ROZDZIAŁ 2
Po kilku dniach leżenia w łóżku było już
znacznie lepiej, jednak nadal miała silny katar i kaszel. Lekarz na wizycie
kontrolnej zmienił jej antybiotyk i wypisał zwolnienie na kolejny tydzień. Nie
była z tego zadowolona. Praca zawsze była dla niej najlepszym lekarstwem na
samotność. Przynajmniej przez osiem godzin pozwalała o niej zapomnieć.
Momentami myślała nad tym, że powinna podjąć się jakiejś dodatkowej roboty,
którą mogłaby wykonywać popołudniami. Wtedy wracałaby do pustego domu jedynie po
to, żeby się przespać. Jolka była bardzo sceptyczna, gdy słuchała o takich
pomysłach.
-
Już teraz tyrasz jak wół. Chcesz się zaharować na śmierć i nic nie mieć z
życia?
- I
tak nic z niego nie mam więc co za różnica?
-
Jesteś wariatką, wiesz?
Któregoś dnia przyszła do pracy z
tajemniczą miną i szepcząc jej do ucha wyjaśniła, że zapisała je obie na seans
u wróżki.
-
Oszalałaś? – Ula była oburzona. – Przecież to czyste oszustwo. Kobieta popatrzy
w szklaną kulę i wywróży mi męża? Naprawdę wierzysz w te bzdury?
-
Nie bądź uparta. Ja chcę ci tylko pomóc. Słyszałam, że ona naprawdę ma dar.
-
Dar? – prychnęła Ula. – Chyba dar wyciągania pieniędzy od naiwnych.
Mimo oporu jaki czuła przed tego rodzaju hochsztaplerami
pozwoliła się Jolce zaciągnąć do tej kobiety. Urzędowała na drugim piętrze
starej kamienicy. Wspięły się po drewnianych, trzeszczących schodach i
zadzwoniły do drzwi. One natychmiast się otwarły jakby właścicielka mieszkania
stała przy nich i czekała na klientów. Przedpokój był długi i mroczny a od
reszty mieszkania oddzielały go ciężkie, zakurzone kotary. Wróżka była kobietą
stosunkowo młodą. Chyba nie miała więcej jak czterdzieści lat, co trochę Ulę
zdziwiło, bo wyobrażała ją sobie jako zgrzybiałą staruchę z haczykowatym nosem
w kolorowej chustce na głowie, pobrzękującą niezliczoną ilością koralików.
Tymczasem ta w niczym nie przypominała tych wyobrażeń. Była ubrana całkiem
zwyczajnie w kraciastą, modną spódnicę i bluzkę z długim rękawem.
-
Proszę przejść do tego pokoju, – odezwała się do niej – a koleżanka niech na
razie zaczeka.
Ula przysiadła na krześle przy niewielkim
okrągłym stoliku. Obiecała sobie, że nie będzie się w ogóle odzywać. Skoro ta
kobieta jest taka świetna niech to ona opowie jej o przeszłości i przyszłości.
Wróżka rozłożyła karty i przez chwilę przypatrywała się im. Podniosła głowę i
wbiła przenikliwy wzrok w Ulę.
- Do
tej pory nie miałaś szczęścia w życiu, co? Zawsze było pod górkę. Widzę śmierć
bliskiej osoby, ale to przeszłość. Jakieś kilka lat temu. Starszy mężczyzna bardzo
schorowany. Myślę, że to twój ojciec – odwróciła kilka kart. – Długo jesteś
sama i samotna. Odgradzasz się od świata. Budujesz mur. Musisz przestać, bo to
nie wróży niczego dobrego. Nie możesz zdać się na przypadek, bo w życiu
wszystko ma swoje uzasadnienie. Twój los w twoich rękach – znowu odwróciła
kilka kart. Uśmiechnęła się. – Ale są i dobre wiadomości. Na razie nie ma wokół
ciebie żadnego mężczyzny, przy którym twoje serce zabiłoby mocniej, ale to się
zmieni. Nie potrafię powiedzieć konkretnie kiedy, dlatego musisz uzbroić się w
cierpliwość. Jedno mogę powiedzieć na pewno, że to nastąpi jeszcze w tym roku. Widzisz
tego waleta pik? Pojawi się pewien przystojny brunet. Ma jakąś niedobrą
przeszłość, ale to nie będzie miało dla ciebie większego znaczenia. Wygląda to
trochę dziwnie, bo karty mówią, że będziesz go znała wcześniej, ale nie
osobiście. To wszystko, co mogę ci powiedzieć. Mam nadzieję, że jesteś
zadowolona.
Sama nie wiedziała, co ma o tym myśleć.
Cały ten seans wydawał jej się surrealistyczny. Powiedziała jej prawdę o ojcu i
o tym, że jest samotna, ale opowiastka o przystojnym brunecie wydała jej się
mało prawdopodobna. Pozna go jeszcze w tym roku. Był dopiero styczeń więc
równie dobrze może minąć jedenaście miesięcy. I co miało znaczyć, że będzie go
znała wcześniej? Tego nie rozumiała zupełnie. Teraz ona zamieniła się miejscami
z Jolą. Ta ostatnia chciała tylko wiedzieć, czy zostanie szczęśliwą mamą.
Bardzo zależało jej na dziecku.
Kiedy opuściły starą kamienicę Ula mówiła
niewiele za to Jolka była cała w skowronkach, bo usłyszała to, co chciała.
- W
końcu się doczekam. Wróżka wyraźnie zobaczyła nasze dziecko w kartach. Mam
nadzieję, że się nie myli.
Po tej wizycie u wróżki życie Uli niewiele
się zmieniło może poza tym, że częściej wypuszczała się z domu na samotne
spacery do parku wypatrując wśród kręcących się tam mężczyzn przystojnego
bruneta. Było to dość trudne, bo pogoda była mroźna i wszyscy na głowach mieli
czapki.
Z nudów powróciła do pisania pamiętnika.
Znalazła go kiedyś przy okazji świątecznych porządków. Leżał sobie zapomniany w
pawlaczu. Ostatni wpis był w dniu śmierci taty. Kartka nosiła ślady łez i była
mocno pofałdowana z tej wilgoci. Początkowo starała się zapisywać wszystko, ale
z czasem doszła do wniosku, że to jest kompletnie pozbawione sensu, bo jeden
wpis był łudząco podobny do poprzedniego, co dowodziło tylko, że w jej życiu od
dawna obecna jest nuda i monotonia. – Co
ze mną jest nie tak? Nie olśniewam urodą to fakt, ale przecież mówią, że każda
potwora znajdzie swojego amatora. Gdzie mój amator? Gdzie ten przystojny brunet
z niedobrą przeszłością? Już nigdy nie dam się namówić Jolce na takie
zwariowane pomysły. Ten z wróżką był ostatni.
Na początku lutego zadzwoniła do niej Ania,
żona Maćka z informacją, że u niej w firmie ogłaszają nabór do działu
księgowości i czy byłaby zainteresowana.
-
Wiem, że od jakiegoś czasu chcesz zmienić pracę, bo Maciek mi mówił. U nas
jedna z księgowych odeszła na emeryturę i szukają kogoś młodego, ale z jakimś
doświadczeniem. Nadawałabyś się idealnie.
- To
fantastyczna wiadomość i jestem ci bardzo wdzięczna Aniu. Jak najbardziej
jestem zainteresowana, bo chyba muszę coś zmienić w swoim życiu.
-
Skoro tak, to przywieź mi wszystkie dokumenty w sobotę jak będziesz w Rysiowie.
Ja je złożę, żebyś nie musiała się specjalnie zwalniać z pracy i dowiem się,
kiedy przewidują rozmowy kwalifikacyjne.
Zawsze wracała tu chętnie. Oprócz przykrego
obowiązku pójścia na cmentarz reszta pobytu w Rysiowie była wyłącznie
przyjemnością. Jej rodzinny dom wyglądał teraz zupełnie inaczej. Maciek
solidnie się napracował, żeby urządzić go nowocześnie i tak jak chcieli.
Usadzona w głębokim fotelu z filiżanką mocnej kawy i z obłędnie pachnącym
ciastem odpowiadała na liczne pytania Maćka i Ani.
- My
też mamy dla ciebie nowiny – siedzący obok żony Maciek przytulił ją do swojego
boku. – Na jesieni zostaniesz ciocią. To już pewne.
Ula ze łzami w oczach uściskała ich oboje.
-
Tak bardzo się cieszę kochani i tak bardzo wam zazdroszczę. Mnie chyba nie jest
pisane zostać matką i żoną chyba też nie. Ta moja samotność uwiera mnie jak
gwóźdź w bucie i czasem jest nie do wytrzymania – wytarła mokre policzki.
-
Nawet tak nie mów Ula – żachnęła się Ania. – Każdy ma jakąś swoją połówkę
pomarańczy, tylko musi się dobrze rozglądać. Czasem trzeba pomóc szczęściu –
przyjrzała się Uli krytycznie – i ty też byś mogła. Powinnaś zmienić coś w
sobie. Może skrócić włosy, albo zainwestować w bardziej nowoczesne okulary? Te
zasłaniają ci pół twarzy.
-
Już dawno myślałam o tym, ale jakoś nie umiałam się zebrać. Masz rację. Mam
nadzieję, że jednak przyjmą mnie do pracy w Febo&Dobrzański, a jak nowa
praca, to i nowy wizerunek – wyciągnęła z torby papierową teczkę i podała ją
Ani. - Masz, bo jeszcze zapomnę, a z tym przecież tu przyjechałam. Jest komplet
dokumentów łącznie z certyfikatami i dyplomami. Mam nadzieję, że nie każą długo
czekać na rozmowy kwalifikacyjne?
-
Myślę, że nie. W księgowości zawsze jest dużo roboty i brak jednej osoby
stanowi problem. Ja dokumenty oddam w poniedziałek Sebastianowi Olszańskiemu.
To nasz kadrowiec, ale rozmowy będzie przeprowadzał prawdopodobnie Alexander
Febo, dyrektor finansowy i Adam Turek, który będzie twoim bezpośrednim
przełożonym. On tak naprawdę nie ma nic do powiedzenia w żadnej kwestii, bo o
wszystkim decyduje Febo, który jest dość surowy. Myślę jednak, że potrafi
docenić zdolnego pracownika z takimi kwalifikacjami jak twoje.
Ten następny tydzień był dla niej nieco
stresujący głównie dlatego, że chciała mieć tę rozmowę kwalifikacyjną już za
sobą. W banku na razie nic nie mówiła, że ma zamiar zmienić pracę. Jolka też o
niczym nie wiedziała. Ula nie chciała się tym chwalić. Przecież nic jeszcze nie
było przesądzone. Wreszcie w środę zadzwoniła Ania mówiąc jej, że ma się stawić
w firmie w piątek na godzinę dziewiątą.
-
Przyjdź trochę wcześniej, żebyśmy zdążyły wypić kawę. To cię trochę uspokoi.
Pamiętaj - piąte piętro.
W piątek już nie mogła dospać. Była
podekscytowana. Wczoraj odebrała od optyka swoje nowe okulary. Zaliczyła też
fryzjera, który dość mocno skrócił jej włosy i dał im nowy, brązowy kolor.
Teraz wyglądała naprawdę nieźle. Ubrana w nowo zakupioną garsonkę prezentowała
się niezwykle profesjonalnie i schludnie.
Kilka minut po ósmej dotarła na ulicę
Lwowską, przy której mieściła się firma. Weszła przez szklane drzwi i
zlokalizowała windy. Jedna z nich otworzyła się bezszelestnie. Nacisnęła guzik
z numerem piątym, gdy ktoś wsadził teczkę do środka powstrzymując drzwi przed
zamknięciem się. Ula przylgnęła do tylnej ściany. Do wnętrza windy wsunęła się
wysoka, szczupła i bardzo elegancka kobieta, a tuż za nią wysoki, przystojny
brunet. Najwyraźniej się kłócili i w ogóle nie zwracali uwagi na to, że w
windzie oprócz nich jest ktoś jeszcze.
-
Nie będziesz mi mówił, co mam robić. To dziecko ma też ojca a ja nie mam
zamiaru zajmować się nim po całych dniach. Nie urodziłam się kurą domową,
zapamiętaj to sobie.
- To
dziecko przede wszystkim powinno mieć matkę, a ty szlajasz się gdzieś po mieście
nie wiadomo z kim. Ja nie będę tego znosił. Mam cię powyżej uszu. Doprowadzę do
tego, że wniosę sprawę do sądu o rozwód i pozbawienie cię praw do dziecka. To
chyba nie jest normalne, że ona płacze na twój widok.
Winda zatrzymała się na piątym piętrze.
Pierwsza wyszła kobieta zadzierając nos do góry i stukając niebotycznie
wysokimi szpilkami. Za nią wysunął się mężczyzna. Przybrał na twarz uśmiech i
podszedł do recepcji.
-
Dzień dobry Aniu – pochylił się i musnął jej policzek. – Masz coś dla mnie?
-
Mam – sięgnęła po gruby plik korespondencji. – Weź też klucze, bo Violetty
jeszcze nie ma.
Kiedy odszedł od lady Ula podeszła i
przywitała się z Szymczykową.
-
Już jestem. Dostanę tej kawy?
- No
jasne. Chodź tu do mnie i usiądź.
-
Kto to był? Jechałam z nim windą i z jakąś ładną kobietą, ale oboje strasznie
się kłócili.
- To
Marek Dobrzański – Ania wskazała dłonią na wielkie zdjęcie wiszące tuż obok
wind. – Nasz prezes, a ona to Paulina Febo-Dobrzańska, jego żona i siostra
Alexandra Febo, dyrektora finansowego. Prawdziwa jędza.
-
Kłócili się o jakieś dziecko.
-
No, jak zwykle. Ona nie chciała go mieć, a on bardzo. Rzeczywiście chyba byłoby
lepiej, gdyby go nie mieli. Ona kompletnie nie nadaje się na matkę. Dziecko źle
na nią reaguje, bo rzadko ją widzi. Wychowują je głównie dziadkowie i Marek. To
dziewczynka. Ma chyba trzy lata i jest przesłodka. Całkiem podobna do tatusia.
Szkoda dzieciaka. W tym wieku powinna doświadczać matczynej miłości, a tego nie
ma. Naprawdę nie wiem, po co on się z nią ożenił. Ale dość o nim. Rozmowa
kwalifikacyjna odbędzie się w sali konferencyjnej. To tuż obok. Tak jak ci
mówiłam decydujący głos będzie miał Alexander Febo. Obecny będzie Turek, główny
księgowy i dyrektor HR Olszański. Przede wszystkim nie stresuj się. Masz wiedzę
i umiejętności. Jestem pewna, że poradzisz sobie doskonale. Postarałam się,
żebyś weszła jako pierwsza. Tak jest najlepiej.
Do holu zaczęli napływać inni kandydaci na
stanowisko ekonomisty. Ula nie spodziewała się, że będzie ich aż tylu. Nerwowo
przełknęła ślinę. Zaczynała wątpić czy dostanie tę pracę.