ROZDZIAŁ
4
Sierpień okazał się miesiącem, który sypnął
Ludce szczodrą ręką deszcz pieniędzy. Z natury rozsądna i bardzo oszczędna nie
zachłysnęła się tą ogromną gotówką i jak zwykle porozdzielała jej część w
koperty: dla dostawców, na zaopatrzenie, na podatek, za czynsz i wypłatę dla
Wandy. Reszta pieniędzy zasiliła jej konto. Miała świadomość, że lato wkrótce
się skończy, a wraz z nim te gigantyczne utargi. Turyści wyjadą, a miejscowi
nie będą jadać codziennie pierogów. Postanowiła dać ogłoszenie do gazety o tym,
że chce nawiązać współpracę z zakładami pracy i dostarczać swój wyrób do
tamtejszych stołówek. Podobne ogłoszenie ukazało się w internecie. Zgłoszeń nie
było zbyt wiele, ale też to wystarczyło, by utrzymać dotychczasowy poziom
obrotów. Na razie pierogi odbierali kierowcy pracujący w tych zakładach, ale
ona dobrze wiedziała, że to nie będzie trwało wiecznie. Powinna kupić jakiś
mały, dostawczy samochód i zrobić prawo jazdy. To jednak musiało trochę
zaczekać, bo zbliżał się pierwszy września i Lusia po raz pierwszy miała
przestąpić szkolne progi. Tego ważnego dnia rano Ludka wystroiła ją w czarną,
plisowaną spódniczkę i białą bluzkę. Włosy uczesała w warkocz i ozdobiła go
białą kokardą. O ósmej rano stawiła się wraz z siostrą na placu szkolnym, gdzie
przewidziano zbiórkę wszystkich uczniów. Luśka dzierżyła w rękach spory róg
obfitości wypełniony po brzegi słodyczami. Ludka zadbała o najdrobniejsze
szczegóły. Zależało jej, żeby siostra wyniosła jak najlepsze wspomnienia z tego
dnia.
Sprawdzono listę obecności i ustawiono dzieci
klasami. Pierwsza „b” pomaszerowała do budynku a wszyscy rodzice za nią. Już na
miejscu kobieta, która przyprowadziła dzieci przedstawiła się i powiedziała, że
jest wychowawczynią klasy. Rozdała wszystkim rozpisane plany lekcji, poinformowała,
że jutro będą dostępne podręczniki, za które należy uiścić zapłatę i wyraziła
nadzieję, że czas, który dzieci spędzą w tej szkole będzie czasem miłym i
pożytecznym. Całość trwała nie dłużej niż dwie godziny. Po powrocie do domu
Ludka przyczepiła plan lekcji magnesami do lodówki i zakomunikowała Lusi, że
jutro ma na dziewiątą trzy godziny lekcyjne.
- Ja cię
zaprowadzę a potem przyjdę po ciebie. Dopóki się nie przyzwyczaisz i nie
nauczysz chodzić sama, ja będę cię odprowadzać, żebyś nie błądziła.
- Ale ja
pamiętam drogę. Jest prosta jak drut.
- W takim
razie umówimy się, że przez miesiąc będziesz chodzić w moim towarzystwie, a
potem już sama.
Mała podobnie jak Ludka w jej wieku polubiła
szkołę i uwielbiała się uczyć. Pilnie kreśliła w zeszycie litery i uczyła się
ich. Już nie było mowy o nudzie, bo Lusia z wielką ochotą tuż po powrocie z
lekcji zasiadała do pracy domowej.
Pod koniec września Ludka zapisała się na prawo
jazdy. Do zadania podeszła ambicjonalnie zdając testy za pierwszym podejściem.
Gorzej było z jazdami, ale i z tym sobie poradziła. Zanim dostała dokument do
ręki nadeszły święta. Wigilię spędziły w towarzystwie Karskiej i Wandy z
Władkiem. W kolejne dwa świąteczne dni zagospodarowały sobie czas we własnym
zakresie. Lusia wypróbowywała sanki, które dostała pod choinkę, a Ludka wiernie
jej kibicowała. Prezentów było znacznie więcej i Lusia w tym roku została
bardzo dopieszczona. To była taka mała rekompensata za te wszystkie lata,
podczas których ich rodzice nawet nie pomyśleli o zorganizowaniu świąt nie
mówiąc już o prezentach dla córek. Na nieśmiałe prośby Ludki jej ojciec tylko
rechotał i mówił, żeby poszły sprzedać butelki po wódce i za zarobione
pieniądze zafundowały sobie świąteczne prezenty. Jakież to było podłe. Za każdym
razem jak pomyślała o swoich rodzicach, otrząsała się ze wstrętem.
Interes szedł dobrze. Może nie generowały takich
zysków jak podczas wakacji, ale zarobki nie spadły za bardzo. Ludka
zarejestrowała w ZUS-sie Wandę tak jak jej obiecała. Na umowę-zlecenie
zatrudniła jeszcze młodą dziewczynę po gastronomiku, Ewę. We trójkę robota szła
znacznie szybciej i dzięki temu częściej miały chwile oddechu.
W lutym po raz pierwszy poszła na wywiadówkę do
siostry. Wychowawczyni chwaliła ją.
- Jest
bardzo pojętna – mówiła – zwłaszcza jeśli chodzi o rachunki. Dobrze też rysuje.
Od następnego semestru chcemy zorganizować naukę angielskiego dla naszych
maluchów. Byłaby pani zainteresowana? To, czy zatrudnimy nauczyciela zależy
wyłącznie od rodziców, bo to na nich spadnie ciężar opłacenia go. Myślę, że to
będzie kwota rzędu pięćdziesięciu złotych miesięcznie.
- Ja
bardzo chętnie zapłacę za te lekcje. Cieszę się, że siostra będzie miała taką
możliwość nauki języka. Dzisiaj też chciałabym zapłacić za komitet na następne
półrocze.
- Nie ma
problemu, a jeśli chodzi o tę wpłatę za angielski to informację przekażę Lusi,
jak już będziemy mieli pewność, że większość rodziców wyraża zgodę na te
lekcje.
Wyszła ze szkoły bardzo podbudowana. Była dumna
i z Lusi i z siebie. Jej mała siostrzyczka była pilną uczennicą, a ona nie
pozwoliła, żeby to dziecko przez lata spędzone w rodzinnym domu, patologicznym
domu nabrało złych przyzwyczajeń.
Nadszedł maj, a wraz z nim urodziny Ludki.
Postanowiła zrobić małe przyjęcie z tej okazji. Zaprosiła na nie wszystkich
sąsiadów. Teraz to oni byli jej rodziną. Wanda i Ewa pomogły jej w
przygotowaniach. Zestawiono ze sobą stoliki w pierogarni i po zamknięciu w
sobotę świętowano ten szczególny dla Ludki dzień. Karska trzymając kieliszek z
szampanem w dłoni dziękowała jej za to, że pojawiła się w tym miejscu i tak
bardzo odmieniła życie niektórych z obecnych.
- Jesteś
jeszcze taka młoda. Masz dziewiętnaście lat, ale mentalnie jesteś niesamowicie
dojrzała i odpowiedzialna. Zmieniłaś nas i zmieniłaś ten dom. On dzięki tobie
tętni teraz życiem. Każdy z nas wiele ci zawdzięcza. Mam nadzieję, że jeszcze
długo będziemy cieszyć się twoją obecnością tutaj. Piję za twoje zdrowie i
pomyślność Ludka.
Do życzeń dołączyli się pozostali. Była
wzruszona. Poczuła się częścią tej wielkiej „rodziny”. Pokochała tych ludzi tak
jak oni ją. Wspierali jej działania od samego początku. Kiedy miała sporo
roboty, zajmowali się Lusią. Ze łzami w oczach im dziękowała i mówiła, że
bardzo ich wszystkich kocha, bo nigdy wcześniej nie zaznała tak ogromnej
życzliwości i zrozumienia.
Lusia przytuliła się do niej zadzierając głowę
do góry.
- Ja też
mam dla ciebie prezent. Namalowałam ci laurkę. Spójrz – podała jej kolorową
kartkę wyrwaną z bloku rysunkowego, na której pysznił się bukiet kwiatów.
-Jest
piękna kochanie. Kupimy ramkę i oprawimy ten śliczny rysunek. Bardzo ci
dziękuję. Usiądźmy kochani – zwróciła się do gości. – Częstujcie się. Moje
niezawodne pomocnice przeszły dzisiaj same siebie i wszystko wygląda bardzo
smakowicie – przysiadła na krześle obok Wandy. – Mam do ciebie prośbę Wandziu.
Nie wiem, czy Władek ci mówił, ale w poniedziałek jestem umówiona z jednym
facetem, który chce sprzedać Forda Focusa Combi. Chciałabym tam pojechać z
twoim mężem. Ja kompletnie się na tym nie znam, a on tak i na pewno mi doradzi,
czy warto go kupić czy nie. Zastąpiłabyś mnie na te parę godzin? Na pewno dacie
sobie radę z Ewą. Jak dobrze pójdzie, to przyjedziemy już samochodem.
- Nie ma
sprawy. Władek mi mówił. Od dawna uważam, że samochód jest niezbędny i bardzo
się przyda. Będę trzymała kciuki za tę transakcję.
W poniedziałek wyprawiła Lusię do szkoły i wraz
z Władkiem pojechali do Gdańska Oliwy. Odnaleźli adres i człowieka, z którym
się umówili. Mówił, że jest pierwszym właścicielem samochodu.
- Kupiłem
go w dwa tysiące dziesiątym roku. Nigdy nie miałem stłuczki. Tutaj mam książkę
przeglądów.
- Ile pan
za niego chce i dlaczego tak drogo? – zażartował Władek. Właściciel również się
roześmiał.
- Nie chcę
z was zdzierać. Samochód wart jest tej ceny. Nigdy nie stał pod chmurką i
zawsze był garażowany. Jeśli się zdecydujecie dorzucę ekstra komplet zimowych
opon.
- Można
go obejrzeć?
-
Oczywiście. Możemy nawet wykonać jazdę próbną.
Władek dokładnie lustrował samochód. Zajrzał
dosłownie wszędzie i pod maskę i pod podwozie. Musiał przyznać, że auto było w
dobrym stanie. Nigdzie nie zauważył żadnych skorodowanych elementów.
- Jaki ma
przebieg?
-
Niewiele ponad sto siedemdziesiąt tysięcy.
- Myślę
Ludka, że to dobra okazja. Samochód jest w świetnym stanie i jeszcze długo
pojeździ – mruknął jej do ucha. – Wsiądź i odpal go. Posłuchamy silnika. -
Zrobiła jak prosił, a on nastawił uszu. – Brzmi dobrze – stwierdził po chwili.
– Myślę, że dobijemy targu. Jesteśmy gotowi podpisać umowę.
Wszystkie formalności zostały dopełnione. Ludka
przelała należność na konto sprzedającego. Uszczęśliwiona zasiadła za
kierownicę. Przystosowała siedzenie do swojej wygody i ustawiła lusterko.
Władek usiadł obok i zapiął pas.
- No
maleńka, to dowieź nas teraz szczęśliwie do domu. Nie śpiesz się. Ostrożność
przede wszystkim.
Nie miała zamiaru szarżować. To nie było w jej
stylu. Poza tym nie miała jeszcze zbyt dużej wprawy i z konieczności musiała
prowadzić ostrożnie trzymając się ściśle przepisów i znaków drogowych.
Pod dom zajechali z fasonem i klaksonem. Na
zewnątrz wyszła Karska i kilku sąsiadów. Z pierogarni wybiegła Wanda.
Szczęśliwa Ludka wysiadła z auta i omiotła ten ciekawski tłumek.
- Mamy go
kochani. Pamiętajcie, że on nie tylko będzie służył jako wóz dostawczy, ale zawsze
możecie przyjść, jeśli zajdzie taka potrzeba, a ja chętnie zawiozę czy na
większe zakupy, czy do lekarza.
Samochód zdecydowanie ułatwił jej życie. Teraz
każdego ranka robiła kurs po zakładach pracy, z którymi miała spisane umowy i
rozwoziła pierogi. Do umów sporządziła aneksy mówiące o doliczeniu kwot za
dowóz towaru. Na szczęście nikt nie wniósł zastrzeżeń.
Od czerwca zaczął się młyn. Turystów przybywało.
Znowu urabiały się po łokcie, ale nie narzekały, bo ich praca dawała wymierne
korzyści.
Lusia kończyła pierwszą klasę i żeby nie nudziła
się przez wakacje Ludka wykupiła jej kolonie i w lipcu, i w sierpniu. Mała była
podekscytowana, bo Ludka pokazała jej w komputerze zdjęcia mazurskich jezior,
nad które miała jechać.
- Na
pewno będziesz zadowolona. Poznasz nowe koleżanki, może nawiążesz przyjaźnie
takie na całe życie? Będzie fajnie.
Zaopatrzyła siostrę we wszystko łącznie z tym,
że kupiła jej tani i prosty w obsłudze telefon, by mieć z nią kontakt. Na
początku lipca odwiozła dziewczynkę na miejsce zbiórki skąd autokary miały
zawieźć dzieci na kolonie. Przytuliła Lusię i ucałowała jej policzki.
-
Pamiętaj, pilnuj pieniążków i telefonu. Bądź grzeczna i nie rozrabiaj.
- Mówisz
tak, jakbym do tej pory tylko rozrabiała. Czy ja mam trzy lata? Przecież jestem
grzeczna – powiedziała mała ze skargą w głosie.
- No już,
nie gniewaj się. Mówię tylko tak na wszelki wypadek. Baw się dobrze kochanie i
odpoczywaj. Należy ci się, bo pilnie się uczyłaś przez cały rok.
Autokary ruszyły. Ludka machała siostrze nie
mogąc pohamować cieknących jej po policzkach łez. Po raz pierwszy rozstawały
się na tak długo.
Siedziały we trójkę w sobotnie popołudnie i
popijały świeżo zaparzoną kawę. Ludka zliczała jeszcze utarg.
- Nieźle,
całkiem nieźle.- mruczała pod nosem. – Myślę dziewczyny, że należą wam się
solidne premie i jeśli utrzymamy taką sprzedaż jak do tej pory, to na pewno
będę hojna.
-
Dziękujemy Ludka. Jesteś najsprawiedliwszym pracodawcą pod słońcem – Wanda
uśmiechnęła się do niej. – Lusia dzwoniła? Jak jej tam?
- Dobrze.
Dzieciak jest wniebowzięty. Chodzą na wycieczki, zwiedzają tamtejsze zabytki,
kąpią się w jeziorze i pływają łódką. Jak wróci, to chyba będę musiała zapisać
ją na jakieś zajęcia na basenie, bo polubiła taplanie się w wodzie. Nie wiem
tylko, jak ja to wszystko ogarnę. Sama chciałam zapisać się na jakieś studia
zaoczne. Zawsze o tym marzyłam, ale nigdy nie było mnie na nie stać. Teraz mogę
sobie na to pozwolić. Nie wiem tylko, czy wyrobię się w czasie, bo już
orientowałam się wstępnie i musiałabym poświęcić na zajęcia soboty i niedziele.
Co wtedy z Lusią? Jest za mała, żebym mogła ją zostawiać samą w domu.
Szczęście, że do lekcji nie trzeba jej zapędzać, bo dobrze wie, że nauka, to
podstawa.
- A o
jakich studiach myślałaś?
- Jestem
dobra z matematyki. Mam umysł raczej ścisły i zdecydowałabym się na finanse i zarządzanie.
Tu niedaleko jest Wyższa Szkoła Bankowa na Grunwaldzkiej…
- Wiesz
Ludka – wtrąciła się Ewa – ja chyba mogłabym ci pomóc. Znasz mnie już trochę i
wiesz, że jestem odpowiedzialna. Mogłabym się zająć małą. Wprawdzie przez pół
soboty musiałaby być w pierogarni, ale drugie pół jakoś bym jej zorganizowała.
Niedzielę zresztą też.
-
Naprawdę podjęłabyś się? – zapytała Ludka z nadzieją. – Ja nie chcę za darmo.
Zapłaciłabym ci. Z tego, co przeczytałam wiem, że zajęcia zaczynają się o ósmej
a kończą o osiemnastej. Trochę długo, ale pewnie musi tak być, skoro trzeba
przyswoić materiał, który na studiach dziennych wałkują przez tydzień albo i
dłużej. Uważacie, że dałabym radę – spojrzała na swoje pracownice z obawą.
- Jeśli
nie ty, to kto? – twarz Wandy rozciągnęła się w szerokim uśmiechu. – Jesteś
najsilniejszą osobą jaką znam i potrafisz być bardzo zdeterminowana. Dasz radę,
jestem tego pewna. A Ewa ci w tym pomoże. Ja zresztą też w miarę swoich
możliwości.
Ludka spojrzała na obie z wdzięcznością.
-
Dziękuję. Jesteście wspaniałe.
Cztery części minęły a jeszcze żaden kawaler na horyzoncie nie pojawił się. Nie będę ukrywać, że czekam na to. Może będzie to kolega ze studiów albo jednak klient. Chyba, że w tym opowiadaniu będzie inny scenariusz i zakończenie nie będzie uwieńczone ślubem. Nigdzie nie jest napisane, że zawsze musi być miłość, prawda.
OdpowiedzUsuńTrzymając się tej części to rok minął a wszystko pięknie układa się. Być może lepiej niż sama bohaterka spodziewała się. Biznes rozwija się, wszyscy zdrowi, Lusia szkołę lubi, znajomi pomocni a Ludmiła pomyślała i o sobie. Do tej pory czas dzieliła tylko między pracą, domem i siostrę a dla siebie nic nie miała. I chwała jej za to, że chce rozwijać się. Myślałam tylko, że pójdzie w stronę technologii żywności albo coś podobnego a nie ekonomia. Najważniejsze, że chce studiować a stare życie pomału odchodzi w niepamięć. A przynajmniej dla młodszej siostry. Lusia ma szczęście z taką siostrą na medal.
Pozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńZachowaj spokój, bo i kawaler się pojawi i miłość też będzie. Wszystko w swoim czasie.
Ludka zdecydowała się na studia w Wyższej Szkole Bankowej, bo one dają większą możliwość rozwoju. O ile jestem zorientowana technologię żywności mają uczniowie szkół gastronomicznych jako przedmiot, więc Ludka na pewno coś na ten temat wie. Poza tym ma umysł ścisły i finanse i zarządzanie bardziej jej "leżą". Dużo pracy przed nią i nie zawsze będzie kolorowo, ale to dzielna i zdeterminowana dziewczyna, więc da radę.
Dziękuję Ci pięknie za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńprzepraszam, że dopiero teraz, ale byłam wyjechana:) Było wspaniale, ale do rzeczy. Życie dziewczyn jak na razie toczy się wspaniale. Tak jak przypuszczałam, sąsiedzi okazali się cudownymi ludźmi:) Nie zapomnieli o nich nawet w wigilię. To bardzo budujące, że zawsze mogą na kogoś liczyć. Co prawda i dziewczyny o nich pamiętają i są bardzo pomocne. Dobrze, że dziewczyny już praktycznie nie pamiętają o poprzednim życiu. Trochę szkoda tylko, że Ludka nie ma czasu dla siebie bo jest tak zapracowana. Nawet prawo jazdy zdobyła właściwie z obowiązku a niekoniecznie z "miłości" do jazdy. Na początku ucieszyłam się, że Ludka zdecydowała się na spełnienie swoich marzeń i idzie na studia. Po namyśle jednak stwierdziłam, że ta nauka chyba tak bardzo przyjemna nie będzie. Ludka wybrała ciężkie studia i dołożyła sobie dodatkowe obowiązki, no ale cóż, chyba nie ma innego wyjścia żeby później było im jeszcze lżej. W domu czeka na nią malutka Lusia, która będzie miała wzór do naśladowania. Obie będą chodziły do szkoły i obie będą musiały się uczyć. Ludka nie może dać plamy, bo i Lusia sobie odpuści:) Zastanawiam się jak Ludka wygospodaruje chociaż malutką chwilkę na spotkania z ewentualnymi przyjaciółmi? Chociaż ona jest tak doskonale zorganizowana, że chyba nie mam co się martwić bo i z tym sobie poradzi:) Bardzo przyjemny rozdział. Czekam na następną odsłonę ich historii. Serdecznie Cię pozdrawiam i przesyłam mnóstwo cieplutkich uścisków:)
Gaja
Gaju
UsuńMam nadzieję, że porządnie wypoczęłaś i nabrałaś sił do dalszej harówy.
Ludka zawsze marzyła o studiach i teraz ma szansę to marzenie zrealizować. Robi to wyłącznie dla siebie. Interes z pierogami idzie dobrze i chyba z niego nie zrezygnuje, bo daje wymierne korzyści. Dzięki niemu będzie mogła się dorobić lepszego życia.
Czasu rzeczywiście nie ma za wiele za to ogromny nawał obowiązków. Ale jest młoda, ambitna i pracowita. To najlepszy czas na samorealizację.
Dziękuję kochana za komentarz i pozdrawiam Cię najserdeczniej. :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWszystko idzie jak z płatka. Interes się kręci. Ludka idzie na studia . Może tam pozna spotka swoja pierwszą miłość? Kto wie. Siostra nie stwarza problemów ,a ludzie ,którzy ją otaczają są niezwykle mili. No cóż obie mają ogromne szczęście. Starszą czekają nowe obowiązki i mniej czasu będzie mieć dla siebie ,ale myślę ,że poradzi sobie ze wszystkim. Widać ,że przeszłość odcięła grubą kreską i nie boi się nowych wyzwań.Jest ambitna i odważna ,a do tego inteligentna. Dobrze to wróży na przyszłość. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńPierwsza miłość na pewno będzie, bo musi być choć trochę romantycznie. Nie pamiętam jednak w którym rozdziale ją spotka. Być może w następnym.
UsuńPozdrawiam Cię cieplutko Justyna i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń