ROZDZIAŁ
3
Nieśmiało zapukała do drzwi
dziekanatu i wsunęła się przez nie. Za biurkiem siedziała kobieta, która
oderwawszy głowę od dokumentów spojrzała na nią zmęczonym wzrokiem.
- Dzień dobry pani. Można? – Ewa zbliżyła się
do barierki oddzielającej miejsce dla petentów od biurek.
- Proszę bardzo. Czym mogę służyć?
- Nazywam się Ewa Zakrzewska. Na tej uczelni
zaocznie studiuje moja córka Iwona Zakrzewska. Chciałabym się dowiedzieć, czy
uczęszcza na zajęcia. Wczoraj miała podobno mieć pięć zaliczeń, ale nie ma to
przełożenia we wpisach w indeksie. Tam nie ma żadnych ocen.
- Pani wybaczy, – kobieta uśmiechnęła się z
politowaniem – ale nie udzielamy takich informacji nawet rodzicom. Pani córka
jest już dorosłą osobą i decyduje sama o sobie.
- To nie jest tak do końca proszę pani. To ja
płacę za te studia. Pracuję na trzech etatach, żeby móc jej opłacić czesne. Ona
ma się tylko uczyć i od chwili rozpoczęcia roku akademickiego bezustannie
wmawia mi, że chodzi na wykłady. Ostatnie wydarzenia spowodowały, że przestałam
jej wierzyć i skoro to ja pokrywam koszty tej nauki, to mam prawo wiedzieć, czy
ona korzysta z niej czy nie. Pani będąc na moim miejscu na pewno nie
zachowałaby się inaczej. Proszę mnie zrozumieć. Ja za ciężko pracuję na każdy
grosz, żeby być oszukiwaną przez własne dziecko – zalśniły jej w oczach łzy i
rozpłakała się. – Przepraszam panią, ale to już zaczyna mnie przerastać.
Kobiecie żal się zrobiło Ewy.
Wstała od biurka i podeszła do szafy wyjmując z niej akta osobowe Iwony.
- Zaraz zobaczymy… Ooo, a to ciekawe… Jest
adnotacja, że ma zostać skreślona z listy studentów. Nie pojawia się na
zajęciach. Ani na wykładach, ani na ćwiczeniach. Same absencje. Bardzo mi
przykro, ale ona była zaledwie na trzech sobotnich wykładach w październiku i
od tamtej pory nie pojawiła się.
Ewa pokiwała głową ze
zrozumieniem.
- Czy są jakieś szanse na odzyskanie chociaż
części opłaty za pierwszy semestr?
- Niestety nie. Nie praktykujemy takich
rzeczy. Ludzie, którzy tu przychodzą chcą studiować, najwyraźniej pani córka
miała inne plany.
- Bardzo pani dziękuję i przepraszam, że
zmusiłam panią do nagięcia przepisów. Do widzenia – Ewa otarła łzy z oczu i
cicho zamknęła za sobą drzwi.
Kiedy wieczorem wróciła do domu,
Iwona siedziała u niej w pokoju i oglądała jakiś serial. Ewa podeszła do
stolika i sięgnęła po pilot gasząc odbiornik.
- No co ty wyprawiasz?! Przecież ja to oglądam!
- Musimy porozmawiać – usiadła w fotelu i
smutno spojrzała na córkę. – Najpierw pokażesz mi swój indeks. Powiedziałaś, że
w niedzielę będą w nim wpisy.
- I są – Iwona ruszyła po plecak, z którego
wyciągnęła prostokątną książeczkę i rzuciła ją bezceremonialnie na stół. Ewa
sięgnęła po nią i przekartkowała.
- Usiądź. Te wpisy są podrobione – powiedziała
beznamiętnie. - Dzisiaj przed wyjściem do pracy zaglądałam do indeksu i był tam
tylko jeden wpis. Poza tym urwałam się z biura wcześniej i pojechałam na
uczelnię. Tam dowiedziałam się, że na zajęciach byłaś tylko trzy razy w
październiku i od tamtej pory nikt cię tam nie widział. W twojej teczce
osobowej figuruje adnotacja, że masz być skreślona z listy studentów. Ja nie
potrzebuję już więcej dowodów. Jesteś obłudna, fałszywa, podła i zła. Bez
przerwy kłamiesz. Oszukujesz mnie od lat i mydlisz mi oczy. Okradasz mnie z
pieniędzy. Nie przyłapałam cię, ale głupia nie jestem i sklerozy też jeszcze
nie mam. Znam zawartość swojego portfela. Zaharowywałam się dla ciebie do
utraty sił, bo wciąż miałam nadzieję, że wyjdziesz na ludzi. Nie obciążałam cię
żadnymi obowiązkami. Miałaś się tylko uczyć. Nawet z tego nie potrafiłaś się
wywiązać. Wobec tego wszystkiego, czego dzisiaj się dowiedziałam daję ci
miesiąc na znalezienie sobie pracy. Jeśli tego nie zrobisz spakuję twoje rzeczy
i wystawię za próg. Jeszcze tylko przez miesiąc będę cię żywić. Poza tym oddasz
babci te tysiąc pięćset złotych, które dostałaś od niej na opłacenie drugiego
semestru. Nie studiujesz, więc te pieniądze nie są ci potrzebne. I ostrzegam.
Jeśli do miesiąca nie znajdziesz sobie pracy wymienię wszystkie zamki po to,
żebyś tu nie miała wstępu. To wszystko, co miałam ci do powiedzenia. Zacznij
wreszcie myśleć jak dorosła i odpowiedzialna kobieta.
Iwona łkała. Zanosiła się od
płaczu.
- Mamusiu nie rób mi tego. Ja się poprawię.
Znajdę pracę. Zacznę uczciwie zarabiać, tylko mnie nie wyrzucaj. Gdzie ja
pójdę? Dokąd? Pod most?
- T0 mnie kompletnie nie obchodzi moja kochana
córeczko. Nawet twoje łzy już na mnie nie działają. Nigdy mnie nie szanowałaś i
zawsze traktowałaś jak maszynkę do robienia pieniędzy. Nigdy nie współczułaś,
nigdy nie pomogłaś w najdrobniejszej czynności. Byłam twoją służącą, bo wciąż
się łudziłam, że się zmienisz. Ale ty się nie zmienisz, bo za dużo błędów
popełniłam chcąc cię wychować na dobrego, uczciwego człowieka. Nie jestem bez
winy, ale mam przynajmniej tego świadomość. Wychowałam snoba, niewdzięcznika i
egoistę dbającego wyłącznie o siebie a innych mającego za nic. To bardzo boli,
niemal pęka mi serce, ale najwyższy czas, żebyś i ty poczuła smak prawdziwego,
twardego życia. Najwyższy czas. Przynieś mi teraz pieniądze dla babci. Jutro u
niej będę to jej oddam.
- Ale ja nie mam tych pieniędzy – wyszlochała
Iwona.
- Jak to nie masz? To gdzie są? Tylko nie mów,
że cię okradli, bo w to nie uwierzę.
- Nie okradli mnie. Kupiłam sobie trochę
rzeczy…
- No to masz problem, bo tego ci nie daruję. Babcia
ciułała te pieniądze odejmując sobie od ust, oszczędzając na lekach, a ty
potrafiłaś wydać je lekką ręką w przeciągu dwóch tygodni. Brawo. Po prostu
brawo. Odpracujesz te pieniądze i zwrócisz babci co do grosza. Jesteś
lekkomyślna i po prostu głupia. Ja na pewno już nie przyłożę ręki do
pogłębiania tej głupoty.
A jednak nie była konsekwentna.
Minął miesiąc, minął drugi, minął trzeci, a jej córka nadal tkwiła w domu
oglądając jakieś bzdury w telewizji i nie przejmując się szukaniem pracy. Ewa
nie zmieniła zamków, nie wystawiła jej walizek za drzwi. Jedyne czego się
trzymała, to tego, że odcięła ją od źródła pieniędzy. Nie dawała jej ani
grosza, nie robiła zaopatrzenia. Lodówka świeciła pustkami i tylko wiatr po
niej hulał. Ewa stołowała się na mieście, do domu kupowała tylko tyle, żeby
wystarczało jej na kolację. Nie rozmawiała z Iwoną. Wiedziała, że przesiaduje w
domu po całych dniach, ale nawet nie wchodziła do jej pokoju. Jednak którejś
kwietniowej soboty nie wytrzymała. W całym mieszkaniu czuć było smród psującego
się jedzenia. Przetrząsnęła lodówkę, umyła ją, sprawdziła za szafkami, ale nie
znalazła kompletnie nic. Postanowiła wejść do pokoju córki. Tej akurat nie było
w domu. Wyniosła się wcześnie rano nie wiadomo dokąd. Już od progu uderzył w
nią niesamowity fetor. Przytknęła dłoń do nosa nie potrafiąc tego znieść. – Rany boskie, co ona zrobiła z tego pokoju?
– pomyślała ze zgrozą. Wszędzie walały się kartony z resztkami niedojedzonej
pizzy, pozostałości jedzenia zamówionego na wynos i ogromne plastikowe kubki z
na wpół wypitą coca colą. – Skąd ona na
to wszystko ma? Już wcześniej powinno mi dać do myślenia, że przecież nie
pracuje a wciąż korzysta z telefonu i internetu. Z czegoś musi za to płacić.
- Wyciągnęła dwa ogromne worki na śmieci i zaczęła uprzątać ten bajzel. – Jeszcze trochę a wdałoby się tu jakieś
robactwo – otrząsnęła się ze wstrętem. Kiedy uporała się już z bałaganem,
zmieniła pościel i odkurzyła całe pomieszczenie, usiadła u siebie na kanapie i
zaczęła intensywnie myśleć, skąd jej córka bierze na to wszystko. – A może zwyczajnie się puszcza? To wcale nie
takie nieprawdopodobne. Potrafi świetnie kłamać i udawać. Pewnie też by mi
skłamała nawet wtedy, gdyby okazało się to prawdą.
Tknięta jednak złym przeczuciem
zerwała się z kanapy i otworzyła najniższą szufladę w komodzie, gdzie trzymała
wszystkie ważne dokumenty. Nerwowo przetrząsała ich stosy szukając tego
najważniejszego teraz, a mianowicie lokaty, którą założyli Iwonie wraz z
Kazimierzem na długo przed jego śmiercią. Miała ją dostać, kiedy ukończy
osiemnaście lat. Już od dawna miała do niej prawo, ale Ewa z premedytacją nie
przekazała jej dokumentu wiedząc jak bardzo jest rozrzutna i nie ma
poszanowania dla pieniędzy. Poza tym Iwona nie miała pojęcia, że coś takiego w
domu jest. Chyba nie miała. Teraz stało się jasne, że dokopała się i tutaj.
Ewa zasunęła szufladę. Wstała i
przeszła do pokoju córki. Tam systematycznie przeglądała każdy kąt i każdą
kartkę. Wreszcie znalazła. To nie była lokata a jedynie potwierdzenie, że
wypłaca się Iwonie Zakrzewskiej sumę, tu podana była kwota, wraz z odsetkami i
podpis Iwony. Osunęła się na tapczan i ukryła w dłoniach twarz. Jej córka
okazała się ostatnią szują, ostatnią przebiegłą szują, która bez skrupułów działała
poza plecami matki. Kwota, na którą opiewała lokata była ogromna. Spokojnie
można było za nią kupić niewielkie mieszkanie i jeszcze je urządzić. Przez tyle
lat uzbierało się sporo pieniędzy i narósł niezły procent. – Ona się nie zmieni. Na co ja liczyłam? To
wszystko na nic. Jeśli chcę jeszcze trochę pożyć muszę się od niej uwolnić, bo
inaczej dołączę do Kazimierza wcześniej niż zamierzam.
Te ostatnie wydarzenia
przytłoczyły ją. Nie miała już siły tłumaczyć córce i prosić ją, żeby się
zmieniła. Zrozumiała, że kolejny raz popełniła błąd, bo nie dotrzymała tego, co
jej obiecała. Nie wystawiła jej walizek za drzwi, nie wymieniła zamków w
mieszkaniu. - Jesteś idiotką i to twoja
wina, bo kolejny raz stworzyłaś jej okazję, żeby cię oszukała.
Nie powiedziała Iwonie o tym,
że znalazła poświadczenie likwidujące lokatę. Powoli dojrzewała do tego, żeby
rozstać się z córką raz na zawsze. – Na
własnej piersi wyhodowałam żmiję i karmiłam ją własnym mlekiem. Czy miłość do
dziecka może aż tak zaślepić człowieka? Aż tak?
W poniedziałek wybiegła z pracy
zaliczając po drodze sklepy i robiąc zakupy dla pani Tekli. Śpieszyła się. Nie
chciała, żeby staruszka czekała na swój obiad dłużej niż to konieczne.
Otworzyła drzwi i rozebrawszy się, głośno przywitała z podopieczną. Nie
usłyszała jednak jej głosu i nieco zaniepokojona weszła do jej pokoju.
- Pani Teklo, śpi pani?
Kobieta rzeczywiście wyglądała jakby
spała. Z kącika jej ust sączyła się podbarwiona krwią strużka śliny. Ewa
podeszła i chusteczką wytarła je. Były dziwnie zasinione podobnie jak dłonie.
Ujęła jedną z nich. Była lodowata.
- Pani Teklo niech pani się obudzi. Zaraz
podgrzeję obiad.
Jednak ze strony leżącej
kobiety nie było żadnej reakcji. Ewa spanikowała. Schwyciła stojące na stoliku
lusterko i przytknęła chorej do ust. Teraz zrozumiała, że Tekla nie oddycha.
Złapała za słuchawkę telefonu wybierając numer pogotowia. Czekała nie więcej niż
piętnaście minut stojąc w otwartych drzwiach mieszkania. Ujrzawszy lekarza
poprowadziła go do pokoju. Lekarz rzucił tylko okiem i dla pewności złapał
Teklę za przegub chcąc wyczuć jej puls.
- Przykro mi, ale ta kobieta nie żyje i to
przynajmniej od trzech godzin. Kim pani jest dla niej? Córką, krewną?
- Ani jednym, ani drugim. Od kilku ładnych lat
przychodzę tu i zajmuję się panią Nocoń, bo jej córka mieszka w Legionowie i
nie może być tutaj codziennie.
- Wypiszę akt zgonu. Ma pani jakieś namiary na
tę córkę?
- Oczywiście. Zaraz do niej zadzwonię –
trzęsącymi rękami wybierała numer Wandy. – Wandziu, dzwonię, żeby cię
zawiadomić, że mama nie żyje – rozpłakała się. – Tak, znalazłam ją przed pół
godziną. Wezwałam pogotowie. Jest tu lekarz, który stwierdził zgon i teraz
wypisuje akt zgonu. Oddam mu słuchawkę, bo może będą potrzebne jakieś dane.
Lekarz ustalił wszystko i
poinformował, że zabierają ciało do kostnicy przy szpitalu na Orzyckiej. Oddał
słuchawkę Ewie mówiąc, że Wanda chce jeszcze rozmawiać.
- Ewuniu, czy mogłabyś zaczekać u mamy w domu
na mnie? Ja już wsiadam w samochód i jadę. Będę za jakieś czterdzieści minut.
- Dobrze. Poczekam – rozłączyła się.
Pomyślała, że dzisiaj już nie będzie w stanie dojechać do firmy, w której
sprzątała. Wybrała numer kierownika zmiany i poinformowała go, że umarł ktoś
jej bliski i chciałaby wolne w dzisiejszym dniu.
- Nie ma sprawy pani Ewo, ja tylko zaznaczę to
w liście obecności, a resztę załatwi pani z kadrami.
Podziękowała mu i rozłączyła
się. W międzyczasie zabrano zapakowane w worek ciało Tekli. Zamknęła za
lekarzem drzwi i rozejrzała się bezradnie po mieszkaniu. Żeby nie siedzieć
bezczynnie pościągała pościel z łóżka i nastawiła pralkę. Potem zrobiła sobie
herbaty i usiadła przy stole. Zadzwonił telefon. Okazało się, że to znowu
Wanda.
- Ewuniu ja jestem już w Warszawie, ale
chciałabym podjechać do tej kostnicy i załatwić tam formalności. Jutro
dowiozłabym tylko ubranie mamie. Zaczekasz?
- Zaczekam i tak nie mam nic lepszego do
roboty.
- Bardzo ci dziękuję. Będę jak najszybciej.
Poczuła głód. Od rana prócz
małej kromki chleba nic nie miała w ustach. Podgrzała zupę, którą miała zjeść
Tekla. – Biedna Tekla, – rozczuliła
się – nic z życia nie miała. Większość z
niego przeleżała przykuta do łóżka. Co to za życie?
Wreszcie po godzinie pojawiła
się Wanda. Przesiedziały do wieczora wspominając i płacząc. Ewa rozkleiła się
zupełnie. Opowiedziała Wandzie o sobie, o swoim życiu i o wyrodnej córce.
- Jestem taka bezradna. Już sama nie wiem, co
robić – rozłożyła ręce. – I jeszcze teraz śmierć twojej mamy dobiła mnie
zupełnie.
- Ciężkie miałaś życie Ewuniu. Myślę, że
powinnaś rzucić to wszystko i oderwać się od Warszawy i toksycznego dziecka. Ja
teraz zupełnie nie mam głowy, ale jak już pochowamy mamę i zrobimy porządek w
mieszkaniu, to wtedy pomyślę, popytam. Być może u nas w Legionowie odnalazłabyś
spokój? Bardzo mi cię żal. A teraz chodź, odwiozę cię do domu. Zmęczona jesteś.
Cztery dni później odbył się
pogrzeb Tekli. Niewiele było na nim osób, bo tylko najbliższa rodzina i kilku
sąsiadów. Po nim Wanda zostawała w Warszawie. Trzeba było opróżnić mieszkanie z
mebli i oddać je do spółdzielni. Nie było własnościowe. Ewa popołudniami
pomagała jej, a o osiemnastej biegła sprzątać biura. Z córką nie miała
kontaktu. Mijały się.
Pod koniec maja zadzwoniła
Wanda z dobrymi wieściami.
- Właśnie dostałam cynk od mojej dobrej
znajomej, która pracuje w Centrum Szkolenia Policji tu w Legionowie, że szukają
kobietę do działu księgowości na stanowisko referenta. Wystarczy średnie
wykształcenie i doświadczenie w zawodzie. Byłabyś zainteresowana?
- Oczywiście Wandziu. Tylko musiałabym chyba
wynająć tam jakieś mieszkanie, rozeznać teren i przede wszystkim ceny, bo nie
wiem, czy udźwignęłabym koszty wynajmu.
- Na pewno udźwigniesz, bo to nie stolica.
Jeśli jesteś zdecydowana, to ja zaraz dzwonię i powiem, że jest kandydatka.
Musisz zebrać wszystkie dokumenty i jak już będzie wiadomo konkretnie, że cię
przyjmą, napisać wypowiedzenie. Może udałoby się za porozumieniem stron? Popytaj,
dobrze? Ja przyjadę za dwa tygodnie w sobotę rano i zabiorę cię do Legionowa.
Ewa podziękowała jej. Nie
sądziła, że tak prędko zacznie zmieniać swoje życie, ale czy naprawdę prędko?
Przecież zwlekała tak długo nie potrafiąc postąpić wobec córki w sposób
kategoryczny. Nie ma się nad czym zastanawiać i trzeba zacząć działać.
Ten dzień, a raczej ten telefon
od Wandy poprawił jej nastrój i dodał energii. Byłoby wspaniale, gdyby udało
się dostać tę pracę i oderwać się wreszcie od problemów.
Wchodząc do klatki schodowej
usłyszała dość głośną muzykę i momentalnie jej dobry nastrój rozwiał się jak
dym, bo zrozumiała, że dochodzi z jej mieszkania. Im była wyżej tym głośniejsza
stawała się muzyka. Nacisnęła klamkę. Drzwi otworzyły się bez problemu. Stojąc
w przedpokoju widziała obściskujące się na jej kanapie pary dość mocno upojone
już alkoholem, a co gorsza dostrzegła jakiegoś młodzieńca, który grzebał w jej
kasetce z precjozami. Nie było ich wiele i nie były zbyt cenne. Stanowiły
raczej sentymentalne pamiątki, bo były prezentami od Kazimierza. Gdy zauważyła,
że młodzian wciska sobie na palec obrączkę Kazia i chowa do kieszeni zawartość
kasetki wycofała się na korytarz. Wyjęła telefon i wybrała numer policji.
Osobie, która odebrała powiedziała, że właśnie okradają jej mieszkanie i jest
szansa, że policja przyłapie złodziei na gorącym uczynku.
Nie minęło dziesięć minut, gdy
pod blok zajechały dwa radiowozy. Policjanci błyskawicznie zmaterializowali się
na drugim piętrze. Ewa zniżając głos do szeptu przedstawiła się im.
Powiedziała, że jest właścicielką mieszkania, w którym jej córka urządziła
jakąś bibę.
- Jestem przekonana, że oprócz alkoholu znajdą
panowie przy gościach narkotyki. Na własne oczy widziałam, jak chłopak w
kolorowej, hawajskiej koszuli zakładał na palec obrączkę mojego męża, a resztę,
która była w kasetce schował do kieszeni.
- Czy drzwi są otwarte?
- Tak, nie zamykałam ich na klucz.
- W takim razie wchodzimy.
Grupa umundurowanych
policjantów weszła spokojnie do mieszkania Ewy. Jeden z nich podszedł do
odtwarzacza i wyłączył muzykę. Najstarszy rangą wysunął się naprzód.
- Dobry wieczór państwu. Policja. Proszę o
dowody osobiste wszystkich państwa.
- Co jest?! Co się dzieje?! – z pokoju
wyskoczyła oburzona Iwona i obrzuciła wściekłym spojrzeniem policjantów i
trzymającą się z tyłu matkę. – Możecie mi wyjaśnić jakim prawem tu weszliście?
To ja już nie mogę przyjmować przyjaciół? Jeszcze nie ma dwudziestej drugiej!
- Proszę się uspokoić i pokazać dowód
osobisty. Jeśli pani tego nie zrobi skuję panią kajdankami.
- To może być nawet przyjemne – roześmiała się
uznając, że powiedziała świetny dowcip. Jednak towarzystwo nie roześmiało się.
Policjant spisywał właśnie chłopaka w pstrej koszuli.
- Co pan ma na palcu? To pańskie?
Chłopak zmieszał się nieco
ściągając obrączkę.
- Proszę opróżnić kieszenie. - Kiedy to zrobił,
policjant zwrócił się do Ewy. – To o te precjoza chodziło?
- Tak. O obrączkę i o te wisiorki, które mają
dla mnie ogromną wartość.
Do chłopaka podeszła Iwona i z
całej siły trzasnęła go w twarz.
- Ty chamie, przyszedłeś mnie okraść?! Z kim
ja się zadaję?!
- Też chciałabym to wiedzieć – powiedziała
cicho Ewa.
- Znaleźliśmy panie sierżancie – dwóch
policjantów wysypało na ławę kilkanaście torebek zawierających narkotyki.
- Zadzwoń po większy samochód. Za dużo ich.
Nie pomieszczą się w radiowozach. Jesteście wszyscy aresztowani za posiadanie
narkotyków i za zakłócanie porządku publicznego, a pan dodatkowo za kradzież.
Skuć ich.
Kiedy gęsiego wychodzili z
mieszkania Ewy Iwona stanęła naprzeciw niej i ze złością wysyczała.
- Zadowolona jesteś? Masz satysfakcję, że
zamkną ci córkę? Jak możesz mi to robić?!
- A ty? Jak ty możesz mi to robić, żebym do
własnego domu musiała wchodzić z policją? Masz to, na co zasłużyłaś.
Kiedy została już sama,
rozpłakała się rozpaczliwie. Już dość. Naprawdę już dość. Więcej tego nie
zniesie. Jak długo można wybaczać dziecku upokorzenia, których się od niego
doświadcza? Ubolewała nad tym, że nie zauważyła kiedy Iwona zaczęła się tak
drastycznie zmieniać. Prawdę mówiąc, to w tej wiecznej gonitwie za pieniędzmi
nie miała szans, żeby to dostrzec.
Omiotła spojrzeniem mieszkanie.
Zakasała rękawy i zabrała się za sprzątanie.
Bardzo smutna ta część. Żal mi Ewy bo musi wybierać między własnym spokojnym życiem a córką, która ma ją za nic. Mam nadzieję, że Ewa zdecyduje się na tą pracę i wyprowadzi od córki. Tak jak pisałam jest mi jej żal ale z drugiej strony to jej wina. Po raz kolejny w tym opowiadaniu ukazujesz, iż bezstresowe wychowanie dzieci nie jest takie dobre. Ja nie mówię aby je bić czy coś w tym rodzaju ale jakiś rygor i jakieś zasady muszą być. A i konsekwencja w działaniu rodziców też. Może i jestem staroświecka ale mnie tak wychowywano i źle na tyn nie wyszłam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Julita
Julita
UsuńEwa stanie przed trudną decyzją. Jednak wydarzy się coś, co pomoże jej ją podjąć. Takie wybory zawsze są trudne, ale nie można całe życie pozwalać się gnębić dzieciom.
Pozdrawiam i bardzo dziękuję za wpis. :)
Wreszcie udało mi się przeczytać cały rozdział =D.
OdpowiedzUsuńIwona to wstrętna dziewucha ,która daje nieźle popalić matce. Zaprosiła do domu złodziei ,ćpunów i łajdaków i dziwi się ,że matka się zdenerwowała i zadzwoniła tam ,gdzie trzeba czyli na policje. Przeraził mnie opis pokoju Iwony. Przecież to obrzydliwe. Od tego można zachorować od samego smrodu można się przewrócić. Ta Iwona ma nierówno pod kopułą. Po prostu okropna z niej córka. Zero szacunku ,leniwa , brudas,pazerna ma same najgorsze cechy. Oby Ewie udało się uwolnić od niej i odnaleźć spokój ,bo długo tak nie pociągnie. Wykończy się psychicznie i fizycznie.Nie ma łatwego życia o nie. Po części wynika to z jej winy ,ale...i tak jest mi jej żal ,że słowa Iwony rzucane są na wiatr ,że jest głupia. Nie widzę dla niej już ratunku.Stoczy się na dno w sumie już to zrobiła.Zaś dla Ewy istnieje iskierka nadziei na lepsze życie.Pozdrawiam serdecznie :).
Zapomniałam dodać. Cieszę się z nowej zapowiedzi.
UsuńA ja chciałabym zapowiedź w inne. Brzydula zaczyna mnie nudzić i czytam tylko z nudów.
UsuńElwira.
Elwira
UsuńNigdy nie jest tak, żeby dogodzić wszystkim. Jednych nudzi Brzydula, inni domagają się wyłącznie opowiadań na temat serialu. Ja mam ogromny sentyment do niego i jego bohaterów, więc na razie kolejne opowiadanie na ich temat. W zakładce "Inne opowiadania" figuruje jeszcze jedno niepublikowane, więc będziesz miała co czytać.
Pozdrawiam. :)
Justyna
UsuńTo jeszcze nie koniec wyczynów Iwony, ale Ewa powoli zaczyna rozumieć, że dłużej nie może mieszkać z córką i czas najwyższy podjąć jakieś konkretne decyzje.
Dziękuję za wpis. Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
Brawo Ewa. Czas na zmiany i miłość. A Iwonka nauczy się życia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dokładnie. Ewa już wie, że musi dokonać jakiejś wolty w swoim życiu i poniekąd w życiu swojej córki również. To będzie bolesne, ale nieuniknione.
UsuńDziękuję i pięknie pozdrawiam. :)
A jednak dobrze myślałam, że pani Tekla będzie mieć wpływ na jej życie.Teraz przed nią nowe życie a w kręgach policji może ktoś znajdzie się zainteresowany Ewą. Tylko czy myśl o Iwonce, czy ma co do garnka włożyć i zapłacony czynsz nie będzie mącić jej życia.Serce matki dużo wybacza i znosi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńEwa w ogóle nie myśli o sobie. Póki co nie ma zamiaru wikłać się w jakiś związek. Ona wciąż kocha Kazimierza mimo, że od jego śmierci upłynęło sporo lat. Teraz najważniejsze, to odciąć pępowinę łączącą ją z córką, co nie będzie ani łatwe ani proste.
Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za komentarz. Twój maluszek jest prawdziwym aniołkiem, bo pozwala mamie i na pisanie i na komentowanie. :)
Siostra w ostatnich dniach miała mniej nauki to wpadała do mnie i pomagała w opiece. Niestety ale cały lipiec jest na wyjazdach to będzie kiepsko.A w sierpniu to my jedziemy na urlop.
UsuńPozdrawiam miło.
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńim dalej w las, tym więcej drzew. O rany jaka ta Iwona jest okropna. Ewie natomiast brak konsekwencji. Bardzo jej współczuję. To musi być okropne uczucie jak doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy oszukiwani, a czysta miłość, współczucie, litość i ślepa wiara w poprawę odbiera nam moc działania. Wydawało się, że Ewa podjęła już decyzję, ale nie potrafiła ją wyegzekwować. Nawet ją rozumiem. Zdaje się, że po wyrzuceniu córki z domu straciłaby ją, nie wiedziałaby czy sobie radzi w życiu, gdzie mieszka, czy ma co jeść, czy jest zdrowa, czy nie potrzebuje pomocy? To tak jakby jej córka "umarła". Ewa już straciła jedną ukochana osobę więc robi wszystko aby nie stracić również córki. Zrobiło się z tego zamknięte koło lub labirynt, z którego nie ma wyjścia. Każda decyzja kogoś skrzywdzi. Sytuacja nie do pozazdroszczenia. Ale coś trzeba zrobić, bo bezczelność Iwony osiąga już szczyty. Już wiadomo chyba na co Iwona trwoniła pieniądze, narkotyki słono kosztują. Mam nadzieję, że Ewa nie będzie stawała na głowie aby wyciągnąć córkę z aresztu? Niech sobie chwilkę posiedzi, to jej dobrze zrobi, może to właśnie będzie dla niej jakiś kop do zmian? Oby tylko na lepsze. Do tego wszystkiego jeszcze zafundowałaś Ewie śmierć Pani Tekli. Szkoda kobiety a i Ewie urwało się dodatkowe źródło zarobku. Będzie szukała czegoś innego, czy może jednak zdecyduje się na wyprowadzkę ze stolicy? A co z córeczką? Zostanie sama w Warszawie czy pociągnie się za mamą. Ale chyba nie, bo co taka dama robiłaby z takim małym mieście skoro nawet w Warszawie się nudzi. Jeszcze by się tam zadusiła. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo uścisków:) Gaja
p.s. gratuluję nowego pomysłu chociaż tytuł jest złowieszczy:)