ROZDZIAŁ
7
W tygodniu wpadła Basia z
zakupami. Powkładała je do lodówki i zdyszana przysiadła przy stole.
- Zrobię ci kawy – Paweł już nastawiał expres
widząc, jak bardzo jest zmęczona. – Po co tyle ganiasz za zakupami? Kto to w
ogóle zje?
- Nie martw się. Znajdą się chętni.
Przywlekłam to tutaj, bo część rzeczy przygotuję u ciebie. Mam nadzieję, że
pomożesz?
- No pewnie. Poza tym będzie nas więcej, niż
planowaliśmy.
- Jak to więcej, to znaczy kto jeszcze?
- Zaprosiłem Wiki i Aleksandra. Oni nie mają w
Łasku żadnej rodziny, a tak naprawdę to są prawdziwymi sierotkami, bo z tego co
mówiła Wiktoria, żyją ich pociotki na Rzeszowszczyźnie, ale nie utrzymują z
nimi kontaktów. Zrobiło mi się ich żal i pomyślałem, że byłoby głupio, gdyby w
taki dzień siedzieli w domu sami.
- To bardzo dobry pomysł braciszku. Jak
będziesz się widział z nią, to powiedz, że wszelka pomoc mile widziana i było
by dobrze, gdyby zjawili się nieco wcześniej i pomogli przy szykowaniu.
- Przekażę. Poza tym masz tu pięćset złotych.
To będzie mój wkład w świąteczną kolację. Chcę, żeby była na bogato, tak jak do
tej pory. Jeśli chcesz, mogę stanąć za karpiami. Już nawet widziałem samochody,
z których je sprzedają. Powiedz tylko ile mam kupić. Deklaruję się też do ich
czyszczenia i porcjowania.
- Serio? Mógłbyś kupić ryby? Byłoby super, bo
ja po południu nie dostanę już nic. W takim razie zrzucam to na ciebie.
Pieniędzy nie wezmę, bo być może dostaniesz oprócz karpi jeszcze jakieś inne
ryby. Na pewno potrzebne będą śledzie, może świeży dorsz i łosoś. Nie wiem, czy
Brollowie jedzą karpia. Trzeba być przygotowanym tak na wszelki wypadek.
Po wyjściu Basi sięgnął po
telefon i wybrał numer Wiki. Kiedy usłyszał jej głos natychmiast powiedział jej
o co chodzi.
- Jest akcja „wigilia”. Dostałem szczegółowe instrukcje
od Basi i muszę zadbać o ryby. W związku z tym prośba do ciebie, czy nie
poszłabyś ze mną jutro na targ. Widziałem tam już samochody, z których
sprzedają karpie. Musimy ich kupić całkiem sporo.
- To świetnie się składa, bo dzisiaj wieczorem
wraca Aleksander i już ma wolne. Do pracy idzie po świętach. Na pewno pomoże.
Przyjdziemy jutro o dziewiątej. Wezmę Monę i zostawię ją z Momo. Będzie mu
raźniej.
- Super. Jesteś wspaniała i dziękuję, że
zawsze mogę na ciebie liczyć. Do zobaczenia.
Z Brollami spotkał się przed
klatką schodową. Właśnie wracał ze spaceru z psem. Przywitał się z nimi i
jeszcze na chwilę zaprosił ich do środka. Wiki wytarła obu psom łapy i
rozebrała Momo z uprzęży. Mogli ruszać. Aleksander zadeklarował się do pchania
wózka. Na szczęście targ położony był niedaleko więc droga nie zajęła im dużo
czasu. Jak na tak wczesną porę ludzi było całkiem sporo. Ustawili się w
kolejce, a ta posuwała się dość szybko. Paweł zamówił dziesięć karpi z
zastrzeżeniem, żeby nie miały więcej niż dwa kilogramy. Zauważył też, że są
ryby, o których mówiła Basia. Wziął więc trzy kilo śledzi, dużego dorsza i
wielki płat łososia. Najważniejsze zakupy były zrobione. Paweł pomyślał jeszcze
o małej choince. Widział takie nie większe niż metr. W domu miał jakieś bombki
i światełka, więc długo się nie zastanawiał.
Obładowani wrócili do domu i
tam już Wiki zarządziła co dalej.
- Koniecznie musimy wypatroszyć i oczyścić
ryby. Poporcjujemy je i przygotujemy do smażenia. Przełożymy gotowe kawałki
cebulą i wsadzimy do zamrażalnika. Trzeba tylko pamiętać, żeby w wigilię rano
je wyciągnąć. Muszą się dobrze odmrozić. Śledzie zostawimy w zalewie. Ktoś miał
dobry pomysł, żeby sprzedawać je w wiaderkach. Nie wiem jak Basia będzie je
chciała zrobić, więc w to się nie wtrącam. Dorsza i łososia też poporcjujemy.
No to do roboty panowie.
Pawłowi czyszczenie karpi szło
dość opornie, ale Aleksander okazał się w tym mistrzem. Robota paliła mu się w
rękach. Wiki płukała oczyszczone kawałki i układała na tacy przekładając je
cebulą. Sporo tego było. Odpadki z ryb natychmiast powędrowały na śmietnik. Nie
chciała, by ich nieprzyjemny zapach unosił się w mieszkaniu. Po robocie wytarła
blat i uśmiechnęła się do chłopaków.
- Szybko poszło.
- Zostaniecie na obiedzie? Basia przyniosła
wczoraj kopytka i żeberka w sosie. Do tego mam chyba buraczki.
- Brzmi pysznie – Aleksander uśmiechnął się
błogo. – Ja się piszę.
Paweł już sięgał do lodówki
wyciągając z niej miskę klusek i garnek z mięsem.
- Mam kurczaka z ryżem dla psów. Mam nadzieję,
że Mona lubi…
- Pewnie. Nie jest wybredna.
- W takim razie podgrzejemy i to.
Po pół godzinie psy zajadały
swoje porcje, a oni rozkoszowali się swoimi daniami. Paweł przypomniał sobie
jeszcze o słowach Basi.
- Siostra prosiła, żebym zapytał was, czy w
wigilię możecie przyjść trochę wcześniej, powiedzmy koło piętnastej. Będzie
potrzebowała pomocy zwłaszcza twojej Wiki, chociaż i Aleksander się przyda.
- Nie ma sprawy. Pomyślałam, że może upiekę
jakieś ciasto. Nie wypada przyjść z pustymi rękami.
- To naprawdę nie będzie konieczne. Moja
teściowa jest w tym prawdziwą mistrzynią i piecze pyszne ciasta. Ona już o to
zadba.
- To może pierniki? Naprawdę wychodzą mi
smaczne, Olek może potwierdzić.
- Potwierdzam. Ma wyjątkowy dryg do tych
ciastek.
- W takim razie niech będą pierniki. Bardzo
się cieszę, że spędzicie z nami wigilię. Bardzo.
Wieczorem skontaktował się z
Basią. Opowiedział jej o dzisiejszych zakupach i o tym jak bardzo ceni sobie
pomoc Wiki i Aleksandra.
- Nawet nie masz pojęcia, jakie ten facet ma
zręczne ręce. Ani się obejrzałem, wszystkie karpie były oczyszczone i
oprawione. Leżą sobie teraz w zamrażalniku. Śledzie czekają na ciebie.
Kupiliśmy takie w wiaderku. Trzy kilo. Mam też małą choinkę, taki świąteczny
akcent. W wigilię Aleksander ją oprawi i będziemy stroić. A co u was? Jak tato?
- W porządku. Staruszek dzielnie się trzyma.
Uparcie nie chce zrezygnować z tej roboty. Teraz też go nie ma, a ja ogarniam
dom. Chcę wziąć dzień wolnego przed wigilią, bo inaczej nie zdążę ze wszystkim.
Porozumiałam się już z twoimi teściami. Mama jak zwykle upiecze ciasto i może
zrobi jakieś sałatki. Ja pomyślałam jeszcze o bigosie. Może ktoś się skusi. W
piątek przyjechałabym rano do ciebie i już zaczęła coś pichcić. Na pewno zupę
grzybową i barszcz. Zrobię trochę pierogów z kapustą i grzybami, a co do
reszty, to zobaczymy.
- No to ustalone. Ja w wigilię rano chciałbym
pójść jeszcze na cmentarz. Kupiłem ładny stroik taki z bombkami. Zapalę też
Marcie światełko – znowu niebezpiecznie zadrżał mu głos.
- Mną się nie przejmuj. Mam przecież klucze,
więc i tak wejdę nawet, gdy cię nie będzie. Do piątku zatem.
- Do piątku…
Basia pojawiła się bardzo
wcześnie rano. Paweł dopiero wygrzebywał się z łóżka. Rzuciła nieodłączne,
ciężkie torby na kuchenny blat i pieszczotliwie pogłaskała psa. Nastawiła na
kawę i powiedziała cicho do Momo
- Idź, obudź pana.
Pies natychmiast skierował się
do sypialni i widząc, że jego pan już siedzi w wózku, wrócił do kuchni.
- Już jesteś? – zapytał Paweł zdziwiony tak
wczesną obecnością siostry. – Co ty spać nie możesz? Idę do łazienki. Zaraz
wracam.
Basia szybko upiekła kilka
tostów i wraz z parującą kawą zaniosła do pokoju. Obok stanęła miseczka z
konfiturą i jajka na miękko.
Paweł mamiony zapachem kawy
prędko uporał się z toaletą i już ubrany z ochotą zabrał się za jedzenie. Potem
ostrożnie zapakował stroik i znicze, założył uprząż psu i wyjechał z domu.
Święta zapowiadały się białe.
Od rana prószył drobny śnieżek, co Paweł przyjął z uśmiechem. Jednak kiedy
przekraczał bramę cmentarza, znowu pojawiło się to znajome kłucie serca i
uczucie żalu. Ułożył stroik na środku płyty i zapalił znicze.
- To
kolejne święta bez ciebie Martuś. Na wigilii ma być sporo ludzi. Będą twoi
rodzice, mój tata z Basią i Wiktoria z bratem, o których ci opowiadałem. Może
tym razem nie będą takie smutne i przygnębiające? Wiktoria posiada tak wiele
optymizmu w sobie i mnóstwo pozytywnej energii. Dużo mi pomaga. Po nowym roku
zakładamy firmę. To już postanowione. Nie mogę wiecznie zbijać bąków i nic nie
robić. Zaczynam być żałosny. Do tej pory wciąż użalałem się nad sobą, czułem
się pokrzywdzony przez los, bo tak właśnie było. Myślałem, że już do końca
życia będziemy razem, wychowamy nasze dzieci i zestarzejemy się wspólnie.
Ciebie już nie ma a ja od chwili, gdy odeszłaś żyję jak w zawieszeniu. Powoli
otrząsam się z tego. Koniecznie muszę coś zrobić z własnym życiem. Zrozumiałem,
że nie mogę dożyć starości i wciąż opłakiwać ciebie. Czy to właśnie chciałaś mi
przekazać w tym ostatnim śnie? Czy to właśnie miałem zrozumieć? Muszę
przestawić swoje myślenie na inne tory, bo inaczej zwariuję Martuś. Wspomnienia
o tobie i tęsknota za tobą rujnują mi życie. Nie potrafię tego znieść.
Najwyższy czas na zmiany kochanie. Bądź przy mnie i strzeż mnie od popełniania
błędów. Bądź obok, a wszystko mi się uda. Kocham cię…
W korytarzu intensywnie
pachniało kiszoną kapustą, pieczonym mięsem i grzybami. Paweł uśmiechnął się.
Jego siostra była niezmordowana. W kuchni tańcowała jak fryga robiąc kilka
rzeczy jednocześnie. Nie umiała usiedzieć na miejscu. A może to nie wynikało z
jej charakteru, ale z poczucia obowiązku? Harowała tak przecież od lat, na dwa
etaty. Jeden w pracy, drugi rozdzielała na dwa domy. Czułaby się podle gdyby
zaniedbała Pawła albo ojca.
Czerwona od ciepła bijącego z
gotujących się potraw otworzyła mu drzwi na całą szerokość.
- Wchodźcie. Bardzo zmarzliście?
- Jest lekki mrozik, ale przyjemny. Momo
wybiegany, a ja gotowy do pomocy. Powiedz tylko, co mam robić i już się
zabieram. – Rozebrał się szybko i przeniósł na „domowy” wózek.
- Będziesz kroił kapustę. Trzeba do bigosu
dodać trochę słodkiej. Tylko postaraj się, żeby było cienko.
Pracowali zgodnie do wieczora.
Basia zrobiła zalewę do śledzi i pociąwszy je na kawałki układała równo w słoju
zalewając je nią. Resztę zrobiła w śmietanie. Mięso pokrojone przez Pawła w
drobną kostkę wylądowało w bigosie, a wielki kawał schabu i karczku w ziołach
dochodził w piecu.
- Resztę dokończymy jutro. Dzisiaj padam już z
nóg.
- Podziwiam cię. Odwaliłaś kawał dobrej
roboty. Wyśpij się do porządku. Jutro nie musisz przecież przyjeżdżać tak
wcześnie. Poza tym będzie już lżej jak przyjdzie Wiki.
Siedział w kuchni mieszając od
czasu do czasu gotujący się kompot z suszonych śliwek, gdy przez okno dojrzał
zatrzymującą się przed domem taksówkę. Wyskoczyła z niej zgrabnie Basia
otwierając drzwi siedzącemu z przodu ojcu. Pozbierała z tylnego siedzenia
mnóstwo toreb, zapłaciła kierowcy życząc mu wesołych świąt i wraz z ojcem
powędrowała do sieni. Paweł przemieścił się szybko i już otwierał im drzwi.
- Witajcie kochani. Cieszę się, że jesteście.
Basia pociągnęła nosem.
- Gotujesz kompot? Ładnie pachnie.
- Pamiętałem, żeby dodać do niego goździki, laskę
cynamonu i anyż. Teściowa tak go przyrządza i Marta też tak robiła. Ale
rozbierajcie się. O piętnastej ma przyjść Wiki z Olkiem. Bardzo fajni ludzie i
będziesz miał okazję ich poznać tato. To rodzeństwo.
Basia opróżniała torby. Z
jednej z nich wyciągnęła śnieżno biały obrus.
- Razem z tatą rozciągniecie stół i położycie
na nim obrus. Zaraz powyciągam talerze i sztućce. Je można też poukładać,
przynajmniej później będzie mniej roboty. Tu trochę sianka pod spód i opłatki.
Powoli salon zaczynał wyglądać
bardzo świątecznie. Wreszcie pojawili się Brollowie. Basia przedstawiła im ojca
i zabrała Wiki do kuchni. Aleksander od razu wziął się za osadzenie choinki i
wraz z Pawłem przystroił ją. Ustawili ją w kącie pokoju na niewielkim stoliczku
a pod nią wszystkie torby z prezentami. Obok choinki stanęła wielka micha
pachnących, przystrojonych kolorowym lukrem pierników.
Na końcu przyjechali
Leśniakowie. Paweł odebrał od teściowej blachy z ciastem i przy okazji
przedstawił obojgu rodzeństwo.
- Masz drugiego psa? – zdziwiony Józef
popatrzył na kręcącego się pod nogami labradora.
- Nie – roześmiał się Paweł. – To suczka
Wiktorii. Wabi się Mona. Świetnie rozumieją się z Momo. Są niemal nierozłączni.
Lubią się.
Zanim zaczęto podawać kolację
goście poznawali się ze sobą, a raczej przeprowadzali mały wywiad z Wiktorią i
jej bratem. Zwłaszcza Leśniakowie patrzyli na dziewczynę nieco podejrzliwie,
ale kiedy okazała się taka otwarta i szczera zostały przełamane wszystkie lody.
O siedemnastej zaczęto świętować. Bardzo trudne to były chwile dla Pawła. Przy
łamaniu się opłatkiem z teściami puściły mu nerwy i rozpłakał się jak dziecko.
Teściowa pochyliła się nad nim i wyszeptała.
- Synku, już dość tej rozpaczy. Ty musisz
dalej żyć. Nie możesz się tak rozklejać na każde wspomnienie Marty. Ona na
pewno by tego nie chciała.
Wiki patrzyła na tę scenę
zupełnie osłupiała. Nie sądziła, że Paweł nadal nosi w sercu żałobę po
tragicznie zmarłej żonie. Sądziła, że zdążył pogodzić się z tym. Jednak jego
łzy wzruszyły ją i jej samej zaszkliły się oczy. Było jej go strasznie żal. – Jakie to smutne – pomyślała – stracić na początku drogi kogoś, kogo kocha
się aż tak bardzo. Kochana osoba odchodzi, a ci co zostają nie potrafią
pogodzić się z jej odejściem i cierpią.
Paweł wytarł twarz.
- Przepraszam was wszystkich, ale to nadal dla
mnie bardzo trudne. Już dobrze. Już dobrze… Już się uspokajam…
Kolacja przebiegła w miłej
atmosferze, chociaż temat Marty starano się omijać nie chcąc doprowadzić Pawła
ponownie do płaczu. Kiedy na stół wjechało słynne ciasto Leśniakowej i pachnąca
kawa, zaczęto rozdawać prezenty. Paweł podjechał do stolika, na którym stała
choinka i sięgając po torby odczytywał imiona.
- Mamo, tato, to dla was ode mnie. Tato
Karolu, i to też ode mnie. Basiu to dla ciebie z najlepszymi życzeniami i
podziękowaniami za twoje poświęcenie dla nas i trud. Wiki, tu skromne prezenty
ode mnie dla ciebie i dla Aleksandra – wręczył im torby. Tu jeszcze dla mojej
kochanej teściowej i Basi – zerknął do środka. – Chyba dostałyście coś
podobnego. I jeszcze prezent dla mojego taty od Basi pewnie. I jeszcze jeden
dla ciebie tato, to od państwa Leśniaków. Musiałeś być wyjątkowo grzeczny w tym
roku. Kolejne prezenty. Ten dla Olka i dla Wiki od mojej siostry. I to by było
na tyle, bo cała reszta jest dla mnie. Mikołaj był bardzo hojny w tym roku. A
teraz możecie rozpakowywać i chwalić się.
Basia aż westchnęła na widok
tej pięknej garsonki. Od Wiki dostała śliczną apaszkę pasującą do niej jak
ulał. Teściowa rozpływała się z zachwytu nad bluzką od Pawła i stosowną apaszką
od Wiki. Dziewczyna nie znała ich upodobań, a apaszki były takim bezpiecznym
prezentem. Panowie byli zadowoleni ze swetrów od Pawła i skórzanych pasków do
spodni sprezentowanych przez rodzeństwo Brollów.
- A my dla was nic nie mamy – ubolewał
Leśniak. – Nie mieliśmy pojęcia, że oprócz nas będzie tu ktoś jeszcze. Mogłeś
nas uprzedzić Paweł. Jak to teraz wygląda?
- Proszę się nie przejmować panie Józefie, -
odezwała się Wiki – my jesteśmy bardzo szczęśliwi, że mieliśmy okazję poznać
państwa, bo o państwa wielkich sercach i niespotykanej dobroci wiedzieliśmy już
od jakiegoś czasu. Rzadko się spotyka takich ludzi.
Paweł również oglądał swoje
prezenty. Wygodny, ciepły dres, zimowe buty z kożuchem w środku, nowa czapka i
szalik, a od Wiki skórzane rękawice specjalnie wzmocnione, idealne do wózka.
Aleksander podszedł do Basi
dziękując jej za prezent dla niego.
- To śliczny komplet Basiu i na pewno się przyda
w mroźne noce na trasie.
- A ja dziękuję za ten piękny wisior. Dawno
nie dostałam nic równie ładnego.
Dołączyła do nich Wiki
ściskając Baśkę.
- Ten sweterek to istne cudo i kolor taki jak
lubię. Trafiłaś bez pudła Basiu. Dziękuję.
- Niech się dobrze nosi. Ja też dziękuję za
apaszkę. Idealnie pasuje do garsonki. Skąd wiedziałaś?
- To ja byłam z Pawłem po te prezenty dla was…
- A rozumiem… Chyba miałaś trochę łatwiej niż
my?
- Chyba tak – roześmiała się Wiki.
O ósmej wieczorem Aleksander
zaproponował, że wyprowadzi psy. Basia zadeklarowała mu swoje towarzystwo. Ona
wzięła na smycz Momo, on Monę. Na ulicy nie było żywej duszy. Świętowano. Uroku
dodawał wciąż sypiący, drobny śnieg. Poszli spacerkiem do parku. W poświacie
palących się latarni to miejsce wyglądało teraz jak nie z tego świata.
- Pięknie tu – wyszeptała Basia. – Aż boję się
mówić głośno, żeby nie zmącić tej śnieżnej ciszy – uwolniła ze smyczy psa. –
Niech pobiegają trochę. – Psy natychmiast rzuciły się w śnieżny puch. Miały
niezłą zabawę.
- Jesteś wspaniałą kobietą Basiu. Podziwiam
cię, jak opiekujesz się Pawłem, jak dbasz o jego dom, podziwiam twój szacunek
do ludzi starszych. Tak postępuje tylko ktoś, kto ma wielkie i dobre serce.
- Przesadzasz Aleksandrze. Ja jestem całkiem
zwyczajna i postępuję jak każdy normalny człowiek będący w mojej sytuacji.
- Znam takie sytuacje i wierz mi, że są
dalekie od tego, co widzę tutaj. Bardzo mi się podobasz i imponujesz pod każdym
względem. Czy będę nazbyt śmiały, gdy powiem, że bardzo chciałbym się z tobą
spotykać, chciałbym poznać cię lepiej, zabierać na randki? No chyba, że masz
kogoś, wtedy zrozumiem…
- Aleksander, ja nikogo nie mam i nigdy nikogo
nie miałam. Nie miałam czasu na chłopaków i randki. Tak ułożyło mi się życie.
- Więc może najwyższy czas coś zmienić? Zrobić
coś wreszcie dla siebie. Doskonale rozumiem pobudki twojego poświęcenia dla
rodziny, ale gdzieś w tym wszystkim zatraciłaś własne potrzeby. Byłbym
szczęśliwy, gdybyś się zgodziła ze mną spotykać.
- Możemy spróbować, ale ja nie mam żadnych
randkowych doświadczeń i w tym względzie zdaję się wyłącznie na ciebie.
Na twarz Aleksandra wypłynął
szczęśliwy uśmiech. Bał się tej rozmowy, a jednocześnie zachęcony przez Pawła
postanowił spróbować. Udało się. Od początku uważał, że Basia jest niezwykłą
kobietą i tak bardzo różną od jego byłej żony. Być może to ona jest tą, której
zawsze szukał? Kto wie?
Fajna część. Wszyscy zachowują się tak jakby się znali od wieków. Miło się czyta o zapanowaniu normalności w życiu Pawła. Ciekawe kto z nich zrozumie pierwszy, że jest im ze sobą dobrze. Panie czy Panowie? Pozdr
OdpowiedzUsuńŻycie Pawła rzeczywiście się unormuje, a on sam za chwilę zrozumie ważną rzecz.
UsuńDziękuję za wpis. Pozdrawiam. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńjak to się mówi święta, święta i ... po świętach:) U Pawła, tak jak w każdym domu przed każdymi świętami, wielkie zamieszanie. Rzeczywiście Basia zaplanowała takie ilości jedzenia, jak dla pułku:) Ale dziewczyny i chłopacy poradzili sobie świetnie również z zaprowiantowaniem całego towarzystwa. Ujawniły się skrywane talenty - Olek mistrz rybny. Jeśli chodzi o zdolności kulinarne pasuje do Basi jak ulał:) Wspólne dopieszczanie świąt z pewnością pomogło im wszystkim się lepiej poznać. Rodzice jak zawsze stanęli na wysokości zadania. Bezsprzecznie są cudowni. Atmosfera bardzo rodzinna. Można uznać, że akcja Wigilia udała się perfekcyjnie:) Nawet rozmowa Pawła z Martą nie jest już tak przygnębiająca. W końcu dotarło do niego, że koniecznie musi coś zrobić z własnym życiem. Zrozumiał, że nie może wiecznie żyć przeszłością:) No i jeszcze Olek, który nie zasypia gruszek w popiele - Basia chyba wpadła jak śliwka w kompot. Świetnie, bo fajna byłaby z nich para:) Zastanawiam się czy Paweł w niedługim czasie weźmie przykład z Olka? Powinien się postarać, bo mu ktoś inny zgarnie Wiki sprzed nosa. Dziękuję za dzisiaj. Jak zawsze czekam na kolejny rozdział. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam uściski:) Gaja
Małgosiu,
OdpowiedzUsuńto chyba ze zmęczenia, bo oczywiście zapomniałam napisać jak ogromnie się cieszę z nowej zapowiedzi:) Gratuluję pracowitości i pomysłów. Buziaki:) Gaja
Gaju
UsuńVioletta Kubasińska powiedziałaby "święta, święta i po ptokach".
Te święta miały być bardzo rodzinne, pełne miłości rodzinnej i zrozumienia i mam nadzieję, że udało mi się je w taki właśnie sposób opisać.
Olek ma już za sobą jedno małżeństwo i wciąż szuka tej swojej prawdziwej miłości. Po poznaniu Basi jest pewien, że właśnie ją znalazł i teraz będzie kuł żelazo póki gorące.
Dzięki wielkie za dwa komentarze. Uściski. :)
Coś podobnego, ale Olek ma parcie;) A Basia też nie lepsza, nie udaje niedostępnej czy zaskoczonej. Bez zbędnych ceregieli zgadza się spróbować. Tym mnie zaskoczyłaś;) Dałam się wkręcić w słowa Pawła i myślałam, że z nią będzie ciężej, bo ojciec, bo Paweł, bo praca, bo brak czasu i takie tam. Paweł powinien wziąć przykład z siostry. Wiki jest taką fajną i żywiołową kobietką. Widać, że zupełnie nie przeszkadza jej niepełnosprawność Pawła. Traktuje go normalnie. Ciekawa jestem czy Paweł sam zauważy jaka fajna jest Wiki czy ktoś mu to będzie musiał wbić do głowy? A może to Wiki przejmie inicjatywę? Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńOlek jest po prostu rodzinnym człowiekiem i nie chce być sam. W Basi odnalazł bratnią duszę, podoba mu się zarówno jej charakter jak i jej fizyczność. Na pewno będzie drążył temat i nie odpuści. Natomiast Paweł już uważa Wiki za fajną dziewczynę i dobrą przyjaciółkę, chociaż niedługo będzie weryfikował tę opinię.
Wielkie podziękowania za komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)
Witaj
OdpowiedzUsuńNo i stało się mamy pierwszą parę tak jak myślałam. Jeszcze Paweł powinien zacząć myśleć o Wiki bardziej jak o kimś więcej niż przyjaciółka. Ja rozumiem, że śmierć kogoś kogo bardzo się kocha jest czymś strasznym, ale nie można zamykać się w sobie. Nikt nie każe nam zapomnieć o tej zmarłej osobie, ale życie toczy się dalej. Mam nadzieje, że Paweł da sobie i Wiki szanse.
Pozdrawiam serdecznie
Julita
Julita
UsuńPaweł od czasu wypadku i tak się zmienił. Już nie zasklepia się we własnym świecie i wychodzi do ludzi. Bardzo docenia przyjaźń Wiki, jest jej wdzięczny za wszelką formę pomocy. Nadejdzie moment, że spojrzy na nią nieco inaczej.
Pozdrawiam najpiękniej i dziękuję. :)
Nie wiem dlaczego ale wydaje mi się, że Wiki już coś czuje do Pawła.I nie jest to tylko przyjaźń. Koniec świąt to też jeszcze nie jest bo minęła dopiero wigilia i przed nimi dwa święta i sylwester i czas na to aby w starym roku zmieniło się i coś w uczuciach tych główniejszych bohaterów. Zwłaszcza, że teście Pawła są tym aby ułożył sobie życie. Chwała im też za to, że tak życzliwie przyjęli Wili. Takich teściów to ze świecą szukać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńMasz rację i jeszcze trochę przez te święta się wydarzy a i nowy rok też dla niektórych będzie łaskawy.
Dobrzy teściowie się zdarzają. Wprawdzie są jak wymierające gatunki, ale bywa.
Dziękuję, że przeczytałaś i najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Paweł jeszcze nie do końca otrząsnął się po śmierci Marty ,ale wcale nie jestem zaskoczona tym faktem. Zrobił już kilka kroków naprzód i z pewnością nie cofnie się do stanu w jakim tkwił jeszcze do niedawna. Pogrążony w żałobie i odizolowany od świata i ludzi. Pieska miłość kwitnie =D.Inna też z pewnością zakwitnie w swoim czasie.Wiki to miła i bardzo fajna dziewczyny.Nic dziwnego ,że teście Pawła ją polubili.Czekam na cd. Pozdrawiam serdecznie :).
OdpowiedzUsuńJustyś
UsuńTo prawda, co piszesz. Paweł niejako stoi w rozkroku. Poznał fajnych ludzi, częściej wychodzi i generalnie jego życie zmienia się na lepsze. Jednak część jego nadal tkwi w przeszłości i pamięta o tym, co stracił. Ponieważ jednak zmierzamy ku lepszemu, to i szala będzie się przechylać na tę pozytywną stronę.
Pozdrawiam cieplutko. :)
Nie ma to jak dobra organizacja pracy i umiejętne zaangażowanie innych do pomocy. Basia jest w tym mistrzynią. Nikt się nie buntuje, nie marudzi. Jest tyle rąk do pracy, że dzięki temu nikt nie poczuł się wykończony. Fajnie jak do stołu można usiąść wypoczętym i zrelaksowanym. Przyznam, że mi się to rzadko zdarza, często szczególnie na Wigilię coś tam jeszcze robię właściwie do ostatniej chwili. Takich teściów to ze świeczką szukać, wykazują niesamowitą wyrozumiałość. Mimo pierwszych chwil niepewności, potrafili się przemóc;) Klasa sama w sobie;) No i nareszcie wykluwa się chyba pierwsza para? Serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJolu
UsuńTe święta miały być bardzo rodzinne więc założyłam, że i przygotowania do nich też powinny takie być. Już wcześniej pisałam, że nieco wyidealizowałam Leśniaków, ale o teściach rzadko mówi się pozytywnie i zazwyczaj coś się im zarzuca. W tej historii oboje występują jako bohaterowie niesamowicie pozytywni i pełni szlachetnych cech.
Między młodymi zaczyna pączkować uczucie, bo psiaki kochają się już na zabój.
Pozdrawiam Cię pięknie i dziękuję za wizytę na blogu. :)
Fajna, taka pogodna i rodzinna część. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam. :)
UsuńBiedna Wiki. Wydaje mi się, że Paweł się jej podoba. Może gdyby nie zobaczyła rozklejenia się Pawła na Wigilii na wspomnienie o zmarłej żonie, to może sama dążyłaby do zbliżenia się do niego. Jednak ten widok chyba dość skutecznie jej uświadomił, że Paweł jest właściwie cały czas zajętym facetem, że mogą być tylko przyjaciółmi? Szkoda. Za to jej brat działa jak burza. No i dobrze, na co czekać skoro coś go ciągnie do Basi. Oj ta chemia;) Czekam na to co będzie dalej. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńŚwięta to zawsze czas wzruszeń, wspomnień o tych, którzy odeszli. Wiki wprawdzie była zaskoczona reakcją Pawła, ale też powinna była spodziewać się czegoś podobnego. Jego codzienne wizyty na cmentarzu świadczyły przecież o wielkim przywiązaniu do zmarłej żony. Mogę powiedzieć tylko tyle, że stan Pawła będzie ewoluował i jeszcze Was zaskoczy.
Dziękuję bardzo za wpis. Serdecznie pozdrawiam. :)
Do papużek nierozłączek w postaci Momo i Mony dołączają Olek i Basia? Powinna być z nich świetna para. Właściwie od początku nadają na tych samych falach, z łatwością się dogadują. Mam nadzieję, że nic tego nie popsuje, albo nikt z nich nie zdezerteruje, np. Basia? Teraz należy tylko czekać na ruch Pawła i Basi, bo będzie prawda? A pieski są urocze;) Dzięki za słodki rozdział. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńO związek Basi i Aleksandra możesz być spokojna. Oni faktycznie dogadują się bez słów i szybko dojdą do porozumienia. Natomiast Paweł i Wiki, to bardziej skomplikowana historia i jeszcze trochę potrwa zanim coś zaiskrzy.
Pozdrawiam Cię najpiękniej i dziękuję za wpis.
Tego się spodziewałam, że Wiktoria i Aleksander zostaną życzliwie przyjęci przez pozostałych członków rodziny. I się nie zawiodłam;) Wszyscy się bardzo postarali i dzięki temu Wigilia przebiegła w bardzo ciepłej i rodzinnej atmosferze. Prezenty trafione w dziesiątkę. Nie pamiętam czy pisałaś czy w pozostałe dni świąt młodzi spędzą razem? Ale myślę, że przynajmniej Olek nie odpuści Basi i chociaż w jeden dzień będzie chciał się z nią spotkać? Trzeba kuć żelazo póki gorące. Rozumiem dlaczego Paweł nie jest taki szybki jak Olek, ale może i to się wkrótce zmieni? Do następnego. Pozdrawiam;) AB
OdpowiedzUsuńJeszcze nie pisywałam kolejnych dni świąt i zrobię to w następnej części. Będzie też opisany sylwester chociaż skorzysta z niego, a raczej z dobrej zabawy tylko Basia z Olkiem. Paweł wciąż ma nabitą głowę wątpliwościami wynikającymi z tych nękających go snów, ale dzięki nim sporo zrozumie.
Wielkie podziękowania za komentarz.Pozdrawiam serdecznie. :)
Przyjemnie czytać o pozytywnych zmianach w życiu Pawła i Basi;) Część zdecydowanie podnosząca na duchu. Pozdrawiam Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńMyślę, że od teraz każda z części będzie pozytywna, bo coraz szybciej zmierzamy do szczęśliwego zakończenia tej historii.
Dziękuję za wpis i pięknie pozdrawiam. :)
Marta niezmiennie króluje w sercu Pawła, ale chyba to się powolutku zmienia. Mimo, że Paweł w dalszym ciągu prowadzi z żoną te swoiste rozmowy, to widać po nich, że się rzeczywiście pozbierał do kupy;) To nie są już lamenty, rozpacz, tęsknota i użalanie się. Przypomina to bardziej chęć podzielenia się z nią podjętymi decyzjami i tym co się u niego dzieje. Opowiada jej o Wiktorii, o tym jaka ona jest. Chyba potrzebuje jakiegoś znaku, że Marta te zmiany akceptuje? Bez jej "przyzwolenia" chyba nie zrobi żadnego kroku dalej? Zastanawiam się jak to rozwiązałaś? Czekam na ciąg dalszy. Serdecznie pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda
UsuńTu raczej nie chodzi o przyzwolenie Marty, ale o coś w rodzaju wypełnienia przeznaczenia. Piszę o tym chyba w kolejnym rozdziale. Oczywiście nie napiszę w jaki sposób to rozwiązałam, ale z pewnością da to Pawłowi pretekst do przemyśleń.
Pięknie Cię pozdrawiam i serdecznie dziękuję za komentarz.
A ja z innej beczki. Młodzi świetnie się dogadują. Basia chyba wpadła już jak śliwka w kompot? Wiki chyba też jest pod wrażeniem Pawła? A co z rodzicami? Kolacja Wigilijna co prawda upłynęła w cudownej, rodzinnej atmosferze, ale zastanawiam się czy oni zauważyli jakieś zmiany w zachowaniu Basi czy Pawła? Spodziewają się, że te święta prawdopodobnie są przełomowe również dla nich? Wielokrotnie już było napisane, że takich teściów, to ze świeczką szukać, ale czy oni tak naprawdę będą w stanie zaakceptować nową kobietę przy boku Pawła? Nie będą mieć do niego i do niej pretensji? Są w stanie w dalszym ciągu utrzymywać z nim kontakt, czy też urazi ich to? Nie będą Wiki porównywać do Marty? Ona i tak musiałaby się pogodzić z tym, że część serca Pawła będzie zawsze zajęte przez zmarłą żonę. Więc dodatkowy stres, że jest się nieustannie porównywanym do zmarłej córki byłby niezbyt miły. Chociaż może nie, oni szybciej zaakceptowali fakt, że córka odeszła i nic tego nie zmieni, to raczej Paweł ma z tym problem. A tata Basi i Pawła? Będzie potrafił zaakceptować ewentualną nową synową, a co równie ważne ewentualnego zięcia? Zmiany, do których dążysz wywrócą do góry nogami życie ich wszystkich. Wiesz, że planujesz rewolucję;) Czekam na kolejną część. Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOla
UsuńAleż napisałaś długi komentarz! Powiem tak. Raczej nie skupiałam się nad odczuciami rodziców. Leśniakowie początkowo byli nieufni wobec Wiki, ale przekonali się, że to naprawdę mądra i wartościowa dziewczyna. A jak zareagował ojciec Basi na Alexandra możemy się jedynie domyślać. Na pewno cieszy się, że jest ktoś, kto wykazuje zainteresowanie jego córką. Zarówno on jak i Paweł są jej bardzo wdzięczni za wszystko, co dla nich robiła i robi, ale żaden z nich nie chciał, by poświęciła dla nich swoją młodość i szczęście.
Poza tym Leśniakowie nie są tym rodzajem ludzi, którzy mieliby Pawłowi za złe, że pragnie sobie ułożyć życie od nowa. Doskonale rozumieją, że wręcz powinien to zrobić, bo całe życie ma przed sobą. Porównanie Wiki do Marty na pewno będzie, chociaż sama Wiki nigdy się o tym nie dowie więc nie odczuje tego jakoś negatywnie.
Być może rzeczywiście to będzie rewolucja, ale nikomu ona nie zrobi krzywdy a raczej wszystkim wyjdzie na dobre.
Dziękuję za ten imponujący wpis i najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)