ROZDZIAŁ
3
Ludka stała na zewnątrz i kibicowała panu
Władkowi, który przykręcał szyld z napisem „PIEROGARNIA U LUDMIŁY”.
- Trochę
niżej z prawej strony panie Władku. O tak. Teraz idealnie. Bardzo dziękuję. –
Władek zszedł z drabiny i przyjrzał się szyldowi.
- Pięknie
to zrobiłaś jak profesjonalistka. To kiedy planujesz otworzyć?
-
Pojutrze, w poniedziałek. Kupiłam już wszystkie potrzebne rzeczy. Jutro jeszcze
tylko wyskoczę po zamówione mięso mielone do farszu i wędzony boczek. Skwarki
muszą być, bo bez nich pierogi nie są już takie smaczne. Niech pan wejdzie do
środka i zobaczy wystrój. Może trzeba będzie coś zmienić?
Wnętrze przedstawiało się bardzo schludnie.
Przemalowana, stara lada miała posłużyć do obsługi gości. Po drugiej stronie
naprzeciwko lady zrobiona była szeroka półka, coś w rodzaju roboczego blatu, na
którym Ludka miała wałkować ciasto na pierogi. Obok stał piec a na nim duże
garnki z wiecznie wrzącą wodą. Władek omiótł wnętrze wzrokiem.
- Bardzo
ładnie wyszło. Te stoliczki są genialne. Nawet nie wiedziałem, że zmieści się
aż pięć. Nie są za małe, takie w sam raz.
- Też tak
uważam. Kupiłam je niemal za bezcen od człowieka, który likwidował interes.
Pierogi będę podawać na plastikowych tackach. Przynajmniej zaoszczędzę czas na
myciu talerzy i sztućców.
Wieczorem, kiedy Lusia poszła już spać Ludka
usiadła jeszcze i starannie wykaligrafowała menu wraz z cennikiem. Wcześniej
zorientowała się ile może wziąć za porcję pierogów liczącą sześć sztuk. To była
mała porcja za siedem złotych. Duża, licząca dwanaście pierogów za czternaście.
Ceny były konkurencyjne. Musiały takie być przynajmniej na początku. W
okolicznych restauracyjkach też sprzedawane były pierogi, ale stanowiły tylko
jedno z oferowanych dań i przeważnie były wcześniej mrożone. U niej były daniem
głównym. Postawiła na różnorodność, czyli na różne rodzaje farszu. Oczywiście
królować miały te z mięsem i kapustą z grzybami, ale nie zabrakło też w ofercie
tych ze szpinakiem z serem fetą, z twarogiem, leniwych, ruskich, czy z
sezonowymi owocami, a nawet z kaszą gryczaną. Boczek był obowiązkowy, ale nie
do każdego farszu pasował. Tu postanowiła zrobić gęste dipy na bazie jogurtu z
czosnkiem, chili, czy szczypiorkiem. Teraz zostały jej jeszcze do napisania
godziny otwarcia. Zdecydowała, że otwierać będzie o dziesiątej a zamykać o
osiemnastej w dni powszednie, natomiast w sobotę będzie czynne od dziesiątej do
czternastej. Trochę czasu musi mieć też dla siebie i Luśki, choć miała
świadomość, że ilość pracy będzie ogromna.
Piętnastego lipca pierogarnia otworzyła swoje
podwoje. Sąsiedzi stawili się wszyscy. Część z nich już zdążyła poznać, z
pozostałymi witała się po raz pierwszy. Żeby uczcić to wydarzenie otworzyła
dwie butelki szampana a po nich poczęstowała wszystkich pachnącymi pierogami. Zajadali
w milczeniu, co nieco Ludkę zaniepokoiło.
- Smakuje
wam, czy nie?
- Ludka –
odezwała się Karska – to jest boskie. Farsz pyszny i taki soczysty, sosy rewelacyjne
a ciasto cieniutkie. Takie właśnie powinno być. Zrobisz prawdziwą furorę.
Inni też zachwalali. Mówili, że ma niesamowity
dryg do robienia pierogów jakby urodziła się do takiej roboty. Wandzia, żona
Władka podeszła do niej i nachyliła się do jej ucha.
- Nie
potrzebujesz pomocy? Ja chętnie przychodziłabym i może choć ciasto wałkowała.
Siedzę w domu na bezrobociu i nudzę się jak mops.
- Ja
bardzo chętnie, – Ludka popatrzyła na nią - ale musi pani wiedzieć, że to
zaledwie początek. Nie mam pojęcia, czy ten interes wypali, czy nie. Nie mogę
pani zaoferować porządnej zapłaty, bo ja sama nie zarabiam jeszcze, a tylko
inwestuję. Mogę pójść na taki układ, że rozliczymy się po miesiącu, jak będę
znać wysokość utargu. Poza tym z niego moje jest tylko pięćdziesiąt procent.
Drugie pięćdziesiąt dostanie pani Karska, bo w ten sposób będę jej płacić za wynajem
tego lokalu.
- Tym
sobie głowy nie zawracaj. Ja wiem przecież, że na razie nic nie możesz obiecać.
Poza tym ja nadal dostaję zasiłek i mogę na razie pracować za darmo dopóki
interes się nie rozhula.
- No
skoro tak, to ja z wielką przyjemnością przyjmuję pani pomoc – zerknęła na
wiszący na ścianie duży zegar. – Dochodzi dziesiąta. Za chwilę mogą pojawić się
pierwsi klienci. Podpalę palniki, niech woda zacznie wrzeć.
Sąsiedzi rozeszli się. Została tylko Wandzia,
która już od teraz zadeklarowała pomoc. Na zapleczu siedziała Lusia i składała
styropianowe pudełka dla tych, którzy chcieliby kupić pierogi na wynos. Ludka
wróciła do lepienia, a Wanda wałkowała ciasto. Kilka minut po dziesiątej
pojawiła się pierwsza grupka klientów. Byli młodzi, roześmiani, zapewne
studenci, którzy zawitali do Gdańska w celach turystycznych. Złożyli zamówienie
i zajęli miejsca przy stolikach. Ludka uwijała się jak w ukropie, ale wkrótce
stawiała przed nimi talerze z pachnącymi pierogami i herbatę z cytryną.
- Proszę
bardzo. Życzę państwu smacznego.
Do lady podeszła dziewczyna i zapytała
-
Przepraszam panią, czy sprzedaje pani pierogi też na wynos?
-
Oczywiście, jak najbardziej –Ludka zbliżyła się do niej. - Ile by pani chciała
i z jakim farszem?
-
Wzięłabym trzydzieści z mięsem. Są genialne. Dawno nie jedliśmy tak smacznych.
- Proszę
usiąść i skończyć jeść. Ja zaraz przygotuję porcję i przyniosę do stolika.
Zawołała Lusię i poprosiła ją o przyniesienie
kilku pudełek. Potem wbiła na kasę fiskalną należność za zamówienia i oczom nie
mogła uwierzyć, bo razem z tymi pierogami na wynos zrobiło się sto pięćdziesiąt
jeden złotych. Skrzętnie zanotowała tę sumę w zeszycie. - Gdyby tak było każdego dnia, ten interes kręciłby się jak złoto –
pomyślała.
Młodzież zjadła, zapłaciła, podziękowała i
wyniosła się. Po nich zawitała para staruszków, najwyraźniej małżeństwo.
Zamówili na wynos czternaście pierogów ze szpinakiem mówiąc, że jeśli im będą
smakowały, to przyjdą tu ponownie.
Obie z Wandą nie oszczędzały się. Wbrew obawom Ludki
ruch był jak na Marszałkowskiej. Jedni wchodzili, drudzy wychodzili. Jedni
konsumowali na miejscu, inni brali na wynos. Znamienne było to, że żaden z
klientów nie wnosił zastrzeżeń i wszystkim pierogi bardzo smakowały. Od tych
pochwał serce Ludki rosło, bo dzięki nim jeszcze bardziej uwierzyła w siebie i
we własne możliwości.
Zamknęły kilka minut po osiemnastej. Posprzątały
i umyły podłogę. Umówiły się następnego dnia o siódmej rano. Do dziesiątej na
pewno zdążą przygotować wszystko do sprzedaży. Już w domu Ludka policzyła
utarg. Suma przeszła jej najśmielsze oczekiwania. W kasie było ponad tysiąc
dwieście złotych. Napracowały się obydwie, ale było warto. Gdyby tak było
każdego dnia, to pod koniec miesiąca wypłaci pieniądze pani Wandzi i zapłaci
Karskiej za wynajem. Porozdzielała do kopert utarg i zrobiła pierwszy wpis w
księdze przychodów. Chciała być uczciwa i odprowadzać należny podatek do urzędu
skarbowego. Nie chciała mieć problemów z prawem. Przyrzekła też sobie, że nigdy
nie będzie brała towaru na kredyt. Umówiła już dostawców na stałe i nie musiała
sama jeździć po produkty. Zresztą nie była mobilna.
Było jej szkoda Lusi. Mała próbowała znaleźć
sobie jakieś zajęcie, ale najczęściej nudziła się siedząc na zapleczu. Ludka
zainwestowała w kredki i kilka książeczek do kolorowania. To pozwalało choć na
jakiś czas zająć uwagę małej. – Jak
pójdzie do szkoły, to będzie zupełnie inaczej. Będzie odrabiać lekcje i uczyć
się. Nie będzie miejsca na nudę. - Mimo to starała się siostrze jakoś
wynagrodzić ten wieczny brak czasu. W sobotnie popołudnia najczęściej
wychodziły pospacerować, a w niedzielę organizowała jej kino, czy wycieczki na
plażę lub do ZOO. Mała uwielbiała zwierzęta i ogród zoologiczny był jej
ulubionym miejscem rozrywki.
Wyszła spod prysznica i przysiadła jeszcze na
fotelu chcąc obejrzeć wiadomości. Przez ten cały czas, który poświęciła na
remonty nie miała pojęcia, co się w świecie dzieje. Przyciszyła maksymalnie
głos nie chcąc obudzić śpiącej Lusi. Pokazywali jakąś sondę uliczną. Nagle
zobaczyła tę dziewczynę, która kupowała u niej trzydzieści pierogów na wynos.
Teraz trzymała je w dłoni uśmiechając się do kamery. Za nią stała grupka jej
przyjaciół.
-
Jesteście z Gdańska, czy tylko wypoczywacie tutaj? – padło pytanie.
-
Przyjechaliśmy z Warszawy, żeby pozwiedzać. Gdańsk jest piękny. Polecamy to
miasto wszystkim. Poza tym mieliśmy okazję jeść tutaj najlepsze pierogi na
świecie – dziewczyna pomachała styropianowym pudełkiem. – Są przepyszne a ja
wzięłam nawet na wynos. Wbijajcie ludziska do „Pierogarni u Ludmiły” na
Ogarnej. Nie będziecie rozczarowani. Pozdrawiamy Gdańszczan.
Oniemiała. Ta dziewczyna zrobiła jej reklamę, o
jakiej mogła tylko marzyć. - Ciekawe, czy
jutro też będzie taki ruch – zastanawiała się.
Reklama zrobiła swoje. Fama poszła w miasto.
Teraz lepiły pierogi na akord, a ich ilość liczyły w tysiącach. Już wiedziały,
że najlepiej schodzą te z mięsem. Dzieci wolały z owocami na słodko. Najgorzej
sprzedawały się te z kaszą i leniwe. Postanowiły z nich zrezygnować oferując w
zamian knedle z truskawkami, czy innymi owocami. Przez pół miesiąca jej
inwestycja w to miejsce zwróciła się niemal w połowie. Ostatniego lipca
zapukała do Karskiej.
-
Przyszłam się z panią rozliczyć pani Basiu.
- Wejdź
moje dziecko. Chcę z tobą porozmawiać – wskazała jej wygodny fotel z wysokim
oparciem i sama usiadła naprzeciwko. – To był zły pomysł z tym dzieleniem się
po połowie. Harujesz jak wół. Jesteś każdego dnia na wysokich obrotach. Musiałabym
być bez sumienia, żeby brać te pieniądze za nic. Będziesz mi płacić tak jak za
mieszkanie pięćset złotych miesięcznie i to będzie najwłaściwsze. Ja nawet nie
jestem w stanie przejeść tych pieniędzy. Na co mi one. Mam ich wystarczająco
dużo, a ty jesteś na początku drogi. Z czasem zarobisz tyle, że kupisz sobie
jakieś ładne mieszkanie w nowoczesnej dzielnicy. Wiecznie tu mieszkać nie
będziesz. Może wyjdziesz za mąż? Pieniądze przydadzą ci się. Lusia rośnie i też
ma swoje potrzeby, a i ty powinnaś bardziej o siebie zadbać. Ludzi karmisz, a
sama nie masz nawet czasu, żeby zjeść. – Ludka otworzyła usta chcąc coś
powiedzieć, ale Karska nie dopuściła jej do głosu. – Nie protestuj, bo ja
jestem uczciwym człowiekiem i z nikogo zdzierać nie będę. Daj mi pięćset
złotych i będziemy kwita.
Ludka wstała i uściskała ją serdecznie.
- Pani
Basiu, jest pani najlepszą osobą jaką znam. Bardzo dziękuję.
Wyjęła z portfela pieniądze i odliczyła żądaną
sumę kładąc ją na stoliku. – Nie ma pani ochoty na knedle? Dzisiaj są z
jagodami. Podobno niezłe.
Karska uśmiechnęła się do niej.
- A
wiesz, że zjem z wielką chęcią. Przynieś mi kilka.
- Przyślę
Lusię, bo Wanda przestała ogarniać, tyle jest ludzi. Jeszcze trzy godzinki i
zamykamy.
Po zamknięciu sklepu poprosiła jeszcze Wandę,
żeby usiadła. Wspólna praca zbliżyła je i od jakiegoś czasu mówiły sobie po
imieniu, choć różnica wieku była całkiem spora.
- Mam dla
ciebie wypłatę za pół miesiąca. Osiemset pięćdziesiąt złotych. Jak tak dalej
pójdzie, to zatrudnię cię na stałe i będę odprowadzać składki do ZUS-u, a na
razie bez składek i podatku. Proszę.
Zdziwiona Wanda wzięła w dłoń banknoty.
- Nie
sądziłam, że aż tyle…, Nie liczyłam na aż tyle…
-
Uczciwie pracujesz i dajesz z siebie dwieście procent. Gdy dochody się zwiększą
to i płaca będzie wyższa, a na razie tyle…
- Bardzo
ci dziękuję Ludka. To poważny zastrzyk finansowy w domowym budżecie. Ależ się
Władek zdziwi…
Postanowiła zainwestować trochę pieniędzy w
laptop i telefon komórkowy. Te dwie rzeczy wydawały jej się niezbędne i w
dodatku bardzo ułatwiały życie. To dzięki internetowi zlokalizowała dziecięcy
sklep w Jaśkowej Dolinie, który oferował ubrania w każdym przedziale wiekowym,
w dodatku był czynny w niedzielę. Mała Lusia musiała dostać nową odzież, bo
szła do szkoły. Ludka nie chciała, żeby jej siostra w jakiś sposób odstawała od
reszty dzieci. Dobrze pamiętała, gdy ona sama była często przedmiotem drwin
kolegów i koleżanek z podstawówki i nie było to przyjemne. Chciała małej
zaoszczędzić takich upokorzeń. Wybrały się tam w pewną sierpniową niedzielę. To
był bardzo dobry pomysł, bo zaopatrzyła siostrę we wszystko, czego
potrzebowała. Oprócz bielizny, strój do wychowania fizycznego, dwie pary
trampek, adidasy, kurteczka na jesienne chłody i taka prawdziwie ciepła, zimowa.
Do tego dwie pary butów wyściełanych futerkiem i porządna czapka z szalikiem i
rękawiczkami. Lusia była wniebowzięta. Nigdy wcześniej przecież nie miała
takich ładnych ubrań i wciąż chodziła w jakichś starych i zniszczonych przez
inne dzieci. Kupiły też porządny tornister i trochę szkolnych przyborów łącznie
z piórnikiem. Mała była przeszczęśliwa i przez całą drogę powrotną nie zamykała
jej się buzia. Ludka pomyślała, że potrzeba tak niewiele, żeby poruszyć serce
takiego dzieciaka. Gdyby rodzice byli inni, one nigdy nie zaznałyby upokorzenia
i biedy.
Kiedy usypiała Lusię czytając jej bajkę przed
snem, mała przytuliła się do niej mówiąc:
- Bardzo
cię kocham. Jesteś najlepszą siostrą na świecie.
- Ja też
cię kocham skarbie, a teraz śpij już. Jutro też jest dzień.
Piękna historia, wspaniale się to czyta!
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńWitaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńHura! Dzisiaj wiem, że jest środa i w związku z tym dziękuję za niespodziankę:) Bardzo przyjemne zakończenie tego ciężkiego i pracowitego dnia:) Jakie to szczęśliwe zrządzenie losu, że dziewczyny trafiły na takich cudownych i takich "rodzinnych" sąsiadów. Już dostają od nich więcej ciepła i sympatii oraz uczciwości niż zaznały od własnych rodziców. W takim środowisku dość szybko powinny zapomnieć o traumie wyniesionej z domu, szczególnie mała Lusia:) Mała jest niesamowicie spokojnym dzieckiem, grzecznie zajmuje się sobą i nie marudzi. Dzięki temu Ludka może się poświęcić pracy. Rzeczywiście jak Lusia pójdzie do szkoły, to przynajmniej połowę dnia będzie miała zajętą. Może w szkole pozna fajne dzieci i zdobędzie przyjaciół? Mam tylko nadzieję, że się nie wygada o ucieczce, bo dziewczyny mogłyby mieć duże problemy. Fajnie, że w przypadku Ludki sprawdza się zasada, że jak czegoś bardzo pragniemy, to możemy to zdobyć:) Ciężka praca przynosi wymierne efekty i to nie tylko materialne. Przede wszystkim dzięki sukcesowi firmowemu, Ludka może upewnić się, że podjęła doskonałą decyzję i że jest fantastyczną i wartościową kobietką! Trzymam za nie kciuki, aby przez cały czas miały klientów. Świetną reklamę wymyśliłaś dla interesu Ludki:) Gdyby sama chciał się zareklamować w TV, to musiałaby masę forsy wydać, a tak ma ją za darmo:) Jak zawsze świetnie się czytało. Serdecznie pozdrawiam i życzę samych przyjemności:)
Gaja
Gaju
UsuńMyślałam, że się w czwartek nie wyrobię, bo miałam tournee po przychodniach, ale jakoś poszło. Na wszelki wypadek dodałam rozdział wczoraj.
Ludka zaczyna powoli ogarniać. Jeszcze nie wygląda wszystko tak jak powinno, bo ze względu na młody wiek nie ma pojęcia o wielu rzeczach i wciąż się uczy. Ale metoda małych kroków działa.
Więcej nic nie napiszę. Po prostu padam z upału i zmęczenia. Wielkie dzięki za komentarz. Pozdrawiam najserdeczniej. :)
Bardzo fajny rozdział aż głodno się zrobiłam. Hehe. W sumie bardzo dawno nie jadłam pierogów.
OdpowiedzUsuńA wracając do treści.
Ludka szybko odnalazła się w nowym miejscu i jest w swoim żywiole gdy gotuję i zarabia . Na twarzy jej małej siostrzyczki też wreszcie pojawił się uśmiech. Mają to czego nie mieli wcześniej.To była jedna z najlepszych decyzji jaką podjęła dziewczyna. Mimo młodego wieku radzi sobie świetnie. Zastępuję małej i matkę i ojca co nie jest łatwe. Lusia to grzeczne i dobre dziecko. Nie przysparza jej jakiś wielkich zmartwień. Dobrze ,że Ludce udało się wyrwać małą z tej szarego i brudnego życia. Uniknie w ten sposób wiele rzeczy ,których doświadczyła i przeżyła jej starsza siostra. Do obu dziewczyn wreszcie uśmiechnął się los. Pozdrawiam serdecznie :)
Justyna
UsuńDla Ludki jej siostra to priorytet wiodący. Stara się jej zapewnić wszystko, co niezbędne dla dziecka w tym wieku. Pamięta jak sama przeżywała ubóstwo i nędzę i nie chce, żeby Lusia przeżywała coś równie okropnego.
Dziękuję pięknie za wpis i pozdrawiam serdecznie. :)
Jak Ludmiła mogła przyjąć do pracy osobę bez aktualnej książeczki zdrowia. Dziwne, że sanepid nie wpadł na kontrolę.
OdpowiedzUsuńBea
Bea
UsuńBiję się w piersi i przepraszam, że tak istotny szczegół umknął mojej uwadze.
Na razie Wanda nie jest zatrudniona i pracuje "na czarno" jak spory procent Polaków. Po prostu wałkuje ciasto i tak jak większość pracujących na czarno nie ma książeczki zdrowia. To realne życie w dzisiejszej Polsce.
Pozdrawiam.
Początek biznesu wymarzony.Oby to nie był tylko efekt wakacji.
OdpowiedzUsuńObie siostry w cały tym swoim nowym życiu odnalazły się szybko i widać, że są ze sobą bardzo związane i szczęśliwe. Ludmiła zaradna , opiekuńcza, pracowita i za to jej wielka chwała , ale nie powinna zapominać o sobie. Kierska ma rację mówiąc, że jest młoda i od życia coś się jej też należy, a ona o siostrze tylko myśli. Mogłaby sama czasami gdzieś wyjść albo kupić sobie coś.Jak dobrze pamiętam to marzyła o studiach. Może jeszcze nie teraz, bo biznes niepewny, ale gdy powiedzie się to powinna realizować swoje marzenia. Jeden cel uwolnienia się od rodziców i zapewnienia siostrze spokojnego dzieciństwa powiódł się to z kolejnym może być podobnie.
Pozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńNiestety Gdańsk nie odbiega tu w niczym od innych miejscowości odwiedzanych chętnie przez turystów. Wiadomo, że największa harówa jest w okresie wakacyjnym. Po nim jest już znacznie spokojniej i na pewno mniejsze utargi. To dlatego w wakacje trzeba zarobić tyle, żeby nie odczuć tej dysproporcji w dochodach w następnych miesiącach. Ludka już o tym wie i będzie starała się temu zaradzić.
I póki co tylko tyle mogę zdradzić.
Bardzo dziękuję za komentarz i cieplutko pozdrawiam. :)
Pierwszym zdaniem spowodowałaś u mnie taką ochotę na pierogi... :D A to zdjęcie..
OdpowiedzUsuńLudka dzielnie się trzyma. Połączenie pasji i zarobków- marzenie. Początki nie są trudne, ale mam nadzieję, że będzie tak cały czas.
Pozdrawiam serdecznie, Andziok :)
Andziok
UsuńPoczątki zawsze są trudne, ale od czego młodość, kreatywność i zapobiegliwość. Ludka ma te wszystkie cechy, które bardzo się przydają w tworzeniu czegoś własnego. Dobrze zaczęła i już nie odpuści.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz i serdecznie pozdrawiam. :)