„MIĘDZY
NIEBEM A ZIEMIĄ”
ROZDZIAŁ
1
Lekka, morska bryza łagodnie omiotła jej
twarz. Z przyjemnością wciągnęła jej zapach trącący morską wodą, nagrzanym od
słońca powietrzem i czymś, czego nie potrafiła określić. Może był to zapach
ryb, a może butwiejącego od wilgoci drewna leżącego gdzieś na ciepłym piasku.
Plaża powoli wyludniała się, chociaż zostali na niej jeszcze amatorzy
romantycznych zachodów słońca, które wisiało teraz nad dalekim horyzontem. Odwróciła
głowę i z miłością spojrzała na swoją małą córeczkę, która z uporem właściwym
takim maluchom, przygryzając język stawiała wiaderkiem babki z piasku.
-
Chyba będziemy powoli wracać kochanie – wyszeptała cicho. – Za chwilę zrobi się
chłodno a ja nie wzięłam ci sweterka. Otrzep rączki i daj mamie wiaderko i
resztę zabawek.
Mała podniosła się z kolan i wbiła swoje
ogromne, błękitne oczy w matkę.
-
Ale jutro przyjdziemy?
-
Jeśli tylko będziesz miała ochotę, to przyjdziemy. Rano jednak pójdziemy do
tatusia. Kupimy mu ładne kwiatuszki.
Dziecko zaczęło podskakiwać z radości.
-
Takie kolorowe jak ostatnio. Są najładniejsze.
-
Masz rację – westchnęła ciężko. Pozbierała do wiklinowego koszyka zabawki córki
i wielki, frotowy ręcznik. Podała rękę małej i wolno ruszyły w stronę wyjścia z
plaży. Ogromnie żałowała, że jej córka nigdy nie poznała ojca, że okrutny los
sprawił, że urodziła się już po jego śmierci. - Nie tak to miało być, nie tak… - zwilgotniały jej oczy.
Cztery
lata wcześniej
Właśnie skończyła czwarty rok studiów.
Zaczynały się wakacje, a ona zupełnie nie miała na nie pomysłu. Maciek jej
najlepszy przyjaciel od pieluch wybierał się do Władysławowa. Miał tam jakąś
dalszą rodzinę, u której co roku rozbijał namiot i koczował w nim przez miesiąc
lub dwa pomagając w gospodarstwie i korzystając z uroków tamtejszej plaży. Ona
z braku pomysłu i możliwości postanowiła zostać tego lata w Rysiowie, ale
sprzeciwił się temu ojciec mówiąc jej, że zbyt ciężko pracowała cały rok, żeby
teraz solidnie nie odpocząć. Wygrzebał z portmonetki jakieś zaskórniaki i wręczył
jej prosząc, żeby zrobiła z nich dobry użytek. Maciek, który był akurat
świadkiem całej sytuacji zaproponował, żeby jechała z nim.
-
Pożyczę od kumpla dla ciebie jakiś mały namiot, materac i śpiwór. U krewnych
nie ma miejsca, bo to malutki domek i sami ledwie się mieszczą, a namiot to
idealne rozwiązanie. Będzie dobrze, zobaczysz.
Samo miasto jakoś nie zachwyciło jej
specjalnie. Nadmiar letników sprawiał, że było hałaśliwe, usiane smażalniami
ryb i stoiskami z tandetnymi pamiątkami. Były jednak miejsca dla niej urokliwe,
gdzie mogła wyciszyć myśli i odpocząć. Na początku chodziła wyłącznie na plażę,
ale kiedy i tam zrobiło się tłoczno wolała pójść w drugą stronę, w stronę
portu. On był nieduży, ale sam widok rybackich kutrów i niewielkich jachtów był
wart zachodu.
Maciek rzadko jej towarzyszył. Był
potrzebny w tym małym gospodarstwie. Jego kuzyn zajmował się rybołówstwem i nieodzowny
był ktoś do oprawiania i wędzenia ryb. Czasem miał wyrzuty sumienia, że nie
poświęca Uli zbyt wiele czasu, ale w takich razach uspokajała go mówiąc, że nie
nudzi się wcale, zwiedza miasto i podziwia widoki. Najbardziej jednak lubiła
spacery po wybetonowanym nabrzeżu, przy którym cumowały kutry. Szła wolno aż do
samego jego końca. Tam stawała i wpatrywała się w horyzont żegnając
niejednokrotnie zachodzące słońce. To była też pora powrotu większości kutrów z
wieczornego połowu. Rybacy uwijali się na nabrzeżu wyciągając zasypane lodem
skrzynie pełne dorszy, halibutów, fląder, czy śledzi.
Któregoś dnia wracała właśnie z jednego z
takich spacerów, gdy tuż przed nią wyrósł jak spod ziemi jeden z rybaków. Po
prostu wyskoczył z kutra zagradzając jej drogę. Cofnęła się przed nim nieco
wystraszona, ale on uśmiechnął się do niej od ucha do ucha zagadując – nie boi
się panienka wracać nabrzeżem? Tu czai się dużo niebezpieczeństw na przykład
taki postrzeleniec jak ja, który mógłby panienkę zbałamucić i porwać? – w jego
oczach dostrzegła wesołe iskierki i roześmiała się na głos.
-
Filut z pana, ale ja tak łatwo nie dałabym się porwać.
Młody człowiek wyciągnął dłoń i przedstawił
się.
-
Leszek Strzelecki.
-
Urszula Cieplak – odwzajemniła uścisk dłoni. Wyczuła, że to była dłoń silnego
mężczyzny szeroka, chropowata i mocno spracowana mimo młodego chyba wieku. Mógł
być od niej starszy nie więcej niż trzy lata.
-
Dałabyś się jutro wyciągnąć na kawę? Obaj z kolegą mamy wolną sobotę – wskazał
na uwijającego się wśród skrzynek wspólnika. Widząc jej wahanie złożył ręce jak
do modlitwy. – Błagam zgódź się, już tak dawno nie rozmawiałem z cywilizowanymi
ludźmi, a Waluś to prawdziwy mruk. Nie lubi gadać i może dlatego mamy zawsze
niezły połów, bo nie straszy ryb – zakpił. Waluś przeciągnął po trapie duży,
dwukołowy wózek i zaczął układać na nim skrzynie z rybami.
- Co
z nimi teraz zrobicie?
-
Musimy odwieźć do chłodni. Powinny zostać zważone, bo jutro o świcie przyjadą
hurtownicy, którzy je kupią.
- No
dobrze…, to ja nie będę wam przeszkadzać – chciała wyminąć Leszka i odejść, ale
zatrzymał ją.
- A
kawa?
-
Gdzie i o której? – odpowiedziała pytaniem. Strzelecki rozciągnął usta w
szerokim uśmiechu.
- O
jedenastej przed wejściem na nabrzeże. Chciałbym ten dzień spędzić z tobą i
poznać cię bliżej, stąd ta wczesna godzina – wyjaśnił.
- W
takim razie do jutra . – Już nie zatrzymywana oddalała się od kutra. Leszek
stał jeszcze chwilę patrząc na nią. – Piękna
jest. Już dawno nie spotkałem takiej ładnej dziewczyny – pomyślał. – Pewnie przyjezdna, bo gdyby była miejscowa
pewnie spotkałbym ją wcześniej. Waluś! – krzyknął. – Mam jutro randkę.
Uwijamy się.
Ula miała mieszane uczucia. Po raz pierwszy
w życiu ktoś usiłował poderwać ją na ulicy. Musiała jednak przyznać, że chłopak
był bardzo przystojny i miły. No, może nieco postrzelony. Stojąc naprzeciwko niego
zdążyła mu się dokładnie przyjrzeć. Miał ładną, ogorzałą od słońca twarz
ozdobioną burzą gęstych, kruczoczarnych loków wymykających się spod naciśniętej
na czoło bejsbolówki i ciemne oczy, w których tańczyły wesołe iskierki. To
świadczyło o pogodnym usposobieniu. Jutro się przekona jaki on jest.
Pojawiła się punktualnie, a on jeszcze
przed czasem. Przywitali się uśmiechem i uściskiem dłoni.
-
Pojedziemy samochodem. Mam tu swoją ulubioną knajpkę w Cetniewie. Dają świetną
kawę i mają równie świetne desery.
- A
śniadania jakieś podają? Rano z reguły wypijam tylko herbatę, ale o tej porze
już mi burczy w brzuchu.
- No
to w takim razie zaczynamy od śniadania – otworzył jej drzwi od strony
pasażera. Wsunęła się zgrabnie i zapięła pas. Po chwili już mknęli drogą w
kierunku Cetniewa. – Byłaś już tutaj?
-
Nie… Ograniczałam się tylko do Władysławowa.
- A
ja mieszkam tak na pograniczu jednego i drugiego miasteczka. Odziedziczyłem
kiedyś starą chałupę po moich dziadkach i już od kilku lat usiłuję ją wyremontować.
Jest wielka jak stodoła. Marzy mi się, żeby chociaż ze trzy pokoje przeznaczyć
dla letników. To byłby dodatkowy dochód w sezonie.
Haruję jak wół. Często z Walusiem wypływamy
i rano, i wieczorem, żeby wyjść na swoje. Łajbę też dostałem w spadku. Pamięta
jeszcze okres młodości mojego ojca. Wysłużona jest, ale na razie na nic nowego
mnie nie stać. Może kiedyś…? – westchnął. - A ty? Czym się zajmujesz w życiu a
przede wszystkim skąd jesteś?
-
Pochodzę z Rysiowa. To taka mała mieścina dwadzieścia kilometrów za Warszawą.
Właśnie skończyłam czwarty rok ekonomii. Jeszcze rok i okres studencki będę
miała za sobą.
Leszek podjechał na parking i zatrzymał
się.
- To
właśnie tutaj. Oni jak wszyscy prowadzą tu smażalnię, ale i normalne śniadanie
można tu zjeść i wypić dobrą kawę. Na co masz ochotę?
-
Wezmę jajecznicę i jakąś bułkę.
Usiedli na zewnątrz pod rozłożystym parasolem.
Nie minęło dziesięć minut, gdy pojawiła się kelnerka niosąc na tacy jajecznicę
na boczku i świeże, chrupiące pieczywo. Do tego dostali też po solidnej,
nietypowo dużej filiżance kawy.
-
Jak zjemy zabiorę cię do miasta i pokażę okolicę, a jak znowu zgłodniejemy
zaproszę cię na najlepszą rybę jaką kiedykolwiek jadłaś.
To ostatnie było niespodzianką przygotowaną
przez Leszka. Bardzo chciał pokazać Uli gdzie i jak mieszka, pochwalić się
swoimi zdolnościami kulinarnymi i udowodnić jej, że jest facetem godnym
zaufania. Zwiedzanie Cetniewa nie zajęło im wiele czasu, bo oprócz plaży nie
było tam zbyt wielu atrakcji poza Ośrodkiem Przygotowań Olimpijskich, ale tego
nie zwiedzali. Na plaży podziwiali paralotniarzy, których w tym roku było
podobno całkiem sporo. Rozgrzani słońcem wrócili do samochodu. Leszek wjechał w
boczną drogę i minął jakiś pensjonat. Tuż za nim rozciągała się ściana lasu. Przejechał
jeszcze dwieście metrów i stanął.
- Tu
właśnie mieszkam. Tu też podają najsmaczniejsze ryby. Zapraszam.
Była oczarowana tym domem. Musiał mieć ze
sto dwadzieścia lat. Budowany był trochę na modłę niemiecką, ale to dodawało mu
uroku. Zauważyła, że sporo prac było już ukończonych. Piękny dach pokryty
gontem niemal wtapiał się w zieloność lasu. Ściany domu pomalowano na biało
zostawiając oryginalne, brązowe belki. Przed wejściem spory drewniany taras z
ławkami i stołem. Dom rzeczywiście był wielki, chociaż parterowy, budowany na
kształt dawnych czworaków. Posiadał właściwie dwa skrzydła, bo przestronna sień
dzieliła domostwo na połowę. Przez nią można było też przejść na drugą stronę
domu. Tam rozciągał się niewielki sad i nieco zaniedbany ogródek.
-
Wciąż nie znajduję czasu, żeby zająć się nim – usprawiedliwiał się Leszek.
-
Nie ma ci kto pomóc? Nie masz tu rodziny?
-
Jestem sam jak palec. Rodzice i dziadkowie pomarli, a rodzeństwa nie miałem. Nawet
żony nie mam, a już trzydzieści lat mi stuknęło.
-
Nie wyglądasz… Nie dawałam ci więcej niż dwadzieścia siedem, dwadzieścia osiem
lat.
- To
chyba komplement –Leszek uśmiechnął się rozbrajająco. – Chodź, oprowadzę cię.
Tu na lewo ma być część prywatna. Mam tutaj kuchnię dość dużą i dwa pokoje. Tu właściwie
wszystko jest skończone. Natomiast całkiem w rozsypce jest prawa strona.
Wprawdzie zacząłem już niezbędne naprawy, wymieniłem deski w ścianach na nowe,
bo niektóre spróchniały i podłogi, ale planowałem w każdym z pokoi wykroić
niewielki aneks kuchenny, żeby letnicy mieli gdzie szykować posiłki. Nie
zamierzam prowadzić jadłodajni a jedynie wynajmować pokoje bez wyżywienia.
Wokół jest mnóstwo knajp i smażalni więc letnicy z głodu nie umrą a atrakcją na
pewno jest bliskość plaży.
-
Naprawdę dobrze to wygląda – pochwaliła go Ula. – Podziwiam cię, że mimo
głównego zajęcia to znaczy łowienia ryb znajdujesz czas na to wszystko. Z
drugiej strony doskonale cię rozumiem, bo jeśli to w perspektywie ma przynieść
zyski, to warto się starać. Ja też nie gardzę żadną pracą. Do tej pory
udzielałam korepetycji lub najmowałam się do opieki nad dziećmi. Każdy uczciwie
zarobiony grosz przynosi satysfakcję. Mieszkam tylko z ojcem, bo mama nie żyje
od dawna, a on ma skromną rentę. Ciężko z niej wyżyć we dwoje, ale nie poddajemy
się.
- I
tak trzymać. Usiądź może sobie na tarasie, a ja zaraz podam coś zimnego do
picia i przygotuję nam obiad. To nie potrwa długo.
Zaczyna się intrygująco. Po przeczytaniu mam same pytania i pewność, że nic nie wiem;) Muszę poczekać na kolejny post, może on coś więcej wyjaśni. Ale ogromnie się cieszę, że bohaterami będą Ula i Marek;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPierwszy rozdział zazwyczaj nie wyjaśnia wszystkiego. Jest trochę takim zagajeniem tego, co ma nastąpić. Ale baz obaw. Będzie jak zawsze z happy endem.
UsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za wpis. :)
Ale fajnie, że tak szybko dodałaś. Mogę przed pracą przeczytać, później przewalają się tłumy turystów kupujących nieśmiertelne pamiątki. A opowiadanie ciekawie się zaczyna;) Pozdrowienia z Krakowa
OdpowiedzUsuńO! A ja właśnie kończę pisać opowiadanie, którego część rozgrywa się właśnie w Krakowie. Mam duży sentyment do tego miasta, chociaż w sezonie wakacyjnym można mieszkańcom tylko współczuć.
UsuńDziękuję pięknie za wizytę na blogu i serdecznie pozdrawiam. :)
Nie mogę się doczekać tego opowiadania :D Na szczzęscie podczas okresu urlopowego nie muszę mieszkać w Krakowie, bo wracam do domu. Mimo to kocham to miasto i cieszę się, że tam studiuję :P
UsuńPozdrawiam Andziok :)
Strzał w dziesiątkę z tematem i bohaterami. Też jestem nad morzem. Trochę kelneruję, trochę leniuchuję i trochę ... romansuję;) Liczę na to, że do domu wrócę bez żadnej pamiątki;) Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńHa, ha. Może poznasz jakiegoś przystojnego rybaka, który zawróci Ci w głowie? Kto wie? Cieszę się, że nadmorska kanwa tej historii przypadła Ci do gustu.
UsuńŻyczę udanego wypoczynku i serdecznie pozdrawiam. :)
Zaczęło się tak sielsko, anielsko. Lato, morze, plaża, zachód słońca, grzeczne dziecko bawiące się na piasku. Można pomyśleć samo szczęście. Aż do momentu informacji o kwiatkach i odwiedzinach taty ... nie w pracy, nie w szpitalu, tylko na cmentarzu. Pierwsze wrażenie ulatnia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Od razu mina rzednie. Młoda dziewczyna poprzez niefortunny (?!) zbieg okoliczności zostaje sama a dziecko nie miało możliwości poznania tatusia. I to nie dlatego, że ten tatuś ulotnił się w ramiona innej kobiety, tylko dlatego, że zmarł. Okropne! Nie powiem, potrafisz zaciekawić. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńCzasami przychodzą mi do głowy kuriozalne pomysły na opowiadania, a czasami te pomysły mają wydźwięk dramatyczny. Właściwie, to chyba każde opowiadanie jest takie. Teraz sobie to uświadomiłam. Faktycznie przeważnie zaczynam od dramatu, by potem móc wyprostować ścieżki bohaterom. Ktoś ucierpi, by inny ktoś mógł przeżyć dramat i wyjść z niego zwycięsko.
Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za komentarz. :)
Ale fajnie. Moi ukochani Ula i Marek. Dziękuję. Teraz czas się będzie dłużył. Pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńNie będzie. Ani się obejrzysz a stanie się czwartek za tydzień.
UsuńPozdrawiam i dziękuję za odwiedziny na blogu. :)
Zainteresowało mnie, i to bardzo, co będzie dalej? Jak Marek pozna Ulę, bo się poznają, prawda? Czyżby wynajął u niej pokój, ale taki bogacz, to raczej wylądowałby w ekskluzywnym hotelu. Chociaż po awanturze z Paulinką może chcieć szukać miejsca gdzie go nikt nie znajdzie. Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira
UsuńOczywiście, że się poznają, ale nie tak od razu. To będzie chyba gdzieś w okolicach rozdziału czwartego.
Dziękuję za wpis i serdecznie pozdrawiam. :)
Po przeczytaniu początku od razu nasuwa się pytanie co się stało z tatą tej małej dziewczynki. Dlaczego musiał tak młodo umrzeć.
OdpowiedzUsuńPóźniej jest lepiej ale jak mniemam w najbliższym czasie to wyjaśnisz a ja znów będę buczeć. Ciekawi mnie w jakich okolicznościach Ula pozna Marka.
Bo mam nadzieję, że ta dwója z czasem będzie razem.
Pozdrawiam serdecznie
Julita
Julita
UsuńCo się stało z ojcem Agaty wyjaśni się chyba w następnej części. Jeśli jesteś dość wrażliwa, to buczeć będziesz na pewno.
Okoliczności, w jakich pozna się Ula z Markiem będą dość szczególne.
Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za komentarz. :)
Właśnie o mało co a można by mnie nazwać złodziejką cudzych tekstów. Czuję się z tym okropnie.
UsuńPozdrawiam serdecznie
Julita
Julita
Usuńnie bardzo rozumiem, co chciałaś przez to powiedzieć, że można Cię nazwać złodziejką cudzych tekstów? Czy to ma coś wspólnego z tym rozdziałem Truskaweczki, który wstawiłaś? Przecież to nie był Twój tekst i nie był też plagiatem. Napisałam w komentarzu, że wszystkie opowiadania, które opisywały dalsze losy bohaterów i zaczynały się po pokazie były łudząco do siebie podobne i to nie dlatego, że ktoś od kogoś zrzynał, ale dlatego, że inaczej nie można było tego opisać. Trudno tu się silić na jakąś oryginalność, bo to prawie niemożliwe. Ja nie widzę żadnych powodów, dla których miałabyś się czuć okropnie. Ani Ty ani Truskaweczka nie powinnyście się tak czuć. Wybranie początku opowiadania sceną po pokazie jest dość karkołomne, bo koła się tu nie wymyśli. To jedna z takich scen dla których ciężko wymyślić ciąg dalszy i musi być napisana w sposób w jaki zrobiła to właśnie Truskaweczka. Nie rozumiem też dlaczego usunęłaś jej tekst i nie dałaś szansy przeczytać go innym. Tak czy owak musisz przyznać, że tyle historii już napisano o Brzyduli, że coraz trudniej jest wymyślić coś oryginalnego. Ja wciąż się obawiam, że nadejdzie dzień, w którym stwierdzę, że nie mam o czym pisać. Niech więc takie ponure myśli nie przychodzą Ci do głowy, bo nikt absolutnie o nic Cię nie oskarża.
Pozdrawiam. :)
Ona sama przyznała mi się później, że to nie jest jej do końca tekst. Tłumaczyła się tym iż osoba, która to pisała od dawna nic nie wstawia. Dlatego usunęłam. W sobotę wstawię swoje opowiadanie. Czyli ciąg dalszy "Nigdy"
UsuńUlżyło mi, bo już zaczęłam się obawiać, że nieopatrznie obraziłam Cię, a to nie byłoby miłe. Cieszę się, że tak nie jest. Czekam na sobotni rozdział. Pozdrawiam. :)
UsuńNie mam powodu aby się gniewać czy obrażać nie znałaś prawdy. A ja sobie nie wyobrażam aby ktoś przyłączył moje opowiadanie mówiąc, że to jego bo coś dodał lub postawił kropkę lub przecinek w innym miejscu. Nie lubię czegoś takiego. Ja potrafiłam przeprosić Justynę za podobieństwo do jej opowiadania.
UsuńPozdrawiam serdecznie
Julita
Julita
UsuńMożna wpaść na taki sam pomysł i to już zdarzało się parokrotnie, ale jego rozwinięcie jest a każdym przypadku inne. Poza tym Ty i Justyna macie zupełnie różne style pisania i to na tyle charakterystyczne, że łatwo Was rozróżnić. Tu akurat byłabym daleka od posądzania którejś z Was o plagiat. Kiedyś była taka historia i Justyna na pewno będzie ją pamiętać, że dziewczyna pisała zupełnie przeciętnie, raczej dość słabo i nagle zaczęła pisać czystą, piękną a przede wszystkim poprawną polszczyzną. Ciężko było uwierzyć w ten cud. Okazało się, że przepisywała treść jakiejś powieści zmieniając jedynie imiona bohaterów. Taki fałsz łatwy jest do wykrycia a wstyd dla piszącego zostaje na długo. I to właśnie jest plagiat pierwszej klasy.
Nie ma to jak niezawodny przyjaciel. Można powiedzieć, że to dzięki Maćkowi Ula miała możliwość spotkania Leszka, który jak należy domniemywać stał się miłością jej życia lub chociaż przynajmniej ojcem jej dziecka. Z opisu Leszek wyglądał na porządnego faceta, chyba nie byłyby w stanie skrzywdzić Ulki? A skoro tak, to strata po cudownym życiu była jeszcze bardziej dotkliwa. Mam nadzieję, że Maciek w dalszym ciągu jest jej przyjacielem i pomaga jej ze wszystkich sił. Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńMaciek i Ula - para niezawodnych przyjaciół i w tej historii to się nie zmieni. Ula spotkała wakacyjną miłość, która rzeczywiście okazała się miłością jej życia. Nic więcej nie napiszę.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i dziękuję za wpis. :)
Biedne dziewczyny. Mała nie ma taty, jest chyba jeszcze malutka, skoro nie dziwi się dlaczego jej tata "mieszka" na cmentarzu. Jak takiemu bąbelkowi wyjaśnić, udzielić odpowiedzi na takie ciężkie pytanie? Do tego jeszcze są na plaży gdzie mnóstwo jest pełnych rodzin - jest i mama i tata. Przykra sytuacja. Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńMała zna ojca tylko z opowiadań Uli. Ma niewiele ponad trzy lata. Nie może go pamiętać, bo urodziła się już po jego śmierci. Kiedyś takie dzieci nazywano pogrobkami. Trzylatek jeszcze mało rozumie i ciężko mu wyjaśnić sprawy oczywiste dla dorosłego. Ona pyta o niewiele rzeczy i w zasadzie przyjmuje jako coś normalnego, że jest z mamą a tata leży w grobie na cmentarzu. Z czasem będzie pytać coraz więcej i częściej.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Pozdrawiam pięknie. :)
Ty tak jak ci rybacy rzuciłaś dla nas wędkę z przynętą i nie wiemy co nas czeka jak ją połkniemy. Ula jest rybaczką? Przetrwał ich wakacyjny romans, czy ciąża była raczej wypadkiem przy pracy? Czy celowo wprowadzasz nas w błąd i tatą jej córeczki był zupełnie ktoś inny niż Leszek? I co się z nim stało? Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńUla na sto procent nie łowi ryb, ale w przeciwieństwie do serialu nie ma na nie uczulenia. Ciąża cóż..., poniekąd trochę była takim wypadkiem przy pracy. Dziecko jest córką Leszka. Powód jego śmierci wyjaśni się w trzeciej części, a nie tak jak pisałam gdzieś wyżej - w drugiej.
UsuńPozdrawiam i dziękuję bardzo za wpis. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńpytania, pytania, same pytania cisną się na usta, przeważnie tak jest przy pierwszej odsłonie. Mam rozumieć, że maluszek jest dzieckiem Leszka i że Ula mieszka sama z córką we Władysławowie? Czy też to czysty przypadek i Ula po prostu spędza z córką wakacje nad morzem? Jeśli mieszkają jednak w domu Leszka, to z czego one się utrzymują? Z wynajmowania pokoi dla wczasowiczów? Jeśli tak, to chyba nie ma u nich jakiegoś przepychu. Sezon letni nie trwa zbyt długo, trudno zarobić na całoroczne utrzymanie. O innej pracy ciężko myśleć z malutkim dzieckiem, bez żadnej pomocy i do tego w takim miejscu. No chyba, że Józef się przeniósł do Uli żeby jej pomóc i żeby nie była sama. Niewesoła sytuacja. Ogromnie im współczuję. Ula niezbyt długo mogła się cieszyć miłością. Minęło cztery lata od śmierci Leszka, a córeczka może mieć jakieś dwa-trzy latka i nie poznała taty. Nawet nie wiemy czy Ula i Leszek zdążyli się pobrać i czy on wiedział o ciąży? Co mogło się stać takiemu młodemu chłopakowi? Chyba nie zmarł śmiercią naturalną, musiał się zdarzyć jakiś wypadek, np. samochodowy albo budowlany? Przecież Leszek remontował dom i chciał go przystosować do wynajmowania dla wczasowiczów. A może jednak ciężko zachorował? Tak czy siak, przykre jest to, że odszedł młody człowiek, dziecko nie ma taty a Ula musi zmagać się z życiem sama. Z niecierpliwością czekam na kolejny czwartek. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam uściski:) Gaja
Gaja
UsuńPytasz o rzeczy, o których na razie nic nie mogę napisać. To dlatego odpowiedź na komentarz będzie krótka i mocno lakoniczna.Dziecko ma trochę ponad trzy lata, a dom we Władysławowie jest własnością Uli. Mieszka tam jednak tylko przez okres wakacyjny. Na stałe mieszka z ojcem w Rysiowie. I to koniec informacji.
Pozdrawiam Cię serdecznie. Przesyłam uściski. :)
Małgosiu,
Usuńto i tak dużo informacji zdradziłaś. Ale ja w innej sprawie. Jeszcze się nie do końca pozbierałam po gościach (na kogoś trzeba zrzucić swoją winę, prawda?) i zapomniałam jednej bardzo ważnej rzeczy. Zapomniałam pogratulować nowego pomysłu. Bardzo się cieszę i trzymam kciuki za więcej. Buziaki:) Gaja
Gaja
UsuńWybaczam Ci Twoją ślepotę bo trudno coś dostrzec, kiedy ma się taki młyn. Może za kilka dni prześlę Ci wszystko, bo jeszcze kończę pisać i dopieszczać.
Wakacje powoli dobiegają końca, więc teraz ja czekam na Twoją kreatywność.
Buziole. :)
Ula jest wdową po Leszku? A może wcale nie, może, to chodzi o zupełnie kogoś innego? To, że tata malutkiej (Agatka, tak?) nie żyje nie oznacza, że Ula jest wolna? Może być związana z kimś innym a nad morzem są na urlopie? Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńJesteś kolejną osobą, na pytania której nie mogę odpowiedzieć, bo musiałabym streścić opowiadanie. Jeszcze trochę, a wszystko stanie się jasne. Obiecuję.
Pozdrawiam Cię cieplutko i dziękuję za komentarz. :)
Pierwszy rozdział zwykle zbyt wiele nie mówi.Ulka jest matką małego dziecka ,którego ojcem jest albo Leszek jej dawna miłość lub ktoś inny.Jakie to przykre ,że takie malutkie dziecko nie mogło nawet poznać taty i mieć pełnej rodziny.Ulka pozostała sama z problemami i córeczką bez silnego męskiego ramienia. No chyba ,że po spotyka się z kimś,lecz pominięte jest to w tej części? Zachodzę w głowę ,co stało się z tym młodym człowiekiem - Leszkiem ,że odszedł tak młodo.Idealne opowiadanie na wakacje szkoda ,że zaczyna się smutno i bez światełka nadziei.Kolejny wspaniały pomysł na historię i nie mogę doczekać się ciągu dalszego.Pozdrawiam serdecznie :).
OdpowiedzUsuńJustyna
UsuńUla samotnie wychowuje córkę, która jest też córką Leszka.
Historia jest taka pół na pół. Trochę smutna a trochę optymistyczna tak jak życie. Sorry, że nie mogę napisać więcej, ale sama wiesz, że nie powinno się zdradzać dalszego ciągu.
Pozdrawiam Cię pięknie, dziękuję za komentarz i cieszę się, że wróciłaś. :)
Aż mnie skręca żeby był już kolejny czwartek. Żeby coś więcej się wyjaśniło. Co Ula robi zawodowo? Udało jej się skończyć studia, czy dla miłości do Leszka z nich zrezygnowała? Co się stało, że młody facet zmarł? Pozdrawiam Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńUla jest ekonomistą, tak jak w serialu i pracuje w swoim zawodzie w firmie założonej wspólnie z Maćkiem. Tu wszystko się zgadza z wersją serialową i nie ma niespodzianki. A czwartek przyjdzie szybciej niż Ci się wydaje.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i dziękuję za wizytę na blogu. :)
Fajne poznanie Uli i Leszka. Takie zwykłe, proste, bez niepotrzebnego nadęcia i napinania. Ulka wykazała się dużą odwagą lądując u nieznajomego w chacie i to położonej na wygnajewie. Z takimi wizytami, to różnie może być. Dobrze, że Leszek nie miał żadnych złych intencji, chciał się pochwalić domem i umiejętnościami kulinarnymi. Tak śmiesznie się puszył, jak paw. Ale trzeba przyznać, że chatę miał zacną. Całe szczęście, że tutaj Ula nie ma uczulenia na ryby, bo byłby niezły klops. Ich znajomość tak miło się zapowiadała. Mogli wieść długie i szczęśliwe życie. Szkoda, że ich bajka trwała tak krótko. Ale dla Uli to przecież nie koniec. Może znajdzie innego księcia, który będzie na dłużej. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńNietrudno się domyślić, że inny książę się znajdzie, chociaż poznanie tego drugiego nie będzie takie miłe jak tego pierwszego. Czasami miłość ma pod górkę niestety.
Piękne dzięki za komentarz. Pozdrawiam najserdeczniej. :)
Czytam ten rozdział I nie wierze, bo akurat jestem we Władysławowie.Szkoda tylko że nie jako turyska tylko osoba pracująca właśnie przy pamiatkach.Notka jak zawsze świetna. Czekam na czwartek .Karolina
OdpowiedzUsuńKarolina
UsuńJa życzę Ci mało pracy a dużo odpoczynku i dobrej pogody. Skorzystaj z przerw w harówce i przejdź się do portu choćby po to, żeby tuż przed nim zobaczyć wielką krowę naturalnych rozmiarów. Mam nadzieję, że jeszcze tam stoi. Przejdź się nabrzeżem aż do końca. Zdecydowanie to lepsze niż zatłoczona o tej porze plaża.
Pozdrawiam Cię serdecznie i zazdroszczę mimo wszystko, bo uwielbiam te rejony :)
Zapowiada się ciekawie. Ula wdowa i prawdopodobne odziedziczyła dom. Teraz czas na pojawienie się Marka. Być może trafi do niej, ale Pauliny nie przewiduję żeby pojawiła się w takim miejscu. Nie jej warunki. Tego, że jest jednak nie wykluczam. Zaciekawiło mnie to, że poznanie Uli i Marka miłe nie będzie. Może to córka Uli będzie mieć coś z tym wspólnego. Albo Paulinie się narazi która wypoczywać będzie z Markiem w jakimś ekskluzywnym hotelu. Bądź co bądź czekam na kolejną część i może coś więcej rozjaśni się nam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńZgadłaś tylko połowicznie i nie napiszę co odkryłaś trafnie. Za bardzo masz uaktywnione szare komórki i za bardzo przenikliwy umysł. Aż boję się odpowiadać na Twój komentarz. Hahaha. Milczenie jest złotem więc milczę jak grób.
Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za komentarz. :)
W takim razie obstawiam Marek-wynajęty pokój-uprzykrzające się dziecko. A w każdym razie ja bym tak wolała. Bez Pauliny.
UsuńJeszcze raz pozdrawiam.
Zasznurowałam sobie usta i związałam ręce. Nic nie napiszę.
UsuńNa początku trochę obawiałam się, że to nie będzie opowiadanie o Marku i Uli, bo te zdecydowanie wolę. Potem przemknęło mi imię Maciek. Myślę sobie, może jednak to, ale nie ma co się zbytnio cieszyć i nagle...Ula Cieplak! TAAAAK:P
OdpowiedzUsuńNarazie sielankowo. Ciepełko, lato aż pomarzyć można. Ciekawa jestem jak będzie rozwijało się z Leszkiem i oczywiście kiedy i w jakich okolicznościach pojawi się Dobrzański.
Pozdrawiam serdecznie, Andziok :)
Ann
UsuńDobrzański pojawi się dopiero w czwartej części, więc trochę sobie na niego poczekasz.
Dzięki, że wpadłaś. pozdrawiam pięknie. :)
To jest gospodarz. Leszek nie udawał, że potrafi gotować, nie wmanewrował Ulkę w pomaganie, a później w samodzielne przygotowanie im posiłku, bo jej to sprawniej idzie. Fajny i dojrzały gość. Ulka miałaby z nim dobre życie. No ale cóż, życie te plany skorygowało. Niestety, biednemu, to zawsze wiatr w oczy. Pozdr
OdpowiedzUsuńLeszek ma wiele zalet. Potrafi także gotować. Taki facet to skarb. Ula to bardzo doceni, bo przy okazji on ma kawał dobrego charakteru.
UsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za wpis. :)
Ulka ma świetną miejscówkę na lato i nie tylko. Taki dom i w takim miejscu, toż to skarb. Dla zdrowia Józefa taka cisza też pewnie jest nie bez znaczenia. Ciekawe czy Ulka dzięki Leszkowi zdążyła się z jakimiś tubylcami zaprzyjaźnić? Byłoby im raźniej w czasie gdy tam mieszkają. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMogę zdradzić, że w tym opowiadaniu Józef wyjątkowo tryska zdrowiem. O żadnej chorobie serca nie ma mowy. Na początku napisałam, że Ula pojechała do Władysławowa z Maćkiem do jego kuzyna też Szymczyka, więc Ula kogoś już tam zna.
UsuńDziękuję za wizytę na blogu i serdecznie pozdrawiam. :)
Oczywiście bardzo mi żal Leszka no i Uli i jej córeczki. Niemniej jednak trzeba szukać pozytywów. Dzięki temu, że Ula jest sama, to Marek nie będzie musiał rozbijać małżeństwa. Co prawda nie wiem czy Marek nie jest szczęśliwym małżonkiem, ale mam nadzieję, że nie. Jeszcze by tego brakowało aby Ula przyczyniła się do rozbicia jego związku. Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda
UsuńMarek faktycznie nie będzie rozbijał małżeństwa, ale droga do serca Uli będzie wyboista. Na razie nic więcej zdradzić nie mogę.
Pozdrawiam Cię pięknie i dziękuję za komentarz. :)
Ulka miała szczęście, że spotkała na swej drodze takiego fajnego i zaradnego faceta. Leszek wygląda na człowieka, który wiedział czego chciał i do tego dążył. Nic dziwnego, że zawrócił Ulce w głowie. I to nieźle zawrócił, skoro mają dziecko. Szkoda tylko, że takie szczęście trwało krótko. Z drugiej strony, zazwyczaj wakacyjne znajomości trwają tylko tyle ile trwa nasz urlop. Tutaj należy sądzić, że znajomość przerodziła się w prawdziwą miłość i za to też należy być wdzięcznym. Zobaczymy jak potoczą się jej dalsze losy. Do następnego. Pozdrawiam;) AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńUla nie miała szczęścia. Człowiek, którego kochała całym sercem odszedł na zawsze i chociaż znali się krótko, to owocem tej miłości jest mała Agata. Jest oczkiem w głowie Uli i ma bardzo dużo cech swojego ojca, co dla Uli jest szczególnie bolesne, bo wciąż jej go przypomina.
Bardzo dziękuję za wpis i pozdrawiam najserdeczniej. :)
Mała Agatka jest słodziakiem, zresztą tak jak prawie wszystkie maluchy. Ula za to po takiej traumie zapewne stała się twarda jak skała. Trudno będzie potencjalnemu kandydatowi zburzyć ten mur. Nie ma co się dziwić. Od dłuższego czasu jest ona zdana na siebie, a ma jeszcze do wychowania córeczkę. Los jest niesprawiedliwy. Ula nie wygląda w tym opowiadaniu na rozrywkową dziewczynę i sądzić raczej należy, że nie jest specjalnie kochliwa. Jak wreszcie znalazła swoją połówkę, to okazało się, że ona była tylko na chwilkę. Mam tylko nadzieję, że spędzając ze sobą czas Ula i Leszek nie trwonili go na idiotyczne kłótnie i dąsy, bo jak widać życiem należy się cieszyć każdego dnia żeby później nie żałować utraconych chwil. Oczywiście czekam na kolejną część i na wyjaśnienie zagadkowej śmierci Leszka. Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOla
UsuńUla zawsze była zaradna a w obliczu nieszczęścia musiała stać się twarda, bo ma za zadanie zastąpić małej ojca i wywiązać się z obowiązku bycia matką. Jest poważną kobietą a rozrywki zwłaszcza takie szalone są jej z gruntu obce. Po śmierci Leszka całkowicie poświęciła się dla córki.
Dzięki wielkie za wizytę na blogu. Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Pierwszy rozdział nie wiele mówi ale zachęca do czekania na następny. Coś mówi mi że Leszek i Marek będą rywalizować o Ulke. Zobaczymy 😊
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ulaimarek69.blogspot.com
Anaa
UsuńPisałam wyżej, że córka Uli jest dzieckiem nieżyjącego Leszka, więc rywalizacji między nim i Markiem być nie może z przyczyn oczywistych.
Dzięki za wizytę na blogu. Pozdrawiam. :)