ROZDZIAŁ 3
Pakował
się w pośpiechu. Miał dość towarzystwa swojej byłej narzeczonej i lodowatej
atmosfery tego domu. Trochę tego było. Dwie ogromne walizy pękały w szwach, a
oprócz tego kilka wyjściowych, eleganckich garniturów zapakowanych w pokrowce.
W foliowy wór wsadził nową kołdrę i poduszkę, a także kilka zmian pościeli. W
ślad za nimi powędrowały ręczniki, dwa koce i ściereczki do naczyń. Nie
zamierzał zostawiać nic, co mogłoby się przydać Paulinie.
Kilka
razy obracał do samochodu, bo rzeczy było sporo. Nawet kuchnię wyczyścił z
garnków, sztućców i oryginalnie zapakowanej, nie używanej dotąd, zastawy
stołowej. Ostatni raz zbiegł ze schodów i zatrzymał się przy stoliku
okolicznościowym. Wyjął z kieszeni klucze i rzucił je bezceremonialnie na
szklany blat.
- Życzę ci wszystkiego co najgorsze. Obyś
nigdy w życiu nie zaznała szczęścia podła żmijo i zestarzała się w zapomnieniu,
i samotności. Żegnam.
Uruchomił
samochód i zapiął pasy. Wyjechał za bramę zatrzymując się jednak po
kilkudziesięciu metrach. Wyciągnąwszy telefon wybrał numer Uli.
- Przepraszam kochanie, że dzwonię tak późno,
– usprawiedliwił się słysząc jej łagodny głos – ale sporo się wydarzyło i
trzeba zmienić jutrzejsze plany. Właśnie spakowałem wszystkie swoje rzeczy i
wyprowadziłem się od Pauliny. Udało mi się wynająć niewielkie mieszkanie na Polnej
naprzeciwko parku imienia Trzcińskiego i chciałbym cię tam jutro zabrać.
Pomogłabyś mi to ogarnąć. Rano podjadę do firmy i od Seby wezmę nasze
świadectwa pracy, a potem ruszę prosto do Rysiowa.
- Cieszę się, że ci się udało z mieszkaniem.
Czekam jutro na ciebie. Dobrej nocy, kochany.
Z
ciekawością rozglądała się po tym małym mieszkanku.
- Mnie byłoby tutaj jak w raju, ale ty
będziesz się musiał przyzwyczaić do tej ciasnoty, bo nie przywykłeś do takiej
małej przestrzeni. Nie jest jednak tak źle. Zacznijmy wypakowywać rzeczy.
Praca
szła im sprawnie i szybko. Potem Marek zaparzył mocną kawę i oboje zasiedli do
laptopa, żeby przejrzeć jakieś ogłoszenia o pracy. O szesnastej usłyszeli
dzwonek do drzwi. Marek podniósł się z kanapy.
- To pewnie catering. Pójdę odebrać.
Faktycznie
przywieziono jedzenie, ale tuż za człowiekiem, który je dostarczył
zmaterializował się Olszański.
- Załapię się na żarełko? – zapytał, gdy za
dostawcą zamknęły się drzwi.
- No jasne. Wchodź. Masz jakieś wieści?
- Mam. Cześć, Ula – Sebastian wszedł do pokoju
uśmiechnięty od ucha do ucha. Wyciągnął z kieszeni marynarki wizytówkę i podał
ją Uli. – Proszę, to dla ciebie. Zadzwoniłem do kumpla z banku pytając, czy nie
mają jakichś wakatów i oto skutek. Zadzwoń do niego i umów się już konkretnie.
Są jakieś etaty w dziale nomen omen kredytów. Stawki nie są powalające, ale
lepsze to niż siedzenie w domu bez żadnego dochodu – usiadł ciężko na kanapie.
– Zmordowany jestem.
- Dzięki, Sebastian – Ula odebrała z jego rąk
wizytówkę. – Naprawdę nie spodziewałam się… Właśnie przeglądamy z Markiem
ogłoszenia, ale nie ma nic interesującego. Bardzo doceniam twój gest. Zadzwonię
jutro z rana.
Marek
postawił na stole talerze z podgrzanym jedzeniem i usiadł obok przyjaciela.
- Wcinajcie. A co w firmie?
- Wrze jak w ulu. Zaraz, jak tylko się
rozstaliśmy, przyjechali twoi rodzice. Znowu była wielka narada w
konferencyjnej. Nie wiem o czym mówiono, ale oboje Febo wyszli z niej w
świetnych nastrojach. Alex zaczął się urządzać w twoim gabinecie, a twój Ula,
zajął Turek, jako pełniący obowiązki. Tępy przydupas. Liczył, że to on przejmie
stanowisko dyrektora, bo Alex wielokrotnie mu to obiecywał, a tu takie
rozczarowanie. Boję się, że Febo zaraz zacznie robić czystki i zwalniać ludzi,
którzy mu nie odpowiadają. Boję się nie tylko o siebie, ale też o Violettę.
Sądziła, że po twoim odejściu weźmie ją pod swoje skrzydła Paulina, ale tak się
nie stało. Praktycznie została bez roboty i tylko patrzeć, jak wyleci. Dla niej
też już szukam jakiegoś zajęcia.
Po
dwóch tygodniach Ula rozpoczęła pracę w banku. Nie było to nic porywającego.
Raczej monotonna robota przez osiem godzin. Nie narzekała jednak, bo ważny był
dochód, który miał zapewnić jej rodzinie godny byt. Ojciec przestał narzekać. Wprawdzie
jej zarobki nie miały być tak wysokie jak w F&D, ale najważniejsze, że
miała zatrudnienie. Marek nadal go szukał, ale bez powodzenia. Czasem
zniechęcony myślał, żeby zmienić branżę, ale szybko odganiał ten pomysł z
głowy.
Z Ulą
widywał się każdego dnia. Na razie nie pracował, więc odwoził ją po pracy do
domu, żeby nie musiała cisnąć się w zatłoczonym autobusie. Czasami chodzili do
kawiarni, czy na spacery do parku. Uwielbiał patrzeć na nią zwłaszcza teraz,
gdy tak bardzo wypiękniała. Wreszcie pozbyła się tego szpecącego jej uśmiech
aparatu i założyła soczewki, które jeszcze bardziej podkreślały błękit jej
oczu.
Od
jakiegoś czasu czuła się źle. Miewała zawroty głowy i męczyły ją mdłości, przez
które nie mogła nic przełknąć. Marek martwił się o nią.
- Powinnaś iść do lekarza. Tak bardzo
zmizerniałaś ostatnio. Nie zwlekaj z tym, Ula.
Przyznała
mu rację i któregoś dnia zamówiła sobie wizytę w przychodni. Zrobiono jej
standardowe badania krwi i moczu, a także USG. Wyszła stamtąd ze łzami w
oczach, ale to były łzy szczęścia. Była w szóstym tygodniu ciąży. Zadzwoniła do
Marka.
- Możesz podjechać do centrum? Mam ci coś
ważnego do powiedzenia. Siedzę w tej małej knajpce niedaleko parku.
Szybko
się zebrał. I on miał jej do zakomunikowania bardzo ważną rzecz.
- Kto zaczyna pierwszy? – zapytał, gdy już
usiadł przy stoliku.
- To może ty…
- No dobra… Zadzwonił dzisiaj do mnie kumpel
ze studiów. Od kilku lat mieszka w Stanach. Poszczęściło mu się. Założył własną
firmę i nieźle mu się powodzi. Potrzebuje jednak zmiennika i zaproponował mi tę
pracę. To wielka szansa dla nas, Ula. Pobędę tam ze dwa lata i zarobię dość na
nasz dom.
Wpatrywała
się w niego siedząc nieruchomo i przetrawiając te rewelacje.
- Dwa lata? – wyrzuciła z siebie drżącym
głosem. – Jak ja mam żyć tu bez ciebie przez dwa lata? Nie poradzę sobie.
- Poradzisz, Ula. Jesteś najsilniejszą osobą
jaką znam. Dwa lata szybko zlecą i ani się obejrzysz, a będę już z powrotem.
Kręciła
uparcie głową nie zgadzając się z tym co mówił.
- Nie poradzę sobie – wyjęła z torebki jakiś
papier i podała mu go. – To jest zdjęcie z USG. Jestem w szóstym tygodniu
ciąży. Te mdłości i zawroty głowy to z tego. Błagam, Marek, nie wyjeżdżaj. Nie
zostawiaj mnie z tym samej – rozpłakała się na dobre. Ujął jej dłonie i
przycisnął do ust.
- Kochanie, to najlepsza wiadomość pod
słońcem. Będę ojcem, czy to nie wspaniałe? Czułbym się naprawdę lepiej, gdybym
mógł wam zapewnić godziwe warunki życia. Tu niczego nie znajdę. Naprawdę
próbowałem i obdzwoniłem wszystko, co możliwe. Tu nie ma dla mnie pracy, a tam
podają mi ją na tacy. Nie będziesz tu sama. Poproszę Sebastiana, żeby
zaopiekował się tobą. Poza tym jest jeszcze twój tata. Ja was zabezpieczę Ula.
Przeleję na twoje konto odpowiednie środki, żebyś mogła jakoś utrzymać siebie i
maleństwo do mojego powrotu. Poza tym będę ci przysyłał co miesiąc pieniądze na
życie i na potrzeby dziecka. Damy radę, Ula. Nie płacz.
- Nie zostawiaj nas, Marek – błagała cichym
głosem. – Nie teraz, gdy ma się urodzić nasze dziecko. Ja nie zniosę tej
rozłąki. Nie wiem, jak tata przyjmie wiadomość o ciąży. Boję się tego, jak może
zareagować. Musisz mnie wspierać, a nie wyjeżdżać na drugi koniec świata.
- Kochanie, podchodzisz do mojego wyjazdu
irracjonalnie i nieco histerycznie. Pojadę, zarobię dość pieniędzy, żeby po
powrocie otworzyć swoją własną firmę i zacząć porządnie zarabiać. To naprawdę
wielka szansa dla nas i druga może się już nie pojawić.
- Nigdy nie sądziłam, że pieniądze staną się
dla ciebie takie ważne. Ważniejsze ode mnie i od naszego dziecka – wstała od
stolika i przetarła mokre policzki. – Bardzo się na tobie zawiodłam. - Wstał i
on próbując ją zatrzymać, ale wyrwała mu się. – Mimo wszystko życzę ci
szczęścia tam, za wielką wodą. – Odwróciła się i szybkim krokiem opuściła
kawiarnię. On stał przez dłuższą chwilę zaskoczony jej reakcją. Nie tego się
spodziewał. Sądził, że ona zrozumie, że ten wyjazd przysłuży się im obojgu i
dziecku. Miał nadzieję, że ją przekona, tymczasem ona zareagowała zupełnie nie
tak jak oczekiwał.
Przez
kilka następnych dni przygotowywał się do tego wyjazdu. Znakomita część rzeczy
popakowana w pudła wylądowała u Sebastiana w garażu. Kolega ze Stanów naciskał
i nalegał na szybki przyjazd. Był zdecydowany. Przed samym wylotem zadzwonił do
Uli. Nie odbierała jednak. Postanowił wysłać sms-a.
„Wylatuję za chwilę,
kochanie. Błagam Cię nie gniewaj się na mnie. Kocham Cię i zawsze będę Cię
kochał. Zaufaj mi trochę, bo przecież robię to dla nas. Tak, jak Ci mówiłem,
będę przysyłał pieniądze dla Ciebie i maleństwa. Mam nadzieję, że powiadomisz
mnie, jak nasze dziecko się urodzi i przyślesz mi kilka zdjęć. Na pewno będę rozpaczliwie
tęsknił i odliczał dni do mojego powrotu do Was. Bądźcie zdrowi oboje. Kocham Was
całym sercem. Marek”.
Czytała
tego sms-a już któryś raz z kolei i nie mogła przestać płakać. W ogóle od kilku
dni chodziła z zapuchniętą, czerwoną od płaczu twarzą. Po spotkaniu z Markiem
miała rozmowę z ojcem. Musiała powiedzieć mu o ciąży i o tym, że to Marek jest
ojcem.
- On jest ojcem? Gdyby nim był, czułby się
odpowiedzialny za ciebie i to dziecko. Tymczasem on beztrosko wyjeżdża sobie do
Stanów zrzucając wszystko na twoje barki. Taki wstyd, taki wstyd… Naprawdę nie
mam pojęcia, co ludzie powiedzą. Sama wiesz, jak małe jest to środowisko. Każdy
o każdym wie wszystko. Będą cię wytykać palcami i wyzywać od najgorszych. Jak
mogłaś nam to zrobić, Ula? Sądziłem, że mam mądrą i rozsądną córkę, a ty
rozczarowałaś nas, jak nigdy.
Słowa
ojca bolały. Czuła się kompletnie bezradna. Wbrew temu co mówił Marek, wcale
nie była wojowniczką. Została zupełnie sama z nieślubnym dzieckiem w brzuchu i
nie miała pojęcia, jak to wszystko udźwignąć.