MATCZYNE
SERCE
ROZDZIAŁ
1
Z wielkim trudem pokonała
ostatnie stopnie schodów prowadzących na drugie piętro, na którym mieściło się
jej mieszkanie. Była zmęczona, żeby nie powiedzieć – skonana. Marzyła tylko o
ciepłej kąpieli i poduszce, do której mogła przytulić głowę i zasnąć. Ten dzień
nie różnił się od innych i był równie ciężki jak wiele poprzednich. Najpierw
harówa w biurze przy obsłudze petentów, a potem zakupy dla pani Nocoń, którą
opiekowała się już od kilku lat. Kobieta była przykuta do łóżka. Trzeba było
zrobić jej zaopatrzenie, przygotować posiłki na następny dzień, trochę ogarnąć
mieszkanie i ją samą. Na to wszystko nie miała więcej niż dwie godziny. Musiała
się uwijać, bo czekało na nią sprzątanie biur, którego się podjęła w jednej z
firm.
Do domu wracała późno. Nie
miała już czasu dla siebie. Za kilka godzin znowu będzie musiała wstać o piątej
rano i zacząć polkę od nowa. Nie raz i nie dwa przeszło jej przez głowę, że
gdyby nie miała córki nie musiałaby się tak zabijać. Westchnęła. Gdyby żył
Kazimierz, wszystko wyglądałoby inaczej.
Zawsze była ambitna i zawsze
chciała się uczyć. Była też dość urodziwa i zazwyczaj otaczał ją wianuszek
wielbicieli, czego bardzo zazdrościły jej koleżanki. Problem był w tym, że ona
na żadnego nie zwracała uwagi, bo jej serce pokochało kogoś zupełnie innego.
Ten ktoś był już dorosły, pracował. Skończył technikum samochodowe i zaraz po
maturze podjął pracę w jednym z warsztatów samochodowych rozsianych po całym
mieście. W jej oczach był bardzo przystojny i taka też była prawda. Chłopak
górował wzrostem nad innymi. Zawsze uśmiechnięty z czarną, rozwianą czupryną
mamił ją szafirowymi oczami, w których zdawała się tonąć. Najważniejszy był
jednak jego charakter. Nigdy nie spotkała tak miłego, dobrego i uczynnego człowieka.
Marzyła o studiach, ale on
nalegał na ślub. Mówił, że przecież po ślubie też może je podjąć, bo on na
pewno da radę utrzymać ich oboje i opłacić jej uczelnię. Miała wątpliwości, ale
jego argumenty przeważyły. W końcu pobrali się w pewną lipcową sobotę, a od
października miała zacząć studia zaoczne na wydziale ekonomicznym. To miała być
niejako kontynuacja jej nauki po liceum o tym samym profilu. Od sierpnia
zatrudniła się w jednej z warszawskich firm w dziale rachuby. I choć
proponowane zarobki nie były imponujące, to jednak potrafiła czerpać radość z
tej pracy.
Powoli zaczęli się dorabiać.
Cieszyła się z każdej zakupionej rzeczy do nowego mieszkania. Miała
satysfakcję, że nic nikomu nie zawdzięcza. Tak naprawdę mieszkanie nie było
nowe. Było raczej stare i do generalnego remontu. Mieściło się na pierwszym
piętrze starej warszawskiej kamienicy. Kazimierz wziął udział w przetargu
czynszu i wygrał. Urząd Miasta organizował co jakiś czas takie przetargi. Mieszkania
były głównie z odzysku i przeważnie zdemolowane. Chcąc ratować stare budynki
przed dewastacją oferowano w nich mieszkania za niewielki czynsz zostawiając
resztę w rękach potencjalnych lokatorów.
Nie bali się pracy. Kazimierz
mnóstwo rzeczy wykonał sam lub z pomocą swoich kolegów. Wpompował w remont
sporo gotówki, ale wkrótce ta ruina zaczęła przypominać porządne mieszkanie w
dodatku ogromne. Trzy wielkie pokoje, mała służbówka, kuchnia, spiżarnia i
imponujących rozmiarów łazienka.
Nawet nie zdążyli nacieszyć się
tym swoim gniazdkiem, gdy okazało się, że ona jest w ciąży. Wróciła z tą nowiną
do domu nie bardzo wiedząc jak ma to przekazać Kaziowi. Nigdy wcześniej nie
poruszali tematu dzieci. Niepotrzebnie jednak się obawiała. Kazimierz na wieść
o ciąży porwał ją w ramiona i wrzeszczał jak opętany
- Ewuś! Tak się cieszę! Tak bardzo się cieszę!
Nawet nie wiesz od jak dawna marzyłem o dziecku. Obiecaj mi, że jak urodzi się
chłopiec, to damy mu imię po moim ojcu – Szymon, a jak dziewczynka, to będzie
miała na imię Iwonka. To takie śliczne imię.
Śmiała się z tego
podekscytowania Kazimierza, ale też ta reakcja uspokoiła ją i upewniła, że on
naprawdę ją kocha i już kocha to nienarodzone dziecko.
Rzeczywiście całkowicie
oszalał. Zaczął znosić do domu różne rzeczy. A to łóżeczko prawie nowe, w
którym zmieniła tylko poszycie baldachimu, a to specjalny stolik do przewijania
maleństwa, a to znowu niezliczoną ilość śpioszków, które miały idealnie pasować
na takie niemowlę. Prosiła go, żeby nie znosił więcej rzeczy.
- Ja się boję Kazimierz, że ta radość stanie
się przedwczesna i wszystko pójdzie nie tak. Zaczekajmy, aż dziecko szczęśliwie
się urodzi i dopiero wtedy będziemy planować.
Kiedy minął szósty miesiąc
poczuła się okropnie ociężała. Nie dawała rady z nauką. Kazimierz zawsze na
wszystko miał gotową odpowiedź.
- Nie przejmuj się. Skończysz jak dziecko się
urodzi.
Sama nie sądziła, aby było to
możliwe. Dziecko zawsze absorbuje i trzeba nie lada samozaparcia, żeby pogodzić
opiekę nad nim, pracę w domu, pracę zawodową i jeszcze naukę. Zrezygnowała ze
studiów, ale nie z pracy. Pracowała właściwie do ostatniego dnia, aż do
rozwiązania.
Trudny i ciężki był ten poród.
Trwał kilkanaście godzin. Była kompletnie wyczerpana. Pragnęła, żeby to już się
skończyło, bo nie miała sił, żeby przeć. Wreszcie wyciągnęli z niej to
maleństwo, które nabrawszy powietrza w płuca natychmiast zaczęło płakać. Było
zdrowe i było dziewczynką. Z dumą podawała jej imię i nazwisko pielęgniarce.
- Iwona, Ewa Zakrzewska.
Tego dnia Kazimierz był
najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Oglądał niemowlę i wciąż powtarzał, że
ona jest tak bardzo do niego podobna. Ewa tonowała go mówiąc, że to może się
jeszcze zmienić, że niemowlęta już tak mają, ale on wiedział swoje.
- Spójrz na te czarne włosy i na te błękitne
oczy. To cały ja. Moja kochana córeczka, moja Iwonka – rozczulał się.
Mała chowała się dobrze. Nie
chorowała za często. Po trzech miesiącach urlopu macierzyńskiego Ewa wróciła do
pracy. Małą w tym czasie zajmowała się jej matka. Kiedy Iwona skończyła trzy
lata Ewa postanowiła zapisać ją do przedszkola.
- Tam będzie miała kontakt z dziećmi –
tłumaczyła swoją decyzję Kazimierzowi. – Nie chcę, żeby wyrosła na egoistkę.
Niestety cały ciężar
zaprowadzania i odbierania Iwonki z przedszkola spadł na Ewę. Kazimierz miał
dużo pracy. Wychodził z domu o piątej rano i wracał koło dziewiętnastej. Nie
narzekała jednak, bo dzięki tym nadgodzinom zarabiał bardzo dobrze i zawsze
mogła odłożyć część pieniędzy.
Generalnie finansowo powodziło
im się całkiem nieźle. Z czasem dopieścili mieszkanie, co roku wyjeżdżali na
zagraniczne wczasy. Ewę stać było pójść w każdą sobotę do fryzjera, żeby modnie
się uczesać. Była bardzo zadbaną i dobrze ubraną kobietą. Na Kazimierzu też nie
oszczędzała. Modne koszule i garnitury, buty ze skóry. Wszystko w najlepszym gatunku.
Często myślała, że ma dobre, szczęśliwe życie, a Kazimierz to najlepszy z
mężów.
Był sierpień. Iwonka od
pierwszego września szła do szkoły. Gorączkowo przygotowywali się do tego dnia.
Nowe ubrania, mundurek szkolny, piękny tornister i obowiązkowa wielka tuba
wypełniona słodyczami. Na uroczystość poszli oboje. Kazimierz nie chciał
przepuścić tak ważnego wydarzenia w życiu swojej jedynaczki. Był bardzo
wzruszony i ukradkiem ocierał łzy. To był bardzo emocjonalny dzień i może
dlatego, gdy wrócił po uroczystości do pracy nie skupił się na niej należycie.
Był nieuważny. Leżał pod samochodem, gdy puściły lewarki podtrzymujące
podwozie. Samochód runął na niego i przygniótł go całym ciężarem. Koledzy
usiłowali go wyciągnąć, ale trwało to zbyt długo. Lekarz z pogotowia stwierdził
zgon.
Ewa tego dnia była wyjątkowo
niespokojna jakby coś przeczuwała. Kiedy usłyszała o dwudziestej dzwonek do
drzwi, wiedziała, że coś się stało z Kazimierzem. Właściciel warsztatu
osobiście poinformował ją o tej tragedii. Powiadomił dokąd zabrali ciało i
zaoferował się z podwózką. Szybko ubrała małą i pojechała do kostnicy. Niemal
rzuciła się na ciało męża łkając rozpaczliwie. Nie miała pojęcia, jak da sobie
teraz radę bez niego. Jak będzie dalej żyć. Zemdlała. Podano jej jakiś zastrzyk.
Pół przytomna wróciła do domu i tam do rana tuliła Iwonę w ramionach
powtarzając jej wciąż, że tatusia już nie ma, że umarł i poszedł do nieba.
Po śmierci Kazimierza rozsypała
się zupełnie i nie mogła poradzić sobie sama ze sobą. Wzięła miesiąc bezpłatnego
urlopu i przez ten czas nie robiła nic innego, tylko przesiadywała na cmentarzu
wciąż pytając – co mam teraz zrobić Kazimierz? Od czego zacząć?
Na szczęście Iwoną znowu zajęła
się babcia.
Wreszcie nadszedł czas, gdy Ewa
zaczęła myśleć logicznie. – Po pierwsze
na pewno nie dam rady utrzymać tego mieszkania i koniecznie muszę zamienić je
na mniejsze. Po drugie nie utrzymamy się z mojej małej pensji i będę musiała
poszukać jakiejś dodatkowej roboty. Jest lokata dla Iwony, ale można ją ruszyć
dopiero jak ona skończy osiemnaście lat. Jest trochę oszczędności, ale nie za
wiele. Mogę z nich dokładać do pensji najwyżej przez rok, ale na pewno nie
dłużej. Jakieś pieniądze należą mi się z warsztatu. No i są jeszcze pieniądze z
ubezpieczenia. W sumie niby nie tak mało, ale przecież muszę myśleć
perspektywicznie.
Zaczęła działać. Dała
ogłoszenie do prasy, że chce zamienić mieszkanie czynszowe na podobne tylko o
mniejszym metrażu. Nie sądziła, że znajdzie się tylu chętnych. Przez dwa
tygodnie nie robiła nic innego tylko oglądała mieszkania ludzi chcących się
przenieść na większy metraż. Przede wszystkim postanowiła, że byle czego nie
weźmie a już na pewno mieszkania do remontu. To musi być lokal, do którego
można przeprowadzić się od zaraz. Ważna była też wysokość czynszu. Wreszcie
trafiła na mieszkanie, które wydawało się spełniać standardy. Było dość
przestronne i jasne. Miało pięćdziesiąt cztery metry, dwa pokoje, osobno
łazienkę i ubikację, i dość ustawną kuchnię, no i nie mieściło się za wysoko,
bo na drugim piętrze. Uznała, że to było to, czego szukała. Ludzie, z którymi
zamieniła się na mieszkania dowiedziawszy się, że jest sama z dzieckiem,
pomogli jej w przeprowadzce. Część mebli wywiozła do matki z zamiarem ich
sprzedania. Nie mieściły się w jej nowym mieszkaniu. Powoli ogarnęła wszystko.
Urządziła przytulny pokoik dla Iwonki sama zajmując większy przeznaczony i na
salon, i na sypialnię dla niej. Teraz musiała tylko przyzwyczaić się do myśli,
że Kazimierza już nie ma i została zupełnie sama.
Wróciła do pracy, ale nie
ustawała w wysiłkach, żeby znaleźć jeszcze jakieś dodatkowe zajęcie. Któregoś
dnia, całkiem przypadkowo dowiedziała się, że jakaś kobieta poszukuje opiekunki
do chorej matki. Matka jest w zasadzie leżąca, ale potrafi wstać i przejść o
balkoniku do kuchni, żeby podgrzać sobie posiłek. Samodzielnie korzysta też z
łazienki. Zdobywszy adres i numer telefonu od razu skontaktowała się z córką
tej chorej kobiety. Okazało się, że córka nie mieszka w Warszawie, ale gdzieś za
Warszawą i nie jest w stanie dojeżdżać do matki w tygodniu. Umówiły się na
spotkanie. Z kartką w dłoni Ewa trafiła do mieszkania Tekli Nocoń, gdzie
czekała już na nią jej córka Wanda Kotecka. Przywitały się. Wanda objaśniła po
krótce w czym rzecz.
- Mama jest kontaktowa, ale bardzo słaba.
Wstaje z łóżka tylko wtedy, gdy jest głodna, lub za potrzebą. Ciężko jej idzie
przebieranie się w świeżą bieliznę i tu trzeba jej pomóc. Trzeba też robić
zakupy i podgotować jakieś posiłki tak, żeby sama mogła je wsadzić do
mikrofalówki i podgrzać. Wie pani, takie gotowe porcje dla jednej osoby. Jeśli
starczyłoby pani czasu, to mile widziane jest sprzątanie, ale nie jakieś
gruntowne, tylko zwykłe odkurzanie i wytarcie z mebli. Ja i tak przyjeżdżam
tutaj w każdą sobotę i robię porządki łącznie z praniem i przebieraniem
pościeli. Mogę zaoferować pięćset złotych. Oczywiście pieniądze na zakupy będę
zostawiać.
Ewa nie wybrzydzała. Teraz, gdy
musiała na własnych barkach udźwignąć ciężar utrzymania siebie i córki chętnie
przystała na takie warunki. Dobiły więc targu. Dostała od Wandy komplet kluczy,
została poinformowana, gdzie co jest i pieniądze na jutrzejsze zakupy.
Odtąd wracała do domu znacznie
później. Nadal rano odprowadzała córkę do szkoły, natomiast po skończonych
lekcjach odbierała ją babcia.
Lata mijały. Ewa chociaż bardzo
się starała, nie wyglądała już tak dobrze jak kiedyś. O sobotnich wizytach u
fryzjera zapomniała już dawno. Chodziła się tylko strzyc raz na dwa miesiące.
Nie kupowała już markowych ubrań, bo zwyczajnie nie było ją na nie stać. Coraz
częściej wyszukiwała coś dla siebie w lumpeksach. Nigdy jednak nie kupiła w
nich nic dla Iwony. Ona zawsze miała to co chciała. Dla niej nie mogło
zabraknąć pieniędzy. Ewa wychodziła ze skóry, żeby córka nie odstawała od
swoich koleżanek. Wciąż uważała, że Iwonie się to należy, bo jest półsierotą,
bo jest uboższa o ojca, którego nadal mają jej koleżanki. – Kazimierz na pewno nigdy by jej nie odmówił
kupienia magnetowidu, czy telefonu – usprawiedliwiała większe wydatki. Nie
uważała, że postępuje niewłaściwie. Kochała córkę nad życie i nie była w stanie
niczego jej odmówić. Rosła więc Iwona z poczuciem, że wszystko jej się od życia
należy, że nie musi nic robić, nie musi wkładać żadnego wysiłku, żeby uzyskać
to, co jej akurat się podoba. Najlepsze i najmodniejsze ciuchy. Pierwsze drogie
kosmetyki. Wszystko dla niej. Nie tak rzadko zdarzało się jej przetrząsać
portfel matki i wyciągać pieniądze na dyskoteki, czy kino. Nie miała skrupułów.
Szkołę podstawową skończyła z
dobrymi ocenami. Gorzej już było w szkole średniej. Zaczęła opuszczać lekcje.
Nie uczyła się. Szwendała się z jakimiś podejrzanymi ludźmi po mieście
popijając piwo lub mocniejsze trunki. Ewa nie miała pojęcia o niczym, bo Iwona
każdego dnia wychodziła do szkoły zabierając ze sobą plecak z książkami.
Bomba wybuchła tuż przed
feriami. Wychodząc z pracy Ewa natknęła się na matkę jednej z koleżanek Iwony.
Ta powiedziała jej o zebraniu, które ma odbyć się właśnie dzisiaj o
siedemnastej. Ewa spanikowała. Podziękowała kobiecie za informacje i niemal
biegiem dotarła do pani Nocoń. Tam szybko uwinęła się z obiadem i sprzątaniem i
prosto stamtąd pognała do szkoły. Samo zebranie trwało dość krótko, natomiast
pod jego koniec wychowawczyni poprosiła ją o pozostanie. Powiedziała jej, że
Iwona ma mnóstwo nieobecności i pod wielkim znakiem zapytania stoi dopuszczenie
jej do matury.
- Nawet nie ma jej z czego wystawić ocen na
półrocze, bo nie była na żadnych sprawdzianach, nie ma stopni z odpowiedzi
ustnych.
Ewie było wstyd, że nie miała
zielonego pojęcia o absencji córki w szkole.
- Porozmawiam z nią i przywołam do porządku.
Ona zda tę maturę, jeśli tylko szkoła dopuści ją do niej. Już ja tego
dopilnuję. To moja wina, bo haruję po całych dniach i nawet nie mam kiedy jej
dopilnować.
- Ona musi zdać materiał z pierwszego
semestru, żeby zaliczyć to półrocze. Koniec z nieprzychodzeniem na zajęcia.
Jeśli chce zdać maturę, musi je zaliczać.
Ewa wyszła ze szkoły
zdruzgotana. – Jak to tak? – pytała
samą siebie. - To ja urabiam się dla niej
po łokcie, żeby miała wszystko, co najlepsze, a ona nawet nie chodzi do szkoły?
Uwolniłam ją ze wszystkich obowiązków. Chciałam, żeby tylko się uczyła i wyszła
na ludzi. Dlaczego ona mi to robi?
Dotarłszy do mieszkania
rozebrała się i założywszy na nogi kapcie skierowała kroki do pokoju córki.
Otworzyła na oścież drzwi. Na tapczanie siedziała Iwona z jakąś dziewczyną,
której Ewa nie znała i dwóch młodzieńców. Wszyscy kiwali się w rytm hinduskiej
muzyki.
- Dobry wieczór państwu – powiedziała głośno.
Towarzystwo otworzyło oczy i spojrzało na nią beznamiętnie.
- Przeszkadzasz nam mamo – odezwała się
pretensjonalnym tonem Iwona.
- Jestem u siebie i mogę robić, co mi się
podoba. Poproś swoich kolegów, żeby opuścili nasz dom. Jest już bardzo późno, a
my mamy jeszcze do pogadania.
Iwona spojrzała na nią
nienawistnie. Mruknęła coś do swoich gości, którzy w żółwim tempie zaczęli się
zbierać do wyjścia. Kiedy zamknęły się za nimi drzwi Iwona wrzasnęła.
- Oszalałaś?! Co ty wyprawiasz?! Jak śmiesz
wypraszać moich gości?! To mnie już nic nie wolno?!
- Uspokój się. Myślę, że chyba pozwalałam ci
na zbyt dużo swobody. To wkrótce się zmieni. Właśnie wracam z zebrania
szkolnego, o którym nie raczyłaś mnie powiadomić. Dowiedziałam się na nim wielu
ciekawych rzeczy. Przede wszystkim tego, że nie chodzisz do szkoły i nie
dopuszczą cię do matury. Jeśli tak się stanie, wyniesiesz się z domu, bo ja nie
będę utrzymywać pasożyta. Nic od ciebie nie chciałam, niczego nie wymagałam. Ty
miałaś się tylko uczyć, zdać maturę, zrobić jakieś studia, żeby zdobyć porządny
zawód. Nie zrobiłaś kompletnie nic. Kocham cię nad życie, ale jeśli mnie
sprowokujesz zostaniesz sama i sama będziesz musiała sobie radzić. Wszystko w
twoich rękach. Rozmawiałam z wychowawczynią. Jeśli zaliczysz ten semestr
dopuszczą cię do matury pod warunkiem, że będziesz uczęszczać na zajęcia. Naprawdę
tego nie rozumiem. Wychodzę ze skóry, żebyś miała wszystko, żeby niczego ci nie
zabrakło. Haruję na dwa etaty i to wszystko dla ciebie. Spójrz na mnie jak
wyglądam. Za każdym razem jest mi szkoda wydać pieniądze na siebie, bo ty
jesteś ważniejsza. Czy za wiele wymagam? Gdzie popełniam błąd? Co się z tobą
stało? Tak dobrze się uczyłaś w podstawówce, dlaczego teraz tak nie jest?
Iwona rozpłakała się.
- Już nic nie mów. Przysięgam ci, że zaliczę
ten semestr. Wezmę się ostro do nauki i zaliczę go. Maturę też zdam. Obiecuję.
Tylko już nie krzycz.
Ewa i Kazik wychowali księżniczkę, no to teraz nie ma co się dziwić i nie ma co mieć do niej pretensji, że jest taka jaka jest. Szkoda tylko tej matury, bo w życiu naprawdę się przydaje. Myślę, że jednak ją zda. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzasami tak bywa z jedynakami. Bezwarunkowa, ślepa, rodzicielska miłość wybacza wiele, a skutki tego są opłakane. Na razie nie zdradzam żadnych szczegółów opowiadania.
UsuńBardzo dziękuję za wpis i pozdrawiam serdecznie. :)
Istna siłaczka z Ewy. Zapracowuje się na śmierć, a w zamian nic nie dostaje. Ufała bezgranicznie córce. Teraz jednak chyba to się zmieni? Iwona ma niepokojących znajomych. Ciekawe kto będzie miał na nią większy wpływ, mama, szkoła czy znajomi? Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńCzęsto miłość matki jest bezkrytyczna, a obiektowi tej miłości sporo się wybacza i nierzadko nie dostrzega błędów. Takie postępowanie mści się i rzutuje na przyszłość dziecka. Jak to się dalej potoczy - nie zdradzam. Zapraszam Cię do kolejnych rozdziałów.
Pozdrawiam pięknie i dziękuję za komentarz. :)
Oby tylko Iwonka nie okazała się Januszkiem - był kiedyś taki film Ballada o Januszku. Tam matka też kochała swoje dziecko do utraty zmysłów. Niezbyt dobrze na tym wyszła. Mam nadzieję, że tu tak nie będzie. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńPamiętam tę "Balladę o Januszku" i obawiam się, że moje opowiadanie może być równie drastyczne. Na razie tylko tyle mogę powiedzieć.
UsuńDziękuję serdecznie za wpis. Pozdrawiam. :)
Ależ Ewa ma ciężkie życie. Jej stwierdzenie, że miałaby lżej, gdyby nie miała dziecka jest bardzo mocne i świadczy o wadze ciężaru jaki nosi na plecach i o jej samotności. Smutne. Myślę, że Iwona również nie miała lekko. Z tego opisu właściwie można powiedzieć, że wychowywała się sama. Taki stan rzeczy nie wpływa dobrze na psychikę dzieci. Ciekawe w którym kierunku to się rozwinie? Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńEwa się zupełnie zapętliła. Córka ma wymagania, również finansowe. Żeby na to zarobić matka chwyta się każdej pracy, choć są to zajęcia bardzo nisko płatne. Nie może córce poświęcić zbyt wiele czasu, bo czuje się w obowiązku zarobienia na jej zachcianki, żeby nie była gorsza od koleżanek. To wielki błąd, który będzie jej wielkim brzemieniem przez całe życie.
Bardzo dziękuję Ci za wizytę na blogu. Serdecznie pozdrawiam. :)
Ewa musi trochę zwolnić, bo jej życie rodzinne się rozpadnie. Jeszcze nie jest za późno. A Iwona nie musi mieć wszystkiego o czym tylko zamarzy! Pozdrawiam Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńMiłość do dziecka czasem zawęża optykę przez co nie widzi się problemów, które z czasem rosną lawinowo. Opamiętanie nie przyjdzie szybko ani z jednej ani z drugiej strony.
Pozdrawiam Cię cieplutko i dziękuję za komentarz. :)
Zaintrygowałaś co będzie dalej? Na razie mogę tylko napisać, że bardzo współczuję Ewie. Sama musi ciągnąć ten wózek. Szkoda, że nie udało jej się wyjść po raz drugi za mąż. A może jednak ma jakiegoś przyjaciela, jest przecież młodą kobietą? Wiem, że nie ma czasu, ale na nową miłość może jednak znalazła? Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńMogę powiedzieć, że Ewa nawet nie miała szans, by po śmierci męża kogoś poznać. Haruje od świtu do nocy i nawet nie ma chwili dla siebie. Jest samotną matką, którą przerasta rzeczywistość.
Pozdrawiam Cię pięknie i dziękuję za wpis. :)
Kazimierz i Ewa już od samego początku popełnili błąd, że nie stawiali przed córką żadnych obowiązków. Coś o tym wiem. Młody człowiek od pewnego momentu powinien być uczony pewnych zasad. Ja osobiście nie popieram bez stresowego wychowania. Takie są właśnie tego skutki. Zachowanie Iwony pod koniec opowiadania jest tego przykładem. Pyskowanie, podnoszenie głosu na rodzica w tym przypadku na matkę. Ja mam dopiero 37 wiosen ale w moim domu by to nie przyszło.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną część i oby Iwona się szybko opamiętała bo inaczej nie wróżę jej świetlnej przyszłości.
Pozdrawiam serdecznie
Julita
Julita
UsuńMasz rację, że oboje rodzice popełnili już na początku sporo błędów wychowawczych. To będzie się mścić przez kolejne lata. Bezstresowe wychowanie powoduje, że dziecko najpierw jest rozpuszczone, a jako dorosły roszczeniowe, bo uważa, że wszystko mu się od życia należy bez jakiegokolwiek wysiłku z jego strony. Iwona nie odbiega tu od normy.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz. :)
A ja tam myślę, że dziewczyna się opamięta. Kto z nas nie kłócił się z mamą czy tatą? No może nie tak, ale jednak. Jeśli Ewa poświęci Iwonie trochę uwagi i na nowo się zaprzyjaźnią wszystko skończy się dobrze. Wydaje mi się, że wystarczy szczera rozmowa. Oczywiście czekam na kolejną część. Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOla
UsuńNiestety muszę Cię rozczarować, bo ta historia nie jest właściwie optymistyczna. Trochę daje do myślenia i nawet zmusza do zadumy nad losem bohaterek. Rozmowa niestety nie wystarczy, chociaż Ewa będzie próbować.
Dziękuję bardzo za komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)
Opowiadanie jak dla mnie trafione idealnie. Wiem jakich błędów nie popełniać w wychowaniu mojej córki.
OdpowiedzUsuńCo do samej Iwony i Ewy to trudne dni przed nimi. Końcówka jednak daje nadzieję, że będzie dobrze i że Iwonka nie pójdzie w świat i nie przyjdzie po latach z kolanami do matki, jak to się mówi , a wiadomo, że matka wybaczy wszystko albo prawie wszystko. Ciekawa jestem czy będzie jeszcze wątek miłosny, pojawi się Adam czy może będzie to pierwsze opowiadanie bardziej życiowe bez ślubu.( O Ewie myślę)
Pozdrawiam miło.
Co do wychowania bez stresowego i stresowego to ja i mój brat byliśmy jeszcze wychowywana w tym stresowym poglądzie i było dobrze a młodsze rodzeństwo to już oburzali się za klapsa. Nie wiem co komu do tego, że mama da klapsa. Dziecko przedszkolak może wyprowadzić z równowagi i wiem to z doświadczenia zajmowania się bratem i siostrą.
RanczUla
UsuńPrzed Iwoną i Ewą nie tylko trudne dni, ale i lata. Jakiś "Adam" w końcu się pojawi, ale sporo wody upłynie do tego czasu.
Więcej nie zdradzę.
Pozdrawiam Cię pięknie i równie pięknie dziękuję za wpis. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńcoś czuję przez skórę, że Ewę czekają jeszcze ciężkie czasy z ukochaną córeczką. Chyba już trochę późno, aby zabierać się za wychowywanie dziecka. Co tam dziecka, prawie dorosłej kobiety. Nastoletni wiek, to dość trudny temat. No bo kiedy się buntować jak nie wówczas? Nie wiem czy Ewa poradzi sobie z Iwoną. Może gdyby żył mąż, to by coś zaradzili we dwoje. Chociaż on też wiecznie był w pracy. Coś czuję, że ta pogoń za pieniędzmi może skończyć się źle dla Ewy i jej córki. Ale kto mógł taki obrót spraw przewidzieć? Przecież gdyby człowiek wiedział, że się przewróci, to by się położył. Rodzice chcieli jak najlepiej dla jedynaczki, zwłaszcza Kazimierz. Takim postępowaniem niemiłosiernie ją rozpuścili. Nie chce mi się wierzyć w jej zapewnienia. Chociaż może jestem niesprawiedliwa. Może Iwona rzeczywiście wzięła sobie do serca słowa mamy, może taki wstrząs był jej potrzebny, może nadrobi zaległości. Ale chyba potrzebowałaby nad sobą kata, a Ewy po całych dniach nie ma w domu. Pewnie niedługo zobaczę w jakim stopniu jestem niedowiarkiem. Może postawa Iwony mnie zadziwi. Oby! Oczywiście czekam na kolejny czwartek. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam uściski:) Gaja
Gaja
UsuńTwoje obawy są uzasadnione. Tu nie będzie lekko dla nikogo i każda z bohaterek przejdzie po dnie swojego prywatnego piekiełka. Póki co nie mogę napisać nic bardziej optymistycznego.
Dzięki wielkie za komentarz. Buziaki. :)
Ja cię kręcę, ale ciężkie życie! Ale niestety wiele rodzin tak ma, że oboje rodziców pracuje po całych dniach i to wcale nie dla nie wiadomo jakiego zysku, ale po to aby spokojnie przeżyć z miesiąca na miesiąc. Szkoda tylko, że dzieciaki, zresztą tak jak tu, nie potrafią tego docenić. Dopiero jak ich coś takiego dopadnie wspominają poświęcenie mamy i taty, ale to już jest trochę za późno. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńEwa ciężko pracuje, ale niestety nie przekłada się ten znój na ilość pieniędzy. Nadal klepie przysłowiowa biedę, choć po jej córce tego nie widać. Jej nie może niczego zabraknąć. To bardzo przygnębiające.
UsuńPozdrawiam pięknie i dziękuję za komentarz. :)
Iwona nic nie widzi? Ma kłopot nie tylko ze wzrokiem ale również z rozumem? To przecież niemożliwe, że nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo matka się dla niej poświęca? Nie pamięta, że kiedyś było lżej bo żył tata? Przecież sama jest już prawie dorosła. Jest taka głupia? Nie pomyślała, jak by ona sobie poradziła w takiej sytuacji? Jej mama owdowiała bardzo wcześnie i musiała sobie poradzić i z życiem w samotności i z zarobieniem na utrzymanie i z wychowaniem jedynaczki. Może przesadziła z tą pracą, ale robiła to dla niej. Obie powinny pogadać tak od serca. Może to coś im da, bo inaczej Iwona zostanie sierotą! Mama się wykończy. Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńIwona nie jest ślepa. Jest natomiast próżna, leniwa i wygodna. Bardzo nie lubi się przemęczać. Po co ma to robić skoro rodzicielka zapewnia jej wszelkie potrzeby? Ewa będzie podejmować próby takiej rozmowy od serca, ale z marnym skutkiem.
Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za wpis. :)
Bardzo smutno zaczynasz to opowiadanie. Ewa była taka szczęśliwa i w jednym momencie życie spłatało jej figla. Można by pomyśleć, że i tak została jej córka. Ma kogo kochać. Jeśli jest rzeczywiście podobna do męża, to tak jakby on cały czas był. Przecież mogło być tak, że nie zostałoby jej po mężu nic. Czyli obecność Iwony można uznać za szczęście w nieszczęściu. Ale niestety tak nie jest. Ewę przytłoczyła codzienność, dążenie do tego aby córka nie czuła się gorsza od innych, aby zakupami zrekompensować jej nieobcość taty. Jak widać ta droga zaprowadziła je obie donikąd. Jedna i druga są pogubione i nieszczęśliwe. Ciekawe jak ten węzeł rozwiążesz, bo obawiam się, że z biegiem czasu będzie tylko gorzej. Iwona jest zbyt rozpieszczona, aby cokolwiek zrozumieć. Szkoda, bo jak tak dalej pójdzie, to będzie popełniać błąd za błędem. A czasu już nie cofnie. Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńTo opowiadanie nie należy do tych najbardziej optymistycznych i nie dla wszystkich bohaterów zakończy się happy endem. Miną lata nim Iwona się opamięta, ale rzeczywiście będzie już za późno i dla niej i dla Ewy. Iwona faktycznie jest podobna fizycznie do swojego ojca, który jak na mężczyznę był dość urodziwy. Niestety nie wiadomo po kim odziedziczyła charakter, bo on był dobrym człowiekiem a ona taka nie jest. Okazuje się, że i matczyna miłość może zwichnąć charakter dziecka, co może być już procesem nieodwracalnym.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Wielka szkoda, że ludzie dobrzy tak szybko odchodzą. Ewa z Kazikiem byli zgodnym małżeństwem. Właściwie to Kazik dbał o utrzymanie rodziny. Po jego odejściu to i tak cud, że Ewa potrafiła się pozbierać. Ostatnie lata miała rzeczywiście ciężkie. Dzieciaki zazwyczaj nie doceniają rodziców, a nawet się ich wstydzą, ale jakoś z tego głupiego wieku zazwyczaj wyrastają. Ale z tego co piszesz, to Iwona się nie zmieni. Oj ciężko będzie Ewie się pozbierać i wyciągnąć konsekwencje wobec córki. Powinna załatwić jej pracę dorywczą np. ulotki. Iwona może by coś zrozumiała. Do następnego. Pozdrawiam;) AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńEwa raczej jej pracy załatwiać nie będzie, bo uważa, że córka sama powinna jej poszukać. W końcu jest dorosła i najwyższy czas, żeby przestała żerować na matce. Niestety w praktyce okaże się to sprawą skomplikowaną, bo Iwona to osoba mająca słomiany zapał.
Serdecznie dziękuję za komentarz i pozdrawiam cieplutko. :)
Czy w tym opowiadaniu chcesz pokazać jakąś prawdę, dać nam powód do przemyśleń? Jeśli tak, to ci się udało. Ja przeczytałam wczoraj i cały czas myślę o temacie który poruszyłaś. Rodzice zawsze w jakiś sposób poświęcają się dla dziecka w mniejszym lub większym stopniu. Ale jest chyba jakaś granica, po której przekroczeniu poświęcenie rodziców nie wpływa na dziecko dobrze. Czasami rodzice uważają, że wszystkie zachcianki dziecka powinni spełniać, że pieniądze zastąpią dzieciom brak zainteresowania, nieobecność rodziców. Ewa tutaj ewidentnie przekroczyła granicę, skupiła się na zarabianiu pieniędzy zapominając że córka potrzebuje także jej uwagi. Z pewnością Ewa miała dobre chęci ale chyba obrała niewłaściwą drogę. Iwona jest tutaj typową rozpieszczoną jedynaczką. Znam wiele takich rozpieszczonych dzieci i zdarza się tak, że nie znając ich sytuacji rodzinnej potrafię stwierdzić, że ta osoba jest jedynakiem, ewentualnie ma o wiele starsze rodzeństwo. Niestety jedynaka chyba trudniej jest wychować. Ja na razie patrzę na sytuację tylko ze strony dziecka, ale zastanawiam się od wczoraj jaką byłabym teraz osobą gdyby moi rodzice obrali drogę taką jak Ewa, gdybym nie miała rodzeństwa. Wiem na pewno, że byłabym inna bo w największym chyba stopniu kształtowało mnie rodzeństwo. Mam nadzieję, że tym dwóm paniom uda się jakoś porozumieć i naprawić swoje błędy, choć Ewie nie będzie łatwo nauczyć swoją dorosłą już córkę wdzięczności i szacunku. Iwona musi dużo zrozumieć i obawiam się, że nie obędzie się bez ''trzęsienia ziemi'' Liczę jednak na pozytywne zakończenie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Marzycielko
UsuńGeneralnie bardzo się staram, żeby każda historia, którą napiszę niosła jakieś treści, które dadzą czytelnikowi do myślenia. W tym opowiadaniu wybrałam zdecydowanie zbyt jaskrawy przykład poświęcenia się matki dla dziecka i skutki tego poświęcenia. Wiem jednak, że takie przypadki się zdarzają i nie są odosobnione, więc nie jest to tak do końca wydumana historia. Ewa starała się kochać córkę niejako za dwoje. Ubolewała, że jej dziecko jest półsierotą uboższą o ojca, z którego mogłaby czerpać wzór. Uznała, że jeśli zapewni jej właściwe wychowanie, dobrze ją wykształci i będzie kochać bezgranicznie, to chociaż w części zrekompensuje jej to półsieroctwo. Niestety jak się okazało, to tak nie działa. Ewa jest w szoku i wciąż zadaje sobie pytanie, że jak to tak. Ona dla córki wszystko a w zamian nic? Przesłanie jest takie: kochajmy swoje dzieci, ale mądrze.
Bardzo dziękuję za długi wpis i serdecznie pozdrawiam. :)
Ewka łatwo z zbuntowaną młodą mieć nie będzie.Zwłaszcza jeśli zamiast nauki zacznie urządzać imprezki ,palić ,pić ,a nawet ćpać.To trudny wiek zwłaszcza jak wszystko spada na jedną osobę. W tym przypadku na biedną Ewę ,która chce dla jedynaczki jak najlepiej. Nieba jej by przychyliła i wszystko oddała ,a w zamiast nic nie otrzymuje. Dziewczyna powinna nauczyć się odpowiedzialności,zaradności i szacunku. Matka jest tylko jedna i ,co zrobi jeśli jej zabraknie ? Chyba nie pomyślała o tym. Większość o tym nie myśli. Nie zastania się nad dniem jutrzejszym dopóki coś się nie wydarzy. A wtedy nie da się cofnąć czasu.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze w porę się opamiętać i mieć kogoś kto poda ci pomocną dłoń ,wtedy gdy się tonie.Uważam ,że człowiekowi należy się druga szansa tak jak tutaj Iwonie ,ale nie należy jej marnować.Niektórzy nie zmieniają się nigdy.Do której kategorii ludzi należy córka Ewy pewnie wiadomo będzie za jakiś czas.Niewątpliwie historia daje do myślenia. Czekam na cd.
Pozdrawiam serdecznie :).
Justyś
UsuńSęk w tym, że już trochę za późno na przyswojenie pewnych nawyków przez Iwonę. Jest zmanierowana, rozpieszczona i roszczeniowa. Matkę traktuje jak maszynkę do robienia pieniędzy i bardziej ma ją za służącą niż za rodzicielkę. Młoda zmarnowała już wiele szans, bo uważa, że sama wie najlepiej, co jest dla niej dobre. To wkrótce się zemści.
Wielkie dzięki za komentarz. Pozdrawiam serdecznie. :)