ROZDZIAŁ 6
- Jak państwo zauważyli – kontynuował
przewodnik - powyżej płaskorzeźby postawiono kamienną figurę kapłana Jana
Nepomucena, spowiednika na dworze króla Wacława IV, który uchodził za okrutnie
zazdrosnego męża. Czy miał ku temu powody, trudno po tylu latach dociec, jednak
przekazy historyczne podają, że głowa państwa czeskiego miała poważny osobisty
problem, a mianowicie za nic w świecie nie mogła doczekać się potomstwa. Wacław
był żonaty dwukrotnie, jednak ani z pierwszą żoną Joanną Bawarską, ani z drugą
małżonką Zofią Bawarską nie udało mu się spłodzić dzieci. Oba związki, podobnie
jak wiele małżeństw innych Luksemburgów okazały się bezdzietne. Czy król bał
się więc, że któraś z żon poszuka sposobu na transfer swych genów gdzie indziej,
trudno stwierdzić. Być może to właśnie te trudności popchnęły króla Wacława do
tego, by przyszpilić pewnego dnia i próbować wyciągnąć z królewskiego
spowiednika grzechy swojej drugiej żony. Kiedy ksiądz zasłonił się tajemnicą
spowiedzi, król się wściekł i poddał go licznym torturom, by wycisnąć zeń
prawdę. Ostatecznie wymęczony Nepomucen przyrzekł królowi, że wyzna grzechy
wyjawione przez królową, ale tylko jednej istocie znajdującej się w komnacie
królewskiej. Gdy Wacław IV wstrzymał oddech nasłuchując prawdy, która paść
miała z ust kapłana, ten podszedł do królewskiego psiaka i wyznał czworonogowi
wszystkie grzechy żony króla oficjalnie zachowując tajemnicę spowiedzi. Jak
można się spodziewać, bardzo nie spodobało się to Wacławowi i nie skończyło się
to dobrze dla duchownego. Jan Nepomucen został za karę zrzucony z mostu do
Wełtawy, a król musiał żyć dalej ze swoją niezdrową podejrzliwością.
Chorobliwie zazdrosnemu małżonkowi wyżycie się na duchownym nic specjalnie nie
dało, natomiast uczciwy i wierny swojej wierze ksiądz został pośmiertnie
okrzyknięty świętym stając się dla katolików patronem szczerej spowiedzi i
dobrej sławy.
Ula
słuchając przewodnika patrzyła na tę płaskorzeźbę, którą przez wieki dotykały
tysiące dłoni ludzi liczących na prawdziwą miłość. Płaskorzeźba przedstawiała rycerza
głaszczącego po łbie siedzącego przed nim psa. Obraz był o tyle wyjątkowy, że
sam pies poprzez ciągłe dotykanie jaśniał złotym blaskiem, podczas gdy rycerz
był czarny, podobnie jak tło za nim.
Stojąca
obok niej Dorota szturchnęła ją w bok. Pochyliła się do jej ucha i szepnęła: –
dotknij…
Ula
popatrzyła na nią zdumiona.
- No co ty…? Po co?
- No dotknij. Może tego właśnie teraz
potrzebujesz? A jeśli nawet nie, to przecież tylko legenda. Noo, śmiało…
Wyciągnęła
rękę układając ją na grzbiecie psa. W tym samym momencie ktoś chyba też wpadł
na podobny pomysł, bo poczuła czyjąś dłoń na swojej dłoni. Zadrżała. To było
bardzo dziwne. Przez jej ciało przeszedł dziwny dreszcz. Odwróciła głowę i
zdziwiona wbiła wzrok w wysokiego, przystojnego bruneta, który pochylał się w
stronę płaskorzeźby. Jego szare oczy wpatrywały się w Ulę intensywnie i z
wyraźnym napięciem. Czuła je tak silnie, że niemal mogła go dotknąć. Miała
wrażenie, że czas nagle stanął w miejscu i wszystko wokół zastygło w jakimś
absurdalnym oczekiwaniu. Nie odbierała żadnych bodźców oprócz walącego jak
ciężki młot, własnego serca. Dopiero po dłuższej chwili dłoń mężczyzny oderwała
się od jej dłoni i wolno, jak na stopklatce wycofywała się dając jeszcze przez
moment szansę palcom na pogładzenie skóry. Czuła, że narasta w niej panika.
Chciała stamtąd uciec. Szarpnęła się, ale Dorota trzymała jej ramię w żelaznym
uścisku. Uśmiechnęła się do nieznajomego wyciągając rękę.
- Hi. Do you speak English?
Mężczyzna
roześmiał się, a w jego policzkach wykwitły dwa słodkie dołeczki.
- Owszem, – powiedział po polsku - ale wolę
rozmawiać w ojczystym języku. Słyszałem wcześniej waszego przewodnika i
domyśliłem się, że to polska grupa. Marek Dobrzański – uścisnął dłoń Doroty.
- Ja jestem Dorota Marzec, a to Ula
Cieplak-Kiuru i Darek Makowski.
Marek
ściskał im dłonie po kolei.
- Kiuru, to chyba niepolskie nazwisko? –
zapytał.
- Nie… - zaprzeczyła onieśmielona Ula. –
Fińskie.
W tym
momencie podeszła do Marka roześmiana para. On pucołowaty blondyn o figlarnym
wyrazie twarzy i ona, piękna, długonoga blondynka.
- No wreszcie cię znaleźliśmy. Łatwo zgubić
się w tym tłumie – skonstatował blondyn.
- Pozwólcie, że wam przedstawię mojego
najlepszego przyjaciela Sebastiana Olszańskiego i jego żonę, Violettę. W
przeciwieństwie do was jesteśmy tu prywatnie, nie z wycieczką, ale chętnie
dołączymy, jeśli można. Wasz przewodnik ciekawie opowiada. Jaki macie plan na
dzisiaj?
- Idziemy na drugą stronę podziwiać Stare Miasto.
Więcej planów nie mamy, bo przyjechaliśmy po południu. Prawdziwe zwiedzanie
zacznie się jutro rano – poinformował Darek. – Lepiej chodźmy, bo w końcu się
zgubimy.
Ruszyli
środkiem mostu podziwiając po drodze kamienne posągi świętych. Z tego co mówił
przewodnik było ich tu trzydzieści rozstawionych na całej długości mostu.
Minęli
most i zatrzymali się przed starym ratuszem, na którego południowej ścianie umieszczono
unikatowy zegar z piętnastego wieku zwany Orloj.
- Proszę państwa, zegar składa się z trzech
części. Pierwsza – astronomiczna, ukazuje położenie ciał niebieskich. Druga –
kalendarzowa z tarczami – symbolizuje miesiące, a trzecia, zwana animacyjną,
przedstawia ruchome figurki dwunastu apostołów, które można oglądać co godzinę
od ósmej do dwudziestej. Tu się pożegnamy. Zaraz rozdam państwu mapki, na
których widoczna jest topografia starówki, a także zaznaczona droga powrotna do
hostelu. Teraz macie państwo czas wolny. Możecie zwiedzać, możecie korzystać z
kawiarni, możecie robić, co chcecie. Kolacja wydawana jest do godziny
dwudziestej pierwszej, ale oczywiście nie ma obowiązku. Miłego spaceru. –
Przewodnik pożegnał się i poszedł w swoją stronę.
- To co robimy? – Dorota omiotła całe
towarzystwo wzrokiem. – Zwiedzamy, czy idziemy się zrelaksować?
- Ja chciałbym wszystkich zaprosić na kawę i
jakieś dobre ciacho – wyrwał się Marek.
- My chyba zrezygnujemy, prawda Sebulku? –
Viola uśmiechnęła się przepraszająco. – Mam nadzieję, że się nie pogniewasz,
Marek.
- Co też przychodzi ci do głowy? Oczywiście,
że nie. A wy? Dacie się zaprosić?
- Bardzo chętnie – odpowiedziała za wszystkich
Dorota. - Chodźmy.
Dotarli
do kawiarni, której cześć stolików osłoniętych wielkimi parasolami stała na
świeżym powietrzu.
- Usiądźcie, a ja pójdę się rozejrzeć i
zamówić – Marek odsunął Uli krzesło. - Na co macie ochotę, bo rozumiem, że kawę
pijemy wszyscy?
- Ja wezmę bezę z kremem, jeśli mają.
Uwielbiam – Dorota uśmiechnęła się rozkosznie. – Darek woli lody, najlepiej
czekoladowe. A ty, Ula?
- Ja kawałek sernika. Nie lubię za słodkich
deserów.
Nie
minęło dziesięć minut, a już delektowali się aromatyczną kawą. Marek wypytywał
co porabiają w życiu i gdzie pracują. Dorocie znowu nie zamykała się buzia.
Najpierw opowiedziała o swoim sklepie z bielizną, a potem o firmie Darka.
- A ty, Ula?
Zmieszała
się trochę.
- Ja jestem na etapie szukania pracy. Jakiś
czas temu wróciłam z Finlandii i na razie żyję z oszczędności.
- A kim jesteś z zawodu? – drążył Marek.
- Skończyłam ekonomię i zarządzanie na SGH.
- Serio? Ja też jestem po SGH i też kończyłem
zarządzanie. Jestem współwłaścicielem firmy odzieżowej Febo&Dobrzański,
może słyszeliście?
- No pewnie, – wyrwała się Dorota – przecież
to znana firma.
- Ja nie słyszałam. Dość długo byłam poza
krajem, a poza tym jakoś nie bardzo interesuje mnie moda – odpowiedziała nieco
przekornie Ula.
- Teraz cię nie interesuje, bo wciąż nosisz
żałobę, chociaż tak naprawdę nie rozumiem, po co – odparowała Dorota. – Przecież
minął już rok od śmierci Arvo i naprawdę powinnaś zainwestować w coś bardziej
kolorowego. – Ula spojrzała na Dorotę z ukosa. Była zła na przyjaciółkę, że
paple na jej temat, co ślina na język przyniesie obcemu w końcu facetowi.
Marek
przypatrywał się Uli w milczeniu zastanawiając się, kogo straciła ta piękna
dziewczyna. Kim był ten Arvo? Czerń dodawała jej śmiertelnej powagi, otulała
smutkiem i aurą przygnębienia. Tam na moście nie mógł oderwać wzroku od jej
ogromnych, błękitnych i przeraźliwie smutnych oczu, bo ich spojrzenie
przeszywało na wskroś. Teraz wypełniały je łzy.
- Możesz przestać? – powiedziała cicho do
Doroty. – To, ile będę nosić żałobę jest tylko i wyłącznie moją sprawą. Nikomu
nic do tego. Nie wtrącaj się w sprawy, które cię nie dotyczą.
Zrobiło
się bardzo niezręcznie i milcząco. Ula wytarła łzy z policzków i wstała od
stolika.
- Bardzo miło było cię poznać – zwróciła się
do Marka. – Dziękuję za kawę i ciasto. Wracam do hostelu, a wy jak chcecie, to
zwiedzajcie sobie. Ja mam dość na dzisiaj.
- Ulka, chyba się nie obraziłaś? No nie wygłupiaj
się… – Dorota usiłowała ją zatrzymać. Marek również podniósł się z miejsca.
- Jeśli mi pozwolisz, to odprowadzę cię –
zaproponował. – Tu, jak w każdym innym mieście, na pewno nie jest bezpiecznie
po zmierzchu.
Wbiła w
niego wzrok namyślając się przez chwilę. Nie wyglądał na kogoś, kto chciałby
wykorzystać sytuację i dobrze patrzyło mu z oczu.
- No dobrze… Chodźmy. Trochę chłodno się
zrobiło.
Zdjął z
siebie marynarkę i zarzucił jej na ramiona.
- Teraz na pewno będzie ci cieplej.
Popatrzyła
na niego z wdzięcznością i ruszyła w stronę mostu.
Doskonale rozumiem zdenerwowanie Uli wobec zachowania Doroty. Owszem pomoc pomocą, ale to już było przesadą. Nie powinna tyle mówić na temat Uli.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za tę część.
Cieplutko pozdrawiam w czwartek wczesnym rankiem.
Julita
Julita
UsuńDorota, to taka szczera dusza, szybciej mówi niż myśli, bo wiele w niej spontaniczności. Rzeczywiście powinna ugryźć się w język i nie mówić takich rzeczy przy obcym facecie, ale stało się. Marek jest zbyt taktowny, żeby dociekać, ale też bardzo ciekawy przeszłości Uli. Będzie jednak czekał z nadzieją, że sama mu ją wyjawi.
Pięknie dziękujemy za komentarz i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Marek jak zwykle na posterunku. Teraz tylko powoli a systematycznie Ula będzie wychodzić z żałoby, już Marek o to zadba. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku.
OdpowiedzUsuńHalina
UsuńNiestety, to nie jest takie oczywiste. Oczywiście ula mu się bardzo podoba i intryguje go przeszłość dziewczyny, ale Marek to taktowny facet i nie będzie jej nic narzucał.
Bardzo dziękujemy za wpis i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Również życzymy w nowym roku wyłącznie pozytywnych momentów. :)
W końcu pojawił się Marek. Chociaż wiele nie wiemy o nim. Kawaler, wdowiec, rozwiedziony z dziećmi czy bez. Jedynie można wywnioskować, że podobnie jak Ula jest samotny. Może również stracił ukochaną osobę. Pierwsze spotkanie, choć zepsute gadaniem Doroty można uznać za udane. Dwa samotne serca mogą sobie nawzajem pomóc. Zwłaszcza Uli, gdyby okazało się, że nie jest jedyną osobą, która cierpi z miłości.
OdpowiedzUsuńNie pamiętam czy było wyjaśnione, dlaczego Ula nie miała dzieci z Arvo, ale chciałabym, aby Marek miał. Samotny facet wychowujący dziecko może by jakoś zadziałało na Ulę.
Pozdrawiam milutko.
Ranczula
UsuńTak naprawdę nie wyjaśniam żadnych przyczyn medycznych uzasadniających brak potomstwa Uli i Arvo. Po prostu przez ponad trzy lata pożycia nie udało się im i oboje nad tym ubolewali.
Co do Marka, to niestety dzieci nie ma. Nie jest wdowcem, ale bez wątpienia jest singlem dość przeciągniętym przez życie i nieudane małżeństwo. Ważne, że on i Ula natknęli się na siebie i poczuli do siebie jakąś fizykę (Viola Kubasińska).
Najserdeczniej pozdrawiamy i dziękujemy, że zajrzałaś i skomentowałaś. :)
WOW! Jest Marek! A gdzie Paulina? Ale może tym razem jej nie będzie? Miśka pozdrawia
OdpowiedzUsuńMiśka
UsuńChciałoby się rzec - nareszcie pojawił się Mareczek. Paulina, o ile sobie przypominam też chyba się pojawi, a jeśli już to tylko epizodycznie. Tak naprawdę nie bardzo pamiętam. Na pewno będzie o niej wspominał Marek.
Bardzo dziękujemy za wpis i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Piękna historia kapłana i miły zwyczaj z dotykanie psa. Nigdy nie wiadomo, co przyniesie przysłowiowe szczęście. Życzę Uli i Markowi aby płaskorzeźba przyniosła im wielką miłość;) Pozdrawiam Sylwia
OdpowiedzUsuńSylwia
UsuńLudzie chętnie głaszczą tego psa, bo mimo wątpliwości co do mocy sprawczej płaskorzeżby, jednak wierzą po cichu, że coś się w ich życiu odmieni. A historia faktycznie zacna, choć momentami krwawa.
Bardzo dziękujemy za odwiedziny i komentarz, i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Cieszę się, że Ula i Marek wreszcie się poznali i do tego w pięknych okolicznościach przyrody;) Liczę, że już od teraz Uli zechce się żyć. Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńZ tym powrotem do życia Uli będzie wciąż bardzo trudno, chociaż musimy przyznać, że Marek roztoczy nad nią parasol ochronny, a ona z pewnością to doceni.
Bardzo dziękujemy, że zajrzałaś i skomentowałaś. Najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Dorota z całą pewnością chce dobrze, ale ma troszeczkę niewyparzony język. Nie powinna tak mówić przy obcych ludziach. Czekam na kolejny odcinek. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńDokładnie o tym samym pomyślała Ula i miała żal do przyjaciółki o te słowa, bo przecież to nie od niej zależy, jak długo Ula będzie nosić żałobę po Arvo. Na pewno opłakiwać go będzie przez długie lata.
Bardzo dziękujemy za wpis i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Ledwo się człowiek obejrzał, a Marek już odprowadza Ulę do hotelu.. Może coś z tego będzie więcej? Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńSytuacja oczywiście jest rozwojowa, bo przecież nie po to ich spotkałam, żeby nic miało z tego nie wyniknąć. Marek jest Ulą zaintrygowany i zauroczony więc na pewno nie skończy się tylko na tym jednym, przypadkowym spotkaniu.
Pozdrawiamy pięknie i bardzo dziękujemy za komentarz. :)
Marek ma gest;) Wszystkich zaprosił na ciacho i kawę! Musi się bardzo nudzić albo już wpadł jak śliwka w kompot i zaczarowały go oczy Uli? Oczywiście liczę na to drugie;) Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira
UsuńMożna powiedziec, że Marek wybrał się do Pragi przyjmując niejako rolę przyzwoitki podobnie jak Ula. Różnica jest taka, że on przyjechał prywatnie i zaczął zwiedzać na własną rękę. Natknięcie się na grupę zorganizowaną z przewodnikiem to dla niego szczęśliwy traf, bo więcej się dowie o historii miasta, a do tego jeszcze poznał wyjątkową dziewczynę.
Cieszymy się, że zajrzałaś i skomentowałaś. Najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Sebulek i żona Violetta!? Lubiłam tą zwariowaną parę;) Ciekawe czy Ula polubi Violkę? Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńBez wątpienia obie dziewczyny się polubią, bo Ula nie uprzedza się przecież do osób, których dobrze nie zna. Viola jest szalona i roztrzepana w przeciwieństwie do stonowanej Uli a ponoć przeciwieństwa się przyciągają.
Cieplutko pozdrawiamy i pięknie dzękujemy za komentarz. :)
Oj! A tak było miło i przez Dorotę zrobiło się niezręcznie. Szkoda mi Uli. Musiało być jej naprawdę bardzo przykro. Do czwartku;) Pozdr
OdpowiedzUsuńByło jej przykro, bo Dorota dotknęła jej najboleśniejszych ran i nie dlatego, że zrobiła to z premedytacją, ale z chęci paplania, co ślina na język przyniesie, bez zastanowienia. Ona na pewno nie sądziłą, że mówi coś złego i dopiero reakcja Uli ją przystopowała.
UsuńBardzo dziękujemy za wpis i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
No i okazuje się, że bardzo dobrze Dorota zrobiła namawiając Ulę na tę wycieczkę;) Marek zrobił na niej ogromne wrażenie, ale ona chyba na nim jeszcze większe;) Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńDorota jest bardzo spontaniczna, a Ula czasem jest przerażona jej pomysłami. Jednak ten był naprawdę dobry i z czasem Ula go doceni. Wypad do Pragi wymusił niejako oderwanie jej od przykrych myśli o zmarłym mężu i skierował uwagę na coś innego, a to już samo w sobie jest pozytywne.
Bardzo dziękujemy za wizytę na blogu i komentarz. Najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Coś podobnego, Marek na wspólnym wyjeździe z Violettą!? Bo, że z Sebastianem, to rozumiem, ale z niż? No chyba, że Violetta jest tutaj bardziej rozgarnięta, niż w serialu? Do następnego. Pozdrawiam;) AB
OdpowiedzUsuńAB,
Usuńtak naprawdę, to w głębi serca Violetta prawie zawsze była po stronie Marka:) Może się nie przyjaźnią ale przez Sebastiana często się spotykają. Wielkie dzięki za wpis. Najserdeczniej pozdrawiamy:)
Bardzo miłe spotkanie. Młodzi ludzie szybko się dogadali. Rozmawiają ze sobą bardzo swobodnie. Fajnie, bo z tego mogą wyniknąć długoletnie znajomości lub jeszcze lepiej przyjaźnie;) Gorąco pozdrawiam Teresa
OdpowiedzUsuńTeresa
UsuńSpotkanie zupełnie przypadkowe, ale jego następstwa na pewno będą dalekosiężne zwłaszcza dla Marka i Uli.
Pozdrawiamy cieplutko i bardzo dziękujemy za wpis. :)
Szkoda, że Ula tak krótko będzie w Pradze, ale lepsze to, niż nic. Przepiękne miasto, nowi znajomi okazali się fajnymi ludźmi, nie trzeba niczym się przejmować. Powrót do kraju może być ciężki dla Uli, bo znowu będzie się zamartwiać i do tego jeszcze mogą pojawić się wyrzuty sumienia, że męża już nie ma a ona się bawiła. Serdecznie pozdrawiam Regina
OdpowiedzUsuńRegina
UsuńO wyrzutach sumienia nic nie piszę, bo ten wyjazd okaże się dla Uli zbawienny. Mimo początkowej niechęci do tego wyjazdu podsumowanie pobytu wyjdzie na jego korzyść i za chwilę Ula będzie oceniać go pozytywnie.
Pozdrawiamy najserdeczniej i bardzo dziękujemy za komentarz. :)
Już lecą iskry! Cieszę się i zacieram ręce za kolejne wyładowania elektryczne; Do następnego czwartku. Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńNa pewno jest między Markiem a Ulą jakaś chemia. On zauroczył się błękitem jej smutnych oczu, ona kontakt z jego dłonią odczuła jako przyjemny dreszczyk. Coś jest na rzeczy.
Pozdrawiamy Cię pięknie i bardzo dziękujemy za komentarz. :)
Fajna wycieczka, ale mi takie wyjazdy kojarzą się tylko z bieganiem i szukaniem znaku rozpoznawczego przewodnika, np. uniesionej parasolki;) Najczęściej tylko to pamiętam z takich wyjazdów, hihihi;) Mam nadzieję, że w przypadku Uli będzie to wyglądało lepiej;) Przesyłam pozdrowienia
OdpowiedzUsuńTeż mam podobne wycieczki za sobą, ale na żadnej nie musiałam szukać znaku rozpoznawczego, a tę w Pradze wspominam najmilej, bo przewodnik okazał się genialny z dużym zasobem wiedzy podobnie jak przewodnik grupy, w której jest Ula z przyjaciółmi. Początkowa niechęć do tego wyjazdu minęła jej bezpowrotnie.
UsuńSerdecznie pozdrawiamy i bardzo dziękujemy za komentarz. :)