ROZDZIAŁ
5
Życie Pawła zwolniło. Przyszedł
czas, że nie musiał już nigdzie jeździć i załatwiać spraw w urzędach. Można
nawet powiedzieć, że się nudził. Wprawdzie Basia znosiła mu z biblioteki tony
książek, ale ileż można czytać? Odwykł od telewizji, bo uznał, że podają tam
tylko złe wiadomości lub wietrzą jakieś urojone, niezdrowe sensacje. Polityka
nie interesowała go zupełnie.
Na świecie zrobiło się
chłodniej. Nadeszła jesień. Trawa na łąkach pożółkła podobnie jak liście na
drzewach, mimo to słońce rozpieszczało, bo chyba było jeszcze za wcześnie na
szarugę i słotę. Póki co był złoty październik. Paweł nie zmienił nic ze swoich
przyzwyczajeń. Jak zwykle rano robił zakupy i jechał z Momo na cmentarz, gdzie
prowadził z Martą swoisty monolog. Często płakał, ale takie wizyty mimo
wszystko oczyszczały mu umysł i po nich czuł się lepiej. Najgorsze były
wieczory. Alkohol stał się stałym elementem w jego życiu. Wiedział, że nie
powinien pić, ale dzięki temu mógł choć na chwilę zapomnieć.
Basia o niczym nie miała
pojęcia do momentu, gdy którejś soboty przyszła jak zwykle zrobić mu porządki i
przygotować na cały tydzień posiłki. W szafce pod zlewem znalazła cały karton pustych
butelek. Po prostu ją zatkało. Wyszarpała pudło i weszła z nim do salonu.
- To tak leczysz swoją rozpacz? Chyba
oszalałeś. Już nie masz takiego zdrowia jak przed wypadkiem. Chcesz się zachlać
na śmierć? Ja na pewno do tego nie przyłożę ręki. Zajmij się czymś. Masz fach w
ręku. Mógłbyś serwisować komputery. Mówiłam ci kiedyś o tym. Przynajmniej
zająłbyś głowę czym innym a nie tylko rozpamiętywaniem utraty Marty. Ona na
pewno byłaby krytyczna wobec takiej postawy i nie pochwalałaby tego.
Pawłowi zrobiło się głupio
zwłaszcza, że siostra miała absolutną rację.
– Odstawię to. Przysięgam. Obiecuję też, że
pomyślę o pracy – zadeklarował.
Basia tylko pokiwała głową i
ubrawszy buty poszła wynieść puste butelki na śmietnik.
Spadł pierwszy śnieg. Wózek
ślizgał się po nim, a Paweł męczył starając się zachować jego stabilność. Dwa
razy wywrócił się, bo po prostu zakopał się w grubej warstwie śniegu. Pomogli
mu przechodnie. Leśniak dowiedziawszy się o tym pojechał do sklepu ze sprzętem
rehabilitacyjnym i zainwestował w nowe opony o głębokich żłobieniach. Podjechał
potem do Pawła i je wymienił.
- Teraz powinno być dobrze synku. Już nie
będziesz się ślizgał.
- Zwrócę ci pieniądze tato. Jestem ci bardzo
wdzięczny, że o tym pomyślałeś. Ja sam nie miałem pojęcia, że opony do wózków mają
różne bieżnikowanie. To zupełnie tak jak w samochodzie.
- Jeśli bardzo chcesz? Nie były drogie. Za
obie zapłaciłem sto dwadzieścia złotych.
Paweł uregulował dług i
zaparzył im obu kawy. Leśniak umył ręce i usiadł na kanapie.
- Niedługo święta. Kolędy też się zaczęły.
Pomyśleliśmy, że zamówimy mszę za Martę.
Słysząc to Paweł się spiął.
- Nie obraź się tato, ale mnie na tej mszy nie
będzie. Po śmierci Marty znienawidziłem wszystko, co wiąże się z bogiem, z
wiarą i z kościołem. To już nie moja bajka. Gdyby bóg istniał nie dopuściłby do
tego wszystkiego, co się stało. Oszczędziłby moją kochaną dziewczynkę i
uratowałby nasze dziecko – zalśniły mu w oczach łzy. – Oszczędziłby mi
cierpień. Czym sobie na nie zasłużyłem? Czy byłem aż tak złym człowiekiem? Ta
msza nie przyniesie nam żadnego pożytku, bo jedyny z niej pożytek będzie miał
ksiądz. Pewnie zedrze z was ostatni grosz. Oni pod tym względem pozbawieni są
jakichkolwiek skrupułów., byle tylko napchać własne kieszenie. On nie odprawi
tej mszy, bo nam współczuje, ale dlatego, że dobrze na tym zarobi.
Znienawidziłem ich za tę pazerną interesowność. Są zachłanni, obłudni i zepsuci
do szpiku kości. Gdyby wierzyli w swojego stwórcę, czuli by bojaźń bożą i nie
posuwali się do czynów niegodnych. Dobrze wiedzą, że to nie bóg stworzył
człowieka, ale człowiek boga i na tym bazują wciskając ludziom ciemnotę i
zabobon. A jednak trzeba przyznać, że w tym procederze przejawiają swój
geniusz, bo sprzedają ludziom za ciężkie pieniądze towar, którego nikt nigdy na
oczy nie widział. Obiecują raj i życie wieczne, choć żaden z nich nie ma
bladego pojęcia, czy w ogóle takie coś istnieje. Tak właśnie powinno się robić
interesy. Ogłupić narody, zniewolić i ciągnąć z nich zyski przez wieki. Są w
tym mistrzami. Wiara i kościół to dwie różne bajki nie mające ze sobą nic
wspólnego. Kiedy modlisz się do boga, nie potrzebujesz do tego pośredników.
- Bluźnisz Paweł – przerwał tę tyradę Leśniak.
– Nie powinieneś tak mówić. Bóg ciężko nas doświadczył, ale może miał dla nas
taki plan. Trzeba wierzyć i zaufać.
- Tato, straciłeś jedyną córkę, którą kochałeś
nad życie. Jak w ogóle możesz jeszcze wierzyć i ufać! Ja nigdy nie pogodzę się
z tym. Omijam kościół szerokim łukiem i już nigdy moja noga w nim nie postanie.
Wy oczywiście zrobicie jak uważacie, ja nie będę się w to mieszał. Mnie
wystarczą codzienne rozmowy z Martą na cmentarzu. Nie modlę się do żadnej
istoty nadprzyrodzonej, bo takiej nie ma. Proszę tylko moją żonę, gdziekolwiek
jest, żeby czuwała nad nami wszystkimi i otoczyła nas opieką. To mi wystarczy i
bóg nie jest mi do niczego potrzebny.
Leśniak wstał. Nie był zły na
zięcia. Widział jak wiele żalu, goryczy i złości jest w nim o to, że Marta
odeszła.
- Pójdę już synku. Mama na mnie czeka z
obiadem. Bądź zdrów.
- Przepraszam cię tato za ten wybuch, ale tak
właśnie uważam.
- Nie mam ci za złe. Do widzenia.
Rzeczywiście zaczęły się
kolędy. Paweł był zdziwiony, że tak wcześnie. Był dopiero listopad. – Pewnie potrzebują kasy, lub boją się, że nie
dotrą do wszystkich – myślał mściwie. – Chciwe
kanalie.
O ironio taka wizyta dopadła
też i jego. Wybierał się do parku na spacer z psem, gdy usłyszał dzwonek do
drzwi. Podjechał, żeby otworzyć. Sądził, że być może to Basia, ale widok faceta
w sutannie w towarzystwie dwóch ministrantów odebrał mu mowę. Mierzyli się
wzrokiem przez chwilę i w końcu Paweł wykrztusił.
- Pan w jakiej sprawie?
- Są kolędy – ksiądz uśmiechnął się
nieszczerze. Nie był przyzwyczajony do takiej obcesowości. Zazwyczaj otwierano
przed nim drzwi na całą szerokość i traktowano z właściwą dla kapłana atencją.
- Przyszedłem pomodlić się z panem i porozmawiać chwilę. – Paweł uśmiechnął się
ironicznie kręcąc przecząco głową.
- Nieee. Pan przyszedł wyciągnąć ode mnie pieniądze.
Możemy zawrzeć umowę. Jeśli poda mi pan jeden rzetelny dowód na istnienie boga,
wtedy jestem gotów wpuścić pana, porozmawiać i zapłacić za pańską fatygę.
- Jest mnóstwo dowodów na jego istnienie.
- Tak? A jakich? Ja proszę tylko o jeden.
- No chyba nie będziemy rozmawiać na korytarzu
– obruszył się duchowny.
- A dlaczego nie? Miejsce dobre jak każde
inne. No więc…?
Było widać, że ksiądz jest u
kresu wytrzymałości. Zrobił się purpurowy na twarzy.
- Skoro tak, to ja poproszę o to samo. Proszę
mi podać jeden rzetelny dowód na to, że Bóg nie istnieje.
- Proszę bardzo. Gdzie był pański miłosierny i
dobry bóg, gdy działała święta inkwizycja, która wyrzynała ludzi na podstawie
dowodów wyssanych z palca. Gdzie był pański bóg, gdy w jego imieniu toczono
wojny religijne, gdzie on był, gdy w obozach koncentracyjnych mordowano
niewinnych ludzi i wreszcie gdzie był, gdy umierała moja żona i moje
nienarodzone dziecko, a ja sam zostałem przykuty do wózka? Gdyby był taki
dobry, wspaniałomyślny i sprawiedliwy, nigdy nie dopuściłby do tych rzezi.
Gdzie jest teraz, gdy mali chłopcy stają się ofiarami niewyżytych seksualnie sług
pańskich a trauma pozostaje im na całe życie? – wyrzucił z siebie jednym tchem.
– To on każe wam łupić najbiedniejszych, wyciągać od nich ostatni grosz? To on
każe wam prawić kazania o moralności, gdy w waszych szeregach jest brud jak w
stajni Augiasza? Doskonale wiecie, że tam na górze nic nie ma i to dlatego
czujecie się tacy bezkarni. Teraz kolej na pana. Chcę usłyszeć jeden dowód na
to, że on istnieje.
Wzburzenie księdza sięgnęło
zenitu. Odwrócił się na pięcie i w milczeniu ruszył na schody.
- Nie chce pan rozmawiać? – rzucił za nim
Paweł. – Prawda bywa bolesna, a ja wywaliłem ją panu prosto w oczy. Idziemy
Momo.
Zamknął drzwi na klucz i
wyjechał przed dom kierując się w stronę parku.
Zimny wiatr wkręcał się pod
każde załamanie kurtki wywołując przykry dreszcz. Paweł otulił się szczelniej
kołnierzem i nacisnął na głowę kaptur. Wciąż nie mógł się uspokoić po tej
rozmowie z księdzem. Im częściej obserwował poczynania przedstawicieli kościoła
i im więcej czytał na ich temat, tym bardziej upewniał się w przekonaniu, że to
jak postępuje jest ze wszech miar słuszne. Każdy powinien rozstrzygać takie
sprawy we własnym sumieniu. Jego podpowiadało mu, że to on ma rację, nie oni.
Czy gdyby nie miał takich ciężkich przeżyć i nie doświadczył tak ogromnej
straty, nadal byłby przykładnym katolikiem chodzącym co niedzielę do kościoła i
żarliwie się modlącym? Być może. Z drugiej strony uważał, że te ciężkie dla
niego miesiące spowodowały, że szerzej otworzyły mu się oczy. Basia i ojciec
wydawali się zgorszeni jego postawą. Teraz doszedł do kompletu Leśniak. On nie
zabraniał im wierzyć, ale uważał, że i oni nie powinni ingerować w tę jego
drastyczną woltę dotyczącą wiary. Niech każdy żyje jak chce. Właśnie podbiegł
Momo kładąc mu piłeczkę na kolanach. Zamachnął się i rzucił ją z całej siły.
Pies radośnie merdając ogonem pobiegł za nią. Paweł uśmiechnął się. Nigdy by
nie przypuszczał, że to cudowne zwierzę tak do niego przylgnie i odwrotnie. Sam
już nie wyobrażał sobie życia bez psa. Wciągnął na dłoń rękawiczkę i rozejrzał
się za drugą. – Zgubiłem? – pogrzebał
w kieszeniach.
- Przepraszam bardzo, to chyba należy do pana?
– usłyszał za plecami kobiecy głos. Odwrócił się z wózkiem i ujrzał przed sobą
dziewczynę w czerwonej czapce opatuloną kolorowym szalikiem, trzymającą w dłoni
jego rękawiczkę. Uśmiechnął się.
- Bardzo pani dziękuję. Myślałem, że ją
zgubiłem.
- Nie ma za co. Widuję tu pana często z psem –
kontynuowała rozmowę.
- A tak. Mam psa-asystenta. Tam gania –
wskazał ręką. – Lubi latać za piłką.
- Ja też mam psa tej rasy, a raczej sunię –
zagwizdała. Zza splątanych krzewów wybiegł płowy labrador. – Jest jeszcze
młoda. Ma niecały rok, ale jest bardzo kochana. Mona przywitaj się – rzuciła do
psa. – Sunia podeszła do wózka i obwąchała go ostrożnie. Paweł pogładził ją po
łbie, ale była dość nieufna.
– Jest śliczna. Ja jak zobaczyłem pierwszy raz
Momo od razu się w nim zakochałem. To bardzo mądry i spokojny pies. Momo, chodź
do mnie! – krzyknął. Pies podbiegł posłusznie i na widok swojej psiej koleżanki
zaczął wesoło merdać ogonem. – Skoro nasze psy się już poznały to i nam wypada
to zrobić – wyciągnął rękę do kobiety. – Paweł Stec.
- Wiktoria Broll. Po prostu Wiki. Może
pospacerujemy trochę? Zimno jest bardziej odczuwalne, gdy stoi się w miejscu.
Paweł pchnął kółka wózka.
- To prawda. Mieszkasz tu gdzieś niedaleko?
- Dwie przecznice stąd. Lubię ten stary park.
Często tu jestem razem z Moną. Ty chyba przychodzisz tu codziennie?
- Tak. Zawsze przed obiadem. Latem jeżdżę na
łąki te za miastem. Bardzo lubię to miejsce. Wystarczy przejechać przez
przejście dla pieszych i już jest się w innym świecie. Momo buszuje w trawach a
ja wystawiam twarz do słońca. Kocham takie klimaty. Cisza i spokój.
- Nigdy tam nie byłam, ale przecież nic
straconego.
- Co robisz w życiu? Pracujesz, studiujesz?
- W zeszłym roku skończyłam studia, ale z
pracą kiepsko. Zarejestrowałam się w Urzędzie Pracy, żeby dostać przynajmniej
zasiłek. Sami do tej pory nie zaproponowali mi nic, co byłoby zgodne z moim
wykształceniem.
- A co kończyłaś?
- Informatykę, ale nastawiłam się na
projektowanie stron internetowych i programowanie. Niestety, tu w Łasku nie za
bardzo jest wybór jeśli chodzi o firmy informatyczne. O ile się orientuję jest
dokładnie jedna.
- Tak wiem – Paweł był pod wrażeniem
informacji udzielonych przez dziewczynę. – Pracowałem w niej aż do wypadku.
- Też jesteś informatykiem? – zapytała
zdziwiona.
- Tak jakby. Na razie nie pracuję w zawodzie.
Mam rentę socjalną, chociaż chodzi mi po głowie otworzenie jakiegoś małego
serwisu komputerowego i nawet miałbym środki, żeby w takie coś zainwestować. Na
razie jednak wszystko kończy się na planowaniu. Nie bardzo mogę się zebrać do
kupy.
- A może ja mogłabym ci w tym pomóc? Obiecaj,
że przynajmniej zastanowisz się nad tym. Ja wiem, że znamy się dokładnie od –
spojrzała na zegarek – godziny i dwudziestu minut, ale myślę, że sporo
moglibyśmy zdziałać wspólnymi siłami.
Paweł roześmiał się.
- Nie przysłała cię tu czasem moja siostra
Basia? Już od jakiegoś czasu ciosa mi kołki na głowie, żebym zrobił coś ze
swoim życiem.
- Niestety nie znam twojej siostry. Być może
kiedyś będę miała okazję ją poznać. Tak więc pudło.
Paweł zatrzymał się. Byli przed
jego domem.
- Tu mieszkam. Obiecuję, że pomyślę o twojej
propozycji i jak się spotkamy ponownie to powiem, co zadecydowałem, a na razie
– wyciągnął do dziewczyny dłoń – do zobaczenia. Miło się gadało. – Oddała
uścisk i uśmiechnęła się szeroko.
- To na razie. Mona idziemy.
Stał jeszcze chwilę przed domem
patrząc jak się oddala. Rozmowa z nią dala mu do myślenia. Przede wszystkim
nigdy się nie zdarzyło, żeby zaczepiła go jakaś dziewczyna i zaczęła rozmowę.
Czasem przystawali starsi ludzie, ale rozmowa była właściwie o niczym, głównie
o zdrowiu i pogodzie. – A może to ty
Martuś ją przysłałaś, żebym szybciej podjął decyzję odnośnie pracy? To ty
nasłałaś mi pomocnika? W dodatku dość atrakcyjnego. Jeśli maczałaś w tym palce,
to chyba powinienem być ci wdzięczny.
Przyszykował obiad dla siebie i
Momo. Pozmywał naczynia i pościerał blaty. Jakoś słabo się czuł. Miał wrażenie,
że od środka pali go ogień. Zmierzył temperaturę i już wiedział. Przeziębił
się. Termometr wskazywał trzydzieści osiem kresek. – Jeszcze tego mi brakowało
– mruknął zły sam na siebie. Sięgnął po telefon i wybrał numer do Basi.
- Przepraszam, że zawracam ci głowę, ale
przemarzłem dzisiaj w parku i przeziębiłem się. Mogłabyś przyjść wieczorem i
wyprowadzić Momo? Ja nie dam rady. Słaby jestem.
- Oczywiście, że przyjdę. Masz jakieś leki na
przeziębienie? Jeśli nie, to zabiorę ze sobą.
- Coś tu się znajdzie. Wziąłem aspirynę i idę
do łóżka. Jest tu jeszcze rutinoscorbin i coś na gardło, ale gardło mnie nie
boli.
- Dobrze. Będę o siódmej.
Choroba rozłożyła go na kilka
dni. Do południa przychodził tata Pawła, żeby wyprowadzić psa. Wieczorem
wpadała Basia. Początkowo chciała wezwać lekarza, ale zaprotestował.
- To zwykłe przeziębienie. Nic mi nie będzie.
Poleżę trochę i będzie dobrze.
Po tygodniu poprawiło mu się na
tyle, że rano wyruszył w swoją wędrówkę po sklepach. Potem pojechał na
cmentarz. O tej porze kręciło się tu niewielu ludzi. Podjechał do nagrobka i
wyciągnął z reklamówki znicze. Zapalił je i wpatrując się w płomień zaczął
rozmowę z Martą.
- Chyba
wkurzyłem twojego tatę. Chce zamówić mszę za ciebie. Zbuntowałem się. Od kiedy
cię nie ma przestałem wierzyć w boga. Coraz częściej dostrzegam hipokryzję
kleru. Oni nie są w porządku. Wyraziłem swoje zdanie a tata chyba się na mnie
obraził. Nie moja wina, że przestałem wierzyć. Mam go oszukiwać, że jest
inaczej? Wiesz, że lubię jasne i szczere sytuacje. Powiedziałem mu, że nie będę
na tej mszy. Wolę przyjechać tutaj i porozmawiać z tobą.
Tydzień
temu poznałem w parku dziewczynę. Ma na imię Wiktoria i też kończyła
informatykę tak jak my, tylko rok lub dwa później. Zaczęliśmy rozmawiać i
zaproponowała mi pomoc w założeniu serwisu komputerowego. Myślisz, że to dobry
pomysł? Doszedłem do wniosku, że już najwyższy czas kochanie, żebym otrząsnął
się z tego marazmu i zaczął wreszcie coś robić. Coś, co przyniesie mi jakiś
dochód. Pieniądze kiedyś się skończą i zostanę tylko o tej nędznej rencinie.
Bądź przy mnie skarbie i wspieraj mnie. Wierzę, że mi się uda, ty tylko czuwaj
nade mną. Ostatnio trochę chorowałem. Przeziębiłem się, ale już wszystko jest w
porządku. Basia bardzo pomaga i reszta rodziny też. Cieszę się, że ich mam. Bez
nich chyba bym się załamał. Będę już jechał Martuś. Opiekuj się naszym
maleństwem. Bardzo was kocham
– otarł łzy z twarzy i założył rękawiczki. Chciał już odjechać, gdy usłyszał
swoje imię.
- Paweł, to ty? – przed jego oczami pojawiła
się Wiktoria. Za nią stał dobrze zbudowany, wysoki mężczyzna. - Z tydzień cię
nie widziałam. Co ty tu robisz?
- A ty?
- Dzisiaj jest rocznica śmierci naszych
rodziców. To mój starszy brat Aleksander, a to Paweł, o którym ci opowiadałam.
– Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie. Wiki odruchowo spojrzała na nagrobek
przeczytawszy na nim „śp. Marta Stec”. – To twoja mama? – zapytała. Paweł
pokręcił głową.
- To moja żona. Zginęła tragicznie w wypadku
samochodowym. Była w siódmym miesiącu ciąży. Ja zostałem kaleką, choć wierzcie
mi wolałbym umrzeć razem z nią – zaszkliły mu się oczy. Współczucie jakie
wymalowało się na twarzy Wiki było szczere.
- To wielki dramat. To nie powinno się zdarzać
ludziom w tak młodym wieku. Nasi rodzice też zginęli tragicznie w katastrofie
kolejowej cztery lata temu. Wracasz już do domu?
- Tak.
- W takim razie podwieziemy cię. Usiądziesz z
przodu a ja z Momo pójdę do tyłu. To jednak kawałek drogi, przynajmniej ręce ci
odpoczną.
-
Dziękuję. Jestem
wam bardzo wdzięczny.
Zaczyna się potrójna miłość? Na samą myśl, że tak, aż mi się micha uśmiecha;)
OdpowiedzUsuńNooo, wreszcie kogoś uszczęśliwiłam. :)
UsuńPozdrawiam. :)
Ja też jestem baaardzo zadowolona! Momo, Mona - toż to przeznaczenie - z nich to na pewno będzie para, prawda?! I to jaka, po prostu dwa słodziaki;) A z pozostałymi mogę się tylko domyślać, że też, ale poczekamy i zobaczymy co wymyśliłaś? Przecież Basia jeszcze ich nie poznała, ale pozna prawda? Kibicuję im wszystkim, chociaż wiem, że nic na siłę. Bo znając "szczęście" Pawła, to może się okazać, że zarówno Wiki jak i Olek są w szczęśliwych związkach. I wówczas nic z moich swatów;( Jeśli tak, to niech chociaż zostaną przyjaciółmi, ich nigdy zbyt wiele. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńAleż sobie wszystko ładnie poukładałaś, a mnie nie pozostaje nic innego tylko milczeć. Nie mogę nic zdradzić, bo stracilibyście zainteresowanie. Musisz uzbroić się w cierpliwość.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej. :)
Po tej część zaczynam wierzyć, że Paweł w końcu zacznie widzieć sens swojego życia. Może to właśnie ta Wiktoria mu w tym pomoże. W pewnym sensie oboje stracili kogoś bardzo bliskiego ona rodziców a on żonę i nie narodzone dziecko.
OdpowiedzUsuńLecz ja nadal potrzebuję zapasu chusteczek.
Czekam na kolejna część.
Pozdrawiam serdecznie
Julita
Pisałam Ci, że ten rozdział będzie bardziej optymistyczny niż poprzednie. Już chyba nie ma o co płakać, bo powoli wszystko zaczyna wychodzić na prostą. Pojawienie się Wiki jednak niesie jakąś nadzieję, prawda?
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie. :)
O kurtka na wacie! Ale Paweł pojechał z tym księdzem!
OdpowiedzUsuńPaweł jest pełen żalu i rozczarowania, jest wściekły i rozgoryczony. Widok wielebnego podziałał na niego jak płachta na byka a w dodatku ksiądz nie odpowiedział na ani jedno jego pytanie co tylko rozjuszyło go jeszcze bardziej. To oczywiście nie jest wina księdza, że Marta nie żyje, ale Paweł nie potrafi tego rozdzielić tzn. nie potrafi zrozumieć, że wiara i kościół to dwie różne bajki nie mające ze sobą nic wspólnego.
UsuńDzięki za wizytę na blogu. Pozdrawiam. :)
Jeśli Paweł tyle czyta, to może niech założy blog z recenzjami książek? Albo niech spróbuje stworzyć drzewo genealogiczne swojej rodziny!? To zajęcie pochłania mnóstwo czasu i nie ma mowy o nudzie! Co do telewizji, to też uważam, że ogłupia. Szkoda marnować na nią czas, na alkohol zresztą też! Basia ma rację, Paweł w końcu musi się wziąć w garść! Świetna część;) Pozdr
OdpowiedzUsuńWymyśliłam dla Pawła jednak zupełnie inne zajęcie, bardziej zgodne z jego wykształceniem. Basia bywa upierdliwa czasami, że tak naciska na niego, ale chce dla niego jak najlepiej, a przede wszystkim pragnie, żeby on miał stałe źródło dochodu.
UsuńDzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie. :)
Jak to dobrze, że Basia była na posterunku i zareagowała na jego nałóg. Jeszcze trochę a mogło to za daleko zabrnąć. Taka siostra to skarb i zasługuje na skarb. Tak jak wyżej pomyślałam sobie ,że Wiki dla Pawła a dla Basi Aleksander.W tą pierwszą parę bardziej wierzę i może ona pomoże przejść Pawłowi przez ten dramat, bo sama miała swój.
OdpowiedzUsuńUrywek o Bogu pewnie będzie mocno dyskutowany. Ja sama nie wiem jak zachowałabym się gdyby mojego męża straciła. Pewnie użalałabym się , ale z wiary to raczej bym się nie odwróciła, bo od dziecka była u mnie ważna.
Pozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńZacznę od końca. Nie wiem, czy urywek o Bogu będzie mocno dyskutowany. Ja nie zamierzam dyskutować na ten temat i napisałam ten fragment tekstu w ogóle nie w takim celu, tzn. żeby wywołać dyskusję. Zwątpienie w istnienie Boga, w nieczyste intencje kapłanów, wynika niejako z rozczarowania Pawła. On myśli kategoriami, że Bóg, w którego wierzył po prostu go zawiódł i zrobił mu największe świństwo w życiu. Potem dochodzi do wniosku, że stwórca nie istnieje, bo gdyby istniał nie pozwalałby na tyle niegodziwości na świecie. I tyle. Taka jest teraz postawa Pawła. Moja natomiast jest taka, że każdy może sobie wierzyć w co tylko chce pod warunkiem, że nie narzuca mi się ze swoją wiarą i w żaden sposób nie zawłaszcza mojej prywatnej przestrzeni.
Na razie Wiki i Aleksander są nowymi przyjaciółmi dla Pawła i Basi, a co dalej z tego wyniknie, zobaczycie.
Bardzo dziękuję za wpis. Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko dobrze. Pozdrawiam cieplutko. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńnie wiem od czego zacząć - zaskoczyłaś mnie:) W tym rozdziale aż kipi od emocji. No dobra, zacznę od tego, że chyba już jest nieźle z Pawłem? W końcu potrafi wykrzyczeć swój ból, swoją wściekłość, a nie tylko płakać w samotności w domu lub na cmentarzu albo zabijać samotność poprzez popijanie wieczorami. Dla otoczenia może to nie jest zbyt miłe, ale może przynajmniej jemu ulży, jemu pomoże otrząsnąć się z tej traumy? Zresztą teść chyba to też zrozumiał - Józef po prostu jest wielki - nie krytykuje, nie dyskutuje, nie namawia, nie nawraca. Myślę, że prawdopodobnie jest on fanem Wojciecha Młynarskiego, który już dawno śpiewał - "Róbmy swoje, może to coś da? Kto wie!?" - i tak postępuje. W związku z tym myślę, że Paweł chyba niesłusznie gryzie się tym, że go obraził? Nie mogę nie wspomnieć o fajnych ludziach, których Paweł poznał:) Momo chyba pierwszy poczuł chemię do Mony:) Przecież to merdanie ogonem nie jest na darmo. A Wiki nawet nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo mogłaby pomóc Pawłowi w podjęciu decyzji dotyczącej pracy zawodowej. Ktoś taki otwarty, nie robiący problemu z jego niepełnosprawnością, energiczny i chcący pracować był mu potrzebny. Wiki musi tylko wiercić mu dziurę w brzuchu aby się zdecydował. Taki mały biznes powinien im się udać, na pewno mieliby klientów. Może myśl, że to Marta nasłał mu pomocnika będzie tą kropką, która pomoże mu w podjęciu decyzji? A może to drugie spotkanie z Wiktorią i jej bratem będzie tym przełomowym momentem? Dziękuję za dzisiaj. Jak zawsze czekam na kolejny rozdział. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam uściski:)
Gaja
Gaju
UsuńNapiszę tylko tyle, że Wiki ma charakterek i nie tak łatwo ją zniechęcić. Na pewno będzie i drążyć i dopingować Pawła. Psiaki mają łagodne charaktery i nie ma w nich agresji. Polubiły się od razu. Czy tak samo będzie z Pawłem i Wiki, wkrótce się okaże.
Józef jest bardzo tolerancyjnym człowiekiem. Widzi ile w zięciu jest żalu z powodu straty Marty. On sam uważa, że to wola Boga, Paweł jest innego zdania. To jednak nie jest coś, co mogłoby ich poróżnić i Józef doskonale to rozumie.
Dzięki za komentarz. Było co czytać. Uściski. :)
Małgosiu,
OdpowiedzUsuńznowu się spieszyłam i zapomniałam pogratulować nowego pomysłu:) Myślę, że nie tylko mnie ta zapowiedź ucieszyła:) Pozdrowienia
Gaja
Tego nie wiem, bo chyba jeszcze nikt nie zauważył. Nie wiem też, czy pomysł dobry. To dopiero okaże się podczas publikacji.
UsuńPozdrowionka. :)
Co to znaczy,czy spodoba się. To znaczy, że między Ulą a Markiem dobrze nie będzie.
UsuńAleż będzie, choć może nie od razu, ale jak to mówią "kto się czubi ten się lubi", prawda?
UsuńWow! Chyba włożyłaś kij w mrowisko - odważnie! Z drugiej strony, przecież każdy ma prawo do swoich poglądów - Paweł również - i należy je uszanować;) Chylę czoła przed rodziną Pawła, która nawet w tym względzie zachowała klasę;) Niestety nie wszystkich na to stać. Serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJolu
UsuńNie miałam zamiaru wkładać kija w mrowisko, choć zdaję sobie sprawę, że Polska powoli staje się państwem wyznaniowym. Nadal według statystyk kościelnych mamy 98% katolików, chociaż według mnie te dane są mocno przesadzone. Niezależnie od tego ateistów i innowierców jest niewielki procent i w niczym katolikom nie zagrażają, choć ci drudzy często twierdzą, że są prześladowani przez tę garstkę, co jest kompletną bzdurą. Ja także uważam, że każdy ma prawo wierzyć w co tylko chce, byle nie narzucał mi swoich poglądów.
Paweł po śmierci Marty stał się bardzo krytyczny wobec wiary i kościoła, radykalnie zmienił swoje poglądy i jeśli nawet rodzinie to się nie podoba, to starają się go zrozumieć i nie komentować jego zachowań. Faktycznie mają klasę.
Bardzo dziękuję Ci za wpis. Pozdrawiam najpiękniej. :)
Hejka. Ja, ja zauważyłam;) Pojawiła się nowa zapowiedź! Z radości zacieram ręce;) Dzięki! To opowiadanie jest fajne, ale ja kocham parę Ula i Marek. Super, że mam na co czekać;) Oczywiście pochłaniam wszystko co napisałaś;) Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńJa też pozdrawiam spostrzegawcza dziewczyno.
UsuńMyślałam, że Paweł ma już z głowy sprawę z alkoholem? Tak fajnie zaczyna mu się układać. Po co mu ta wóda? Basia ma rację. Jak zajmie się pracą, to nie będzie miał czasu na głupoty. Najwyższy czas zacząć coś robić w tym względzie. Jeśli nie praca zawodowa, to może chociaż piłka ręczna na wózkach z poprzedniej części albo jakiś inny sport? A może nowi znajomi jakoś nim potrząsną? Moja odezwa - Paweł nie idź tą drogą! Alkohol nic nie rozwiązuje, tylko przynosi kłopoty. Do następnego. Pozdrawiam;) AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńTeraz po reprymendzie Basi Paweł skończy z piciem definitywnie. Poza tym on wie, że takie znieczulenie działa tylko przez chwilę, a potem i tak trzeba się zmierzyć z rzeczywistością. W osobie Wiki zyska sojusznika i kogoś, kto będzie dopingował go do działania. Na pewno nie zejdzie na manowce i zacznie myśleć o spełnieniu na polu zawodowym.
Piękne dzięki za komentarz. Pozdrawiam najserdeczniej. :)
Oj chyba nie przejdzie Pawłowi to obrażenie na Boga? Szkoda, bo wiara w wielu przypadkach pomaga człowiekowi, przynosi ulgę i nie chodzi mi tu o pomoc tzw. kleru. Chociaż przecież jest wielu ludzi, którzy radzą sobie doskonale z problemami bez pomocy wiary. Więc można i tak żyć. Dobrze, że w tym względzie każdy z nas może decydować samodzielnie. To są prywatne sprawy i powinno się je uszanować. Osobiście mam inne zdanie niż Paweł, ale to nie miejsce na taką dyskusję. Trzymam kciuki za jego szczęście. I jeszcze jedno, w tym przypadku chyba postąpiłabym tak jak teść Pawła. Pozdrowienia;)
OdpowiedzUsuńCzłowiek to taka istota, że musi w coś wierzyć, musi mieć jakieś odniesienie do tego jak postępuje i czy robi to właściwie, czy nie. Wiara rzeczywiście dla wielu jest czymś niezmiernie ważnym. Dla mnie także, tylko że ja wierzę w naukę, rozsądek i zdolność logicznego myślenia. To też wiara, chociaż zupełnie inna od tej uważanej za powszechną. Pawłowi faktycznie nie przejdzie ten bunt. On już nie wierzy w Boga ani w nic, co się z nim wiąże. Będzie jednak starał się ze wszystkich sił być znowu szczęśliwym człowiekiem.
UsuńDziękuję pięknie za komentarz i serdecznie pozdrawiam. :)
A ja po raz kolejny doskonale rozumiem Pawła. Wiemy przecież dlaczego jest tak rozgoryczony, z jakiego powodu cierpi. Niektórzy szukają wsparcia właśnie w modlitwie, w wierze, a drudzy wręcz odwrotnie, budzi się w nich bunt. Przemawiają do mnie argumenty, których używa w rozmowie z teściem. Świetna sprawa, że mimo odmiennych poglądów potrafią się szanować i jeden drugiego nie przekonuje do swoich racji. Zupełnie inaczej wygląda rozmowa z księdzem, ale przecież Paweł go nie zapraszał. Rozumiem, że na kogoś musiało paść i Paweł musiał się wykrzyczeć żeby nie zwariować. Znakomita część, mnóstwo emocji i temat rzeka. Czekam na to co będzie dalej. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńWciąż jetem pod wrażeniem Twoich zdroworozsądkowych komentarzy i czytam je z wielką przyjemnością.
Paweł jest wściekły nie tylko na Boga. Wściekły jest na hierarchów kościelnych, którzy nie postępują zgodnie ze swoim powołaniem, ulegają słabościom właściwym zwykłym śmiertelnikom, dopuszczają się czynów skandalicznych i wszystko uchodzi im na sucho. Czują się bezkarni i z tym młody Stec nie potrafi się pogodzić. Nie potrafi zrozumieć, że skoro tam gdzieś wysoko jest Bóg, dlaczego jego słudzy nie czują respektu przed stwórcą. To budzi w Pawle wątpliwości, czy rzeczywiście ten stwórca istnieje. To głównie dlatego tak agresywnie zachował się w stosunku do księdza. Do takich spraw można podejść zupełnie na ślepo i bezkrytycznie lub zacząć myśleć, czytać i się zastanawiać. Jego rodzina wyznaje tę pierwszą opcję, on skłania się ku tej drugiej i mimo tej rozbieżności w poglądach nadal potrafią być dla siebie mili i wyrozumiali. To świadczy też o tym jak bardzo Paweł jest dla nich ważny.
Bardzo dziękuję Ci za wpis i serdecznie pozdrawiam. :)
Opowiadanie bardzo wciąga. Robi się coraz ciekawiej. Zastanawiam się co też nowego dla powiększającej się liczby bohaterów wymyślisz? Czekam nawet na dalsze losy kochanych piesków;) Pozdrawia zaintrygowana czytelniczka.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za miłe słowa. Oczywiście nie mogę nic zdradzić, bo nie mielibyście niespodzianki. Zachęcam więc do śledzenia kolejnych części tej historii.
UsuńPozdrawiam serdecznie. :)
Współczuję Pawłowi - jak nie sny, to teraz codzienne wizyty na cmentarzu! Rozumiem, że tam czuje się bliżej swojej żony, ale jak tak dalej pójdzie, to sfiksuje! Żałoba, żałobą ale żyć trzeba dalej! A życie toczy się niestety poza cmentarzem. Paweł musi to w końcu zrozumieć. Może w zrozumieniu tego pomoże mu nowopoznane rodzeństwo? Wiki spadła mu jak gwiazdka z nieba. Powinien się porządnie zastanowić nad jej propozycją. Oboje potrzebują zajęcia, więc czemu nie spróbować pracy razem? Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńWkrótce sny się skończą a i wizyty na cmentarzu staną się rzadsze. Szykują się nowe wyzwania, które zaczną absorbować Pawła uwagę. Sporą rolę odegra tu właśnie Wiki, która w pewnym momencie okaże się dla niego niesamowicie pomocna.
Pięknie dziękuję Ci za wizytę na blogu. Pozdrawiam serdecznie. :)
Teraz chyba już z górki? Nie planujesz dla Pawła jeszcze jakiś niemiłych niespodzianek? Jak na jedną osobę, to i tak nie miał zbyt różowo. Fajne opowiadanie;)
OdpowiedzUsuńAbsolutny koniec z niemiłymi niespodziankami i rzucaniem kłód pod niewładne nogi Pawła. Teraz wyłącznie pozytywnie rzeczy.
UsuńDziękuję za wpis i serdecznie pozdrawiam. :)
Rozmowy Pawła z Martą cały czas mnie ściskają za gardło. Szkoda, że taka wielka miłość trwała tak krótko, no ale cóż i tak bywa;( Myślałam, że Paweł tak się zasklepił w swoim bólu, że jest mrukiem i z nikim poza Martą i rodziną nie chce rozmawiać. Spotkała mnie miła niespodzianka. Bardzo swobodnie i miło rozmawia z Wiktorią i później z jej bratem Aleksandrem. Może dlatego, że okazali się bardzo fajnymi ludźmi. Myślę, że mogą się zaprzyjaźnić. Do tego pojawił się bardzo konkretny sposób na zarobienie pieniędzy. Przy takiej pomocy na pewno się uda;) Czekam na ciąg dalszy. Serdecznie pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda
UsuńBardzo lubię wzruszać czytelników i jeśli czasem uronią łezkę, to poczytuję to za sukces. Zarówno Wiki jak i Aleksander zajmą ważne miejsce w życiu Pawła i jego rodziny. Nic więcej nie zdradzę. Powiem tylko, że życie Pawła powoli zacznie się zmieniać i to zdecydowanie na lepsze.
Pozdrawiam Cię pięknie i dziękuję za komentarz. :)
Paweł i Momo stanowią niesamowity duet. Momo nie dość, że jest słodki i bardzo grzeczny, to do tego taki mądry. Druga para Wiki i Mona też niczego sobie. Oczu nie można oderwać;) Ale one mają lżej, Mona może tylko się bawić, a Momo dodatkowo ciężko pracuje. Nie tylko pomaga Pawłowi fizycznie ale do tego jest jeszcze cichym powiernikiem. Świetnie ujęłaś ich przyjaźń. Czy pocieszycielem Pawła od teraz będzie ktoś inny? Oczywiście czekam na kolejną część. Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOla
UsuńMiałam kiedyś okazję przyjrzeć się tresurze psów asystentów. To może zabrzmi nieprawdopodobnie, ale dobrze wyszkolony pies staje się niemal jednością z niepełnosprawnym właścicielem. Ten ostatni nawet nie musi wydawać komend, a jedynie posłużyć się odpowiednim gestem, a pies w lot odczytuje, o co jego panu chodzi. Tak też jest w przypadku tandemu Paweł - Momo. Mona nie przeszła żadnego szkolenia, ale jest posłuszna, bo Labradory świetnie nadają się na psy domowe, są bardzo przyjazne. Jak napisałam w odpowiedzi na komentarz wyżej zarówno Wiki jak i Aleksander okażą się świetnymi ludźmi i dobrymi przyjaciółmi.
Dziękuję pięknie za wpis. Pozdrawiam najserdeczniej. :)
Z niczym nie trafiłyśmy, ale i tak się cieszymy, no bo wreszcie są prawda? Dla każdego coś dobrego;) Piękna, młoda dziewczyna (nie dopuszczamy w myślach do tego, że ma męża lub narzeczonego!) i do tego ze śliczną sunią, w sam raz towarzyszką dla jego psa. Momo i Mona - super! Momo chyba już stracony dla innych panienek;) Do tego jeszcze pojawił się starszy brat. Jest wolny? Paweł zapozna Olka i Basię ze sobą? Czyżby wreszcie nasza Basia miała się zakochać? Byłoby fajnie, ona jak mało kto, zasługuje na motyle w brzuchu. Pozdrawiamy i oczywiście czekamy na cd;) M i E
OdpowiedzUsuńM i E
UsuńFaktycznie ta część jest przełomowa, ale przynajmniej jeszcze jeden przełom w tym opowiadaniu zaistnieje, a może i dwa. Za bardzo nie pamiętam, bo opowiadanie pisałam dość dawno.
Psy zdecydowanie się polubią podobnie jak ich właściciele wliczając w to Aleksandra. On jest człowiekiem z przeszłością ale jaką, nie zdradzę. Wiki nie ma takich doświadczeń jak brat. Niedawno przecież skończyła studia i już jest bezrobotna. Generalnie to ona jest poważnie myślącą dziewczyną, twardo stąpającą po ziemi. Nie ma żadnego adoratora, bo zajmuje się psem, domem i Aleksandrem. Myślę, że kolejny rozdział trochę więcej wyjaśni na ten temat.
Pięknie dziękuję dziewczyny za komentarz. Obie najserdeczniej pozdrawiam. :)
Czyżby niepozorna rękawiczka okazała się talizmanem przynoszącym szczęście?
OdpowiedzUsuńHahaha. Na to wygląda. :)
UsuńPozdrawiam. :)
Właśnie jest nowa zapowiedź ale się z tego cieszę i już nie mogę doczekać się tych opowiadań. Ula i Marek to jest najlepsza para. :-D
OdpowiedzUsuńMiłość Pawła i Marty trwała zdecydowanie za krótko. Teraz wraz z pojawieniem się na horyzoncie Wiktorii myślę ,że życie bohatera nabierze innych odcieni niż tylko szarość. Najważniejsze ,że nie zamyka się na tkwienie w jednym martwym punkcie ,bo powoli rusza do przodu. Nie zamyka się na ludzi. A Wiki wydaje się miłą ,rozsądną dziewczyną ,która pomoże mu odnaleźć tytułowy sens życia. Paweł miał wiele upadków teraz pora na wzloty i spokojne życie. Może i dla jego siostry uśmiechnie się szczęście i spotka miłość swego życia?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :).
Po tylu cierpieniach należy się Pawłowi odrobina szczęścia. Do tego właśnie zmierzam, bo czas zacząć się dźwigać.
UsuńDziękuję Justyś za komentarz. Pozdrawiam cieplutko. :)