ROZDZIAŁ 10
W porze lunchu poszła do bufetu. Od jutra
chyba nie znajdzie czasu na ploteczki z dziewczynami. Jak tylko ją zobaczyły
zaczęły gadać jedna przez drugą.
-
Dlaczego córka prezesa mówi do ciebie „ciociu”? Co cię z nim łączy? Czyżby
miłość? Opowiadaj!
Podniosła ręce w obronnym geście.
-
Chwila, chwila. Nie wszystkie naraz. Poproszę najpierw herbatę i kanapkę –
usiadła przy stoliku. – Faktycznie mogło was to trochę zdziwić, ale nie ma w
tym żadnej sensacji ani tajemnicy. Same wiecie, że Marek jak rozwiódł się z
Pauliną to sprzedał dom. W zamian kupił wielkie mieszkanie w tym samym bloku, w
którym i ja mieszkam. Też byłam zaskoczona, kiedy spotkałam go z dzieckiem na
placu zabaw. Od słowa do słowa okazało się, że mieszka na ostatnim piętrze i
usiłuje zrobić porządek w mieszkaniu, bo przeprowadził się dzień wcześniej.
Zaproponowałam, że zajmę się małą, żeby miał więcej swobody w działaniu. Zosia,
to kochane dziecko, polubiła mnie i zaczęła nazywać ciocią. Ot i wszystko.
- A
my myślałyśmy, że to bardziej romantyczna historia – powiedziała zawiedziona
Ela.
- No
bardzo mi przykro, że was rozczarowałam – zachichotała Ula. – A wam jak minął
weekend?
Następnego dnia przeniosła się do gabinetu
Alexa uprzedzając Matyldę i Beatę, że gdyby miały jakieś problemy, to mają
dzwonić, lub przyjść na piąte piętro. W drodze do gabinetu Alexa natknęła się
na Marka, który najpierw rozejrzał się, po czym przyciągnął ją do siebie i
cmoknął w usta.
-
Dzień dobry Ula – wyszeptał, gdy już oderwał się od niej. – Wybacz, ale nie
mogłem się oprzeć.
Purpurowa z zażenowania wykrztusiła
-
Nic nie szkodzi. To było nawet... przyjemne, ale nie chciałabym wzbudzać
jakichś niezdrowych sensacji, więc może spróbuj się opanować.
- To
będzie niezwykle trudne – przewrócił oczami. – Idziesz do Alexa?
-
Tak. Wczoraj wszystko z nim uzgodniłam i z moimi dziewczynami też.
Najważniejsze to dobra logistyka. Poradzimy sobie. Zosia u dziadków?
-
Tak. Zawożę ją tam w poniedziałek i zostaje u nich do piątku. Ja przez ten czas
jestem tatusiem dojeżdżającym. Trochę to uciążliwe. Nawet myślałem, żeby od
września zapisać ją do tego przedszkola na osiedlu. Byłoby mi wygodniej a i ona
oswoiłaby się z innymi dziećmi. Moi rodzice też nie są już tak sprawni jak
kiedyś i nie nadążają za tym żywiołkiem.
- To
chyba dobry pomysł. Powinieneś jak najszybciej tam dotrzeć i zapytać, czy mają
miejsca. Wiem, że z tym może być problem.
-
Serio? Nie wiedziałem. Jeszcze dzisiaj tam podjadę jak będę jechał do rodziców.
A może pojechałabyś ze mną? Zosia się ucieszy.
-
Ten pomysł z kolei niekoniecznie jest dobry. Nie znam twoich rodziców, a raczej
znam ich tylko ze zdjęć. Czułabym się skrępowana.
-
Niepotrzebnie. Sporo mógłbym im zarzucić, ale na pewno nie brak uprzejmości,
czy brak poczucia taktu. Poza tym Alex tyle im nagadał o tobie, że ojciec od
pokazu bardzo chce cię poznać. Zobaczysz, nie będzie tak źle.
Podjeżdżali pod willę Dobrzańskich a ona
wciąż nie mogła wyzbyć się wątpliwości. Drzwi otworzyła im gosposia seniorów
informując, że oni sami siedzą z Zosią na patio. Wraz z Markiem przeszła przez
długi hol podziwiając po drodze kosztowne antyki. Wyszli na zalany słońcem
taras. Pod wielkim parasolem siedział Krzysztof popijając jakiś sok, a Helena
zajęta była Zosią.
-
Dzień dobry wszystkim – huknął Marek. Zosia z piskiem podbiegła do niego, a on
podniósł ją i wycałował jej policzki. – Zobacz kogo ci przyprowadziłem.
-
Ciocia Ula! – wyciągnęła do niej ręce. Odebrała ją od Marka i cmoknęła słodko.
-
Witaj skarbie. Stęskniłam się za tobą.
Krzysztof podniósł się z fotela i dołączył
do zbliżającej się Heleny.
-
Moi drodzy przedstawiam wam Ulę Cieplak. Słynną Ulę Cieplak, genialnego
ekonomistę i autorkę najlepszego budżetu w historii firmy. Ula jest też moją
dziewczyną.
Ostatnie słowa Marka wdeptały ją w ziemię.
Zrobiła się purpurowa.
Po co im to powiedział? W jakim celu?
Sądziła, że dzisiaj na korytarzu wyraziła się dość jasno.
Krzysztof ujął jej dłoń i szarmancko
ucałował. Helena ograniczyła się do podania ręki uśmiechnąwszy się serdecznie.
- Jest nam niezwykle miło poznać panią –
powiedziała. - Mąż był pod ogromnym wrażeniem tych oszczędności, które udało
się pani wygenerować. To był prawdziwy majstersztyk.
- To
prawda, – Krzysztof potwierdził słowa żony – a jeszcze jak usłyszałem tyle
pochwał od Alexa, byłem przekonany, że zatrudniliśmy naprawdę kogoś
wyjątkowego, niezwykle uzdolnionego i nietuzinkowego. Bardzo chciałem poznać
panią osobiście.
-
Mnie też jest niezwykle miło poznać państwa i poczytuję to sobie za zaszczyt,
bo w firmie jesteście legendą. I jeszcze taka mała prośba. Bardzo proszę mówić
mi po imieniu.
-
Siadajmy – Helena zaprosiła szerokim gestem wszystkich do stołu. Na pewno
jesteście głodni. Nasza gosposia zaraz poda obiad. My już jedliśmy wcześniej ze
względu na Zosię. Ja tylko dam jej znać i zaraz wracam.
Na obiedzie się nie skończyło. Po nim
podano kawę i różne słodkości. Zosia nie schodziła Uli z kolan. Krzysztof
wypytywał o studia i przebieg jej kariery zanim trafiła do F&D. Faktycznie
przestała odczuwać zdenerwowanie. Rozluźniła się, bo rodzice Marka okazali się wyjątkowo
mili i uprzejmi.
-
Miałem jeszcze dzisiaj podjechać do przedszkola u nas na osiedlu. Chciałbym
zapisać do niego Zosię, żeby miała kontakt z dziećmi. Tak będzie najlepiej, a
ja nie będę musiał codziennie przepychać się przez całą Warszawę, żeby do was
dojechać. Niestety – zerknął na przegub dłoni – dzisiaj już nie zdążę. Najlepiej
będzie jak podjadę rano przed pójściem do pracy.
-
Nie boisz się, że zacznie łapać różne choroby? Dzieci tak łatwo je roznoszą –
zmartwiła się Helena.
-
Ona musi swoje odchorować teraz, gdy jest mała, żeby później mieć spokój. Nie
będzie tak źle.
Tak jak Marek jej obiecał weekendy spędzali
w chacie nad jeziorem. Tu ładowała baterie na kolejne pięć dni. Jeszcze tydzień
miała takiej harówki. Alex nie dzwonił do Marka i nie dzielił się z nim, co
zwojował w Londynie. Marek też nie nagabywał go telefonami. Nie chciał mu
przeszkadzać. Zresztą teraz całą jego uwagę zajmowała Ula i Zosia. Coraz
częściej zdobywał się wobec niej na bardziej intymne gesty. Uwielbiała siedzieć
wieczorami na werandzie z kieliszkiem wina w dłoni, wtulać się w jego ciepłe
ramiona, słuchać koncertu świerszczy i cichego plusku wody. Czuła się wreszcie
szczęśliwa. To wszystko było dla niej nowe, czasem wydawało jej się, że śni na
jawie. Odkrywała tę miłość, smakowała ją wszystkimi zmysłami. Nigdy w życiu nie
doświadczyła tak wielu emocji na raz. Marek całował cudownie. Jego pocałunki
były delikatne, czasem ledwo muskały jej usta, by po chwili żarliwie wpić się w
nie i pozbawić ją tchu.
Zosia miała pamięć jak mamut. Siedziała na
werandzie z naburmuszoną miną i marudziła.
-
Mówiłaś wczoraj, że pójdziemy na łąki pleść wianki.
-
Mówiłam. Obiecałam ci i słowa dotrzymam. Dzisiaj tata gotuje, a my robimy sobie
wolne. Dopiję tylko tę kawę i ruszamy. Przynieś adidasy. Nie możesz iść w
klapkach. W trawie mogą być kleszcze. Opowiadałam ci, że są niebezpieczne.
Mała pobiegła po obuwie i już po chwili
ruszyły w stronę łąk, na których kwitła dorodna koniczyna. Uzbierawszy jej
spore naręcze przysiadły na zwalonym pniu i Ula zaczęła pokazywać małej jak się
plecie wianek.
Zajęta tą skomplikowaną czynnością zamilkła
na dłuższą chwilę, co było u niej czymś znamiennym, bo przeważnie buzia jej się
nie zamykała.
-
Ciocia? – odezwała się w końcu. – A ożenisz się z moim tatusiem? On jest
naprawdę fajny i bardzo kochany.
Ula wytrzeszczyła oczy na małą. Zośka
jednak potrafiła ją zaskakiwać. Skąd w jej główce lęgły się takie pomysły?
-
Zosieńko, co też ci przyszło do głowy? Kobiety się nie żenią, kobiety wychodzą
za mąż.
- No
dobrze. Wyjdziesz za mąż za mojego tatusia? On jest bardzo samotny.
Ula o mały włos nie parsknęła śmiechem.
Zośka jak na trzy i pół latkę była niesamowicie rezolutna, ale nawet ona nie
wpadłaby na coś takiego.
- A
skąd wiesz, że tata jest samotny?
-
Słyszałam jak babcia mówiła do dziadka. Mówiła, że jest jeszcze młody i taki
samotny, i że powinien się ożenić. A potem powiedziała, że jesteś piękna i
mądra, i że z tobą byłby szczęśliwy.
- O rany… Ta mała powtarza wszystko jak
papuga. Trzeba będzie uważać na to, co się przy niej mówi. Naprawdę tak
powiedziała?
-
Naprawdę. To wyjdziesz za tatę, czy nie? – powtórzyła uparcie. – On cię kocha.
Ja też cię kocham. Wreszcie miałabym mamę – spuściła głowę i westchnęła. – Wszystkie
dzieci mają mamy, a tylko ja nie mam.
- O matko. Nie sądziłam, że to dziecko aż tak
bardzo odczuwa jej brak. Nigdy nie wspominała o Paulinie, nie mówiła, że za nią
tęskni. Myślisz, że nadaję się na twoją mamę?
Zosia podniosła głowę i uśmiechnęła się
szeroko pokazując wszystkie mleczaki i te słodkie dołki w policzkach.
-
Jesteś najlepsza na mamę! – wykrzyknęła z entuzjazmem i rzuciła jej się na
szyję.
Siedzieli u Alexa w gabinecie i słuchali
jego relacji z pobytu w Londynie. Jego twarz promieniała szczęściem.
-
Gdybym cię nie posłuchał bracie, do końca życia bym tego żałował. Poszedłem do
jej firmy i najpierw dowiedziałem się, czy jest w pracy i o której kończy.
Kupiłem wielki bukiet czerwonych róż i czekałem na nią przed wejściem. Tak
bardzo bałem się jej reakcji, że serce miałem w gardle. Wreszcie wyszła i
zauważyła mnie. Im bliżej podchodziła tym bardziej jej piękne oczy wypełniały
się łzami. Ja też nie wytrzymałem i rozryczałem się. Runąłem przed nią na kolana
i powtarzałem w kółko „Julia wybacz mi, wybacz.” Odstawiłem niezły cyrk. Kiedy
zaczął gromadzić się tłumek gapiów wstałem i pociągnąłem ją za sobą. Weszliśmy
do pierwszej napotkanej knajpy i tam wreszcie mogłem jej powiedzieć dlaczego tu
jestem. Ona tak jak ja nie związała się z nikim. Wciąż jest sama jak palec, bo
nie potrafi o mnie zapomnieć tak jak ja o niej. Za dużo lat straciliśmy przez
złe języki i moją głupotę. Wszystko wyjaśniliśmy. Ona wraca do Polski. Pozamyka
tylko firmowe sprawy i przyjedzie. Mam nadzieję, że przyjmiesz ją do pracy?
-
Oczywiście że tak. Była świetna w swojej dziedzinie. Potrzebujemy przecież
najlepszych fachowców. Tak się cieszę, że wam się udało.
- Ja
też – odezwała się Ula. – To bardzo romantyczna historia Alex i było by
niedobrze, gdyby nie skończyła się happy endem. Szczerze gratuluję wam obojgu.
Zasłużyliście na szczęśliwe życie jak mało kto.
- A
co tutaj?
-
Jeśli pytasz o robotę, to wszystko pod kontrolą. Ula poradziła sobie znakomicie
przy wydatnej pomocy swoich dziewczyn. Obiecałem im premię w wysokości ich
pensji i mam nadzieję, że nie będziesz oponował. Poza tym jestem szaleńczo
zakochany w pewnej dziewczynie o niesamowicie błękitnych oczach a co
najważniejsze ona tę miłość odwzajemnia. Mam zamiar jeszcze w tym roku
zaciągnąć ją do ołtarza, a raczej do magistratu. Nasz związek być może nie jest
długi, ale za to bardzo intensywny.
Ula wytrzeszczyła na Marka oczy. – To dzieje się za szybko, zdecydowanie za
szybko… To coś w rodzaju oświadczyn? Chyba za bardzo cię ponosi.
Rozbawiony Alex patrzył na naburmuszoną
minę Uli. Marka oczy śmiały się do niej.
-
Można tak powiedzieć, choć nie mam przy sobie odpowiedniego rekwizytu. Przecież
się kochamy to na co mamy czekać? Mamy chodzić ze sobą przez pięć następnych
lat tylko po to, żeby upewnić się co do naszych uczuć? Bez sensu. Kochanie, ja
chcę mieć z tobą dzieci. Nie chcę, żeby Zośka była jedynaczką. Jak najszybciej
musimy zmajstrować sobie bobasa.
Ula oblała się soczystą czerwienią. Jej
policzki płonęły. Alex nie wytrzymał i ryknął głośnym śmiechem.
-
Nie wstydź się Ula. Znam tego wariata i wiem, że jest trochę w gorącej wodzie
kąpany, ale to dobry człowiek i jak mówi, że cię kocha to tak jest.