ROZDZIAŁ
6
Aleksander zatrzymał samochód
przy samym wejściu do bloku. Wysiadł z jego wnętrza i wyciągnął wózek z
bagażnika. Kiedy Paweł usadowił się już na nim uznał, że powinien im się
odwdzięczyć za podwózkę.
- A może macie ochotę na świeżo parzoną mocną
kawę? Jeśli tak, to serdecznie was zapraszam. Rozgrzejecie się trochę, bo na
pewno zmarzliście.
Wiki popatrzyła na swojego
brata
- W sumie, to chyba nie mamy nic lepszego do
roboty i bardzo chętnie napijemy się z tobą kawy.
- W takim razie chodźmy. To na parterze –
pojechał pierwszy i wyciągnął z kieszeni klucz. Denerwował się, bo klucz w
ogóle nie chciał się obrócić w zamku. – Nie rozumiem, co się stało… - mruknął.
Tymczasem drzwi otworzyły się na całą szerokość i stanęła w nich Basia. Paweł
obrzucił ją zdziwionym spojrzeniem.
- Basia? A co ty tu robisz? Nie jesteś w
pracy? – Stecówna przewróciła oczami.
- Mamy sobotę matołku – odpowiedziała ze
śmiechem.
- No tak. Całkiem zapomniałem. Prowadzę gości.
Poznaj proszę Wiktorię i Aleksandra Brollów. Spotkaliśmy się na cmentarzu a oni
byli tak uprzejmi, że podwieźli mnie. Zaproponowałem kawę.
- Miło mi was poznać. Rozbierzcie się. Ja
tylko uwolnię Momo z uprzęży i już nastawiam expres. Zapraszam.
Wiki weszła do pokoju i
rozejrzała się ciekawie.
- Masz bardzo przytulne mieszkanko i świetnie
urządzone. Naprawdę jestem pod wrażeniem.
- To w ogóle nie moja zasługa. To wszystko mam
dzięki moim wspaniałym teściom, mojemu ojcu i Basi. Momo też jej zawdzięczam.
Oni wszyscy pomogli mi się pozbierać po wypadku i dojść ze sobą do ładu. Bardzo
im jestem za to wdzięczny. Siadajcie proszę, – wskazał kanapę - zaraz będzie
kawa. – Sam przesiadł się z wózka do wygodnego fotela. Obok przycupnął Momo.
Basia wniosła filiżanki z parującą, pachnącą kawą i ustawiła na stole. Sama
usiadła obok brata.
- Paweł opowiadał mi, że poznał cię w parku
Wiki.
- To prawda. Mam też labradorkę i czasem z nią
chodzę tam na spacery. Jak zaczęliśmy rozmawiać, to powziął podejrzenie, że to
ty mnie do niego przysłałaś, bo zaproponowałam mu pomoc w założeniu serwisu
komputerowego. Mówił, że od dawna ciosasz mu kołki na głowie. – Basia
westchnęła ciężko.
- Molestuję go wręcz, bo uważam, że już dość
czasu zmitrężył. Powinien zadbać o swoją przyszłość i zacząć zarabiać.
- Ja też jestem bez pracy. Pobieram zasiłek
dla bezrobotnych, ale to nie jest komfortowa sytuacja, bo jego kwota jest niska
i gdyby nie pomoc Aleksandra, to nie wiem, czy nie przymierałabym głodem.
Paweł przyglądał się Wiktorii z
prawdziwą przyjemnością. Już dawno żadna kobieta nie wywarła na nim tak
pozytywnego wrażenia. Była blondynką o długich, sięgających połowy pleców
włosach, błękitnych jak letnie niebo oczach i lekko różowej cerze. – Jak Marta… – pomyślał.
-A ty Aleksandrze czym się zajmujesz? – Basia
z ciekawością obrzuciła potężną sylwetkę mężczyzny.
- Pracuję jako kierowca w firmie spedycyjnej.
Często nie ma mnie w domu, bo jestem w trasie. Na szczęście jeżdżę wyłącznie w
kraju. To jednorazowo zajmuje dzień lub dwa. Praca jest ciężka, ale nie
narzekam. Kilka miesięcy temu uwolniłem się z toksycznego związku i wróciłem do
rodzinnego domu zostawiając żonie dom. Niech ma. Dla mnie on nie był ważny.
Lubię ciszę i spokój, a tam tego nie miałem. Rozwód odbył się szybko, bo nie
mieliśmy dzieci. Dobrze dogadujemy się z Wiki i nie wchodzimy sobie w paradę.
- My z Pawłem też raczej się nie kłócimy. Jest
między nami spora różnica wieku, i gdy mama nasza zmarła, to ja mu ją
zastąpiłam i tak jest do tej pory, chociaż trudniej niż wtedy. Mieszkam z
ojcem, o którego też trzeba zadbać.
- Poświęciła dla nas swoje własne szczęście.
Ona powinna wyjść za mąż, mieć dzieci, a tymczasem niańczy dwóch starych
chłopów. To nie powinno tak wyglądać.
- Daj spokój Paweł. Mnie to odpowiada.
Słuchajcie, a może zjecie z nami obiad? Całe wczorajsze popołudnie lepiłam
setki pierogów z mięsem. Lubicie?
- Ja uwielbiam – wyrwał się Aleksander. – Wiki
roześmiała się.
- Powstrzymaj swoje zapędy Olek. To nieładnie
tak się narzucać. Nie chcemy sprawiać kłopotu.
- To żaden kłopot. Pierogi są już podgotowane.
Wystarczy wrzucić je na patelnię i gotowe. Zaraz przygotuję.
Po chwili poczuli zniewalający
zapach przysmażanego, wędzonego boczku i uśmiechnęli się błogo.
- To będzie prawdziwa uczta – Aleksander nie
mógł powstrzymać się od komentarza. – Już nie pamiętam kiedy ostatni raz jadłem
takie pyszności. To musiało być strasznie dawno.
Nie upłynęło wiele czasu, gdy
Basia wniosła do pokoju ogromną michę wypełnioną po brzegi pierogami obsypanymi
przysmażonymi skwarkami.
- Proszę bardzo, częstujcie się. Smacznego.
Momo –zwróciła się do psa – ty też idź jeść piesku. Miska czeka. – Pies leniwie
podniósł się z miejsca i poczłapał do kuchni. Zajęli się jedzeniem. Nie
rozmawiali delektując się smakiem potrawy. Aleksander mruczał z zadowolenia.
- Taka kobieta, to prawdziwy skarb. Dlaczego
ja cię wcześniej nie spotkałem Basiu? – Ona roześmiała się głośno.
- Dołóż sobie. Nie krępuj się.
- Zjadłem już chyba z dziesięć.
- Ja ci nie liczę, jeśli tylko ci smakują to
śmiało, bierz – podsunęła mu miskę. Skorzystał skwapliwie.
Goście wyszli koło szesnastej.
To był bardzo miły dzień dla nich wszystkich. Paweł z Basią zapraszali
ponownie, a oni zapewniali, że na pewno się zjawią.
- Tu zostawiam ci Paweł mój numer telefonu –
Wiki wcisnęła mu w dłoń niewielki kartonik. - To tak na wszelki wypadek, gdybyś
czegoś potrzebował, a Basia nie była dostępna.
- Dziękuję. Na pewno skorzystam. Jedźcie
ostrożnie. Ślisko jest.
Kiedy zamknęły się za nimi
drzwi Basia uprzątnęła naczynia i zrobiła porządek w kuchni. Przysiadła na
fotelu kończąc kawę.
- Bardzo fajni ludzie. Sympatyczni. Wiki
przemiła a Aleksander niezwykle uprzejmy. Spodobali mi się.
- Mnie też. Aleksandra poznałem dopiero
dzisiaj, ale zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Naprawdę fajny facet.
- Zmieniłam ci pościel i zawiesiłam świeże
firanki, łazienka umyta. Będę wracać powoli, bo pewnie ojciec już się
niecierpliwi. Jemu też muszę poświęcić trochę czasu. Będę się zbierać –
podniosła się z kanapy i ruszyła do przedpokoju.
- Dziękuję Basiu i za sprzątanie i za cały dzisiejszy
dzień. Był naprawdę przyjemny głównie dzięki tobie.
Znowu miał niespokojną noc.
Kolejny raz obudził się z krzykiem. Jego ciało zlane było potem. Oddychał
ciężko zastanawiając się, czy kiedyś obudzi się bez tych snów. Znowu był na
łące, ale tym razem otoczenie było nieprzyjazne i zimne. Szukał Marty.
Dostrzegł ją w końcu w tej samej białej sukience, jednak silny wiatr smagał jej
ciało i włosy tworząc wokół jej głowy dziwną aureolę. Nie widział koło niej
dziecka. Zawołał ją, ale jego słowa rozmywały się w świście wiatru. Nagle
krajobraz się zmienił, wiatr ucichł a jego oczom ukazała się najpierw czerwona
czapka i kolorowy szalik. – Wiktoria?
– poruszył ustami wymawiając jej imię. Pomachała mu na przywitanie. Im bardziej
się zbliżała tym szybciej zmieniała się jej twarz. Raz była Martą, raz
Wiktorią. Niemal oszalał. Bał się, że jeśli to nie ustanie, on nabawi się
oczopląsu. Co miała oznaczać ta zamiana? Upadł na oszronioną trawę i ukrył w
dłoniach twarz.
- Dlaczego mi to robisz Marta?! – krzyknął
usiłując przekrzyczeć znowu wzmagający się wiatr.
- To dlatego, żebyś zrozumiał – usłyszał
gdzieś w środku głowy.
- Zrozumiał?! Ale co zrozumiał?!
Nie odpowiedziała. Jej sylwetka
rozmyła się w powietrzu, a on krzyknął i otworzył oczy. Momo wskoczył na łóżko
i zaczął lizać jego twarz jakby chciał go uspokoić i powiedzieć, że wszystko
już w porządku. Nie było w porządku. Czuł się zmęczony i kompletnie rozbity.
Zwlókł się z łóżka i podjechał do łazienki. Ciepły prysznic uspokoił go nieco.
– Dałbym wszystko za kieliszek koniaku
– pomyślał.
Ubrał się ciepło i założył
uprząż psu. Było jeszcze wcześnie, ale nie potrafiłby już zasnąć. Ruszył na
cmentarz. W nocy spadło trochę świeżego śniegu i okolica wyglądała niemal
bajkowo. Pociągnął nosem wdychając do płuc mroźne powietrze i mocniej pchnął koła
wózka. Momo biegł obok zanurzając co chwilę pysk w śnieżno-białym puchu. Na
miejsce dotarli po dwudziestu pięciu minutach. Dzisiaj trwało to dłużej, bo
chodniki były jeszcze nie odśnieżone. Minął kaplicę. Chyba trwało w niej jakieś
nabożeństwo. Zdziwił się, że takie wczesne. Było niewiele po dziewiątej.
Grób był przysypany warstwą
śniegu. Z zawieszonej przy wózku sakwy wyjął małą szufelkę i zaczął odgarniać.
Pies wskoczył na płytę i ujął w pysk jeden z wypalonych zniczy przynosząc mu
pod nogi. Za chwilę to samo zrobił z drugim.
- Jeszcze ten zwiędły wieniec Momo. Dasz radę?
Dobry pies…
Znicze i suche badyle wrzucił
do foliowego worka. Teraz łatwiej było mu zgarniać śnieg. Zmęczył się, bo dla
niego to nie była prosta czynność, ale wreszcie odsłonił płytę. Ustawił na niej
palące się znicze i włożył do wazonu kilka sztucznych chryzantem.
- Znowu
mi się śniłaś Martuś. Już przestałem rozumieć te sny. Chcesz mi coś przekazać,
a ja kompletnie nie wiem, o co chodzi. Dlaczego dzisiaj pojawiła się Wiktoria?
To było naprawdę dziwne. Przecież dopiero ją poznałem. Chyba ty nie chcesz nią
zastąpić siebie? Jeśli takie masz zamiary, to wiedz, że ja nie jestem
zainteresowany. Kochałem i nadal kocham tylko ciebie i nie mam zamiaru szukać
jakiegoś zastępstwa. Strasznie za tobą tęsknię. Zrobiłbym wszystko, żeby móc
przytulić cię jeszcze raz i pogładzić twoje miękkie, pachnące ziołowym
szamponem włosy. Byłaś dla mnie wszystkim i nikt mi cię nie zastąpi. Nikt.
– Znowu pociekły mu łzy. To nadal było dla niego trudne. Z jednej strony ciężko
znosił pobyty w tym miejscu, a z drugiej w jakiś sposób wyciszały go i
uspokajały.
Msza się skończyła i z kaplicy
zaczęli wysypywać się ludzie. Obejrzał się do tyłu i wydawało mu się przez
moment, że widzi swoich teściów.
- Przewidziało mi się pewnie – mruknął sam do
siebie.
- Witaj Paweł – usłyszał głoś Józefa Leśniaka
i już wiedział, że nie ma omamów. Uścisnął teściowi dłoń i przywitał się z
teściową. Po chwili dołączyła do nich Basia z ojcem.
- A co wy tu robicie tak wcześnie? Ktoś umarł?
To czyjś pogrzeb?
- Nie…, mówiłem ci kiedyś, że mamy zamiar
zamówić mszę za Martę, ale wolny termin był w niedzielę i to tak wcześnie rano.
Zależało nam, żeby odbyła się tu w kaplicy a nie w kościele. Tu jest bardziej
kameralnie. Widzę, że usiłowałeś odśnieżyć. Poprawię trochę. Za pomnikiem jest
zmiotka. My też zabraliśmy znicze i zaraz je zapalimy – zakrzątnął się wokół
grobu.
- Co ze świętami? – zapytała Basia. – Przecież
to już za chwilę. Może spędzilibyśmy razem chociaż wigilię? Tak chyba byłoby
najlepiej. Zorganizujemy ją u Pawła. Zgodzisz się? Do nas nie dotrzesz, bo to
drugie piętro, a i do Leśniaków droga niełatwa.
- Oczywiście. Nie mam nic przeciwko temu. Na
pewno będzie rodzinnie i miło.
- No to załatwione.
Po powrocie do domu przygotował
sobie i psu obiad, a następnie sięgnął po telefon wybierając numer Wiktorii.
Odebrała niemal natychmiast.
- Cześć Paweł. Potrzebujesz czegoś?
- Pomocy. Niedługo święta i chciałem cię
zapytać, czy nie wybrałabyś się ze mną jutro na świąteczne zakupy. Muszę nabyć
prezenty dla mojej rodziny i to dlatego nie chciałbym nikogo z nich prosić o
przysługę, bo przecież ma to być dla nich niespodzianka. Może pomogłabyś mi
wybrać jakiś ładny prezent dla Basi? Ona zasługuje na coś naprawdę wyjątkowego.
Nie będę zabierał psa, bo mogliby mnie z nim nie wpuścić.
- Nie ma sprawy. O której mam się zjawić? Może
zanim pójdziemy, to ja wyprowadzę Momo, a ty spokojnie się ubierzesz?
- Byłoby wspaniale. W takim razie czekam na
ciebie koło dziewiątej.
W poniedziałek rano Wiki
podjechała pod blok Pawła pożyczonym od brata samochodem. Przywitała się z nim
i od razu wyszła z psem. Wróciła pół godziny później. Momo był wybiegany i
wyglądał na zadowolonego. Paweł nasypał mu trochę suchej karmy do miski a do
drugiej wlał wodę.
- Zostajesz Momo. Bądź grzeczny i nie
rozrabiaj. Czekaj aż wrócę.
Kiedy wyjechał przed budynek
zdziwił go widok samochodu.
- Myślałem, że pójdziemy tu do galerii…
- A ja pomyślałam, że tu nie ma wielkiego wyboru.
Pojedziemy do Zduńskiej Woli. Tam na pewno uda nam się coś fajnego kupić – Wiki
otworzyła przednie drzwi. – Pakuj się, a ja złożę wózek i wrzucę go do
bagażnika. - Kiedy dotarli już do galerii Wiktoria postanowiła pchać wózek. -
Tak będzie szybciej – wyjaśniła - a i ty tak bardzo się nie umęczysz. Najpierw
jedziemy na ciuchy.
Od nadmiaru towaru zawróciło
się Pawłowi w głowie. Zupełnie nie mógł się zdecydować. W końcu Wiktoria
powiedziała mu, że muszą ustalić, czego szukają, bo inaczej będą kręcić się w
kółko.
- Basi chciałbym kupić jakąś ładną garsonkę,
ale nie wiem, czy to nie zbyt ambitny prezent, bo przecież ja nawet nie znam
jej rozmiaru.
- Jestem pewna, że ma nie większy niż
trzydzieści osiem. Jest dość drobna i niewysoka. Niższa ode mnie o pół głowy.
Zaraz czegoś poszukamy.
- Dla teściowej może jakaś ładna bluzeczka.
Ona na pewno ma rozmiar czterdzieści cztery. Słyszałem jak kiedyś mówiła o tym
do Marty. Ojcu i teściowi wziąłbym jakieś porządne, wełniane swetry. Nie będę
na nich oszczędzał, bo wiele im wszystkim zawdzięczam.
- No to ustalone. Jedziemy.
Teraz, gdy Wiki wiedziała już
czego szukać, poszło znacznie łatwiej. Znalazła ładną, ciepłą garsonkę w
kolorze beżowego melanżu i przymierzyła ją na siebie.
- Będzie pasować, zobaczysz. Spójrz, tu są też
bluzki i to całkiem porządne – ściągnęła jedną z nich z wieszaka. – To
bliźniak, jaki ładny.
- Bliźniak?
- To bluzka posiadająca jakby dwie warstwy.
Kolor też bardzo ładny, seledynowy. Spodoba jej się?
- Myślę, że tak.
- W takim razie płacimy i wychodzimy. Tam na
końcu jest moda męska. Obejrzymy swetry.
Dostali i je. Paweł był bardzo
zadowolony i podziwiał operatywność Wiki. Gdyby przyjechał tu sam, nawet by nie
wiedział, w którą stronę ma się obrócić. Dostrzegł z daleka księgarnię i powiedział
Wiki, że chciałby do niej na chwilę wejść.
- W takim razie zostawię cię tutaj i pójdę
zrobić zakupy dla siebie. To nie potrwa dłużej jak piętnaście minut i będę z
powrotem.
Wjechał do księgarni i
postanowił od razu zapytać ekspedientkę o ładny kalendarz na przyszły rok.
- Wie pani, nie chodzi mi o taki na ścianę,
ale o solidny, w ładnej oprawie kalendarz dla pracownika biurowego. Coś
naprawdę wyjątkowego.
- Mamy takie. Skórzana oprawa i litery
odciśnięte w złocie. Proszę zobaczyć – wyciągnęła zza lady gruby brulion. Od
razu się Pawłowi spodobał. Chciał go podarować Wiki. Prezent nie był
zobowiązujący i zupełnie beż żadnych podtekstów.
- A macie jakieś komplety do pisania w ładnym
etui?
- Mamy takie z długopisem i ołówkiem.
- To jeszcze poproszę taki komplet i kilka
tych dużych, ozdobnych, świątecznych toreb. Powiedzmy pięć dużych i dwie trochę
mniejsze. Aha i jeszcze ładny atlas samochodowy najlepiej w twardej oprawie. – Na pewno przyda się Aleksandrowi –
pomyślał.
Kobieta zapakowała mu wszystkie
rzeczy do reklamówki i przyjęła zapłatę. Wyjechał z księgarni i przystanął przy
szybie czekając na Wiki. Pojawiła się wkrótce niosąc wypakowane dwie torby.
Mieli już wszystko, mogli wracać.
- Zapraszam cię na kawę do mnie – rzucił. Uśmiechnęła
się.
- Bardzo chętnie, ale na chwilę przystanę koło
siebie, zaniosę torby i zabiorę Monę. Nie może tak długo siedzieć sama. Możemy
przed tą kawą pójść na krótki spacer. Psy wybiegałyby się, a potem moglibyśmy
spokojnie usiąść i popakować prezenty.
- Bardzo dobry pomysł. Jedźmy.
Siedzieli u Pawła w salonie w
otoczeniu mnóstwa kolorowych toreb, opowiadali dowcipy i pakowali zakupione
rzeczy. Psy zmęczone bieganiem ułożyły się obok siebie na dywanie gryząc psie
przysmaki zakupione przez Wiki.
- Dobrze zrobiłem dzwoniąc i prosząc cię o
pomoc. Sam chyba nic bym nie zdziałał. Poszło tak szybko i sprawnie, że jestem
zdziwiony. Moja rodzinka będzie miała niespodziankę. Nie mówiłem ci, ale
wigilię postanowili zrobić u mnie. A może dołączycie ty i Aleksander? No chyba,
że macie już inne plany.
- Nie mamy żadnych. Wprawdzie posiadamy jakąś
dalszą rodzinę, ale gdzieś na Rzeszowszczyźnie i raczej nie utrzymujemy z nią
kontaktów. Tutaj nie mamy nikogo oprócz siebie.
- Więc tym bardziej moje zaproszenie jest
uzasadnione. Na pewno się pomieścimy, a Basia bardzo ucieszy. Poznacie przy
okazji mojego tatę i teściów. To naprawdę wspaniali ludzie. Marta też była taka
– zamilkł, bo gardło ścisnęło mu się ze wzruszenia. Wiki udawała, że nie słyszy
jak załamuje mu się głos.
- Na pewno będzie fajnie, a my chętnie
przyjdziemy. Wydaje mi się, że Basia zrobiła na Olku ogromne wrażenie. Jest
bardzo ładna i chociaż to nie jest najważniejsze on był zachwycony jej urodą i umiejętnościami
kulinarnymi. Jak wracaliśmy do domu, to nie mógł przestać o niej gadać. Byłoby
świetnie, gdyby oni…, no wiesz…
- Nie chcę cię martwić, ale Olek będzie się
musiał chyba napracować, żeby zdobyć jej względy. To nie chodzi o to, że ma się
za skończoną piękność i z tego powodu zadziera nosa, bo tak nie jest. Ona musiała
szybko dojrzeć po śmierci mamy. Ojciec pracował, a Basia zajmowała się mną, bo
byłem wtedy małym pędrakiem. Potraktowała to jak misję i uznała, że małżeństwo
nie jest jej pisane, bo przede wszystkim musi zadbać o nas. To złe podejście i
ja od zawsze tak uważałem, ale ona wie swoje. Nawet nie wiesz jak bardzo
uszczęśliwiłaby mnie wiadomość, że ona ma chłopaka, bo nie przypominam sobie,
żeby go kiedykolwiek miała. Olek to dobry, spokojny człowiek i myślę, że
pasowaliby do siebie. Tak, czy owak ma moje błogosławieństwo. Niech próbuje.
- A ja chciałam jeszcze o czymś z tobą
porozmawiać. Podjąłeś już jakieś decyzje odnośnie otwarcia tego serwisu? Bo
jeśli tak, to ja z wielką ochotą mogłabym się rozejrzeć za jakimś lokalem.
Ważne jest to, żeby był tani, nie wymagał drogiego remontu i żeby był położony
w miejscu, do którego każdy bez problemu by trafił. No i czynsz nie może
przekraczać naszych możliwości.
- Szczerze mówiąc, za wiele nie myślałem, ale
skoro zaczęłaś już temat, to uważam, że czas zabrać się za to i zrobimy to po
nowym roku. Oczywiście lokalu można szukać już, bo to w niczym nie przeszkadza.
Przynajmniej będziemy zorientowani jak takie rzeczy stoją na rynku i czy w
ogóle ktoś wynajmuje. Ja też spróbuję pogrzebać w internecie. Może będę miał
szczęście?
Ciepło, cieplej ... gorąco?! Paweł i Wiktoria świetnie się dogadują, zresztą tak jak Momo i Mona;) Chyba wszyscy już nie mają nic do powiedzenia;) Ciekawe czy druga para nieboraków też tak będzie sobie radziła? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJuż poprzednio pisałam, że teraz już będzie z górki. Za wiele nie mogę napisać, bo musiałabym zdradzić dalszy ciąg tej historii. Jedno jest pewne, że jakaś chemia wisi w powietrzu.
UsuńPozdrawiam serdecznie. :)
Jestem baaardzo zadowolona;) Wreszcie jest tak jak lubię. Wszystko się prostuje. Teraz czas na miłość;) Wspaniale, że wszyscy są wolni i do tego tacy sympatyczni. Czekam kiedy i kto z nich szybciej zorientuje się, że to jest to? Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńA ja jestem zadowolona, że Ty jesteś zadowolona. Hahaha. Miłość powoli się wykluwa i to w niejednym sercu. Powoli będę odsłaniać karty.
Dzięki, że wpadłaś. Pozdrawiam Cię pięknie. :)
No, no, no! Odważne posunięcie - zaproszenie na Wigilię teściów i nowej "znajomej"?! Może być ciekawie, mogą być problemy. Chociaż, to są ludzie o wysokiej kulturze osobistej, ale szkoda żeby było im przykro. Chętnie poczytam o tym jak to rozwiązałaś? Serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńŚwięta na pewno będą inne niż do tej pory. Przede wszystkim będzie więcej osób, a czy obdarzą się wzajemną sympatią, to już inna sprawa. O tym w następnym rozdziale.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej. :)
Świetne jak zawsze. Czekam na dalsze losy całej szósteczki;)
OdpowiedzUsuńDziękuję i pięknie pozdrawiam. :)
UsuńNajlepszy pomysł dla nich na biznes to szczeniaki. Nie narobią się a zarobią. Albo biuro matrymonialne. Wspólne święta mogą okazać się dobrym pomysłem na wzmocnienie relacji całej czwórki. Chociaż dla Pawła mogą byś też smutne, bo to chyba pierwsze święta bez żony. Ale coś się kończy a coś zaczyna.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńSzczeniaki do dla mnie najgorszy biznes. To wykorzystywanie biednych suk w celach reprodukcyjnych. Po paru takich ciążach te biedne psiaki wyglądają okropnie. Ja nie będę taka okrutna, bo Paweł i Wiki posiadają gruntowne wykształcenie i mogą w związku z nim coś kreatywnego stworzyć.
Święta nie są pierwszymi po śmierci Marty. To już trzecie i zapowiadają się całkiem nieźle.
Dzięki wielkie za komentarz. Pozdrawiam cieplutko.
No nareszcie zaczęłam się uśmiechać czytając. Mam dziwne wrażenie, że w przyszłości odbędą się dwa śluby. Ta czwórka ma się ku sobie. Widać, że Basia wpadła w oko Aleksandrowi.
OdpowiedzUsuńMam też nadzieję na koniec tych snów, które dręczą Pawła.
Pozdrawiam serdecznie
Julita
Julita
UsuńTak prawdę powiedziawszy to nie mam pewności, czy te sny już się skończyły, bo opowiadanie pisałam dość dawno. Myślę jednak, że nawet jak będą, to już nie takie straszne jak wcześniej. A co do ślubów, no cóż...
Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
''Raz była Martą, raz Weroniką'' Czy ona nie miała na imię Wiktoria?
OdpowiedzUsuńMarzycielko
UsuńPięknie dziękuję za zwrócenie uwagi na to imię. Dwa dni temu sama się zorientowałam, że nie wiedzieć czemu zamiast imienia Wiktoria użyłam Weronika i to w kilku rozdziałach. Widocznie to jedno mi umknęło podczas korekty i zaraz je poprawiam.
Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńPaweł w tym wielkim nieszczęściu miał też ogromne szczęście. Otacza go i nie odstępuje na krok wierna, oddana i cudowna rodzina. Posiada niezawodnych przyjaciół. I teraz jeszcze poznał fantastycznych ludzi, gotowych w każdej chwili nieść mu pomoc. Może taki obrót sprawy naprawdę zawdzięcza opiekującej się nim Marcie? Może właśnie dlatego ciągle o niej śni, bo jeszcze nie do końca wyszedł na prostą? Ale i tak widać, że jest z nim zdecydowanie lepiej. Potrafi zauważyć, że Wiki jest piękną kobietą. To ważny krok w przyszłość. Co prawda porównuje ją do żony, ale może to i dobrze? Może łatwiej będzie mu się przemóc? Mimo, że się krótko znają, ma do niej duże zaufanie. Nie tylko chodzi mi o wspólne zakupy, czy o prowadzenie ewentualnego wspólnego interesu, ale chodzi mi bardziej o propozycję wspólnego spędzenia świąt, a zwłaszcza Wigilii. Wiem oczywiście, że zapraszając rodzeństwo nie myślał o niczym więcej. Mimo to do tej pory spędzał te dni tylko i wyłącznie w gronie rodziny. Nie obawia się reakcji rodziny, bo nie ma nic złego na myśli. Ale skoro Wiki tak bardzo przypomina mu Martę, to obawiam się reakcji teściów. Czy jej widok nie wywoła fali wspomnień za córką? I jeszcze jedna sprawa odnośnie Pawła. Bardzo mnie ucieszyło, że zdaje sobie sprawę jak bardzo Basia się poświęciła dla niego i jego taty. Uważam, że to też oznaka powrotu do normalności. Cierpienie i niepełnosprawność nie zrobiła z niego osoby roszczeniowej, nastawionej tylko na branie i uważającej, że z powodu tragicznych wydarzeń, wszystko mu się należy:) Jestem ciekawa tych świąt. Może wszyscy się polubią? Byłoby fajnie:) Zastanawiam się też czy Aleksander będzie niezłomny i będzie walczył o Basię nawet z nią samą? Dziękuję za dzisiaj. Oczywiście czekam na kolejny rozdział. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam uściski:) Gaja
Gaja
UsuńOpisując Pawła nawet mi do głowy nie przyszło, że miałby być roszczeniowy. Ja wiem, że ludzie w jego sytuacji bywają różni. Są i tacy, którzy tylko wymagają od otoczenia i stają się prawdziwymi malkontentami. Paweł, który początkowo przechodzi fazę buntu i nie chce się pogodzić z niepełnosprawnością w końcu zmienia front i powoli dochodzi do wniosku, że jednak warto żyć i być samodzielnym. Od rodziny otrzymał ogromne wsparcie, którego tak naprawdę nie oczekiwał, ale dzięki któremu stał się psychicznie silniejszy i gotowy na wyzwania jakie niesie życie.
O świętach i reakcji teściów Pawła na Martę chyba w następnej części, więc nic teraz nie napiszę.
Dzięki wielkie za wpis. Przesyłam uściski. :)
Wreszcie znalazł się ktoś, kto dał przysłowiowego kopa Pawłowi! Jak to dobrze, że pojawiła się w jego życiu Wiki. Nie chciał słuchać Basi, to teraz ktoś inny będzie mu ciosać kołki na głowie;) No i dobrze. Jak się zajmie pracą, to szybciej znajdzie powód do radości z życia;) No i oczywiście nie należy zapominać o jego siostrze. Może Basia właśnie na takiego Olka czekała całe życie? Oby te lata oczekiwań przyniosły jej samą radość. Ale chyba nie ma co się martwić? Aleksander wydaje się porządnym facetem, nie byłby chyba w stanie jej skrzywdzić? Tylko jak sobie poradzi tata Basi i Pawła? Ma już swoje lata i został przyzwyczajony do dobrego. A teraz co? Jak sobie poradzi w momencie ewentualnego związku/ślubu córki? Przydałby się klon Basi, hahaha;) Czekam na to co będzie dalej. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńStarałam się, żeby Wiki była naprawdę fajną dziewczyną. Oczywiście żal jest jej Pawła, ale jemu samemu tego nie okazuje a wręcz motywuje go do działania. Taki ktoś był mu właśnie potrzebny. Basia wiadomo - siostra, która go kocha i zawsze wesprze w razie potrzeby. Wiki to wulkan energii i to pozytywnej. Na pozostałe pytania znajdziesz odpowiedzi w dalszych częściach.
Piękne dzięki za komentarz. Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
oj chyba muszę zagrać w totka!? Jestem prawie pewna, że trafiłam z tą potrójną miłością? Jeśli tak, to może warto iść za ciosem? Skoro im się uda, to może i ja będę miała szczęście? Miło się czyta o szczęściu. Gorąco pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńZ tą miłością to różnie bywa, ale jak człowiek jest cierpliwy to na pewno się jej doczeka. W moich opowiadaniach ona zawsze trafia na właściwych ludzi, bo lubię takie sielankowe historyjki, ale i w życiu też przecież się zdarza. Uważaj więc, bo ani się spostrzeżesz jak dopadnie Cię lawina szczęścia.
UsuńPozdrawiam Cię cieplutko. :)
Jak czytałam o tym, że Paweł nie może otworzyć drzwi, to sama się zdenerwowałam. Pomyślałam, że jeszcze mu tylko tego potrzeba! Albo ktoś okradł mu mieszkanie i do tego je zniszczył, albo jakiś idiota w ramach ubawu popsuł mu zamek w drzwiach! Spotkała nas miła niespodzianka - i jego i mnie;) To tylko Basia. Jaka ulga, że oszczędziłaś mu dodatkowych trosk. Wizyta Wiki i Olka wypadła bardzo naturalnie, wszyscy rozmawiali ze sobą jakby się znali wieki. Fajnie, bo widać, że się polubili. A i jeszcze jedno, uśmiałam się z tego matołka;) Do następnego. Pozdrawiam;) AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńJa nie pomyślałam o wariancie włamywacza. Już dość zafundowałam Pawłowi traumy. On czasami jest taki zakręcony, że nie pamięta dni tygodnia. Na szczęście to była sobota, dzień, w którym zawsze rano zjawiała się Basia.
Dziękuję i pozdrawiam Cię pięknie. :)
Można chyba powiedzieć, że Paweł był w pewien sposób obecny na mszy za duszę Marty. Bo czy można w tym wypadku mówić o zwykłym przypadku? Odwiedził żonę i rozmawiał z nią w tym samym momencie, w którym rodzina modliła się za nią? Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńTo chyba trochę za daleko posunięta interpretacja. Paweł wiedział, że teściowie chcą zamówić mszę za spokój Marty, ale nie miał pojęcia, kiedy ta msza się odbędzie. To był całkowity zbieg okoliczności, bo przecież on na cmentarzu bywał niemal codziennie, a msza miała się odbyć w kościele. To teść Pawła postanowił w ostatniej chwili, że odbędzie się w cmentarnej kaplicy, o czym Paweł nie mógł wiedzieć.
UsuńDziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam. :)
Fajny rozdział, niosący same pozytywne informacje. Paweł jest hojnym Mikołajem;) Miło, że pamiętał o wszystkich. Święta powinny wypaść świetnie;) Czekam na kolejną część. Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOla
UsuńOd teraz będzie coraz więcej tych pozytywnych informacji, bo poznanie Brollów, to dla Pawła prawdziwe szczęście. Wiki go intryguje i on ją chyba też, a co z tego wyniknie okaże się już niebawem.
Dzięki, że wpadłaś i przeczytałaś. Pozdrawiam Cię pięknie. :)
Niezmiennie wzruszają mnie momenty opisujące rozmowy Pawła z żoną. Wygląda to tak, jakby ona siedziała przy nim. Dobrze, że znalazł sobie taki sposób na poradzenie sobie z tęsknotą. Ale chyba od pojawienia się Wiki te jego sny i rozmowy będą coraz rzadsze? Chyba żadna dziewczyna nie chciałaby rywalizować z niedoścignionym i nierealnym wzorem? Zobaczymy jak Wiki będzie reagowała na te częste wizyty Pawła na cmentarzu? Czekam na ciąg dalszy. Serdecznie pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda
UsuńJa uważam, że takie rozmowy nad grobem są bardzo oczyszczające, bo choć ciężko nam na duszy i bardzo tęsknimy za bliską nam osobą, to taki monolog bardzo często przynosi nam ulgę. Siłą rzeczy takie wywnętrzanie się musi poruszać serce. Ja często tak mam, że urządzam sobie pogaduszki z moją nieżyjącą już od dwudziestu lat mamą i zawsze podczas tych monologów ryczę jak bóbr, bo mimo upływu lat strasznie mi jej brakuje. Oczywiście, że Marta dla Pawła była ideałem i trudno zastąpić ją kimś innym. Mam nadzieję, że sposób w jaki to zrobiłam nie wyda Ci się zbyt infantylny. Okaże się za kilka rozdziałów.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz i pozdrawiam najserdeczniej. :)
Pawła nieustannie dręczą dziwne sny . Teraz w nich pojawiła się Wiktoria i to z pewnością nie jest bez znaczenia.Natomiast jeśli chodzi o Aleksandra ,Basię ,Wiki to wszyscy dobrze czuja się w swoim towarzystwie. Główny bohater dostrzega w dziewczynie podobieństwo do swojej zmarłej żony. ( nie wiem czy to dobrze czy źle). Wiki może czuć się nieswojo będąc porównywana. Myślę ,że tu będzie troszkę podobnie ,jak z serialowymi bohaterami z poprzedniego opowiadania.(przecież bohater rozumiał ,że bohaterka prowadzi monologi na cmentarzu z byłym mężem ).Na pewno wiesz do której historii nawiązuje . Więc Wiki też będzie pewnie zrozumie ,gdy już będą parą ,ale ze względu na pracę i inne, wizyty na cmentarzu nieco ograniczy.I w tym opowiadaniu będzie raczej więcej niż dwójka zakochanych.Czekam na cd. Pozdrawiam serdecznie :).
OdpowiedzUsuńJustyś
UsuńNawet jeśli Wiki będzie porównywana do Marty, to ona sama się o tym nigdy nie dowie. Te porównania Paweł prowadzi we własnej głowie i nie mówi tym głośno. Wiki nie jest zazdrosna o Martę i nie ma nic przeciwko wizytom Pawła na cmentarzu. W końcu oni nie są jeszcze razem i nie ma prawa robić mu jakichkolwiek wyrzutów z tego powodu. Zresztą jak się wkrótce przekonasz Wiki t fantastyczna i bardzo taktowna osoba.
Dzięki piękne za wpis. Pozdrawiam. :)
A ja myślałam, że miałam takie fajne pomysły na zajęcie dla Pawła;) Wiem, że pieniędzy z tego by nie było, ale też nie miałby się kiedy nudzić. Ale ten pomysł na interes komputerowy jest zdecydowanie lepszy. Teraz Basia i Wiki na pewno mu nie odpuszczą! I może oprócz pieniędzy nowa firma przyniesie ze sobą nową miłość? Jak zawsze wyborna część. Pozdr
OdpowiedzUsuńNa pewno Twoje pomysły były fajne, ale niestety rozminęły się z moimi. Serwis komputerowy powinien spełnić ambicje zarówno Pawła jak i Wiki, bo przecież oboje kończyli informatykę. A czy będzie z tego miłość, wkrótce się okaże.
UsuńDziękuję i pozdrawiam serdecznie. :)
Uwielbiam Cię od dawna. Piszesz cudnie. Przeczytałam wszystko od dechy do dechy i to niektóre historie po kilka razy. Moje uczucie jeszcze bardziej się wzmocniło po ujrzeniu kolejnej zapowiedzi opowiadania o Uli i Marku;) Z góry dziękuję i gorąco pozdrawiam;) Edyta
OdpowiedzUsuńEdyto
UsuńTo bardzo miło czytać pochwały na swój temat. Po Twoim komentarzu na pewno urosłam o kilka centymetrów. Gratuluję też spostrzegawczości. Jesteś pierwszą, która zauważyła nową zapowiedź.
Pozdrawiam Cię najpiękniej i dziękuję. :)
No i stało się, Wiki zagięła na Pawła parol;) Co prawda na razie chodzi tylko o pracę, ale zawsze to jakiś krok do przodu. Fajny pomysł z tą wspólną pracą. Przebywając ze sobą każdego dnia będą mogli się lepiej poznać bez zbędnego napinania się. Zauroczenie drugą osobą ma szanse się pojawić w sposób naturalny. Widzę też drugą korzyść z ich wspólnego interesu, a mianowicie, dodatkowy pretekst do spotkań Basi i Olka;) Zobaczymy czy moje przypuszczenia się sprawdzą i czy coś dobrego wyniknie z tej sytuacji również dla nich;) Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńNie mogę ani potwierdzić, ani zaprzeczyć Twoim przypuszczeniom. Dla Pawła otworzenie własnego interesu jest ogromną szansą na lepsze życie, a mając takiego wspólnika - łatwiejsze. Jeśli chodzi o Basię i Olka, to trochę się wyjaśni w następnej części.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Pozdrawiam serdecznie. :)