ROZDZIAŁ
6
Opuścił dom rodziców i przystanął jeszcze
na moment przy samochodzie. Odetchnął głęboko. Zerknął na zegarek i
stwierdziwszy, że jest jeszcze dość wcześnie postanowił zadzwonić do Uli.
Odebrała po kilku sygnałach.
-
Halo Ula? Nie przeszkadzam?
-
Nie… Oczywiście, że nie…
Bardzo chciałbym jeszcze dzisiaj z tobą
porozmawiać. Właśnie wyszedłem od rodziców. Mógłbym przyjechać?
Trochę ją zaskoczył. Nigdy jeszcze nie był
u niej. Może już czas to zmienić?
-
Ula jesteś?
-
Tak, tak. Czekam. Jasnodworska dwadzieścia cztery, drugie piętro, mieszkanie
numer piętnaście.
-
Zapamiętałem. Już jadę.
Była już po wieczornej toalecie okutana w
gruby szlafrok, ale nie miała zamiaru się przebierać. Będzie musiał znieść taki
widok. Poszła do kuchni i nastawiła express. Na talerzyku ułożyła trochę
herbatników. Piętnaście minut później usłyszała domofon. Stanęła w drzwiach,
żeby nie błądził. Po chwili wszedł otrzepawszy wcześniej buty. Przyciągnął ją
do siebie i popatrzył głęboko w jej błękitne oczy.
-
Jestem wolnym człowiekiem Ula i byłbym szczęśliwy, gdybyś zechciała zaanektować
moje serce. Już nigdy nie będziesz tą trzecią. Będziesz zawsze pierwszą.
Zawsze.
Wzruszenie odebrało jej mowę. A jednak
zrobił to. Zrobił dla siebie, ale i dla niej też. Uwolnił się z tego
toksycznego związku. Niebezpiecznie zwilgotniały jej oczy. Przytuliła się mocno
chłonąc zapach jego perfum.
-
Uszczypnij mnie, bo myślę, że to sen – wyszeptała.
- To
nie sen kochanie, to jawa, a ja jestem szczęśliwym człowiekiem. Bardzo cię
kocham.
- Ja
też cię kocham. Bardzo, bardzo mocno.
Pochylił się i wreszcie posmakował jej ust.
Były takie delikatne, ciepłe i miękkie.
-
Smakujesz tak słodko jak najsłodszy cukierek. Mogę wejść? Opowiem ci przebieg
rozmowy z rodzicami no i z Pauliną, bo oczywiście jak tylko wybiegła z kawiarni
pojechała poskarżyć się na mnie – wszedł do pokoju i rozejrzał się. – Jak tu
ładnie. Maleńkie mieszkanko, ale bardzo przytulne. Ma duszę – zaburczało mu
głośno w brzuchu. Złapał się za niego i zachichotał.
-
Jesteś godny? – zdziwiła się usłyszawszy ten charakterystyczny dźwięk.
-
Trochę. Wprawdzie mama proponowała mi kolację ale odmówiłem. Za bardzo byłem
podekscytowany i chciałem jak najszybciej się z tobą spotkać.
-
Mam gołąbki. Lubisz?
-
Uwielbiam.
-
Zaraz podgrzeję a ty w tym czasie napij się kawy.
Nie minęło dziesięć minut, gdy z lubością
wciągał boski zapach mięsa, kapusty i pomidorowego sosu. Z ochotą zabrał się za
jedzenie mrucząc z zadowolenia.
-
Matko, ale to pyszne. Wspaniale gotujesz. Mam przekonanie, że wszystko
potrafisz. Jesteś bardzo zdolna – powiedział z uznaniem. - Ojciec jest pod
ogromnym wrażeniem twoich kompetencji. Pokazałem mu budżet. Był naprawdę zaskoczony
tą wysoką kwotą oszczędności. Powiedział, że powinniśmy jako firma zawrzeć z
tobą stałą umowę na rozliczenia. Zgodzisz się?
-
Oczywiście. Wykazałabym się brakiem rozsądku, gdybym się nie zgodziła. To
wspaniała propozycja.
-
Kiedy opowiedziałem im o zajściu w kawiarni byli zbulwersowani, bo Paulina
oczywiście opowiedziała im swoją wersję wydarzeń. Opowiedziałem też o tych
wszystkich spędzonych z nią latach, które dla mnie były istną męczarnią.
Opowiedziałem jak robiła mi awantury oskarżając, że ją zdradzam przy każdej
okazji. Każdy mój późniejszy powrót do domu był pretekstem do takich oskarżeń,
bo do głowy jej nie przyszło, że mam nawał pracy i zasiedziałem się w biurze.
Mama była w szoku a ojciec oburzony, bo oboje nie mieli pojęcia, że to tak
wyglądało. Trochę się bałem jak to zniesie jego schorowane serce, ale nie było
tak źle. Kazał jej się wynosić z domu i nigdy nie wracać. Powiedział, że nikt
nigdy tak go nie rozczarował jak ona. Oznajmił, że nie chce mieć takiej
synowej, a ja kazałem jej spakować rzeczy i opuścić mój dom, w którym mieszkała
razem ze mną. Nic jej nie jestem winien. Dom jest tylko mój, bo to ja go
kupiłem. Mam też nadzieję, że zniknie z firmy raz na zawsze. Udziały może sobie
zatrzymać, ale nie chcę jej już więcej widzieć. Zresztą była kiepskim
pracownikiem. Piastowała funkcję ambasadora firmy, udzielała głównie wywiadów i
pozowała do zdjęć. Tak czy siak, nie generowała dla firmy żadnych zysków, bo
przecież ta funkcja była wyłącznie reprezentacyjna.
-
Mówiłeś, że wychowaliście się razem…
- To
prawda… Po śmierci obojga Febo moi rodzice podjęli się opieki nad ich dziećmi i
od tej pory miałem rodzeństwo. Nie wiem jakim cudem w głowach moich staruszków
zrodził się pomysł, żeby zeswatać mnie z Pauliną. Może przez pamięć jej
rodziców i tę wspólną firmę? To był krok w bardzo złym kierunku i od kiedy się
z nią związałem, miałem przez nią wyłącznie kłopoty. W końcu zamknąłem ten
traumatyczny etap w moim życiu, bardzo chcę teraz otworzyć nowy i jestem
przekonany, że o wiele lepszy. Bardzo się cieszę, że uwolniłem się od niej i
żałuję, że wcześniej nie zdobyłem się na to. Gdybym tak zrobił z całą pewnością
miałbym mniej siwych włosów.
-
Nie jest tak źle – pocieszyła go. – Masz ich naprawdę niewiele i tylko dodają
ci uroku. Bruneci i brunetki znacznie szybciej siwieją od blondynów, czy
szatynów.
-
Chciałbym cię jeszcze o coś zapytać. Gdzie spędzasz święta?
Nieco zaskoczyło ją to pytanie. Jak żył
ojciec spędzała je z nim a wcześniej z obojgiem rodziców. Mama zmarła młodo.
Zmarła, gdy Ula była w maturalnej klasie. Po jej śmierci to na Uli spoczął
obowiązek zajęcia się domem, bo ojciec trochę się posypał i psychicznie i
fizycznie. Kiedy i jego zabrakło święta zupełnie straciły na znaczeniu. Nie
widziała większego sensu w przygotowywaniu wigilii wyłącznie dla siebie. Potem,
gdy związała się z Piotrem nic pod tym względem się nie zmieniło, bo on spędzał
święta z żoną, swoimi rodzicami i teściami. Nie mógł od tego uciec. To były dla
niej ciężkie momenty, ale przyzwyczaiła się, że w ten świąteczny czas jest
sama.
-
Tutaj… Jestem w domu. Nigdy nic nie planuję chociaż mogłabym skorzystać z
licznych świątecznych ofert i wyjechać gdzieś. Jednak mało mnie to pociąga. W
wigilię zwykle jadę do Rysiowa na grób rodziców i jak wracam to zazwyczaj
leniuchuję przez te dwa dni, albo pochylam się nad jakąś robotą, bo raczej nie
lubię bezczynności. Nie mam nikogo z kim miałabym je spędzać, to znaczy nie mam
żadnej bliższej ani dalszej rodziny.
- To
świetnie się składa, bo ja bardzo chciałbym spędzić te święta w twoim
towarzystwie. Wigilia zawsze jest u rodziców i byliby szczęśliwi, gdybyś do nas
dołączyła. Do tej pory na wigilii byli też obecni oboje Febo, ale myślę, że po
tym jak ojciec nawrzucał Paulinie ona nie pokaże się u rodziców w ogóle, a
jeśli ona nie przyjdzie to Alex też nie, bo nie będzie chciał jej zostawić
samej.
Tato jest bardzo ciebie ciekawy, podziwia
cię. Powiedział mi, że rzadko się zdarza taki ekonomiczny talent. Resztę
świątecznego czasu zorganizowalibyśmy sobie sami, albo u mnie, albo u ciebie.
Co ty na to?
- No
nie wiem… - odpowiedziała niepewnie. – Trochę jestem oszołomiona tą propozycją,
bo wszystko dzieje się tak strasznie szybko… Czy to wypada tak ich nachodzić i
to w dodatku w wigilię? To chyba nie jest dobry pomysł. Będę się czuła
skrępowana i pewnie zażenowana. Nie znam ich przecież…
-
Ula, oni naprawdę nie gryzą i są miłymi, pełnymi taktu ludźmi. Nie zrobią
niczego, co miało by cię wprowadzić w zakłopotanie, wierz mi – ujął jej dłonie
w swoje i podniósł do ust. – Nie chcę na ciebie naciskać. Po prostu to
przemyśl. Jest jeszcze trochę ponad tydzień do wigilii i mam nadzieję, że
jednak twoja odpowiedź będzie pozytywna. Późno się zrobiło i chyba powinienem
już pójść. Powiem jeszcze tylko, że jutro przeleję na twoje konto należność za
zlecenie, bo dzisiaj już nie zdążyłem. - Ubrany do wyjścia przytulił się do jej
ust. – Dobranoc moje szczęście. Odezwę się jutro.
-
Dobranoc. Jedź ostrożnie.
Po jego wyjściu uprzątnęła naczynia i
położyła się, ale sen długo nie nadchodził, bo jej myśli wciąż krążyły wokół
Marka. Okazał się niezwykle słownym mężczyzną. Nie zawiódł jej i dotrzymał
słowa. Po doświadczeniach z Piotrem nie bardzo wierzyła, że się na to
zdobędzie, a jednak. Może to właśnie Marek okaże się miłością, której szukała
przez całe życie? Ta miłość do niego rozwijała się w niej powoli. Kiedy ma się
takie doświadczenia życiowe jak te z Piotrem trudno jest potem zaufać komuś
nowemu. Na początku była nieufna i bardzo sceptycznie nastawiona do tej
znajomości. Z czasem poczynania Marka coraz bardziej ją do niego przekonywały.
Okazał się człowiekiem wrażliwym, niezwykle uprzejmym i po prostu miłym facetem,
który ją szanował, nic na niej nie wymuszał, nie żądał żadnych deklaracji, a
teraz w dodatku okazało się, że ją kocha. Czyż można marzyć o czymś więcej? Ta
ich znajomość nie była długa, ale rozwijała się dość intensywnie. Świetnie się
dogadywali, uprzedzali swoje myśli i jak to mówią nadawali na tych samych falach.
To dzięki niemu z każdym dniem coraz bardziej zapominała o Piotrze, bo
skutecznie potrafił nakierować jej myśli na inne aspekty życia. Ewidentnie w
jej sercu miłość do Piotra ustępowała miłości do Marka.
Wrócił do domu bardzo późno. Wjeżdżając na
podjazd ze zdumieniem stwierdził, że wszystkie okna są oświetlone. Nie bardzo
rozumiał, co to ma oznaczać. Kiedy wszedł do wnętrza zastał w nim nieopisany
bałagan charakterystyczny dla kogoś, kto chce pośpiesznie opuścić to miejsce.
Paulina nie zadała sobie trudu, by spakować się spokojnie i logicznie. Ten
bałagan świadczył też o tym, że musiała być piekielnie wściekła, wręcz
rozjuszona. Nie oszczędziła i jego rzeczy. Zauważył, że z półek zniknęło kilka
cennych drobiazgów, ale machnął na to ręką. – Niech jej będzie. Nie będę się z nią o to wykłócał. Najważniejsze, że
się wyniosła z tego domu i nigdy tu już nie wróci. – Najgorzej było w
garderobie, bo powywalała rzeczy i z jego półek. – Jak można być tak złośliwym? I ja miałem się z nią ożenić? Z pewnością
zrobiła by ze mnie „szczęśliwego” małżonka. – W kuchni wszedł w kałużę
wody. Okazało się, że zostawiła na oścież otwarte drzwi do lodówki i
zamrażarki. Pokręcił głową zrezygnowany. Ściągnął marynarkę, zakasał rękawy i
zabrał się za sprzątanie. Kiedy skończył była już czwarta nad ranem, ale
przynajmniej miał satysfakcję, że doprowadził dom do ładu. Niewiele spał tej
nocy. Kiedy budzik zadzwonił o siódmej rano, był kompletnie nieprzytomny.