ROZDZIAŁ
7
Cieplak rozsunął drzwi do pokoju gościnnego
i szerokim gestem zapraszał Marka.
-
Proszę, proszę się rozgościć. Ja już wstawiam wodę na kawę, a i do kawy też się
coś znajdzie. Pan pewnie prosto z pracy i głodny. My też po podróży zgłodnieliśmy,
bo to nie tak blisko. Wprawdzie obiadu zaproponować nie możemy, ale mamy
wędzone ryby. Lubi pan?
-
Bardzo lubię.
- W
takim razie poczęstujemy pana własnoręcznie wędzonymi rybkami. Ula zaraz
wszystko wypakuje.
Była zła na ojca, że jest tak bardzo wylewny
i taki przyjazny wobec Dobrzańskiego. – Za
chwilę pewnie będzie chciał go adoptować.
Niezależnie od wszystkiego on był ich
gościem i nie wypadało potraktować go obcesowo. Marek tymczasem przysiadł na
kanapie i wziął na kolana kręcącą się koło niego Agatę.
-
Witaj maleńka. Jak masz na imię?
-
Agusia. To mój tatuś – pokazała Markowi ramkę ze zdjęciem Leszka. - Tatuś jest
w niebie, ale ja bardzo go kocham i on mnie też kocha.
Uli ścierpła skóra, gdy dotarło do niej o
czym mówi Dobrzańskiemu jej córka. Przerwała wypakowywanie rzeczy i weszła do
pokoju. Zabrała małą z kolan Marka.
-
Agata nie przeszkadzaj panu. Daj mi zdjęcie taty. Postawimy przy twoim
łóżeczku, dobrze?
-
Ona wcale mi nie przeszkadza – zaprotestował Marek. – Proszę ją zostawić. Ja
bardzo lubię dzieci. Kiedyś sam chciałbym je mieć.
- No
dobrze, ale bądź grzeczna – pozwoliła córce zostać.
Przed Markiem Józef postawił tacę z
filiżankami wypełnionymi czarnym płynem i talerzyk z ciastkami.
-
Proszę się częstować, ja za chwilę podam przekąskę.
Na ławę wjechał ogromny, owalny talerz
zapełniony kawałkami węgorza, wędzonymi płatami dorsza, makreli i halibuta,
dzbanek z herbatą i posmarowany masłem chleb. Marek z przyjemnością pociągnął
nosem.
-
Ależ to wszystko pachnie. Widać i czuć, że świeżutkie. Dawno nie jadłem tak
świeżo wędzonych ryb. To prawdziwa uczta.
-
Proszę jeść. Ja też już siadam a za chwilę dołączy Ula. Agusia zjesz rybkę? –
zwrócił się do wnuczki. – Chodź do dziadka. Dostaniesz trochę.
Marek jadł aż mu się uszy trzęsły. Węgorz i
halibut to była prawdziwa maślana poezja. Dorsz rozpływał się w ustach, a
makrela smakowała przepysznie.
-
Sporo tego przywieźliście. Musiało kosztować majątek. Ryby są smaczne, ale
bardzo drogie.
- My
dostajemy je stosunkowo tanio. Ula ma przyjaciół wśród rybaków i to od nich
zawsze bierze świeżo złowione ryby, a wędzarnię mamy własną, niedużą,
wystarczającą dla nas. Zawsze przywozimy dużo ryb. Mamy także śledzie opiekane
w zalewie i szprotki, bo i te rybki lubimy. Dostanie pan trochę do domu.
- Nie
panie Józefie, to nazbyt hojny prezent. Nie śmiałbym…
-
Proszę się nie krępować. Nam spokojnie wystarczy tego na całą zimę i jeszcze
zostanie. W zeszłym roku musieliśmy porozdawać sąsiadom, bo za dużo
uwędziliśmy. A pan już skończył budować? – Józef zmienił temat.
-
Skończyłem na szczęście, bo jakby to miało trwać dłużej to chyba bym zwariował.
Teraz dopieszczam teren wokół domu. Bardzo lubię porządek i dbam, żeby go
zachować. Na tyłach mam basen z podgrzewaną wodą i jeśli mają państwo ochotę
popływać, to serdecznie zapraszam. To prawdziwa frajda, a i mała Agatka miałaby
uciechę. Można w nim pływać także w zimie, bo jest kryty ruchomym dachem.
- Ja
to pływać nie umiem, ale Ula radzi sobie bardzo dobrze. Może kiedyś odwiedzimy
pana.
Marek zasiedział się u Cieplaka aż do
wieczora. Dobrze mu się rozmawiało z Józefem. Ula niewiele się odzywała a
jedynie słuchała ich rozmowy. W końcu uprzątnęła ze stołu i zabrała Agatę do
kąpieli przed snem. Marek uznał, że to znak, żeby nie przeciągać wizyty.
Podziękował za ryby, które zjadł i za te, które Cieplak wcisnął mu do
reklamówki. Stał jeszcze chwilę, gdy z łazienki wyszła Ula trzymając na rękach
okutaną we frotowy ręcznik Agatę.
-
Chciałem podziękować pani Urszulo i pożegnać się. Nie ukrywam, że byłbym
szczęśliwy, gdyby państwo zechcieli odwiedzić mnie w ramach rewizyty. Jeszcze
raz serdecznie zapraszam. Dobrej nocy.
Józef zamknął za nim drzwi i poszedł do
pokoju córki.
-
Nie wiem dlaczego jesteś do niego taka uprzedzona. To bardzo miły i sympatyczny
człowiek, w dodatku uczynny.
-
No, no, już myślałam, że będziesz go adoptował. Nie wiem… Rzeczywiście sprawia
takie wrażenie jak mówisz, a z drugiej strony w jakiś sposób mnie drażni.
Trudno mi to sprecyzować. Łazienka wolna. Możesz się iść myć. Ja pokręcę się
jeszcze trochę i też się położę. Jutro muszę uruchomić Maćka, żeby pomógł mi z
samochodem. Bez niego jak bez ręki.
Wystarczył jeden rzut oka, by Maciek mógł
stwierdzić, że poszła skrzynia biegów.
-
Czeka cię niezły wydatek. Ta już do niczego się nie nadaje. Pójdę po swoje
autko i zaholujemy twoje do mechanika. Nie ma innego wyjścia. A tak z innej
beczki, podobno przywieźliście ryby dla nas od Nikodema.
-
Nie tylko ryby. Sad obrodził i mam też jabłka dla was. Sami nie przejemy
wszystkiego. Teraz pewnie co niedzielę będę piekła jabłecznik. Przyniosłabym
wam już wczoraj, ale mieliśmy wizytę pana Dobrzańskiego. Ojciec go zaprosił w
ramach wdzięczności za to, że przyholował nas do domu. Załatwmy może najpierw
sprawę samochodu a potem wejdziesz po towar.
Zanim rok się skończył Marek praktycznie co
dwa tygodnie organizował jakieś szalone imprezy. Nie rozumiała tej jego
dwoistości natury. Tu niby taki poukładany, spokojny człowiek, a potrafił
urządzać bale na dwanaście fajerek. One zawsze były bardzo głośne, bo
przychodziło na nie mnóstwo osób i kończyły się grubo po północy. Była
krytyczna wobec takich zabaw. Co najlepsze następnego dnia ich organizator
latał z miotłą i szuflą po posesji sprzątając puszki po piwie i puste butelki
po napojach. Kiedy sypnęło śniegiem już od bladego świtu zasuwał z łopatą
odśnieżając wielki podjazd i drogę do bramy. Jednak w nowy rok coś się
zmieniło. Jak zwykle tego dnia wybrała się z małą na cmentarz. Przechodząc koło
ogrodzenia Dobrzańskiego zauważyła, że nadal wszędzie leży świeżo spadły w nocy
śnieg, a droga do domu usiana jest pustymi puszkami i butelkami szampana. W
dodatku ktoś wrzucił za ogrodzenie wypalone petardy, które rozsypały się przy
pojemnikach na śmieci. – Dziwne –
pomyślała – i kompletnie do niego
niepodobne. O tej porze już jeździłby na łopacie, a tu cisza jak w grobie. Może mu się coś stało? Eeee, przesadzam i
wyobrażam sobie Bóg wie co. Na pewno odsypia zarwaną noc. – Uspokojona
takim tłumaczeniem powędrowała dalej. Jednak wracając znowu przystanęła. Czuła
ewidentny niepokój. Zaprowadziła Agatę do domu i opowiedziała ojcu o tej
dziwnej sytuacji.
-
Nie mam pojęcia co się dzieje, ale to do niego niepodobne. Sam wiesz jaki z
niego czyścioszek, jak bardzo dba i codziennie odśnieża. Tym razem wszystko
zasypane śniegiem i pełno wala się na nim śmieci. Pójdę i sprawdzę, bo może
rzeczywiście on potrzebuje pomocy.
Nacisnęła klamkę i furtka ustąpiła
bezszelestnie. – Prosi się o kłopoty.
Przecież zawsze pamiętał o zamknięciu bramy. – Przebrnęła przez zaśnieżoną
drogę i podjazd. Podobnie jak furtka i drzwi do domu nie były zamknięte. Weszła
cicho do środka i rozejrzała się. Wszędzie panował sterylny porządek.
Błyszczące, wielkie kafle w przedpokoju odbijały jej sylwetkę. Weszła dalej.
Przed sobą miała ogromny salon a za nim wyspę i aneks kuchenny. Z lewej strony
zauważyła drzwi i pomyślała, że to drzwi od pokoju, ale pomyliła się. To była
wielka łazienka i dopiero za nią natknęła się na pokój. Weszła do środka. Łóżko
miało tylko prześcieradło, ale tak skotłowane, że z pewnością ktoś w nim spał.
Usłyszała jęk i wystraszyła się. Obeszła to wielkie łoże i zobaczyła skulonego,
leżącego na podłodze Marka. Błyskawicznie znalazła się przy nim. Wyglądał na
nieprzytomnego. Dotknęła jego czoła. Był rozpalony jak piec.
-
Marek…, Marek…, ocknij się…
Nie słyszał jej jednak. Mamrotał tylko coś
pod nosem. Nawet się nie zastanawiała i zadzwoniła po pogotowie. Długo na nie
czekała. Pomyślała, że człowiek prędzej by się wykończył niż doczekał pomocy. Wreszcie
pojawili się. Podbiegła do bramy i otworzyła ją na całą szerokość, żeby mogli
wjechać na podjazd.
Zaprowadziła ich do Dobrzańskiego.
Podnieśli go i położyli na łóżku. Lekarz zmierzył mu temperaturę.
-
Nie ma na co czekać. Proszę nalać do wanny letniej wody. Koniecznie trzeba go
schłodzić. Może nie dojechać na czas do szpitala.
Działała w stresie. Narobiła mu niezłego
bałaganu, bo w czasie jak ratownicy zanurzali go w wannie ona przekopywała się
przez jego szafy szukając suchych prześcieradeł i ręczników. Znalazła więcej
niż chciała, bo jeszcze po drodze natknęła się na czyste piżamy. Ratownicy
działali systematycznie. Owinęli go w kilka prześcieradeł i przenieśli na
łóżko. Jeden zastrzyk i drugi. Lekarz przepisał jakieś recepty na leki i
zostawił dwa blistry takich, które miały zbić temperaturę. Mówił jej, że co
jakiś czas powinna kłaść mu zimny okład na czoło i szyję.
-
Gdyby za dwie godziny temperatura nie spadła proszę nas wezwać ponownie. Nie
możemy zostać, bo mamy następne wezwanie.
Po ich wyjściu stanęła bezradnie na środku
pokoju. W końcu sięgnęła po telefon i o wszystkim poinformowała ojca.
-
Będę musiała tu zostać tato. Nie mogę go tak zostawić.
- To
zrozumiałe córcia. Ja zajmę się Agatą i przygotuję obiad. Może gorący rosół
postawi go na nogi.
- Na
razie to on jest nieprzytomny od tej gorączki. Trzeba czekać.
Rozłączyła się i wróciła do łazienki w
poszukiwaniu termometru. Był a jakże i to nie jeden. Musiała przyznać, że i w
szafkach miał nieskazitelny porządek. Poukładała rzeczy, które wcześniej
wypadły jej z półek, gdy szukała prześcieradeł. Weszła do kuchni i nastawiła
express. Może zapach kawy go ocuci? Wlała sobie do filiżanki i wróciła do
sypialni Marka. Oddychał ciężko i miał czerwoną od temperatury twarz. Zmoczyła
w lodowatej wodzie kompresy i położyła mu na czoło. Jęknął przeciągle, ale się
nie obudził. Bardzo się pocił. Po godzinie było jakby nieco lepiej, ale wciąż
gorączka była wysoka. Odpakowała go jak mumię i włożyła mu piżamę. Nakryła go
kołdrą i grubym kocem. Mokre od potu prześcieradła wrzuciła do wanny. Miał
suche gardło i spierzchnięte usta. Delikatnie łyżeczką starała mu się wlać mu
do ust choć kilka kropli ciepłej herbaty.
Po kolejnej godzinie ponownie zmierzyła mu
temperaturę. Było trzydzieści dziewięć i pięć kresek. Odetchnęła. Już teraz
chyba nic mu nie groziło. Zadzwonił ojciec. Uspokoiła go, że jest już trochę
lepiej, ale nadal jest nieprzytomny lub po prostu śpi mocnym snem.
-
Ubiorę Agatę i przyniosę mu w termosie gorący rosół. Podam ci przez drzwi, nie
będę wchodził, żeby dziecko nie złapało jakiegoś paskudztwa. Będę za kilka
minut.
Rosół pachniał wspaniale. Nalała trochę do
małej miseczki i usiadła przy łóżku. Jego esencjonalny aromat sprawił, że
Dobrzański poruszył się.
-
Marek obudź się – wyszeptała cicho. - Musisz coś zjeść. Marek…?
Z trudem otworzył ciężkie powieki. Nadal
był rozpalony a jego wzrok nieobecny. Trzymając w ręku miseczkę z rosołem
przysunęła się nieco bliżej.
-
Powinieneś coś zjeść. Mam tu gorący rosół. On na pewno postawi cię na nogi.
Ocknij się i spójrz na mnie.
-
Ula? To ty? Skąd się tu wzięłaś? – wykrztusił przez zaschnięte gardło. Nawet
nie zwróciła uwagi, że i ona, i on zwracają się do siebie po imieniu.
-
Znalazłam cię tutaj rozgorączkowanego i nieprzytomnego. Leżałeś na podłodze i
trząsłeś się.
-
Pamiętam jak spadłem z łóżka, ale nie miałem siły się podnieść.
-
Było tu pogotowie. Miałeś czterdzieści jeden stopni gorączki. Nadal jeszcze
masz wysoką i jesteś słaby. Podciągnę poduszkę, żebyś miał wyżej głowę. Muszę
cię chyba nakarmić.
Ostrożnie podawała mu małe ilości zupy,
żeby się nie zakrztusił. Zjadł, a raczej wypił do końca. Potem podała mu
tabletki i szklankę herbaty.
- Powinieneś
zażyć, żeby zbić to świństwo. Gdzieś ty się tak zaprawił? Aaa, pamiętam. Znowu
przecież była impreza noworoczna – stwierdziła ironicznie.
- No
była… Wybiegałem kilka razy na zewnątrz w samej koszuli. To nie było zbyt
mądre. Te imprezy organizuję nie dlatego, że to lubię Ula. To trochę
konieczność, bo zapraszam na nie obecnych i ewentualnych kontrahentów. To ważne
dla firmy, ale kończę z tym. Niektórzy z nich to prawdziwe fleje. Nawet nie
wiesz jak wiele mam do zrobienia po takiej balandze. Sprzątałem niemal do rana,
tylko już czułem się słabo i nie dałem rady odśnieżyć.
- I
całe szczęście. Inaczej w życiu bym się nie zorientowała, że coś jest nie tak.
Twoje zamiłowanie do porządku bez wątpienia uratowało ci życie. Teraz cię
zostawię. Muszę iść coś zjeść i zobaczyć, czy wszystko w porządku z tatą i
dzieckiem. Ty spróbuj się przespać. Wrócę za jakieś dwie godziny.
-
Obiecujesz?
- No
przecież nie zostawię cię na pastwę losu. Nawet tego nie wiesz, ale dwaj
ratownicy wsadzili cię do niemal zimnej wody, żeby cię schłodzić, a ja
narobiłam ci bajzlu w szafie szukając ręczników i prześcieradeł, którymi cię
owinęli. Bardzo się pociłeś i po godzinie musiałam niestety odwinąć cię z nich
i ubrać ci piżamę. Teraz cały stos leży w wannie. Jak wrócę nastawię pralkę i
wypiorę je. Tu w zasięgu ręki masz ciepłą herbatę z cytryną. Kolejną dawkę
tabletek podam ci jak wrócę. I nie wstawaj, żebyś się nie przewrócił. Chyba, że
potrzebujesz do ubikacji, to póki jeszcze jestem pomogę ci do niej dotrzeć.
-
Bardzo chętnie bym skorzystał – spróbował usiąść na łóżku. – Ale jestem słaby…
Pomogła mu włożyć kapcie i zarzuciła mu na
plecy szlafrok. Objęła go wpół i wolniutko poprowadziła go do łazienki. Aż sama
się zdziwiła jak idealnie wpasowała się do jego boku. Zaraz skarciła się za
takie myśli. Do Leszka też idealnie pasowała.
Opatuliła go szczelnie kołdrą i zarzuciła
na siebie płaszcz.
- No
to pośpij sobie. Ja będę najszybciej jak się da.
Dobrze jest. Marek kocha dzieci i chce mieć swoje;) No to chyba znalazł już dla nich mamę? Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira
UsuńTo jednak chyba zbyt daleko idące wnioski, bo jeszcze trochę się podzieje.
Pozdrawiam pięknie i dziękuję za wizytę na blogu. :)
Niektóre powiedzenia są ponadczasowe i właśnie tutaj nasuwają mi się słowa piosenki - Jak dobrze mieć sąsiada;) Seba jako przyjaciel się nie wysilił. Czy on też baluje na tych eventach? Jeśli tak, to niezły z niego dupek. Nie wie, że po imprezie trzeba wszystko ogarnąć? Nie mógł zostać i Markowi pomóc? No tak, ale wtedy Ula nie miałaby pretekstu do odwiedzenia Marka. Ale i tak uważam, że Seba się nie sprawdza jako przyjaciel. Może później będzie lepiej. Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńW tej historii Olszański to prawdziwy dupek, który w dodatku nie wiedzieć czemu uzurpuje sobie prawo do ingerowania w prywatne życie Marka, jakby ten ostatni nie posiadał rozumu. Jeśli ja miałabym mieć takiego przyjaciela, to lepiej byłoby dla mnie, żeby go wcale nie było. Lepiej na pewno nie będzie. Będzie gorzej. Oczywiście w kontekście Sebastiana.
Pozdrawiam najserdeczniej i dziękuję za wpis. :)
Ale z Markiem wszystko będzie dobrze? Czy tak łatwo nie będzie i trafi do szpitala? Szkoda by było, bo Ulka nie może być zbyt długo poza domem. Agata ma swoje potrzeby. A tak gdyby choroba zakończyła się w domu, to przecież takie przeziębienie wymaga leżenia w łóżku i wtedy Ulka mogłaby mu pomagać. Zobaczę jak to rozwiązałaś. Pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńNo bez przesady. To tylko silne przeziębienie i w końcu Dobrzański się wykaraska. Nie będzie musiał leżeć w szpitalu.
UsuńPozdrawiam serdecznie. Bardzo dziękuję za komentarz. :)
Czy Ula zarazi się od Marka i oboje wylądują w szpitalu w pokojach obok siebie? Mieliby dużo czasu na rozmowy i poznanie się. Czy teraz trafiłam? Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńNiestety nie. O ile wiem, to w szpitalach raczej nie prowadzi się sal koedukacyjnych. Ja bynajmniej nie widziałam, żeby na jednej sali leżeli mężczyźni i kobiety. Ten wariant odpada.
UsuńPozdrawiam serdecznie. :)
Ja też chętnie bym pomogła w zamian za taką ucztę. Aż ślinka leci na te pyszności. Józef jest baaardzo gościnny. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJózef i w serialu był bardzo towarzyski i gościny nikomu nie odmawiał. Co niektórzy nawet tak się spoufalili, że przychodzili i sami się obsługiwali (P. Dąbrowska). Tu Józef akurat poczuł wdzięczność do sąsiada i mógł się zrewanżować w taki smaczny sposób.
UsuńPozdrawiam pięknie i dziękuję za wpis. :)
Józef ugościł Marka i bardzo go polubił, do tego Dobrzański lubi dzieci i Ulka od razu mu się spodobała więc jest idealnym kandydatem na zięcia. :-D Całe szczęście że Ulka postanowiła do niego zajrzeć bo Marek mógł tego nie przeżyć. Ulka się nim zajmie i to powinno ich do siebie zbliżyć a ona pewnie szybko zmieni o nim zdanie. G ;-)
OdpowiedzUsuńG.
UsuńNawet jeśli Józef roi o zięciu, to przecież i tak nie on o tym zadecyduje, a póki co Ula nie bardzo przepada za Dobrzańskim. Pomogła, bo potrzebował pomocy i zrobiłaby to w przypadku jakiejkolwiek innej osoby, bo ma dobre serce. Czy szybko zmieni o Marku zdanie? Wkrótce się przekonasz.
Pozdrawiam cieplutko i bardzo dziękuję za komentarz. :)
No nie powiem, Agatka jest bardzo śmiałym i rezolutnym dzieckiem. Nie ucieka przed nieznajomym. Najzwyczajniej w świecie ładuje się Markowi na kolana. Czyżby brakowało jej kontaktu z młodym facetem? Chyba dziadek już nie ma tyle siły żeby z nią rozrabiać, a Marek w tym względzie zapowiada się nieźle;) Może ta choroba spowoduje, że dziewczyny rzeczywiście będą do niego często zaglądały? Muszą się przecież jakoś zaprzyjaźnić;) Czekam na ciąg dalszy. Serdecznie pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda
UsuńAgatka, to jeszcze małe dziecko. Niewiele rozumie. Ula naopowiadała jej o ojcu i teraz nie rozstaje się z jego fotografią opowiadając wszystkim, kto na niej jest. Inna rzecz, że faktycznie jest dość śmiałym i otwartym dzieckiem.
Pozdrawiam pięknie i dziękuję za wpis. :)
Muszę przyznać, że ja też lubię porządek, ale bez przesady. Jestem w szoku, po całonocnej imprezie spodziewałabym się wylegiwania w łóżku, a dopiero później zabierania za porządki. Chyba bym się bała takiego Marka. A jak dziecko coś nabroi, to on będzie latał za nim ze szczotka i szmatą? Mam nadzieję, że Ula nauczy go zdrowego podejścia do porządków. Ale faktycznie, gdyby nie jego zamiłowanie do latania z łopatą, to choroba mogła zakończyć się źle dla Marka. Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńNiektórzy już tak mają,że zamiłowanie do porządku płynie im we krwi i drażni ich każde odstępstwo od ustalonych przez siebie standardów. Marek jest dość pedantyczny, ale przynajmniej nigdy nie zostaje postawiony w sytuacji, że ma nalot gości a w domu panuje totalny rozgardiasz i nie chodzi tu o to, że jest więźniem we własnym domu i fruwa nad podłogą.
Bardzo Ci dziękuję za wpis i serdecznie pozdrawiam. :)
No i stało się, Ula mogła chyba obejrzeć sobie Marka w całej okazałości. Przebieranie w piżamę mogło przypomnieć jej, że jest kobietą i ma swoje potrzeby. Malutkiej namiastki bliskości miała okazję zaznać odprowadzając Marka do łazienki. Czy te chwile spędzone z Markiem coś zmienią w jej rozumowaniu? Da szansę Markowi i sobie na szczęście? Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńTo było nieuniknione, ale przecież dla niej to nie nowość, bo jednego mężczyznę już miała i widywała go w całej okazałości. Na pewno będzie trochę życzliwsza w stosunku d Marka. W końcu musi nastąpić jakiś przełom, prawda?
Dziękuję bardzo za komentarz. Pozdrawiam serdecznie. :)
Marek zaskarbił sobie sympatię Józefa ,bo na Uli musi trochę poczekać ,mała bez skrępowania wdrapała się na jego kolana. Same plusy. Myślałam ,że on nie zbyt przepada za małymi dziećmi na szczęście myliłam się i okazał się miłym,kulturalnym sąsiadem ,choć bardzo dbającym o porządek ,czasami jest to wadą innym razem zaletą należy zachować odpowiednią równowagę i nie przesadzać.Mam na myśli takie chore podejście do porządku ,bo to może drażnić innych. Ulka wciąż nosi w sercu miłość do zmarłego męża ,opowiada o nim córeczce ,a ta Markowi.Jak dobrze ,że Ulka mieszka blisko ,ma dobre serce i uratowała Marka ,bo różnie mogło się to skończyć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :).
Justyna
UsuńJózef już wcześniej wyczuł, że z Marka nie jest taki zły człowiek. Miał po prostu pecha do ludzi i tyle. Ula w końcu też to zrozumie i wtedy zmienią się ich relacje.
Wielkie dzięki za wpis. Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńoj twarda sztuka z tej Uli. Nic nie dała życzliwość Marka, jego chęć pomocy. Tylko Józef potraktował go przyjaźnie, a Ula wręcz lodowato. To i tak cud, że Marek wysiedział u nich w domu do wieczora. Ale chyba się trochę opłaciło. Pozyskał większą sympatię Józefa i poznał Agatkę. Miał też okazję zobaczyć, jak wyglądał mąż Uli. Była też sposobność odwdzięczenia się za gościnę, z której skwapliwie skorzystał i zaprosił całą rodzinę Uli do siebie. Ula mimo wszystko też poznała go z innej strony. Mimo niechęci do Marka, może właśnie dzięki tej wizycie, Ula zdecydowała się zajrzeć do jego domu. No i dobrze, że to zrobiła. W dość dramatycznych okolicznościach zaczęli mówić do siebie po imieniu, a to jak na nich bardzo duży krok, prawie milowy. Ciekawe czy Ula dalej będzie się nim opiekowała, czy jak zobaczy, że on już jest w lepszej kondycji odpuści sobie pomoc? Mam nadzieję, że dzięki tej chorobie oni wreszcie się do siebie trochę zbliżą. Przecież Marek, to nie diabeł, a nawet gdyby, to przecież nie taki diabeł straszny jak go malują:) Niech tylko Marek zaprzestanie tych ciągłych imprez, bo jak widać nie tylko przeszkadzają one sąsiadom, ale i jemu nie służą. Ma taki piękny dom, w świetnej, cichej okolicy, nie szkoda mu tego? Przecież te tłumy gości wreszcie mu wszystko zniszczą. Jak musi się bawić, to niech idzie do klubu, lokalu. No chyba, że chodzi o to, że nie miałby jak wrócić do domu? Ale nie musi pić, albo jak już, to są hotele, ma firmę, ma rodziców, ma przyjaciół. Zawsze można znaleźć jakieś wyjście. Jak Ula nie będzie widziała tych imprez, to przestanie się złościć i będzie dla niego milsza:) Dziękuję za dzisiaj i czekam na ciąg dalszy. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo uścisków:) Gaja
Gaja
UsuńMarek wreszcie zrozumie, że te imprezy to nic dobrego. Nie dość, że wydaje na nie mnóstwo kasy, to jeszcze musi sprzątać po gościach, wśród których są tacy, co to nie patrzą na względy kulturalne i właściwe zachowanie, ale świnią po całym domu. Ile można sprzątać po takich? To i inne rzeczy wkrótce się zmienią.
Pozdrawiam pięknie, dziękuję za wpis i przesyłam buziole. :)
Jak to małe dzieci potrafią wyczuć człowieka. Agatka czuje, że Marek jest fajny i dlatego może będzie się z nią bawił? Ma rację, będzie? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDla małej Agaty Marek to trochę egzotyka, bo przecież od urodzenia wychowuje ją wyłącznie matka i dziadek. Ojca zna tylko ze zdjęcia i być może dlatego tak lgnie do Marka.
UsuńDziękuję bardzo za wizytę na blogu. Serdecznie pozdrawiam. :)
Bardzo fajny rozdział. Dla Marka niezbyt fortunny, bo jest chory, ale suma summarum, chyba powinien być zadowolony. Okazało się, że miał rację, Ula wcale nie jest zołzą, jest bardzo ciepłą i opiekuńczą osobą. Czekam na cd. Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńDzięki Uli Marek bardzo szybko stanie na nogi a przede wszystkim doceni jej starania. Jej dobry charakter zrobi na nim wrażenie.
Pozdrawiam Cię najpiękniej i dziękuję za wpis. :)
Tatuś kupiony, córeczka kupiona tylko córeczka-mamusia została. Po tej chorobie może coś się zmieni a latem może pojedzie z nim na wakacje i historia poniekąd zatoczy koło i tam gdzie Ula straciła miłość zyska nową.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńChyba bym tak nie generalizowała. W końcu Marek niczym ich nie przekupił. Wyświadczył im przysługę i tym samym tylko utwierdził Józefa w przekonaniu, że nie jest złym facetem. Ula też wkrótce dojdzie do podobnego wniosku.
Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za komentarz. :)
Ale Marek się załatwił! To chyba kara za te imprezy i za zakłócanie spokoju sąsiadom. Dobrze, że Ula ma dobre serce, bo inaczej mogłoby się to dla niego źle skończyć. Do następnego. Pozdrawiam;) AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńTo raczej kara za głupotę, bo kto wylatuje na mróz w samej koszuli? Ta fanfaronada musiała się tak skończyć. Ula ma nie tylko dobre serce, ale i niezłą intuicję, dzięki której znalazła Marka i wezwała pogotowie.
Pięknie dziękuję za komentarz i najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Nie wiem ale chyba coś mi umknęło, a mianowicie czy Marek obecnie ma jakąś dziewczynę. Ula jak zawsze w takich sytuacjach nie umie przejść obojętnie. Ale to dobrze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Julita
Julita
UsuńMarek kiedy kupił działkę obok Cieplaków trochę wcześniej zakończył burzliwy związek z Pauliną. W czasie oglądania posesji wraz z Sebastianem to właśnie ten ostatni dziwił się na co Markowi taka wielka działka i taki wielki dom skoro jest singlem. Do tej pory jest sam a od momentu kiedy po raz pierwszy zobaczył Ulę i uwiodły go jej oczy, w ogóle nie szuka nikogo.
Mam nadzieję, że to Ci trochę wyjaśniło. Dziękuję za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Ciężko zrozumieć Marka, jego dwoistości natury. Prawdziwy z niego Dr. Jekyll i Mr. Hyde. Z jednej strony miły, uprzejmy, sympatyczny, pomocny i dbający o porządek człowiek, z drugiej prawdziwy z niego diabeł jeśli chodzi o dzikie imprezy. I tak podziwiam Ulę i Józefa, że nie robią mu karczemnych awantur. O co mu chodzi? Gdyby jeszcze był nastolatkiem, to można by było takie zachowanie zrzucić na karb wieku. A w przypadku Marka jest to wielka niewiadoma. Może właśnie o to chodzi? Może w kolejnych rozdziałach to się wyjaśni. Zobaczymy, która twarz Marka jest prawdziwa? Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńMarek wyjaśnił w tej części, dlaczego organizuje te imprezy. Nie chodzi wcale o to, że on tak bardzo lubi poszaleć, ale o to, że zaprasza na nie obecnych i tych przyszłych kontrahentów. W ten sposób poznaje ich lepiej, nawiązuje znajomości z nadzieją zawarcia nowych kontraktów. Wszystko dla dobra firmy. Do tej pory uważał, że to najlepszy sposób, ale wkrótce zmieni mu się optyka.
Bardzo dziękuję za komentarz i najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Historia coraz bardziej mnie wciąga i snuję różne domysły jeśli chodzi o tych dwoje. Jakoś nie widać aby Marek miał bliżej do serca Uli. A może się mylę. Słonecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPierwsze lody zostały niejako przełamane. Będzie coraz lepiej i ich relacje znacznie się poprawią. Cierpliwości.
UsuńPozdrawiam pięknie i dziękuję za wpis.
Marek ma dobrze z takimi sąsiadami. Nic tylko go karmią, jak nie rybkami, to rosołkiem. Dbają o niego co najmniej jak o członka rodziny. Marek musi to docenić i zastanowić się nad tymi balangami. Oni zasługują na ciszę i spokój. Gdzie on znajdzie taką dobrą dziewczynę jak Ula, przecież nie na tych swoich imprezach. Co prawda powiedział Uli, że więcej imprez nie będzie, ale ...? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie ma "ale", bo Marek słowa dotrzyma. Rybkami się pożywił zupełnie przypadkowo, a rosołkiem, żeby się wzmocnić i stanąć na nogi. Mimo wszystko on jest jak ten ot, który spada na cztery łapy. ma chłop szczęście.
UsuńPozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za wizytę na blogu. :)
Ula wykazała się dużym opanowaniem widząc Marka w takim stanie. Nie spanikowała, wezwała pogotowie. Mogła przecież mieć traumę po tym co się stało z jej mężem. Przekonała się też, że Marek dba o porządek nie tylko na pokaz przed posesją, ale również ma taki nieskazitelny porządek w domu. Oznacza to, że nie boi się pracy i można na niego liczyć również w zwykłych obowiązkach domowych. Myślę, że dla kobiety, to dość istotna informacja;) Pozdr
OdpowiedzUsuńWiesz jak to jest. Co nas nie zabije to nas wzmocni. Ula była świadkiem znacznie gorszych rzeczy więc lezący na podłodze Dobrzański i w dodatku jęczący tylko trochę ją przestraszył, ale przynajmniej miała pewność, że skoro jęczy, to znaczy, że żyje. Poza tym co do tych porządków to masz rację. Taki facet to skarb.
UsuńPozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Wydawało się, że już będzie między nimi dobrze. Mieli taką sposobność zakopać topór wojenny, a tu Ula wcale się nie odzywała. Marek jak ją drażnił, tak drażni w dalszym ciągu. Chociaż z drugiej strony jednak go nie olała, zainteresowała się co się dzieje. Gdyby rzeczywiście Marek byłby dla niej obojętny, to do głowy by jej nie przyszło martwienie się o sąsiada. Nawet Józef nie protestował i nie wybijał jej z głowy chęć zajrzenia do domu Marka. Później też się przejął jego stanem. Rosołek jest dobry na wszystko, a podany z takich rąk powinien mieć moc uzdrawiającą. Oczywiście z niecierpliwością czekam na kolejną część. Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOla
UsuńPóki co to Marek jest jej obojętny, ale jednak zna go, jest jej najbliższym sąsiadem i już poznała jego zamiłowanie do porządku. To dlatego się zaniepokoiła, że wszędzie był bałagan zupełnie nie w jego stylu. Ula to dobra duszyczka i każdemu by pomogła więc jej reakcja nie powinna dziwić. Co do rosołku to jestem podobnego zdania.
Najserdeczniej Cię pozdrawiam i pięknie dziękuję za wpis. :)
Zastanawiam się czy Marek może sobie pozwolić na leżenie w domu, w łóżku? Jaka jest sytuacja w firmie? Ma kto go zastąpić? Czy też jego obecność jest niezbędna, bo np. Alex knuje tak samo jak w serialu? W jego stanie powinien zostać w domu, ale praca jest bardzo ważna. Ale gdyby musiał chodzić do pracy, to Ula nie miałaby okazji się nim opiekować. Co prawda Ula już się przełamała, więc pretekstów do odwiedzin chyba już nie potrzebuje? Sama nie wiem. Zostało mi czekać na kolejną odsłonę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo właśnie uświadomi mu Ula, że powinien choróbsko wyleżeć. On oczywiście będzie chciał wrócić jak najszybciej do pracy, ale w końcu od czego ma ludzi, którzy mogą go zastąpić przez kilka dni? Przeziębienie było silne z wysoką gorączką i nie należy tego bagatelizować.
UsuńDziękuję bardzo za komentarz. Mam nadzieję, że choć w małym stopniu rozwiałam Twoje wątpliwości. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Spryciula z Ciebie;) Niby coś wiem, ale tak naprawdę dalej wiele niewiadomych. Dzięki za odpowiedź. Czekam na kolejny czwartek. Pozdrawiam jeszcze raz;)
UsuńWszystko wkrótce się wyjaśni. Przecież wiesz, że nie mogę za wiele zdradzić, bo nie było by ciekawie.
UsuńPozdrawiam. :)
Ciekawe czy Marek dotrzyma danego słowa i rzeczywiście skończy te imprezy? Czy jednak imprezy to jego uzależnienie? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJuż wyżej ktoś o to pytał, ale odpowiem, że tak, bo to słowny facet. Imprezy według niego były koniecznością, bo w ten sposób nawiązywał nowe kontakty i pozyskiwał nowych kontrahentów. Okazuje się, że inaczej też można.
UsuńPozdrawiam pięknie i dziękuję za wpis. :)
Bardzo się cieszę, że u Uli jest coraz lepiej. Już tak bardzo często nie myśli o Leszku. Wróciła dawna Ula, ta sympatyczna i troszcząca się o wszystkich, myśląca o sobie na końcu. Ula wykazała się dużą odwaga wchodząc na czyjąś posesję. Teraz są takie czasy, że różnie to może być odebrane. Mogła być posądzona np. o kradzież albo o zwykłe wścibstwo. Dobrze, że nie zastała tam Marka z jakąś imprezowiczką. Byłaby to sytuacja dość krępująca dla wszystkich, a Marek już nigdy by nie miał żadnej szansy u Uli. Z niecierpliwością czekam na opis ich dalszych relacji. Szkoda, że opowiadanie skończyłaś w takim momencie. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńBrama była otwarta, co już jej dało do myślenia, bo wiedziała, że Marek nigdy tak nie robi. Niepokój okazał się uzasadniony i dzięki temu można powiedzieć, że uratowała mu życie.
A rozdział musiałam jakoś skończyć. Dalsza część w kolejnym rozdziale.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i pięknie dziękuję za komentarz. :)
Też myślę, że ta wizyta w domu Uli przyniosła same korzyści dla wszystkich. Pierwsze koty za płoty, a później już powinno być z górki. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńNajwiększe korzyści przyniosła Dobrzańskiemu, bo dzięki tej wizycie wyciągnie się z choroby a Ula mu pomoże. Będzie go doglądać i dzięki temu pozna go lepiej.
UsuńPozdrawiam pięknie i dziękuję za wpis. :)
Już dzisiaj u mnie" Selfi o osiemnastej w Muzie. Po spektaklu zdam relacje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Julita
Julita
UsuńWidziałam na FB zajawki. Ciekawa jestem Twoich reakcji na ten spektakl.
Pozdrawiam. :)
Jeszcze chwila i się zacznie. Przed teatrem widziałam Mirosława Bakę. A tych najważniejszych już nie zdążyłam.
UsuńByłam, widziałam i świetnie się bawiłam. Świetna gra aktorska wszystkich grających. A te teksty niesamowite. Szkoda, że Julia Kamińska i Filip Bobek tak bardzo rzadko razem grają.
UsuńMam oprócz Doroty Pomykały zrobione selfi z pozostałymi.
Pozdrawiam serdecznie
Julita
Julita
UsuńWiedziałam, że Ci się spodoba, a zdjęcia z aktorami bezcenne. Julka i Filip wcale tak rzadko nie grają. Tzn. w teatrze faktycznie grają tylko w jednej sztuce, ale pomyśl o serialach: BrzydUla, Singielka, był nagrany pilotowy odcinek "Danie dnia", gdzie też występowali razem, ale do rozkręcenia serialu nie doszło, a szkoda. W sumie teraz są bardziej aktywni niż kiedyś, bo mają więcej propozycji. Kto wie, być może jeszcze spotkają się razem przy jakimś projekcie Teatru MY. Filip gra już w drugiej sztuce wyprodukowanej przez ten teatr. Pierwszą było "Kochanie na kredyt". Bardzo się cieszę, że Ci się podobało.
Pozdrawiam serdecznie. :)
Nowa zapowiedź! Ale się cieszę, bo to o Uli i Marku;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSpostrzegawczość w cenie. :) Gratuluję i pozdrawiam. :)
Usuń