ROZDZIAŁ
2
Rozsiadła
się wygodnie na tarasie w drewnianym, bujanym fotelu i kontemplowała widoki.
Przed sobą miała ścianę niezbyt gęstych sosen. Przez nią mogła dostrzec plażę z
żółtym piaskiem i dalej soczysty błękit morza przenikający się z lazurem nieba
na horyzoncie.
Zapach
sosnowych igieł i żywicy zniewalał. Obok niej pojawił się Leszek z dwoma
wielkimi szklanicami schłodzonego, pomarańczowego soku.
- To
cię trochę orzeźwi, a ja za kilka minut podam nam wspaniały posiłek.
Taki okazał się w istocie. Była pod
ogromnym wrażeniem jego umiejętności. Po raz pierwszy jadła tak pyszne krewetki
i dorsza pieczonego w solnej skorupie. Do tego smaczna surówka z białej kapusty
i pieczone w piecu ćwiartki ziemniaków podane ze świeżym masłem. Wytarła
serwetką usta i uśmiechnęła się do Leszka.
- To
było coś wspaniałego. Nie sądziłam, że rybę można przyrządzić w taki właśnie
sposób. Pomyślałabym, że będzie zbyt słona, żeby móc ją zjeść, a tymczasem jest
delikatna i pyszna. Jesteś znakomitym kucharzem.
-
Lata praktyki. Dość wcześnie zostałem sam i musiałem nauczyć się sobie radzić,
również w gotowaniu. Chciałem cię zapytać na jak długo tu przyjechałaś. Nie
ukrywam, że bardzo mi zależy, żeby móc spotykać się z tobą. Na pewno znalazłbym
czas. Rano wypływamy około piątej. Ciągniemy sieci przez jakieś dwie godziny i
wracamy. Mniej więcej o dziewiątej jestem wolny aż do siedemnastej, bo wtedy
zaczynam wieczorny połów. To ciężka robota, ale jak ma się szczęście i trafi na
ławicę, to trud się opłaca. Teraz nie mogę pozwolić sobie na jednorazowe
wyjście z portu w ciągu dnia, bo bardzo mi zależy na ukończeniu domu i każdy
grosz się przydaje. Zimą najgorzej jest zarobić, a mój kuter już nie taki
sprawny jak kiedyś i często się coś w nim psuje.
- W
sumie mogłabym. I tak niewiele mam tu do roboty i najczęściej włóczę się sama
po mieście. Planowaliśmy zostać do końca sierpnia, czyli jeszcze jakieś sześć
tygodni. Mój przyjaciel, z którym tu przyjechałam pomaga w gospodarstwie
swojego kuzyna, który też tak jak ty jest rybakiem. Głównie czyści ryby i
przygotowuje je do wędzenia.
- A
jak się nazywa?
-
Szymczyk. Nikodem Szymczyk, a mój przyjaciel to Maciek Szymczyk.
- Nikodema
znam bardzo dobrze. Zresztą tu w porcie wszyscy się znają, bo nie jest nas tak
wielu. Cieszę się, że będziemy mieć całkiem sporo czasu, żeby poznać się
lepiej.
Widywali się każdego dnia. Ula pojawiała
się w porcie około dziewiątej i albo Leszek z Walusiem kończyli pracę, albo
właśnie dobijali do nabrzeża. Wtedy pomagała im ładować do skrzyń ryby i wraz z
nimi jechała do chłodni. Potem mieli już tylko dzień wyłącznie dla siebie.
Dzięki Leszkowi zwiedziła cały Hel. Obejrzała fokarium. Była w Jastarni i
Juracie.
W dni, kiedy Leszek nie wypływał na połów
fundował jej dalsze wycieczki na przykład do Gdańska, czy Gdyni. Byli też w
Sopocie. Dzięki niemu zwiedziła całkiem sporo. Przez ten czas poznawali się
wzajemnie i oboje bez wątpienia pozostawali pod swoim urokiem. Ona poznała jego
życie od podszewki. Życie, które zahartowało go od najmłodszych lat. Było pracowite
i twarde, nie dla mięczaków. Podziwiała w nim ten upór i żelazną konsekwencję w
dążeniu do celu, a przy tym ten jego wieczny optymizm, pogodę ducha i niezłomną
wiarę w to, że do wszystkiego można dojść i wszystko osiągnąć jeśli się tylko
tego chce i jeśli jest się odpowiednio zdeterminowanym. On ulegał jej
łagodności i dobroci. Doceniał, że była osobą niezwykle cierpliwą i cichą.
Nigdy nie podnosiła głosu nawet w momentach wielkiej ekscytacji, a za
spojrzenie jej cudnych, błękitnych jak niebo nad głową oczu, dałby się pokroić.
Najbardziej lubił sobotnie lub niedzielne popołudnia, gdy plaża zaczynała
pustoszeć a on mógł usiąść na ciepłym jeszcze piasku przytulony do Uli i wraz z
nią czekać na zmierzch.
Pierwsze pocałunki i pierwsze intymne gesty
nieco ich zawstydzały, ale szybko stały się normą. On najbardziej martwił się,
czy to uczucie, które ich połączyło przetrwa próbę czasu. Dzielił się z nią
tymi obawami, ale ona zawsze potrafiła go uspokoić mówiąc, że rok szybko zleci,
że są telefony i komputery, że będzie starała się przyjeżdżać jak tylko wykroi
trochę wolnego czasu.
- Na
piątym roku już nie będę miała tak wielu zajęć. Znam już temat pracy
dyplomowej, którą nawet zaczęłam pisać i zgromadziłam sobie wszystkie potrzebne
materiały. To głównie na tym będę się skupiać, a to nie zajmie mi aż tak wiele
czasu. Oczywiście będą jakieś seminaria, czy konsultacje z promotorem, ale może
się okazać, że przez dwa, góra trzy dni w tygodniu, a potem będę mieć kilka dni
wolnego.
Ona też miała trochę obaw, ale nie chciała,
żeby to, co ich połączyło okazało się tylko letnią, nic nie znaczącą przygodą.
Leszek stał się dla niej ważny na tyle, że opowiedziała o nim Maćkowi. Pod
koniec pobytu Uli we Władysławowie Leszek urządził grilla na tarasie swojego
domu i zaprosił na niego wszystkich Szymczyków. Wtedy miał też okazję poznać
Maćka. Kilka dni później zrobił im obojgu niespodziankę zabierając ich na
połów. Maciej okazał się niezwykle pomocny, natomiast Ula nie czuła się dobrze
i właściwie cały czas spędziła przewieszona przez burtę oddając hołd Neptunowi.
Po tym rejsie stwierdziła, że morze na nią źle reaguje i że już nigdy więcej.
Rozstanie było bolesne. Długo tulili się do
siebie szeptając miłosne zaklęcia. Ula obiecała zadzwonić zaraz po przyjeździe
do domu. Przed ojcem nic nie ukrywała. Zawsze uważała, że dobrze jest
powiedzieć prawdę i nigdy nie miała przed nim tajemnic. Opowiadała stęsknionemu
Cieplakowi o pobycie, o poznaniu Leszka, o tym jak bardzo wartościowy jest to
człowiek, jak bardzo zaradny i pracowity.
- On
ciężko pracuje tatusiu, ale ma swój cel, do którego konsekwentnie zmierza. Jest
przy tym mądry i ma wesołe usposobienie. Zakochałam się w nim. On we mnie
również. Nie chcemy dopuścić, żeby czas i odległość nas rozdzieliły, dlatego
będę jeździć do niego w czasie wolnym od zajęć. Chcę mu też trochę pomóc przy
wykończeniu domu, bo sam niczego nie przyspieszy. Wezmę znowu korepetycje, żeby
zarobić na te podróże i żeby ciebie nie obciążać kosztami. Przywiozłam mnóstwo
wędzonych ryb złowionych przez Leszka. Koniecznie musisz spróbować, bo są
pyszne.
Ten rok był dla nich niezwykle pracowity.
Leszek wypływał coraz dalej z nadzieją na obfity połów, a co za tym idzie,
większy zarobek. Pokoje przeznaczone dla letników zaczęły nabierać charakteru.
Wygospodarował też miejsce na dwie łazienki, żeby przyjezdni nie korzystali z
jego prywatnej. Ula przyjeżdżała przeciętnie co dwa tygodnie. Dojeżdżała
pociągiem do Gdyni, a tam czekał już na nią stęskniony Leszek. Dzięki
korepetycjom i niewielkim zleceniom od małych firm mogła zaoszczędzić trochę
pieniędzy. Wraz z Maćkiem założyli małą spółkę zajmującą się księgowością i mozolnie
pracowali na każdy grosz. Oboje kończyli ten sam kierunek studiów i oboje mieli
się bronić w czerwcu.
W święta to Leszek zawitał do Rysiowa.
Przywiózł mnóstwo ryb i dla Cieplaków i dla Szymczyków. W święta też poprosił
ojca Uli o jej rękę. Przysięgał, że kocha ją nad życie i pragnie, żeby została
jego żoną. Ją samą nieco zaskoczyła ta spontaniczność ukochanego, ale nie
protestowała i pierścionek przyjęła. Uzgodnili, że pobiorą się w małym,
rysiowskim kościółku, a potem Ula przeprowadzi się do Władysławowa.
Kiedy już po świętach i wyjeździe Leszka
siedziała wraz z ojcem w kuchni dojadając świąteczny makowiec była pełna obaw
co do przyszłości.
-
Bardzo się martwię tato jak ty sobie sam poradzisz. Ja będę oczywiście
przyjeżdżać, ale to nie to samo, co być na miejscu.
Cieplak uspokajał.
-
Nie masz się o co martwić córcia. Zdrowie na razie dopisuje, a i Szymczykowie
blisko. Oni zawsze pomogą w potrzebie. Nie będzie tak źle. Najważniejsze jest
twoje szczęście.
Tydzień przed obroną pracy stanęli na
ślubnym kobiercu. Bardzo skromny był to ślub. Nie wynajmowali żadnej sali, bo
wszyscy goście pomieścili się u Cieplaków. Samym przyjęciem zajęła się
Szymczykowa i Matecka ich najbliższe sąsiadki. Ula pomagała jak tylko mogła.
Leszek przyjechał kilka dni wcześniej i zajął się przyrządzaniem przywiezionych
przez siebie ryb. W ciasnej kuchni Cieplaków zrobiło się nagle tłoczno i
gwarno, ale bardzo wesoło. Sam ślub był dla obojga bardzo wzruszającym
momentem, tym bardziej, że już wiedzieli, że Ula jest we wczesnej ciąży. Nikomu
się nie pochwalili, bo Ula nie chciała zapeszać. Leszek był przeszczęśliwy.
Odkąd pamiętał zawsze chciał założyć rodzinę i mieć dzieci, a teraz to marzenie
się spełnia.
Po weselu Leszek został w Rysiowie. Czekał,
aż Ula wreszcie się obroni. Chciał wraz z nią wrócić do Władysławowa i to
dlatego przyjechał samochodem, żeby móc zabrać jej rzeczy.
Obrona przebiegła bez niespodzianek. Ula
zawsze była solidna i bardzo przykładała się do nauki. Obroniła się na piątkę,
podobnie Maciek. Teraz już nic nie stało na przeszkodzie, by wraz ze świeżo
poślubionym mężem mogła objąć w posiadanie to nadmorskie „królestwo”. Już na
miejscu Leszek miał dla niej kilka niespodzianek. Przede wszystkim pokoje były
wyszykowane i czekały na pierwszych gości. Założył stronę internetową, żeby
rozreklamować to miejsce. Nie mógł zarejestrować budynku jako pensjonatu więc
podciągnięto go pod agroturystykę. W sumie mogli pomieścić jednorazowo dziewięć
osób, bo pokoje były dwu, trzy i czteroosobowe. Z pieniędzy weselnych zaopatrzyli
się w niezbędną pościel a to, co zostało zainwestowali w nowszy samochód,
którym miała jeździć Ula. Byli nieprzyzwoicie szczęśliwi, bo wszystko układało
się po ich myśli. Ula nie chcąc tracić zarobków w założonej przez siebie firmie
zorganizowała sobie pracę przez internet. Dane spływały na jej pocztę, a ona
wykonawszy rozliczenia przesyłała je zwrotnie tą samą drogą. Maciek na swoje
barki wziął firmy, do których niestety musiał jeździć.
W połowie czerwca przyjechali pierwsi
letnicy. Starsze małżeństwo, rodzina z dwójką dzieci i trzech rowerzystów. Sień
oddzielająca lewe skrzydło od prawego znakomicie spełniała swoją rolę, bo ani
wczasowicze, ani gospodarze nie wchodzili sobie w paradę. Ula ograniczała się
jedynie do mycia łazienek i zmiany pościeli. Leszek zabronił jej się
przemęczać. Brzuszek rósł a on czekał na to dziecko wielce podekscytowany.
-
Chcę, żeby było podobne do ciebie i miało twoje oczy. Piękne i nieprzyzwoicie
błękitne.
-
Gdyby jednak odziedziczyło urodę po tobie, to też nie byłoby źle – odpowiadała
z uśmiechem. – Jesteś bardzo przystojny kochanie.
Coraz częściej też poruszała sprawę tego
drugiego, wieczornego połowu. Uważała, że mąż niepotrzebnie tak haruje, że
teraz, kiedy mają letników przez całe lato mógłby trochę odpocząć, ale on zawsze
miał przeciwko temu własne argumenty. Najczęściej wyliczał jej co byłoby im
niezbędne, lub co by się przydało. W końcu obiecał jej, że będzie tak łowił do
końca października, a potem spasuje przynajmniej do połowy lutego, bo wtedy
miało się urodzić ich maleństwo.
Ostatniego dnia września opuścili ich
ostatni letnicy. Ula idąc za ciosem wysprzątała wszystkie pokoje, pomyła lodówki
w aneksach kuchennych i okna. Wyprała całą pościel. Teraz pomieszczenia stały
puste czekając na kolejny sezon. Przez czternaście tygodni przez ich dom
przewinęło się sporo ludzi i oboje uznali to za dobry znak, bo wraz z ich
pobytem szedł realny dochód. Razem z tym, co zarabiał Leszek i ona mogli
spokojnie przeżyć zimę. Ula obiecywała sobie, że jak już urodzi i będzie miała
chwilę czasu, zajmie się ogródkiem, żeby przynajmniej jarzyny mieli własne.
Koniec października obfitował w liczne
sztormy. Częściej siedziała w domu niż wychodziła na spacer plażą, która teraz
usiana była zwykłymi śmieciami wyrzuconymi przez fale na brzeg. Odpowiednie
służby starały się sprzątać, ale przy niesprzyjającej aurze i silnym wietrze
była to syzyfowa robota.
Leszek nie przestał łowić popołudniami.
Trafił na bogate łowisko i szkoda mu było odpuścić niezły zarobek.
-
Jak tylko wyjdziemy na swoje i odłowimy, to robię sobie przerwę – obiecywał.
Martwiła się o niego i jego bezpieczeństwo. To nie był dobry czas, żeby aż tak
ryzykować. – Kochanie, przecież ja jestem starym wygą w tym zawodzie. Nic mi
nie grozi, zapewniam cię.
Mimo, że chciała wierzyć jego zapewnieniom,
to wciąż była pełna wątpliwości.
Kolejna część super. Odpowiedziałaś w niej na wiele pytań jakie zrodziły się w naszych głowach po pierwszej części. Co prawda nie wiemy jeszcze jak zmarł Leszek ale wyraźnie nam to zasugerowałaś. Jak każdy facet musiał postawić na swoim i doszło do tragedii. Ale nadal zadaję sobie i Tobie pytanie, kiedy pojawi się Marek?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Marzycielko
UsuńW którymś komentarzu pod poprzednią częścią też ktoś o to pytał. Napisałam wówczas, że Marek pojawi się pod koniec czwartego rozdziału, chociaż nie będzie to jeszcze bezpośrednia konfrontacja z Ulą. Początkowo ta znajomość nie będzie zapowiadała się dobrze i nawet mogę powiedzieć, że będą dość skonfliktowani.
Pozdrawiam Cię serdecznie i bardzo dziękuję za wpis. :)
Mam nie odparte wrażenie, że Leszek utonął podczas jednego z tych połowów. Czy może się mylę.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną część i zapewne na wyjaśnienie moich domysłów.
Pozdrawiam serdecznie
Julita
Julita
UsuńZ całą pewnością trzecia część da odpowiedź na to pytanie.
Pięknie dziękuję za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Ta część odpowiada na wiele niejasności, które nasuwały się po przeczytaniu pierwszej części. Ula zostanie wdową, chociaż nie wiadomo jak zmarł Leszek.Będzie to przeżywała długo i pewnie wtedy na jej drodze pojawi się Marek :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Andziok :)
Ann
UsuńMogę powiedzieć tylko tyle, że jak odchodzi osoba, którą kochaliśmy całym sercem, to wraz z jej odejściem nie odchodzi miłość do niej. Ula nie należy do osób, które potrafią przejść nad osobistą tragedią do porządku dziennego i potrzebuje sporo czasu, żeby się z nią pogodzić.
Pozdrawiam cieplutko i dziękuję za komentarz. :)
Interesująca opowieść. Ciekawi mnie jak to się potoczy dalej. Pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za miłe słowa. Pozdrawiam. :)
UsuńJestem. Czytam. Zachwycam się i spokojnie czekam na spotkanie Uli i Marka. Serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAż uśmiechnęłam się czytając Twój komentarz. Spotkanie tak naprawdę dopiero w bodajże piątej części, ale doczekasz się.
UsuńPozdrawiam serdecznie. :)
rany Julek!, jak ciężko pracuje Leszek i inni rybacy. Młody człowiek, to jeszcze ogarnie, ale już takiemu mężczyźnie pięćdziesiąt plus kilka lat musi być niezmiernie trudno wykonywać taki zawód. Zupełnie nie zdawałam sobie z tego sprawy. A rybki bardzo lubię;) Do następnego czwartku? Pozdrawiam Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńA wiesz, że wśród ludzi parających się rybołówstwem na wybrzeżu najwięcej jest takich w wieku emerytalnym? Stare wygi, ale krzepą mogliby zakasować niejednego młodego. Zawód nie dość, że ciężki, ale i niebezpieczny jak cholera.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wpis. :)
Szczęka mi opadła. W takim razie chapeau bas! Dla mnie zawód rybaka, marynarza jawił się bardzo romantycznie i tajemniczo, a nie jako ciężka harówka. Pozdrawiam Edyta
UsuńEdyta
UsuńMoże romantycznie i tajemniczo mają ci marynarze, którzy pływają na dużych jednostkach, ale ci, którzy utrzymują się z połowów pływając na kutrach są realistami a nie romantykami, bo realnie muszą zadbać o byt swój i swoich rodziny. Na pewno nie jest to łatwy kawałek chleba.
Pozdrawiam. :)
Świetna część. W dalszym ciągu trzymasz nas w niepewności. Pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńPowolutku będzie się wyjaśniać. Cierpliwości.
UsuńPozdrawiam serdecznie. :)
No i co? Niby coś tam zostało wyjaśnione, ale niewiele. Dalej jest sielsko, anielsko, a ja mimo tego cały czas czuję niepokój, wewnętrzne dygotanie. Zafundowałaś nam takie czekanie na to kiedy i jak spadnie topór, bo to, że spadnie, to już wiemy. Czyżby rzeczywiście złe przeczucie Uli się ziściło? Dobrze, że chociaż wiemy, że nic złego nie stanie się ani Uli, ani jej córeczce. Serdecznie pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńCzasami musi być ten dreszczyk emocji i nerwowego oczekiwania, choć ja nie mam zamiaru grać na Waszych nerwach. Trzecia część da Wam pełen obraz sytuacji, bo wyjaśni niemal wszystko.
Pozdrawiam najserdeczniej i dziękuję za komentarz. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńspotkało się dwoje młodych ludzi, ale już dość mocno doświadczonych przez los. Ulę w młodym wieku pozbawiono mamy, dobrze, że z tatą miała dobry kontakt, ale mama, to zawsze mama. Leszek jest zupełnie sam. Taka sytuacja zahartowała ich charaktery. Oboje są twardymi ludźmi, chociaż, choćby z racji wykonywanego zawodu, najtwardszy wydaje się Leszek. Ale równocześnie oboje nie są zgorzkniali, nie mają wiecznych pretensji do losu. Są bardzo otwarci i ciekawi życia. Zakasują ręce i do roboty. Nic nie jest ich w stanie powstrzymać przed zrealizowaniem swoich zamierzeń. Nie straszna im była odległość, brak pieniędzy na ciągłe podróże, brak czasu, zmęczenie. Na wszystko znaleźli rozwiązanie. Ula wróciła do korepetycji, założyła firmę, zasuwa równie ciężko co Leszek. Okazało się, że Władysławowo leży prawie pod Rysiowem hahaha:) Leszek też nie chciał odpuścić, znalazł rozwiązanie, oświadczył się i zaklepał sobie Ulę. Na ich przykładzie prawie można się uczyć jak żyć zgodnie w małżeństwie. Wszystko układa się świetnie. Dopisują kuracjusze no i Ula jest w upragnionej ciąży. Jakoś wydaje mi się, że Ula będzie żałowała, że nie posłuchała swojego siódmego zmysłu, swojego przeczucia. Przecież coś jej podpowiadało, że ten drugi połów nie jest im niezbędny, że jakoś sobie poradzą z tym co mają. Nie chodziło przecież tylko o tęsknotę. Wcześniej nie widywali się ponad tydzień i jakoś żyli. Potrzeba posiadania czegoś, naprawy, dokupienia itp. towarzyszy nam przez całe życie. Tak jak pracy nie przerobisz, tak nie jesteś w stanie wszystkiego kupić, co wydaje ci się w danym momencie niezbędne czy potrzebne. Wysoką cenę przyjdzie im zapłacić za dążenie do finansowego sukcesu. Szkoda, że tym razem Ula nie okazała się zwykłym uparciuchem i płaczką. Może skończyłoby się to awanturą lub obrażeniem się Leszka, ale kobiecie w ciąży na pewno by uległ. Wszystkim wyszłoby to na dobre. No ale gdyby nie taki obrót sprawy, nie byłoby opowiadania, prawda? Oczywiście czekam na kolejny czwartek, chociaż wydaje mi się, że rozdział nie będzie należał do tych zabawnych. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam uściski:) Gaja
Gaja
UsuńMasz rację. Następna część będzie dość przygnębiająca, ale też wyjaśni wiele przypuszczeń i podejrzeń czytelniczek. Jedno jest pewne, że szczęście nie jest im pisane.
Pozdrawiam Cię pięknie i przesyłam buziole. :)
Tyle trudu włożyli w to aby ich miłość przetrwała odległość i rozłąkę, aby ich znajomość nie okazała się tylko wakacyjnym romansem. Takie fajne małżeństwo. Szkoda, że tak bardzo krótkie. Co to jest pięć miesięcy?! Tak naprawdę, to oni dopiero uczyli się być mężem i żoną, a tu już koniec? Jak Ula ma się podnieść po takiej traumie? Skąd ona weźmie siłę? Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńNie zawsze w życiu układa się nam tak jakbyśmy chcieli. Takim zdaniem zaczynam jedno z moich ostatnich opowiadań, ale i tu ono wpasowuje się jak ulał. Marzymy o szczęśliwym życiu, mamy plany, zamierzenia, wybieramy sobie cele i nagle to wszystko bierze w łeb, bo wydarza się nieszczęście. Zawsze jednak można je przeboleć, choć bez wątpienia potrzeba na to sporo czasu.
Bardzo dziękuję za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Piszesz tak, że wciągnęła mnie ta historia;) Na pewno będę śledziła ich dalsze losy. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i serdecznie zapraszam na kolejne rozdziały.
UsuńPozdrawiam. :)
Ja też wybrałam się w morze statkiem wycieczkowym w Kołobrzegu. Nawet specjalnie nie wiało, a ja umierałam. Rozumiem Ulkę. No way!!! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie na wszystkich morze dobrze reaguje. Hahaha. Na Ulę zdecydowanie negatywnie, a szkoda, bo mogła się cieszyć tą wyprawą.
UsuńDziękuję za wpis i serdecznie pozdrawiam. :)
Jak nic nie wiedziałam, tak w dalszym ciągu niewiele więcej wiem. Fajnie, że Ulka nie zwariowała i nie porzuciła studiów, no i fajnie, że Leszek na nią nie naciskał. Miłość nieraz potrafi zrobić totalne spustoszenie w racjonalnej do tej pory głowie. Czekam na dalsze wieści o dalszych losach Uli i jej córeczki. Bo los Leszka jest już przesądzony i chyba się domyślam jak umrze. Niedługo się przekonam czy miałam rację. Pozdrawiam Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńStaram się stopniować napięcie i podawać je w rozsądnych dawkach. Kulminacja nastąpi w trzeciej części a czwarta część będzie niejako dopełnieniem wcześniejszej. Jeszcze troszkę cierpliwości.
Pozdrawiam Cię miło i dziękuję za wpis. :)
Szkoda mi Uli. Zostanie sama z małym dzieckiem i domem na utrzymaniu. Turyści to głównie latem będą a wszystko kosztuje. Może o pracę postara się. Czekam z niecierpliwością na pojawienie się Marka i te okoliczności w których nie będzie uczestniczyć Ula. Może on będzie również po przejściach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńChyba Ci umknęło, że jeszcze w czasie studiów Ula założyła z Maćkiem spółkę, więc nie jest to tak, że będzie klepać biedę. Poza tym zawsze była przedsiębiorcza więc i tym razem poradzi sobie.
Co do Marka, to jeśli uznać jego nieudane narzeczeństwo z Pauliną, to faktycznie jest po przejściach.
Dzięki wielkie za komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)
O mamuńciu, jaki z tego Leszka fajny i zdecydowany gość. Wie, że tylko Ulka i już. Na co czekać. Powinni mieć dużo czasu na wzajemne docieranie. Chociaż jak się okazało oni dobrali się jak dwie połówki pomarańczy i nie potrzebowali czasu na dogadanie. Żal ich super rodziny, która właściwie była na początku swojej drogi. A tak na marginesie, to ja uwielbiam wszelkiego rodzaju łódki, żaglówki, statki, promy i temu podobne. Prawdziwy wilk morski ze mnie chociaż rzadko mam sposobność o tym się przekonać. Grunt, to się nie przechwalać, hihihi;) Oczywiście, że czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńZ tym lubieniem łódek mam podobnie. Posiadam nawet patent żeglarski, chociaż rzadko z niego korzystałam. Uwielbiam natomiast morskie klimaty i to między innymi dlatego nad morzem osadziłam tę opowieść.
Pozdrawiam najserdeczniej i pięknie dziękuję za komentarz. :)
Z całego serca współczuję Uli. My wiemy, a ona czuje, że wielkimi krokami w jej życie wkrada się coś niedobrego. A tacy byli szczęśliwi, tak bardzo cieszyli się z ciąży. Wszystko im się tak pięknie układało. Teraz nadchodzą ciężkie dni. Zastanawiam się tylko czy oszczędzisz Ulę i Leszka, czy też oboje będą się męczyć w szpitalu? Kogo ona będzie miała wokół siebie w tych trudnych chwilach? Bo chyba nie zostawisz jej z tym samą? Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira
UsuńUlę trapią złe przeczucia, chociaż Leszek stara się je w niej wyciszyć. To oczywiście nie takie proste, bo pogoda nie jest dobra i wszystko może się zdarzyć. Szpital w ogóle nie jest w planach poza porodówką oczywiście. W ostatnich dniach do porodu będzie miała przy sobie ojca i Maćka.
Bardzo dziękuję za wpis. Serdecznie pozdrawiam. :)
Coraz częściej i coraz więcej osób twierdzi, że faceci są lepsi w kuchni. I tutaj też się to potwierdza. Leszek zaserwował smaczny i nietypowo zrobiony obiad. Sama chętnie bym go wsunęła;) Wydaje się idealnym facetem. Jest opiekuńczy, troskliwy, zaradny, nie jest cholerykiem. Wspaniale się dogadują. Ciężko będzie mu dorównać. Postawiłaś przed Markiem strome schody. Chętnie zobaczę jak się z nimi zmaga. Pozdr
OdpowiedzUsuńLeszek musiał sobie radzić od najmłodszych lat sam. Również w gotowaniu doszedł do jakiejś perfekcji, chociaż nie oznacza to oczywiście, że po ślubie również będzie pichcił. Z całą pewnością świetnie radzi sobie z rybami, bo potrafi je oczyścić i smacznie przyrządzić. Ma chłopak naprawdę kawał porządnego charakteru.
UsuńPozdrawiam pięknie i dziękuję za odwiedziny na blogu. :)
Miłe złego początki, a koniec żałosny. Coś czuję, że tutaj jest to przestroga dla wszystkich przed przykrymi następstwami niesłuchania żony. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzasem dobrze jest słuchać przeczuć żon, bo one w przeciwieństwie do mężów mają bardziej rozwiniętą intuicję. Jak wiemy rzadko się to jednak zdarza i mężczyźni robią i tak jak uważają, a szkoda, bo czasami kończy się to tragicznie.
UsuńDziękuję bardzo za wpis i serdecznie pozdrawiam. :)
Świetne wakacje, które wcale się tak dobrze nie zapowiadały. Ulka naładowała akumulatory i co najważniejsze znalazła swoją miłość. Leszek stanął na wysokości zadania. Pokazując jej piękne miejsca może miał już w głowie, że takie widoki będą dodatkowym atutem żeby Ulka przeprowadziła się do niego. Mimo jego pracy dużo czasu ze sobą spędzali. Nawet Maćka Leszek poznał dopiero pod koniec ich pobytu. Później poszło już jak z bicza strzelił. Szybkie oświadczyny i skromniutki ślub no i ciąża. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że będą żyli długo i szczęśliwie. A tu bęc. Żal mi ich oboje, ale najbardziej Ulki, bo to ona musi ciągnąć ten wózek już sama. Do następnego czwartku. Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOla
UsuńSielanki nie zawsze kończą się dobrze a ta mimo, że zapowiadała się świetnie nie zakończy się happy endem. To przykre, ale i tak bywa.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Stary wyga!? Leszka zgubi zbyt duża pewność, że się mu nic nie stanie, bo doskonale zna się na robocie. Tak jak nic nie jest oczywiste, tak niczego nie można być pewnym na sto procent. Zwłaszcza tego, na co mamy niewielki wpływ lub go zupełnie nie mamy. W tym przypadku naprowadzasz nas na złą pogodę. Ja stawiałam na pijanego kierowcę. Do następnego. Pozdrawiam;) AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńLeszek nie chełpi się tym, że ma ogromne doświadczenie w łowieniu ryb. On jedynie w ten sposób stara się uspokoić Ulę i rozwiać jej obawy. To jednak nie skutkuje, bo ona wciąż się jednak martwi.
Muszę przyznać, że pijany kierowca nie przyszedł mi do głowy.
Pozdrawiam Cię serdecznie i pięknie dziękuję za komentarz. :)
Mój znajomy jadąc rano do pracy trafił właśnie na takiego wczorajszego kierowcę. Nie przeżył tego spotkania, a tamtemu prawie nic się nie stało. Pozdrowienia AB
UsuńFantastyczne miejsce do odpoczynku stworzyli Leszek i Ula. Cisza, spokój, oddalenie od innych ośrodków. Rewelacja. Nic tylko odpoczywać i się lenić. Do tego jeszcze tacy mili gospodarze. Nie ma co się dziwić, że mają pełne obłożenie. Ale zapanować nad tym wszystkim na pewno nie jest łatwo. Do tej pory było ich dwoje, a teraz Ula musi radzić sobie sama. To i tak cud, że znajduje jeszcze czas na spacery z córeczką. Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda
UsuńTrzeba pamiętać o tym, że to nie jest dom wczasowy, w którym roi się od wczasowiczów, a zwykła, odremontowana chałupa, która może pomieścić ich zaledwie dziewięciu. Ula i Leszek wynajmują pokoje bez żadnych dodatkowych usług. Ula nie przyrządza posiłków letnikom, a jedynie ogranicza się do zmiany pościeli i ręczników. Jest na pewno o wiele mniej pracy, niż w jakimś pensjonacie, chociaż Uli jest ciężko, bo w końcu jest w zaawansowanej ciąży. Po śmierci Leszka musi sobie poradzić już sama, ale to kwestia solidnej logistyki, którą ma opanowaną.
Dziękuję za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Należy tylko wierzyć w to, że najcenniejsze chwile życia często przychodzą bez zapowiedzi. Życzę Uli i jej córeczce lepszych niespodzianek od losu. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńDary od losu na pewno będą, chociaż nie pojawią się od razu. Inna rzecz, czy Ula zechce je przyjąć.
Pozdrawiam Cię pięknie i dziękuję za wizytę na blogu. :)
Los paskudnie obszedł się z Ulą zabierając jej miłość jej życia ,pogrzebała wraz z nim plany ,marzenia o wspólnej przyszłości ,która miała mieć wiele barw ,a przyćmiła ją czerń. Kolor żałoby,smutku ,rozpaczy ,zagubienia. Bez niego musiała przywitać na świecie małą kruszynkę,jakie to przykre ,że mała ma tylko mamę. Ulka ,kiedyś będzie gotowa na nową miłość i to za sprawą jednego człowieka ,który pojawi się pewnie niebawem w jej życie ,chociaż przypuszczam ,że łatwo nie będzie i zacznie się od uszczypliwości ,by czasem przerodzić się w sympatię i coś więcej. Ula jest przede wszystkim mamą i będzie chciała dla małej jak najlepiej.Bardzo jestem ciekawa w jakich okolicznościach dojdzie do spotkania Ulki z Dobrzańskim i czy początkową przyczyną niezgody będzie jej dziecko zbyt hałaśliwe i może po prostu on nie lubi ,bądź czuję się skrępowany w takim towarzystwie. Ponoć niektórzy ludzie tak mają. Nie wiem ,bo znam tylko dwie osoby ze swego środowiska unikających dzieci.
OdpowiedzUsuńCzekam na cd. Pozdrawiam serdecznie :).