ROZDZIAŁ 5
Podniosła się z fotela kiwając na córkę.
- Zuzia, chodź. Nie
jesteś głodna? Ja muszę coś zjeść, bo burczy mi w brzuchu. Zostajecie jeszcze?
– zwróciła się do Dobrzańskich.
- Zostajemy. Taki ładny
dzień, że szkoda nie skorzystać. Posiedzimy trochę na powietrzu.
Ula weszła do domu i poprosiła Zosię, gosposię Dobrzańskich o
obiad. Wraz z córką usiadła przy stole gładząc jej długie włosy.
- Muszę ci coś
powiedzieć, coś naprawdę ważnego. Dzisiaj widziałam się z tatą.
Oczy dziewczynki rozszerzyły się ze zdumienia.
- Z tatą? Z moim tatą?
Mówiłaś, że wyjechał dawno temu.
- To prawda, ale wrócił.
Mówił mi dzisiaj, że bardzo za tobą tęsknił i chciałby się z tobą widywać. Nie
wiem, czy zechcesz, bo przecież w ogóle go nie pamiętasz.
- Trochę pamiętam. Miał
ciemne włosy takie jak moje i dołeczki w policzkach. Ja też je mam. Babcia
pokazywała mi kiedyś album ze zdjęciami taty, jak był mały. Poza tym przecież
wiem jak wygląda, bo pełno tu jego fotografii. Wiem, że dziadkowie są o coś na
niego źli, ale ja nie jestem zła i bardzo, bardzo chcę go zobaczyć. Jest mi
smutno, jak dzieci w przedszkolu opowiadają o swoich tatusiach, a ja o moim
własnym nic nie wiem. Przyjedzie tutaj?
- Przyjedzie. W sobotę.
Będziesz miała okazję z nim porozmawiać i wypytać o wszystko. Jeśli się
zgodzisz, będzie cię zabierał w różne ciekawe miejsca.
- No pewnie, że się
zgodzę. Zamieszka tutaj?
- Raczej nie. Wiesz
przecież, że cztery lata temu rozwiedliśmy się. Nie jesteśmy już małżeństwem.
- Szkoda… Fajnie byłoby
mieć znowu tatę.
- Będzie fajnie mimo, że
nie pod jednym dachem. Tata będzie przyjeżdżał tak często jak to tylko możliwe.
A teraz pokaż mi te laurki.
Przed siódmą rano Marek podjechał pod swój nowy zakład pracy.
Wykonał kilka manewrów i w końcu zaparkował. Po drugiej stronie parkingu
zauważył Ulę wysiadającą z seledynowego Picassa. Zdziwił się, bo kiedy się
rozstawali Ula nie miała prawa jazdy.
- Witaj, Ula – podszedł
do niej i przywitał się. – Nie wiedziałem, że zrobiłaś prawo jazdy.
- Kiedy zostałam sama
musiałam się wielu rzeczy nauczyć, ale nie żałuję, bo to procentuje do tej pory
– powiedziała nie patrząc na niego. Zrobiło mu się przykro. Zawsze mogła na
niego liczyć, a on wypiął się na nią i na córkę, i pognał za jakąś mrzonką. To
wyglądało tak, jakby wpuścił ją na głęboką wodę i powiedział „radź sobie sama”.
No i poradziła sobie.
- Bardzo cię za to
przepraszam – powiedział cicho. - Z wielu rzeczy wówczas nie zdawałem sobie
sprawy… Daj te torby, wyglądają na ciężkie.
- I takie są. Nadal
zabieram robotę do domu. Przyjęliśmy cztery nowe osoby i mam nadzieję, że
wkrótce się to skończy – z ulgą oddała mu wypełnione segregatorami reklamówki. –
Rozmawiałam wczoraj z twoimi rodzicami i z Zuzią. Jeśli chcesz, możesz
przyjechać do nas w sobotę. Najpierw pomyślałam o godzinach popołudniowych, ale
chyba lepiej będzie, jak przyjedziesz do południa. Będziesz miał więcej czasu
dla rodziców i córki. Możesz nawet ją gdzieś zabrać pod warunkiem, że wrócicie
na obiad. Sobota jest dniem dla was, ale nie każda. Czasem w soboty jeżdżę do
taty i wtedy zabieram Zuzię ze sobą. Jeśli tak będzie, odpowiednio wcześniej
dam ci znać. Generalnie nie mam nic przeciwko temu, abyś widywał ją też w
tygodniu. Rodzice chcą cię zobaczyć, ale nie spodziewaj się wylewności. Musisz
dać im czas, żeby oswoili się z twoim powrotem.
- Dziękuję, Ula i
naprawdę jestem ci bardzo wdzięczny. To więcej niż mogłem się spodziewać i
bardzo doceniam to, co dla mnie robisz.
- To nie tak, Marek. Nie
robię tego dla ciebie. Nadal jest we mnie mnóstwo żalu i wciąż uwiera mnie
myśl, że mogłeś zdradzić mnie i tę wielką miłość, która nas łączyła. To ogromne
rozczarowanie, bo od zawsze sądziłam, że pisane jest nam wspólne życie do
późnej starości. Chciałam mieć jeszcze jedno dziecko, ale i to marzenie
musiałam pogrzebać. Mimo to uważam, że nasza córka powinna mieć kontakt z
ojcem, poznać go i pokochać. Ona bardzo cieszy się na to spotkanie więc nie
zawiedź jej.
- Na pewno nie zawiodę.
Nie zawiodę już nigdy więcej. Przysięgam.
Pokój, który mu przydzielono był całkiem spory. Kilka wysokich
regałów zajmowało całą ścianę, a bokiem do okna ustawiono nowoczesne biurko z
obrotowym, wyściełanym krzesłem. Na biurku leżał dobrej klasy laptop. Marek
zajął miejsce i zalogował się. Pierwszego dnia miał zapoznać się ze specyfiką
pracy i zagadnieniami, którymi miał się zajmować. Wprawdzie Ula mówiła mu, że
gdyby miał jakieś pytania może zwrócić się bezpośrednio do niej, ale nie chciał
jej zawracać głowy. Zrobiła dla niego bardzo wiele mimo, że bez wątpienia wciąż
miała do niego żal za przeszłość. Siedział w niej głęboko. Wyczuł to. Nie
uśmiechała się już tak jak dawniej. Wciąż była łagodna, wyrozumiała i dobra,
ale jej szczery uśmiech chyba zniknął bezpowrotnie i to przez niego. Ścisnęło
mu się serce, gdy zwizualizował sobie jej smutną, poważną twarz i równie smutne
spojrzenie błękitnych oczu. Nie sądził, by mogła do niego wrócić. Nie po tym,
czego od niego doświadczyła. Zranił ją tak bardzo, że nigdy mu tego nie
wybaczy. A skoro tak, to pragnął, żeby przynajmniej ich relacje były na
przyzwoitym poziomie. Zuzia była kluczem do poprawnych stosunków między nimi.
Przysiągł sobie, że już nigdy nie zawiedzie swojej córki i słowa dotrzyma.
Teraz to ona jest najważniejsza.
Odliczał dni do soboty. Te dni wypełnione były ciężką pracą, w
którą zaangażował się bez reszty. W czwartek Ula dostała pierwsze analizy i
naprawdę nie miała się do czego przyczepić, bo sporządzone były rzetelnie i
przejrzyście. W piątek miał pierwsze spotkanie w sprawie doradztwa finansowego.
Na szczęście nie musiał się ruszać z biura, bo przedstawiciel firmy przyjechał
do niego. Po dwugodzinnym spotkaniu wszedł do firmowej kuchenki, żeby wspomóc
się kawą i natknął się na Ulę.
- I jak spotkanie? –
zapytała.
- Dobrze. Wytłumaczyłem
wszystko jak należy, teraz jego ruch. Myślę jednak, że poradzi sobie, bo
wyglądał na dość bystrego faceta. Sobota aktualna? – zmienił temat.
- Nic w tej kwestii się
nie zmieniło. Będziesz ją gdzieś zabierał?
- Chciałbym do ZOO.
Myślisz, że się ucieszy?
- Na pewno. Kocha
zwierzęta więc będzie miała frajdę – chciała już odejść, ale zatrzymała się
jeszcze. – Od kiedy przeczytałam adres zamieszkania w twoim CV zastanawiam się,
jakim cudem odzyskałeś mieszkanie na Siennej.
Uśmiechnął się kręcąc głową.
- Nie doczytałaś
dokładnie. Nie odzyskałem tego mieszkania. My mieszkaliśmy pod ósemką, a to
mieszkanie jest pod szóstką i jest bardzo skromne. Ma zaledwie czterdzieści dwa
metry i nie ma takiego ładnego widoku z okien. Na razie mam umowę na rok.
- Wynajmujesz? – Ula
wydawała się zaskoczona. – Myślałam, że kupiłeś…
- Nie było mnie stać, a
nie chciałem mieszkać u Olszańskiego dłużej niż to konieczne.
- A co u nich? Dawno ich
nie widziałam. Violka nadal taka roztrzepana?
Marek roześmiał się na całe gardło.
- Zdziwiłabyś się. To
stateczna żona i matka. Wychowuje czteroletniego syna Tomasza, a Seba nadal
pracuje w F&D – zerknął na zegarek. – Wracam do pracy. Chciałbym zamknąć tę
dzisiejszą sprawę. Na razie.
W sobotę wstał wcześnie. Umył samochód i zamocował na tylnym
siedzeniu fotelik dla małej, który kupił wracając wczoraj z pracy. Miał jeszcze
sporo czasu więc zjadł solidne śniadanie popijając mocną kawą. Był spięty. Bał
się rozmowy z rodzicami i spotkania z córką, choć tego drugiego chyba trochę
mniej. O dziewiątej trzydzieści wyjechał z domu.
Brama na posesję Dobrzańskich była otwarta na oścież. Wjechał na
podjazd i z duszą na ramieniu zadzwonił do drzwi. Otworzyła mu Zosia i
uściskała go mocno.
- Jak to dobrze, że
wróciłeś. Rodzice trochę pokrytykują, ale wybaczą. Bądź dobrej myśli –
wyszeptała mu do ucha. Cmoknął ją w policzek.
- Dziękuję, Zosiu. Ty
zawsze wiedziałaś, jak mnie pocieszyć. Są w salonie?
- Tak. Odwagi – rzuciła
jeszcze na koniec.
Wolno przeszedł do salonu i stanął w jego progu. Na kolanach
ojca siedziała jego córka, a matka zajęta była czytaniem jakiejś książki. Uli
nie było.
- Dzień dobry… -
przywitał się niepewnie. Jak na komendę podnieśli głowy, a Zuzia błyskawicznie
zsunęła się z kolan Krzysztofa krzycząc – tata! – Podbiegła do niego.
Przykucnął, a ona wpadła wprost w jego ramiona.
Ta reakcja zupełnie go rozczuliła. Momentalnie w oczach pojawiły
się łzy. Przytulił dziewczynkę mocno szepcząc jej drżącym głosem: - Przepraszam
córeczko, bardzo cię przepraszam, że nie było mnie tak długo. Strasznie
tęskniłem i wróciłem. Wróciłem na dobre. Już nigdy cię nie zostawię,
przysięgam. Nigdy.
W salonie pojawiła się Ula równie zaskoczona jak Marek
zachowaniem swojego dziecka. Sądziła, że mała będzie początkowo nieśmiała, a tu
nic takiego nie miało miejsca.
Marek oderwał się od córki i spojrzał na nią z zachwytem.
- Jesteś taka duża i taka
śliczna jak aniołek.
Sebastian nie miał racji. Ona nie była podobna wyłącznie do
niego. Była cudowną mieszanką ich obojga.