ROZDZIAŁ
2
Usłyszał gwar rozmów na korytarzu i skrzyp
otwieranych drzwi. Jednak nie miał siły unieść powiek. Zrozumiał, że to wizyta
lekarska. Udawał, że śpi.
- To ten
pacjent z wypadku – dobiegł do jego uszu głos lekarza. – Widać, że słaby
jeszcze. Nic dziwnego, bo uciekł śmierci spod kosy. Taki młody, aż żal, że nie
będzie już chodził – na pytające spojrzenie jednego z asystentów wyjaśnił. –
Przerwanie rdzenia kręgowego. Całkowity niedowład kończyn dolnych.
-
Paraplegik?
-
Niestety… - westchnął ordynator. – Szkoda chłopaka. Nie wiemy jeszcze, czy
funkcje fizjologiczne zostały zachowane. Na razie ma cewnik. No cóż…, czas
pokaże…
Po wyjściu lekarzy długo nie mógł dojść do
siebie i długo nie mógł uwierzyć, że to wszystko, co usłyszał jest o nim. – Paraplegik? Co to znaczy? Pierwszy raz
słyszę takie określenie. I co ma oznaczać to, że nie będę chodził? To przecież
niemożliwe – chcąc udowodnić sobie, że ma rację usiłował poruszyć stopami,
ale one ani drgnęły. Próbował podnieść nogi, niestety bez efektu mimo, że
włożył w tę czynność maksimum wysiłku, aż pot wystąpił mu na czoło. – To chwilowe, na pewno chwilowe… - próbował
się uspokoić. - Jak tylko będę silniejszy,
na bank będą próbowali postawić mnie na nogi.
Po południu do sali, w której leżał Paweł wsunęła
się Basia a za nią ojciec. Był najwyraźniej bardzo przygnębiony, a oglądanie
syna w tak ciężkim stanie sprawiało mu ból. Z żalu zalśniły mu w oczach łzy.
Nie tak wyobrażał sobie jego przyszłość. Basia postawiła na szafce reklamówkę
wypełnioną jedzeniem i pogładziła blade policzki śpiącego Pawła. Pochyliła się
nad nim szeptając – obudź się braciszku, spójrz, kogo przyprowadziłam.
Paweł otworzył oczy i uśmiechnął się do niej,
choć bardziej przypominało to grymas niż uśmiech. Dostrzegł ojca i wyciągnął do
niego dłoń.
- Witaj
tato. Cieszę się, że cię widzę – dostrzegł łzy w oczach rodziciela. – Wszystko
w porządku? – zapytał zaniepokojony.
- Nic nie
jest w porządku synku, przecież o tym wiesz.
- No
wiem…, wiem… Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? – zapytał siostrę z wyrzutem.
Widząc jej zdziwione spojrzenie kontynuował – o tym, że nigdy nie stanę już na
własnych nogach.
- Więc
już wiesz… - odpowiedziała drżącym od płaczu głosem.
- Wiem.
Usłyszałem to dzisiaj rano od lekarzy.
- Wybacz
mi Paweł. Chciałam ci tego oszczędzić. Chciałam, żebyś najpierw oswoił się ze śmiercią
Marty i waszego dziecka…
- Nigdy
nie pogodzę się z ich śmiercią – przerwał jej gwałtownie. - Nigdy, rozumiesz?
To nie powinno się było wydarzyć. Ona miała całe życie przed sobą. Ona była
całym moim życiem. Wraz z nią i ja umarłem. To ma być sprawiedliwość? Gnojek,
który nam to zrobił odsiedzi swoje i będzie żył jak człowiek. Ja już straciłem
tę szansę. Po co mam żyć? Dla kogo? Dla siebie samego? Nie warto. Powinienem
był zginąć razem z nią.
- Nie mów
tak – ojciec ujął jego dłoń i ścisnął. – Masz jeszcze nas, a my zrobimy
wszystko, by twoje życie było w miarę normalne. Nie sprawimy, że będziesz
chodził, ale możemy się postarać, żeby ci to życie ułatwić.
- Ja nic
nie potrzebuję tato. Dla mnie już nie warto się starać. Nigdy nikogo tak nie
kochałem jak Martę i nigdy nikogo tak nie pokocham. Odebrano mi moje dwa
szczęścia i nie sądzę, żebym kiedykolwiek się po tym pozbierał. Czasami mam
wrażenie, że tracę rozum. Ona śni mi się po nocach taka piękna, uśmiechnięta,
kochająca… Myślicie, że mógłbym kiedykolwiek o niej zapomnieć? Ona wrosła mi w
serce, oplotła je korzeniami, chcąc o niej zapomnieć, chcąc pogodzić się z jej
śmiercią, musiałbym wyrwać sobie to serce. Mnie świat zawalił się na głowę. Nie
udźwignę tego…
- Teraz
tak mówisz synku, bo wszystko jest jeszcze zbyt świeże i za wcześnie jest o
czymkolwiek przesądzać. Nie jesteś jedyny w tak ciężkiej sytuacji. Są ludzie z
podobnymi problemami. Podźwignęli się i funkcjonują prawie normalnie. Ty też
będziesz. Zobaczysz. Musisz tylko chcieć.
-
Właśnie. A ja nie chcę. Już nie. Nie bez Marty. Jeśli możecie, zostawcie mnie.
Chcę być sam… - ledwie hamował płacz.
Basia podniosła się z krzesła i wypakowała
termos z obiadem.
- Tu masz
ciepły jeszcze rosół i drugie danie…
- Zabierz
to Basiu. Nie jestem głodny i na pewno tego nie zjem. Zmarnuje się. Nie przynoś
mi nic, bo mnie wystarcza to co tu dają. Idźcie już, jestem zmęczony.
Wyszli od niego pełni żalu i obaw. Sądzili, że
będzie psychicznie silniejszy, tymczasem on sprawiał wrażenie, jakby był w
kompletnej, emocjonalnej rozsypce. Basia przetarła czerwone od płaczu oczy.
- Jestem
zupełnie bezradna i nie mam pojęcia jak do niego dotrzeć tato. Zauważyłeś jak
bardzo jest wychudzony? Obawiam się, że on w ogóle nic nie je. Jak tak dalej
będzie, zamorzy się na śmierć. Myślę, że powinniśmy to zgłosić lekarzowi
prowadzącemu. Może daliby mu jakieś kroplówki wzmacniające…?
- Ja też
się tym martwię kochanie. Najlepiej załatwmy to od razu.
Następnego dnia zawitali na oddział teściowie
Pawła. Gdy tylko ujrzał ich w drzwiach rozpłakał się jak dziecko. Teściowa
podeszła do niego, usiadła na łóżku i przytuliła go mocno gładząc uspokajająco
po plecach.
- Wypłacz
się synku, – mówiła łagodnym szeptem – to czasem pomaga. Wiemy jak ci ciężko.
My sami wciąż nie możemy uwierzyć, że jej już nie ma. Była naszym jasnym
promyczkiem, który rozświetlał nam każdy dzień. My też nie możemy pogodzić się
z jej odejściem. Tata robi wszystko, żeby ten drań dostał najwyższy wymiar kary.
Stara się też o najwyższe możliwe odszkodowanie.
Paweł oderwał się od niej i smutno popatrzył
teściowi w oczy.
- Co to
da tato? Czy to zwróci mi Martę? Czy sprawi, że to wszystko okaże się
koszmarnym snem?
- Nie
chłopcze, ale sprawi, że sprawiedliwości stanie się zadość, chociaż dla mnie
kara jaką poniesie ten człowiek nigdy nie będzie adekwatna do tego, co zrobił.
- Jak to
się stało, że on w nas wjechał? W ogóle nie znam szczegółów tego wypadku. Był
pijany?
- Nie
był. Był natomiast zmęczony, bo jechał nie robiąc przerw od ponad trzydziestu
godzin. Ponoć się śpieszył o ironio do żony, która miała lada dzień rodzić,
wyobrażasz sobie? Zabił jedną ciężarną, by druga mogła urodzić. Zasnął za
kierownicą. Najzwyczajniej zasnął i zabił naszą Martunię – Józefowi głos się
załamał i ukrył w dłoniach twarz. Płakali wszyscy. Leśniakowa ponownie
przytuliła Pawła.
-
Pamiętaj synku, że nadal masz u nas swój kąt. Jak wydobrzejesz zabierzemy cię
do nas. Zaopiekujemy się tobą. Jesteś dla nas jak rodzony syn i bardzo cię
kochamy.
Paweł przetarł mokre policzki. Nie miał żadnych
planów związanych z wyzdrowieniem, ale słowa teściowej uzmysłowiły mu, że
kiedyś przecież będzie musiał opuścić szpital.
- Jestem
wam bardzo wdzięczny, ale chyba nie mógłbym… Tam wszystko przypomina mi ją.
Pościel nią pachnie i cały pokój. Nie mógłbym tego znieść. To ponad moje siły.
Myślę, że będzie lepiej jak wrócę do taty, chociaż tam może być problem, bo to
drugie piętro.
- Nic ci
nie mówiliśmy, bo nie chcieliśmy cię obciążać złymi wieściami, - odezwał się
Józef – ale myślę, że powinieneś o czymś wiedzieć. Jak pochowaliśmy Martę, to
dwa dni później mieliśmy kolejny pogrzeb. Zmarł brat mojego ojca. Był już
bardzo wiekowy, bo miał dziewięćdziesiąt trzy lata. Jednak wcześniej sporządził
testament i mieszkanie, w którym żył przepisał na Martę. Ona oczywiście nie miała
o tym pojęcia, ale my wiedzieliśmy o zapisie. Nie poznałeś tego wujka, bo od
lat nie ruszał się z domu. Był już bardzo chory. Był też starym kawalerem.
Nigdy się nie ożenił i nie miał żadnych spadkobierców poza nami. Marta była
jego oczkiem w głowie. Kiedy się pobieraliście wiedzieliśmy, że marzycie o
własnym mieszkaniu. Teraz, gdy Marty już nie ma chcemy przepisać to mieszkanie
na ciebie. To wprawdzie tylko dwa pokoje z kuchnią, ale na parterze i myślę, że
doskonale można je przystosować do twojej niepełnosprawności. Jak tylko
wyjdziesz ze szpitala pojedziemy do notariusza i sporządzimy nowy akt
notarialny. Będziesz miał swój własny kąt.
Tego było już Pawłowi za wiele. Rozpłakał się jak
bóbr. Był bardzo wdzięczny teściom za tyle dobroci i wyrozumiałości. Dziękował
im też wielokrotnie. Zapewniał, że pamięć o Marcie na zawsze zachowa w swoim
sercu.
- Ona
była dla mnie największą miłością, całym światem, powietrzem, którym
oddychałem, moim największym szczęściem. Nie dane było nam się sobą nacieszyć i
nacieszyć naszym dzieckiem. Już do końca życia będę się zastanawiał, czy miał
urodzić się chłopiec, czy dziewczynka. Na samą myśl o tym serce pęka mi z żalu.
Nie potrafię sobie z tym poradzić.
- Taka
miłość rzadko się zdarza i na pewno nie będzie ci łatwo. Nasza córka kochała
cię równie mocno. Wiemy, bo wielokrotnie nam o tym mówiła. Zasługujesz na
wszystko co najlepsze za to, że tak mocno pokochałeś nasze dziecko. Wiemy, że
będzie ci ciężko, ale musisz się pozbierać. Nie zamykaj się w sobie. Spróbuj
znaleźć coś pozytywnego w położeniu, w jakim się znalazłeś. Pamiętaj, że nasz
dom zawsze będzie twoim domem.
Jeszcze długo rozpamiętywali tę tragedię i
polało się wiele łez. Po wyjściu Leśniaków Paweł poczuł się zmęczony, ale i
nieco podbudowany. Zawsze miał z nimi dobre relacje i cieszył się, że nadal
takie są.
Prosto ze szpitala Leśniakowie pojechali do ojca
Pawła. Tam czekano już na nich, bo wcześniej Józef Leśniak uprzedził
telefonicznie Steca o wizycie. Basia zrobiła im wszystkim kawy i podała ciasto.
- Wracamy
właśnie od Pawła – zagaił Józef. – Nie jest w najlepszym nastroju, chociaż
myślę, że poprawiliśmy mu go nieco. Jeszcze o tym nie wiecie, ale
zaproponowaliśmy mu powrót do nas, kiedy wypiszą go ze szpitala. Niestety
odmówił. Powiedział, że trudno byłoby mu znieść świadomość, że mieszka tam sam,
bez Marty. Przeczuwaliśmy, że może tak zareagować, bo wciąż nie pogodził się z
jej odejściem tak jak my wszyscy. Wiecie, że dwa dni po pogrzebie naszej córki
mieliśmy drugi pogrzeb. Zmarł nasz wujek i zapisał w testamencie Marcie swoje
mieszkanie. Marty już nie ma i chcemy przepisać lokal na Pawła. Mieści się na
parterze, ale bez wątpienia będzie trzeba przeprowadzić w nim remont i
przystosować go dla człowieka niepełnosprawnego. Dopóki on jest w szpitalu
moglibyśmy już zacząć coś robić. Bardzo chcemy, żeby po wyjściu mógł pojechać
do własnego domu. W związku z tym chciałem was zapytać, czy zgodzilibyście się
partycypować w kosztach. Sami tego nie udźwigniemy, ale we czwórkę nie powinno
być aż tak źle. Co wy na to?
Karol Stec był bardzo poruszony tą informacją.
Mocno uścisnął dłoń Leśniaka.
- To
wspaniałe nowiny i naprawdę jesteśmy wam bardzo, bardzo wdzięczni. Oczywiście
podzielimy koszty na pół. To co będziemy mogli zrobić sami, to zrobimy, a
bardziej skomplikowane prace zlecimy fachowcom. Muszę przyznać, że bardzo mi
ulżyło. Tutaj nie miałby możliwości nawet wyjść z domu, bo kto by go znosił z
drugiego piętra.
- W takim
razie załatwione. Jeśli chcecie możemy jutro do południa podjechać i obejrzycie
mieszkanie. Jak dobrze pójdzie wymierzymy wszystko i zadecydujemy, co trzeba
będzie kupić. W soboty czynne są sklepy i wstępnie można będzie rozejrzeć się
za materiałami. Trzeba zrobić wszystko, żeby chłopak miał godne warunki do
funkcjonowania.
Józef Leśniak był bardzo przedsiębiorczym
człowiekiem i bardzo nie lubił tracić czasu. Był też człowiekiem honoru i lubił
dotrzymywać raz danego słowa. Następnego dnia rano podjechał pożyczonym od
sąsiada samochodem pod blok Steców. Nie wchodził na górę, a jedynie dał znać,
że już jest naciskając domofon. Po dziesięciu minutach pojawił się Karol z Basią.
Oboje byli bardzo podekscytowani i ciekawi mieszkania. Kilka przecznic dalej
Leśniak zatrzymał się pod dwupiętrowym domem pamiętającym pewnie czasy
wczesnego Gierka.
- To
tutaj. Te dwa okna z lewej strony należą do mieszkania wujka. Chodźmy i obejrzyjmy
jak to wygląda w środku - Józef wyciągnął z kieszeni pęk kluczy i wybrał ten
właściwy. Zamek lekko zazgrzytał i po chwili wchodzili już do przedpokoju. -
Myślałem, że jest mniejszy, ale chyba nie jest najgorzej, prawda? Paweł na
pewno bez trudu przejedzie tędy wózkiem. Bez wątpienia trzeba będzie
zlikwidować progi. Kupimy też nowe drzwi. Te mają osiemdziesiąt centymetrów
szerokości. Za mało na wózek. Muszą być co najmniej na metr. Zapisujesz Basiu?
- Tak.
Nie chcę, żeby coś nam umknęło.
-
Wymieniłbym też podłogi. Te nie są w najlepszym stanie. Zainwestowałbym w
dobrej jakości panele. One lepiej się sprawdzą. Poza tym sam mógłbym je
położyć, bo u siebie też kładłem. Z tych starych gratów chyba nic się Pawłowi
nie przyda. Umówimy się Karol na przyszły tydzień i uprzątniemy to wszystko.
Zobaczmy kuchnię.
- Całkiem
spora – Basia rozglądała się ciekawie. – Myślę, że kupimy tylko szafki stojące,
żeby mógł do nich sięgnąć. – Sprawdziła lodówkę i piec kuchenny stwierdzając z
zadowoleniem, że są stosunkowo nowe i działają. – To zostaje. Lodówka nadal
mrozi a piecyk jest sprawny. - Stec już oglądał pokoje.
- Z
jednego zrobimy mu wygodny salonik, a drugi posłuży za sypialnię. Jestem
ciekawy łazienki.
Niestety w niej musieli zmienić niemal wszystko.
Pomieszczenie posiadało wysłużoną wannę i do wymiany zarówno muszlę klozetową jak
i umywalkę.
-
Wszędzie trzeba będzie zamontować uchwyty, żeby miał się na czym wesprzeć.
Zamiast wanny wymurujemy brodzik, a raczej coś w tym stylu tak, żeby mógł
wjechać pod prysznic wózkiem. Kafle na ścianach można zostawić, bo nie
wyglądają źle, ale podłogowe do wymiany.
-
Obejrzałam okna i uważam, że nie trzeba ich wymieniać. Całe szczęście, bo to
byłby spory wydatek. To chyba mamy już wszystko – Basia zamknęła notes z
zapiskami.
- Chyba
tak – potwierdził Leśniak. – W kuchni też położymy kafelki na podłodze. Tu nie
może być mowy o żadnym gumolicie. Jeśli macie jeszcze czas, chciałbym was
zabrać do sklepu. Zrobilibyśmy taki mały rekonesans. Umawiamy się, że na razie
ja będę za wszystko płacił i będę brał faktury. Po każdym zakupie podzielimy
wszystko na pół i rozliczymy się, zgoda?
- Jak
najbardziej zgoda – potwierdził Stec. – W takim razie ruszajmy.
Sklep był ogromny i było w nim wszystko, czego
potrzebowali. Leśniak nie zasypiał gruszek w popiele.
- Myślę
kochani, że już dzisiaj spokojnie możemy kupić większość towaru. Nie ma na co
czekać. Ja zadzwonię zaraz do sąsiada, który ma samochód dostawczy. Na pewno
pomoże przewieźć te wszystkie rzeczy. To potrwa tylko chwilę – mówiąc to już
wybierał numer do człowieka, który zawiadomił go o wypadku młodych.
- Witaj
Janusz. Mam ogromną prośbę – tu wyłuszczył mu w czym rzecz. – Myślę, że nie
zajmie nam to więcej niż półtorej godziny. Jeśli możesz i masz czas, to
podjedź, będziemy ci bardzo zobowiązani.
- Nie ma
sprawy Józek. Bardzo nam żal Pawła i pomożemy. Ja chętnie deklaruję się do remontu.
W takim razie widzimy się za powiedzmy dwie godzinki. Do zobaczenia.
Leśniak rozłączył się i uśmiechnął do obojga
Steców.
- Jest
lepiej niż dobrze moi drodzy. Weźmiemy dwa wielkie wózki i spróbujemy wybrać
jak najwięcej.
Zaczęli od wyboru kafelek. Basia skrupulatnie
podawała ilość zapisanych metrów kwadratowych. Wybrali ładne i całkiem
niedrogie płytki zarówno do kuchni jak i do łazienki dorzucając do nich kilka
worków kleju i fug. Podobnie było z panelami. Tu udało się kupić panele dobrej
jakości oferowane w promocji. Ogromny wybór drzwi nie ułatwiał zadania, a
większość z nich miała standardowe rozmiary. Jednak natknęli się i na te o
szerokości metra. Podjechali do kasy, gdzie Leśniak zapłacił za wszystko kartą.
Zostawili Karola przy zakupach i wrócili z powrotem do sklepu. Trzeba było
jeszcze kupić umywalkę, muszlę klozetową wraz z sedesem i armaturę. Po
zapłaceniu wyjechali ostrożnie ze wszystkim przed sklep i czekali na Janusza.
On zgodnie z umową podjechał o czasie i pomógł wszystko zapakować. Wraz z nim
miał jechać Stec, a Basia z Leśniakiem. Jechali jako pierwsi wskazując tym
samym drogę Januszowi. Już na miejscu upchnęli rzeczy w jednym pokoju.
Podliczyli wszystkie faktury, a Basia obiecała, że prześle ich część do zapłaty
na konto Leśniaka.
Ten dzień wszyscy uznali za bardzo pożyteczny i
udany. W następnym tygodniu czekało ich sporo pracy.
W niedzielny poranek Basia ponownie pojawiła się
na szpitalnym korytarzu. Nie miała złych przeczuć. Wręcz przeciwnie. Wczorajszy
dzień nastroił ją bardzo optymistycznie. Miała zamiar podzielić się dobrymi
nowinami z bratem i kolejny raz upewnić go, że wszystko będzie dobrze. Zanim
jednak dotarła do sali została zatrzymana przez jedną z pielęgniarek.
- Ja
bardzo przepraszam, pani jest siostrą pana Steca, tak?
- Zgadza
się – odpowiedziała Basia trochę zaniepokojona. – Stało się coś?
-
Niestety. Wczoraj rano moja zmienniczka weszła do niego, bo chciała mu pomóc
umyć się i przy okazji zmienić mu pościel na świeżą. Zastała go zalanego krwią.
Od razu wszczęła alarm. On targnął się na swoje życie. Pociął sobie nadgarstki.
Do tej pory nie dowiedziałyśmy się, co skłoniło go do tego dramatycznego kroku.
Od razu wylądował na operacyjnej, gdzie pozszywano mu rany i przetoczono sporo
krwi. Jest już przytomny, ale uparcie milczy. Ordynator zadecydował, że
potrzebny mu psychiatra. Zawsze go wzywamy, gdy mają miejsce próby samobójcze. Jest
mi naprawdę przykro, bo wydawało się, że powoli wraca do życia, a tu taka bolesna
niespodzianka… Chciałam panią uprzedzić o tym incydencie, żeby nie była pani
zaskoczona, jak do niego wejdzie.
Basia była w ciężkim szoku. W życiu nie
spodziewałaby się, że Paweł posunie się do tak drastycznego kroku. Sądziła, że
po wizycie Leśniaków rzeczywiście poczuł się psychicznie lepiej. Zgadzał się z
tym, co postanowili, a co najważniejsze otrzymał od nich ogromne wsparcie. Co
się takiego stało, że nagle zmienił zdanie?
Cicho otworzyła drzwi do jego pokoju. Leżał z
oczami utkwionym w sufit, blady jak on, z rękami zabandażowanymi na wysokości
nadgarstków. Wyglądał bardzo mizernie. Ścisnęło jej się serce. Przysiadła na
stojącym obok łóżka krześle i pogładziła jego dłoń.
- Witaj
Paweł – powiedziała cicho. Nie zareagował. Nadal uparcie wpatrywał się w biel
sufitu. – Proszę cię spójrz na mnie. – Odwrócił w jej kierunku twarz, ale jego
spojrzenie nie wyrażało nic prócz wielkiego bólu i głębokiej rozpaczy. Basię
pod wpływem tego spojrzenia przeszedł dreszcz. – Dlaczego to zrobiłeś Paweł?
Czy jeszcze mało nieszczęścia dotknęło naszą rodzinę? Czy mało wylaliśmy łez po
stracie Marty i dziecka? My też ją kochaliśmy i jej śmierć także była dla nas
ciosem. Jak moglibyśmy przeżyć kolejną? Twoją? Ojciec jest już u kresu
wytrzymałości. Gryzie się tym co się stało. Nawet nic mu nie będę mówić, do
czego się posunąłeś, bo nie wiem jak na taką wiadomość zareagowałoby jego
biedne serce. A ja? Myślisz, że jestem z kamienia? – rozpłakała się głośno. –
Jak mam do ciebie dotrzeć, co powiedzieć i zrobić, byś wreszcie zrozumiał, że
jesteś nam wszystkim potrzebny?
Po twarzy Pawła toczyły się łzy.
- Nic nie
rozumiesz – wyszeptał. – To wszystko przez ten sen. Znowu o niej śniłem.
Siedziała na łące w białej sukience i w wianku z
soczyście żółtych mleczy na głowie. Słońce oświetlało jej sylwetkę tak, że
wydawała mi się taka nierealna, jakaś uduchowiona jak święta. Kiwała do mnie
ręką przywołując mnie do siebie. I nagle zauważyłem na jej kolanach małą dziewczynkę
ubraną na biało podobnie jak Marta i z wiankiem na głowie. Zrozumiałem, że to
nasze dziecko, nasza kochana córeczka. Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo
zapragnąłem z nimi być. Jak bardzo chciałem przytulić je obie. To było
silniejsze od chęci życia. Zrozumiałem wtedy, że nic i nikt nie jest w stanie
ukoić we mnie tej ogromnej pustki i tęsknoty za nimi. Ich sylwetki zaczęły się
rozmywać w promieniach słońca. Wyraźnie widziałem jak machają do mnie, a mała
przesyła mi całusy. To było nie do zniesienia. Obudziłem się i postanowiłem
skończyć ze sobą.
Zamilkł i przez dłuższą chwilę panowała między
nimi trudna do zniesienia cisza. Wreszcie przerwała ją Basia.
- Nawet w
połowie nie wyobrażam sobie tego strasznego bólu po ich stracie, który
odczuwasz. Nie będę się wymądrzać i twierdzić, że wiem, co czujesz. Z pewnością
mogę jedynie powiedzieć to, że twoja śmierć pozostawiła by w nas podobną
rozpacz i ból. Obiecaj mi, że nigdy już nie będziesz próbował odebrać sobie
życia, bo kolejna próba zabije też nas. Masz wokół siebie naprawdę życzliwych
ci ludzi. Ludzi, którzy cię kochają i zrobią wszystko, byś mógł w miarę
normalnie funkcjonować. Wczoraj obejrzeliśmy twoje mieszkanie. Byliśmy w
sklepie i kupiliśmy wszystkie, niezbędne rzeczy, żebyś mógł się w nim swobodnie
poruszać. W przyszłym tygodniu tata i pan Leśniak ruszają z kopyta z remontem, żebyś
miał dokąd wrócić. Czy tak chcesz się im odwdzięczyć za to dobro i miłość
podcinając sobie żyły? Chcę, żebyś mi przysiągł na pamięć Marty i waszego
nienarodzonego dziecka, że nigdy już nie podejmiesz próby odebrania sobie
życia.
- Tak
będzie – odpowiedział drżącym od płaczu głosem. – Przysięgam.
Basia odetchnęła z ulgą.
Bardzo piękne i wzruszające opowiadanie. Czytając sama się popłakałam. Mam nadzieję iż Paweł jeszcze spotka kobietę, którą pokocha wiadomo nie tak mocno jak swoją żonę Martę ale pokocha i stworzą rodzinę. Czego bym mu bardzo życzyła.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Julita
P.S. Poszłam za Twoją radą i dziś nie wstawiłam kolejnej części swojego opowiadania.
Julita
UsuńNie mogę odpowiedzieć na Twoje sugestie, bo musiałabym zdradzić dalsze losy Pawła, ale zapewniam, że jak wszystkie poprzednie opowiadania i to skończy się szczęśliwie, bo już tak mam.
A co do kolejnej części u Ciebie, to dobrze Ci zrobi mała przerwa. Są dziewczyny, które publikują nawet co dwa, trzy tygodnie. Trzeba znaleźć sobie jakiś złoty środek i tego się trzymać. Pisałaś, że pracujesz na zmiany, więc sama wiesz najlepiej kiedy możesz wykroić nieco więcej wolnego czasu i coś opublikować. Czytelnicy są cierpliwi i nikt Cię nie potępi, bo każdy chce się dowiedzieć o dalszych losach bohaterów.
Bardzo dziękuję za wpis i pozdrawiam serdecznie. :)
o mamusiu, jaki ciężka część! U mnie też same łzy cisnęły się do oczu. Szkoda ich wszystkich. Pozdr
OdpowiedzUsuńNo cóż... Nikt nie obiecywał, że będzie lekko, a już tak na poważnie, to mimo całego dramatyzmu tej części cieszę się, że ona jednak wzrusza i wyciska łzy. To plus dla mnie jako autorki.
UsuńPozdrawiam serdecznie. :)
Czasami tak jest, że wydaje nam się, że nasza śmierć szybko załatwi sprawę, że będziemy mieli spokój, że już nic nas nie będzie bolało;( Dla samobójców być może tak jest, ale zostają jeszcze ich bliscy. Basia dobrze powiedziała Pawłowi, że razem z nim i oni by umarli. Co innego gdyby zginął razem z żoną, ale samobójstwo!? Przecież oni by się zamartwili na śmierć dlaczego mu nie pomogli, dlaczego go nie dopilnowali, dlaczego z nim przez cały czas nie byli!? Dobrze, że mu się nie udało;) Trzymam go za słowo, że już nigdy nic tak głupiego nie zrobi? Czekam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że w kolejny czwartek? Pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJolu
UsuńRozdział jak zwykle za tydzień. To tylko przy okazji świąt zrobiłam nieco dłuższą przerwę.
W pewnym sensie samobójcy wydają się być egoistami, bo kończą swoje życie i nie myślą o tych, którzy zostają i opłakują ich śmierć. Basia musiała to Pawłowi dobitnie uświadomić i chyba jej się to udało, bo on na pewno nie będzie już próbował. W końcu dał jej słowo, prawda?
Bardzo Ci dziękuję za wizytę na blogu i najpiękniej pozdrawiam. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńjaką wspaniałą rodzinę ma Paweł. Najbardziej zadziwili mnie teściowie. To niesamowite jak dużo dobroci mają w sobie. Oczywiście, że cierpią, w końcu stracili jedyne dziecko i przyszłego wnuka lub wnuczkę. Jednak prawdopodobnie znaleźli ujście dla tej rozpaczy? Nie tylko nie winią Pawła o wypadek - oczywiście on niczemu nie jest winien, ale najczęściej szukamy winnego żeby sobie ulżyć w bólu - ale też chętnie mu pomagają. Skoro nie chciał dalej z nimi mieszkać, to załatwiają mu mieszkanie. Skrzykują pozostałą rodzinę do remontu. Początkowo Paweł nawet właśnie przy nich się trochę otworzył a nie przy swoim tacie czy siostrze. Czyżby miał żal, że mu nie powiedzieli od razu o jego niepełnosprawności? Zresztą tutaj chyba bardziej chodzi o to, że on jest bardzo rozżalony i ma do całego świata pretensje. Ciężka praca przed Basią i przed pozostałymi aby wyciągnąć go z rozpaczy, żeby wbić mu do głowy, że powinien chcieć żyć dalej. Jego żona na pewno by tego chciała aby był jeszcze szczęśliwy. Chociaż te sny o niej, to wyraźnie mu nie pomagają - to właśnie po takim spotkaniu, Paweł targnął się na życie. Chyba dla niego lepiej by było gdyby nie pamiętał snów, ale wówczas pewnie jeszcze bardziej by cierpiał. Z pewnością obwiniałby się o to, że zaczyna ją zapominać. A przecież tak nie jest, osoba tak bliska naszemu sercu na zawsze w nim pozostanie. Zastanawiam się jak on sobie będzie radził po wyjściu ze szpitala? Już teraz nic nie chce jeść, a w domu jak będzie sam, to zapewne już w ogóle nie będzie o tym pamiętał. Do tego dojdzie jeszcze frustracja związana z koniecznością korzystania z wózka. Oj, wydaje mi się, że wiele cierpliwości będą musieli mieć jego bliscy. Bardzo dziękuję za dzisiaj. Oczywiście czekam na ciąg dalszy tej historii. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam wbrew pogodzie cieplutkie uściski:)
p.s. trudno nie wspomnieć o tym, że baaaardzo się cieszę z kolejnej zapowiedzi nowego opowiadania o naszych ulubieńcach:) I nawet cierpliwie na nie zaczekam:)
Gaja
Gaju
UsuńByć może stworzyłam nieco wyidealizowaną rodzinę, ale bardzo chciałam napisać jak ważne jest jej wsparcie dla kogoś tak okropnie poranionego jak Paweł. On przecież rany ma nie tylko na ciele, ale i na duszy. To rany, które nie zabliźnią się łatwo i przez które czeka go wiele cierpienia. Jeśli chodzi o jego sny, to one będą ewaluowały. Na razie go męczą i dręczą. Są koszmarem, ale z czasem się okaże, że niosą ze sobą pewien przekaz, który Paweł musi zrozumieć. To jednak za kilka rozdziałów.
Tak jak Ci mówiłam, zapowiedź jest, ale opowiadanie nie jest skończone, a mnie nie zawsze nachodzi ochota na pisanie. Myślę jednak, że z dużym poślizgiem, ale jednak uczczę dwa miliony wejść na blog.
Bardzo dziękuję za długi wpis i doceniam, bo wiem, że byłaś zajęta. Przesyłam uściski i buziole. :)
No tak, czego innego niż smutku można się było spodziewać skoro jeszcze po dwóch latach Paweł tak cierpi z powodu straty swojej kochanej Martusi, to co dopiero zaraz po tym tragicznym wypadku? Do tego jeszcze w taki niefortunny sposób dowiedział się o swoim kalectwie. Szkoda, że nie powiedzieli mu o tym bliscy. Może mniej by go to bolało, może lepiej by taką wiadomość przyjął, może nie doszłoby do próby samobójczej? Czekam na więcej i na odrobinę światełka dla Pawła;) Serdecznie pozdrawiam Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńTak generalnie rzecz ujmując, to ta historia jest dość przygnębiająca. Ciężki wypadek, śmierć żony i dziecka, własna niepełnosprawność... Jest z czym walczyć. Ja chciałam tylko ukazać, jak trudna to może być walka. Jak ciężko jest się uporać ze śmiercią najbliższej osoby i własnymi ograniczeniami, choć nic nie jest niemożliwe i przy dużej determinacji i zachęcie ze strony najbliższych można z czasem zacząć żyć normalnie. Rodzina a zwłaszcza Basia i ojciec Pawła uznali, że będą mu dawkować złe wieści. Nie przypuszczali, że on dowie się wcześniej o swoim kalectwie, ale stało się. Teraz pozostaje praca nad jego psychiką, bo ta posypała się zupełnie. Światełko się pojawi, to mogę zagwarantować.
Pięknie dziękuję za wpis i równie pięknie pozdrawiam. :)
Mnie najbardziej wzruszył opis jak Paweł nie chce uwierzyć w to, że nie będzie chodzić i to jak starał się udowodnić sobie, że to nieprawda bo on jest jednak w stanie poruszyć nogami. To musi być okropne uczucie uświadomić sobie, że to co mówią lekarze jest brutalną prawdą. Zrobiło mi się przykro jak tą sytuację sobie wyobraziłam. Na razie to takie biedaczysko z tego Pawła. Chyba z tej rozpaczy i z tęsknoty za żoną trochę się pogubił. Pozdrawiam Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńWiększość paraplegików nie może uwierzyć w trwały niedowład swoich kończyn. Kiedy wreszcie zrozumieją, że rzeczywistość jest aż tak brutalna, to albo godzą się z nią i zaczynają walkę o siebie, albo rozsypują się emocjonalnie. Na razie nasz Paweł przechodzi ten drugi wariant, ale z czasem inaczej spojrzy na to wszystko.
Pozdrawiam Cię serdecznie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Kolejny ciekawy pomysł na opowiadanie. Podziwiam i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję i również pozdrawiam. :)
UsuńMarta była piękną kobietą, nic dziwnego, że kochał ją jak wariat. Szkoda, że nigdy się nie dowie czy mieli mieć synka czy córeczkę. A właściwie to może i dobrze. Już sama nie wiem. Tak po ludzku bardzo mi przykro, że ich spotkała taka tragedia. Ciężko się czyta o takich przypadkach. Czekam na ciąg dalszy. Serdecznie pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda
UsuńJa wiem, że temat trudny i ciężki do przełknięcia, ale wiele osób nie ma pojęcia przez co przechodzą ludzie obarczeni taką traumą, a przecież egzystują wśród nas. Czasem dobrze jest mieć świadomość, że ci ludzie bezustannie walczą ze swoim niepełnosprawnym ciałem, z biurokracją a nawet z niechęcią urzędniczą. To są problemy, które przerosłyby zdrowego człowieka, a co dopiero chorego. I chociaż przykro jest patrzeć na zwłaszcza młodych ludzi przykutych do inwalidzkiego wózka, to oni sami wcale nie chcą być traktowani jak inwalidzi. Paweł z czasem też zmieni zdanie dotyczące wielu aspektów życia i spojrzy na wszystko zupełnie inaczej.
Piękne dzięki za wizytę na blogu i komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)
Nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak ja bym zareagowała na wiadomość, że nigdy już nie będę chodzić. W związku z tym troszeczkę rozumiem Pawła, który zrobił co zrobił, bo nie widział dalszego sensu życia. Chociaż przecież wiem, że nie z takimi problemami ludzie żyją i są naprawdę szczęśliwi! Ale jak go o tym przekonać? Jak zapewnić go o tym, że może żyć długo i być z tego zadowolony, że sobie poradzi? Jak go przekonać, że jest potrzebny swoim bliskim? Zadanie arcytrudne! Myślę, że nawet Basia nie da rady tego zrobić. Pewnie odpowiedni specjalista by się przydał. Zaintrygowałaś mnie. Chętnie się przekonam co tym razem wymyśliłaś? Do następnego. Pozdrowienia AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńWłaśnie to jest niejako clou tego opowiadania: wskazać Pawłowi sposób, dzięki któremu będzie mógł normalnie żyć i być szczęśliwym. Mogę Ci zdradzić, że jednak specjalista polegnie tu na całej linii a ogromną wagę będzie mieć wsparcie całej rodziny i jej miłość. Nie zawsze mądrości specjalisty są w stanie przekonać niedowiarka.
Pozdrawiam Cię pięknie i dziękuję za wpis. :)
To opowiadanie zapowiada się ciekawie, fajnie mi się je czyta, tyle emocji! Ale co ja poradzę na to, że najbardziej lubię te historie o Uli i Marku? I ogromnie się cieszę, że niedługo pojawi się u Ciebie kolejna o nich opowieść;)
OdpowiedzUsuńSkoro tak bardzo lubisz opowiadania o Uli i Marku, to użyj wyobraźni i pomyśl, że Paweł jest Markiem, Marta była Pauliną, a szczęście przyniesie mu ktoś, kto będzie alter ego Uli. może to Ci jakoś pomoże w doczytaniu tej historii do końca. Rzeczywiście pojawiła się zapowiedź nowego opowiadania o naszych ulubieńcach, ale jest jeszcze niedokończone. W ten sposób chciałam uczcić dwa miliony wejść na blog, ale już wiadomo, że będzie poślizg, bo najpierw trzeba opublikować "Sens życia".
UsuńDzięki wielkie za komentarz. Pozdrawiam. :)
To prawda, że nie ma takiej kary, która wynagrodziłaby krzywdy wyrządzone Pawłowi i jego bliskim. Nic nie zwróci Marty z dzieckiem i zdrowia Pawła. Jednak uważam, że teść ma rację. Sąd powinien nałożyć na kierowcę najwyższy z możliwych wymiar kary i to bez żadnego zawieszenia. Może taka kara uświadomi i temu kierowcy i jego najbliższym oraz kolegom z pracy, że tak nie można postępować, bo można kogoś zabić! Pamiętam, że jego żona miała rodzić, ale on kiedyś wyjdzie z więzienia i będzie miał do kogo wrócić, a Paweł stracił wszystko, nawet nie oszczędzono mu utraty zdrowia. Kierowca i jego żona i tak są w lepszej sytuacji. Należy zrobić wszystko aby poniósł zasłużoną karę i nie ma znaczenia, że tego nie chciał. Jest dorosły, powinien znać przepisy. Po to one zostały stworzone, bo już ktoś wcześniej przewidział, że nie można zbyt długo kierować bo może stać się nieszczęście. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńPrzepisy są po coś. Przepisy są po to, żeby je przestrzegać. Skoro jest napisane, że kierowca tira może prowadzić tylko przez dziesięć godzin, to on nie może mieć ŻADNEGO powodu, żeby te przepisy łamać. Sąd nie bierze pod uwagę żadnych tłumaczeń, które miałyby obniżyć wyrok za taki czyn. Nie ma żadnych okoliczności łagodzących. Paweł na razie tego nie ogarnia, ale Leśniak czuwa nad wszystkim, bo bardzo pragnie sprawiedliwej kary dla, nazwijmy to po imieniu - mordercy. Ja całkowicie zgadzam się z tym, co napisałaś.
Bardzo dziękuję i najpiękniej pozdrawiam. :)
Paweł nieustannie przeżywa tą tragedię i nie ma co się dziwić ,bo przecież stracił dwie cudowne istoty ,które kochał. Martę i dziecko. Czytając to opowiadanie trochę żałuję ,że ta postać jest tylko we snach i wspomnieniach Pawła i nie można było jej na prawdę poznać. Od początku spodobał mi się opis o niej. Nic dziwnego ,że Paweł jest zrozpaczony ,lecz kiedyś będzie musiał się otrząsnąć. Jej nie ma , a życie płynie dalej. Wylane łzy nie cofną jej czasu ,a wkrótce pewnie pojawi się postać ,która rozjaśni jego szaro-czarny świat i wniesie nową energię i sprawi ,że on spojrzy z nieco innej perspektywy.A wspomnienia nie wpływają na niego pozytywnie wręcz przeciwnie wywołują destrukcyjne uczucia.Odnośnie kierowcy to przez jego brak rozsądku zginęli ludzie tak ważne dla głównego bohatera.Mam nadzieję ,że Paweł ujrzy wreszcie światełko w tunelu i pozna kogoś kto wypełni pustkę w jego sercu i zagoi chociaż częściowo rany ,bo pamięć o Marcie nie zniknie. Czekam na cd. Pozdrawiam serdecznie :).
OdpowiedzUsuńJustyś
UsuńNa razie Paweł jest w czarnej dziurze. Nie widzi światełka na końcu tunelu i to nic dziwnego. Wszystko jednak w swoim czasie, bo i dla niego przyjdą lepsze dni i poprawa losu.
Dzięki za długi komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)
Z tego lekarza to niezły dureń! Jak można było nie sprawdzić czy pacjent śpi czy nie i opowiadać takie rzeczy?! Czego on uczy innych lekarzy? Bezduszności?! Ja też byłam świadkiem jak na obchodzie lekarz mówił do studentów, że tej kobiecie już nawet wycięcie macicy nie pomoże! Tak jakby jej tam nie było. Oburzające! Po ich wyjściu nie mogłyśmy jej uspokoić. Złożyłam skargę, ale co z tego? Kobieta była na skraju załamania i do tego jeszcze było jej przykro, że inne panie to słyszały. Tacy lekarze też zasługują na karę! Trzeba nie mieć nie tylko serca ale przede wszystkim rozumu! Jestem wściekła. Może ta postawa też przyczyniła się do tego, że przez niego Paweł targnął się na życie. Pozdrowienia. Stała czytelniczka
OdpowiedzUsuńJa z bezdusznością lekarzy spotykam się na każdym kroku. Już nie ma w nich tej nieodzownej empatii dla pacjenta, a on sam traktowany jest bardzo przedmiotowo. Najczęściej uważany jest za niedouczonego debila, który nie ma pojęcia o swojej chorobie mimo, że choruje np. od dwudziestu lat i staż choroby jest niejednokrotnie dłuższy od stażu lekarza leczącego. Ot nasza polska rzeczywistość.
UsuńBardzo dziękuję za ten komentarz, bo jako jedyny zwraca uwagę na niekompetentnych lekarzy. Pozdrawiam serdecznie. :)
Mnie też niemile zaskoczył lekarz. Za to ujęli mnie teściowie Pawła. O tacie czy Basi nie wspomnę. Ciekawi mnie reakcja Pawła na mieszkanie. Czy będzie w stanie się ucieszyć czy nawet nie będzie w stanie zauważyć trudu włożonego przez rodzinę? Zastanawiam się też jak sobie będzie radził z wózkiem? Będzie z niego korzystał czy też będzie leżał pokotem? Czekam na kolejną część. Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOla
UsuńMam nadzieję, że jednak w tym opowiadaniu znajdziecie więcej pozytywów niż negatywów, chociaż wiadomo, że najchętniej widziane jest zachowanie równowagi w tym względzie. Nie pamiętam dokładnie, bo opowiadanie pisałam już dość dawno, ale chyba w następnym rozdziale opisuję postępy prac w mieszkaniu Pawła i jego reakcję. Nie będziesz czekała więc zbyt długo.
Bardzo dziękuję Ci za wpis i najcieplej pozdrawiam. :)
Aż się popłakałam. Smutna część. Jednak wiem, świta taka mała nadzieja,że Paweł znajdzie jeszcze ukochaną i będzie szczęśliwy. Może nie tak jak z Martą,bo ona zawsze będzie w jego pamięci i serduszku ale i tak będzie szczęśliwy. Nie zrobiłabyś mu kolejnej krzywdy, to nie w Twoim stylu :) :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Andziok
Ann
UsuńOczywiście, że nie mam zamiaru pastwić się nad Pawłem. On i tak dużo już przeszedł. Nie kopie się leżącego, prawda? Tak, czy siak z każdym rozdziałem będzie coraz lepiej i mam nadzieję, że ta wiadomość Cię pocieszy.
Pozdrawiam pięknie i dziękuję za komentarz. :)
Opowiadanie od początku wyciska łzy lub co najmniej łapie za gardło. Piękne chociaż bardzo smutne. Pozdrawiamy i czekam na cd;) M i E
OdpowiedzUsuńM i E
UsuńMyślałam, że zapadłyście w sen zimowy i bardzo się cieszę, że tak nie jest. Taki miałam zamysł, żeby wycisnąć z Was trochę łez i zamiast przysłowiowej cebuli podtykam Wam do czytania coś takiego i aż radość bierze, że jednak działa.
A już tak na poważnie dziewczyny moje kochane, to to opowiadanie jest dosyć łzawe, ale też dużo w nim szczęśliwych momentów. Te nadejdą wkrótce.
Bardzo Wam dziękuję, że wpadłyście i zostawiły ślad. Pozdrawiam obie najserdeczniej. :)