ROZDZIAŁ 2
Podczas
wizyty lekarskiej lekarz poinformował ją o przebiegu operacji. Powiedział, że
muszą ją zatrzymać na dłużej. Wyjaśnił, dlaczego nie może oddychać przez nos.
- Był złamany, ale poskładaliśmy go bardzo
skrupulatnie. Daliśmy opatrunek usztywniający, żeby wszystko ładnie się zrosło
i to dlatego ma pani kłopoty z oddychaniem, bo oprócz tego w obu dziurkach
tkwią tampony. Głowa też jest szyta z obu stron. Musieliśmy wygolić trochę
włosów. Na szczęście nie doszło do złamań kości czaszki. Jak zniknie obrzęk z
powiek wezwiemy jeszcze na konsultację okulistę, żeby mieć pewność, że nie
ucierpiały oczy. Niestety gwałt był bardzo brutalny. Musieliśmy szyć krocze i
zaopatrzyć rany śluzówki pochwy. Mam nadzieję, że będą się szybko goić, bo to
spory dyskomfort. Ślady pobicia na skórze są bardzo liczne i na pewno będą z
czasem zmieniać kolor. To trochę potrwa zanim odzyska dawną barwę.
- Panie doktorze – odezwał się cicho Józef – a
co ja mogę jej dawać jeść? Czy może już pić?
- Nie mam jakichś szczególnych przeciwskazań,
bo nie ma obrażeń wewnętrznych. Jednak sugerowałbym jakąś lekkostrawną dietę,
najlepiej półpłynną w postaci zup. Nie możemy dopuścić do żadnych obstrukcji,
bo córka niepotrzebnie by się nacierpiała. Pić w zasadzie może cokolwiek, byleby
nie był to żaden napój gazowany. To z mojej strony wszystko.
Podziękowali
mu, a kiedy wyszedł lekarz, Józef ujął dłoń córki i przytulił do policzka.
- Strasznie się o ciebie bałem córcia i cieszę
się, że wyjdziesz z tego – popatrzył na jej spuchniętą twarz. Wyglądała
strasznie. Ciało nosiło barwy granatowo czerwone, ale przynajmniej jej życiu
nie zagrażało niebezpieczeństwo. Rany wcześniej, czy później się zagoją, ale
czy ona sama będzie potrafiła jakoś funkcjonować i nie myśleć o tym koszmarze,
który jej się przytrafił? Sięgnął po szklankę z wodą.
- Napij się kochanie. Masz zupełnie zaschnięte
gardło. Pojechałbym do domu. Jasiek i Beatka pewnie się martwią. Przecież od
wczoraj tu siedzę. Przyjechałbym jutro i przywiózłbym ci dobrego rosołku z
manną i jakieś napoje. Potrzebujesz też kilku osobistych rzeczy.
- Jedź tato. Nie musisz tu ze mną siedzieć, bo
nic mi już nie zagraża. Ja też martwię się o dzieciaki. Jasiek poradzi sobie,
ale Betti wielu rzeczy nie rozumie. Poza tym ty sam wyglądasz na wykończonego,
bo chyba nie zmrużyłeś oka. Musisz odpocząć.
Wstał i
pochylił się nad nią całując opuchnięte policzki.
- Zdrowiej córcia. Jutro na pewno przyjadę.
Józef
wsiadł do autobusu i ciężko opadł na wolne siedzisko. Był naprawdę wykończony.
Siedzenie na twardym krześle przez kilkanaście godzin dało mu się we znaki,
podobnie jak strach o córkę i brak snu. Jedyną pociechą była myśl, że Bartek
został już aresztowany i odpowie za to, co zrobił. Lekarz z izby przyjęć
powiedział mu, że obowiązkiem szpitala jest zgłaszać na policję takie przypadki
i na pewno to zrobią, dołączając do zgłoszenia dokumentację medyczną. Siedząc
przed salą operacyjną modlił się o cud. O to, żeby jego córka przeżyła. Prawie
siedem lat wcześniej stracił Magdę, ukochaną żonę, która zmarła przy porodzie
Beatki. Gdyby teraz stracił Ulę, chyba pękłoby mu serce. Bardzo kochał
wszystkie swoje dzieci, ale ona była najważniejsza. To ona zastąpiła dwojgu
młodszym matkę. Ona troszczyła się o nich wszystkich i dbała o nich, często
zapominając o sobie. Wbrew pozorom była silna i potrafiła walczyć o nich i o
siebie. – To Cieplaczka. Wyliże się –
pomyślał z dumą. Dojeżdżał. Rysiów był dla tej linii przystankiem docelowym.
Wysiadł z autobusu i powlókł się do domu. Po drodze zaszedł jeszcze do miejscowego
sklepiku, w którym kupił wodę dla Uli i sporego kurczaka. Obiecał jej przecież
rosół.
W domu
zastał tylko Jaśka, który czekał na niego niecierpliwie. Z nudów krzątał się po
mieszkaniu wycierając kurze.
- Zaprowadziłem Betti do szkoły, chociaż bardzo
nie chciała iść.
- Dobrze zrobiłeś. Ja pójdę ją odebrać. Ula
wybudziła się dzisiaj rano, ale sama operacja trwała długo. Ten bydlak złamał
jej nos – zadrżał mu głos a w oczach błysnęły łzy. – Jest cała sina. Od ciosów
ma przeciętą na głowie skórę. Rany były tak głębokie, że musieli założyć szwy.
To nie wszystko, ale o reszcie zamilczę, bo to intymne sprawy. Teraz
najważniejsze, żeby jak najszybciej doszła do siebie. Jeśli chcesz, możesz
jutro ze mną jechać do szpitala. Beatki nie będę zabierał, bo mogłaby się
przestraszyć. Ula ma zabandażowaną głowę i bardzo opuchniętą twarz. Obiecałem
jej rosół z manną, bo póki co, nic treściwszego nie powinna jeść. Wyjmij
jarzyny z lodówki i ten kawałek szpondra. Kupiłem kurczaka i ugotujemy go w
całości. Może potem zmielimy go i zrobimy kilka galaretek. Tych nie musi gryźć.
Do roboty.
Pracowali
zgodnie, przygotowując obiad również dla siebie. O piętnastej Jasiek
postanowił, że to on pójdzie po Betti.
- Jesteś zmęczony i śpiący. Połóż się. Ja
podam małej obiad i po nim może zabiorę ją do lasu na jagody, żebyś miał spokój.
Widziałem ich całkiem sporo.
Jasiek
wyszedł, a zmęczony Józef zaległ na wersalce w pokoju gościnnym. Już zasypiał,
gdy dało się słyszeć pukanie do drzwi. Ociężale zwlókł się i podreptał otworzyć.
Na progu stała Dąbrowska i kiedy tylko Józef uchylił drzwi, bez pardonu
wepchnęła się do przedpokoju. Złapał ją za łokieć i wypchnął z powrotem za próg.
- Czy aby nie czuje się pani tak, jak u
siebie? Przypominam, że to mój dom i wpuszczam do niego tylko tych, którzy na
to zasługują. Czego pani chce?
- Panie Józefie niech mnie pan wpuści –
załkała. – Bartusia mi zamknęli te łotry za niewinność.
- Za niewinność, powiada pani. Otóż proszę
odrzucić wszystkie pozytywne uczucia do syna i wyobrazić sobie, że ta kanalia
wtargnęła wczoraj do mojego domu i skatowała do nieprzytomności moją córkę.
Mało tego, jeszcze brutalnie ją zgwałcił. Operowano ją kilka godzin. Składano
jej złamany nos, szyto rany na głowie i rozerwany odbyt. To rzeczywiście
prawdziwy anioł, musi pani przyznać. Choćbym miał wypruć sobie wszystkie flaki
i zapożyczyć się do końca życia sprawię, że ten bandzior nie ujrzy światła
dziennego przez najbliższych kilkanaście lat. Proszę tu więcej nie przychodzić,
bo z dniem wczorajszym skończyła się moja pomoc i życzliwość sąsiedzka dla
pani. Załatwię na policji sądowy zakaz zbliżania się pani do tego domu, a jeśli
go pani złamie, oskarżę panią o nękanie. Proszę więc omijać mnie szerokim
łukiem, bo nie ręczę za siebie. Wychowała pani prawdziwą gadzinę, bo trudno
kogoś takiego nazwać człowiekiem. Żegnam – wycofał się do przedpokoju
zatrzaskując Dąbrowskiej przed nosem drzwi. Poczuł ucisk w sercu. Koniecznie
musiał się uspokoić. Sięgnął po tabletkę nitrogliceryny i wsunął ją pod język.
Powoli przechodziło.
Wrócili
Jasiek z Beatką. Mała domagała się wyjaśnień. Kiedy brat podgrzewał dla nich
obiad, Józef zabrał córkę do pokoju, usadził na kanapie i wyjaśnił, że Ula
została pobita przez Bartka.
- On wtargnął tu wczoraj, gdy nas nie było.
Był pijany i chciał od Uli pieniędzy. Nie miała ich więc przeszedł do
rękoczynów. Jak wróciłem okazało się, że jest nieprzytomna, dlatego wezwałem
pogotowie. Musi zostać kilka dni w szpitalu, bo jest spuchnięta i dopóki
opuchlizna nie zejdzie, nie mogę cię do niej zabrać. Uściskam ją od ciebie,
dobrze?
- Tęsknię za nią. Wczoraj nie mogłam zasnąć
bez bajki.
- Dzisiaj ja ci ją przeczytam, albo zrobi to Jasiek.
Musisz być dzielna, tak jak my wszyscy. Zaraz zjesz obiad i pójdziesz z bratem
na jagody. Uzbieraj trochę dla Ulci. Na pewno chętnie zje. Może maliny będą?
Dla
Józefa zaczął się ciężki okres. Każdego ranka ruszał na przystanek, zabierając
ze sobą małą Betti, którą odstawiał na półkolonie, a potem, już bez przeszkód
jechał prosto do szpitala. Każdego też dnia wracał stamtąd zdruzgotany i
przybity, bo Uli wprawdzie rany się goiły, ale popadła w jakąś depresję i wciąż
płakała, skarżąc się żałośnie. Bez końca pytała, dlaczego to na nią trafiło i
za jakie grzechy ją to spotkało. Józef przytulał ją do siebie, uspokajał i
płakał razem z nią. Nie miał wątpliwości, że w jakiś sposób Bartek okaleczył ją
też pod względem psychicznym. Ula łkając w jego ramionach mówiła, że czuje się
zbrukana.
- To tak jakbym wciąż była brudna i
najchętniej weszłabym pod prysznic i zdarła z siebie skórę. Naprawdę nie wiem,
czy jeszcze kiedyś zaufam jakiemuś mężczyźnie. Wiem, że nie można mierzyć
wszystkich jedną miarką, ale to ode mnie silniejsze.
Twarz
wróciła do normalnego stanu. Zdjęto jej opatrunek z głowy i wysłano do
okulisty. Z okiem było wszystko w porządku. Tuż przed samym wyjściem ze
szpitala ściągnięto jej także opatrunek z nosa.
- Jest jeszcze trochę opuchlizny i minie kilka
miesięcy nim odzyska swój poprzedni kształt, ale wszystko bardzo ładnie się goi
– zapewniał chirurg.
Jej ciało
nadal nosiło ślady pobicia, bo nie wszystkie siniaki poznikały. Nie przejmowała
się jednak tym. Najważniejsze, że mogła już wrócić do domu.
Jej
powrót był dla pozostałych Cieplaków jak święto. Betti przykleiła się do niej
na dobre a Jasiek i Józef ściskali ją na przemian. Józef opowiedział jej o
wizycie Dąbrowskiej tuż po pobiciu.
- Nie wpuściłem jej za próg. Zagroziłem, że
założę jej sprawę o nękanie, jeśli nie będzie trzymać się z daleka. Wiesz po co
przyszła? Przyszła się poradzić, co ma zrobić, bo jej Bartusia znowu ci źli
policjanci zamknęli za niewinność. Oświeciłem ją więc, jakiego aniołka sobie
wychowała. Już nigdy więcej tu nie przyjdzie. Wreszcie będziemy mieli spokój od
tej natrętnej, wścibskiej baby.
Od
powrotu ze szpitala minęło kilka dni. Jeszcze nie szukała pracy, bo wciąż była
posiniaczona. Trudno by jej było odpowiedzieć na pytanie, skąd ma tyle
siniaków. Wolała zaczekać, aż całkiem znikną. A jednak oprócz siniaków było
jeszcze coś nie tak. Nie potrafiła tego określić, ale na widok niektórych potraw
miała odruch wymiotny, ściskał jej się żołądek i nie była w stanie nic
przełknąć. Czasami nachodziła ją jakaś dziwna słabość i wtedy ulgę przynosiło
leżenie w łóżku. Często miewała zawroty głowy, co składała z kolei na karb tych
licznych ciosów, które dostała. To wszystko razem nie trzymało się kupy więc
któregoś dnia postanowiła pójść do lekarza rodzinnego.
- To nie jest normalne, tato. Byłam mocno
pobita, ale przecież nie powinnam już odczuwać skutków tego pobicia. Pójdę i
dam się zbadać. Może lekarka coś na to poradzi.
Józef
poparł jej decyzję. Bardzo zmizerniała przez te ostatnie tygodnie. Była blada i
miała podkrążone oczy, co mocno go martwiło.
- A może ja pójdę z tobą, córcia?
- Nie, nie tato. Dam radę. Przecież to blisko.
W przychodni
lekarka od razu zleciła jej serię badań. Znała Ulę od urodzenia i pierwsze
podejrzenie jakie miała to, że jej pacjentka cierpi na anemię.
- Laboratorium jest otwarte. Idź i niech od
razu zbadają krew. Kiedy ostatnio byłaś u ginekologa?
- Jakiś miesiąc temu, ale to nie była rutynowa
wizyta – wyszeptała spuszczając głowę. – Zgwałcono mnie i pobito. Gwałt był
bardzo brutalny. Krocze było jedną wielką raną.
Lekarka
popatrzyła na nią ze współczuciem.
- Bardzo mi przykro Ula, że cię to spotkało.
Na wszelki wypadek zrobimy jednak badanie pod kątem ciąży i HIV. Nigdy nic nie
wiadomo… Lepiej zrobić te badania, żeby wykluczyć najgorsze, prawda?
Ula
spojrzała na lekarkę przerażona. Miała nadzieję, że ani jedno ani drugie jej
nie grozi. Bez wahania wstała i ruszyła na pobranie krwi.
Z
przychodni wlokła się noga za nogą, jakby nagle zabrakło jej sił lub ktoś
wypuścił z niej powietrze. Nadal nie mogła uwierzyć w to, co powiedziała jej
lekarka. To było zupełnie nierzeczywiste i nierealne. Dotarła do domu i wprost
od wejścia ruszyła do kuchni.
Stanęła
w progu patrząc na krzątającego się ojca. Odwrócił się i podszedł do niej.
- No i co, córcia? Wiedzą co ci jest?
W jej
oczach zalśniły łzy. Pokiwała głową.
- Wiedzą. Jestem w piątym tygodniu ciąży,
tatusiu – zadrżał jej głos i rozpłakała się na dobre. – Czy Boga nie ma? Za co
on mnie tak karze? Nie dość miałam ran? Teraz mam urodzić dziecko tego bydlaka?
Józef
objął ją mocno.
- To dziecko nie jest niczemu winne, kochanie.
Wychowamy je najlepiej, jak potrafimy.
- Łatwo ci mówić. A jak je znienawidzę?
- Nie znienawidzisz córcia. Jesteś dobrym
człowiekiem i masz w sobie tyle miłości, że wystarczy też jej dla tej małej
istotki, którą nosisz pod sercem. Poradzimy sobie, bo jesteśmy rodziną, a w
rodzinie siła.
Oderwała
się od ojca i uśmiechnęła blado.
- Bardzo cię kocham, tatusiu. Bardzo.