potem wracamy do domu.
Kuba przychodził regularnie. Nie musiała
się już z nim umawiać na konkretny dzień i godzinę. Mimo, że nadal traktowała
go jak przyjaciela i nawet przez myśl jej nie przeszło, że on może być jej
potencjalnym chłopakiem, nie ukrywała przed nim niczego. On pomagał jej w
zakładaniu gorsetu, który musiała nosić z powodu niestabilnego kręgosłupa. Za
każdym razem musiał go ściągać, gdy chciała skorzystać z toalety przy okazji
oswajając się z jej zdeformowanym ciałem. Z czasem poznał ją całą i wiedział
jak ma ją podnosić, żeby nie sprawiać jej bólu.
Przy kolejnym pobycie w Łazienkach, kiedy
jesień mamiła swoimi barwami a opadłe liście szeleściły pod kołami wózka zdobył
się na odwagę i wyznał jej, że się zakochał.
-
Myślę Zosiu, że jesteś miłością mojego życia.
Rozpłakała się.
- To
niemożliwe Kuba. Ty mylisz miłość z litością a ja nie chcę litości. -
Przykucnął przy niej i wyjąwszy z kieszeni chusteczkę wytarł jej policzki.
- Ja
wiem, co czuję Zosiu i to na pewno nie jest litość. Miłości nie można pomylić z
czymś innym. Dlaczego miałbym się nad tobą litować? Przecież właściwie
funkcjonujesz jak zdrowy człowiek i potrzebujesz tylko niewielkiej pomocy z
mojej strony.
-
Nie będziesz ze mną szczęśliwy- wyszeptała. – Jesteś mądry, przystojny, po
prostu piękny. Powinieneś znaleźć sobie dziewczynę o podobnych walorach. Ja
będę dla ciebie tylko ciężarem.
-
Głupstwa opowiadasz. Jakoś do tej pory nie byłaś. Dla mnie jesteś najmądrzejszą
i najpiękniejszą istotą na ziemi i to przy tobie chcę się zestarzeć. A tu daję
ci dowód mojej miłości – wyjął z zanadrza małe, czerwone puzderko i otworzył
wieczko. – Zofio Bojanowska, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zgodzisz się zostać
moją żoną?
Uśmiechnęła się do niego przez łzy. – Czasami nierealne marzenia się spełniają
– pomyślała. – Tak – odpowiedziała drżącym głosem. – Bardzo cię kocham i
zostanę twoją żoną.
Przywarł do jej ust przytulając ją
delikatnie.
K O N I E C
Smutna, i niestety jakaż prawdziwa mini. W końcówce ściskająca za serce. Zdrowi ludzie często użalają się nad sobą jak im źle, często z przyziemnych powodów. Ja w duszy i chyba coraz częściej mówię głośno, że są tacy, którzy mają gorzej. Ostatnio będąc często w szpitalu spotykam właśnie takich. Trzeba żyć dalej, a moja maksyma na dzień dobry „jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma”. Dobrze, że Zosia spotkała człowieka, który pokochał ją taką jaka jest.
OdpowiedzUsuńDziękuję za dziś, pozdrawiam serdecznie, Agata
Agata
UsuńTo historia realna, bo osób z wrodzoną łamliwością kości u nas jest aż nadto. One walczą o każdy dzień bez bólu i walczą o siebie. Część zamyka się w czterech ścianach, ale sporo osób żyje lub stara się żyć normalnie. Funkcjonowanie mają z pewnością utrudnione, ale potrafią kochać tak jak wszyscy.
Bardzo dziękujemy Ci za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Bardzo piękna mini. Mini, która wywołuje pewne refleksje, że bez znaczenia jak wyglądamy mamy prawo kochać i być kochanym, najzwyczajniej w świecie być szczęśliwym. Bo czy jakakolwiek niepełnosprawność może być powodem do wykluczenia? Jak dla mnie każdy jest taki sam bez względu na to jakim jest. Zosia jest tego przykładem, ale i sam Kuba, który na początku nie zrobił dobrego wrażenia swoim wyglądem. Jednak przy bliższym poznaniu oboje wiele zyskali.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za tę mini i jeszcze raz wielkie GRATULACJE i życzę niekończącej się weny.
Cieplutko pozdrawiam w sobotnie popołudnie.
Julita
Julita
UsuńUważam bardzo podobnie może dlatego, że sama nie jestem w pełni sprawna. Żadna niepełnosprawność nie powinna blokować osoby nią obarczonej. Ona ma prawo do normalnego życia również do normalnie funkcjonującej rodziny. Zdarzają się dość często takie przypadki jak ten przeze mnie opisany, że tworzy się związek, w którym jeden z partnerów jest całkowicie sprawny i doskonale wie na co się pisze. Wie, że ten drugi liczy na jego pomoc, ale to się właśnie nazywa miłość.
Pozdrawiamy cieplutko i jesteśmy wdzięczne za komentarz także za gratulacje. :)
O jejku jaka smutna sytuacja. Zosia jest bardzo dzielna i wreszcie znajduje się też śmiałek, którego nie przeraża jej niepełnosprawność. Miłość zwyciężyła. Miśka pozdrawia;)
OdpowiedzUsuńMiśka
UsuńOpowieść smutna ale zakończenie szczęśliwe. Pełna zwątpienia w szczęśliwe życie Zosia wreszcie odnajduje swoją prawdziwą, odwzajemnioną miłość.
Bardzo dziękujemy, że zajrzałaś. Serdecznie pozdrawiamy. :)
Jaka miła niespodzianka;) Piękna opowieść. Każdy w życiu z czymś się zmaga, ale Zosia i jej mama, to już w ogóle. Do czegoś dobrego przydały się media społecznościowe. Czekam na kolejny post. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńNiespodzianka zapowiadana już w czwartek, bo wtedy licznik pokonał dziewięć milionów wejść i ta mini to właśnie z tej okazji.
Rzeczywiście obie kobiety od początku miały pod górkę, ale Zosia miała dobry pomysł z tym ogłoszeniem. Dzięki niemu znalazła prawdziwą miłość.
Pięknie pozdrawiamy i bardzo dziękujemy za wpis. :)
A to ci dopiero niespodzianka, ale do rzeczy;). Często nawet nie zdajemy sobie sprawy z jakimi problemami muszą borykać się inni i to każdego dnia. Chodzenie wydaje się zwykłą i nieskomplikowaną sprawą. Jak się okazuje nie dla wszystkich. Całe szczęście, że pojawił się fantastyczny Kuba;) Dzięki za opowieść i oczywiście ogromnie gratuluję. Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńChodzenie to zazwyczaj odruch i nikt się nad nim nie zastanawia. Ja myślę o tym każdego dnia, bo sama borykam się z niepełnosprawnością ruchową. Najgorzej jest utkwić w wózku tak jak w przypadku Zosi. Ona cierpiała dodatkowo na deformację ciała, bo każde złamanie zostawiało na nim ślad. A jednak nie poddawała się. Ogłoszenie w mediach społecznościowych zmieniło jej życie.
Cieszymy się, że zajrzałaś. Dziękujemy za gratulacje i komentarz. Przesyłamy serdeczności. :)
Samo życie, miłość nie karmi się pięknem. To tylko dodatek do serca i tego co potrafimy dać drugiemu człowiekowi. Zosia i Kuba są na to najlepszym przykładem. Cuda się zdarzają, a marzenia spełniają. Cudowna mini, bardzo pouczająca. Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego weekendu.
OdpowiedzUsuńHalina
UsuńPiękno zewnętrzne jest bardzo ulotne. Ważniejsze jest piękno wewnętrzne a Zosia miała piękne wnętrze, co docenił Kuba.
Pozdrawiamy serdecznie i bardzo dziękujemy za wpis. :)
A tatuś stanął na wysokości zadania, jak zwykle w takich przypadkach. Nie ma co, palant! Do następnego. Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńKiedy rodzi się niepełnosprawne dziecko nie każdy tatuś ma odwagę stawić temu czoła, bo przecież pragną zdrowego, krzepkiego potomka. Część z nich nie wytrzymuje presji i odchodzi zrzucając na kobietę problem z leczeniem takiego biedactwa. To zwyczajne tchórzostwo i zrzucanie odpowiedzialności na partnerkę. Matka zawsze lub prawie zawsze podejmuje ten trud i to ona jest cichą bohaterką.
Dziękujemy, że zajrzałaś. Przesyłamy serdeczności. :)
Bardzo smutna ta opowieść. Dziewczyny miały od początku pod górkę z życiem. Zosia od początku chora a teraz i mama zaczyna niedomagać. Zdecydowanie przyda się pomoc. Do tego jeszcze jeśli to zakochany facet, to nie ma nic lepszego;) Dziękuję. Czekam na kolejne rozdziały Zaślepionej. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńPisałam już wyżej, że w sytuacji, gdy rodzi się niepełnosprawne dziecko kobieta ma zawsze gorzej. Część mężów ucieka przed odpowiedzialnością i tylko niewielki ułamek tych bardziej wrażliwszych uczestniczy w rehabilitacji dziecka. Najgorzej jest, gdy niemal dorosłe dziecko nie mieszka na parterze i za każdym razem trzeba je znosić po schodach. Wówczas nie wytrzyma najbardziej twardy kręgosłup. W tym wypadku Kuba zjawił się w samą porę.
Bardzo dziękujemy za komentarz i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Kuba pomimo wyglądu, który nie wzbudzał zaufania u mamy Zosi, okazał się świetnym facetem. Mam nadzieję, że mówił prawdę i nie opuści Zosi nawet jak spotka na swej drodze modelkę. Przesyłam ciepłe pozdrowienia i gratulacje za ilość wejść;) Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńKuba jest dość wyluzowany, ale i wrażliwy. Ma w sobie sporo empatii, co pozwala mu na szybkie oswojenie się z sytuacją i stanem Zosi. Szybko się uczy i wkrótce wie jak z nią sobie radzić.
Dziękujemy pięknie za wizytę na blogu, komentarz i gratulacje. Serdecznie pozdrawiamy. :)
Kuba potwierdził, że nie wolno oceniać książki po okładce. Okazał się czułym, wrażliwym facetem. Zosia będzie miała z nim dobrze. Cieszę się z tej ogromnej liczby czytelników. Życzę kolejnych sukcesów;) Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira
UsuńWłaśnie ta wrażliwość Kuby obudziła w Zosi nadzieję, że być może nie będzie skazana na samotność do końca życia. Kuba spełnił jej marzenie, chociaż ona zwątpiła, że kiedykolwiek się ziści.
Bardzo dziękujemy, że zajrzałaś. Dziękujemy za życzenia i wpis. Serdecznie pozdrawiamy.:)
Nad sprawą opisaną w rozdziale nie można przejść obojętnie. Tekst piękny i bardzo poruszający. Zosia niby taka krucha, ale woli walki można jej pozazdrościć. Kubę wielbię;) Oczywiście gratuluję. Do następnego. Pozdrawiam;) AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńU takich osób dotkniętych kalectwem determinacja odgrywa ogromną rolę. Również chęć walki o lepszą sprawność nie jest tu bez znaczenia. Zosia miała wiele momentów załamań a mimo to walczyła o siebie. Jeśli pojawia się ktoś, kogo zaczynamy kochać, to jest więcej jak pewne, że stanie się on dodatkową motywacją do walki.
Pozdrawiamy najserdeczniej i bardzo dziękujemy za komentarz i gratulacje. :)
Podziwiam i jeszcze raz podziwiam. Zosia mimo ograniczeń jest wielka! Osobom całkowicie zdrowym ciężko jest zrobić prawo jazdy, a ona proszę bardzo. Nie dziwię się Kubie, że ją pokochał. Życzę im szczęścia. Przyłączam się do gratulacji. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńDla osób takich jak Zosia samochód staje się wybawieniem, bo dzięki niemu same mogą załatwić wiele spraw. Dla niepełnosprawnego ruchowo samodzielność staje się niejako życiowym celem i choć Zosi choroba nie pozostawiła zbyt wielu możliwości, to jednak próbuje, bo pragnie życia na "swoim" z człowiekiem, którego pokocha i który zechce z nią być.
Bardzo dziękujemy, że zajrzałaś. Dziękujemy za komentarz i gratulacje. Najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Piękne miejsce na oświadczyny i piękne oświadczyny. Najważniejsze jednak, że oboje zdają sobie sprawę, że wspólne życie nie będzie najłatwiejsze, ale skoro się kochają, to ze wszystkim dadzą radę;) Serdecznie pozdrawiam i składam gratulacje! Regina
OdpowiedzUsuńRegina
UsuńZosia jest pełna wątpliwości. Przede wszystkim nie może uwierzyć, że Kuba faktycznie ją pokochał a poza tym uważa, że będzie dla niego ciężarem, bo on zasługuje na wiele więcej. Zdecydowanie chłopaka pozbawia ją tych wątpliwości.
Dziękujemy za wpis i gratulacje. Najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Wszyscy chcą mieć bratnią duszę. Większość marzy również o miłości, bo to piękne uczucie. Fantastycznie, że Zosi się udało. Nie tylko ona i Kuba będą szczęśliwi, ale myślę, że też mamie ulży. Jej ukochana córcia będzie miała najlepszą opiekę pod słońcem. Cieszę się z ogromnej ilości wejść. Widać, że masz rzesze wielbicieli. Gorąco pozdrawiam Teresa
OdpowiedzUsuńTeresa
UsuńDeklaracja Kuby z pewnością rozwiąże kilka ważkich problemów. Odciąży mamę i spełni marzenie Zosi o rodzinnym życiu. Również o zamieszkaniu osobno.
My także się cieszymy z liczby na liczniku. Uwielbiamy wszystkich naszych czytelników, że trwają przy tym blogu już od lat. Czytają i komentują. To nie do przecenienia, bo gdyby nie oni ten blog nie miałby żadnych szans, żeby istnieć. To Wy uświadamiacie nam, że warto się starać i dopingujecie do pracy.
Pozdrawiamy Cię cieplutko i bardzo dziękujemy za komentarz. :)
Wiadomo mini, ale tyle się dzieje, aż tak huczy w głowie. Osoby z niepełnosprawnościami zbyt często się nie widuje. Pewnie z takiego samego powodu, z jakiego uziemiona została Zosia. Okropnie jest to przykre. Takie osoby powinny mieć od państwa jakąś pomoc, nawet nie codziennie, ale chociaż dwa lub trzy razy w tygodniu. Przecież one nie mogą być zamknięte w czterech ścianach. Całe szczęście, że nie brakuje osób. Które chętnie pomogą. I dzięki tej pomocy Kuba znalazł miłość życia. Fajnie się czytało. Dzięki. Z niecierpliwością czekam na kolejną część Zaślepionej. Do czwartku;) Pozdr
OdpowiedzUsuńObecnie niepełnosprawni w żadnej mierze nie mogą liczyć na pomoc państwa, bo nasz rząd generalnie uwala wszystkie propozycje ustaw im przyjaznych. Zabierają pieniądze z Funduszu dla niepełnosprawnych, żeby wypłacić trzynastki emerytom i rencistom. A wystarczyłoby, żeby pieniądze przeznaczone na TVP pisowską szczujnię przekierować do ZUS. Ale to temat rzeka a niepełnosprawni i tak mają przerąbane.
UsuńPozdrawiamy cieplutko i bardzo dziękujemy za komentarz. :)
Nie wyobrażam nawet sobie jakie ciężkie życie miała Zosia i jej mama. Szczęśliwie moja rodzina i znajomi są całkowicie zdrowi. Zosia musiała tyle bólu znieść i to pewnie jeszcze nie koniec. Życie osłodzi jej trochę narzeczony i później mąż. We dwoje zawsze raźniej. Czekam na kolejny rozdział Zaślepionej. Pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda
UsuńGeneralnie przy takim schorzeniu ból jest permanentny. Najpierw bolą liczne i częste złamania kości. Boli długotrwałe ich zrastanie. Łamią się do momentu osiągnięcia przez chorego dorosłości. Potem taki człowiek dalej cierpi, bo ogromna ilość deformacji jest niezwykle uciążliwa. Mówią, że jeśli nie można się wyleczyć należy swoją chorobę pokochać. Trudno jednak przywyknąć do permanentnego bólu. To prawdziwy heroizm a ludzi zmagających się z taką chorobą należy wyłącznie podziwiać.
Dziękujemy za wizytę na blogu i komentarz. Najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Bycie innym jest ciężkie. W przypadku Zosi i innych osób cierpiących na łamliwość kości w pierwszej kolejności ludzie kierują się litością. Pomimo nawet tego, że nie jest żadną tajemniczą chorobą, sporo się o niej mówi i jest osoba medialna z tą przypadłością. W przypadku mojej choroby NF 1 jest inaczej i nie wiem co jest gorsze. Litość czy irytujący rodzaj przypatrywania się albo odrazy. Może gdyby o NF1 więcej mówiono ludzie inaczej by reagowali. U mnie na szczęście pomimo prawie 50 lat objawy na twarzy nie występują i nie wyglądam na taką która zmaga się z nerwiakowłókniakowatością. Tym samym jest mi trochę lżej na sercu i psychice. Dużo jednak czytam o tym i wiem, że są niestety problemy z zaakceptowaniem takiej osoby. To zaś wiąże się z nie zaakceptowaniem siebie, depresjami, unikania ludzi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i jeszcze raz składam gratulacje.
Romantyczko
UsuńOsoby obarczone jakąkolwiek ciężką chorobą raczej nie chcą aby się nad nimi litowano. Niektóre są na tyle dumne, że uważają że lepsza śmierć niż litość. Mamy rzeczywistość, w której inność jest nie najlepiej przyjmowana i tolerowana a w tolerancji my jako naród ponieśliśmy sromotną porażkę. Ty sama obarczona jesteś straszną chorobą a jednak nie załamujesz się i potrafisz znaleźć także pozytywne strony swojej przypadłości np. brak zmian na twarzy, chociaż masz świadomość, że i tu zdarzają się potworne deformacje ciała. Pocieszający jest fakt, że u Ciebie choroba ma najwyraźniej łagodny przebieg i z pewnością jest to powód do radości. Pozytywne myślenie jest tu kluczowe, bo wyzwala właściwe nastawienie do przebiegu choroby i rodzi nadzieję na poprawę. Tego właśnie Ci życzymy. Ciesz się każdym dniem, czerp radość z życia i nieustannie nakręcaj się pozytywnie.
Serdecznie Cię pozdrawiamy i bardzo dziękujemy za długi i niezwykle szczery i osobisty komentarz. :)
Osoby ciężko chore starają się jak mogą żeby pokazać przed wszystkim sobie, że są dzielne. Warto je cenić za to jakie są. Dlaczego nie idzie leczyć dotykiem? Wtedy byłoby wspaniale, kiedy dałoby się każdego wyleczyć... Z łamliwością kości masz dużo racji...
OdpowiedzUsuńJa od pierwszych dni leczę się na niedoczynność tarczycy, mi to nie przeszkadza, ale było wiele osób, które chyba nie słyszały o niedoczynności tarczycy, dokuczały mi, bo przez hormony bardzo tyłam, ale to nie moja wina, że jestem od urodzenia chora, prawda?
Mini piękne, miałam wrażenie, że Kuba postępuje według zasady "Potrzeba wiele siły, by dać komuś siłę"
Pozdrawiam was mocno
Renia
UsuńMarzenia dobra rzecz i o ile się orientuję bioenergoterapeuci ponoć leczą dotykiem. Piszę "ponoć", bo ja akurat nie wierzę w science fiction. Rzadkie a zarazem ciężkie w przebiegu choroby wymagają mnóstwa determinacji i wytrwałości a także całych pokładów cierpliwości ze strony chorego. Bez tego nie ma postępów.
Bardzo dziękujemy Ci za komentarz i serdecznie pozdrawiamy. :)