ROZDZIAŁ
3
Prace w mieszkaniu Pawła
nabierały tempa. Józef skrzyknął kilku swoich dobrych sąsiadów i wraz z Karolem
oczyścili lokal ze starych mebli. Pozrywali podłogi i zdrapali wypłowiałą,
brudną farbę ze ścian i sufitów. Basia dzieliła czas między szpitalem i
remontowanym mieszkaniem starając się przynajmniej uprzątać bałagan. Na
ścianach wkrótce położono gładzie i pomalowano je na ładne, pastelowe kolory.
Najszybciej poszło z podłogami, bo Józef miał sporą wprawę, a i jego koledzy
radzili sobie świetnie. Najwięcej pracy mieli w łazience, bo zamiast typowego
brodzika powstawał taki z jedną ścianką wyłożoną luksferami i zamykającymi
całość szklanymi drzwiami, które można było otworzyć na całą szerokość. Dzięki
temu wózek inwalidzki mógł swobodnie tutaj wjechać. Wokół zamontowano niezbędne
uchwyty. Podobne umieszczono przy muszli klozetowej i umywalce. Wszystko
urządzono tak, by Paweł miał jak najswobodniejszy dostęp do każdej rzeczy. Na
koniec zostawili sobie kuchnię. Ojcowie uzgodnili, że powinna być zrobiona na
wymiar i dostosowana do wysokości siedzącego na wózku mężczyzny. Trochę musieli
poczekać, ale po trzech tygodniach przywieziono ładne jasnożółte szafki i
ustawiono je zgodnie z projektem. Mieszkanko powoli stawało się bardzo
przytulne. Leśniak któregoś dnia przywiózł wygodną kanapę, która wcześniej
stała w pokoju Marty i Pawła. Była nowa i szkoda było wydawać pieniądze na
kolejną zwłaszcza, że stanowiła komplet z dwoma klubowymi fotelikami i
stolikiem kawowym. Sporo czasu poświęcili na szukanie odpowiedniego łóżka. Nie
mogło być zbyt miękkie. Musiało być takie, żeby Paweł mógł w miarę sprawnie do
niego wchodzić i z niego wychodzić.
Basia z pietyzmem dopieszczała
to gniazdko. Z własnej już inicjatywy zainwestowała w pionowe, pasujące
kolorystycznie do ścian rolety i dwie spore donice z dracenami, by ocieplić
nieco salonik. W sypialni stanęło wreszcie wybrane przez rodzinę łóżko i nocna
szafka, a nad głową w zasięgu ręki zawieszono kinkiet. Znalazły tu też miejsce dwie
niewielkie komódki z szufladami, do których Paweł miał swobodny dostęp. Basia
postarała się nawet o wózek z cienkimi, lekkimi kołami, którym można się było
poruszać po mieszkaniu. Ze szpitala miał Paweł dostać solidniejszy do wyjazdów w
teren.
Tymczasem Paweł trochę wbrew
sobie zaczynał zdrowieć. Żebra się zrosły i nie odczuwał już tego bolesnego
ucisku podczas oddychania. Stopniowo zaczęto go rehabilitować, chociaż nie była
to rehabilitacja w pełnym tego słowa znaczeniu. Nogi były kompletnie bezwładne
i ograniczono się tutaj jedynie do masaży, żeby wzmocnić mięśnie i niejako
zapobiec ich wiotczeniu. Więcej uwagi poświęcono tułowiu, barkom i rękom.
Szczególnie te ostatnie musiały być silne, żeby móc popychać kółka
inwalidzkiego wózka. Kiedy Paweł po raz pierwszy usiadł na nim uświadomił sobie,
że od teraz będzie postrzegał świat z wysokości swojego pasa. Był dość wysoki,
bo miał sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu. Przez niedowład nóg skrócił
się o połowę. Z dawnego, umięśnionego i wysportowanego chłopaka nie pozostał
nawet ślad. Wychudzony był bardzo. Nadal uważał, że jedzenie wcale nie jest mu
do życia potrzebne. Podawanie mu kroplówek wzmacniających organizm stało się
koniecznością. Generalnie do terapii podchodził dość biernie. Skoro nie było
już nadziei na to, że będzie kiedyś chodził, cały zestaw ćwiczeń wydawał mu się
bezsensowny i w ogóle się nie wysilał. Odłączono go też od cewnika. Sam o to
poprosił, bo czuł wyraźne parcie i na pęcherz i na kiszkę stolcową. Gdy
któregoś ranka obudził się z potężnym wzwodem wiedział już, że z tymi sprawami
ma wszystko w porządku.
Kilka razy odwiedził go
psychiatra, ale od razu zapowiedział mu, że traci po prostu czas.
- Niech mnie pan zostawi w spokoju. Ta próba
samobójcza była jednorazowym incydentem i na pewno drugiego razu nie będzie.
Chyba nie oczekuje pan ode mnie, że będę się panu zwierzał z uczuć, których sam
do końca nie rozumiem. To tylko i wyłącznie moja sprawa, a ta sala to nie
konfesjonał.
- Byłoby panu lżej, gdyby pan to z siebie
wyrzucił – namawiał go lekarz, ale Paweł kiwał tylko przecząco głową.
- Nie ma pan pojęcia przez co przeszedłem i
nigdy w życiu pan tego nie zrozumie chyba, że doświadczy pan tego samego.
Zapewniam pana, że wiedza, którą pan posiada nie jest w stanie pomóc mi w
niczym, bo to ja sam muszę się z tym zmierzyć i uporać lub nie. Szkoda
pańskiego cennego czasu.
Lekarz od momentu tej rozmowy
przychodził jeszcze, ale Paweł był nieugięty. Po prostu zamknął się w sobie i
nie powiedział już nic więcej.
- On chce walczyć z tym sam, – psychiatra
rozkładał bezradnie ręce opowiadając przebieg rozmowy z pacjentem ordynatorowi
– a ja nie mogę i nawet nie chcę w to ingerować. Jest niezwykle uparty i
powiedział mi tylko tyle, ile zechciał. Zapewnił mnie jednak, że już nie
targnie się na swoje życie, a ja mu wierzę.
Jego pobyt w szpitalu dobiegał
końca. Lekarze zrobili wszystko, by wyleczyć jego ciało. Rany na duszy miały
zabliźniać się jeszcze bardzo długo. Przydzielono mu solidny wózek i nauczono,
jak ma się nim przemieszczać. W dniu wypisu przyjechali po niego teściowie.
Pomogli mu się ubrać i zabrawszy torbę z jego rzeczami wyjechali na parking.
Leśniak podjechał z Pawłem do drzwi i otworzył je na całą szerokość.
- Spróbujesz sam, czy ci pomóc? – zapytał.
- Powinienem dać radę – zgrabnie przemieścił
się na siedzenie i za pomocą rąk przeniósł do środka nogi. – Nie było tak źle –
wysapał. Zapiął pas. Józef zamknął drzwi i usiadł na miejscu kierowcy.
- Mam do was prośbę – powiedział cicho Paweł.
– Chciałbym, żebyście najpierw zawieźli mnie do Marty. Chcę wiedzieć, gdzie jest
pochowana.
- Oczywiście synku, że zawieziemy cię tam.
Przeczuwaliśmy, że będziesz chciał najpierw jechać na cmentarz i tak
powiedzieliśmy twojemu tacie i Basi. Oni czekają już w twoim mieszkaniu. Jedźmy
zatem.
Przy cmentarzu teściowa kupiła
bukiet czerwonych róż i dwa duże znicze. Wolno pojechali główną aleją skręcając
przy kaplicy w jedną z mniejszych. W końcu zatrzymali się.
- To tutaj. Łatwo trafić, prawda? Zapalę
znicze i wstawię kwiaty do wody – kiedy to zrobiła powiedział, że chce na
chwilę zostać sam. Uszanowali to i odeszli w stronę kaplicy.
- Strasznie mi go żal – szepnęła Leśniakowa do
męża. – Wydaje się taki potwornie samotny i opuszczony. Taka kupka
nieszczęścia. Myślę Józek, że on długo się z tego nie otrząśnie. Nasza Martunia
miała ogromne szczęście, bo pokochał ją wspaniały, dobry i wrażliwy mężczyzna.
To takie niesprawiedliwe – rozpłakała się. Mąż przytulił ją do swojego boku. –
To przez to głębokie uczucie jeszcze długo nie będzie się mógł oswoić z jej
odejściem.
Paweł siedział jak skamieniały
wpatrując się w napis na nagrobku. Nawet nie czuł, że po jego policzkach płyną
potoki łez.
- Tak strasznie mi ciebie brakuje – wyszeptał.
– Tak strasznie za tobą tęsknię. To tak bardzo boli, a najbardziej świadomość,
że nigdy cię już nie zobaczę, nie przytulę twarzy do twojego ciążowego
brzuszka, nie ucałuję twoich słodkich ust i nie będę mógł spojrzeć w twoje
błękitne oczy. Najpiękniejsze i najłagodniejsze oczy na świecie. We śnie
widziałem cię z naszą córeczką. To byłaby córeczka, prawda? Była taka do ciebie
podobna. Słodkie maleństwo. Odeszłaś, a ja bez ciebie jestem nikim, nie chcę
żyć, ale obiecałem Basi, że już więcej nie będę próbował do ciebie dołączyć,
choć pokusa jest ogromna tak jak ta bolesna tęsknota za tobą. Kocham cię i
zawsze będę cię kochał. Spoczywaj w spokoju moje szczęście. Obie spoczywajcie w
spokoju – jego klatką piersiową wstrząsnął głośny szloch. Już nie potrafił
utrzymać emocji na wodzy. Ten straszny żal za utraconą, najukochańszą osobą
rozdzierał mu serce.
Leśniakowie widzieli z daleka
jak trzęsą mu się ramiona, jak kurczy się w sobie usiłując powstrzymać ten
spazmatyczny płacz. Podeszli do niego. Józef oparł dłonie na jego ramionach.
Sam miał oczy pełne łez.
- Pożegnaj się synku. Musimy jechać –
powiedział łagodnie.
Paweł nerwowo wytarł dłońmi
mokre policzki.
- Tak…, tak…, jedźmy.
Czekano już na niego. Zawsze
niezawodna Basia i tata. Oboje byli bardzo wzruszeni. Basia zaraz zakrzątnęła
się w kuchni szykując obiad. Józef oprowadzał Pawła po mieszkaniu.
- Jak widzisz, nie jest zbyt duże, ale
postaraliśmy się, żebyś miał tu wygodny dostęp do wszystkiego. Wybraliśmy dość
wysokie łóżko, żebyś mógł bez problemu przesiadać się na nie z wózka. W
komódkach masz wszystkie swoje rzeczy. Basia poukładała je bardzo starannie.
Zresztą sama ci wszystko objaśni. W saloniku stanęła kanapa, którą kupiliście z
Martą. Trochę musieliśmy się ograniczać z wydatkami, dlatego nie kupowaliśmy
nowej. Mam nadzieję, że nie jesteś zły, że przywieźliśmy tutaj wasz komplet?
- Nie…, oczywiście, że nie… Jestem wam bardzo
wdzięczny, bo dzięki wam mam własny kąt. To dla mnie bardzo ważne, bo nie
chciałbym być dla żadnego z was ciężarem. Po prostu muszę się nauczyć radzić
sobie samodzielnie, bez pomocy.
- Doskonale to rozumiemy synku. Pokażę ci teraz
łazienkę – Józef otworzył na całą szerokość drzwi do niej. – Spójrz, wszystko
jest tu przystosowane do ciebie. Wszędzie są niezbędne uchwyty, a do brodzika
będziesz mógł wjechać na wózku. Basia załatwiła ci taki lekki wózek, nazwałbym
go, domowy. Lepiej sprawdza się w mieszkaniu niż ten, na którym teraz siedzisz.
No i wreszcie kuchnia. Nie zawieszaliśmy szafek, bo nie wstałbyś do nich. W
tych stojących masz całkiem sporo miejsca i łatwiej będzie ci sięgać. To właściwie
by było na tyle. Jeszcze tylko powiem, że jutro na dziesiątą jesteśmy umówieni
u notariusza. Podpiszemy akt. Przyjadę po ciebie z pół godziny wcześniej. Na
pewno zdążymy, bo to niedaleko.
Paweł był poruszony i naprawdę
docenił ogrom pracy, który jego teściowie i tata z Basią włożyli w remont tego
mieszkania. Musiał kosztować majątek.
- Chyba nigdy nie zdołam wam się odwdzięczyć
za to wszystko. Gdybym tylko miał takie możliwości, zwrócił bym wam co do
grosza. Mam u was ogromny dług. Może kiedyś odłożę na tyle, żeby to zrobić.
- Tym się w ogóle nie przejmuj. Zrobiliśmy to
wspólnie dzieląc się kosztami. Nie było tak źle. Najważniejsze, żeby tobie było
wygodnie i żebyś dobrze się tu czuł.
Z kuchni wyszła Basia niosąc
wazę z pachnącym rosołem.
- Siadajcie. Obiad gotowy.
Paweł przesiadł się na lekki
wózek i podjechał do stołu. Jego wysokość była w sam raz. Pociągnął z
przyjemnością nosem chłonąc aromat bulionu. Chyba po raz pierwszy od czasu
wypadku poczuł głód. Basia nalała mu solidny talerz oprószając makaron
posiekaną drobno pietruszką, tak jak lubił. Wszyscy z chęcią zabrali się do
jedzenia.
Przy drugim daniu Basia
powiedziała mu, że złożyła dokumenty w ZUS-ie wraz z wnioskiem o przyznanie
renty wypisanym przez ordynatora oddziału, na którym leżał.
- Lada dzień spodziewam się wezwania na
komisję. Pan Józef był tak uprzejmy, że zgodził się nas tam zawieźć. Ja wzięłam
dwa tygodnie urlopu. Jeśli ci to nie przeszkadza, będę nocować tu przez ten
czas, jeśli wolisz być sam, będę przyjeżdżać. Wolałabym zostać. Jest jeszcze
kilka spraw, które chciałbym z tobą omówić a przede wszystkim objaśnić, co
gdzie jest, żebyś nie musiał szukać.
- Oczywiście Basiu, zostań. Ja nie mam nic
przeciwko temu.
Po deserze goście zaczęli się
żegnać. Karol uściskał mocno syna i choć ten chciał, żeby ojciec został
jeszcze, senior musiał odmówić.
- Muszę się przygotować do pracy. Mam nocny
dyżur.
- Nadal trzymasz się tej roboty? Powinieneś
już odpocząć.
- Kiedyś odpocznę synku, ale jeszcze nie
teraz. Emerytura niezbyt wysoka i zawsze te parę groszy więcej się przyda. Na
zdrowie nie narzekam, a i robota nie ciężka. Wkrótce się zobaczymy. Do widzenia
dzieci – pożegnał się. To samo zrobili Leśniakowie. Rodzeństwo zostało samo.
Basia uprzątnęła ze stołu i usiadła na kanapie. Paweł również przeniósł się na
nią.
- Nie jesteś zmęczony? Może chciałbyś się
położyć?
- Nie Basiu. Już dość się należałem. Chętnie z
tobą posiedzę. Muszę przetrawić ten pyszny obiad. Naprawdę się postarałaś.
Dawno nie czułem głodu, a dzisiaj te boskie zapachy niemal spowodowały mi w
żołądku rewolucję.
- Powinieneś zadbać o siebie. Bardzo
wychudłeś. Zawsze byłeś szczupły, ale teraz bardziej przypominasz kościotrupa
niż żywego człowieka. Bardzo się postaram, żebyś chociaż trochę przytył. To, że
tu będę znacznie ułatwi nam załatwianie spraw. Myślę, że rentę dostaniesz bez
problemu, ale jak zdążyłam się zorientować, nie będzie to renta inwalidzka, bo
pracowałeś zaledwie kilka miesięcy i nie byłoby z czego jej naliczyć.
Prawdopodobnie przyznają ci rentę socjalną, bo ta nie zależy od wysokości
wpłacanych przez pracodawcę składek. No i nie będzie wysoka. Raczej
powiedziałabym, że to takie socjalne minimum. Ciężko będzie ci za to przeżyć.
My oczywiście pomożemy, ale kiedy już wydobrzejesz do końca i okrzepniesz, może
pomyślisz o otwarciu jakiegoś małego serwisu komputerowego. Znasz się na tym i
w ten sposób mógłbyś sobie dorabiać.
- To melodia przyszłości Basiu. Na razie
załatwmy najbardziej pilne sprawy, a potem pomyślę.
Rozmawiali do późna. Było już
dobrze po dwudziestej trzeciej, kiedy Paweł uznał, że powinni iść spać.
- Ja chciałbym skorzystać jeszcze z łazienki i
wziąć prysznic. Muszę się pozbyć tego szpitalnego zapachu.
Basia wprowadziła jego wózek do
pomieszczenia i objaśniła - w brodziku stoi taki fikuśny taboret. Ma
przykręcone do podłogi nogi, żeby był stabilny. Wjedziesz wózkiem do środka i
przesiądziesz się na niego. Wózek wypchnij tak, żeby po kąpieli móc do niego
dosięgnąć. Szkoda, żeby się zmoczył. Tam na półeczce masz ręczniki, żel do
kąpieli, gąbkę i szczotkę. Na pewno sięgniesz. Na pralce położyłam piżamę i
szlafrok. Gdybyś nie mógł sobie poradzić, po prostu mnie zawołaj – wyszła z
łazienki, a on zgodnie z jej instrukcją przesiadł się na taboret. Z
przyjemnością poczuł pierwsze ciepłe strugi wody na swoim ciele. Myjąc je gąbką
musiał przyznać Basi rację. Było kompletnie wychudzone.
Kąpiel nie okazała się czymś
bardzo skomplikowanym. Doskonale sobie poradził. Ubrany w piżamę i otulony
szlafrokiem wjechał do saloniku. Uśmiechnął się do siostry.
- Tego mi było trzeba. Wspaniale wszystko
urządziliście. Nie miałem żadnego problemu.
- W takim razie zmykaj do sypialni. Ja też
skorzystam z prysznica i zaraz się kładę. Zmęczył mnie ten dzień. Dobranoc
braciszku.
Łóżko okazało się niezwykle
wygodne. Zsunął się z wózka wprost pod chłodną kołdrę i przytulił twarz do
poduszki. Teraz jeszcze bardziej nasiliła się tęsknota za Martą. Jak tylko się
pobrali, zasypiali wtuleni w siebie jak dwa małe kocięta. Paweł objął rękami
poduszkę i rojąc o zmarłej żonie niemal natychmiast zasnął.
Nad ranem wyrwał Basię ze snu
przeraźliwy krzyk. Wystraszona zerwała się na równe nogi i pobiegła do pokoju
brata. Oddychał ciężko, jakby przebiegł maraton. Czoło miał usiane kropelkami
potu. Przysiadła na skraju łóżka i przytuliła go mocno do siebie.
- Ciii, już wszystko dobrze. To tylko zły sen.
Spokojnie… Oddychaj… - podała mu stojącą na szafce szklankę wody. Wypił ją
łapczywie wciąż nie mogąc się uspokoić.
- Znowu mi się śniła. Siedziała tak jak ty na
krawędzi łóżka i szeptała coś do mnie, ale nie mogłem rozróżnić słów. Wyraźnie
czułem ziołowy zapach jej szamponu do włosów. Próbowałem pogładzić ją po
głowie, ale nie mogłem unieść ręki. Tak bardzo pragnąłem ją przytulić… Była tak
blisko, a jednocześnie tak daleko… - zaszkliły mu się oczy. – Czy to już zawsze
tak będzie…? Te sny mnie kompletnie wyczerpują, pozbawiają sił… To nie do
zniesienia – w jego głosie było tyle skargi i żalu, że Basię przeszedł dreszcz.
- Mam
nadzieję, że nie, że sny kiedyś się skończą. To nadal tkwi w tobie, bo jest
świeże, a ty sam bezwiednie przywołujesz to wszystko z pamięci. Wierzę jednak,
że nadejdzie taki czas, że osiągniesz spokój, że wreszcie wypłaczesz tak do
końca swój ból i choć wiem, że nigdy o niej nie zapomnisz, to przynajmniej
będziesz mógł pogodzić się z myślą, że jej już nie ma, a teraz spróbuj zasnąć.
Jest jeszcze bardzo wcześnie. Nawet nie zaczęło świtać, bo jest czwarta rano –
okryła go troskliwie kołdrą i wyszła cicho z pokoju.
O siódmej wstała i uprzątnąwszy
pościel poszła nastawić expres. Paweł pewnie będzie rozbity po dzisiejszej nocy
i mocna kawa na pewno się przyda. Ugotowała dwa jajka na miękko, bo takie lubił
najbardziej i upiekła kilka tostów.
Paweł otworzył drzwi od
sypialni kilka minut po ósmej. Wjechał do łazienki i spojrzał w lustro. Jego
twarz wyglądała na zmęczoną. Sięgnął po maszynkę i ogolił zarost. Zaraz
wyglądał lepiej. Przeczesał palcami kruczoczarną czuprynę poprzetykaną
gdzieniegdzie srebrnymi nitkami. Dokończył toaletę i ruszył do kuchni zanęcony
aromatem świeżo zaparzonej kawy. Przywitał się z siostrą przepraszając ją
jednocześnie za tę wczesną pobudkę.
- Nie przepraszaj, bo nie masz za co.
Ugotowałam ci jajka na miękko i tosty. Mam nadzieję, że jesteś głodny.
Był głodny. Śniadanie pochłonął
w oka mgnieniu, na co Basia patrzyła z prawdziwą przyjemnością sama delektując
się wyłącznie kawą. Nigdy nie jadała śniadań. Głód dopadał ją zawsze koło
południa i wtedy serwowała sobie porządny lunch. Paweł często dziwił się jak
wiele potrafi zjeść na jedno posiedzenie. Zawsze była drobnej kości tak jak
mama i nigdy nie tyła.
Siedzieli jeszcze chwilę w
kuchni dopijając kawę, gdy Basia zagaiła.
- Wiesz…, przeglądając kiedyś strony
internetowe natknęłam się na jedną należącą do fundacji „Ami”. Zaciekawiła
mnie, bo okazało się, że ta fundacja zajmuje się szkoleniem psów dla osób
niepełnosprawnych. Poczytałam trochę na ten temat i wiem, że szkolą też dla
paraplegików mających porażenie kończyn dolnych a nie tylko rąk. Pomyślałam, że
być może przydałby ci się taki towarzysz. Na pewno wyręczyłby cię przynosząc
różne rzeczy. Takie psy są bardzo mądre. Tam akurat szkolą przeważnie
labradory, bo ponoć one najbardziej się do tego nadają. Problemem byłaby tu
cena za takie szkolenie. Jest bardzo wysoka, ale ja już mam nawet pomysł jak
zdobyć te pieniądze. Co ty na to? Chciałbyś mieć takiego psa? Byłbyś dobrym
panem, bo przecież kochasz zwierzęta.
- Hmm…, sam nie wiem. Musiałbym co najmniej ze
trzy razy wychodzić z nim w ciągu dnia…
- No właśnie. I o to chodzi. Chodzi o to, że
to nie ty byś go wyprowadzał, ale on ciebie. Oczywiście najpierw musiałabym
zebrać i wysłać do nich całą dokumentację medyczną, na podstawie której mogliby
cię zakwalifikować, do takiego programu, a to trochę potrwa, bo pies musi być
szkolony pod twoim kontem, tzn. jego umiejętności muszą być dostosowane do
twojej niepełnosprawności. Zgódź się. Jestem pewna, że wynikną dla ciebie same
pozytywne rzeczy z posiadania takiego psa.
- No dobrze…, zgadzam się. Ty to masz dar
przekonywania. A teraz wypadałoby się ubrać, bo za chwilę przyjedzie tata
Leśniak.
Paweł ma ogromne szczęście, jeśli można mówić w jego przypadku o szczęściu,bo ma od początku oparcie w siostrze,ojcu i teściach.Zwłaszcza postawa tych ostatnich jest bardzo pozytywna. Innych mogłoby to przeroś a oni całą czwórką z pomocą obcych osób wszystko przygotowali.Wszystko tak ładnie opisane, że można sobie te mieszkanko wyobrazić.
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że Paweł nie skorzystał z pomocy psychologa, bo wiadomo, że jak dusza choruje to choruje całe ciało. Powinien jak najszybciej zacząć wychodzić a nie zamykać w czterech ścianach, bo tylko pogorszy jego stan psychiczny.A gdy już wyjdzie to kto wie czy nie pojawi się jakaś dziewczyna. Pocieszające jest to jak sam twierdzi, że z tym jest wszystko ok. to może będą dzieci.
Pozdrawiam miło.
Teraz dopatrzyłam się zapowiedzi TA TRZECIA pod opowiadaniami o Uli i Marku. Super.
UsuńPaweł faktycznie powinien zacząć wychodzić i to dlatego w głowie Basi pojawił się pomysł zakupu psa. Zwierzę musi się wybiegać, a skoro tak, to zmusi swojego pana do spaceru i nawiązania interakcji z innymi ludźmi a nie zamykania się w czterech ścianach.
UsuńJest zapowiedź nowego opowiadania, ale będzie publikowane z poślizgiem, bo napisałam je z okazji dwóch milionów wejść, a to już przecież za chwilę.
Bardzo dziękuję za komentarz. Pięknie pozdrawiam. :)
Hej;) Najważniejsze z tego wszystkiego jest to. że Pawła męskość nie ucierpiała;) A z poprzedniej części można było trochę tak wnioskować. Czekam na to co on z tym faktem zrobi;) Serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJolu
UsuńDla każdego mężczyzny to zapewne rzecz niezwykle istotna. Ja tylko nadmieniłam o tym, bo moim zdaniem najważniejsze jest to, że on w ogóle wraca do żywych Hahaha. Ale nie Ty jedna uważasz, co jestem w stanie zrozumieć, bo to zawsze jakaś szansa na nowe życie i posiadanie potomstwa.
Pięknie dziękuję, że zajrzałaś i skomentowałaś. Serdecznie pozdrawiam. :)
Ale mnie wnerwił ten lekarzyna! Co to za psycholog, który nie potrafi dotrzeć do pacjenta?! Jak on mógł zostawić Pawła w potrzebie? To tak można? A kto by odpowiadał gdyby on spróbował jeszcze raz? Ciekawe czy gdyby to była prywatna klinika, to też by tak sobie odpuścił? Chyba by tam długo nie popracował! Czekam na kolejną część. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńSpokojnie dziewczyno, bo mi jeszcze zawału dostaniesz. Rzeczywiście lekarz mógł wkurzyć, ale wyobraź sobie sytuację, że jesteś na miejscu Pawła. Przychodzi do Ciebie psychiatra i udaje, że doskonale wie, co czujesz i chce Cię utwierdzić w przekonaniu, że jest tu po to, żeby Ci pomóc. Jesteś zirytowana namolnością faceta, bo doskonale wiesz, że on nawet w ułamku nie jest w stanie wczuć się w Twoją dramatyczną sytuację.Wymaga od Ciebie, żebyś zaczęła mu mówić o swoich uczuciach, a Ty wcale nie masz ochoty tego robić, bo nie chcesz na nowo tego roztrząsać i rozdrapywać ran. Z każdą wizyta tego lekarza czujesz się coraz bardziej bezsilna i sfrustrowana bo doskonale wiesz, że tylko Ty sama jesteś w stanie sobie pomóc i dopóki nie pogodzisz się z rzeczywistością, to żaden psychiatra Ci tego nie ułatwi. Jak to się mówi nic na siłę.
Dzięki wielkie za komentarz i Twój bunt. Pozdrawiam Cię najpiękniej. :)
Ja też się zgadzam z tym, że z tego lekarza, to niezły fachowiec. No po prostu ho, ho! Ale za to rodzinka - oni są po prostu cudni;) Paweł nie ma wyjścia, musi mu się udać, czy tego chce czy nie. Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńOdpowiadając na komentarz powyżej starałam się wyjaśnić stanowisko doktora. Lekarz może nawet próbować ekwilibrystyki, ale jeśli pacjent jest uparty i bardzo negatywnie nastawiony do jego działań, to choćby był światową sławą psychiatrii nie zwojuje nic. To głównie dlatego lekarz odpuścił, bo widział jak bardzo wycofany jest Paweł.
Dzięki serdeczne za wpis. Pozdrawiam. :)
Biedny ten Paweł. Blizny, które miały się zagoić już to zrobiły, ale z bliznami w głowie i w sercu nie będzie tak łatwo. Jak nie lekarz, to może wspaniała rodzina mu pomoże? Razem z Pawłem czekam na lepsze jutro. Pozdr
OdpowiedzUsuńTo zawsze tak jest, że rany na ciele goją się szybko, a te na duszy - latami. Paweł musi przetrawić kilka rzeczy, z kilkoma musi się pogodzić. Potrzebuje czasu, a jak wiadomo, to czas jest najlepszym lekarzem.
UsuńPozdrawiam pięknie i dziękuję za komentarz. :)
Ile złotych rączek, a ja wszystko sama;( Mój małżonek jest tego zdania, że po to są fachowcy aby z nich korzystać. Wszystko fajnie, ale kasy brak;( Więc ... Pozdrowienia Zosia Samosia
OdpowiedzUsuńZosiu Samosiu
UsuńWitaj w klubie, bo i ja niestety w większości wszystko sama... Rodzina, którą opisuję jest przeze mnie mocno wyidealizowana. To trochę też wyrażenie przeze mnie moich pragnień w posiadaniu podobnej. Z żalem stwierdzam, że pragnienia swoje, a szara rzeczywistość swoje.
Pozdrawiam serdecznie. :)
Muszę przyznać, że mile mnie zaskoczyła postawa Pawła;) Dobrze, że nie sprawdziły się moje obawy. Paweł może nie skacze z radości, ale naprawdę docenia to co zrobili dla niego najbliżsi;) Nawet na wózek nie jest obrażony, zgadza się na psiunię;) Superowo, bo to wróży, że powoli, powolutku zaakceptuje swoją niepełnosprawność i będzie potrafił sobie radzić samemu. Gorzej z pamięcią o żonie, ale tak jak pisałaś wyżej, mam nadzieję, że czas się i z tym upora. Oczywiście czekam na kolejną część. Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOlu
UsuńPaweł oczywiście nadal cierpi, ale dzięki swojej rodzinie i jej nieocenionemu wsparciu zaczyna rozumieć, że jego samobójcza śmierć niczego by nie rozwiązała, a tylko pozostawiła tę rodzinę w jeszcze większej rozpaczy i smutku. Ta świadomość i to, że stara się być niezależny dzięki mieszkaniu, które mu przygotowano działa na niego mobilizująco. Z tym będzie coraz lepiej, bo on wreszcie zacznie dostrzegać pozytywne aspekty życia.
Bardzo dziękuję za komentarz. Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńzastanawiam się czy to ta ogromna miłość do Marty i niewyobrażalna tęsknota za nią i za nienarodzonym dzieckiem są przyczyną jego snów? One są bardzo wzruszające ale nieźle też dają w kość Pawłowi. Jak on ma wrócić do formy jak nawet nie może się porządnie wyspać? Mam nadzieję, że z biegiem czasu Paweł przestanie być nimi nękany albo chociaż nie będzie ich tak przeżywał? Chociaż chyba on sam nie wie czego chce, bo z jednej strony pamięć o Marcie wywołuje u niego ogromny ból sera, ale z drugiej strony on sam nie pozwala jej odejść. Jeśli wydaje mu się, że ona jest z nim chociaż w śnie, to nigdy od tych snów się nie uwolni. A może boi się, że ją zapomni i dlatego przywołuje ją w snach? Ale się zakręciłam jak na jakiejś karuzeli, hahaha:) To teraz przejdę do czegoś prostszego. Basia miała fantastyczny pomysł z tym pieskiem. Spryciula jedna. Taki towarzysz nie tylko może mu pomagać/wyręczać w różnych sprawach, ale przede wszystkim może stać się jego przyjacielem, cichym powiernikiem i wyciągaczem z domowych pieleszy:) Dodatkową korzyścią z posiadania czworonożnego przyjaciela może być również poczucie odpowiedzialności za kogoś, a to niewątpliwie też mogłoby pomóc Pawłowi. Nie mogę nie wspomnieć też o jego wspaniałych bliskich. Wydaje mi się, że ta tragedia jeszcze bardziej ich do siebie zbliżyła. Dodatkowo myślę, że działanie, wytyczone cele, wspólna praca pozwala im na oderwanie się od niemiłych wspomnień. A więc wyremontowanie mieszkania dla Pawła jest korzyścią obopólną. Oczywiście najbardziej skorzysta na tym Paweł, który będzie miał lżej i będzie mógł w miarę normalnie funkcjonować. Z niecierpliwością czekam na kolejną odsłonę. Może sugestia Basi o zastanowieniu się nad jakimś zajęciem zostanie przez Pawła przemyślana? Jest bardzo młodym człowiekiem, będzie miał mnóstwo potrzeb, a pieniądze z nieba niestety nie spadają. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam uściski:)
Gaja
Gaju
UsuńTe sny za chwilę nabiorą znaczenia, które Paweł wreszcie zacznie rozumieć, chociaż nie przyjdzie mu to łatwo ze względu na ich dwuznaczność. Nie bez powodu o nich pisze, bo one są ważne i dla sensu opowiadania i dla samego Pawła. Przed nim jeszcze długa droga do tzw. normalności, ale będzie się starał, bo pojawią się nowe bodźce do działania i podejmowania wyzwań.
Dzisiaj krótko, ale od paru dni szwankuje mi internet. Raz jest, a raz nie ma i tak z dziesięć razy w ciągu dnia. Więc póki go mam chcę odpowiedzieć na wszystkie komentarze.
Dziękuję za obszerny wpis i pozdrawiam Cię cieplutko. :)
No i stało się. Wypuścili Pawła do domu. W szpitalu zrobili dla niego wszystko co było można. Naprawili go fizycznie, ale psychicznie to dalej jest w rozsypce. Szkoda, że nie dał sobie pomóc i w tym względzie. Mam nadzieję, że jak będzie w domu, to jakieś durnowate pomysły nie będą się roiły w jego głowie, dotrzyma danej Basi obietnicy? Nie wyląduje w psychiatryku? W domu na razie radzi sobie nad wyraz dobrze, oby tak dalej. Do tego będzie miał jeszcze przyjaciela. Powinno być dobrze. Trochę się jednak obawiam czy tak dobrze będzie również jak Basia wróci do siebie? Coś wspominałaś o alkoholu. Chyba nie stanie się nałogowcem? Nie, to niemożliwe, nikt z bliskich by mu na to nie pozwolił, prawda? Do następnego. Pozdrowienia;) AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńPomysłów w rodzaju odebrania sobie życie już na pewno nie będzie. To była jednorazowa sprawa, a argumenty Basi dotarły do Pawła. Rzeczywiście zacznie trochę popijać, ale to nie będzie tak, że stanie się nałogowcem. Mam nadzieję, że trochę Cię uspokoiłam.
Pięknie dziękuję za komentarz i pozdrawiam najserdeczniej. :)
No nie, ja też pomyślałam sobie, że do tego wszystkiego brakuje mu tylko choroby alkoholowej!? Niestety nawet bardzo bym się nie zdziwiła. Przy takiej tragedii szuka się jakiejś pociechy, czegoś co pozwala zapomnieć. Wszyscy wiemy, że alkohol to słaby pomysł i być może pomaga, ale tylko na chwileczkę. Mam nadzieję, że i Paweł to zrozumie i nie popłynie zbyt daleko.
OdpowiedzUsuńSpokojnie. Żadnej choroby alkoholowej nie będzie. Nie zafundowałabym tego Pawłowi, bo wiem jak okropnie wygląda pijany człowiek na wózku. Zapijanie traumy, to żadna metoda na normalność. Niestety dość często ludzie z takim obciążeniem popadają w alkoholizm zamiast o siebie walczyć. To bardzo przykre, ale tu niczego takiego nie będzie.
UsuńWielkie podziękowania za wpis. Serdecznie pozdrawiam. :)
Fajnie, że Paweł wraca do żywych. Co prawda idzie mu to opornie, ale tak naprawdę, to się nie dziwię. On dość szybko pogodził się ze swoim kalectwem, ale zupełnie mu to nie idzie jeśli chodzi o Martę. Widać jak mocno ją kochał i pewnie dlatego długo nie dojdzie do siebie. Myśląc o Twoich zakończeniach ciekawi mnie czy on jest jeszcze w stanie kiedykolwiek kogoś tak pokochać? Bo na razie wydaje mi się, że nie. Bardzo wzruszające są odwiedziny na cmentarzu i sny o żonie. Nawet gdyby chciał to ukryć, to i tak wszyscy by się zorientowali jak bardzo tęskni za rodziną, za poprzednim życiem. Ciekawe co wymyśliłaś aby wyciągnąć go z tego dołka? Czekam na ciąg dalszy. Serdecznie pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda
UsuńUważam, że absolutnie każdy człowiek podświadomie dąży do tego, żeby być szczęśliwym i nawet jeśli spotykają go tragedie, to w końcu je przeboleje i pomyśli, że nie można cale życie przeżywać przeszłość, ale trzeba ruszyć do przodu i szukać tego szczęścia. Czy Paweł będzie jeszcze w stanie kogoś pokochać? Być może tak, ale najpierw sam ze sobą musi dojść do ładu.
Bardzo dziękuję za wizytę na blogu i najpiękniej Cię pozdrawiam. :)
W zasadzie wszystko zostało już powiedziane ,a właściwie napisane.
OdpowiedzUsuńPaweł potrzebuje teraz czasu by uleczyć potrzaskaną duszę ,znaleźć nowy cel w życiu dla ,którego będzie żył i wróci do normalności. Żal mi go ,bo los okrutnie z niego zakpił. Zetknął w przepaść i zostawił na bezdrożu. Aczkolwiek wierzę ,że szansa na szczęśliwego życie u boku kogoś innego istnieje. Najważniejsze ,że ma na kogo liczyć ,bo w samotności wszystko znosił by bardziej dotkliwie ,chociaż i tak bardzo cierpi i tęskni.Sama wiem jak ważne jest by nie być samemu ,gdy odchodzi bliska osoba. :(. A wracając do opowiadania jest świetne i czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam serdecznie :).
Justyna
UsuńŚwietne określenie "potrzaskana dusza". Muszę zapamiętać. Paweł zacznie powolutku nad sobą pracować. Oczywiście cudowne uzdrowienie nie nastąpi, bo kończyny są kompletnie niewładne, ale przecież i dla takich ludzi jest szansa na nowe życie. Osobiście uważam, że czas odgrywa tu największą rolę.
Piękne dzięki za wpis. Cieplutko pozdrawiam. :)
Przyznaję, że nie zdawałam sobie sprawy z tego, że inny rodzaj wózków nadaje się do mieszkania a inny na zewnątrz. Pewnie to jest logiczne, ale te informacje są dla mnie nowością. Może wcześniej powinnam się lepiej przyjrzeć osobom jeżdżącym na nich, to wówczas nie byłabym zdziwiona. Chociaż próbuję sobie przypomnieć i chyba ostatnio widziałam tylko jedną osobę, ale ten pan poruszał się na wózku elektrycznym. Dzięki za zwrócenie uwagi na takie osoby i na ich problemy. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńJa kiedyś też nie miałam pojęcia o rodzajach wózków, ale od kiedy jestem niepełnosprawna one pozostają w kręgu moich zainteresowań, chociaż nie korzystam permanentnie z tego sprzętu. Wózki do poruszania się po domu zdecydowanie mają cieńsze i lżejsze opony. Można wprawdzie nimi poruszać się i poza domem, ale na pewno nie po śniegu, bo łatwo o upadek. Piszę tu o wózkach napędzanych siłą rąk a nie o wózkach elektrycznych.
UsuńPozdrawiam. :)
Mieszkanie Pawła opisałaś tak niesamowicie, że czytając o nim czułam się tak jak bym tam była. Naprawdę super. Co prawda w remoncie to chyba mogłabym tylko pomóc poprzez donoszenie kawy czy herbaty. Hahaha;) Ale przy takich fachowcach, to inna pomoc chyba nie byłaby potrzebna. Świetna rodzinka, tylko pozazdrościć. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńTo, że opisałam mieszkanie Pawła tak drobiazgowo wynikało z faktu, że chciałam pokazać, jak powinno wyglądać wygodne lokum dla niepełnosprawnej osoby, która powinna mieć swobodny dostęp do wszystkich domowych urządzeń i być w miarę samodzielna, jeśli chodzi o higienę. A donoszenie kawy, czy herbaty przy takim remoncie jest bezcenne, wierz mi.
Wielkie dzięki, że wpadłaś. Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
Po pierwsze i najważniejsze Paweł wyszedł ze szpitala. Chyba nie czuł się tam najlepiej. Nie ma to jak w domu, nikt nie patrzy, można się wypłakać, można zmyć z siebie zapach szpitala. Po drugie i równie ważne świetna rodzina, wszyscy po kolei. Jesteśmy pewne, nie dadzą mu zginąć. Po trzecie własne cztery kąty i to jakie!? Dodatkowo w mieszkaniu nic nie będzie przypominać mu o Marcie, no oprócz snów. Po czwarte nowy przyjaciel. Fajny, bo nie ocenia, cierpliwie wysłucha, nie obraża się - no może jedynie trochę strzelać focha! Po piąte Paweł znalazł powód do wychodzenia z domu. I nie chodzi nam tutaj tylko o spacery z pieskiem. Ruch mu się przyda, nawet na cmentarz. Jeśli ma mu to pomóc, to niech odwiedza Martę najczęściej jak się da. Może dzięki tym wyjściom pozna kogoś? Mamy kilka typów np. młoda wdowa, sprzedawczyni z piekarni, sklepu czy kiosku, listonoszka, mama spacerująca z dziećmi? Trafiłyśmy? Mogłybyśmy jeszcze tak ciągnąć, ale napiszemy jeszcze tylko, że to opowiadanie bardzo wciąga. Pozdrawiamy i oczywiście czekamy na cd;) M i E
OdpowiedzUsuńM i E
UsuńNowy przyjaciel Pawła jest dopiero w sferze planów. Wytresowanie psa dla paraplegika jest dość kosztowne i wymaga czasu. Basia ma już jakiś pomysł na zdobycie pieniędzy na ten cel, a jaki, to chyba w następnym rozdziale. Jeśli mówimy o poznaniu kogoś przez Pawła, to niestety nie zgadłyście, ale próbujcie.
Bardzo się cieszę, że opowiadanie Was wciągnęło. Pięknie obie pozdrawiam i bardzo dziękuję za długi komentarz. :)
Opowiadanie jest super.Mam nadzieję, że Paweł mimo tak strasznej tragedii będzie umiał żyć w miarę normalnie. Ale jak dla mnie to tak jak i pozostałe części zbyt wzruszające. Czytałam i ryczałam. No cóż to cała ja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Julita
Julita
UsuńA ja tak lubię wzruszać i ilekroć mi się to udaje, to uznaję to za swoje małe zwycięstwo. Oczywiście wzruszająco można pisać i o tragedii i o szczęściu. Ja staram się tak opisywać i jedno i drugie.
Myślę jednak, że już zapas chusteczek nie będzie Ci potrzebny.
Pozdrawiam Cię serdecznie. :)