ROZDZIAŁ
5
Na miejsce dojechała w ciągu sześciu
godzin. Już we Władysławowie zatrzymała się przed jednym z tutejszych dyskontów
i zostawiwszy ojca ze śpiącą Agatą zrobiła spore zaopatrzenie.
Dom stał niewzruszenie tak jak go
zostawiła. Wniósłszy wraz z ojcem bagaże i dziecko zabrała się za otwieranie
okiennic i wietrzenie pomieszczeń. Ogródek jeszcze bardziej zarósł chwastami,
co zdopingowało ją do zrobienia z tym porządku. Miała sporo planów do
zrealizowania w ciągu tego pobytu. Jednym z nich było postawienie małej
wędzarni w ogrodzie właśnie. Tu musiała poradzić się Nikodema. Priorytetem
jednak było przygotowanie pokoi na pierwszą turę letników. Była zadowolona, że
namówiła ojca na ten wyjazd. Jak na razie cieszył się dobrym zdrowiem i na nic
nie narzekał, a jego pomoc w pracach domowych i w opiekowaniu się wnuczką była
nieoceniona.
Następnego dnia po nakarmieniu małej i po
solidnym śniadaniu pojechali na cmentarz. Zdziwiła się trochę widząc świeże
kwiaty na grobie Leszka, ale zaraz pomyślała, że to pewnie Janki Szymczykowej zasługa.
Była wdzięczna i jej i Nikodemowi, bo nie dość, że dopilnowali jej domu, to
jeszcze pamiętali o Leszku.
Uprzątnęła trochę z nagrobnej płyty i
włożyła do wazonów kwiaty. Cieplak zapalił znicze. Wyjęła dziecko z nosidełka i
zadumała się nad grobem. Pomyślała, że teraz mogliby być tacy szczęśliwi, a
dziecko jeszcze bardziej wzmocniłoby ich miłość. – Gdybyś posłuchał swoich przeczuć i moich, teraz żyłbyś… Za młodo
oddałeś życie kochanie. Czy chęć dorobienia się za wszelką cenę była od niego
ważniejsza? – otarła płynące po policzkach łzy. – Mogłabym klepać do końca życia najgorszą biedę byle z tobą…
Wracajmy tato. Musimy jeszcze zajechać do Szymczyków. Chcę im podziękować za
opiekę nad domem i poprosić Nikodema o pomoc w budowie wędzarni. Uwędzimy
trochę ryb i zabierzemy do Rysiowa. Zawsze będzie to jakaś odmiana w menu.
I Nikodem i Janka byli w domu. Ucieszyli
się na widok Uli, Józefa i małej Agatki, której nie widzieli jeszcze.
-
Jaka ona śliczna, ale trudno by mi było powiedzieć, do którego z was bardziej
podobna – rozczulała się Janka. – Wzięła od was wszystko co najlepsze. No chodź
do cioci maleńka – wzięła dziecko na ręce i przytuliła. – Jesteś taka grzeczna
i nie płaczesz – mówiła pieszczotliwie. – Ma twoje oczy. Zobaczysz, że wyrośnie
na prawdziwą piękność.
- A
ja mam do ciebie Nikodem wielką prośbę. Chcę w ogródku za domem postawić małą
wędzarnię. Uwędziłabym trochę ryb, żeby zaspokoić nasze potrzeby, bo raczej nie
na sprzedaż. Oczywiście nie mam pojęcia jak miałaby wyglądać taka wędzarnia,
ale na pewno powinna być mniejsza niż ta, którą wy macie. Doradziłbyś mi jakie
materiały kupić do jej postawienia? Pomyślałam sobie, że być może koledzy
Leszka mogliby odsprzedać mi od czasu do czasu trochę świeżych ryb z połowu.
Zapłaciłabym więcej niż dają w hurtowni. Myślisz, że zgodziliby się?
- No
pewnie. Ja sam chętnie ci coś odpalę. Pogadam z nimi a o wędzarnię się nie
martw. Nawet jutro możemy jechać po materiały, nie ma problemu.
-
Może być. Od jutra mam wprawdzie letników, ale tata zostanie z Agatą i poczeka
na nich.
Wędzarnia stanęła w ogrodzie już następnego
dnia. Po prostu udało im się kupić gotową, a do niej także termostat i cały wór
trocin z drzew owocowych, bo ponoć są najlepsze. Nikodem pokazał im jak ją
obsługiwać. Cieplak bardzo się zapalił do tego zajęcia i zadeklarował, że to
właśnie on będzie wędził rybki, bo Ula i tak ma dużo roboty.
Przyjechali letnicy. Ula rozdzieliła im
pokoje i odpowiedziała na ich pytania dotyczące głównie tego, gdzie tu można
dobrze i niedrogo zjeść. Objaśniła im też, że obok tarasu stoi duży grill, z
którego mogą korzystać podobnie jak ze sporego paleniska, w którym mogą piec
kiełbaski, czy ziemniaki.
Dwa razy w tygodniu jeździła do portu.
Zaprzyjaźnieni rybacy bez problemu zaopatrywali ją w świeże ryby. Skrzynia
wystarczała na jeden wsad do wędzarni. Cieplak z zapałem czyścił tłuste dorsze,
makrele czy śledzie, zasypywał je na noc solą, suszył i przygotowywał do
wędzenia. Wystarczyły trzy godziny, by uzyskać pyszną rybę. Część śledzi Ula
panierowała, smażyła i wkładała w słoiki wypełniając je przygotowaną wcześniej
zalewą octową. Zarówno ona jak i Józef nie narzekali na brak roboty. Powoli
też, ale sukcesywnie oboje oczyszczali ogród.
Maciek podszedł do bramy i otworzył ją na
oścież. Miał zamiar jechać dzisiaj do Warszawy i porozwozić rozliczenia firmom,
które złożyły u niego zlecenia. Była ósma rano. Bardziej z nawyku zerknął na
dom Cieplaków i zamarł.
- O
jasna cholera! – zaklął głośno. – Ulka się wścieknie! – wyjął komórkę z kieszeni
i przeszedł na drugą stronę ulicy. Lewa strona ogrodzenia była w kompletnej
ruinie. Wyrwane z ziemi osadzone wcześniej na betonowym cokole metalowe słupki
leżały pokotem, a przylegający jedną ze ścian do ogrodzenia garaż ział ogromną
dziurą. Wyglądało to tak jakby ktoś z całej siły uderzył w ścianę i
najzwyczajniej ją rozwalił. Maciek przekręcił klucz w furtce i wszedł na teren
posesji. Niemal biegł wzdłuż całego ogrodzenia, w którym nie zachował się ani
jeden słupek a siatka leżała teraz na ziemi zdeformowana i nie nadająca się już
do niczego. Obfotografował ten ogrom zniszczeń, a potem poszedł na sąsiednią
działkę. Nie zastał tam jednak żywej duszy. Wykonał więc jeszcze jedno zdjęcie
tym razem tablicy informacyjnej, na której podano informacje o budowie,
nazwisko inwestora i jego telefon. Szybko wybrał numer przyjaciółki.
-
Nie uwierzysz… - powiedział, kiedy odebrała. – Jak stoisz, to lepiej usiądź. –
Tu opowiedział jej czego jest właśnie świadkiem. – Zrobiłem zdjęcia i zaraz ci
prześlę. Na ostatnim masz nazwisko i numer telefonu inwestora. Musisz do niego
zadzwonić. On jest odpowiedzialny za te zniszczenia i powinien je naprawić.
-
Dzięki Maciuś. Prześlij te fotki, a ja zaraz dzwonię. Jak można w taki sposób
naruszyć czyjąś prywatność? To zwyczajne chamstwo.
Spisała numer telefonu ze zdjęcia i wybrała
go. Ktoś odebrał niemal natychmiast.
-
Marek Dobrzański, słucham.
-
Dzień dobry panu – przywitała się lodowatym tonem nie siląc się na uprzejmości.
- Z tej strony Urszula Strzelecka. Nie zna mnie pan, ani ja pana. Powiem tylko,
że jestem pańską sąsiadką, a raczej mój dom sąsiaduje z pana działką. Niestety
nie ma mnie w tej chwili w nim, bo wyjechałam na urlop, ale sąsiad z
naprzeciwka zadzwonił do mnie i przesłał mi kilka zdjęć. Myślę, że i pana zainteresują.
Po naszej rozmowie prześlę je panu. Pańscy ludzie zdewastowali nam doszczętnie
ogrodzenie i rozwalili ścianę garażu. Jest w nim ogromna dziura – mówiła
rozdrażnionym głosem. – Jak można tak potraktować czyjąś własność? Nie ma pan
kontroli nad ludźmi? Nie wie, co się dzieje na budowie? To doprawdy skandal.
Oczekuję od pana natychmiastowej reakcji. Spodziewam się postawienia nowego
ogrodzenia i naprawienia ściany garażu. Jeśli pan tego nie zrobi pozwę pana do
sądu i zażądam wysokiego odszkodowania.
- Ja
bardzo panią przepraszam, ale od kilku dni nie byłem na budowie. Wiem tylko, że
miał na dniach wjechać tam ciężki sprzęt, żeby zrobić wykop pod fundamenty.
Mogę obiecać, że zajmę się tą sprawą.
-
Nie potrzebuję pana obietnic - wysyczała. - Potrzebuję stuprocentowego
zapewnienia, że pan naprawi wszelkie szkody.
- Ma
pani cięty język, ale nie dziwię się, bo każdy na pani miejscu by się
zdenerwował. Proszę przesłać mi te zdjęcia, a ja wszystkim się zajmę.
- Do
widzenia – burknęła.
Po chwili oglądał już skalę zniszczeń. – Ani chybi kierowca koparki się nawalił, bo
po trzeźwemu nie przejechałby po płocie. Pojadę im po premiach to zbiorą się do
kupy, a kierowcę wywalę na zbity pysk. Pięknie się spisał. Strat na jakieś
trzydzieści tysięcy. Nie daruję…
Natychmiast skontaktował się z kierownikiem
budowy. Zapytał, czy jest na miejscu. Kiedy usłyszał od niego, że wczoraj
trochę zabalowali i dopiero się tam wybiera po prostu się wściekł.
- Do
jasnej cholery, za co ja wam płacę?! Właśnie miałem wielce nieprzyjemną rozmowę
z właścicielką tej posesji obok. Pana pracownik, ten od koparki przejechał po
jej ogrodzeniu. Zniszczył je doszczętnie i wywalił wielką dziurę w ścianie
garażu. Straty szacuję na około trzydzieści tysięcy, które pan zapłaci ze
swojej kieszeni i to jak najprędzej. Proszę ściągać ludzi do roboty i zakupić
stosowne materiały. Widzimy się za dwie godziny.
Namówił na ten wyjazd Sebastiana. Chyba
nigdy w życiu nie był tak sfrustrowany i wzburzony. Już na miejscu jak ogarnął
skalę problemu ciśnienie skoczyło mu jeszcze bardziej.
- Do
końca dniówki ma być wszystko naprawione. Nie będzie żadnych premii, chociaż
wam to obiecałem. Nie będę dłużej tolerował takiego zachowania. Chcecie się
napić, zróbcie to w domu a nie na placu budowy. Jutro zgłosi się pan u mnie w
firmie – zwrócił się do kierownika – wraz z rozliczeniami. Zapłacę za to, co
zrobiliście do tej pory, chociaż za bardzo się nie rozwinęliście. Rezygnuję z
waszych usług. Mam powyżej uszu waszej fuszerki. Myślałem, że pan i pańscy
ludzie jesteście bardziej odpowiedzialni. Kupił pan słupki i siatkę? Jest
cement i cegły? Jeśli tak, to do roboty.
Pod koniec dniówki ponownie pojawił się na
placu budowy. Ogrodzenie zostało postawione i właśnie kończyli tynkować garaż.
Wyglądało to dobrze. Podszedł do niego kierownik i poprosił, żeby nie
rezygnował z ich usług.
-
Kierowcę koparki już zwolniłem. Od jutra będzie nowy, bardziej rozsądny.
Zapewniam pana, że już nigdy nie powtórzy się podobna sytuacja. Od jutra
zaczniemy solidnie kopać i zrobimy wszystko tak jak pan sobie życzy.
Przysięgam.
-
Mam nadzieję – odpowiedział Dobrzański marszcząc czoło. – Nie jest miło
wysłuchiwać pod swoim adresem, że jest się nieodpowiedzialnym, a to właśnie
usłyszałem. Jesteście fachowcami i przecież nie wymagam od was niemożliwego.
Macie tylko trzymać się projektu i wykonywać wszystko zgodnie z nim. Daje panu
ostatnią szansę. Jeśli jeszcze raz pańscy ludzie wywiną taki numer nie będę już
taki grzeczny.
Pożegnał się z mężczyzną i wsiadł do Lexusa.
Wyjął komórkę i wybrał numer Uli. Chyba nie zorientowała się kto dzwoni, bo
miłym, ciepłym i łagodnym głosem odpowiedziała:
-
Halo. Urszula Strzelecka, w czym mogę pomóc?
-
Dobry wieczór pani Urszulo, Marek Dobrzański się kłania. Chciałem panią tylko poinformować,
że ogrodzenie już stoi i garaż też naprawiony. Jeszcze raz bardzo panią
przepraszam za ten godny ubolewania incydent. To się już więcej nie powtórzy.
-
Dziękuję – odpowiedziała już bardziej szorstko. – Nie sądziłam, że to się uda
naprawić w ciągu jednego dnia, ale bardzo mnie to cieszy. Jeśli to wszystko, to
pożegnam się, bo jestem dość zajęta.
-
Tak, to wszystko. Przepraszam raz jeszcze. Dobranoc.
-
Dobranoc.
– Czy ona dla wszystkich jest taka
nieprzyjemna, czy tylko dla mnie? Chyba jest dość młoda. Ciekawe jak wygląda?
Może ma wygląd prawdziwej zołzy, chociaż przecież to nie reguła. Paulina była
piękna i była zołzą z krwi i kości. Pewnie niedługo wróci z tego urlopu i będę
miał okazję ją poznać. Najważniejsze jednak, że naprawili te zniszczenia.
Dzisiaj to był priorytet.
Roboty ziemne jednak nie posuwały się w
tempie, w jakim by Marek sobie tego życzył. Koparka podczas pracy natknęła się
na stare ławy fundamentowe pozostawione po wyburzeniu stojącego tu kiedyś
domostwa i trzeba było je usunąć. Kiedy na początku października Ula wróciła do
domu koparka nadal pogłębiała wykop. Wjechała na podwórze i poprosiła ojca,
żeby zabrał Agatę do domu.
- Za
chwilę dołączę do ciebie, ale muszę coś zobaczyć.
Zamknęła bramę i wyszła przez furtkę. Przed
posesją stał srebrny Lexus, o drzwi którego opierał się elegancko ubrany
mężczyzna konferując z człowiekiem w roboczym kombinezonie. – To chyba ten Dobrzański – pomyślała. – Wygląda na majętnego i to pewnie dlatego
sądzi, że wolno mu więcej niż innym.
- Przepraszam
bardzo. To pan jest Markiem Dobrzańskim? – zapytała. Mężczyzna odwrócił się
gwałtownie i wbił w nią spojrzenie swoich szarych oczu.
-
Tak, to ja a pani…?
-
Urszula Strzelecka – uścisnęła jego wyciągniętą dłoń.
- A
więc to pani jest moją sąsiadką.
-
Tak naprawdę to nie wiem, czy cieszyć się z tego faktu – odparła lodowato. –
Chcę panu podziękować za ogrodzenie. Jest znacznie lepsze niż to poprzednie.
Postarał się pan.
-
No, nie mogłem inaczej – jego twarz rozciągnęła się w szerokim uśmiechu, a na
jego policzkach wykwitły dwa słodkie dołeczki.
- Przystojny i wydaje się miły, choć pozory
mogą mylić – przeleciało jej przez głowę.
-
Może w ramach zadośćuczynienia dałaby się pani zaprosić na kawę? – zaryzykował.
Spoważniała w momencie.
-
Bardzo dziękuję, ale to nie będzie konieczne. Poza tym dopiero przyjechałam i
muszę wypakować bagaże. Może innym razem. Nie będę już panom przeszkadzać. Do
widzenia.
- Piękna... Jest piękna i nie wygląda na
zołzę. W życiu nie widziałem tak niesamowitych oczu – odwrócił się do
kierownika budowy. – To wszystko omówiliśmy, tak? Jakby miał pan jeszcze jakieś
pytania, to proszę dzwonić.
Jak można być tak lodowatym w stosunku do Marka? Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńHahaha. Najwyraźniej można. :)
UsuńPozdrawiam. :)
Z Uli to prawdziwa gosposia;) Podziwiam, że chce jej się robić słoiki i że potrafi. Teraz można kupić wszystko i ma się więcej czasu dla siebie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńUla ma możliwość zdobycia świeżych ryb, a nie korzystania z tych przeleżałych na sklepowych półkach, dlaczego więc ma z tego nie skorzystać. Jest właściwie na wakacjach mimo, że co jakiś czas musi przyjąć letników. Przecież nie przeleży tego czasu na plaży, bo to nie w jej stylu.
UsuńPozdrawiam i serdecznie dziękuję za wpis.
Pojawiły się pierwsze kłopoty związane z budową domu Marka. Ulka była wściekła ale nie powinna tak od razu go atakować. Marek obdarzył tych ludzi za dużym zaufaniem a oni powinni być profesjonalni a nie upijać się. Chociaż jest naprawdę bardzo dużo takich fachowców którzy muszą wypić aby zabrać się do pracy. Ulka Markowi się spodobała ale on na niej wrażenia chyba nie zrobił. Jak to możliwe? Mam nadzieję że ich relacje będą niedługo wyglądały inaczej. ;-) G
OdpowiedzUsuńG.
UsuńMam wrażenie, że po obejrzeniu tych zdjęć przedstawiających totalną dewastację ogrodzenia każdy by się wściekł. Jej reakcja była prawidłowa, żądanie naprawy również. Nie ma znaczenia w tym przypadku, że Marek miał zbyt duże zaufanie do pracowników. On jako inwestor jest odpowiedzialny absolutnie za wszystko, co dzieje się na placu budowy.
Ula uznała Marka za przystojnego, ale nadal tkwi w niej gniew, że nie był na tyle odpowiedzialny, by zaglądać na budowę. Ich relacje jeszcze jakiś czas będą dalekie od poprawnych i to głównie z winy Marka.
Pozdrawiam pięknie i dziękuję za komentarz. :)
Pierwszy raz czytając te opowiadanie chciało mi się śmiać. Znajomość zaczęli dość niefortunnie. Ciekawi mnie co i w jaki sposób Marek zrobi, aby stopić górę lodową. Bo przecież z historii już wiemy, że takie góry są bardzo niebezpieczne - patrz Titanic. Przesyłam ciepłe pozdrowienia Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńTak naprawdę Marek niespecjalnie się wysili, by stopić tę górę lodową, bo dojdzie do pewnego niefortunnego wydarzenia, od którego zacznie się między nimi nieco większa zażyłość. Będzie to jednak bardzo dalekie od miłości.
Pozdrawiam cieplutko i dziękuję za wizytę na blogu. :)
No jak tak dalej będzie, to Ula zniechęci do siebie wszystkich. Nie można być taką zołzą. Tym chłodem, to bije na głowę nawet serialową Paulinę. Chociaż z drugiej strony, to faceci chyba lubią takie zołzy. To już sama nie wiem. Zobaczę jakie znalazłaś rozwiązanie dla tych dwojga. Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńA jaka Ula ma być? Robotnicy wynajęci przez Dobrzańskiego kompletnie zdewastowali jej ogrodzenie. Nic nie można z niego już uratować. Ty zachowałabyś się uprzejmie i miło, gdyby to Tobie zrobiono coś takiego?. Nie sądzę. Ja dostałabym cholery i byłabym znacznie ostrzejsza od Uli.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wpis. :)
Ten rozdział czyta się z dużą przyjemnością. Nie ma już takich dramatów jak w poprzednich częściach. Przed Markiem nie lada wyzwanie. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńDramatów już raczej nie będzie, chociaż do sielanki też daleko.
UsuńDziękuję i pozdrawiam pięknie. :)
Czuję się oszukana. Nie miało być żadnych groźnych brytanów. A Ulka to co? Ona w tej chwili jest groźniejsza niż najgroźniejszy pies obronny. Bez kija nie podchodź, hihihi;) Mam nadzieję, że Marek przeszedł jakieś szkolenie jak oswoić dzikie zwierzątko? Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńUla jako brytan? Jola, Ulka walczy tylko o swoje. Facet chociaż nie bezpośrednio zwalił jej ogrodzenie i nic dziwnego, że warczy. Jeśli liczysz na coś w rodzaju poskromienia złośnicy, to niczego takiego nie przewiduję.
Pozdrawiam najserdeczniej i dziękuję za komentarz. :)
Ula ma prawo być zła jak osa.Zniszczyli jej ogrodzenie ,a to nie jest takie nic sama po sobie wiem i ,że jedni obiecują,obiecują i tego słowa nie dotrzymują.Każdy ma wszystko gdzieś. Dobrze ,że Ula ma więcej szczęścia do ludzi. Myślę ,że jak emocje opadną podejdzie nieco łagodniej do sprawy i dla Marka będzie milsza.Chyba nie jest zołzą taką jak Paulina?
OdpowiedzUsuńCzekam na cd. Pozdrawiam serdecznie :).
Justyna
UsuńPrzynajmniej Ty nie uważasz, że Ula jest zimna jak góra lodowa i miała prawo się zdenerwować. Mimo, że emocje opadną, to łagodniejszego podejścia w stosunku do Marka Ula mieć nie będzie i to z jego winy.
Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za wpis. :)
O ja cię! Kontakty między sąsiadami miłe aż strach. Chociaż nie dziwię się Ulce, też bym się wściekła. Dobrze, że Marek bez ociągania naprawił wszystkie szkody. Myślałam, że jak się zobaczą, to będzie milej, a tu zonk! Pozdr
OdpowiedzUsuńNo jeszcze długo nie będzie milej. Marek będzie do tego dążył, ale wyjdzie jak zwykle a Uli to się nie spodoba.
UsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za wpis. :)
To między Ulą i Markiem nie będzie miłośnie i całujcie? Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira
UsuńBędzie i miłośnie i całuśnie, ale nie tak od razu, bo najpierw będzie niezbyt przyjemnie i miło.
Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za wizytę na blogu. :)
Miła odmiana, Józef jest zdrów jak przysłowiowy rydz. Przynajmniej z nim Ula nie będzie miała kłopotu. Widać, że dzielnie jej pomaga, to się chwali. A Ula jak to Ula, opędza się od kłopotów. Teraz na drodze stanął jej nowy sąsiad. Czarujący i urodziwy, ale chyba dość lajtowo podchodzi do życia? Czyżby Ulka miała za zadanie go zmienić? Serdecznie pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńJak zwykle masz bardzo trafne spostrzeżenia. Faktycznie Dobrzański junior mało odbiega od tego serialowego. Jest dość rozrywkowy i lubi dobrą zabawę w doborowym towarzystwie. Mimo, że rozstał się z Pauliną, nie wyciągnął z tego związku zbyt daleko idących wniosków i właściwie wrócił do starych nawyków a tak naprawdę nigdy z nich nie zrezygnował. Ula na pewno nie ma misji nawrócenia go na właściwą drogę, choć bez wątpienia będzie głównym powodem, że on się zmieni.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Mnie też trochę niepokoją relacje między Ulą i Markiem. Zamiast być coraz lepiej, będzie odwrotnie? Chyba, że tu chodzi o zasadę, że kto się czubi, ten się lubi? Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńZaczęli niezbyt dobrze i w dodatku to jeszcze się pogłębi. Ula nie będzie szukać z nim kontaktu, bo czuje do niego niechęć i nastąpi to niejako samoistnie.
Pozdrawiam Cię pięknie i dziękuję za wpis. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńUla znalazła sobie wyjście z trudnej sytuacji, przynajmniej tak mi się wydaje. Żeby nie myśleć, nie wspominać, nie tęsknić, nie zastanawiać się dlaczego, nie mieć pretensji do siebie, do Leszka, do losu zajęła się pracą. Tak zorganizowała sobie czas, że nie ma czasu na myślenie. Teraz najważniejsza jest Agatka i wszystko co jej dotyczy, w tym zabawy, spacery itp., prowadzenie dwóch domów, prowadzenie samochodu, wczasowicze, zakupy, sprzątanie, porządki w ogrodzie, gotowanie, robienie zapasów z zakupywanych w ilościach hurtowych ryb. Nawet się nie zastanawia co oni z nimi będą robić, przecież jej rodzina liczy teraz tylko trzy osoby, w tym malutkie dziecko, które zapewne ryb nie będzie jeść. No dobra są jeszcze w Rysiowie Szymczykowie, ale tego jest i tak mnóstwo. Dlatego myślę, że te wszystkie czynności są takimi zapychaczami czasu. Z drugiej strony wiem, że skoro zdecydowała się na wynajmowanie miejsc noclegowych dla wczasowiczów, to wokół nich ktoś musi chodzić, ale ... No właśnie o to ale mi chodzi. Wydaje mi się, że tylko dzięki totalnemu zmęczeniu może spokojnie zasnąć. Ona sprawia wrażenie, że się ciągle spieszy, ciągle gna, to wygląda tak, jakby uważała, że jeśli czegoś nie zdąży zrobić, to świat się skończy. Do tego jeszcze z radosnej dziewczyny stała się bardzo poważną, stateczną kobietą. Wydaje mi się, że jak na jej wiek zbyt poważną. Oczywiście rozumiem, że nie ma powodów do radosnego szczebiotania, ale to się stało i nic tego nie zmieni, nic nie pozwoli wrócić życia Leszkowi. Nie powinna zasklepiać się w cierpieniu. Tylko nie bardzo ma się komu wygadać, wyżalić i zwyczajnie popłakać sobie. A może bliżej zaprzyjaźni się z Janką Szymczykową? Myślę, że to mogło by jej pomóc. Do tego wszystkiego zmartwień przysporzył jej nowy sąsiad. Też bym się wściekła na jego niefrasobliwość. Fajnie, że bardzo szybko zareagował na jej pretensje, ale to nic nadzwyczajnego, tak powinno być. Wiem, że nie zawsze tak jest, ale to inna sprawa. Fantastyczni są przyjaciele i znajomi Leszka z Władysławowa. Nie zapomnieli o niej, ale przede wszystkim o Leszku. To jest bardzo miłe i wiele dobrego o nich mówi. Ta pomoc tuż po wypadku nie była zrywem powstańczym, oni tacy są. Ula i jej rodzina powinni nad morzem i wśród takich ludzi naładować akumulatory na pozostałą część roku. Oczywiście czekam na kolejny czwartek. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo cieplutkich uścisków:) Gaja
Gaju
UsuńUla faktycznie rzuciła się w wir pracy, żeby nie tyle zapomnieć o Leszku, ale by wciąż nie roztrząsać jego zgubnej decyzji i nie zadawać sobie bez przerwy pytania "dlaczego". I o ile w Rysiowie może skupić się na cyferkach pracując w firmie wraz z Maćkiem i całkowicie się w nich zatracić, tak we Władysławowie jest to dość trudne, bo cmentarz, na którym jest pochowany Leszek znajduje się dość blisko a pokusa ogromna, by każdego dnia tam być. Ten niezdrowy pęd w końcu nieco przystopuje, chociaż nie spowoduje, że wróci dawana, radosna Ula.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i dziękuję za obszerny wpis. :)
Złość z powodu zniszczeń była słuszna, ale ten ton rozmowy trochę przesadzony. Za to zachowanie Marka poprawne. Ciekawe jak on zareaguje na fakt, że Ulka ma dziecko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Julita
Julita
UsuńNerwy czasem ponoszą każdego z nas a zwłaszcza tych, którzy są uczuleni na punkcie swojej własności. Tak właśnie było z Ulą. Skala zniszczeń była ogromna i szokująca. Jak miała się zachować? Kurtuazyjnie? Nie przesadzajmy. A jak Marek zareaguje na dziecko niedługo się dowiesz. Ja mogę powiedzieć tylko, że zanim je zobaczy najpierw o nim usłyszy.
Dzięki wielkie za wpis. Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Ula w tym całym nieszczęściu ma jednak szczęście chociażby do przyjaciół. I nie myślę tu tylko o Maćku i jego rodzicach. Oni są pod nosem, na miejscu. Myślę też o Nikodemie i Jance oraz innych ludziach znad morza. Mimo, że nie znają się długo, mimo, że nie widują się zbyt często dbają o Ulę i jej rodzinę. Doglądają jej domu, odwiedzają Leszka. Aż zazdrość bierze, że spotkała na swej drodze takich fantastycznych ludzi, którzy wiedzą co to znaczy przyjaźń. Do tego nie są nałaźliwi, nachalni, nie osaczają jej. A Ula dobrze wie, że może na nich liczyć. Jestem przekonana, że ona im też by pomogła gdyby zaszła taka potrzeba. Jestem pod ogromnym wrażeniem zaradności Uli i jej niezłomnego charakteru. Nie chcę nawet myśleć co ja bym zrobiła na jej miejscu. Chyba by mnie to wszystko przerosło. Mam też nadzieję, że Ula powoli wyjdzie na prostą. Zaintrygowałaś mnie tymi tajemniczymi zdaniami o relacji Uli i Marka. Do następnego. Pozdrawiam;) AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńUla faktycznie ma szczęście do dobrych ludzi, a najwięcej ich jest wśród rybackiej braci. Leszek był jednym z nich. Ceniono go i podziwiano i to również ze względu na pamięć po nim rybacy są Uli przychylni. Nikodem i Janka, to rodzina Szymczyków i to głównie z tego powodu są Uli najbliżsi, bo też znają ją lepiej od innych i trochę dłużej. Jest pewne, że na ich pomoc zawsze może liczyć.
Zaradność Uli wynika z jej pracowitości, która jest sposobem radzenia sobie z traumą po śmierci męża. Ona trochę działa jak robot, ale skutek jest pozytywny, bo skupia się teraz na tym co dla niej najważniejsze.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i pięknie dziękuję za długi komentarz. :)
Nawet nie wiesz jakiego narobiłaś mi smaku na te świeżo wędzone rybki. Mimo późnej pory chętnie bym je spałaszowała. Uwielbiam i ślinka sama leci;) Tylko pozazdrościć takiej wędzarni i takiego miejsca. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńJa sama pisząc o wędzeniu miałam ochotę na jakiegoś halibuta czy innego łososia. Też uwielbiam i chętnie jem. Niestety możliwości dostania świeżej ryby mam mocno ograniczone, bo mieszkam na drugim końcu Polski i bliżej mi do gór niż do morza.
UsuńBardzo dziękuję za wizytę na blogu i serdecznie pozdrawiam. :)
Fajnie, że Ula i jej rodzina wychodzą powoli na prostą. Ula jest niesamowicie pracowita. Nie daje sobie w kaszę dmuchać. Nic tylko brać z niej przykład. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńUla sama wyszukuje sobie zajęcie, żeby nie myśleć o nieszczęściu, które ją dotknęło. Umysł zajęty czymś pożytecznym i praktycznym nie ma czasu na rozpamiętywanie "co by było, gdyby..." To zawsze trochę pomaga.
UsuńDziękuję za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Czy ta wędzarnia to nowy pomysł Uli na dodatkowy zarobek? Może sprzedawać wędzone ryby swoim wczasowiczom. I zastanawia mnie czemu Ula musiała namawiać Józefa na wyjazd nad morze? Przecież jest zdrowy i musi zdawać sobie sprawę, że jego pomoc jest dla Uli niezastąpiona. Bał się zostawić dom w Rysiowie, czy to miejsce źle mu się kojarzy ze śmiercią Leszka? Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńWędzarnia wyłącznie do wykorzystania na własny użytek. Jest dobrym sposobem na zrobienie zimowych zapasów i w dodatku daje spore oszczędności w budżecie.
Ula nie musiała Józefa namawiać. Napisałam tak mając na myśli, że zaproponowała mu ten wyjazd. Inna rzecz, że nie chciała zostawiać go na tak długo w Rysiowie. Poza tym on rzeczywiście na zdrowie nie narzeka i bardzo Uli pomaga i przy Agacie i przy wędzarni i w ogrodzie.
Wielkie podziękowania za wpis. Pozdrawiam najserdeczniej. :)
Ale Marek namieszał, jak pijany zając w kapuście. No dobra może nie on bezpośrednio tylko jego budowlańcy, ale już większych szkód chyba nie mogli zrobić. Maciek musiał się nieźle nastraszyć. Ula i Józef mu zaufali i powierzyli dom pod opiekę, a tu takie zniszczenia. Dobrze i szybko zareagował. Fajnie, że Ula swoją złość wylała tylko na Marka. Czytając już myślałam, że Maćkowi też się dostanie rykoszetem. Ciekawe co jeszcze Marek zmaluje, skoro piszesz, że między nimi jeszcze jakiś czas będzie niezbyt wesoło. Musi to chyba być związane z budową, bo Marek jeszcze tam nie mieszka, prawda? Nie wiem czym jeszcze może jej podpaść? A może to nie on jej podpadnie, tylko ona bo będzie np. upierdliwa? I przez to będzie utrudniała mu budowę? Oczywiście czekam na kolejną część. Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOla
UsuńOczywiście na razie nie mogę zdradzić, co jeszcze Marek wywinie i pośrednio i bezpośrednio. Nie będą to rzeczy, za które należałoby go powiesić, ale i one sprawią trochę kłopotów. Minie jeszcze trochę czasu zanim Marek przeprowadzi się do Rysiowa. O ile teraz prace nie idą za szybko, tak przy wznoszeniu samego budynku znacznie przyspieszą. Ula czuje niechęć do Marka, ale z całą pewnością nie będzie upierdliwa, a jej pretensje będą jak najbardziej uzasadnione.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)
Mimo, że od śmierci męża minął już prawie rok, to Ula cały czas ma żal. Chyba sama nie wie do kogo. Czy bardziej do Leszka, że nie posłuchał ani jej, ani swoich złych przeczuć. Czy najbardziej do siebie, że nie potrafiła go zatrzymać w domu. Czy też do okrutnego losu. Wizyty na cmentarzu chyba nie ułatwią jej pogodzenie się z rzeczywistością. Najbardziej uderzył mnie zapis jej przemyśleń przy grobie Leszka. Widać, że to nie jest chwilowe roztkliwienie, tylko jeszcze głęboka rana na sercu. Czekam na ciąg dalszy. Serdecznie pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda
UsuńCóż mogę powiedzieć... Miłość Uli do męża była silna i głęboka. Wychodząc za niego za mąż liczyła na to, że przeżyje u jego boku szczęśliwie życie i razem z nim się zestarzeje. Jej ból po takiej stracie jest ogromny i wciąż nie może się pogodzić z tym, że Leszka już nie ma.
Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za wizytę na blogu. :)
Już tyle zostało napisane, więc ja powiem tylko, że bardzo mi się podobają wszystkie Twoje opowieści. A ta dość szybko mnie wciągnęła. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPięknie dziękuję i bardzo się cieszę, że moja pisanina przypadła Ci do gustu.
UsuńJa również najserdeczniej pozdrawiam. :)
Cieszę się na nową zapowiedź;) Wczoraj jej jeszcze nie widziałam. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMasz bystre oko. Gratuluję. Zapowiedź wstawiłam dzisiaj.
UsuńPozdrawiam serdecznie. :)