ROZDZIAŁ
9
Aula uczelni rozbrzmiewała gwarem. Przyszło
mnóstwo ludzi. Opowiadali o wrażeniach z wakacji i
nowinkach. Karolina wraz z Anią trzymały się z tyłu. Nie chciały potem przez
godzinę przepychać się do wyjścia. Sprytna Karolina wypatrzyła dwa wolne
krzesła i błyskawicznie je zajęła pociągając za sobą Anię. Z ich roku przyszło
kilka osób podobnie jak one ciekawych rozkładu zajęć. Inauguracja jak zwykle
była bardzo uroczysta. W pierwszych rzędach siedzieli studenci pierwszego roku
i wywołani odbierali indeksy. Trochę to trwało, ale w końcu mogły już wstać i
pójść pod dziekanat. Tam zazwyczaj na korkowych tablicach wisiały listy.
Podeszły jak najbliżej, ale Ania i tak miała kłopoty z odczytaniem drobnego
druku. Karolina wyciągnęła notes i spisała plan zajęć.
-
Nie jest tak źle. Poniedziałek, wtorek i czwartek do południa mamy seminaria, a piątki wolne. Idealnie.
Chodźmy poszukać twojego promotora. Zaczniemy stąd, bo może jest w dziekanacie.
Weszły do środka i zapytały o profesora Normana,
ale okazało się, że nie ma go dzisiaj i będzie dopiero na czwartkowych
zajęciach. Ania miała więc czas. Wyszły na korytarz. Przy tablicach kłębiło się
mrowie ludzi. Cieszyły się, że mogły wyjść jako jedne z pierwszych z auli. Przynajmniej
nie gniotły się w tym ścisku. Ominęły tłum i kierowały się do wyjścia. Tuż
przed nim wpadły na Tomasza. Za późno było na jakiś odwrót.
-
Cześć dziewczyny – przywitał się. – Pięknie wyglądasz Aniu – posłał swojej
byłej dziewczynie komplement.
-
Daruj sobie. Właśnie dowiedziałyśmy się, że jesteś ogromnym szczęściarzem i to
podwójnym – Karolina nie byłaby sobą, gdyby nie posłała mu kilka
uszczypliwości. Na jego zaskoczoną minę odpowiedziała. – No przecież zostaniesz
za parę miesięcy tatą, a poza tym gratulujemy wybranki serca. Majka w ciąży
wygląda zjawiskowo.
Tomasz spoważniał w oka mgnieniu. Nie
znosił, gdy z niego kpiono.
-
Nie wygłupiaj się dobrze? Doskonale wiecie obie, że to była klasyczna wpadka.
- No
oczywiście. Nie jesteśmy idiotkami, a przy okazji klasyczna zdrada. Twoja
dziewczyna lizała się z ran w szpitalu, a ty zażywałeś w tym czasie cielesnych
przyjemności z inną.
-
Daj spokój Karolina – odezwała się cicho Ania. – Nie mam przyjemności rozmawiać
z tym człowiekiem, ani przebywać w jego pobliżu, więc zabierz mnie stąd.
Karolina ujęła łokieć Ani i ostatni raz
spojrzała kpiąco na Tomasza.
-
Radzę nauczyć się zmieniania pieluch. Taka wiedza na pewno będzie bardzo
przydatna. Jeszcze raz gratulujemy. Mamy nadzieję, że przynajmniej tym razem
zachowasz się jak mężczyzna, a nie jak podły tchórz i weźmiesz odpowiedzialność
za to co zrobiłeś. Cześć dupku. Chodźmy Aniu.
Odprowadził je wzrokiem. Słowa Karoliny
cięły jak noże, ale też dały mu do myślenia. Chętnie wziąłby odpowiedzialność
za swoje dziecko, ale już nie za jego matkę. Majka była mu zupełnie obojętna.
Ciekawe, że Karolina niemal słowo w słowo powtórzyła słowa jego ojca, który na
wieść o tej ciąży rozsierdził się strasznie i wywrzeszczał mu, że powinien
stanąć na wysokości zadania, ożenić się z matką dziecka i sprawić, żeby
wychowywało się w pełnej rodzinie. Matka jak zwykle wzięła jego stronę, ale
nawet jej się dostało za to, że wychowała snoba. Miał twardy orzech do
zgryzienia i kompletnie żadnego pomysłu, jak wybrnąć z tej sytuacji.
Zajęcia zaczęły się na dobre. Mimo to Ania
znajdowała czas, żeby spotykać się z Kubą. Przyjeżdżał w sobotę do południa i
wyjeżdżał w niedzielę wieczorem. Ania przywykła do tych wizyt i nawet odliczała
czas do kolejnej. Coraz bardziej przywiązywała się do Kuby. Pod koniec
listopada zabrał ją do Krakowa. Już któryś raz z kolei wystawiał tam swoje
prace. Były więc rzeźby, płaskorzeźby i obrazy olejne. Stawała bardzo blisko,
by móc je podziwiać i docenić talent autora. Kilka takich wystaw w roku
pozwalało Kubie żyć bez stresu, że któregoś dnia zabraknie mu pieniędzy na
życie. Mimo dość młodego wieku był już rozpoznawalny a jego nazwisko stawało
się coraz bardziej znane nie tylko w Polsce, ale i za granicą. O tym wszystkim
Ania dowiedziała się w drodze do grodu Kraka. Zabawili tam trzy dni. Kuba
wynajął dwuosobowy pokój w jednym z tutejszych hoteli. Traf chciał, że posiadał
tylko jedno łóżko. Jednak nie wycofał rezerwacji. Ania uznała, że to bez sensu,
bo przecież są dorośli. Spali przytuleni do siebie, ale Kuba okazał się
gentelmanem w każdym calu i nie wykorzystywał sytuacji, za co Ania była mu
bardzo wdzięczna.
Prace zostały sprzedane. Rzeźby kupił ktoś
ze Szwajcarii, prawdopodobnie jakiś marchand. Kuba był bardzo zadowolony, bo
pokaźny zastrzyk gotówki pozwalał mu przetrwać zimę.
W grudniu gruchnęła na uczelni wieść, że
Majka w święta wychodzi za mąż za Tomasza.
-
Jednak nie spełniła się twoja przepowiednia o tym, że Majka będzie samotną
matką – komentowała to wydarzenie Ania. – Kto by pomyślał, że taka głupiutka i
naiwna Majka usidli największego przystojniaka na uczelni.
-
Jestem pewna, że jego zmuszono do tego ślubu i nie była to Majka, ani jej
„powalająca” uroda. Co do jednego mam pewność, że on nie będzie szczęśliwy, a
jego życie diametralnie się zmieni i to na gorsze. Nie będzie już mamusi, która
będzie stała murem za swoim synkiem i broniła go jak niepodległości. Majka to
prosta dziewczyna bez ogłady i dobrych manier, które Tomciu wyssał z mlekiem
matki. Nie będzie miał lekko, oj nie będzie.
Ślub się odbył. Tomasza zobaczyły jednak
dopiero po nowym roku. Szedł korytarzem ze spuszczoną głową jakby się wstydził
uwieszonej na jego ramieniu Majki podsuwającej każdemu pod nos dłoń uzbrojoną w
pierścionek zaręczynowy i grubą obrączkę. Ona tryskała świetnym humorem, on
wręcz przeciwnie. Ania poczuła nawet coś na kształt współczucia, ale nie trwało
to długo. On nie zasłużył sobie na współczucie.
Kończyła pisać pracę. Tekst był już po
dwukrotnych konsultacjach z promotorem, który wniósł na nim swoje poprawki.
Teraz pozostało tylko dokonać korekty, wydrukować i zanieść do introligatora.
Tym ostatnim obiecała zająć się Karolina. Termin obrony wyznaczono Ani na
trzeciego czerwca. Karolina miała się bronić dopiero za miesiąc.
Święta wielkanocne spędzili u dziadków na
wsi. Kuba przyjechał i zabrał tam całą rodzinkę Kruków. Sam też był na te
święta zaproszony. Jeszcze było chłodno, chociaż zauważali pierwsze pąki na
drzewach. Nie odmawiali sobie spacerów leśnymi dróżkami, by po nich grzać nogi
przy kominku u Kuby w salonie. Rodzice Ani też mieli możliwość podziwiać ten
stary-nowy dom. Pamiętali doskonale jak wyglądał wcześniej i tym bardziej nie
szczędzili pochwał Kubie.
W dniu jej obrony zjawił się przed uczelnią
z bukietem kwiatów. Chciał jej zrobić niespodziankę. Wiedział, o której ma się
zacząć obrona i cierpliwie czekał przed wejściem. Wyszła wreszcie w
towarzystwie Karoliny uśmiechnięta od ucha do ucha.
-
Kuba przyjechał – mruknęła do Ani.
-
Kuba? Gdzie?
Ale on już był przy niej. Wycisnął na jej
ustach słodkiego buziaka i podsunął pod nos kwiaty.
-
Gratuluję kochanie – wyszeptał. – Na pewno zdałaś śpiewająco.
-
Dziękuję. Zdałam na piątkę. Skąd wiedziałeś… - nie pozwolił jej skończyć.
-
Mama się wygadała, a tak naprawdę to wyciągnąłem te informacje od niej. To co
moje drogie, musimy to uczcić. Zapraszam was na solidny obiad, dobrą kawę i
szampana.
Kiedy odwoził Anię do domu zapytał, czy ma
do załatwienia jeszcze jakieś sprawy w mieście.
-
Pomyślałem sobie, że mogłabyś się spakować i pojechać ze mną. Nic cię tu
przecież nie trzyma.
- W
zasadzie… nic. Najpierw jednak muszę pogadać z rodzicami jak oni się na to
zapatrują.
Rodzice nie mieli absolutnie nic przeciwko
temu. Zachwyceni dobrym wynikiem obrony mówili, że jej wyjazd jest wręcz
niezbędny, bo ciężko pracowała i zasłużyła na długi odpoczynek. Nie pozostało
nic innego jak tylko spakować rzeczy, wziąć kilka drobiazgów potrzebnych
dziadkom i zadzwonić do Karoliny.
-
Postanowiłam jechać razem z Kubą i nie wiem na jak długo. Muszę trochę pomyśleć
i zastanowić się nad sobą i nad swoimi możliwościami, co ewentualnie mogłabym
robić. Mam nadzieję, że dobijesz do nas po swojej obronie. Koniecznie musisz
zadzwonić i powiedzieć jak ci poszło, chociaż ja już jestem pewna, że zdasz
śpiewająco. Odwaliłaś naprawdę kawał dobrej roboty.
-
Mam nadzieję, że będzie tak jak wróżysz. Poza tym nie mam zamiaru wkuwać dzień
w dzień. Zanim zadzwoniłaś rozmawiałam z Wojtkiem i umówiłam się na randkę. To
nie w moim stylu starzeć się w samotności. A ty wypoczywaj, pozdrów ode mnie
dziadków i powiedz, że bardzo za nimi tęsknię. Do zobaczenia w takim razie.
Tym razem Kuba nie gnał na złamanie karku,
ale jechał spokojnie i przepisowo. Wiózł przecież swój największy skarb jak
mawiał. Dziadkowie powiadomieni o przyjeździe wnuczki ucieszyli się bardzo i
zakrzątnęli koło kolacji. Młodzi przez całą drogę rozmawiali o tym, czym
ewentualnie mogłaby się zająć ociemniała Ania.
-
Może nauczyłbym cię sztuki lepienia garnków i wypalania ich. Mogłabyś spróbować
swoich sił w ich zdobieniu. Trochę jednak widzisz i myślę, że dałabyś radę. To
naprawdę wdzięczna praca i mogłaby ci przynieść satysfakcję, a gliny jest dość
niedaleko domu. Jakbyś doszła do wprawy moglibyśmy sprzedawać je na jarmarku,
albo otworzylibyśmy w miasteczku jakiś sklep. Latem sporo tu turystów, a
jesienią grzybiarzy. Na pewno znaleźliby się chętni na twoje prace. To nie
muszą być tylko garnki, bo dzbany, czy ozdobne donice też cieszą się
powodzeniem.
Ania mocno powątpiewała w swoje zdolności
pod tym względem.
-
Kuba ja w ogóle nie mam zmysłu artystycznego, nie poradzę sobie z tym.
-
Masz poczucie estetyki, a to pierwszy krok w dobrym kierunku. Najważniejsze
jest opanowanie rzemiosła i tu jestem spokojny, bo we wszystkim co robisz masz
zacięcie i upór. Dasz radę kochanie, a ja wszystkiego cię nauczę. Przynajmniej
spróbujesz. Jak ci nie będzie się podobało lub kiepsko szło, to odpuścimy i
pomyślimy o czymś innym.
Ania słuchając go uśmiechała się do swoich
myśli. Troszczył się o nią i martwił. Zależało mu na niej i na tym, żeby ją
uszczęśliwić. Na każdym kroku czuła tę miłość i rozpierało ją szczęście, że ma
obok tak wspaniałego człowieka. Jeszcze nie usłyszał od niej słowa „kocham”,
ale była pewna, że już wkrótce mu powie, że i ona jego też kocha. Kocha całym
sercem. On nigdy jej nie zawiódł, wyprzedzał jej myśli sprawiając, że odczuwała
wyłącznie komfort zarówno fizyczny jak i psychiczny. Po prostu zawsze był obok
gotów wesprzeć, wyręczyć, odciążyć, ulżyć, czy podać, jeśli czegoś
potrzebowała.
-
Spróbuję z tą gliną. Może to jest właśnie moje powołanie?
Kuba uśmiechnął się pod nosem, ujął jej
dłoń i przycisnął do ust wciąż obserwując drogę.
-
Jestem pewien, że jakieś w sobie odkryjesz. Za chwilę będziemy na miejscu.
Dziadkowie pewnie stoją już przy bramie i wypatrują nas.
Nawet nie przypuszczała, że praca w glinie
przyniesie jej tyle radości i choć pierwsze próby były bardzo nieudolne, to z
każdą następną szło jej coraz lepiej. To nie było tylko formowanie dzbanów, czy
mis na kole, to były także różne zwierzęta mocno stylizowane, kubki do kawy,
czy zdobne patery. Kuba we wszystkim jej pomagał, udzielał cennych rad
pokazywał jak ładnie wymodelować żurawia, czy głowę słonia. Robił jej duże
rysunki, by mogła dostrzec szczegóły. Piec do wypalania każdego dnia pracował
pełną parą, a Ania lepiła i lepiła. Ułożyła sobie plan dnia. Wstawała wcześnie
rano i szła podbierać kurom jajka, potem doiła krowy wyręczając babcię. Po
śniadaniu zabierała laskę i spacerkiem szła do domu Kuby. Wracali oboje na
obiad a po nim znowu do pracy. Ania miała trochę wyrzutów sumienia, że nie
poświęca tyle czasu dziadkom ile by chciała, ale oni zdawali się doskonale ją
rozumieć i nie mieli żalu.
-
Musisz nauczyć się nowego zawodu Aniu, to ważniejsze od czegokolwiek. Wiemy, że
jesteś zbyt ambitna, żeby siedzieć bezczynnie w domu i użalać się nad sobą.
Jeszcze trochę i przyjedzie Karolina. Ona godnie cię zastąpi. To prawdziwa
chłopczyca. Łazi po drzewach jak niejeden chłopak, lubi rąbać drzewo, co w
ogóle jest zadziwiające. Wyręcza w tym dziadka. To świetna dziewczyna i jest
jak nasza druga wnuczka.
Ania śmiała się słysząc o tej chłopczycy.
-
Tylko tak do niej nie mów babciu. Ona wreszcie czuje się kobietą. Poznała
chłopaka i chodzi z nim na randki. Kto wie, być może przywiezie go tutaj?
Miałabyś coś przeciwko temu? Jeśli uważasz, że się nie pomieścimy poproszę
Kubę, żeby Wojtek mógł u niego nocować.
- No
co za nonsens – obruszyła się babcia. – Miejsca jest dość. Pięć pokoi. Jakbyśmy
się mieli nie pomieścić? Niech zabiera chłopaka i przyjeżdża. Przyda się
jeszcze jedna para silnych rąk.
Pod koniec pierwszego tygodnia lipca
odezwała się Karolina. Powiedziała, że obrona poszła gładko i może już
przyjechać. Ania wtedy zaproponowała, żeby wzięła ze sobą Wojtka.
-
Przyda się tutaj. Babcia już szykuje dla niego pokój. Niech bierze urlop. My
czekamy tu na was niecierpliwie.
Ania jak zwykle pokazała, że nie należy się poddawać. Ukończenie studiów później lepienie w gliniane tego wszystkiego. Może i się powtórzę ale mam dla niej wielki podziw za siłę walki i hart ducha.
OdpowiedzUsuńKarolina za to jest niesamowita. Ona i ten jej cięty język.
Tomasz jakże mi go nie żal. Podły drań. Ale za to Kuba może i jakieś wady ma lecz ja ich nie znalazłam.
Pozdrawiam serdecznie
Julita
Z okazji świąt Bożego Narodzenia życzę Zdrowia, Szczęścia i oraz nie ustającej weny w tworzeniu nowych opowiadań.
UsuńPozdrawiam serdecznie
Julita
Julita.
UsuńPięknie dziękuję za życzenia. Za chwilę wstawię swoje już tak bardziej oficjalnie.
Ania wciąż szuka sposobu na siebie i skłonna jest spróbować wszystkiego. Ma wielkie oparcie w Kubie, który z całą pewnością ma o niebo lepszy charakter od Tomasza i o wiele więcej empatii. Karolina nadal jest sobą. W jakimś sensie chce się zemścić na Tomaszu za Anię. Ma cięty język, a jej słowa bolą go bardziej niż miałaby użyć wobec niego rękoczynów.
Pozdrawiam Cię najpiękniej w ten świąteczny czas i bardzo dziękuję za życzenia i komentarz. :)