Moi drodzy
Dzisiaj wreszcie wróciłam do
domu. Dziękuję serdecznie za cierpliwość i zaglądanie na blog. Dziękuję za
półtora miliona odsłon. Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim
rozdziałem i za słowa wsparcia tak bardzo dla mnie ważne. Już nie zwlekając dodaję
kolejną część.
Miłej lektury.
ROZDZIAŁ 7
- Nawet nie wiesz jak wiele razy żałowałem, że
nie potrafiłem stawić czoła tej nieprzyjemnej sytuacji, jak bardzo byłem
tchórzliwy, że nie powiedziałem od razu Paulinie jak sprawy się mają. Widziałem
w twoich oczach wielkie rozczarowanie i nie potrafiłem się przemóc, żeby wyznać
jej prawdę. Zrobiłem to dopiero po zarządzie. Raport przyjęli wszyscy, ale
ojciec nie był zachwycony. Po nim Paulina zrobiła mi nalot, bo chciała
porozmawiać o ślubie. To był ten właściwy moment, żeby wszystko jej wyjaśnić.
Najgorsze było to, że ona mi
nie uwierzyła kiedy mówiłem jej, że ślubu nie będzie, bo kocham ciebie i mam
nadzieję, że to ciebie kiedyś poślubię a nie ją. Nie uwierzyła mi kiedy
mówiłem, że nie pojawię się w kościele. Była tak pewna swego, że w sobotę
przyjechała do katedry wystrojona w białą suknię a za nią przyjechał tłum
gości. Ona wcale nie odwołała tego ślubu. Po dwóch godzinach zrozumiała
wreszcie, że jednak mówiłem prawdę i żadnego ślubu nie będzie. W poniedziałek
przyszedłszy do pracy zastałem w gabinecie moich rodziców i ją. Ojciec był
wściekły, że upokorzyłem Paulinę. Wyjaśniałem, że sama upokorzyła się na własne
życzenie, bo tydzień przed ślubem poinformowałem ją, że nie przyjdę do kościoła
i nie ożenię się z nią. To jednak dla rodziców nie był żaden argument. Ojciec
powiedział, że poniosę wszelkie konsekwencje tej decyzji, że od dzisiaj nie
jestem już prezesem, a stanowisko przejmuje Alex. Kazał mi zwrócić wszystkie
udziały. Wtedy też dowiedziałem się, że wie o kredytach, które wzięłaś. Przyznał,
że uratowały firmę i że spłaci je do końca. Mnie kazał się pakować i wynieść. Od tego czasu nie wiem, co się tam dzieje. Nic nie wiem o rodzicach i o
Febo. Z firmy odszedłem wraz z Sebastianem. Nie chciał zostać mówiąc, że
wcześniej czy później Febo i tak go wyrzuci. Violetta też odeszła z nami.
Wkrótce zainwestowaliśmy w małe wydawnictwo, które teraz dość mocno się
rozrosło. Parę lat temu zmieniliśmy siedzibę i pracujemy tu w centrum.
Wykupiliśmy cały parter jednego z tych oszklonych na zielono biurowców. Dobrze
prosperujemy, mamy bardzo dużo zleceń i dobrze nam się powodzi. Koniecznie
chciałem udowodnić sobie i ojcu, że bez jego firmy i pieniędzy też sobie
poradzę. Wydawnictwo nazwałem „Iskierka” na twoją część. Kiedy przeczytałem w
książce, że wahałaś się między moim a „Znakami czasu” i wybrałaś to drugie,
poczułem się rozczarowany, bo być może spotkalibyśmy się trochę wcześniej. I to
właściwie wszystko. Nie ożeniłem się. Nie mam dzieci i byłbym zachwycony,
gdybyś zechciała wejść z butami w moje życie. Czy wiesz, że od czasu SPA nie
miałem żadnej kobiety? Przez te wszystkie lata miałem takie odium do innych
kobiet, że nie potrafiłem zbudować relacji z żadną z nich, bo żadna nie była
tobą. Teraz na pewno wiem, że tylko z tobą mógłbym być jeszcze w życiu
szczęśliwy.
Ula siedziała cicho słuchając
jego słów. Była wstrząśnięta. Nie miała pojęcia, że to jednak trochę z jej
powodu musiał odejść z F&D.
- Przepraszam Marek. Teraz wiem, że to przeze
mnie. Gdybym nie narobiła tego zamieszania, ty mógłbyś poślubić Paulinę i nadal
być prezesem.
Ujął w dłonie jej szczupłą
dłoń i przycisnął do ust.
- Niczemu nie jesteś winna. Ja nigdy nie
byłbym szczęśliwy z Pauliną. Okazało się, że to jej rodzice uwierzyli nie mnie.
To boli Ula, kiedy uświadamiasz sobie, że własny ojciec nie ma do ciebie
zaufania. Początkowo byłem załamany nie tym, że ślub się nie odbył, ale tym, że
stawaliśmy na głowie, żeby firma utrzymała się na powierzchni, a mój ojciec nie
potrafił tego docenić. Przez te pięć lat ich nie widziałem. Nie mam pojęcia, co
z jego sercem. Prasa nic nie pisze na ten temat. Czasem tylko wydrukują notatkę
bez znaczenia o firmie. Nie wiem jaka jest jej kondycja i jak radzi sobie Alex
i właściwie od dawna mnie to nie obchodzi. Mam przecież własną, której oddany
jestem sercem i duszą. A tak z innej beczki, to wiem, w którym miejscu
mieszkasz. Wyczytałem to w książce i byłem zdumiony, że to tak blisko mnie.
- Blisko ciebie? Przecież ja byłam w twoim
domu. To na drugim końcu miasta.
- Adres nieaktualny. Dom w ramach rekompensaty
przepisałem na Paulinę. Sam od pięciu lat mieszkam na Siennej niedaleko
Żelaznej i nawet podejrzewam, że nasze mieszkania są identyczne. Tak
przynajmniej wywnioskowałem z opisu.
- Nie do wiary…
- Prawda? Bardzo zależało mi na tej rozmowie
Ula. Wiem, że masz jeszcze żałobę po Thomasie. Nawet nie wiesz jak bardzo
podziwiałem tego człowieka. Ja też płakałem nad tą książką, bo było mi
potwornie żal was obojga. Wiem też, że nawet w połowie nie jestem taki dobry i
szlachetny jak on. On nigdy by cię tak nie skrzywdził. Bardzo się boję, ale
odważę się i zadam to pytanie. Czy jesteś w stanie wybaczyć mi tę złą
przeszłość? Odciąć wszystko grubą kreską i kiedyś wrócić do mnie? Czy dasz nam
jeszcze szansę na szczęście? Ja nigdy nie przestałem cię kochać. Kiedy
odeszłaś, myślałem, że oszaleję. Szukałem cię. Wynająłem nawet detektywa, ale
dobrze się ukryłaś, bo nic nie wskórał. Odpowiedz mi. Ja muszę wiedzieć…
- Dużo pytań zadajesz. Myślę, że zmieniłeś
się. Widzę, że jesteś innym człowiekiem. Lepszym. Ja też już inaczej postrzegam
tamten czas. Nie żywię urazy. Było, minęło. Mam dość walki i dość zamartwiania
się o wszystko. Chcę wreszcie trochę pożyć bez trosk i wiecznych problemów.
Bardzo przeżyłam śmierć Thomasa. Umarł na moich rękach. To trauma, której długo
nie będę mogła zapomnieć. Mam jeszcze jak widzisz żałobę po nim i zamierzam
przeżyć ją do końca. Mimo to nie chcę się zamykać w czterech ścianach i
zasklepiać w smutku. Thomas wcale by tego nie chciał. Kilka dni przed jego
śmiercią siedzieliśmy na werandzie i rozmawialiśmy o mojej przyszłości. On
uważał, że ja nie zaznam spokoju jeśli nie porozmawiam z tobą. Mówił, że to bez
znaczenia czy będziesz nadal wolny, czy żonaty. Twierdził, że atmosferę trzeba
oczyścić, bo tak naprawdę nie wiem, co stało się po mojej ucieczce. „Jeśli
uznasz, że on zasługuje na drugą szansę, daj mu ją” – powiedział. Uważam, że
zasługujemy oboje na drugą szansę i nie zamierzam jej zmarnować.
Marek miał łzy w oczach.
- Thomas był bardzo mądrym człowiekiem. Nawet
nie wiesz jak dobrze się poczułem. Jakby stutonowy głaz spadł mi z serca.
Dziękuję. Jesteś wspaniała. A teraz jeśli pozwolisz odprowadzę cię do domu.
Trochę już późno i nie chcę, żebyś wracała sama.
Wyszli z restauracji i
ruszyli spacerkiem w kierunku Żelaznej. Marek wciąż zadawał pytania.
- A jak tata Ula? Wszystko w porządku z jego
sercem?
- Nie uwierzysz, ale czuje się jak
nowonarodzony. Ta operacja sprawiła cud. Bardzo mi pomógł po śmierci Thomasa i
wtedy jak kupiłam mieszkanie. Sprawy wciąż trzymały mnie w Poczdamie, a on
razem z Jaśkiem i Betti urządzał mi mieszkanie. Ja zamawiałam meble przez
internet, a oni czekali na dostawy i skręcali je w mieszkaniu. Jak wróciłam,
wszystko było pięknie umeblowane, kafelki zmienione w łazience i kuchni. Nowe
podłogi. Dosłownie wszystko. Teraz dopieszczają dom w Rysiowie, bo on wymagał
generalnego remontu. Jest już nowy dach, ogrodzenie, odremontowany garaż i nowe
umeblowanie w pomieszczeniach. Teraz nie poznałbyś tego domu. Przedtem wyglądał
jak niewielki kurnik, a teraz to taka mała willa. Cieszę się, że na stare lata
tata będzie mógł cieszyć się tym wszystkim. To już zupełnie inne warunki niż
kiedyś. Jasiek chyba niedługo będzie się żenił. Ciągle podejrzanie szeptają z
Kingą jakby dogrywali jakieś szczegóły. Jeśli moje przeczucia się sprawdzą, to
on na pewno wyniesie się z domu i zamieszka u niej. Tata zostanie sam z Betti…
Wiesz, że Jasiek skończył studia? Jest informatykiem. Kinga zresztą też. Na
razie oboje pracują w małych firmach, ale pewnie jak już się pobiorą to założą
coś własnego. Będę mogła im pomóc finansowo. Dzięki Thomasowi. To bardzo
pokrzepiająca myśl. O, jesteśmy na miejscu.
Przystanęli nieopodal wejścia
do bloku.
- Masz jakieś plany na weekend?
- Mam. Jadę do Poczdamu już w piątek. Wracam w
niedzielę wieczorem. Muszę pójść na cmentarz… Rozumiesz…
- Rozumiem doskonale Ula. Czy byłoby wielkim
nietaktem z mojej strony, gdybym pojechał z tobą? Ja słyszę jak to brzmi, ale
uwierz mi, że mam dla Thomasa wiele szacunku i bardzo go podziwiam za to jak
dawał sobie radę z tą straszną chorobą. Chciałbym złożyć kwiaty na jego grobie
i chociaż w taki sposób wyrazić swój podziw i wielką atencję, bo dla mnie to
prawdziwy bohater.
Zaskoczył ją tą propozycją.
Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy, w których wyczytała błaganie.
- No cóż… Myślę, że chyba nie ma w tym nic
złego. Jeśli masz ochotę mi towarzyszyć, to nie będę się sprzeciwiać.
- W takim razie daj mi jeszcze swój numer
telefonu – wyciągnął komórkę. Podyktowała mu a on gorliwie go zapisał. – Odbierzesz
jak zadzwonię w tygodniu?
- Odbiorę. A teraz pożegnam się już. Jest
naprawdę późno. Do zobaczenia – podała mu dłoń, którą skwapliwie ucałował.
- Dobranoc Ula i do zobaczenia.
Stał jeszcze czekając aż
zamkną się za nią wejściowe drzwi. Potem odwrócił się na pięcie i skierował
kroki na Sienną. Czuł się tak, jakby skrzydła urosły mu u ramion. Ona nie czuje
urazy. Wybaczyła mu. Dała jeszcze jedną szansę, a on tej szansy na pewno nie
zmarnuje. Co za wspaniała kobieta. Najwspanialsza.
Przekręciła w zamku klucz i
weszła do przedpokoju zapalając mały kinkiet nad lustrem. Nadal nie mogła
uwierzyć w to spotkanie i tę szczerą do bólu rozmowę. Marek ewidentnie się
zmienił. Spoważniał, ważył każde słowo, ale pewnie to dlatego, że bał się ją
urazić. Zauważyła, że był spięty, mimo to powiedział jej wszystko to, co
chciała wiedzieć. Wybrał ją nie piękną Paulinę. Nie przestał jej kochać. Zależy
mu na niej. Nie miała pojęcia, że wydawnictwo „Iskierka” należy do niego.
Jednak wbrew temu, co myślał o nim senior Dobrzański, doskonale poradził sobie.
Pracuje, zarabia i na pewno nie klepie biedy. Nie bardzo rozumiała postawę
rodziców Marka. Przecież mieli go tylko jednego i zamiast stać za nim murem
wzięli stronę urażonej Pauliny. Mogłaby mieć pretensje, gdyby Marek nie
uprzedzał jej, że na ślub nie przyjdzie, ale skoro powiedział to wprost,
dlaczego uważała nadal, że ślub się odbędzie? Tym, że odwołał ten ślub wzbudził Uli
podziw. Jednak się odważył. Późno, bo późno, ale jednak. Cena jaką zapłacił
była wysoka. Utrata stanowiska, zero kontaktów z rodzicami… Ciężko po czymś
takim przejść do porządku dziennego, a jednak podźwignął się. Propozycja
towarzyszenia jej do Poczdamu trochę ją zaskoczyła, ale właściwie dlaczego nie…
Przecież to nic złego…
Weszła pod prysznic a potem
przebrana w lekką koszulkę wskoczyła do łóżka. Usłyszała tylko jeszcze dźwięk
przychodzącego sms-a. „Słodkich snów kochanie.” Uśmiechnęła się i wystukała
odpowiedź „Dobranoc Marek”. Przytuliła twarz do poduszki i zasnęła kamiennym
snem.
Dochodził już do biurowca,
gdy zauważył stojącego przy parkingu Sebastiana.
- A ty co? – przywitał się wyciągając dłoń. –
Nie wchodzisz?
- Czekam na ciebie, bo umieram z ciekawości,
czy udało ci się porozmawiać z Ulą.
Marek uśmiechnął się szeroko
pokazując garnitur śnieżno białych zębów i te charakterystyczne dołeczki w
policzkach.
- Udało się bracie. Pozwoliła się nawet
zaprosić na kolację. Długo rozmawialiśmy. Opowiedziałem jej wszystko jak na
świętej spowiedzi niczego nie ukrywając. Potem odprowadziłem ją do domu. Wymieniliśmy
telefony. Żebyś ją widział Sebastian… Jest powalająco piękna. Książkę czytałeś?
Przyjaciel przecząco pokręcił
głową.
- Jeszcze nie dotarłem do księgarni.
- W takim razie nie wiesz, że ona wyszła za
mąż i owdowiała kilka miesięcy temu. Nie będę się wdawał w szczegóły, bo
koniecznie musisz to przeczytać jeśli chcesz je znać. Sprawa z tym
zamążpójściem jest bardziej skomplikowana, a ja nie potrafię tego streścić w
kilku słowach. Tak czy owak nadal nosi żałobę. W piątek rano jadę z nią do
Poczdamu. Tam mieszkała przez te ostatnie pięć lat razem z mężem. Ma tam dom.
Wracamy w niedzielę.
- A to ci dopiero… - Sebastian był w lekkim
szoku. – To ten jej mąż młody musiał być jak zmarł.
- Miał raka i trzydzieści dziewięć lat. Więcej
nic nie powiem. Przeczytaj książkę.
W czwartek wieczorem
zadzwonił do niej. Musiał uzgodnić z nią szczegóły tego wyjazdu.
- O której chcesz wyjechać?
- Koło dziesiątej. Drogę doskonale znam.
Prosta jak drut. Pojedziemy około sześciu godzin. To trochę ponad sześćset
kilometrów. Po drodze zatrzymamy się na jakąś kawę i obiad.
- Jedziemy twoim samochodem, czy moim?
- Wolałabym swoim. Przywykłam do niego. Jest
duży, wygodny i bezpieczny.
- W takim razie o dziesiątej przed twoim
blokiem tak?
- O dziesiątej…
Dochodził do bloku Uli, gdy
ujrzał ją samą wyprowadzającą samochód z garażu. Podszedł bliżej. poczekał aż
wyjedzie i wtedy zamknął bramę. Wyskoczyła zgrabnie zza kierownicy i przywitała
się z nim.
- Nie wiedziałem, że masz „Picassa”.
- To samochód Thomasa. Musiał być duży, bo
woziłam w nim jego wózek inwalidzki i mnóstwo innych rzeczy. Masz coś do
włożenia do bagażnika?
- Tylko tę niewielką torbę.
- To wrzucaj i ruszamy – ponownie zasiadła na
miejscu kierowcy. – Jak dojedziemy do Poczdamu zrobimy jakieś zakupy, bo w domu
nic nie ma.
Nie miał pojęcia, że tak
dobrze potrafi prowadzić. Wiedział z jej CV, że posiada prawo jazdy, ale
przecież nie miała samochodu i nie jeździła. Przypomniał sobie, co pisała w
książce, że to ten ogrodnik Uwe ponownie uczył ją jeździć.
- Miałaś dobrego nauczyciela – powiedział z
uznaniem. – Uwe naprawdę się spisał. Jeździsz jak zawodowiec.
- Musiałam się nauczyć. Przecież trzeba było
wozić Thomasa na chemię i na badania.
Kiedy wjechała na A-2 dała
upust prędkości. Mogła sobie pozwolić, bo ruch nie był duży. O trzynastej
zatrzymała się przed jakimś zajazdem. Zapewniła Marka, że mają tu świetne,
domowe jedzenie i takie było w istocie. Solidna porcja zupy ogórkowej i talerz
gołąbków w sosie pomidorowym nasycił ich żołądki.
- Weźmiemy kawę na wynos. Dwa duże kubki
proszę – zamówiła. – Szkoda mi czasu na wypicie jej na miejscu.
Reszta drogi przebiegła bez
problemu. Kilka minut po szesnastej wjechali do Poczdamu. Pierwszy raz był
tutaj i tak jak Ula po przyjeździe tak i on podziwiał tę wszechobecną zieleń. Samochód
zatrzymał się przed wielką halą targową.
- Tu dostaniemy dosłownie wszystko.
Jak się okazało te zakupy
wcale nie były małe, bo Ula nabyła towaru na całe trzy dni. Wypełnili nim niemal
cały bagażnik.
Nie minęło kilka minut, gdy Ula
podjechała pod dom. Pilotem otworzyła bramę i wolno wjechała na podjazd.
– Dojechaliśmy. To mój dom, a raczej Thomasa i
mój. Zapraszam.