KOCHANI
Z okazji nadchodzących Świąt Wielkanocnych życzę Wam ciepłej, rodzinnej i radosnej atmosfery, wiosennego nastroju i bogatych prezentów od zająca.
Wszystkiego najlepszego.
Przywitała się z Magdą i weszła do gabinetu
Marka.
-
Przyniosłam to sprawozdanie – pomachała plikiem kartek. – Wszystko jest dobrze,
tylko w dwóch miejscach zrobiłam korektę. Poprawiaj i pisz.
-
Bardzo się cieszę – rzekł odbierając od niej pismo – i naprawdę mi ulżyło.
-
Musisz mieć więcej wiary we własne możliwości. Wygląda na to, że jak chcesz, to
potrafisz. Wracam do siebie. Mam jeszcze trochę roboty.
Po wyjściu Uli szybko wprowadził poprawki
do tekstu i wydrukował go. Jego treść przesłał mailem do Magdy i Sebastiana.
Wstał od biurka i przeszedł do sekretariatu ponownie wręczając asystentce
dokumentację obu szwalni i informując ją, że może pisać sprawozdania opierając
się na tekście, który jej przesłał. Potem poszedł do kadrowego. Trochę go
niepokoiło, że do tej pory nie przyszedł z protokołami.
-
Jak ci idzie? Kończysz?
- No
nie…
-
Nawet mi tak nie mów. Wysłałem ci mailem wzór sprawozdania. Jeszcze dzisiaj
muszą być gotowe. Nie odpuszczę ci tego. Jutro rano mam zamiar złożyć wszystko
u Febo, więc postaraj się. Ja wziąłem na siebie pięć szwalni i za chwilę siądę
do sprawozdań, więc jeśli mnie się udało, to tobie też się uda. Sprężaj się
przyjacielu – rzucił na odchodne.
Olszański zmełł przekleństwo w ustach i
mruknął – żeby cię szlak trafił Dobrzański. Żeby cię szlak… - Szło mu wolno i
opornie. Nie potrafił się skupić i co chwilę mylił tabele, w których miał
wpisywać dane. Pewnie będzie musiał ślęczeć nad tym do wieczora. A mógł być ten
wieczór taki miły…
Alex wszedł do swojego gabinetu i ze zdziwieniem
odnotował obecność w nim Marka. Uścisnęli sobie dłonie.
-
Długo czekasz?
-
Nie… Tyle co przyszedłem.
-
Musiałem coś załatwić na mieście i stąd to spóźnienie. Masz jakąś sprawę? –
wskazał na teczkę, którą Marek trzymał w dłoni.
- Mam.
Nawet dwie sprawy. Jak wiesz zrobiliśmy objazd po szwalniach. Tu są protokoły i
sprawozdania podpięte do dokumentacji. Oprócz tego mam dla ciebie miesięczny
raport.
Alex szeroko otworzył oczy ze zdumienia.
-
Naprawdę uporałeś się z tym wszystkim?
-
Naprawdę. Nie było łatwo, bo jak wiesz, nigdy nie przemęczałem się robotą, ale
Ula bardzo mnie zdopingowała i ty także. Mam nadzieję, że wszystko zrobiłem jak
należy. Gdybyś miał jakieś wątpliwości, to po prostu zadzwoń.
-
Bardzo ci dziękuję. To naprawdę miłe zaskoczenie i wysoce pozytywne. Zaraz to
przejrzę.
- To
ja lecę. Zabieram się za organizację pokazu. Mam niecały miesiąc i nadzieję, że
zdążę.
-
Zdążysz. Na pewno zdążysz. Jestem o to dziwnie spokojny.
Wyszedł od Alexa z uśmiechem na ustach.
Zwłaszcza to ostatnie zdanie bardzo go podbudowało. Zdziwił się, że potrzeba
naprawdę niewielkiej zachęty, żeby zdopingować człowieka do jeszcze większych
starań. Wszedł energicznie do sekretariatu i oznajmił:
- Magda,
robimy naradę wojenną. Dzwoń po Olszańskiego.
Siedzieli u Marka w gabinecie i słuchali co
ma do powiedzenia w sprawie pokazu.
-
Nie możemy spocząć na laurach. Alex pochwalił nas i ucieszył się, że oddaliśmy
wszystko dwa dni przed terminem. Przed nami kolejny wysiłek i to chyba o wiele
większy niż objazd po szwalniach, bo znacznie więcej rzeczy trzeba będzie
ogarnąć. Przede wszystkim musimy poszukać miejsca, w którym moglibyśmy go
urządzić.
-
Ale po co? – odezwał się Olszański. – Przecież hotel, w którym odbywały się do
tej pory nadawał się do tego idealnie.
- To
prawda Seba, ale okazał się zbyt drogi. Mamy napięty budżet a ja nie mam
zamiaru go przekroczyć nawet o złotówkę. Wprawdzie to wstępny budżet
zawierający koszty szacunkowe, ale i tak muszę być ostrożny. Wiesz dobrze, że
nigdy nie sporządzaliśmy tak ogromnego zestawienia kosztów. To będzie niejako
nasz chrzest bojowy. Ten wstępny sporządził Alex, ale sam mówił, że jest dość
nieprecyzyjny, bo już był tak zmęczony, że ledwo mógł myśleć. W takim stanie
nie trudno o pomyłki. Tak czy siak, trzeba będzie przejrzeć jakieś oferty w
internecie i wybrać najkorzystniejszą. Do tego dochodzi catering i w to
chciałbym ubrać ciebie Magda. Zrób rozeznanie wśród firm cateringowych. Wybierz
te z najkorzystniejszymi cenami i zrób rekonesans. Dalej zespół muzyczny. Nie
taki co gra disco polo, ale jakiś porządny z dobrym repertuarem. To działka dla
ciebie Sebastian. Tobie też powierzam drukarnię, wybór i zamówienie trunków, załatwienie
obsługi bankietu i kwiaciarnię. Na pewno trzeba będzie zamówić wielki stojący
kosz na finał pokazu. Sobie zostawiam wybór twarzy kolekcji, załatwienie modelek
i modeli, oświetleniowców i dźwiękowców, sporządzenie listy gości,
powiadomienie mediów i wybór pleneru na zdjęcia do katalogu. Reszta wyjdzie w
trakcie. No to do roboty. Ja idę do Pshemko.
Olszański wyszedł od Marka z kwaśną miną.
Miał dość. Uważał, że Marek celowo obarcza go nadmierną ilością obowiązków.
Obwiniał już wszystkich o to, że musi harować jak ostatni głupek. Winą obarczał
przede wszystkim Ulę, bo gdyby nie ona i ten absurdalny ślub, oni nadal
wiedliby życie wiecznych chłopców bez trosk i kłopotów. Winił Alexa, bo uważał,
że przesadza z tym zmęczeniem i wziął Krzysztofa na litość. Marek też dał się
na to nabrać. Czuł, że go traci. Nie miał innych przyjaciół. Od zawsze miał
tylko jego a teraz on nie ma dla niego nigdy czasu, bo wiecznie jest zajęty i
uwierzył, że ma jakąś chorą misję do wykonania. Poczuł się samotny, opuszczony
i nie potrafił poradzić sobie sam ze sobą. Ta bezradność go dobijała, a
jednocześnie sprawiała, że narastał w nim bunt, złość i chęć zrobienie czegoś, co
sprawiłoby, żeby było jak dawniej. Nie miał pojęcia, co by to miało być, ale
wierzył, że coś wymyśli.
Termin pokazu zbliżał się wielkimi krokami.
Nadszedł wrzesień. Marek dopinał budżet wciąż radząc się Uli i prosząc ją o
przejrzenie poszczególnych pozycji. Udało mu się wynająć salę w Starej
Pomarańczarni w Łazienkach. Budynek był zabytkowy, ale z wielkim potencjałem.
Najpierw dogadał się telefonicznie, a potem wraz z Ulą wybrali się na
oględziny, które wypadły bardzo pozytywnie. Uznali, że Pshemko będzie
zachwycony. Marek musiał tylko dopilnować budowy wybiegu dla modelek w większej
sali. W mniejszej miał być zorganizowany bankiet. Magda odwiedziwszy wszystkie
interesujące ją firmy cateringowe wybrała tę najkorzystniejszą cenowo próbując
wszystko, co miała do zaoferowania. Powoli przygotowania zaczęły nabierać
rumieńców. Alex ułatwił Markowi sprawę dając listę gości, którzy zaproszeni
byli na poprzedni pokaz. Również listę mediów. Marek był mu wdzięczny, bo to
pozwoliło zaoszczędzić czas. Wraz z Ulą wypisywali zaproszenia, które Sebastian
załatwił w drukarni. Wyglądało na to, że jednak zdążą, chociaż każdy z nich
działał w dużym stresie.
Lato dobiegało końca. W porze lunchu Marek
zabierał Ulę na spacery do leżącego nieopodal firmy parku. Tu łapali chwile
oddechu spacerując wokół stawu i starodrzewu. Marek coraz częściej pozwalał
sobie na intymne gesty w stosunku do Uli zachęcony tym, że nie protestowała i
nie uciekała przed nimi. Dzisiaj też wybrali się na przechadzkę. Szli wolno
zasłaną pierwszymi opadłymi liśćmi alejką. Marek objął ją i przytulił do
swojego boku. Spojrzała na jego poważną, skupioną twarz. On już nie był tym
Markiem jakiego znała z opowiadań Krzysztofa. Nie biegał po knajpach i nie
wywoływał skandali pozwalając się fotografować z roznegliżowanymi panienkami.
Te ostatnie miesiące wycisnęły na nim piętno. Piętno rozsądku i
odpowiedzialności za własne czyny. Nie spodziewała się aż takiej przemiany i to
w tak krótkim czasie, ale bardzo ją doceniała i była naprawdę z niego dumna.
Pokochała go, bo stał się taki, o jakim marzyła. Teraz nie miała mu już nic do
zarzucenia. Jej teściowie odetchnęli i mocno uwierzyli w jej moc sprawczą,
chociaż ona mówiła im, że przecież nic takiego nie zrobiła, a jedynie
rozmawiała z Markiem i uświadamiała mu najważniejsze rzeczy. Przylgnęła do
niego mocniej.
- O
czym myślisz? Jesteś taki poważny i skoncentrowany…
Odwrócił do niej twarz i uśmiechnął się
lekko.
-
Myślę jak to będzie i czy wszystko się uda. Trochę się boję, żeby nic się nie
posypało. Bardzo mi zależy na tym, żeby podobało się rodzicom i obojgu Febo.
-
Naprawdę nie masz się czego obawiać – pocieszyła go. - Już niewiele zostało do
roboty. To co najważniejsze macie ogarnięte. Więcej wiary, bo nic złego się nie
stanie. Jestem tego pewna i dumna z ciebie, bo świetnie sobie poradziłeś.
Przystanął na środku ścieżki i wbił w nią
spojrzenie swoich szarych oczu.
-
Naprawdę tak uważasz?
-
Nie mówiłabym ci o tym, gdybym myślała inaczej.
Objął ją mocno i przytulił twarz do jej
policzka.
-
Nie wiem jak poradziłbym sobie bez ciebie. Dodawałaś mi otuchy, dopingowałaś do
wysiłku, motywowałaś. Bardzo cię kocham Ula i szczerze przepraszam, że na
początku naszego małżeństwa nie byłem wobec ciebie w porządku. To zdarzyło się
tylko jeden raz i nigdy więcej już tego nie powtórzyłem, i nie powtórzę. Jesteś
w stanie mi wybaczyć?
-
Już dawno ci wybaczyłam. Wybaczyłam w momencie, w którym dostrzegłam jak się
zmieniasz. Już nie jesteś taki jak kiedyś i mam nadzieję, że tamten okres
zamknąłeś na wielką kłódkę. Ja też cię pokochałam właśnie takiego jak teraz i
nie chcę, żebyś się zmieniał.
Jego twarz pojaśniała i wypełzł na nią
szczęśliwy uśmiech.
-
Nawet nie wiesz jak bardzo pragnąłem to usłyszeć. Modliłem się o to i bałem
jednocześnie, że rok minie a ty odejdziesz, bo nie zdołasz mnie pokochać.
-
Bez obawy. Nigdzie się nie wybieram. Wracajmy. Kończy się przerwa na lunch.
Stara Pomarańczarnia w sobotnie popołudnie
tętniła życiem. To właśnie dzisiaj miał się odbyć pokaz jesienno-zimowej
kolekcji firmy Febo&Dobrzański. Zaczęli napływać pierwsi goście, których w
otwartych drzwiach budynku witał Alex i Ula z Markiem. Pojawili się Dobrzańscy
wraz z towarzyszącą im Pauliną. Przywitali się z nimi serdecznie. Krzysztof jak
zwykle przytulił Ulę wyrażając zachwyt jej wyglądem.
-
Nie wiem jak ty to robisz moja droga, ale wyglądasz cudnie a twoja uroda jest
powalająca.
-
Dziękuję tato – wyszeptała zawstydzona. Przywitała się z Pauliną i Heleną
informując je, że wszyscy mają miejsca w pierwszym rzędzie. Pojawił się
Sebastian z nieznaną Markowi panną uwieszoną na jego ramieniu. Junior odniósł
wrażenie, że przyjaciel jest jakiś przygaszony i zasępiony. Nie miał jednak
czasu, żeby dociekać, skąd u niego taki nastrój, bo musiał witać następnych
gości.
Alex wyszedł na wybieg z mikrofonem w ręku.
Przywitał wszystkich zgromadzonych informując ich przy okazji o najnowszych
modowych trendach, które wyznaczył na ten sezon genialny projektant Pshemko.
-
Jestem pewien, że ta kolekcja nie zawiedzie państwa. Powiem jeszcze tylko, że
całość pokazu zorganizowana została przez nasz dział promocji i marketingu pod
kierownictwem dyrektora Marka Dobrzańskiego. A teraz zapraszam serdecznie na
nasz show.
Kreacje wzbudziły szczery entuzjazm i
zachwyt. Pshemko dostał owacje na stojąco, które trwały dłuższą chwilę. Chwilę
jego triumfu. Wniesiono wielki kosz pełen kolorowych róż jako uwieńczenie
pokazu. Alex ponownie wszedł na wybieg zapraszając zgromadzonych na bankiet.
Kiedy po licznych wywiadach zebrali się
przy jednym stole prezes wstał i podniósł do góry kieliszek z szampanem.
-
Marek, to tobie należą się największe gratulacje oczywiście oprócz naszego
mistrza. Miałem wątpliwości, czy poradzisz sobie, ale jak się okazało, zupełnie
niepotrzebne. Spisałeś się bracie na medal. Sam lepiej bym tego nie
przygotował. Wielkie podziękowania i dla ciebie Sebastian a także dla Magdy, Uli
i Pauliny, bo i one miały w tym niemały udział. Wznoszę toast za
Febo&Dobrzański.
Seniorzy byli wzruszeni. To dzisiaj był ten
szczęśliwy dla nich dzień, gdy ich syn z wielkim zaangażowaniem zorganizował
świetne widowisko. Nie zaniedbał niczego i dopieścił najdrobniejszy szczegół.
Krzysztof poklepał Marka po ramieniu.
-
Nawet nie wiesz jak bardzo jesteśmy z ciebie dumni. Dorosłeś, spoważniałeś i
zrozumiałeś, że w życiu są ważniejsze sprawy od zabawy w klubach. Bardzo nas to
cieszy synku. Bardzo.
- A
ja dziękuję wam za piękną i mądrą żonę – przygarnął do siebie Ulę. – Z całą
pewnością rozwodu nie będzie, bo kocham tę kobietę bardziej niż własne życie i
całkiem niedawno dowiedziałem się, że ona mnie także. Mogę was zapewnić, że
będą z tego wnuki – spojrzał na Ulę, której policzki przybrały kolor dojrzałego
buraczka. Roześmiał się na całe gardło. – No nie wstydź się kochanie. Rodzice
już nie mogą się ich doczekać. Zanim jednak się urodzą pozwól, – podał jej rękę
– że zatańczymy. – Wyszedł z nią na środek parkietu i poprowadził w takt granej
melodii. Był świetnym tancerzem a ona w jego ramionach czuła się lekka jak
piórko. Tego wieczora zatańczyli mnóstwo tańców. Ula nie mogła odmówić Alexowi
i swojemu teściowi. Także Adam poprosił ją o taniec. Tylko Sebastian trzymał
się z dala i obtańcowywał pannę, z którą przyszedł. W pewnym momencie Marek
zauważył go przy barze i podszedł do niego z szampanem. Podał mu kieliszek i
stuknął w niego swoim.
-
Twoje zdrowie przyjacielu. Chcę ci podziękować za współpracę i jednocześnie
przeprosić, że bywałem czasem niemiły. Niestety obawiam się, że nie mamy już
powrotu do dawnych czasów. Ten krótki okres zmienił mnie i moje podejście do
pracy.
Sebastian spojrzał na niego dziwnie. Jego
twarz nie wyrażała niczego. Tylko Bóg jeden wie, co działo się teraz w jego
głowie.
- No
cóż… - odparł. – Szkoda…, naprawdę szkoda… Marzy mi się wspólny wypad. Tęsknię
za naszym życiem. Nie muszą być panienki, tylko my dwaj jak dawniej. Nie musimy
się upijać, ale zwyczajnie posiedzieć przy koniaczku, pooddychać klubową
atmosferą i po prostu pogadać.
- Na
takie coś mogę przystać. Ula na pewno nie będzie miała nic przeciwko temu. To
na kiedy się umawiamy?
-
Następny piątek po pracy może być?
- No
to umówieni.